piątek, 30 stycznia 2015

Liam "1 Moment" cz.4 - I'm worry about you too!

Około 21 wróciłem do swojego mieszkania. Byłem wykończony. Niby nic wielce nie robiłem, ale za dużo emocji. Usłyszałem odchrząknięcie, więc obróciłem się w kierunku dźwięku.
- Zayn co tu robisz? - spytałem.
- Em... Mogę zostać na kilka nocek? Perrie... Hm... Zerwaliśmy. - przedstawił sytuację w skrócie.
- Kolejna męska dziwka do niej przyjechała? - mruknąłem.
- Tak. - powiedział.
- Zostań ile chcesz, ale sypialni ci nie oddam. W sumie to wiesz co? Jak se wyremontujesz drugi pokój to będzie on twój. Fajne będzie mieć współlokatora. - zaproponowałem.
- Świetnie. Normalnie kocham cię stary. Kolejny raz dupę mi ratujesz. - wstał energicznie i położył ręce na moich ramionach.
- No wiesz, ta twoja dupa nie jest zła, szkoda będzie ją poobijać. - zażartowałem.
- Jeny, Liam, ale cie ta twoja dziewczyna zmieniła... Kiedy ją w końcu poznam, hm? Bo wiesz, musimy poważnie porozmawiać. Jak ona ci złamie serce to nie wiem co ja jej zrobię. Powinniśmy porozmawiać o pszczółkach i kwiatkach? - śmiał się.
- To nie moja dziewczyna... - powiedziałem jak naburmuszony 5-latek.
- Ooo! Daddy się zakochał... Idź spać tygrysie, bo pewnie jutro znów będziesz mnie z nią zdradzał. - pokręcił z dezaprobatą głową.
- Jasne, stary. Branoc. - zaśmiałem się i wszedłem do swojego pokoju.
Rzuciłem się na łóżko i wyciągnąłem telefon. Miałem jedną wiadomość od Stephanie...
Od: Steph❤
Podjęłam decyzję... Stracę nogę i pół ręki, ale wiem, będzie warto... Srać na taniec, póki mam ciebie... Też mi na tobie zależy i nie chcę cię ranić...
Do: Steph❤
Zwariowałaś? Stephanie przemyśl to jeszcze. Nie patrz na mnie czy na twoich bliskich. Masz czas... Bo może ta operacja okaże się złym pomysłem. Steph, już ci to mówiłem. Nie wybaczę sobie tego, jeśli to oni nie dadzą rady cię wybudzić... Co myśli o tym twoja mama?
Od: Steph❤
Nie rozmawiałam z nią... Najpierw wolałam ciebie poinformować o tym, że chcę się podjąć operacji. Nie martw się Liam... BĘDZIE DOBRZE! Ale tylko wtedy, kiedy ty też w to uwierzył.
Do: Steph❤
Jesteś głupia. Tzn, wierzę, że będzie dobrze, ale jesteś głupia ryzykując tak wiele. Pamiętaj, jutro koncert i przyjadę do ciebie o 18:30. ;*
 Od: Steph❤
Do czego ty mnie zmuszasz. Mam tylko 15 lat!!! Gdybyś tylko widział minę mojej mamy jak zobaczyła ten bilet. Mówiła, że mnie nie puści dopóki nie powiedziałam jej, że jadę tam z tobą. Już nic nie wspominałam, że to twojego zespołu. Niech się domyśla czym się zajmujesz! 
Do: Steph❤
No weź... Znamy się już rok, codziennie u was jestem, a ona nadal nie wie? ;d
Od: Steph❤
Nadal nie wie! Najwyraźniej moja mama żyje pod kamieniem. Lol xd
Do: Steph❤
Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz... C'nie?
Od: Steph❤
A propos snu... Chyba już się położę, żebym była pełna energii na wasz koncert. Jestem strasznie podekscytowana faktem, iż zobaczę cię w akcji ^^ A po za tym sen zwalcza raka... <3 Dobranoc, Leeyum. 
Do: Steph❤
Dobranoc, Steph. Kolorowych snów. <3
Po tym już mi nie odpisała. Ja również byłem lekko zmęczony, ale chwyciłem książkę od Stephanie i zacząłem czytać Gwiazd Naszych Wina. Miałem skończyć po pierwszym rozdziale, ale cóż... Strasznie mnie wciągnęło i przeczytałem wszystko. Nawet się rozryczałem troszkę, ale tego oficjalnie nie było. To bardzo piękna książka, John Green ma wielki talent, ale rozwścieczyło mnie zakończenie. KSIĄŻKA NIE JEST SKOŃCZONA!!! Tak jak ta, która była opisana w powieści. Augustus tak jak Anna umiera. Ale co z Hazel Grace? Co z jej rodzicami? A co z Peterem van Houten? Albo z postaciami (prócz Anny oczywiście) stworzonymi przez niego? Pojebane... Nie zważając na godzinę, oraz to, czy moja kochana Steph już śpi, a śpi na pewno napisałem do niej.
Do: Steph❤
Ta książka jest chora! Nie ma zakończenia! Tzn, ma, ale nie racjonalnego! Co się dzieje z pozostałymi bohaterami do cholery?! Tak jak ten Cios Udręki, tak Gwiazd Naszych Wina nie jest skończona! I skarżę się, bo jestem cholernie ciekaw zakończenia!
Niestety nie uzyskałem odpowiedzi, więc zgasiłem światło, a tą chorą książkę położyłem na stolik nocny. Muszę zdobyć jej listę rzeczy do zrobienia przed śmiercią. Rozebrawszy się z dzisiejszych ubrań zasnąłem.
________________________________________________________________
Bada bum tsss! No nieźle... W sumie lubię takiego nadopiekuńczego Liasia. Jest uroczy... Awww! Będziemy zbliżać się nie długo do końca, ale już chciałabym wiedzieć z kim chcecie następnego imagina... :) Decyzja należy do was. :*
Lovv, May xx

środa, 28 stycznia 2015

Liam "1 Moment" cz.3 - I'm sorry...

Byłem na nią zły. Znamy się już prawie rok, a ona pominęła tak ważny szczegół... Rozumiem, że możliwe, że bała się odrzucenia, albo nie chciała współczucia, ale to nie są powody dla których nie powinna mi mówić. Traktuję ją jako kogoś więcej niż przyjaciółkę i to nie jak siostrę. Byłem załamany... Nie chcę jej stracić.
- Hej Stephanie. - przywitałem się, gdy wszedłem do jej domu. Tak, byłem już tam oficjalnym domownikiem.
- Hej, Li. - uśmiechnęła się radośnie.
- Jak się czujesz? - spytałem siadając obok niej na kanapie.
- Moja mama ci powiedziała, prawda? - spuściła głowę i poprawiła kosmyk swoich długich (jeszcze), blond włosów.
- A i owszem. Zastanawia mnie tylko, dlaczego ty tego nie zrobiłaś. - powiedziałem z żalem.
- Przepraszam Leeyum... Myślałam nad tym jak się zachowasz, jak ci powiem. Na początku myślałam, że mnie wyśmiejesz i wyjdziesz, a później stwierdziłam, że zaczniesz mnie traktować jak porcelanową laleczkę, albo jak bombkę z cieniutkiego szkła. Nie lubię współczucia, a ludzie w szpitalu dość często mi to okazują. Nie chcę tego. - mruknęła.
- Rozumiem, ale wiesz, że z chorobą, czy nie, zawsze będę nadopiekuńczy pod twoim względem... Prawda? - spojrzałem na nią.
- Prawda prawda, Liam... Najgorsze dla mnie będzie to, że... Liam... Nie chcę widzieć jak cierpisz. Ja umieram, a ty będziesz się temu przyglądał. To boli.
- Fakt, wiem, że tego nie chcesz, ale nie odciągniesz mnie od siebie.
- Tak też myślałam... Będzie ze mną jeszcze gorzej, a ty musisz to widzieć. Przepraszam.
- Nie przepraszaj mnie za coś, czemu nie jesteś winna, Steph... Nie płacz. Damy radę, prawda? Jesteś tu ze mną a ja z tobą...
Mocno ją przytuliłem. Zaciągnąłem się zapachem jej włosów, które zawsze pachniały truskawkami. Cmoknąłem ją w czoło. Zamknąłem oczy, by choć na chwilę zapomnieć o otaczającej mnie rzeczywistości.
- Obejrzymy jakiś film? - Spytała.
- Jasne. Ja wybieram. - Powiedziałem.
- Choć do mojego pokoju... - Wstała i skierowała się po schodach do góry.
Generalnie rzadko tu bywaliśmy, preferowaliśmy albo leniuchowanie w salonie, albo dziecinne zabawy na podwórku. Rzuciłem się na jej łóżko. Było takie miękkie i wygodne. Pościel oczywiście w odcieniach ciemnego fioletu, wykonana z ciepłego polaru, idealnie pasująca do pudrowego różu na ścianie. Miała ogromny pokój na poddaszu domu.
- Wstawiłaś sobie drążki? - Spytałem.
- Mhym... I sztalugę.- odpowiedziała kładąc się obok mnie.
- Więc nadszedł czas byś poznała prawdziwego artystę... - Powiedziałem.
- Czyli?
- Zayna. Również pasjonuje się tego typu sztuką. Maluje, rysuje, szkicuje...
- W takim razie nie mogę się doczekać. Wymyśliłeś już jaki film będziemy oglądać?
- A i owszem.
Chwyciłem jej MacBooka i włączyłem. Usiadłem między poduszkami i jedną wziąłem kładąc sobie za plecami. Oparłem się głową o obramowanie łóżka, a Steph usiadła mi między nogami. Zawsze tak siadaliśmy, gdy oglądaliśmy jakieś filmy.
- Ciągle zapominam twojego hasła... Czekaj jak to było? Liamisawesome?
- Nie głuptasie...
Zaśmiała się i wpisała szybko ten swój chiński kod, który odblokował urządzenie.
- Czemu zawsze próbujesz wbić to hasło?
- Po pierwsze, bo chce, żeby takie było. Po drugie, bo treść tego hasła jest prawdziwa, jestem zajebisty i zmienię ci na takie. A jeśli znów zmienisz na ten chiński kod to nie wiem co ci zrobię...
- Dobra dobra. Nie gorączkuj się, bo ci zmarszczka wyjdzie na czole o tu. Włączaj już ten swój film.
Śmiała się. Wbiłem w internet film i włączyłem. Ustawiłem jakoś MacBooka, by obojgu było wygodnie. Steph położyła głowę na moim torsie, a ja ją objąłem ramionami.
- Nie mogę w to uwierzyć, że wybrałeś Szkołę Uczuć... Chcesz coś tym zasugerować?
- Generalnie to nie... Po prostu lubię ten film... Mimo iż jest o raku... I jest w cholerę smutny.
- Tak... Dupek zakochał się w chorej na białaczkę córce pastora, mimo tego, że ona kazała mu się nie zakochiwać... I ty nic nie sugerujesz...
- Na serio. Nic nie sugeruję. Też masz taką listę jak Jamie?
- Każdy chory na raka ma... Tatuaż, spełnione marzenia... Moje też takie są... Tylko czy mi czasu na to wystarczy...?
- Z pewnością... Pomogę ci...
- Mam dla ciebie zadanie, Liam... I jest ono cholernie poważne...
- Zamieniam się się w słuch...
- Serio mówię... Chcę abyś zajął się moim pogrzebem. Oczywiście masz zakaz przebywania ze mną gdy to będą już moje ostatnie dni, ale wiesz... I lepiej żebyś się postarał, bo zmartwych wstanę i ci skopię tyłek, albo będę cię straszyć w nocy...
- Steph... To jeszcze nie twój czas... Rozumiesz mnie? Będziesz żyła długo i szczęśliwie.
- Mogę umrzeć w każdej chwili...
- Ale nie umrzesz do cholery, bo ci na to nie pozwolę.
- Liam posłuchaj mnie, proszę. Śmierć jest nieunikniona, nie boję się. I wiem, co do mnie czujesz i... Nie chcę tego. Nie możesz czuć do mnie więcej niż przyjacielska miłość. Zero nad-przyjacielskiej miłości. Będziesz później cierpiał, a ja wolałabym tego uniknąć. Kurczę... Mówię jak Hazel z Gwiazd Naszych Wina... No ale taka jest prawda. Ja jestem granat od wroga, a ty jako żołnierz musisz się uchronić przede mną, by nie zginąć, tak?
- Co to Gwiazd Naszych Wina?
- Liam! Jak możesz nie wiedzieć czym jest Gwiazd Naszych Wina? Zawaliłeś wszystko...
- To jakiś serial?
- Książka.
- Książka...
- Mój boże...
Wstała z łóżka i chwyciła jakąś kartkę z długopisem, po czym coś napisała.
- Co to?
- Lista rzeczy do zrobienia przed śmiercią... - powiedziała.
- I co tam dopisałaś?
- "Zmusić Liama do przeczytania GNW zanim pojawi się ekranizacja powieści".
- A będzie taka?
- Krążą plotki, że tak, ale masz przeczytać książkę. To rozkaz.
- W takim razie, będę miał co robić... O boże jakie to grube...
- Liam to tylko 200 stron...
- Tylko?!
- Hej dzieciaczki.- do jej pokoju weszła jej mama.
- Dobry pani Morgan. - Powiedziałem.
- Em... Tak... Stephanie, przyszły twoje wyniki ze szpitala... - Kobieta powiedziała smutno.
- Przeczytałaś je? - Głos zabrała Steph.
- Um, tak i... Chcę, abyś wszystko dokładnie przeczytała i się zastanowiła. Nic więcej nie mówię, tylko wyjdę i zawołaj mnie jak podejmiesz decyzję. - Tamara wstała i wyszła z pokoju pozostawiając Stephanie dużą kopertę.
Dziewczyna usiadła na krańcu łóżka i zaczęła cicho, powoli i ze zrozumieniem czytać treść pism. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Była lekko zmieszana całą sytuacją.Usiadłem za nią i również zacząłem czytać. Więc sprawy wyglądają tak. Chemia przestaje działać i uważają, że dalsze leczenie jest bezcelowe i Stephanie pożyje sobie te 4, może 5 lat. Jest jeszcze opcja tego typu, że Steph może żyć jeszcze dłużej (nawet do kilkunastu lat!), co będzie ją kosztować amputacji całej prawej nogi i lewego przedramienia, bo tam najwięcej tych... Ujmijmy "zarazków" się osadziło. Ale nawet ta amputacja nie daje stuprocentowej pewności, że te nawet kilka lat przeżyje. Może umrzeć od razu na stole.
- Ja... Hm... - chciała coś powiedzieć.
- Twoja mama ma rację, powinnaś to przemyśleć. To jest głębsza decyzja Steph... - przerwałem jej.
- Chcesz, żebym żyła? - spytała.
- Tak, jak każdy, ale masz tu napisane, czarno na białym. "Amputacja kończyn nie da stuprocentowej gwarancji, aby pacjentka Stephanie Morgan będzie żyć dłużej, a nawet jest możliwość, że podczas zabiegu może się nie wybudzić...". Chciałbym się jeszcze tobą nacieszyć... - odpowiedziałem.
- Nic nie da ci stuprocentowej pewności, Liam... - zgniotła kartki i rzuciła w drzwi.
- A co z tańcem? Oczywiście będziesz miała protezy, ale będzie ciężko...
- Wiem. Dam radę, Li. Powiedz mi, że choć ty we mnie wierzysz. Błagam.
Skierowała twarz do mnie. Miała łzy w oczach. Pierwszy raz widziałem ją w takim stanie. Przyciągnąłem ją do siebie.
- Nie wybaczę sobie tego, jeśli nie dadzą radę cię wybudzić. Oczywiście, że ciebie wierzę, odkąd cię tylko znam. Jesteś silnym dzieckiem.
- Nie jestem dzieckiem.
- Przepraszam. Masz już 15 lat. Jesteś dorosła.
- Zachowujesz się jak gówniarz, a to mi mówisz, że jestem dzieckiem.
- Jestem facetem. Facet zawsze zachowuje się jak gówniarz. Powinnaś to wiedzieć, a kobiety tą cechę powinny przebaczyć i zrozumieć.
- Co przebaczyć? To, że facet jest wiecznym bachorem?
- Tak. Poznasz Louisa, zrozumiesz wszystko. A no właśnie. Mam dla ciebie niespodziankę.
- Jaką?
- Fajną.
Pokazałem jej język i z tylnej kieszeni jeansów wyjąłem swój portfel. Wyłożyłem z niego bilet i specjalną wejściówkę za kulisy na nasz koncert.
- Oficjalnie poznasz moich przyjaciół. Są zniecierpliwieni, żeby zawrzeć znajomość z tobą. Mają kręćka na twoim punkcie.
- Ciekawe, kto im tak o mnie nagadał.
- Ja nic nie wspominałem. Zobaczysz, wyśpiewają ci wszystko...
______________________________________________________________________
No to jestem. :) I oto rozdział. I nie rozumiem jednej rzeczy. Około 100 wejść na posty i 1 komentarz. To chyba ktoś bardzo niecierpliwe czeka na kolejny rozdział. xd
lovv, May xx

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Liam "1 Moment" cz. 2 - She's the importest person for me in this world.

*Kilka miesięcy później*
- Liam puść mnie! No Liam postaw mnie, wariacie! - Steph krzyczała na cały głos bijąc mnie w plecy. - Oj no puść mnie!
- A jak nie to co złotko? - spytałem śmiejąc się.
- Nie przemyślałam odpowiedzi. - odpowiedziała. - Już wiem, nie wleję, ani nie wsypię żadnej trucizny do twojego dania.
- Mam się ciebie bać? Pamiętaj, że to ja jestem ten starszy i silniejszy. Ale powiedzmy, że mogę zrobić dla ciebie ten wyjątek. - postawiłem ją.
- Powinieneś się mnie bać. Jestem bardzo groźna. - zmrużyła oczy. - Zmęczyłam się...
Położyła dłoń na klatce piersiowej i przysiadła na schodku.
- Wszystko w porządku? - spytałem troskliwie.
- Jasne. Tylko muszę chwilę odpocząć. - uśmiechnęła się.
- Masz mi coś do powiedzenia Stephanie Eleanor Morgan? - spojrzałem na nią spod byka.
- Nic a nic. I nie wierzę, że użyłeś mojego pełnego nazwiska. - pokręciła z niedowierzaniem.
- Mam cię na oku, Steph... Cholera, zaczyna padać. Chodź do środka. - wstałem.
- Ależ jesteś nadopiekuńczy... - mruknęła.
- Twoja mama prosiła mnie, żebym się tobą zajął podczas nieobecności twoich rodziców. Powiedziała, że jesteś stuknięta i nigdy nic z tobą nie wiadomo, a po za tym ja traktuję każdą swoją pracę poważnie i nie chciałbym, żebyś się rozchorowała. Więc dalej. Rusz się. - pociągnąłem ją za rękę do środka. - Jesteś głodna?
- Nie... Ale jeśli ty jesteś to sobie coś zjedz. - odparła.
-Oho. Twoja mama mnie przed tym też ostrzegała. Zamawiamy pizzę? - spytałem.
- A co jeszcze moja mama ci o mnie mówiła, hm? I tak, zamawiamy. - skrzyżowała ręce na piersi jak zbuntowana nastolatka... Zaraz ona jest nastolatką, tyle, że może nie na tyle zbuntowaną.
- Że po obowiązkowym obiedzie, który mam ci przyrządzić, lub zafundować masz wziąć jakieś leki, ale nie mówiła jakie. Jakie leki, Steph? Coś si jest poważnego? - usiadłem obok niej.
- To witaminy, Liam. I serio, weź przestań być taki nadopiekuńczy. - powiedziała.
- Nie mogę. Jesteś dla mnie bardzo ważna wiesz? - przytuliłem ją.
- Miło to słyszeć, ale nie trzeba. Jestem silna i dam sobie ze wszystkim radę. Naprawdę. Jestem dzielna. - cmoknęła mnie w policzek.
- Wiem, że jesteś. Nie mówię, że nie. Po prostu nigdy mi tak na kimś nie zależało... Można powiedzieć, że się w tobie zanurzyłem.Wpiłem. - powiedziałem.
- Nie zanurzyłem, Li. Zadurzyłem. I nie wpiłem tylko wpoiłem. - westchnęła.
- Mała anglistka. - pokręciłem z niedowierzaniem głową.
- Mała nie jestem. Wypraszam sobie. Ja jestem niska. Ale lekarze mówią, że jeszcze podrosnę, więc wybacz. I dzwoń po tą pizzę, zgłodniałam. - odpowiedziała poważnie.
- Dzwonię dzwonię. - zaśmiałem się i wybrałem numer mojej ulubionej pizzerii.
Kiedy pizza przyjechała zacząłem jej opowiadać (na jej życzenie) o mojej pracy. Nigdy nie była na koncercie, nawet ich nie ogląda w telewizji i była ciekawa. Mówiłem jej o tym co faktycznie się dzieje na próbach, w studiu, na sesjach zdjęciowych. Jak podróżujemy, co widzieliśmy i zwiedziliśmy... Stephanie słuchała jak zaczarowana. Z małej gaduły zrobiła się cicha myszka. Zdecydowanie wolę gadułę. Mówiła, że przed śmiercią chciałaby zwiedzić świat. Calutką kulę ziemską. Nie teraz, później. Chciałbym spełnić jej marzenia...
Równo o 20 weszła do domu jej mama, Moira. Jej tata Christopher kończy dopiero za godzinę.
- Dzień dobry, pani Morgan. Właściwie to dobry wieczór. - powiedziałem.
- Cześć, Liam. Jak minął wam dzień? - podeszła do nas.
- Wspaniale. Świetnie się dzisiaj bawiłam z Liamem. - powiedziała Steph.
- To cudownie, złotko. Liam, nie wykończyła cię? - spojrzała na mnie.
- Skądże. Ja również się świetnie bawiłem. - odparłem uśmiechając się szczerze.
- Pójdę do toalety. - oznajmiła Stephanie i poszła na piętro ich domu.
Jej mama smutno się uśmiechała w jej kierunku. Poprosiła mnie na chwilę do kuchni. Oparła się o blat zaciskając na nim dłonie.
- Coś się stało, pani Morgan? - spytałem.
- Liam... Wiem, że jesteście najlepszymi przyjaciółmi z Stephanie, ale wiedz... Wiedz, że nie powinieneś się tak do niej przywiązywać... - zaczęła.
- Bo jestem od niej o 5 lat starszy?- zdziwiłem się.
- Nie... Stephanie ma nowotwór kostny. Mówiła ci o szkole baletowej?
- Tak, mówiła, że wywalili ją, przez to, że nie była wystarczająco dobra...
- To nie prawda. To ja ją wypisałam, przez jej chorobę, a dyrektorka przyznała mi rację. Stephanie była cudowną tancerkę. Tańczyła w tej szkole od najmłodszych lat. Przez to jej talent się zmarnuje. Lekarze mówią, że nie zostało jej zbyt wiele. Mówią, że maksymalnie 4 lata.
- Za 4 lata będzie miała 18 lat...
- Tak, ale teraz w każdej chwili, może... O mój boże... To nawet mi przez gardło nie chce przejść...
- Spokojnie, pani Morgan. Rozumiem.
- Chcę ci tylko przez to powiedzieć, że nie dawaj jej wielkich nadziei i nie obiecuj zbyt wiele, ale nie opuszczaj jej teraz. Zanim ty się pojawiłeś w tej dziewczynie nie było życia. Jesteś jej jedynym przyjacielem, Liam..
- Rozumiem... A ja chcę tylko pani powiedzieć, że nigdy jej nie opuszczę. Ona jest najważniejszą osobą dla mnie w tym świecie. - wstałem i wróciłem do salonu.
Gdy z ust Tamary padły słowa "nowotwór kostny" "umiera" i "nie zostało jej za dużo czasu", ziemia pod stopami mi się zapadła. Jeszcze dzisiaj po południu, pytała mi się co by było gdyby ona miała jakiegoś raka. Może chciała mi to jakoś przekazać, ale się wycofała jak powiedziałem, że bym się zabił... Boże, dla czego chcesz mi zabrać kolejną ukochaną osobę? Pogrywasz sobie ze mnie?
_____________________________________________________
Dum dum dum... No... Jakoś szczególnie nie podoba mi się rozdział. Przepraszam. Starałam się. ;c. Doma i jest mi bardzo miło słyszeć (czytać) twoje komentarze. Jeszcze nikt nie doprowadził mnie do płaczu poprzez komentarz. <3 <--- serducho dla ciebie. ;)
lovv, May xx

niedziela, 25 stycznia 2015

Liam "1 Moment" cz.1 - Nice to meet you.

 *2012*
- O cholera, przepraszam pana! - dziewczyna zapiszczała.
Chwyciła serwetkę i zaczęła wycierać rozlanego na moją koszulkę shake'a.
- Jakiego pana?! Kobieto mam 19 lat! - zdziwiłem się. - I nic się nie stało. Nie umrę od wylanego shake'a. Prawda?
- Żadna kobieto, mam 14 lat... A co do śmierci to nigdy nic z nią nie wiadomo. Przechodzi obok nas i zastanawia się, czy teraz jest odpowiedni moment, żeby nas zabrać... - mruknęła.
- Nie jesteś zbyt mądra jak na swój wiek? - spytałem.
- Każdy pyta o to samo... Może w twoich oczach jestem tylko gówniarą, ale jak widać jestem bystrzejsza niż się wydaje. - odpowiedziała. - Przepraszam jeszcze raz za shake'a.
- Czekaj. Jak się nazywasz? - zatrzymałem ją.
- Stephanie, a co? - zdziwiła się.
- Wydaje mi się, że cię polubiłem. Co powiesz, na lody? - zaproponowałem.
- Nie znam cię i mam iść z tobą na lody? - roześmiała się. - A po za tym nie jesteś dla mnie za stary?
- Wiek to tylko liczba. Jestem Liam. Liam James Payne jak wolisz pełne nazwisko. - mrugnąłem do niej.
- Oh. Już wiem kim jesteś. Jesteś tym piosenkarzem... Czekaj... Z One Direction, prawda? - spytała.
Zaczyna się...
- Tak. Jesteś fanką?
- Nie. Słucham trochę innego gatunku muzycznego.
WOW. 
- Serio?
- Zdziwiony gwiazdorze?
- A i owszem. Jesteś pierwszą dziewczyną, która nie jest fanką.
- Wow, twoje ego ucierpiało?
- Wręcz przeciwnie. Bóg mi cię zesłał. Teraz to musisz iść na te lody.
- Huh? Co? Woah!
Zaciągnąłem ją do najbliższej budki z lodami. Zaczęliśmy rozmawiać. Stehpanie naśmiewała się z mojego zachowania, no ale cóż, bywa. Mimo iż była młodsza o te 5 lat nie miało dla mnie znaczenia. Na prawdę ją polubiłem. Wydawała się taka dorosła, wyrafinowana... To będzie wspaniała przyjaźń...
__________________________________________________________
No to mamy pierwszą część. :] Dziękuję Doma za twoje komentarze, jest mi bardzo miło jak je czytam, a wręcz morda mi się tak cieszy, że później przez następne kilka dni nie mogę się ogarnąć. Strasznie mnie motywujesz do działania, bo jak to mówi moja wychowawczyni "Zawsze jest warto przeprowadzać lekcję, nawet jeśli tylko jeden uczeń z trzydziestu słucha" Chociaż w mojej klasie jest tylko 15 osób, ale to szczegół i wiesz ty co? z pisaniem jest tak samo, bo zawsze jest warto czytać, chociaż nikt, bądź jedna osoba to czyta. Ważne, że robi się to co się kocha, no nie? I tą pierwszą część dedykuję tobie Doma. ;]
lovv, May xx

Liam "1 Moment" WSTĘP

 - Stephanie miała tylko 17 lat. Na jej drodze stało wiele przeszkód, między innymi nowotwór tkanki kostnej, inaczej zwanym kostniakomięsakiem. Ale to jej nie powstrzymało od spełnienia marzeń. Z jedną nogą i półtora ręki tańczyła. Znam ją od dobrych 3 lat. Ale wiem o niej o wiele więcej niż jej rodzeni rodzice. Mówiła mi o tym. Steph miała silną wolę, nigdy nie lubiła się poddawać, a wręcz tego nienawidziła, więc tego nigdy nie robiła. Kochałem ją, chociaż ona starała się mnie przez ten czas odrzucić. Nigdy nie mówiła dlaczego, ale ja wiedziałem, że ona po prostu nie chce mnie ranić. Nienawidziłem ją za to, że nie pozwoliła mi być z nią w jej ostatnich dniach. Po prostu jej rodzice któregoś dnia do mnie zadzwonili i powiedzieli: "To koniec Liam. Odeszła...". Wciąż słyszę rozpacz i drżenie w głosie Tamary, jej mamy. I pozwolę sobie zacytować jedną z ulubionych postaci Stephanie z American Horror Story: "Kiedy umiera rodzic, dziecko zdaje sobie sprawę ze swojej śmiertelności. Kiedy umiera dziecko, rodzic traci swoją nieśmiertelność". Tym cytatem chciałbym tylko powiedzieć, że Śmierć przechodzi obok nas. Zgrywa tajemniczą postać. I zabiera nam ukochane osoby tak nagle i niespodziewanie. Nie możemy być pewni kiedy przyjdzie po nas. Nie jestem zły na nikogo, że Śmierć zabrała mi Steph akurat teraz. Kiedy mój dziadek zmarł miałem 8 lat, wtedy kipiałem złością, bo dziadek był moim ulubieńcem w rodzinie i bardzo szybko go straciłem. Moja mama mi powiedziała: "Liam, nie bądź zły, ani smutny. Bóg potrzebuje twojego dziadka. Kiedy potrzebuje aniołów zsyła Śmierć i zabiera jednego z nas. Ale nigdy nie wiadomo, kto to będzie...". Wziąłem sobie to głęboko do serca. Więc nie mam pretensji o nic. Stephanie, to nie oznacza, że mam cię gdzieś. Nadal cię kocham i cholernie za tobą tęsknię. Brakuje mi cię... I tak cholernie cię potrzebuję. Chciałbym powiedzieć, że Stephanie będzie w moim sercu już na zawsze, ale nie mogę. Nie mogę ponieważ ona mi je skradła i zapomniała zwrócić... - zakończyłem mowę i powróciłem na miejsce.
Nie lubię pogrzebów. Chociaż one nie są dla zmarłych. One są dla żywych i przypominają nam o tym, że zaraz to my możemy umrzeć i leżeć na miejscu zmarłej. Akurat ta ceremonia była dla mnie najtrudniejsza. Miałem jej tyle do powiedzenia, ale zabrakło mi czasu...
Steph, kocham cię... Błagam wróć do mnie...

________________________________________________________
No to zaczynamy z Liamem :) Mam nadzieję, że wam się spodoba. Może będę jakieś oneshoty wstawiać w międzyczasie. Postaram się.
Aha i od razu zaznaczam, że to nie będzie miało happy endu. Ze wstępu już to wynika, lecz niech to was nie zniechęca...
May xx

sobota, 24 stycznia 2015

Zayn "I wish you were here with me" cz.6 - zakończenie

Droga minęła szybko. Liam wciąż nie rozumiał dlaczego to robię. Stwierdził, że głupia jestem chcąc wydać swojego chłopaka, dla czystego konta. Tłumaczyłam mu, że mam inny deal z policją. Nie wyczyszczę tylko sobie konta. Zayn i Liam też będą mieli nowy start.
- Jesteś tego pewna? - spytał.
- Jeny Liam zamknij się do cholery! Tłumaczyłam ci to 600 razy przez te 2 godziny! Tak wiem co robię i ani Zayn ani ty nie traficie do tego cholernego więzienia! Nie możecie mi po prostu zaufać?! - nerwy mi puściły.
- Zachowujesz się gorzej jak baba w ciąży. - mruknął.
- Jestem w ciąży, Li. - rzuciłam.
- Gratulacje! Zayn wie? - spojrzał na mnie. Szeroko się uśmiechał.
- Tak. Cieszy się. Bardzo się podniecił na myśl, że będzie miał potomka. Mówił, że to z pewnością będzie córeczka, ale ja coś czuję, że to będzie synek. - powiedziałam i pogłaskałam swój brzuch.
- Który miesiąc? - spytał.
- Dokładnie nie wiem, bo powinnam jechać na badania, ale coś będzie, że prawie trzeci. - odparłam.
- Jak powinnaś jechać na badaniach? Nie byłaś? - zdziwił się.
- A jak to sobie wyobrażasz? Mam iść do lekarza z najbardziej poszukiwanym kryminalistą? Ledwie się pojawi na progu szpitala to już go zgarną. - mruknęłam.
- No tak... Ale miejmy nadzieję, że to wszystko dobrze się skończy. - powiedział szczerze.
***
- Dziękujemy Skylinn, za współpracę. Nie sądziliśmy, że Montgomery ma tyle za uszami. Oczywiście zajmiemy się nim, a sprawa z jego córką oczywiście trafi do sądu. - powiedział agent Corson.
- Wzajemnie. Ale jeśli skażą ojca Olivii, a skażą go na pewno, to co się z nią stanie? - spytałam.
- Trafi do domu dziecka, bo przecież sama mówiłaś, że nie chce wracać ani do matki ani do ojca... - odparł.
- No tak... Czy... Czy gdybym ja lub Zayn... Bylibyśmy zainteresowani adopcją Olivii, było by to możliwe? - zadałam kolejne pytanie.
- Tak. Teraz macie czyste konto, cała prawda wyszła na jaw i rozeszła się po świecie. - odpowiedział.
- Od kiedy trzymacie z mass mediami? - zakpiłam.
- Chcieliśmy, aby po tej całej sprawie ludzie inaczej was postrzegali. Po prostu pokazaliśmy, że jesteście całkowicie niewinni. - wyjaśnił.
- Tak czy tak, dziękujemy. - powiedział Liam.
- Dokładnie. Interesy z panem to czysta przyjemność. - dodałam i razem z przyjacielem opuściliśmy komisariat.
Czułam ulgę, wolność, radość... Wszystkie pozytywne emocje. Liam odwiózł mnie do domu. Zayn już stał przy drzwiach. Patrzał na mnie z całkowitą powagą i lekkim przerażeniem. Wybuchnęłam śmiechem. Wyglądał komicznie. Olivia nałożyła mu świetny make-up i papierową koronę.
- Ty się ze mnie nie śmiej, tylko mów co i jak. - Skarcił mnie.
- Udało się Zayn! Na prawdę się udało! - przytuliłam się do niego.
- Jesteśmy wolni... - szepnął.
- Jesteśmy wolni... - powtórzyłam.
- Co nie oznacza, że nie chcę stąd wyjechać... - spojrzał mi w oczy.
- Pojedziemy, gdzie zechcesz. - uśmiechnęłam się.
- Wszyscy razem. - pocałował mnie.
***Jakiś czas później, a konkretnie rok później.***
- Zayn! Postaw mnie! - krzyczała radośnie Olivia.
- Nie ma mowy! - Zayn biegał z nią po ogrodzie. - Zemsta! Powiedziałaś, że moja księżniczka jest gruba! Ona po prostu jest wypukłą kreską narysowana!
- O co wam chodzi, kochani? - spytałam wychodząc na taras.
- Powiedziała, że moja księżniczka jest brzydsza niż jej. - Zayn pokazał mi rysunek.
- Jest śliczna. - cmoknęłam go w nos.
- Gdzie nasza 2 księżniczka? - spytał.
- Śpi. Zaraz powinna się obudzić, więc lepiej pójdę do niej. Obiad macie na stole. - objęłam jego twarz dłońmi.
- Mówiłem ci jak bardzo cię kocham? - poprawił kosmyk moich włosów.
- Milion razy. - prychnęłam.
- Bardzo cię kocham. Nad życie. I widzisz? Milion jeden. - cmoknął mnie.
- Pójdę do Elishy. - powiedziałam.
- Przyjdź z nią. - odparł.
- Jak ją nakarmię. Pamiętaj, że twoi rodzice przylatują do Miami dzisiaj. Za jakieś 2 godziny będziesz musiał po nich jechać na lotnisko. - przypomniałam.
- No tak... Zaprosiłaś ich... - mruknął niezadowolony. - Wciąż się zastanawiam na jakiego grzyba?
- Co się dzieje? - przyszła Olivia.
- Chcą poznać nasze dzieci, nie słoneczko? - spojrzałam na blondynkę.
- Ale kto? - dopytywała 11-latka.
- Zobaczysz. Szoruj na obiad. - pocałowałam ją w główkę, a ta poleciała biegiem do wnętrza domu.
- Mój ojciec znów zacznie wykłady na temat jaką to ja niedorajdą życiową jestem... Nie chciałabyś mi tego oszczędzić? - spytał Zayn.
- Słuchaj, twój ojciec dawno cię nie widział. Jak i reszta rodziny. Nikt nie będzie mówił, jaki to ty zły i głupi jesteś. Nie jesteś taki. Postarałeś się i zobacz! Wydostaliśmy się z tego gówna zwanego Londynem i jesteśmy teraz w Miami. Dzięki tobie oboje stanęliśmy na nogach. - przytuliłam się do niego.
- Nie dzięki mi, tylko tobie. To ty wszystko sprostowałaś policji. - mruknął.
- Nie Zayn. W końcu zebrałeś się w sobie i przejrzałeś na oczy. Przyznałeś się do złego. Wielu ludzi ma z tym problemy, ale ty dałeś radę. Jestem z ciebie dumna. Walczyłeś o naszą rodzinę. - szepnęłam.
- Oj pani psycholog... Wie pani jak mnie podejść... - usłyszałam jego melodyjny śmiech.
- Ma się ten talent. - stanęłam na palcach i go cmoknęłam.
- Wracaj szybko z królewną, przyszła pani Malik. - mrugnął do mnie.
- Oj panie Malik, nie kuś. Dzieci jeszcze nie śpią. - zaśmiałam się i poszłam na górę.
Podeszłam do łóżeczka. Elisha już nie spała. Nawet nie płakała, po prostu wgapiała się we mnie jej czekoladowymi oczkami. Była strasznie podobna do Zayn'a. To że Eli była naszym rodzonym dzieckiem, nie oznacza, że Olivia jest mniej przez nas kochana. Adoptowaliśmy ją i oficjalnie jest naszą córką. Nakarmiłam Elishę i zeszłam z nią na dół. Usiadłam przy stole z resztą rodziny. Olivia wstała i zaczęła zabawiać małą.
- Dzwoniła moja matka na twój telefon. Odebrałem. Mówiła, że za 30 minut będą lądować, więc muszę już jechać. - odezwał się Zayn.
- Jasne. Uważaj na drodze. - posłałam mu uśmiech.
- Zayn mogę jechać? Proszę! - Olivia piszczała skacząc przy nim.
- Kiedy indziej słońce. Jadę po moich rodziców i siostry i nie będzie miejsca w aucie. Przepraszam, skarbie... W bagażniku też miejsca nie będzie... - cmoknął ją w czoło. - Ale ci coś kupię, okay?
- Okay! - uśmiechnęła się radośnie.
- No to idź się bawić... - odparł. - Pa skarby!
- Pa! - krzyknęłyśmy, po czym usłyszałyśmy trzask drzwi.
***
Zayn przywiózł swoją rodzinę do nas. Ubrałam Elishę w śliczną białą sukieneczkę, która pięknie wyróżniała się na jej ciemnej skórze. Na jej główkę założyłam opaskę z czarno-szaro-różową kokardą. Nałożyłam na nią szary sweterek i położyłam na chwilę do łóżeczka. Kazałam Olivii założyć beżową sukienkę, która była prosta. Ślicznie na niej wyglądała. Rozczesałam jej blond włosy i zaplotłam w piękny długi warkocz. Na stopach Oli spoczęły czarne baleriny.
- Śliczne wyglądasz. - powiedziałam.
- Boję się Sky... - powiedziała.
- Czego? - spytałam.
- A co jeśli mnie nie zaakceptują? Nie jestem wasza, a Elisha tak... - odparła.
- Oczywiście, że jesteś nasza. - przytuliłam ją. - ciebie nie da się nie lubić.
Zeszłyśmy na dół. Olivia poszła do Zayna, a ja trzymałam Elishę na rękach.
- Jaka ona słodka! - piszczała Doniya wraz z Wal.
- Strasznie podobna do Zayna. Tylko twoje ma włosy. Widać już po kolorze. - powiedziała matka Zayna.
- Tak. Będzie nietypową mulatką, co w sumie jest fajne. - uśmiechnęłam się.
- Mówię ci mamo, będzie chuda jak Sky, charakter też pewnie po niej odziedziczy. - powiedziała Doni
Zaczęliśmy przygotowywać kolację. Zayn wraz z Yasirem poszli do salonu zabierając Safaa'ę, Elishę i Olivię.
- To kiedy ślub? - spytała Trisha.
- Za kilka miesięcy. Nie mamy jeszcze wszystkiego zaplanowanego. - odpowiedziałam.
- Kiedy w ogóle się zaręczyliście?- zapytała Doniya.
- Mieszkamy tu już 8 miesięcy, więc 7 miesięcy i 15 dni temu. - odparłam.
- I 13 godzin temu. - Wtrącił Zayn.
- Tak... To była cudowna noc. - powiedziałam.
- Gdzie Eli? - spytała Trish.
- Z jej dziadkiem. Spokojnie Oli go pilnuje. - zaśmiał się Mulat obejmując mnie od tyłu.
- Zayn daj mi dokończyć, bo nie dostaniesz jeść. - powiedziałam.
- Przeszkadzam ci? - spytał mi do ucha.
- A i owszem. - odparłam.
- Więc cię nie puszczę. Już nigdy. - odpowiedział.
****************************************************************************
Morał tej historii jest taki, że warto walczyć o to, na czym ci tak naprawdę zależy. O miłość, która wystawia cię razem z losem nawet na najcięższe próby. O osobę, którą kochasz, która cię rani. O marzenia związane z wolnością duchową. O miejsce z dala od problemów. O nadzieję, która wciąż ci towarzyszy. 
Nigdy nie mówiłem, że nie jestem trudną do zrozumienia osobą. Jestem. Nadal. Mimo iż się zmieniłem. Przyznam szczerze, że nie każde swoje zachowanie kontrolowałem. Jestem zły na siebie właśnie o to. O to, że przez większość czasu Skylynn cierpiała, a ja nie umiałem jej pomóc. Były momenty, gdzie nawet nie chciałem jej pomagać tylko od razu zabić. Jest mi głupio, bo uciekałem od problemów, a Sky chciała mi tylko pomóc zwalczyć je wszystkie. Nawet nie wie, jak bardzo wdzięczny jestem za to, że uratowała mnie przed więzieniem, albo śmiercią z ręki moich wrogów. Ta kobieta, która nosiła przez 9 miesięcy moje dziecko w sobie, która nauczyła mnie kochać innych ludzi i która pokazała mi, że pieniądze na tym świecie się nie liczą jest niczym diament. Unikalna, bezcenna, piękna i niedostępna dla wszystkich. Mam czelność nazwać się szczęściarzem, bo ten diament, została matką moich córek (Olivii, którą adoptowaliśmy i Elishy) i zostanie moją żoną.
Nawet nie wiecie jak Bogu jestem wdzięczny za to, że ona jest ze mną.
Niech ta historia nauczy was jednego.
Chrzanić hajs. Pieprzyć cały świat. Liczy się tylko jedna osoba w twoim życiu. Jest to osoba, przy której tracisz wszystkie zmysły i myśli. Przy której twoje organy skręcają się i rozdzierają. Osoba, która jest dla ciebie jak narkotyk, uzależniasz się od niej. I którą darzysz nieświadomie ogromnym uczuciem jakim jest miłość.
Miłość nigdy nie zapowiada kiedy przyjdzie.
I to jest w niej najpiękniejsze.
KONIEC.
_________________________________________________________________________
OMFG. Nie wiem jak, nie wiem kiedy, ale wymyśliłam takie zakończenie z perspektywy Zayna i strasznie mi się spodobało. Tak wchodzę po kilku dniach se myśle: "no chyba by wypadało to w końcu dodać, c'nie?" i tak patrzę i czytam i: "ło kurwa, to ja to napisałam?" i przychodzi moja mama i patrzy mi w na bloggera i ta sama reakcja. Dzięki mamo, dzięki tobie poczułam się pewniej. :')
A jak wam się spodobało zakończenie, hm?
PISZCIE!
lovv yall!
May xx

czwartek, 15 stycznia 2015

Zayn "I wish you were here with me" cz 5

~*~
Minęło 2,5 miesiąca. Od 54 dni spóźnia mi się miesiączka i jest mi strasznie nie dobrze. Wymiotuję każdego ranka. Ciąża? Błagam nie... Tzn, chcę dziecko, ale nie chcę by rodziło się w takich okolicznościach. W takim środowisku...
Punkt dla mnie. Olivia nadal jest przy życiu. Codziennie są kłótnie między mną a Zaynem, a biedna 10-latka musi być świadkiem krzyków, moich łez i bezsilności. Ciekawa jestem, czy Zayn, którego  na prawdę darzę nie małym uczuciem zmienił się pod wpływem jego własnego potomka...
W końcu wywlekłam się z łóżka. Przez te dni nie byłam w stanie się ruszyć, tylko jak już to Zayn przychodził do mnie i można powiedzieć, że on pilnował, żeby w moim żołądku coś się znajdowało, a Olivia dotrzymywała mi towarzystwa. I z tymi kłótniami to było tak, że ona siedziała ze mną, np. czytając jakąś jej bajkę, a Malik przychodził z wontami. Tyle.
- Sky, jak się czujesz? - spytał Zayn, gdy weszłam do kuchni. Właśnie przygotowywał śniadanie.
- Jezu, Zayn spaliłeś coś? - zignorowałam go i podeszłam do otwartego okna.
- Przecież nie śmierdzi tu spalonym żarciem... - mruknął. - Olivia czujesz coś?
- No właśnie nie!. Sky, czemu mówisz, że brzydko pachnie, skoro śniadania i kolacje Zayna są przepyszne? - dziewczynka go poparła.
- Masz coś ostatnio strasznie wyczulony węch... - powiedział.
- Boże, jak mi nie dobrze. - mruknęłam.
- Wiesz, że nie możemy jechać do szpitala, nie? - chłopak przykucnął przy mnie.
- Więc ty jako najbardziej poszukiwany przestępca pojedziesz po test ciążowy? - syknęłam cicho w jego stronę, tak, by moje słowa nie dotarły do Olivii.
- Sky, to niemożliwe... Zabezpieczaliśmy się. Brałaś tabletki, był kondomy. A ostatni raz robiliśmy to dzień przed tym, kiedy tutaj cię przywiozłem... Zaraz zaraz... O cholera. Wtedy... - zawiesił się wstając.
- Po pierwsze, tak, to możliwe. Po drugie, tak, wtedy było bez. Po trzecie, zabezpieczenia NIGDY nie dają ci 100-procentowej gwarancji. - powiedziałam.
- Co się stało? - spytała Oli.
- Nie twój biznes, smarkulo. - syknął Zayn wychodząc z kuchni.
- Zayn! - krzyknęłam wściekła w jego stronę. - Nie masz prawa się tak do niej odzywać!
- Przed chwilą był dla mnie miły... Co ja mu zrobiłam? - spytała starając się nie płakać.
- Nic, skarbie... Zayn... On... Eh... Zaraz mu przejdzie. Nie przejmuj się nim. Porozmawiam z nim, dobrze? Dokończymy to jego kuchenne dzieło i do niego pójdę. - przytuliłam ją.
- Sky, ja nie chcę, żeby on był zły... - chlipała.
- Ej, Oli. Po pierwsze, to że Zayn jest zły nie oznacza, że ty mu coś zrobiłaś. To on ma ze sobą problemy. Rozumiesz? - odsunęłam ją lekko od siebie i spojrzałam w oczy.
- Tak... - szepnęła.
- Więc nie przejmuj się nim. Żeby zrozumieć Zayna potrzeba trochę czasu. Ja go znam bardzo długo, a nadal pewnych jego zachowań nie rozumiem... - powiedziałam.
- To dlatego tak ciągle się kłócicie? - spytałam.
-Chyba dlatego... Nie wiem. Wierz mi słonko, sama nie mam pojęcia. Ale prawdę mówiąc, nie lubię się z nim kłócić... - odparłam. - No nic. Zabieramy się za jego śniadanie.
Podeszłam do kuchenki i uratowałam naleśniki. Nałożyłam na talerz porcję dla Oli i podałam jej do stołu. Sama zwinęłam jednego placka smarując go Nutellą i poszłam do salonu. Zayn siedział wkurwiony wgapiając się w wyłączony telewizor. Usiadłam niedaleko niego. Założyłam nogę na nogę, kładąc dłonie na prawym kolanie.
- Chcesz o tym pogadać? - spytałam. - Zayn, musimy się zachować jak dorośli. Ciąża to naturalna sprawa. Oczywiście najpierw trzeba zrobić test, ale to akurat jest jako pierwsze podejrzenie.
- Przepraszam Sky... Jestem skończonym idiotą i debilem. Nie chciałem spieprzać ci życia, ale wcześniej spieprzyłem swoje i nie potrzebnie cię w to gówno wprowadzałem. - powiedział spuszczając głowę.
- Nie spieprzyłeś mojego życia, Zayn. Sama je spieprzyłam. Na początku chciałam ci pomóc z twoimi problemami. Wiesz... Wyciągnąć z nałogów, zmienić towarzystwo, nakłonić cię do powrotu na studia, a później sama się wciągnęłam w twoje życie, bo na mojej drodze stanęła miłość... To nie twoja wina... - spojrzałam na niego.
- Nawet tak nie mów. Ciągle mi dupę ratujesz, bo przecież ile razy prawie cię zamknęli w pudle... - mruknął.
- Mam to gdzieś. Po prostu myślałam, że może tym sposobem zmądrzejesz. A ta akcja z policją to nie tak, że cię chciałam wrobić i wydać. Myślałam, że wkręcając się do nich uda mi się cię jakoś nawrócić...
- Sky, przepraszam. Nie chciałem ci wyrządzać tych wszystkich krzywd. Nie chciałem się zachowywać jak kutas... Przepraszam, błagam wybacz mi... Sky ja nie chciałem! - zachował się jak małe dziecko.
Pierwszy raz widziałam w jego oczach łzy. Wtulił się w mój brzuch obejmując mnie. Nie ukrywam, że byłam zdziwiona jego postawą, ale przytuliłam go do siebie.
- Zayn, wybaczę ci pod jednym warunkiem. No dobra kilkoma. Po pierwsze, przeprosisz Olivię, za to co zrobiłeś. Po drugie, oddasz ją rodzicom. Po trzecie wyjaśnij mi o co chodzi z tymi długami... - westchnęłam.
- Em... Ja... Pewne interesy między mną a Darrenem nie wypaliły... Ojebał mnie krótko mówiąc. Wszystkimi sprawami zajmował się on, kontrakty, umowy i inne takie. Cała forsa płynęła do niego legalnie, gdzie powinna płynąć do mnie. To były kogoś innego pieniądze, a nie naszych "klientów". W skrócie okradł inny gang, przesyłając do mnie pieniądze z podpisem, że to są udziały z klientami, a pieniądze klientów cały czas leciały do niego. Rozmawiałem z nim i jego ludźmi, ale to nic nie dało. Dostałem groźbę, że jeśli nie dostaną 75.000.000 funtów, zabiją cię. Musiałem coś zrobić, więc poprosiłem Chrisa i Liama o radę. Chris rzucił porwanie córki Montgomerego, no to tak oto Olivia znalazła się u nas. On dostarczył ją Liamowi, a Liam nam
- A co wspólnego ma z tym Liam? Okay, on ją tylko dostarczył...
- Liam generalnie był przeciwny temu wszystkiemu, ale błagałem go na kolanach, żeby przystał na pomysł Chrisa. On przywiózł młodą, zajął się domkiem i różnymi dokumentami.
- Jakimi?
- Chcieliśmy śmierć Olivii zrzucić na Darrena. Montgomery wtedy mściłby się na nim.
- Mój Boże... A na co ci te 25 milionów?
- Na ucieczkę i nową tożsamość.
- Oj Zayn... Jakoś damy radę, tak? Oboje w tym siedzimy. Generalnie to masz czyste konto nie licząc dilerki.
- Skąd to wiesz?
- Znam cię i powiedzieli mi na komisariacie. Wszystkie winy są Darrena, więc jeśli zgłosisz to policji, może oni ci odpuszczą?
- Nie. Darren ma swoich ludzi, zabiją cię.
- Nikt mnie nie zabije, bo zdążymy wyjechać nim ktokolwiek z nich zdąży ruszyć palcem.
- Jesteś złota Sky.
- Będziesz mi jeszcze dziękował. Idź się ogarnij i porozmawiaj z Olivią.
- Jeszcze jedno... Co z ciążą?
- Nie unikniesz zrobienia testu. Ktoś będzie musiał przywieźć co najmniej 5 żeby mieć 100%-ową pewność.
- Jeśli będziesz w ciąży będę najszczęśliwszym facetem pod słońcem. - cmoknął bardzo leciutko moje podbrzusze.
- A ja będę najszczęśliwszą kobietą pod słońcem, kiedy w końcu rozwiążemy nasze problemy. - wplątałam palce w jego włosy.
- Nasze? To przecież moje problemy... - zdziwił się spoglądając na mnie.
- Nie. Nasze. W zdrowiu i chorobie. W bogactwie i biedzie i tak dalej... Gdzieś między innymi jest wzmianka o problemach, które przechodzimy zawsze razem. - posłałam mu lekki uśmiech.
- Umarłbym bez was, ale głównie ciebie. - znów wtulił się w mój brzuch.
- Nas? Masz na myśli stworzone dziecko, czy Olivię? - zdziwiłam się.
- Ty, Olivia i nasz dzidziuś. - cmoknął mnie w pępek i wstał.
- Oh... A teraz gdzie idziesz? - spytałam.
- Przeprosić młodą. Przerażam ją... - spuścił głowę.
-  Fakt... Ale hej, ona i tak cię lubi... Tylko po prostu smuci ją fakt, że jesteś dla niej niemiły...- powiedziałam. - Iść z tobą?
- Jakbyś mogła... - Chwycił mnie za rękę.
Poszliśmy do jej tymczasowego pokoju. Oli siedziała na łóżku tyłem do nas. Otworzyłam cicho drzwi i podeszłam do niej. Malik stał tuż za mną.
- Olivia, Zayn chciał z tobą porozmawiać. Wyjaśnił sobie wszystko ze mną i teraz chce wyjaśnić pewne sprawy z tobą. - Przykucnęłam przy niej.
- Ale będziesz tu? - Spojrzała na mnie z nadzieją.
- Będę, ale spokojnie. Zayn nic ci nie zrobi. - Uśmiechnęłam się do niej.
Usiadłam za nią tuląc do siebie. Natomiast Zayn usiadowił się pod oknem na przeciwko nas. Westchnął głęboko i zaczął mówić.
- Oli przepraszam... Nie zdałem sobie sprawy jak bardzo możesz się mnie bać. Fakt, chciałem cię trochę postraszyć, żebyś zdała sobie sprawę z tego, że wcale nie należę do miłych gości. W końcu coraz częściej zacząłem wybuchać gniewem i w pewnym sensie wyżywać się na tobie. Wierz mi bo wcale tego wszystkiego nie kontrolowałem. I jakiś dobry tydzień po twoim wyjeździe jąkając się zapytałaś, kiedy możesz wrócić do rodziców. Zadzwonię do Liama i pewnie przyjedzie po ciebie jutro. - powiedział.
- Ale ja nie chcę już tam wracać! - krzyknęła z rozpaczą.
- Olivia, dlaczego? Oboje myśleliśmy, że chcesz wrócić do Londynu... - zdziwiłam się.
- No bo, na początku się was bałam, ale później Sky pokazałaś, że jesteś fajna i że nie chcę tam wracać. Tata ciągle późno wraca, dziwnie pachnie i krzywdzi mamę. Często mi powtarzają, że jestem największą ich pomyłką i jedną wielką wpadką. Nie kochają mnie... Chcę zostać z wami... - powiedziała.
- Olivia, w jaki sposób twój tata krzywdzi mamę? - spytał Zayn.
- Ciągle zrywa z niej ubrania i gryzie po szyi zostawiając takie fioletowo-czerwone ślady. Jak moja mama mówi, że na nic nie ma ochoty, on jej grozi, że mnie i ją zabije. Albo ciągle bije ją w twarz. - odparła.
- A zrobił coś tobie? - teraz to ja spytałam.
- Kilka razy też uderzył mnie w twarz. - powiedziała.
- Mój boże. - wydusiłam.
- Gnojek pożałuje. Nie można bić dziecka, a tym bardziej mówić, że jest największą pomyłką! - Zayn się wkurzył. Byłam zszokowana.
- Zayn uspokój się... - szepnęłam.
- Nie, Sky. - przerwał mi.
- Nie rozumiesz, że możesz pogorszyć swoją sytuację?! Zostawisz mnie i Olivię z dzieckiem?! Nie mam zamiaru mówić swojemu dziecku, a tym bardziej pokazywać, że jego tatuś jest w więzieniu! - nawrzeszczałam na niego.
- Kobiece hormony... - rzucił. - To co zamierzasz z tym zrobić, hm?
- Wrócę na komisariat jako ich agentka. Agent Corson zamierza ci pomóc, Zayn... Jak i ja. Wyciągniemy cię z tego gówna, ale musisz nam zaufać. - powiedziałam już spokojniejsza.
- Zamierzasz mnie wydać policji?! - zdziwił się.
- Zaufaj mi! - krzyknęłam.
- Kiedy chcesz tam jechać? - spytał.
- Jeszcze dzisiaj. - powiedziałam. - Teraz zadzwonisz po Liama, żeby po mnie przyjechał, a ty zostaniesz z Oli.
- Mam tu siedzieć bezczynnie i czekać na zbawienie? - zakpił.
- Na pewno Olivia wymyśli ci jakieś konkretne zadanie, prawda Oli? - spojrzałam na blondynkę.
- Tak! - uśmiechnęła się szeroko.
- No. To może pójdę się ogarnąć. - wstałam i poszłam wziąć prysznic.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No to na prawdę zbliżamy się do końca. Happy or nah? ja nie wiem. mam mieszane uczucia. ale hej! po tym jak zechcecie wymyślę kolejnego imagina z kimkolwiek chcecie. Może dla odmiany Louis, lub Liam? Bo jakby nie patrzeć to ich tutaj jest najmniej.
lovv ya all, May xx

niedziela, 11 stycznia 2015

Zayn "I wish you were here with me" cz 4

Przeczytałam bajkę Olivii na dobranoc. Mała już zasnęła w połowie, mimo to kontynuowałam czytanie. Poprawiłam jej blond włoski, które spadały jej na oczka. Nakryłam jej ciało kołdrą i wyszłam z pokoju. To dziecko nigdy nie zapomni co tu się działo. W jej pamięci pozostanie ogromna blizna, którą stworzyli Zayn, Liam i ten ich pojebany gang. Pokręciłam głową i zeszłam na dół do kuchni. Musiałam posprzątać po kolacji. Byłam, poprawka JESTEM wykończona. Całym tym gównem. Zaczęłam zbierać naczynia ze stołu. Włożyłam je do zlewu. Westchnęłam głęboko. Odkręciłam wodę i przemyłam nią twarz.
- Kotku... - usłyszałam jego głos.
- Zayn odejdź. - syknęłam.
- Wszystko w porządku? - spytał.
- Ty mi się pytasz, czy wszystko w porządku? Moje życie to jedno wielkie gówno, kocham cię a ty wciąż na każdym kroku mnie ranisz, robisz coś o co proszę cię, żebyś nie robił tylko wziął się w garść, co jeszcze bardziej mnie boli, traktujesz mnie jak śmiecia i ty jeszcze się pytasz, czy wszystko w porządku... Nie Zayn nic nie jest w porządku. Porwałeś z Liamem dziecko! Niczemu niewinne dziecko! W ramach okupu! I ile macie za nią dostać? W ogóle jak można za kogoś wołać cenę? Ludzi się nie ceni, Zayn! Oni są bez wartościowi... Nie ma ceny godnej ich... Wciąż ratuję ci dupę... Zayn, jestem już zmęczona... Gdyby nie Olivia, na której życiu mi zależy błagałabym cię nawet na kolanach, żebyś mnie zabił, albo od razu poszłabym do pokoju podciąć sobie żyły. Ale teraz widzę, że Olivia jest kimś o kogo mam jeszcze na tym świecie walczyć... Nie chcę, żeby jej życie tak wyglądało, ale za późno, bo wy już zniszczyliście jej dzieciństwo. Jej najlepsze lata życia. Myślisz, że po tym będzie w stanie normalnie funkcjonować?
- Dostaniemy za nią 100.000.000 funtów. Cała forsa idzie do mnie i do Li, z czego on stwierdził, że on nie chce za to ani grosza...
- Ty dupku... - przerwałam mu. - Żądasz 100.000.000 funtów, za niewinne dziecko? Ty pierdolony materialisto! Jaką ona musi cenę płacić, żebyś ty mógł się jeszcze bardziej wzbogacić?!
- Zbankrutowałem, a ona jest moją jedyną szansą na to, bym mógł stanąć na nogi... A po za tym jej rodzice nie są bez winy. To oni... Przynajmniej według naszych detektywów i hakerów... Zamordowali twoich rodziców... Nie chcesz się zemścić?
- Zayn mam w dupie moich rodziców. Oni nigdy mnie nie chcieli, powtarzali jaką wielką pomyłką byłam. Jestem wpadką, Malik. A mimo to, że rodzice Olivii są mordercami moich rodziców, to nie oznacza, że musicie ją porywać... Jak już wcześniej mówiłam... ONA NIC WAM NIE ZROBIŁA. TO TYLKO DZIECKO, NIEWINNE NICZEMU DZIECKO.
- Sky, też chcę lepszego życia. Żądam tych 100.000.000 funtów, po to, abym mógł spłacić długi i zabrać cię na drugi koniec świata, żebyśmy mogli zacząć życie na nowo. Nie chcesz czystego konta i świeżego startu?
- Chcę, ale nie chcę go osiągać w ten sposób. Nie rozumiesz jak bardzo przerażasz Oli? Jak bardzo przerażasz każdego człowieka? Masz pojęcie?
- Mam... Sky... Tak bardzo cię kocham i ty doskonale o tym wiesz... Ale nie widzę innego sposobu, żeby z tego wszystkiego wyjść i musisz to zaakceptować.
- Mam zaakceptować morderstwa, kradzieże i porwania? Do reszty cię pojebało. I Zayn, biada ci, jeśli tkniesz Olivię. Wtedy nic mnie już nie powstrzyma od zamordowania cię. Nawet moja głupia miłość do ciebie.
- Kochasz mnie?
- Aż sama się temu dziwię. Jesteś potworem.
Wstałam z krzesła i zaczęłam pomywać naczynia. Słyszałam ciężkie westchnienie Zayna i ciche przekleństwa. Nie lubi sprzeciwu, ba! On go nienawidzi! Ale też wie, że z moim charakterem jest ciężko, bo kurcze... Na prawdę umiem walczyć o swoje i jestem uparta, a nawet bardzo... Skończywszy zmywać poszłam do pokoju, gdzie spała Olivia zostawiając chłopaka samego. Niech przemyśli pewne sprawy. Okropnie się czułam. Strasznie mnie bolał brzuch i chciało mi się wymiotować. Myśląc, że pewnie moja własna kuchnia mi zaszkodziła położyłam się obok Olivii i starałam się zasnąć...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Oto kolejna część. :) Myślę, że będzie jeszcze nwm... 1-3 części i zakończymy to zbiegowisko. Jak widać, Zayn wpadł w poważne tarapaty i już wcześniej przemyślał różne rzeczy. Chciałam tylko dodać, że Zayn w tym opowiadaniu/fanfiction (jak kto woli) jest dosyć trudną postacią, ale będzie jeszcze wszystko wyjaśnione dlaczego tak jest. Od razu zaznaczam, że to nie kwestia otoczenia, czy pieniędzy. No może to też, ale to miało na prawdę minimalny wpływ. Co Zayn takiego zbroił, że teraz ma tak ogromne długi? Czy przez coś, co nim kontroluje zabije Olivię, lub Sky? Jak to wszystko się potoczy?
Dowiecie się już nie długo.
May

sobota, 10 stycznia 2015

Zayn "I wish you were here with me" cz3

Gdy tylko przekroczyłam próg jego apartamentu od razu skierowałam się do swojej sypialni. Chciałam już ze sobą skończyć, ale nie mogłam tego zrobić... Nie mogłam. Położyłam się na łóżku plecami do drzwi. Wgapiałam się w okno przez które widać piękną panoramę Londynu. Oh, jak bym chciała, żeby moje życie było inne, lepsze, zdecydowanie kolorowsze... Słyszałam jak wchodzi, jak kładzie się obok mnie, czułam jego oddech na swoim karku i ręce zaplatające się wokół mojej talii.
- Skylynn... - wymruczał mi do ucha. - nie bądź zła na mnie... Wiesz, że nie lubię tych twoich humorków.
- A ja nie lubię, jak zachowujesz się jak dupek. Ty patrz! Oboje czegoś nie lubimy! - odsunęłam się od niego.
- Kotku... - znów się przysunął do mnie.
- Zostaw mnie samą i pozwól mi umierać w spokoju. - syknęłam.
- Wiesz, że cię kocham, prawda? - spytał.
- Jakoś dziwnie to okazujesz. Denerwuje mnie to jak mnie traktujesz. Traktujesz mnie jak rzecz, jak lalkę, którą można popychać, albo rzucić w kąt... To boli. - odwróciłam się twarzą do niego.
- Muszę o ciebie walczyć, albo mi uciekniesz. - musnął moje usta.
- Przestań Zayn... Oboje wiemy jaki jesteś na prawdę. - po policzku spłynęła mi łza, którą Zayn starł kciukiem.
- Oboje wiemy jaki byłem.
- Wolałam twoją starą wersję.
- Przerabialiśmy już to.
- Eh...
Westchnęłam ciężko, wiedząc, że i tak nic nie wskóram. Wstałam do łóżka i podeszłam do okna. Płakałam. Nie ukrywam tego. Łzy nie są oznaką słabości... - przypomniały mi się słowa jego mamy. No właśnie. Ma rację. Nie płaczę, bo jestem słaba. Płaczę, bo jestem... Jaka jestem? Zraniona? Smutna? Bezradna?
- Czy...? Czy możesz chociaż w domu udawać swoją starą wersję? Na zewnątrz bądź jaki chcesz... Ale...  Ale dla mnie chociaż bądź... Bądź taki jak dawniej... Ogólnie w stosunku do mnie. Błagam, Zayuum...
- Kotku...
Objął mnie od tyłu i delikatnie kołysał. Swoją głowę oparł o moje ramię.
- Oczywiście, że nie! Wybacz, że spytałam.
- Jeśli ci na tym zależy...
- Słucham?
- W domu, Sky.
- Skąd ta gwałtowna zmiana?
- Nie lubię patrzeć jak płaczesz. Tylko ten jeden raz.
- Dziękuję, że wróciłeś.
Mocno go przytuliłam. Objął mnie rękoma. Pocałował mnie.
- Teraz się uśmiechniesz?
- Tak. To zdecydowanie ty.
Zaśmiałam się. Pocałowałam go. Pierwszy raz od wieków! To zawsze on całował mnie, a nie ja jego. A teraz nagła zmiana.
- Wow. - odsunął się ode mnie zdziwiony.
- Źle całuję? - spytałam.
- No właśnie nie! - wpił się znów w moje usta.
- Dziękuję Zayum... - szepnęłam.
- Sky, przestań... - położył głowę na moim barku. - Kocham cię i to strasznie, wiesz o tym.
- Czasem dziwnie to okazujesz... - mruknęłam.
- Wiem.
- Chodźmy już spać.
Puścił mnie i rzucił się na łóżko. Ja położyłam się obok niego. Złożył na moich ustach pocałunek i życzył dobrej nocy. Przysunęłam się bliżej do niego i swoją głowę położyłam na klatce piersiowej. Kocham takiego Zayna. Ale na jak długo on zostanie? Oh, Skylynn... Będziesz jeszcze tego żałować.
***Następny dzień***
Obudziłam się przebrana w piżamę i owinięta szczelnie kołdrą. Niestety bez mojego szanownego partnera. Przeczesałam swoje włosy ręką i odkryłam. Jednak nie miałam na sobie piżamy. Tylko JEGO koszulkę. Szkoda, że nie zapomniał zdjąć ze mnie stanika. Zboczeniec... Dobrze, że majtek ze mnie nie zdjął, bo bym go zatłukła. Szanuję siebie i nie lubię jak mężczyzna mnie dotyka w pewnych miejscach. Mam nadzieję, że mnie nie zgwałcił. No cóż. Nie da się ukryć, że sen mam mocny. Zeszłam na dół. Zayna w kuchni nie było, ale było czuć spalone jedzenie.Wyłączyłam gazówkę i wywaliłam spalone jedzenie na dwór. Otworzyłam wszystkie okna, by się wywietrzyło. Odór był nie do zniesienia! Zalałam patelnię wodą. Usłyszałam szmer otwieranych drzwi. Chwyciłam do ręki nóż i podeszłam do drzwi wejściowych.
- Zayn! Wystraszyłeś mnie! - krzyknęłam. - Chciałeś spalić cały penthouse razem ze mną?! I w ogóle jak śmiałeś rozbierać mnie i przebierać!
- Przepraszam Skylynn musiałem pilnie wyjść... A co do rozbierania to sama się przebrałaś w moją koszulkę. - odparł.
- Gdzie musiałeś wyjść? - spytałam.
- Ubierz się i spakuj swoje rzeczy. Wyjeżdżamy. - powiedział.
- Słucham? Po co? Zaraz zaraz... Zayn znów ktoś cię ściga? - spytałam.
- Inny gang nas. Chcę, żebyśmy byli bezpieczni. - pocałował mnie w czoło.
Westchnęłam. Nasunęłam na siebie czarne legginsy, czarną bokserkę i czerwoną flanelową koszulę w kratę. Spakowałam swoje rzeczy do dużej torby treningowej i zaniosłam ją do samochodu. Usiadłam się na przednim miejscu dla pasażera, a Zayn po chwili zjawił się przy kierownicy.
- Znów jesteś zła? - spytał.
- Po prostu się zamknij Zayn! Mam już tego dosyć! Tego wszystkiego! Nie chcę tak żyć do cholery! Chcę inne życie! Ale narażam się tylko i wyłącznie dla ciebie! Ciągle mnie w coś wrabiasz i wkręcasz, a przy kolegach traktujesz jak rzecz! Gdybym mogła wybrać sobie inne życie, to na pewno nie było by ono z tobą związane! - krzyknęłam.
- Ja cię wrabiam? A kto chce mnie sprzedać policji dla czystego konta? - spytał unosząc słuchawkę, którą dał mi policjant. Musiał ją zauważyć w nocy.
- Ty już to nie raz robiłeś... Zatrzymaj auto. - rozkazałam.
- Nie ma mowy. - odparł.
- ZATRZYMAJ TO CHOLERNE AUTO! - wrzasnęłam.
- Nie zatrzymam się, więc z niego wyskocz. - odpowiedział całkowicie opanowany. - Możesz mieć tylko problem z szybą, bo kuloodporną ciężko wybić, a z twojej strony zepsuty jest przycisk do otwierania okien, masz też blokadę w drzwiach.
- Ugh! - jęknęłam.
- Nie uciekniesz mi Sky. Jesteś moja, a ja twój, czyż nie tak? - spytał.
- Nienawidzę cię. - syknęłam.
- Wczoraj mówiłaś co innego. - zakpił.
- Wczoraj już dawno minęło. - szepnęłam.
Jechaliśmy wgłąb lasu. Oh świetnie. Pewnie mnie zaraz zgwałci i zakopie. Moim oczom ukazała się mała drewniana chatka. Super. Ktoś tu jest, bo stał drugi samochód. Zaparkował obok niego, więc wysiadłam. Pchnęłam drzwi. Usłyszałam dziecięcy płacz. Zajebiście.
- Zayn. - ujrzałam Liama, jego najlepszego przyjaciela. Kiedyś marzył, by wyjść z tego całego gówna i wciąż tu jest.
- Przywiozłeś tą smarkulę? - spytał Mulat.
- Tsa... I ci powiem, że to ostatni raz. Będziesz mi słono płacił. Wiesz jakie problemy miałem z dojazdem? - odparł Payne.
- Zwinęliście dziecko?! Czy was do reszty pojebało?! Oh świetnie! Zajebiście wręcz! Ty Liam porwałeś niewinne dziecko, a Zayn mnie, żebym przypadkiem się nie wygadała, albo coś w tym guście! Jesteście chorzy psychicznie! - wydzierałam się.
- Nie zwinąłem cię, żebyś się nie wygadała. Przywiozłem cię tu, żeby oni nie dorwali ciebie. Nie wiesz co mogło by się stać, jeśli trafiłabyś do nich. - powiedział spokojnie Malik.
- Żądam wyjaśnień. - skrzyżowałam ręce na piersi i zaczęłam tupać nogą.
- Powinnaś wiedzieć tylko tyle, że jesteś jej opiekunką. - powiedział Zayn.
- Zdechnij w końcu. Każdy będzie miał od ciebie spokój. - rzuciłam w jego stronę i poszłam do salonu, gdzie siedziało owe dziecko.
Była to 10-letnia blondynka o zielonych jak szmaragdy oczach. Była odzwierciedleniem piękna, ale jej kryształkowe łzy wszystko psuły.
- Chcę do mamy... Proszę, nie róbcie mi krzywdy... - powiedziała łamiącym się głosem.
- Nikt nie zamierza robić ci krzywdy. Potraktuj to jako wakacje. Dobrze? Nie przejmuj się tamtymi pół-mózgami. Jeśli będziesz czegoś potrzebowała nie idź do nich, tylko do mnie. Z resztą cały czas będę przy tobie. Okay? - przykucnęłam przy niej.
- Okay... - szepnęła ocierając łzy.
- Jak ci na imię? - spytałam.
- Olivia Montgomery. - odpowiedziała.
- Ja jestem Skylynn, ale mów mi Sky. Poczekaj tu chwilę, a ja zaraz wrócę. - uśmiechnęłam się do niej i wróciłam do tych idiotów.
- Zapoznałaś się z podopieczną? - spytał Zayn.
- Jesteście idiotami! Dlaczego porwaliście jedyną córkę Montgomery'ego?! Do reszty was pogięło?! Przez was wszyscy zginiemy! - szeptałam.
- Zapłaci nam to wróci w jednym kawałku. Jeśli nie to w sześciu. - odparł Zayn.
- Nie tkniesz jej. Prędzej świnie polecą. - stanęłam z nim twarzą w twarz.
- Zobaczymy. Jeśli będziesz niegrzeczna też ucierpisz. W domu składałem ci obietnicę, ale też mam swoje warunki. - syknął.
- A ty Liam? Chociaż tobie udało się uciec z tego gówna i znów wróciłeś? Myliłam się co do ciebie. - spojrzałam na Payne'a.
- To skomplikowane Sky. - spuścił wzrok.
- Gardzę wami. Co jej w ogóle powiedzieliście? Że jeśli z wami nie pójdzie to poderżniecie jej gardło? - spytałam wściekła.
- Powiedziałem, że jedzie na małe wakacje. - mruknął Li.
- Mój boże... Jesteście pojebani. - syknęłam i poszłam do Olivii.
- Czy oni zrobią mi coś złego? - spytała.
- Nie skarbie... Nic ci nie zrobią. Póki ja tu jestem włos ci z głowy nie spadnie. Choćby nie wiem co... Obiecuję ci... - posłałam jej pocieszający uśmiech. - Ile ty tak w ogóle masz lat, huh?
- 10, a ty?
- 20. Stara już jestem.
- Nie prawda. Jesteś młoda i piękna!
- Nie tak jak ty skarbie. Więc co chcesz robić, huh? Może pooglądamy jakieś bajki?
- Tak!
Usiadłam obok niej na kanapie i włączyłam telewizor. Jakość animacji w pudle jakoś nie była zadziwiająca, ale cóż... Lepsze to niż nic... Zrobiła się godzina 20. Przeprosiłam Oli i poszłam zrobić kolację. Liam zdążył już pojechać. Zostałam sama z dziewczynką i z tym dupkiem Zaynem. Olivia przyszła pod pretekstem, że sama w salonie się nudzi. Wiedziałam, że się bała. Zayn ją przerażał. Byłam na niego wściekła. Byłam pogrążona w rozmowie z dziesięciolatką aż do kuchni nie wszedł ten idiota. Położył ręce na moich biodrach i zaczął całować moją szyję, gdy ja kroiłam pomidora do sałatki. Moja irytacja wzrastała.
- Zayn odsuń się ode mnie. - mruknęłam.
- Oj skarbie... Złość piękności szkodzi. - wiedziałam, że cwaniacko się teraz uśmiecha.
- Przeszkadzasz mi i uniemożliwiasz przygotowanie kolacji, więc proszę cię, abyś odsunął się ode mnie, żebyś mógł spożyć jakikolwiek posiłek. - wysyczałam.
- Kurwa... - mruknął zły i usiadł na taborecie przy stole.
W kuchni panowała napięta atmosfera. Olivia siedziała cichutko niczym myszka. Bała się odezwać, bo nie wiedziała jak zareaguje na to Zayn, nawet jeśli te słowa byłyby skierowane do mnie.
- I nagle umilkłaś, dzieciaku? Jeszcze przed chwilą byłaś taka rozgadana. - odezwał się Zayn.
- Zayn zamknij mordę. Ten "dzieciak" ma imię. I nawet się tak do niej nie odnoś. - wtrąciłam.
- Bo co Sky? - spytał.
- Bo zaraz wepchnę ci ten nóż w gardło. Nie wkurzaj mnie nawet. - spojrzałam mu w oczy.
- Co cie ten pieprzony dzieciak interesuje, huh? Ja też potrzebuję miłości... - mruknął.
- Nie jestem pieprzonym dzieciakiem. - wtrąciła Olivia.
- Zamknij się młoda, bo... - zaczął Malik.
- Bo co, Zayn? Mówiłam nie odnoś się tak do niej. Nie masz prawa tak o tym dziecku mówić! Zachowujesz się jak gówniarz! Patrzcie to ja Zayn Malik, krzywo na mnie spojrzysz to masz w ryj! - naśladowałam go. Wcale nie chciałam się z nim kłócić przy Olivii, ale nie jak mnie do tego zmusił. Nie panowałam nad emocjami.
- Śmieszna jesteś. - zaśmiał się.
- Nie mam siły z tobą rozmawiać. Odezwij się jak zmądrzejesz. - mruknęłam zmęczona i wróciłam do poprzedniej czynności.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejka! Długo mnie tu nie było ale cóż... WRÓCIŁAM! *le ja pokazuję kciuk w górę* I mam nadzieję, że się cieszycie. Chciałam też poinformować o tym, że Are You Sure?, które było tu pisane jak i na Wattpad nie będzie kontynuowane, gdyż iż ponieważ zostało usunięte. NA ZAWSZE. To była sprawa z weną i po prostu za długo "leżało" na tym Wattpad nie tknięte i w końcu stwierdziłam *chuj, usuwam i tak tego gówna nikt nie czyta, więc co mi tam.* Dokładnie. Sorry za mój język, ale cóż... taka już jestem. *le ja znowu pokazuję kciuk do góry* Iiiiiiiiiiii.... Chciałam podziękować, za komentarze, które są pozytywne i miłe, co sprawia, że moja morda się cieszy, ale szkoda, że tak nie ma na moim koncie na Wattpad (black_tear_in_heaven     <<< jak by ktoś chciał mnie zaobserwować, poczytać moje "arcydzieła" i wgl...) ani na Insta (officialmayxx   <<< moja cudna nazwa ^^) lub na Twitterze (@ayamgnilremmeh <<< wiem bardzo orginalnie, ale jak już ktoś zechce zaobserwować a nie chce mu się pisać mojej cudnej nazwy to... Albo skopiuje, albo se wejdzie w linka :] )
Kocham was!!! I wiem, że to krzyk w otchłań, ale kocham was!
May xx :*