niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział 7 "Promise ?"

Jedną z dłoni zaciska na moim przedramieniu, szarpiąc słabo w swoją stronę. Nie otwieram oczu, nie mam odwagi. Chłodny oddech owiewa moje usta, a po chwili rozpoznaję miętowy zapach. Ciężko przełykam ślinę, moje gardło zawiązało się w supeł. Czuję jego szorstkie palce na lewym policzku, gładzi go delikatnie. W głowie niemal od razu maluje się obraz tamtej nocy i muszę zaciskać zęby, by nie zacząć krzyczeć. Czuję tamten ból, czuję go tak wyraźnie mimo czasu, który upłynął. Czuję wszystko tak samo, jakby działo się to wczoraj. Każdy dotyk mężczyzny, każdy mężczyzna jest kluczem do drzwi wspomnień. Każdy osobnik płci przeciwnej w moich oczach jest gwałcicielem, a ja nie umiem już tego zmienić. Opuszkami palców przesuwa po mojej brodzie, łapiąc za podbródek i unosząc minimetry w górę.
- Jeżeli to się znowu powtórzy, jeżeli on wróci, przyjdź z tym natychmiast do mnie. Nie każ bym wyciągał to z ciebie siłą, bo będzie za późno.
Jego dotyk znika, wraz z oddechem. Otwieram oczy i on już jest za mną, obrócony plecami, zmierzający do biurka. Byłam przygotowana na gorsze, jednak mam ochotę rzucić się na kolana i dziękować za to, że nie zrobił nic więcej.

*** (następny dzień)
Kiedy mam zacząć kolejną zmianę, jestem proszona do biura przez pana Vancsa. Od razu zwalczam w sobie chęć ucieczki na wspomnienie do czego mnie zmusił. Zasiadam na wskazanym krześle, skubiąc z nerwów skórki wokół paznokci. Na jego czole widnieje głęboka zmarszczka, a oczy lekko mruży przez co jego kurze łapki są wyraźniejsze niż zwykle.
- Pan Malik uznał, że powinnaś dostać kilka dni wolnego. Nie ma go dzisiaj więc przekazuje ci to. Po dzisiejszym tańcu możesz udać się do domu i przez kolejne trzy dni zająć się sobą.
Nie mam pojęcia czemu jego spokojny głos przerodził się w pełen złości syk, ale nie mam zamiaru pytać. Czekam na jego pozwolenie i opuszczam pomieszczenie, w który śmierdzi potem, a biurko w całości zawalone jest papierami. Myśl, że przez te trzy dni będę wolna od tego miejsca, przynosi ulgę..

***
Gdy wracam do mieszkania zmienia się już data, jest po północy, a w całej okolicy panuje zadziwiająca cisza. Echem niesie się szczekanie psów. Dłonie wtykam do kieszeni, chcąc je trochę ogrzać. Palcami muskam banknoty i momentalnie serce zaczyna się rozgrzewać. Zebrałam dzisiaj całe 40 funtów z napiwków. Wreszcie coś zjem. Wbiegam szybko po schodach na piętro i szarpię zniszczone drzwi. Już w wejściu słychać chrapanie. Nie trudząc się ze sprawdzaniem, jak bardzo pijany jest mój "chłopak", omijam go szerokim łukiem zostawiając 10 funtów na stoliku...

***
Minęła ostatnia doba mojego "urlopu", a ja jestem zmęczona bardziej niż przez ostatnie tygodnie. Brakuje mi energii, brakuje mi węglowodanów. Jestem tak głodna, że jeżeli ktoś dałby mi jedzenie, sądzę, że mój żołądek nie przyjął by go. Napiwki zebrane podczas ostatniej zmiany przeznaczyłam na jedzenie, zapakowałam nim niemal całą lodówkę. Miało starczyć na cały tydzień. Miałam nie chodzić głodna. Zamykam drewniany chlebak, widząc, że nawet nie została piętka chleba. Udaję się z powrotem do pokoju, czując zawroty. W momencie, w którym słyszę trzaskanie drzwi frontowych przyśpieszam, prawie że do biegu. I może gdyby nie to, że nie mam ani odrobiny siły, uciekłabym.
- Gdzie się wybierasz ?
- D.do sypialni.
Ściska mój nadgarstek, pochylając się nade mną. Nie jest pijany, nie czuję alkoholu.
- Nie uciekaj kochanie.
Kiwam głową, a on ciągnie mnie do kuchni. Popycha delikatnie na blat, który z pęczniał od wody stale spływającej po ścianie, a sam otwiera lodówkę.
- Nie kupiłaś jedzenia.
Warczy groźnie. Ciekawe za co miałam je kupić. Po tym jak wydałam na nie 30 funtów, a on i jego koledzy z ulicy wyczyścili wszystko, nie tylko ja chodziłam wygłodniała.
- Kiedy masz wypłatę ?
- W przyszły piątek.
Otwiera szafkę przy oknie, a jeden z nawiasów puszcza. Przeklina głośno, ale ignoruje odpadające drzwiczki i wyjmuje stertę kopert.
- Rachunki. Za wodę, światło i ogrzewanie. Zapłać je i nie zapomnij o czynszu, za resztę jaka ci zostanie kup jedzenie.
Kiwam posłusznie głową, a on się uśmiecha. Kiedyś kochałam jego mimikę, ale to było kiedyś. Dłońmi przeczesuje ciemne włosy, zmierzając w moją stronę. To popierdolone, że jestem w związku z szatanem, chociaż boję się być dotykana, boję się kontaktu z facetami. Popierdolone jest, że życie zmusiło mnie do pracy w klubie ze striptizem, gdzie Vancs na zapleczu zbawia się z tancerkami i prędzej czy później ja też będę jego ofiarą. Mam szefa, który jest przerażający jak ostatni chuj i proponuje mi nowe warunki pracy, gdzie miałabym robić za prostytutką.
- Słuchasz mnie ?
- C..co ?
Patrzę zamglonym wzrokiem na Marcela i widzę, że jego szczęka się zaciska.
- Śpimy dzisiaj razem.
Co ? Nie, nie, nie... Ciągnie mnie za sobą do sypialni i zamyka za nami drzwi. Brutalnie jestem popchnięta na łóżko i nie mam siły się podnieść. Przeciąga przez głowę koszulkę i rozpina pasek spodni, nie zważając na niską temperaturę. Jak najszybciej mogę, zakrywam się kołdrą. Próbuję nie dopuścić go do mojego ciała....

***
Budząc się, ramieniem trącam coś za sobą. Uświadamiam sobie, że to Marcel, kiedy wypuszcza z ust głośny jęk. Wstrzymuję powietrze i czekam, aż znowu zaśnie. Nie wykonuję żadnych ruchów do czasu, aż nie słyszę chrapania. Przecieram zaropiałe oczy i czuję, że są opuchnięte od łez sprzed kilku godzin. Za oknem jest ciemno, a zegarek wiszący na ścianie pokazuje 19:00... jeżeli dobrze chodzi. Wychodzę z łóżka i zbieram się do klubu, na samą myśl o powrocie do pracy robi mi się niedobrze... Ubieram się i mozolnym krokiem wychodzę z budynku. Jak zwykle jest zimno, a do tego kropi deszcz. Droga zajmuje mi więcej niż pół godziny, a kiedy docieram widzę pod lokalem ustawiającą się długą kolejkę. Wzdłuż krawężników jeden za drugim zaparkowane zostały samochody. Idę na tyły klubu, korzystając z wejścia od zaplecza. Dziwnie się czuję po trzech dniach nieobecności. Przemierzam ciemny korytarz, docierając do swojej garderoby. Chcę otworzyć drzwi, ale są zamknięte. Szarpię klamkę kilka razy, ale jest bez zmian. Zamierzam złapać jedną z tancerek i zapytać czy czegoś nie wie, ale Pan Malik pojawia się w zasięgu mojego wzroku. Zawsze jest tam gdzie ja.
- Panno Mayer.
Nabieram powietrza i wydaję pytający jęk.
- Twoja garderoba została przeniesiona.
Marszczę brwi, zastanawiając się dlaczego.
- Wyjaśnię ci po drodze. Chodź.
Czyta mi w myślach, tak ? "Albo twoja mina powiedziała mu wszystko". Ruszam za nim, a zapach tytoniu dociera do moich nozdrzy.
- Przejrzałem wszystkie taśmy. Na jednej widać jak rzeczywiście ktoś wchodzi do twojego pomieszczenia, jednak oświetlenie było zbyt słabe, by zobaczyć twarz.
Czy to znaczy, że nie złapią go ? Otwiera przede mną drzwi i pokazuje bym weszła.
- Twoja nowa garderoba.
Zauważam, że obok jest jego biuro i nie podoba mi się to.
- Sam osobiście zająłem się przenoszeniem twoich rzeczy, więc zapewniam cię, że nic nie zginęło.
Grzebał w moich rzeczach ?
- Kamery z tej części korytarza pokazują wyraźny obraz, jeżeli sytuacja się powtórzy, będę miał dowody na sprawcę.
"Albo usłyszy twój krzyk i przybiegnie". Kiwam do niego głową w zrozumieniu, a między nami zapada cisza. Myślę o tym czy powinnam ją przerwać.
- Dziękuję za wolne.
Mówię mu cicho.
- Bardzo proszę.
Decyduję się podnieść wzrok i spojrzeć na niego. Lewy kącik jego ust drga lekko w górę, ale nie przypomina to uśmiechu.
- Liczę, że podjęłaś decyzje dotyczącą umowy.
- N..nie przyjmę jej.
Prycha cicho i mogłabym powiedzieć, że jest to słodkie, gdyby nie jego ciemne spojrzenie.
- Dlaczego ?
Jego głos staje się wyższy o pół tonu. Ze wszystkimi pracownicami tak często rozmawia ?
- Nie jestem prostytutką.
- Vancs powiedział, że masz jakiś ważny powód i jestem pewien, że to nie to.
Milczę. Nie powiem mu, nikomu nie powiedziałam i nikomu nie powiem.
- Coś ukrywasz Mayer.
Zbliża się do mnie, a jego wyraz twarzy jest poważny. Przełykam ślinę, a mój kark oblewa zimny pot. Pochyla się nade mną, a jego tęczówki są jak rentgen. Nie jestem wstanie się ruszyć, kiedy chłodny oddech owiewa moje policzki. Zbieram siły i próbuję się cofnąć, ale on łapie mnie i boleśnie mocno wbija się w moje wargi. Słyszę szum w uszach i jestem u kresu, by popaść w panikę.
- A ja się dowiem co to takiego...

_______________________________________________________________________________________

 
Przepraszam, przepraszam, przepraszam....
Totalnie zepsułam ten rozdział, w dodatku tak długo kazałam wam czekać.
Przez cały tydzień próbowałam go napisać, ale naprawdę nie potrafiłam.
Wybaczcie mi, następny postaram się, by był lepszy.
Dziękuję za wasze komentarze i wszystkim co czytają...
 
/Natalia

sobota, 19 kwietnia 2014

Happy Easter

 
ALLELUJA !!!!!!!!!
Życzę Wam Wesołych Świąt.
Życia zabawnego w jaja bogatego.
Smacznej kiełbasy, rzeżuchy po pachy.
Dobrego żurku i potraw, bez których się nie obejdzie.
Wesołego zająca co się śmieje bez końca...... a nawet pięciu.
 
 
Szczerbatego barana, co beczy od rana.
Uśmiechu przez cały czas.
Słońca, radości i w niedziele dużo gości.
W drugie święto dużo wody...
tak dla zdrowia i urody.
Bierzcie sikawki w łapy
I oblejcie cały świat tak dla zabawy.
Jeszcze raz...
WESOŁEGO ALLELUJA !!!!!
 
/Natalia
 
 

czwartek, 17 kwietnia 2014

Rozdział 6 "Promise ?"

Zmarszczka pojawi się na jego czole, kiedy wzrok wbijał w moje ręce. Cholera.
- Pytam co to jest ?
- J..ja podrap..pałam się.
- Nie szanuje ludzi, którzy kłamią. Więc nie kłam.
Przcież nie skłamałam. Spuściłam głowę wyrywając dłoń. "Dalej powiedz coś, za nim cię wywali".
- Przepraszam, to się więcej nie powtórzy.
Wyszeptałam to tak cicho, że najprawdopodobniej nie usłyszał.
- Co się nie powtórzy, kłamstwo czy twoje poranione ręce ?
A jednak.
- To i to.
Nie mam zamiaru się mu stawiać i przekonywać do swoich racji. Wiadomo kto wygra.
- Drugi raz podpadłaś, pilnuj się.
Pokiwałam głową na zgodę i wypuściłam postrzępiony oddech.
- Jesteś pewna decyzji co do umowy ?
Ponownie pokiwałam na tak.
- W porządku, ale dam ci jeszcze czas. Jutro przyjdę po ostateczną odpowiedź.
Co mu tak zależy ? Zwilżyłam usta i przełknęłam ślinę.
- Mogę iść ?
- Tak..... możesz.
Wzdycha zrezygnowany, a ja wychodzę.
Lekko spóźniona wkraczam na scenę, wykonując to co do mnie należy.

***
Jestem zmęczona, kiedy schodzę z podwyższenia. Naprawdę zmęczona. Powieki bardzo ciążą. Marzę o odrobinie snu. Odetchnęłam głośno, odgarniając dłonią przydługie włosy. Nawet oddychania mnie męczy. Chcę chwycić klamkę, ale jak oparzona odsuwam się widząc, że drzwi są uchylone. Serce zaczyna uderzać ciężko o żebra, a znużenie odchodzi w jednej chwili. Myśli od razu napływają falami do mózgu. On tam może być. Oczy zaczynają mnie piec, natychmiastowo wypełniając się łzami. On tam może być. Nie wiem co powinnam zrobić. Nie mogę stąd odejść, ale jak wejdę, a on... Palce wplątuję w swoje włosy, ciągnąc za nie w zdenerwowaniu. Plecami uderzyłam o ścianę za sobą i gdyby nie to, że opieram na niej cały swój ciężar, upadłabym.
- Dobrze się czujesz ?
Pan Malik idzie do mnie z drugiego końca korytarza, co wbija mnie w jeszcze większą panikę.
- T.tak.
Nie wiem jak, ale udaje mi się wykrzesać dość przekonujący głos.
- Jesteś pewna ? Wejdźmy do garderoby, powinnaś usiąść.
Dłoń kładzie w dole moich pleców, naciskając na nie bym się ruszyła. W jednej sekundzie odskakuję od niego, kiedy słowa do mnie docierają. Kręcę szybko głową, cofając się jeszcze trochę.
- Co się dzieje ?
-Ja..aa czy mógłbyś.. Pan...czy mógłby Pan... sprawdzić...
Zagryzam wargę, kiedy wypowiedzenie jednego zdania okazuję się zbyt trudne. Głos mi drży i chociaż chcę, nie mogę go opanować.
- Spokojnie... nic nie rozumiem.
- Czy mógłby... Pan... s..sprawdzić moją.. garderobę ?
Jego brwi łączą się, a głęboka zmarszczka ukazuję na czole. Stoi chwilę skonsternowany, ale kiwa głową i wchodzi do pomieszczenia. Denerwuję się kiedy nie ma go dłuższą chwilę, a żadne dźwięki nie docierają do moich uszu. Zastanawiam się czy może nie wejść tam, albo nie wziąć nóg za pas i uciec. Drzwi otwierają się na całą szerokość, a jego osoba staje w progu.
- Niczego tu nie ma.
Oddycham z ulgą.
- Możesz mi wyjaśnić o co tu chodzi ?
Kręcę głową na nie.
- Mayer ?
- O nic.
Spina się, ściągając swoje łopatki i prostując ramiona.
- Przed chwilą stałaś tu zupełnie przerażona, w dodatku masz pokaleczone ręce, nie jestem idiotą.
Syczy groźnie, po czym jego szczęka tężeje. Spuszczam wzrok na podłogę, nie mogąc znieść jego spojrzenia.
- Słuchaj mnie uważnie !
Znacznie podnosi głos na co wzdrygam się.
- Jednym z moich zadań jako szefa, jest zadbać o bezpiczeństwo swoich pracowników, więc powiedz mi z łaski swojej o co tu chodzi.
Jest zły, a ja w strachu nie mogę wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Milczę i widzę, że ściąga go to na samą granicę opanowania. Zbliża się do mnie i zostawia tylko kilka centymetrów przestrzeni. Czuję jak po policzku spływa mi łza, a w ustach, gotowy do ujrzenia świata tkwi szloch.
- Jeżeli coś ci się stanie, nie próbuj mnie ciągać po sądach. Sama sobie szkodzisz Mayer i uważaj co robisz, bo powinienem cię wyrzucić. Moje zaufanie już straciłaś.
Odsunął się kawałek, po czym zaczął odchodzić. Rozchylam usta, kiedy więcej łez spływa w dół. Ziemia osuwała mi się z pod nóg przez jego słowa.
- On tam był.
Mówię mu, płacząc jednocześnie. Nie mogłam zapanować nad tym co się ze mną teraz dzieje. Jeżeli rozumiecie. Moja psychika jest u kresu życia, przestaje działać, a ja wpadam w stan, gdzie nie mam kontroli.
- Wczoraj tam ktoś był.
Powtarzam głośniej, na co Pan Malik odwraca się.
- On wróci.
Zapłakałam w głos, chowając twarz w dłoniach. Ta praca jest dla osób twardych psychicznie, a to co ja teraz robię. Sama proszę się o zwolnienie. Staje przede mną, przeczesując w zdenerwowaniu włosy.
- Wiesz kim on jest ?
Kręcę głową, wycierając łzy.
- Nie zwalniaj mnie proszę... potrzebuję tej pracy.
Wiem, że poniżam się teraz, ale mogę nawet paść na kolana. Nie chcę wracać na ulicę, nie chcę tracić dachu nad głową.... ta praca to ona trzyma moje życie. Tu nie działa system, że masz pieniądze nie wiadomo skąd i jesteś szczęśliwy. Kurwa.. to jest właśnie chora rzeczywistość, gdzie pieniądze są bardziej potrzebne niż tlen.
- Pokaż się zaraz w moim biurze.
I odszedł.

***
- Widziałaś jego twarz ?
Zaprzeczam ruchem głowy, kuląc się na siedzeniu. Przyszłam tu, zaraz po tym jak się przebrałam, a teraz dostaję serie pytań od niego, na które niemo odpowiadam.
- Powinnaś powiadomić mnie o tym wczoraj.
Jego zdenerwowanie, nie jest w żaden sposób porównywalne z moim. Jestem bardziej przerażona nim, niż moim napastnikiem z poprzedniej nocy.
- Wracaj do domu Mayer. Zamierzam przejrzeć nagrania, teraz nic nie zrobię.
Wstaję z miejsca, dbając aby nie narobić hałasu. Nie chcę, by w złości mnie skrzywdził. Odchodzę do drzwi, ale on będąc szybszym blokuje mi drogę. Przecież kazał mi iść... Wstrzymuję oddech widząc jakie ma zamiary. Instynktownie zaciskam oczy, czując już całym ciałem nadchodzące cierpienie...
______________________________________________________________________________________
 
Nie podoba mi się ten rozdział, ale myślę, że od tego momentu będzie robiło się co raz ciekawiej.
Postaram się i planuję więcej akcji z Malikiem.
Dziękuję za komentarze, naprawdę dają motywację :D
ILY..
 
/Natalia

niedziela, 13 kwietnia 2014

Rozdział 5 "Promise?"

On tam stał. Stał po drugiej stronie ulicy. Nogi ledwo go utrzymywały. Upadł na ścianę, ale nie na chodnik. On tam stał. Stał tam. Usta wykrzywiał w półuśmiechu. Taki sam. Serce podeszło mi do gardła, a oddech... oddech opuścił mnie kilka chwil temu. Tylko ulica nas dzieliła. Kilka metrów. Musiałam uciekać. Wstałam spokojnie z ławki, powoli odchodząc z dala od niego, a kiedy minęłam róg ulicy ile sił zaczęłam biec. Nie obejrzałam się za siebie ani razu. Ani razu tam nie popatrzyłam. Ból mięśnie nie był wstanie mnie zatrzymać. Dopiero kiedy dobiegłam do zniszczonego budynku, gdzie mieszkam i usiadłam na schodach klatki schodowej miałam odwagę patrzeć na drogę, którą przybiegłam. Zdusiłam w sobie szloch, który chciał wyrwać się z moich ust. Nie będę płakać. Zaplotłam ramiona na kolanach, chowając w nich twarz. Skuliłam się do niewyobrażalnych rozmiarów, izolując od świata. Czas jest naszym łamaczem...

***
W ciąż w tych samych ciuchach weszłam do klubu. Nie dotarłam do mieszkania, spędziłam minione godziny na betonowych stopniach. Zostało 20 minut czasu, więc przebrałam się i wyszłam ruszając do baru. Przebicie się przez tłum ludzi nie było tak trudne, jak się wydawało. Ustawiając się pośród pijanych lub bardziej trzeźwych osób zamachałam ręką wysoko, przywołując barmana. Skinęłam w kierunku butelek z bezbarwną cieczą, pokazując dwa palce. Cieszyłam się z pierwszeństwa jakie mi przysługuje. Dwa kieliszki czystej wódki zostało postawione tuż przede mną. Uniosłam rękę raz i jedno szkło było puste, uniosłam drugi raz i drugie również zostało opróżnione. Skinieniem głowy podziękowałam, pokazując dłonią, by zapisał. Umówiłam się, że wyrównuję rachunki na koniec miesiąc, kiedy dostaję wypłatę. Nie cierpię alkoholu, ale to jedyna rzecz, która potrafi sprawić, że człowiek się nie boi. Dostarcza adrenalinę, zapomnienie i odwagę. Yeaaa niesie też skutki uboczne, ale jeżeli wiesz co to kontrola, nie masz problemu. Cholera mam 2 minuty ! Ruszyłam w kierunku sceny, zwinnie na nią wchodząc. Czułam, jak krew z procentami pali moją skórę od wewnątrz. Nie byłam też pewna, ale chyba rumieńce zaczęły ukazywać się na moich policzkach, bo czułam ciepło. Przyjemne ciepło, które dawało pewien rodzaj ulgi. Dziękuję teraz temu co tworzył umowę o pracę, dołączając paragraf o spożyciu alkoholu.

§8
Tancerka, ma prawo do spożycia drinka lub maksymalnie trzech kieliszków alkoholu przed pracą w ramach rozluźnienia i dodani odwagi. Nie dotyczy to pozostałych zatrudnionych. Pracodawca może użycia alkomatu, w celu sprawdzenia ilości promili we krwi. Przekroczenie uzgodnionych norm wiąże się ze zwolnieniem pracownika lub za obopólnym porozumieniem dostosowania kary.

Nie sądziłam, że te kilka linijek tekstu będzie tak przydatne. Picie w pracy wydaje się być nie na miejscu, jednak w tym przypadku, cóż jest to w porządku.
Odetchnęłam głęboko, owijając nogami rurę. Kolejna noc wśród naćpanych i spoconych ciał. Kolejna noc, polegająca na odliczaniu minut do końca... Noc, gdzie po raz kolejny jestem obserwowana. Pan Malik siedzi przy barze przeszywając mnie ostrym wzrokiem, rozrzuca moje myśli po kontach powodując strach. Bo co jeśli popełnię błąd ? Jeśli się potknę i upadnę robiąc pośmiewisko ? Zostanę wywalona, pozbawiona jedynego źródła pieniędzy... Po za tym przeraża mnie jak jasny chuj.... i nie jest to rodzaj strachu, który przechodzi w krótkim czasie.

***
Kiedy wybija druga w nocy zatapiam się w ciemnościach garderoby. Skończyłam swoją zmianę, ale to wiąże się z powrotem do mieszkania. Nie odwlekę tego, chociażby dlatego, że rzeczywiście nie mam gdzie zostać. Po omacku szukam włącznika światła, ale jak na złość nie mogę go znaleźć. Wypuszczam z frustracją powietrze, ruszając w głąb pomieszczenia. Zamierzam zapalić lampkę nocną, którą nawet z zamkniętymi oczami jestem wstanie wskazać. Zdziwienie przychodzi, kiedy okazuje się, że półka jest pusta.
- Tego szukasz skarbie ?
Serce mi staje na dźwięk męskiego głosu. Chcę się wycofać, ale zostaje złapana. Mężczyzna zakrywa mi usta spoconą dłonią i czuję jej mdlący zapach. Nie widzę nic po za ciemnością.
- Nigdy nie próbuj przede mną uciekać.
Głos wydaje mi się znajomy, jednak nie potrafię teraz myśleć o niczym innym jak o tym co chce mi zrobić. Skrzywdzi mnie ? Jego dłoń przesuwa się na mój brzuch i niebezpiecznie podąża w kierunku miejsc intymnych. Nie... proszę...
- Pragniesz mnie złotko.
Pijany oddech owiewa skórę na mojej szyi, docierając do nozdrzy.
- Jestem zmuszony zostawić cię teraz samą, ale pewnego dni dam ci to o czym marzysz. Będziesz błagała mnie. Pewnego dnia złotko.
Jego dłonie znikają, po czym następuję trzask drzwiami i cisza. Ciężko oddycham. Nie mając kontroli upadam na kolana. Zaczynam szlochać, kiedy to wszystko dociera do mózgu. Łzy torują sobie ścieżki na policzkach, wypełniając usta słonym smakiem. Tracąc panowanie zaczynam się drapać, próbując zedrzeć uczucie jego dotyku. Wbijam paznokcie w swoją skórę i czuję pieczenie w okolicach brzucha oraz ramion, ale nie przestaje. Chcę przestać to czuć. Kaleczę się co raz bardziej, powtarzając pod nosem ciche "proszę". Nie wiem czemu to mówię, ale nie umiem tego zatrzymać. Zaprzestaje swoim czynom dopiero wtedy, kiedy czuję wilgoć na ramionach. Co ja zrobiłam ? Chowam twarz w dłoniach, tłumiąc uciekające z ust dźwięki. "Podnieś się i uciekaj, nikt cię nie może teraz zobaczyć" moje drugie ja, próbuję mi pomóc. Słucham się i nawet nie zmieniając ciuchów, naciągam na ramiona płaszcz, uciekając. Trzęsę się podczas biegu do postoju taksówek. Wsiadam do pierwszej lepszej i podaję adres. Muszę oddać moje ostatnie funty, ale nie ma to już znaczenia. Dzisiaj po raz kolejny mogłam zostać zgwałcona. Ta myśl siedzi w mojej głowie, zabierając zdrowy rozsądek... Zabiera mi wszystko co przez cały czas budowałam. Cały mój mur ochronny, który zbudowałam w moje głowie, cała siła, dzięki której trwałam... dziś to wszystko zostało zepsute.

***
Kiedy się budzę, jest już jasno. Dłonie mam skostniałe i przerażając zimne. Wytykam nos z pod kołdry, widząc obskurne ściany mojego pokoju. Nic się nie zmieniło od momentu, jak tu przyszłam więc wzdycham z ulgą, że Marcel nie przyszedł. Pocieram chłodne ramiona, a zaraz po tym głośno syczę i kilka łez opuszcza moje oczy. Spuszczam wzrok i widzę świeże, rozdrapane rany, z których od nowa zaczyna sączyć się krew. Mam ochotę sobie strzelić. Jak teraz pójdę do pracy ?
Wyłażę z pod pościeli i podążam do łazienki. Odkręca wodę pod prysznicem i zdejmuję ciuchy. Woda jest letnia, a nawet powiem, że bardziej zimna niż ciepła. Cóż zawsze może być gorzej... jeszcze jest wariant lodowatej....

***
Założyłam najodpowiedniejszy strój jaki znalazłam. Jest skąpy, bo innych tu nie ma, ale zakrywa przynajmniej brzuch. Przy toaletce dojrzałam jakiś fluid, więc nałożyłam go na rany na rękach. Nie zakrywa ich w zupełności, ale z daleka są prawie nie widoczne.... z daleka. Włosy zawsze mam związane w ciasny kucyk, ale dzisiaj je rozpuściłam, może pomogą mi w zakryciu tego wszystkiego. Kręcę głową na swoje odbicie w lustrze i zakładam jedne ze skórzanych, wysokich kozaków. Malutką buteleczkę jakiegoś perfumu wkładam w but, zadowolona, że jej nie widać. Gdyby dziś... gdyby on... gdyby tu przyszedł, to.. to może jest jakaś szansa na obronę.
Zamykam drzwi garderoby i drżącym krokiem idę w kierunku głównej sali klubu. A co jeśli ten mężczyzna będzie dzisiaj wśród tłumu. Przełykam ślinę, czując jak żółć podchodzi mi do gardła. Co ja takiego zrobiłam, że tak mnie karzesz ?
- Panno Mayer !
Obracam się i widzę pana Malika zmierzającego ku mnie. Ja pierdole. Chowam ręce do tyłu i cofam się parę kroków.
- Muszę zamienić z tobą parę słów, chodź proszę za mną.
- D..dokąd ?
- Do biura. Nie potrwa to długo.
Kiwam głową i idę za nim. Wchodzimy do przestronnego pomieszczenia i każe mi zająć miejsce na przeciw biurka. Wyciąga jakieś papiery i podsuwa mi je pod nos.
- To jest nowa umowa, możesz ją przyjąć albo nie ? Nalegam jednak byś to przeczytała i poważnie się zastanowiła.
- C..co jeśli się nie zgodzę ?
- Wtedy będziesz pracować na podstawie starej. Dam ci teraz kilka minut, a ty przeczytaj uważnie to co ci proponuję.
Nabrałam w płuca powietrza i spuściłam wzrok na spięte spinaczem kartki. Uważnie czytałam naniesione tuszem litery. Wszystko wyglądało dobrze i chciałam się zgodzić, proponował mi dwa razy większe zarobki, jednak jedno zdanie wystarczająco mną wstrząsnęło.
"Strona godzi się na stosunki płciowe ze swoimi klientami"
Odsunęłam się jak poparzona na krześle, zamykając oczy i kręcąc głową.
- Nie chcę... nie chcę tego.
Brzmiałam jak w amoku, a mój głos drżał.
- Jesteś tego pewna ? Mówiłaś, że nie masz pieniędzy, chcę ci tylko pomóc, ale musisz na to zapracować.
- Nie chcę... j.ja już pójdę.
Wstałam z krzesła, ale on momentalnie stanął przy mnie chwytają za rękę. Zdusiłam w sobie krzyki bólu, sztywniejąc.
- Co to jest ?
 Zmarszczka pojawi się na jego czole, kiedy wzrok wbijał w moje ręce...


 
Przepraszam za tak duże opóźnienie...
 W następnej postaram się dać wam dużo Pana Malika, jeżeli chcecie oczywiście.
Była prośba bym częściej dodawała i oczywiście spełnię tą prośbę, ale jeszcze przez jakiś tydzień będziemy musieli się pomęczyć.
Muszę tylko ogarnąć swoje życie i pogodzić szkołę, prace i bloga. Od maja będę dodawała części częściej. Obiecuję. To wszystko co chciałam powiedzieć.
Bardzo wam dziękuję, że jesteście i czytacie.
Dzięki wam wszystko wydaje się lepsze.
 
/ Natalia

piątek, 4 kwietnia 2014

Rozdział 4 "Promise?"

 Zaczęłam kochać ich odcień, całą głębie... jednak to tylko oczy. Pokazują skrywane uczucia, ale nie zmieniają zachowania, nie zmieniają tego kim jesteś.
- A chcesz tu nadal pracować ?
Pokiwałam niepewnie głową, zaczynając co raz ciężej oddychać. Łamał moją przestrzeń.
- Popełniłbym błąd zwalniając ciebie. Obserwowałem cię przez kilka dni, połowa klientów klubu to mężczyźni, przychodzą tu tylko po to, by ciebie oglądać sącząc swoje drinki. Przynosisz duże korzyści kochanie.
Uniósł swoją dłoń, ale nim zdążył dosięgnąć mojego policzka, stałam już w bezpiecznej odległości. Nienawidzę czuć dotyku drugiego człowieka. Nienawidzę bo zawsze odczuwam tylko jedno. Szorstkie dłonie tamtego mężczyzny.
- M..mogę już iść ?
Zapytałam cicho na co ostro zaprzeczył kręceniem głowy, jednak po chwili westchnął ciężko i zrezygnowany uchylił wargi.
- Widzę, że nic od ciebie nie wyciągnę.
Zamknął oczy z irytowany i jednym skinieniem głowy wskazał drzwi.
- Możesz iść.
Tak też zrobiłam, uciekłam z jego biura najszybciej jak umiałam. Wraz z cichym szczęknięciem zamka odetchnęłam z ulgą. Nadal mam pracę i nadal przeraża mnie jak cholera. Nadal będę żyła w dwie osoby. Ja- skrzywdzona i przestraszona, oraz ja- starając się udawać, że wszystko jest w porządku....

***
Kiedy wchodzę do mieszkania, widzę, że coś jest inaczej. Czegoś brakuje. Brakuje zapachu alkoholu i spalonych papierosów. Brakuje krzyków, albo chociaż pochrapywania chłopaka. Brakuje tego... Ramka z jedynym zdjęciem moim i mamy leży rozbita na ziemi. Serce mi się ściska i czuję łzę balansującą pod powieką. Schylam się, odgarniając dłonią całe szkło. Mały kawałek rani moją palce, ale nie ma to znaczenia. Nie to. Fotografia jest lekko porysowana i ma rozerwany róg, ale nasze twarze są nie uszkodzone. Przyciskam papier do piersi, brudząc krwią swój siwy płaszcz. Nie ma to znaczenia. Bezgłośnie przemierzam dalszą część mieszkania, docierając do sypialni. Cicho wchodzę do środka, a panele wydają delikatne skrzypnięcia. Marcel śpi zaplątany w białej pościeli. Buty, których nie zdjął zostawiły czarne ślady na prześcieradle. Na palcach podchodzę do niego, ostrożnie pochylając się nad jego twarzą. Oddech ma czysty nieskażony procentami. Momentalnie czuję mrowienie w lędźwiach i cofam się kilka kroków aż stąpam na coś. Pod butami leżą moje książki, które jeszcze przed wyjściem starannie ułożone były na półce. Rozglądam się i widzę bałagan. Szuflady komody są po otwierane i opróżnione z ciuchów. Sprawdzam ich wnętrze, moje schowane oszczędności zostały zabrane. Nic nie poradzę, że różowe policzki zdobią się łzami. Zdemolował ten pokój. Stare krzesło leży przewrócone pod zarysowaną ścianą. Jedna z nóżek nabawiła się pęknięcia. Zakrywając dłonią usta, tłumię szloch i opuszczam mieszkanie. Nie mogę tam zostać. On jest trzeźwy i chory psychicznie. Wychodząc na ulicę chowam dłonie głęboko w kieszeniach, a nos wtykam w szalik. Ponownie obieram sobie kierunek klubu, w portfelu mając jedynie 5 funtów. Nie mam gdzie spać, a w mojej garderobie jest mała sofa. Ciemność stała się okrutna, zabiera całe światło z ulicy. Słyszę własne serce. W ustach całkowicie mi zasycha i w duchu modlę się o bezpieczne dotarcie na miejsce...

***
Nagłe uderzenie ciepła przyprawia mnie o zawroty, ale ze spuszczoną głową uciekam do swojego pomieszczenia. Odstawiam torbę na ziemie, zdejmując szalik. Ranki na moich palcach przestały krwawić, a rozmazana na całej dłoni krew zaschła. Ubrana w mój płaszcz układam się na sofie podkulając nogi i owijając się rękoma. Mała żarówka jarzy się słabym światłem, aż w końcu z wyczerpania gaśnie. Mrok spowija pomieszczenie i zasypiam ze zdjęciem w kieszeni...

***
Kiedy uchylam powieki w pomieszczeniu jest jasno za sprawą wymienionej żarówki i małego okienka w samym kącie. Cholera, ktoś tu był. Siadam wyprostowana, zwiniętą w pięść dłonią trąc oczy. Wtedy właśnie drzwi się otwierają, a w nich stoi pan Malik. W dłoni trzyma małą buteleczkę i wacik. Szczękę ma dobrze zarysowaną i zaciska ją mocno chyba w zdenerwowaniu.
- Nie powinno cię tutaj być.
Syczy od razu w moją stronę, ale kiedy widzi przeszywające mnie dreszcze uspokaja się trochę.
- Powinienem cię za to wyrzucić, albo obciąć z pensji. Nikt po za mną i panem Vancs'em nie ma prawa przebywać w klubie po zamknięciu.
Spuszczam wzrok, zaczynając w zakłopotaniu rysować stopą kółka.
- Oczekuję od ciebie wyjaśnienia i postaraj się, by było dobre.
Marszczę nos, kiedy niewiadome uczucie ogarnia moje ciało. Jest gorsze od strachu i bólu. Jest nienazwane.
- J..ja nie mogłam tam zostać. Nie miałam gdzie spać.
Każde słowo przychodzi mi trudno i nie mam siły mówić, kiedy mierzy mnie surowym spojrzeniem. Jak zwykle się jąkam.
- Zostać gdzie ?
- w...... mieszkaniu.
Cicho szepczę, zasłaniając twarz włosami.
- Istnieje coś takiego jak hotele albo motele...
Och no jasne... następnym razem wynajmę sobie cały Penthouse z wyżywieniem w najdroższym hotelu i za wszystko zapłacę 5 funtów. Bardzo śmieszne panie Malik, bardzo.
- Twoja ręka.
Kiwa głową w jej kierunku, a ja chowam ją jeszcze głębiej.
- Trzeba ją przemyć. Podaj mi ją.
Kręcę głową.
- Sama to zrobię.
Chwilę panowała cisza, ale w geście rezygnacji rzucił wodę utlenioną i waciki obok mnie.
- Wrócę za chwilę.
Kiedy wychodzi odkręcam małą zakrętkę, wylewając ciecz na opuszki palców. W pełni skupiam się na szczypaniu, zagryzając mocno wargę. Piecze. Orientuję się, że nie jestem sama, kiedy łapie mnie za nadgarstek i odbierając buteleczkę, wylewa więcej cieczy. Cała sztywnieję, a w oczach stają mi łzy. Pochyla się dmuchając zimnym powietrzem na moje palce i nie jestem wstanie powiedzieć ani słowa.
- Zamówiłem ci wcześniej taksówkę, już czeka. Zapomnę, że cię tu widziałem, a ty teraz idź i więcej nie popełniaj tego typu wykroczeń.
Kiwam posłusznie głową, wyrywając swoją dłoń i ubierając szalik.
- Wrócę pieszo.
Gotowa podnoszę się z miejsca, uciekając do wyjścia.
- Nie komplikuj spraw i po prostu jedź taksówką.
Kręcę głową, spuszczając wzrok. Mam tylko 5 funtów, muszę mieć co jeść.
- Dlaczego ?
Powiedzieć mu ?
- Nie mam pieniędzy.
- W porządku, zapłacę.
Ponownie pokręciłam głową w niezgodzie.
- Jeżeli chcesz odliczę ci to z wypłaty.
Był już wyraźnie wkurzony, więc po prostu kiwnęłam na tak, przystając na jego propozycję. Wyszłam na korytarz, zachowując odległość między nami. Potem wszystko odbyło się szybko, bez słów. Wsiadłam do pojazdu, on zapłacił i nie zaszczycając mnie ani jednym spojrzeniem tych pięknych oczu odszedł, a ja odjechałam. Nie myślcie jednak, że pojechałam do mieszkania. Nic z tych rzeczy. Nie miałam jeszcze tyle odwagi, by stanąć twarzą w twarz z trzeźwym Marcelem. Poprosiłam taksówkarza aby wysadził mnie przy jednej z piekarni. Kupiłam sobie bułkę za funta, czyniąc z niej śniadanie, obiad i kolację. Później zasiadłam na jednej z ławek w środku miasta, wzdłuż ulicy i siedziałam w tym zimnie dobre kilka godzi... miałam zamiar poczekać tu, aż do mojej zmiany, yeaa miałam....

 
____________________________________________________________________________
 
Jest ok ? Chcielibyście abym coś zmieniła ?
Piszcie, a postaram się to uczynić.
ILY <3
 
/Natalia