sobota, 18 lipca 2015

DFM [2]

RETROSPEKCJA
- Nie wyjdę za niego! - krzyknęłam. - Nie wyjdę! Nie poślubię Amira! Nie ma takiej mowy!
- Masz za niego wyjść! Chcesz zniesławić naszą rodzinę?! I tak już się śmieją, że musieliśmy wyjechać z Indii, bo tam sobie nie radziliśmy! Musimy zachować naszą twarz! Masz 17 lat! Jeśli teraz nie poślubisz Amira, to już nikt cię nie zechce! - wrzeszczała matka.
- Mam to w nosie! Nie poślubię kogoś, kogo nie kocham! Swoją cnotę i uczucie ofiaruję temu, który będzie wobec mnie wierny i będzie mnie szanował, kochał, pielęgnował i przede wszystkim nie będzie traktował jak własność, zabawkę, którą można w każdej chwili porzucić! Nie ma mowy! - darłam się. Miałam gdzieś, że sąsiedzi usłyszą. Niech wiedzą, jacy jesteśmy popieprzeni.
- Wyjdziesz za niego i koniec. - rzuciła matka. - Inaczej...
- Inaczej co? Nie będę już twoją córką? Wywalisz mnie z domu?
- Nazywaj to jak chcesz...
- Nie zmienię swojej decyzji. Nie będę się sprzedawać, pieprzonemu lalusiowi z Indii. W ogóle, jakie to chore, że rodzice sprzedają własne dzieci, żeby sami na tym zarobić.
Matka podeszła do mnie powolnym krokiem i wymierzyła siarczysty policzek. 
- Masz godzinę, na spakowanie się. To co zostawisz, trafi do śmieci. - rzuciła nad odchodne i wyszła z pokoju.
- NIENAWIDZĘ CIĘ! - wydarłam się.
Spod łóżka wyciągnęłam swój plecak i spakowałam do niej bieliznę, wszystkie ubrania, jakie kupiłam w Irlandii i 3 sari, które dostałam od Lajjo. Do torby trafiły jeszcze dokumenty, adaptery i małe przenośne urządzenia elektroniczne, jakie należały do mnie. Kosmetyki wcisnęłam na sam spód. Pamiątki, najcenniejsze drobiazgi też zostały rzucone do plecaka. Gdy stwierdziłam, że wzięłam to co jest najważniejsze zapięłam torbę i zeszłam na dół.
- Pani Khan. - powiedziałam do matki.
- Nieznajoma mi kobieto. - powiedziała z pogardą.
- Nawet ty się nie odezwiesz? - spojrzałam na ojca.
- Gdybym tylko mógł... - odwrócił wzrok.
- Żegnam państwa w takim razie. - założyłam trampki i wyszłam na deszcz. 
Na głowę naciągnęłam kaptur i zaczęłam biec. Za sobą usłyszałam krzyki własnego imienia.
- Melodie! - wrzasnął głośniej. Przystanęłam na końcu ulicy. No dalej Yalini. Lewo, albo prawo. Dalej... - Melodie, stój do cholery! 
Odwróciłam się. Chłopak był cały przemoknięty. Stał w szortach i bluzce z krótkim rękawkiem. Był jakieś 5 metrów ode mnie.
- Czemu mnie zatrzymujesz? - spytałam.
- Dokąd biegniesz? - nie odpowiedział na moje pytanie.
- Jak najdalej stąd. - powiedziałam.
- Twoi rodzice popełniają błąd. Zrozumieją i przeproszą. Nie rób czegoś głupiego. - zaczął.
- Ty nic nie rozumiesz! Nie znasz naszej cholernej kultury! - krzyknęłam.
- Wiem o co poszło, Mel... Chodź ze mną. - wyciągnął do mnie dłoń.
- Czemu? - spytałam. - Nikomu na mnie nie zależy, więc czego ode mnie chcesz?
- Przestań pieprzyć głupoty. Mi na tobie zależy. To już coś znaczy, prawda? - powiedział. - Chodź. Zaopiekuję się tobą.
- To za wiele. Nigdy nie spłacę tego długu. Nie mam jak... - szlochałam.
- Wystarczy mi, jeśli pozwolisz mi się kochać. Nic więcej w zamian nie chcę. Tylko to mi wystarczy... - podszedł do mnie.

"Wystarczy mi, jeśli pozwolisz mi się kochać..."
Oh, Niall... 
Pamiętasz to? Może to dziwnie zabrzmi, ale wyglądałeś w tym deszczu jak anioł. Piękny anioł. Z blond włosami i głębokimi niczym ocean oczami. Gdy matka wyrzuciła mnie na bruk, czułam się jakby ktoś mnie zastrzelił. Cios prosto w serce, mój drogi.
Ale dobrą stroną zawsze byłeś ty, mój ukochany. Zawsze mi pomagałeś. I przyznam szczerze, że mam za sobą wiele nieprzespanych nocy z tego powodu. Czuję się cholernie winna, bo nigdy nie byłam taka wobec ciebie, tak jak ty wobec mnie. Nigdy nie wymagałeś, zawsze dawałeś... Jakim prawem zasłużyłam sobie na ciebie? 
Pewnie zastanawiasz się co u mnie...
8 miesiąc ciąży bliźniaczej. Będziemy mieli bliźniaki Niall! Jestem taka szczęśliwa! Będzie chłopiec i dziewczynka. Wciąż nie powiedziałeś mi, jak chcesz nazwać dziewczynkę...
Wróć szybko. Twoja rodzina bardzo mi pomaga, ale i tak wiem, że bez ciebie sobie nie poradzę. Gregowi udało się wrócić. A ty? Gdzie jesteś?
Błagam, Niall. 
Odezwij się.
Twoja na zawsze, Melodie...        

/// komentujcie, bo smutno ;(
rozumiem, wakacje wakacjami, ale cóż... 
May xx

sobota, 11 lipca 2015

AUTOPROMOCJA

 https://www.wattpad.com/story/44313062

^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
zajrzyjcie, oceńcie, skomentujcie, zagłosujcie... zostawcie po prostu po sobie ślad x

jeśli nie korzystacie z wattpada

http://tbiatbw-mxxq.blogspot.com

tam też zostawcie po sobie ślad xd

May xx

sobota, 4 lipca 2015

DFM [1]

RETROSPEKCJA [narracja 3-osobowa]
Młoda dziewczyna o imieniu Yalini właśnie dotarła do Mullingar z rodzicami prosto z New Delhi. Nie chciała się wyprowadzać z rodzinnych Indii, lecz tam nie dawali sobie rady i Irlandia wydawała się być ich ostatnim kołem ratunkowym.
Yalini miała tylko 12 lat, gdy zamieszkała obok uroczego i nawet przystojnego Irlandczyka Nialla Horana.
Chłopak wyjrzał przez okno, gdy rodzina wypakowywała swoje walizki. W końcu wyszedł ze starszym bratem, by zaoferować swoją pomoc.
- Witam, państwo muszą być naszymi nowymi sąsiadami. Jestem Greg Horan, a to mój młodszy brat Niall. - przedstawił się starszy.
- Mieszkacie sami obok? - spytał ojciec Yalini.
- Razem z naszą mamą. - odezwał się młodszy.
- Nie przedstawiliśmy się. - powiedziała matka dziewczyny. - Jestem Swani, to mój mąż Aman, a to nasza córka Yalini. Khanowie. Greg, jesteś wojskowym?
- Tak, proszę pani. - odparł posłusznie wysoki brunet.
- Jeździsz na wojny? - spytała odważnie Yalini.
- Yalini! - skarciła ją matka. - Przepraszam za jej nie wyparzony język...
- Nic się nie stało. Pytanie jak każde inne..Jeszcze nie. Jestem na szkoleniu. - wyjaśnił jej Greg.
- A ty Niall? - spytał ojciec.
- Chcę iść do wojska, tak jak mój brat. Jest dla mnie wzorem do naśladowania. - powiedział młodszy.
- Może pomożemy państwu z bagażem? - zaproponował Greg.
- Jesteście przemili... - skomentowała marka Yalini.

Oh, Niall...
Pamiętasz to? Jakby to było wczoraj... Byłam tak bardzo smutna i zła, że musiałam wyjechać z New Delhi. Tam miałam przyjaciół, ale to nie za nimi tęskniłam najbardziej. Przecież to wiesz... Lajjo, moja babcia była mi bliższa niż moi rodzice. To z nią spędzałam najwięcej czasu i Lajjo była zła, że rodzice mnie zaniedbują. Ale nikogo nie obwiniam...
W de facto, gdyby nie przeprowadzka nigdy bym cię nie poznała. Z biegiem czasu stałeś mi się bliższy niż Lajjo. Stałeś się nie tylko moim przyjacielem, ale i bohaterem. Wciąż naśmiewali się ze mnie w szkole ze względu na mój wygląd i kulturę. Przez to z ciebie też się śmiali, ale zawsze odpowiadałeś ten sam tekst "Takich jak ty to ja będę na wojnie wystrzeliwał". Po tym już wszyscy milknęli. Co nie oznacza, że zamilkli na zawsze...
Mój kochany, miłości moja jedyna... Tęsknię. Zaledwie wyjechałeś kilka dni temu, a ja już umieram z tęsknoty. Gdzie jesteś? Czy dotarłeś bezpiecznie do bazy? Afganistan jest bardzo niebezpieczny i pełen niespodzianek... 
Tak bardzo się boję Niall... Kiedy wrócisz? Wróć proszę. Nasze dziecko musi mieć ojca! Tak Niall. Pod sercem noszę nasze dziecko. Chciałam ci powiedzieć, ale byłeś strasznie zestresowany tym wyjazdem. Odkąd dostałeś list zmieniłeś się... Życie z ciebie uleciało. 
Co by było, gdybym ci powiedziała? Zostałbyś, czy i tak byś pojechał w obronie naszego dziecka?
To 3 miesiąc, kochany.
Jeśli to będzie chłopiec nazwiemy go James Niall Horan. A jeśli dziewczynka to sam wybierzesz... Chociaż wolałabym wybrać jakiś damski odpowiednik do Niall, lub James. Są w ogóle takie? Jeśli nie, sama je wymyślę! Na cześć taty - bohatera krajowego i mojego serca.
Będę czekać, choćby nawet wieki na twój powrót... 
Twoja już na zawsze, Melodie.



///Dziś bez notki
May xx

czwartek, 2 lipca 2015

DFM [0]

Gdzie jesteś?
Przecież obiecywałeś, że wrócisz.
Tyle lat już czekam...
65 lat, mój drogi.
Ja o tobie nie zapomniałam, a ty?
Czy ty pamiętasz?
Oh, Niall...
Wciąż wspominam, wciąż płaczę... 
Emily wciąż się o mnie martwi.
Myśli że popadłam w jakąś depresję.
Ja po prostu czekam.
Tak Niall. Dziś jest nasza 65 rocznica ślubu.
Mieliśmy zaledwie 18 lat gdy się poznaliśmy...
Byliśmy tacy głupi i szaleni...
Potem stało się coś, co całkowicie nas odmieniło.
List z wojska. Potrzebni mężczyźni.
Kazałeś mi nie płakać, ale jestem tylko kobietą, która martwi się o ukochanego.
Wróć proszę...
Tęsknię...
Twoja już na zawsze, Melodie.
/// lel. chcecie +18 z Niallerem. omygy. ej serio. nie wiem jak ja z tego zrobię +18. Nie jestem dobra w pisaniu takiego czegoś. POSTARAM SIĘ, ale NIC NIE OBIECUJĘ. I zanim KTOKOLWIEK skomentował SONDĘ ULICZNĄ sobie pomyślałam, że może napiszę jakiś romans, ale stwierdziłam, dobra, poczekam aż ktoś coś napisze i co?
Niall +18
Harry +18
Niall
Niall +18
Harry
Niall
Zayn +18

No nieźle

Opowiadanie będzie w formie listów, które Melodie pisze do Nialla, których tak naprawdę nie wysyła do wojska, tylko do swojej skrzyneczki. Będzie coś tam przeplatane z prawdziwego życia, ale mało. Będą też retrospekcje.

I ZAZNACZAM. Imię bohaterki to tak naprawdę nie MELODIE, tylko Yalini [z hinduskiego na angielski oznacza Melodie, czyli Melodia], ale to będzie jeszcze wszystko wyjaśnione.

Więc tak. - Scenki będą, ale nie tyle, jak w zwykłych +18 i nie aż takich pikantnych. trzeba znać swoje granice. Prawdę mówiąc ja jakoś się nie ekscytuję kamasutrą. takie pozycje powymyślali, że ło ja pierdole... I NIE BĘDZIE AŻ TAK DUŻO TYCH SCENEK.
BEZ PRZESADY LUDZIE.
=,=
tyle
pozdro xd
may xx

TAK WIĘC...

tak więc wygrał NIALLER +18.
Jestem w szoku.
Ale mamy tu zboczone czytelniczki ^^
Let's talk about sex, baby xdd
ale na poważnie...

WYGRAŁ NIALL.

Opowiadanie będzie zatytuowane : Don't forget me
ALE BĘDĄ SAME INICJAŁY, CZYLI - DFM [numer rozdziału]
Więc nie ździwcie się (KIEROWANE DO NOWYCH CZYTELNICZEK) jak nie będzie napisane z kim jakiś imagin jest.
Za każdym razem będę robić takie SONDY ULICZNE i będzie taki post, przed rozpoczęciem jakiegoś opowiadania
Jasne?
Jak nie to trudno.

PESZEK.

Z Don't forget me ruszamy juz nie długo, czyt. jak napiszę prolog.
jak na razie pomysł jest tylko w głowie xd i trzeba to jeszcze jakoś ubrać w słowa. :)

lov, May xx

sobota, 20 czerwca 2015

SONDA ULICZNA, czyli...

SONDA ULICZNA, czyli Z KIM CHCECIE IMAGINA i JAK DŁUGI ON MA BYĆ (jednoczęściówka, czy kilkuczęściówka, oraz +18, czy też nie)
Na zdecydowanie macie jakieś 2 tygodnie, później wstawię coś prawdopodobnie z Zaynem i będzie to mój blog.
Tak więc... PISZCIE.
wszystko zależy od was.
jest północ co oznacza, że...  ZOSTAŁO 5 PIEPRZONYCH DNI DO ZAKOŃCZENIA ROKU SZKOLNEGO 2014/2015!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
TAK SIĘ JARAM ŻE O JA PIERDOLE.
kisiel w majtkach.
kocham was, dziękuję za komentarze x
May xx

sobota, 13 czerwca 2015

Zayn "Hello Daddy" 6. Is he my dad? (THE END)

*3 lata później*
Zayn, 
Javadd rośnie jak na drożdżach. Jest tak bardzo podobny do ciebie! I z każdym rokiem widać to bardziej. Czasem pomylę się i nazwę go twoim imieniem. Śmieszne, przecież oba jego imiona są po tobie... Głupia jestem. Javadd ma już 5 lat... Jego angielski jest piękny, a akcent niesamowity! Dziś poszedł do szkoły. W końcu dzisiaj jest początek roku szkolnego... Znalazłam tu w L.A. muzułmańską szkołę. Tak. Nasz syn będzie dorastał w twojej wierze. Wspomniałam o angielskim, a zapomniałam o arabskim. Umie płynnie mówić w tym języku i czasem robi mi nazłość i ciągle mówi po arabsku. Bardzo szybko nauczył się mówić, przez te półtora roku to naprawdę dużo jak na dziecko... Tęsknię.
Kocham, Angie x
Uderzyłam w klawiaturę i zaczęłam płakać.
*Następnego dnia*
- Angie? - usłyszałam głos za sobą.
- Jamie... Przestraszyłeś mnie... Myślałam, że pojechałeś już do pracy... - westchnęłam widząc swojego brata.
- Mam dziś wolne. Nie chcesz o tym pogadać? - wskazał na laptopa.
- Nie bierz mnie za wariatkę, proszę... - spuściłam głowę. - Wiem to idiotyczne.
- Jesteś wariatką od dziecka. Piszesz do niego, ale nie wysyłasz mu tych mailów... - usiadł na łóżku.
- Chciałabym z nim porozmawiać, ale on jest zajęty. Ma karierę, narzeczoną... Mówiłam, że zapomni. Chciałam tego. - odparłam.
- Nigdy nie mów nigdy, Angs... Tak czy tak, powiem ci to co inni. Powiedz mu. Zasługuje na to. Ale nie uciekaj też przed nim. - powiedział.
- Wiesz co jest gorsze od zapomnienia? - spytałam. - Odrzucenie. To boli.
- Wystarczająco już cierpisz. - odpowiedział.
- Muszę jechać po Javadda. Za chwilę kończą się zajęcia. - powiedziałam ocierając szybko łzy.
Wsiadłam do auta i podjechałam pod szkołę. Właśnie rozniósł się dźwięk dzwonka, kończącego zajęcia. Dzieci zaczęły wybiegać. Wyszedł mój synek. Rozejrzał się. Jego wychowawczyni na mnie pokazała, więc machnęłam ręką.
- Miałaś rację. Jest cudowny. - usłyszałam za sobą znajomy mi głos. Wyprostowałam się i powoli odwróciłam.
Przede mną stał sam Zayn Malik. Facet, którego kocham nad życie... Musiałam go dotknąć, żeby uwierzyć... Położyłam rękę na jego zarośniętym policzku. Istny anioł, stał naprzeciw mnie... Wariuję?
- Zayn... - szepnęłam.
- Mamo! - pisnął za mną chłopiec.
- Javadd. - odwróciłam się do niego. - Jak w szkole?
- Fajnie. Pani pochwaliła mnie za pomoc koleżance. Znęcali się nad nią. - powiedział.
- To wspaniale, skarbie. - przytuliłam go.
- Kim jest ten pan? I czemu ma zielone włosy? - spytał cicho.
- Żyje się tylko raz. Javadd. Nie ma czasu na strach, czy długie namysły. - odezwał się mężczyzna. - Porozmawiamy, Angie?
- Oczywiście. - odpowiedziałam. - Chodźmy na plac.
- Tak! - ucieszył Jav.
Usiedliśmy na ławce, gdy Javadd latał po placyku.
- Czy to...? - zaczął.
- Tak. - dokończyłam.
- Bardzo podobny. Chciałbym powiedzieć, że ma coś twojego, ale nic nie ma. - zaśmiał się radośnie.
- Jak? - spojrzałam mu w oczy.
- Maile. Wysłałaś mi je. Dokładnie wczoraj w południe. Od razu wsiadłem w samolot. Leciałem tu jakieś 11 godzin. - wyjaśnił.
- Ja nie... - zawiesiłam się. - Walnęłam w klawiaturę.
- Udał mi się syn. - powiedział z dumą. - Przystojniak z niego.
- Pogubiłam się. - szepnęłam odgarniając kosmyk włosów za ucho.
- Jesteś cholerną idiotką, Angie. Dostałem maile i zanim pojechałem na lotnisko odwiedziłem Kate. Oh, ale się upierała. Jak mogłaś być taka głupia? Nienawidzę cię za to. Ukrywałaś przede mną moje dziecko przez prawie 6 lat!
- Nie chciałeś mieć dzieci. Nie chciałam, żebyś się wkurzył, albo coś...
- Teraz jestem wkurzony. Następnym razem jak będę gadał coś takiego to nie słuchaj mnie. Wtedy owszem, bałem się dzieci, drażniły mnie strasznie, ale... Później jak pojechałem na lotnisko sobie pomyślałem, że hmm... Fajnie by było mieć małego Malika juniora z tobą. Chociażby w tamtej chwili. Dla was, mógłbym rzucić wszystko...
- Nie chciałam, żebyś rzucał kariery. Byłeś u szczytu sławy!
- Dobrze powiedziane. Byłem, Angie. Odszedłem jakoś w marcu.
- A narzeczona?
- To kontrakt, który już mnie nie obowiązuje. Wyjechałaś, załamałem się, wciskałaś mi kity, że nie byłaś ze mną szczęśliwa, to wytrzasnęli mi tą pizdę. Myślisz, że byłbym z własnej woli z taką kobietą?
- Wszystko wyglądało bardzo realistycznie...
- Błagam cię! Nawet kijem bym nie tknął...
- Mama, picia. - przybiegł Javadd.
- Wiesz, że mam na drugie imię Javadd? - odezwał się do malucha Zayn, gdy ja szukałam butelki wody w torebce. - A jak ty masz na drugie?
- Zayn. - odparł mały.
- Tak jak ja mam na pierwsze. Jestem Zayn Javadd Malik. - mulat się wyszczerzył.
- A ja jestem Javadd Zayn Malik! - ucieszył się młodszy.
- Ty zobacz! Ale fajnie! - Zayn wziął go na kolana. - Powiem ci coś, co nie jest już sekretem.
- Nie kończ. - poprosiłam.
- Powiedz mi! - jęknął mały.
- Masz picie. - podałam mu butelkę wody.
- Twoja mama... - zaczął Zayn patrząc mi się w oczy.
- Zayn, nie. - powiedziałam.
- Jest niesamowitą kobietą, ale czasem tak głupią i upartą, że człowiek szału może dostać... - dokończył szczerząc się.
- Czego ty syna uczysz? - mruknęłam.
- To mój tata? - wskazał na Mulata.
- Miło mi. - powiedział Zayn.
- Mam parę pytań... - powiedział mały. - Skoro jesteś moim tatą, czemu cię tak długo nie było? I czemu ty masz zielone włosy, a ja nie?! Ja też chcę takie!
- Kiedyś się obaj dowiemy, Javadd. Może kiedyś twoja mama nam wszystko powie w szczegółach. Nie jesteś za mądry jak na swój wiek? - zaśmiał się Zayn.
- Ma mądrą matkę. - mruknęłam.
- Nie schlebiaj sobie, Angie. - prychnął. - Jesteś piękna.
- Wal się. - wytknęłam mu język.
- Czemu tata ma się bić? Przecież będzie go to bolało? - odezwał się Javadd.
- Oj Jav... - zaśmiał się Zayn.
***
Javadd na prawdę przywiązał się do swojego ojca, dlatego wróciłam z nim do Londynu. Nawet odwiedziliśmy rodziców Zayna w Bradford. Od razu domyślili się, że to ich wnuk. Javadd jest zbyt podobny do swojego ojca. Na moim palcu zawitał pierścionek. Nie zaręczynowy. Obrączka, która wiadomo co znaczy. Od paru dni jestem oficjalnie panią Malik.
KONIEC.
______________________________________________________
Wow. Myślałam, że to będzie dłuższe, ale coś się ostatnio dzieje z moją weną. Jeszcze 13 dni do zakończenia roku szkolnego. WOW. W końcu!
love, May xx

piątek, 12 czerwca 2015

Zayn "Hello Daddy" 5. Hello J.Z.Malik.

*2 miesiące później*
- O cholera! - warknęłam.
Skurcze są zbyt silne. Zrobiło mi się mokro. To oznacza tylko jedno...
- James! Wody mi odeszły! - wydarłam się.
- Nie żartuj sobie ze mnie. - przyszedł zaspany.
- Chwyć tą jebaną torbę i zawieź mnie do tego pierdolonego szpitala! - krzyknęłam.
- Już, siostrzyczko... Nie tak ostro. Oddychaj. Będzie dobrze. - zapewnił.
Szybko znalazłam się w szpitalu na sali.
- Proszę ocenić ból w skali od jeden do dziesięć. - powiedziała pielęgniarka.
- 8. - odpowiedziałam.
- W porządku. Życzy sobie pani morfinę? - spytała.
- Tak. - odparłam.
Kobieta dźgnęła mnie igłą w tyłek.
- Musimy jeszcze chwilę poczekać. Rozwarcie jest zbyt małe. Jak na razie 6 milimetrów. Jeszcze 4, Angie... - powiedziała
- Boli... - jęknęłam.
- Jeszcze trochę... - odparła.
Po chwili zaczęłam przeć. Ból był nie do zniesienia mimo morfiny. Mój starszy brat był cały czas przy mnie. Przyjechała nawet moja mama z ojcem. Minęło pół godziny zanim usłyszałam płacz.
- Śliczny chłopiec. - powiedział lekarz.
- Tak bardzo podobny do Zayna... - powiedziałam. - Mogę go potrzymać?
- Oczywiście. - lekarz podał mi dziecko.
- Hej, przystojniaku... - powiedziałam cichutko.
- Postarał się. - powiedział James.
- Też mam w tym swoje zasługi... - uśmiechnęłam się. - Ma jego oczy. I nos. I te cholernie perfekcyjne usta. I zarys twarzy... Jest cały jak on. To boli...
- Jak chce pani nazwać dziecko? - spytała pielęgniarka.
- Javadd. A na drugie Zayn. Nazwisko Malik. - powiedziałam.
- Mogła by pani to zapisać? Nie chcę popełnić błędu. - przełożona dała mi kartę.
- Javadd Zayn Malik. - napisałam.
- Nazwałaś syna imionami jego ojca? - spytała mama.
- Jego ojciec nazywa się Zayn Javadd. Jest różnica. - odparłam.
- Wielka, ale i tak go wszyscy kochamy. - powiedział tata.
***
- Ale jesteście sami, tak? - spytałam dla pewności.
- Zayn wyszedł. No dalej! - pospieszał mnie Niall. - Pokazuj!
- Przed państwem J.Z. - pokazałam syna.
- J.Z.? - zdziwił się Harry.
- Javadd Zayn, Ludzie. - mruknął Louis. - To oczywiste, bo ona go kocha, a to Malik junior.
- Nie junior, bo ma imiona na odwrót. - mruknęłam.
- Ale z niego przystojniak... - powiedział Liam.
- Po wujku. - Harry odgarnął teatralnie włosami.
- Chciałbyś! Bo po mnie! - Louis wytknął mu język.
- Chcielibyście, frajerzy! Wiadome, że to mały ja! - mówił Niall.
- Po was wszystkich. - uśmiechnęłam się do kamery.
***
- No Jav, kroczek po kroczku. - trzymałam już 2-letniego syna za rączki. - Idziemy do wujka Jamesa. Powolutku.
Ten se tylko bełkotał pod nosem. Uroczy dzieciak. W końcu w połowie drogi zbuntował się i usiadł na trawie.
- Idziemy? - spytałam. pokiwał przecząco główką. - Nie? Dlaczego?
Poklepał trawę i się na niej położył. Zaczął sobie raczkować. Poprosiłam Jamesa, by miał na niego oko, a sama poszłam do swojej sypialni. Chwyciłam swój szkicownik i ołówek, ale nie zamierzałam rysować... O nie... Chciałam napisać kolejny list do Zayna, którego oczywiście nie wyślę...
Zayn,
Już niedługo 2 urodziny Javadda. Chciałabym, żebyś tu był. Żebyś widział, jak nasz syn dorasta. Wszystko nagrywam i dokumentuję. Wciąż łudzę się nadzieją, że kiedyś znów usiądziesz obok mnie, obejmiesz mnie i zaczniesz się kłócić o to jaki film mamy obejrzeć. Albo, że wrócisz z trasy i przywitasz mnie flaszką piwa. Kochałam ten twój cholerny zwyczaj kupowania mi alkoholu! Po co kobiecie kwiaty, skoro można kupić jej piwo? Wciąż to wszystko wspominam i analizuję. Wiem. Zraniłam cię i to cholernie mocno. Wybaczysz mi? Czy byłbyś w stanie? Ja sobie nigdy nie wybaczę, ale kiedyś zrozumiesz, że inaczej postąpić nie mogłam. Bałam się... Przepraszam.
Twoja, Angie x 
 __________________________________________________________________
Taki króciutki, ale cóż... :) Zawsze coś. xd
May xx

piątek, 5 czerwca 2015

Zayn "Hello Daddy" 4. I wanted to know that you're fine.

Niall wrócił do Anglii więc znów zostałam sama. Zadzwoniłam do Harry'ego na Skype'ie. Mówił, żebym chociaż raz w tygodniu zdawała relacje jak się czuję. Dotrzymuję słowa.
- Hej Hazz. - przywitałam go.
- No cześć kartofelku. - wyszczerzył się.
- Nie obrażaj mnie i mojego synka. - zmrużyłam oczy.
- Będziesz miała synka? - zdziwił się. - No nieźle, Angie. Zayn się nieźle postarał.
- Ciszej. - warknęłam.
- Nie ma go w domu, spokojnie. - uspokoił mnie. - Jak się czujesz?
- Nie licząc faktu, że puchnę jak balon to dobrze. - odparłam.
- Jak z pracą? - spytałam.
- Jamie nieźle o mnie dba. Starszy brat czuwa. Ciągle coś mi kupuje, za rachunki nie musimy płacić, bo to jego dom i w papierach jest zaznaczone, ze prywatna placówka. Niestety James, jak to James... Nie ma go od rana do nocy. Taki żywot prawnika. Jak nie klienci to papierkowa robota. Ale generalnie nie narzekam...
- Harry, kupiłem ci te żelki jak chciałeś. - do pokoju wszedł Zayn. - Angie?
- Hej Zayn. - spuściłam głowę.
- Zostawię was samych, może... - Harry wstał z krzesła i wyszedł spokoju.
Milczeliśmy. Nie chciałam się odzywać.
- Dlaczego? - spytał.
- Tu gdzie jestem czuję się o niebo lepiej. W Anglii byłam nieszczęśliwa. - powiedziałam.
- Nie dawałem ci tego czego chciałaś?
- Starałeś się jak mogłeś...
- Ale z Harrym utrzymujesz kontakt.
- Ale Harry to inna kwestia.
- Z kim jeszcze utrzymujesz kontakt?
- Czy to ważne? Co u ciebie słychać?
- Zostawiłaś mnie samego w Londynie, bez słowa pożegnania. Kate nie chce mi nic powiedzieć. Ty także. Należą mi się wyjaśnienia.
- To prawda. Należą ci się...
- Tak więc?
- To wszystko mnie przytłaczało. Czułam się jak w klatce. Tutaj nikt nie wie kim jestem, kim jest, a raczej był mój chłopak... W Anglii nie mogłam mieć ani chwili prywatności, a przecież nie mogłam cię zmusić do opuszczenia zespołu, wiedząc, że jest całym twoim życiem.
- To ty jesteś moim życiem.
- Przykro mi, Zayn.
- Gówno prawda.
- Nie chciałam cię zranić.
- A jednak to zrobiłaś...
- Spotykasz się z kimś?
- Żartujesz sobie ze mnie?
- Nie.
- Nie spotykam. A my? Zobaczymy się jeszcze... Tak... No wiesz.. Na żywo.
- Nie wiem. Kiedyś możemy, ale na pewno nie teraz, Zayn. Obiecuję.
- Twoje słowo jest gówno warte. Chcę cię spotkać, ale wiem, że kłamiesz. Dobrze wiedzieć, że świetnie się masz. A ty z kimś obcujesz?
- Nie. Nie jestem typem imprezowiczki.
- Kiedyś lubiłaś zabalować...
- Zmieniłam się.
- Widać.
- To, że odeszłam, Zayn, nie oznacza, że przestałam cię kochać.
- Wątpię.
Wstał i wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami. Spojrzałam na brzuch.
- Gdybyś wiedział... - szepnęłam.
- Angie, wszystko okay? Zayn się lekko zdenerwował... - przyszedł Hazz.
- Nie dziwię mu się. Gdyby role się odwróciły to wydrapałabym mu oczy nawet przez monitor.
- Jesteście do siebie tacy podobni.
- Ale tacy różni...
- Będzie dobrze, Angs...
- Wątpię.
Rozłączyłam się. Pogłaskałam brzuch. Jeszcze trochę. Może Zayn kiedyś to zrozumie i zapomni. Teraz oboje musimy pocierpieć...
___________________________________________________________
Ta dam! Viola!
May xx

niedziela, 24 maja 2015

Zayn "Hello Daddy" 3. Escape is for cowards...

*przypomnienie*
- Jestem w ciąży... - powiedziałam.
- O mój boże! Gratulacje! - pisnęła i przytuliła mnie.
- Jestem w dupie. - jęknęłam.
- Czemu? Kochana, co się stało? Czemu się nie cieszysz? - odsunęła się ode mnie.
- Zayn nie może się dowiedzieć. - powiedziałam.

- Ale, Angie! On jest ojcem! Musi wiedzieć! Czekaj, pewnie jeszcze nie dojechał na lotnisko, zadzwonimy do niego i delikatnie mu to wyjaśnimy. - Kate chciała chwycić za telefon, ale ją powstrzymałam.
- Nie! - warknęłam ostro. - To jego dziecko, ale nie może się o tym dowiedzieć.
- Dlaczego? - zdziwiła się.
- Bo Zayn nie chce mieć teraz dzieci. Stwierdził, że teraz za dużo się dzieje. Może za kilka lat po ślubie. To są jego słowa, Kate! W szał wpadnie jak się dowie.
- I co zamierzasz teraz zrobić? - spytała.
- Wyjadę. Nie teraz. Później. Będę utrzymywać z nim kontakt, dopóki będę mogła ukryć brzuch. Nikt nie może się dowiedzieć. ABSOLUTNIE NIKT, KATE. Wiesz o tym tylko ty i ja. Nikt więcej. - zaznaczyłam.
- Dokąd chcesz jechać?
- Tam, gdzie mnie nie znajdzie.
- Angelica, on jest gwiazdą. Podróżuje po CAŁYM świecie prywatnym samolotem. Gdzie do cholery chcesz się ukryć z dzieckiem? W jakimś buszu czy jaskini?
- Kanada, albo Malibu. Wolałabym Malibu, tam jest cieplej. Chociaż nie, bo tam częściej jeżdżą...
- Angie, jesteś najgłupszą osobą jaką znam.
- Wiem... Ale nie chcę, by moje dziecko było odpychane i niekochane przez swojego ojca. Nie chce mieć teraz dzieci, ja go do tego nie zmuszam.
- Przecież Zayn by to zrozumiał!
- Kate, znam go... Jedyne o co cię proszę to o wsparcie i o głupi tekst, że wszystko będzie dobrze.
- Wspieram cię, zawsze i wszędzie, ale to idiotyczne. Powinnaś z nim porozmawiać.
- Kiedyś na pewno to zrobię...
- Idiotka.
*2 miesiące później**3 miesiąc ciąży Angie*
- Angie? - usłyszałam jego głos z korytarza. Na obcisłą bokserkę założyłam luźną bluzę. Już lekko zaokrągla mi się brzuszek. Jeszcze niby nie widać, ale zawsze coś.
- Zayum! - przytuliłam się do chłopaka.
- Nie mogłem się wcześniej wyrwać... Tak bardzo tęskniłem... - szepnął.
- Ja też... - odparłam.
- Nie zdradzasz mnie? - wyszczerzył się.
- Cholera! Skąd wiedziałeś?! - udałam zszokowaną. - Kate! Wydało się! On o wszystkim wie!
- O nie! Zayn nie bądź zły! - przybiegła moja przyjaciółka z salonu. - To nie tak jak myślisz.
- Wariatki. - objął Kate jedną ręką i przyciągnął. - Tęskniłem za waszymi żartami.
- Ale to nie żarty. - powiedziałam.
- Za tobą najbardziej. Wybacz Kate, ale w końcu to moja szefowa. - powiedział Zayn.
*6 miesięcy później*
- Jest pani w 7 miesiącu ciąży, chłopiec miewa się dobrze, ale... - zaczął lekarz.
- Ale? - spytałam lekko przerażona.
- Synkowi chyba się spieszy, żeby już przyjść na świat. Jeśli to zrobi, jego życie będzie zagrożone. - powiedział mężczyzna.
- Powinnaś mu powiedzieć. - szepnął mi Niall.
- Niall, chociaż ty przestań. Gdybym to zrobiła znienawidziłby mnie. Jak myślisz dlaczego wyjechałam aż do Malibu? - odparłam.
- Jest pieprzonym ojcem. - zdenerwował się.
- A ja jestem matką. Stwierdził, że nie jest gotowy na ojcostwo, więc podjęłam decyzję. - powiedziałam. - Dziękujemy doktorze.
- Proszę bardzo. Niech zapisze się na najbliższy termin za miesiąc, a w razie komplikacji proszę dzwonić. - powiedział.
- Dobrze. Dziękuję. - wyszłam z Niallem.
- Jesteś głupia. - stwierdził.
- Mam ochotę na lody czekoladowe. - rzuciłam.
- Nie lubisz lodów czekoladowych. Twierdzisz, że są zbyt kwaśne. - odparł.
- Ale mam na nie cholerną ochotę! - krzyknęłam.
- Dobra! Nie wrzeszcz na mnie wariatko! Ludzie pomyślą, że cię katuję. - założył na nos okulary i kaptur zasłaniający mu pół twarzy. - Przezorny zawsze ubezpieczony. Wyprowadziłaś się na zadupie w Malibu, lekarza masz niedaleko swojego domu, a paparazzi nadal tu gna.
- Ja nie jestem sławna, więc to nie mój problem. - odparłam wsiadając do jego auta.
- Jasne...- mruknął wsiadając za kółko.
- A co z nim? - spytałam.
- Z Zaynem?
- Mhym...
- A jak ma z nim być? Są gazety, telewizja, internet... Trąbią o tym wszędzie!
- Nie sądziłam, że to prawda...
- A jednak... Nie wszystko w tych ścierwach musi być kłamstwem...
- Nadal go kocham.
_________________________________________________
Doberek. długo mnie nie było... xd wróciłam. nie wiem kiedy następny, ale zapraszam też na moje inne blogi. :)
1. http://lmlyd-mxxq.blogspot.com/
2. http://eay-namelessmay.blogspot.com/
3. http://myangiefanfic.blogspot.com/

piątek, 8 maja 2015

Zayn "You always will be my summer love..." (au) cz.7 - It's the end... - ostatnia

*koniec wakacji*
- Musisz już jechać... - powiedział smutno.
- Chciałabym tu zostać już na zawsze... - westchnęła cicho.
- Ja też, kochanie... - przytulił ją.
- Będę pisać, dzwonić... Ty też to rób. - powiedziała.
- Zoe, nie obiecuj tego. Związki na odległość się nie sprawdzają... Po prostu... Zapamiętaj mnie, okay? Ja na pewno to zrobię. Jeszcze się zakochasz, będziesz miała męża, dzieci... I pomyśl sobie... Kiedyś tu wrócimy. Oboje. Spotkamy się i będziemy mogli powiedzieć "Hej, kopę lat! Mów co u ciebie!" I kiedyś będziemy opowiadać swoim wnukom o swojej pierwszej wakacyjnej miłości, ze smutnym uśmiechem. "Cóż... Nie wyszło nam, ale na pewno go zapamiętam...", tak powiesz swoim wnukom, Zoe. Bo ja na pewno to zrobię...
- Nie chcę tego. Zayn myśleliśmy jak będzie nasza przyszłość wyglądać. Nasza wspólna.
- Plany się zmieniają. Przykro mi, Zoe. Musisz wyjechać, ja także, a nie mieszkamy w tym samym mieście... Związki na odległość nie sprawdzają się. Sorry.
Odszedł zostawiając nastolatkę samą. Płakała. Czuła się bezradna. Wsiadła do samochodu i odwróciła się. Obserwowała jak Zayn odchodzi w kierunku zachodzącego słońca. Inaczej wyobrażała sobie ich pożegnanie. On nie odwrócił się. On nie będzie tęsknić. On jej nigdy nie kochał. Za to Zoe umierała, bo ją zranił. Czuła się wykorzystana... A przede wszystkim zraniona.
*2022*
Zoe ma już 28 lat, a Zayn 29. Obojgu dobrze się wiodło życie. Kariera, ślub, dzieci... No tak prawie. Zayn został architektem, ma narzeczoną, piękny dom. A żeby było jeszcze cudowniej jego narzeczona spodziewa się dziecka, tyle, że ojcem nie zostanie Zayn, a jego kolega ze szkoły - Chris, a on o tym nie wie. Ciągle się z nią kłóci. Ona ma mu za złe, że wciąż powraca pamięcią do 16-letniej Zoe, jego pierwszej wakacyjnej miłości, a jak poznał Perrie? W męskim kiblu, kiedy mu obciągała. Zoe nie miała lepszego życia. Na pozór wszystko wyglądało idealnie. Była szanowaną panią prezes w swojej firmie, jej mąż ma sieć własnych hoteli najlepszych w całej Anglii, a jej 7-letnia córeczka jest jej oczkiem w głowie. Niestety mała Jaisnavi była głuchoniema i całkowicie nieświadoma sytuacji rodzinnej. Mąż zdradzał Zoe, wykorzystując delegacje służbowe. Kłócili się też o błahostki. Rachunki, brak czasu, niewyniesione śmieci, niepozmywane naczynia... O wszystko. Jednakże oboje - Zoe i Zayn wracali co roku do Hastings. Ona w lipcu, on w sierpniu. Dla niego najbardziej bolesny był obraz płaczącej ukochanej. Za każdym razem miał nadzieję, że gdzieś ukradkiem zobaczy ją na plaży uśmiechniętą i szczęśliwą. Łudził się... Zoe zawsze wracała do miłych i zabawnych wspomnień, dlatego często odwiedzała to miasto w lipcu. Także bolał ją fakt, że ani razu nie spotkała Mulata. Miała do niego tyle pytań...
Jednakże raz zdecydowani się wybrać w czerwcu. On to samo pole namiotowe, z przyjaciółmi, ona ze swoją córeczką w jej domku letniskowym. Towarzyszył im jeszcze Mikey, który także stał się prawdziwym mężczyzną. Zayn zadecydował zostawić Perrie i jej kłamstwa w Londynie, bo tam się przeprowadził.
Zoe spacerowała trzymając ręce w kieszeniach i uśmiechała się od ucha do ucha. Mikey bawił się z Jai.
Zayn akurat grał w siatkówkę z przyjaciółmi.
- Ej Zoe, patrz grają! Pooglądamy ich? - spytał 17-letni Mike.
- Jasne. - uśmiechnęła się do młodszego brata.
Chłopak pokazał Jai migami o co chodzi i wszystko jej wytłumaczył. Usiedli nie za wysoko nie za nisko. Zoe znów wracała do 2010 roku. Spuściła głowę. Nawet nie zorientowała się kiedy dostała piłką w głowę i upadła. Podbiegł do niej jeden z grających mężczyzn i pomógł jej wstać.
- Wszystko w porządku? - spytał.
- Wszędzie poznam ten głos... - mruknęła sama do siebie. - Zayn?
- Zoe! Wow! To ty?! - krzyknął zdziwiony. - Popatrz... Historia lubi się powtarzać!
- Racja. Kopę lat... - uśmiechnęła się.
- 12 lat minęło, a oni nadal grać nie umieją. - zaśmiał się. - Chcesz się przejść?
- Mikey, zajmiesz się Jai? - spojrzała na brata.
- Jasne, leć. Tylko wróć jeszcze dzisiaj. - zaśmiał się młody.
- To jest mały Mikey? - Zayn wskazał na chłopaka.
- Już nie taki mały... Mike, pamiętasz Zayna? - Zoe
- Jasne, że tak! Ciągle kupował mi watę cukrową, a szczególnie kiedy mu zabraniałaś. No nic lećcie już! - zaśmiał się młody.
Szli chwilę w ciszy. W końcu westchnienie Zayna przerwało to.
- Co u ciebie słychać Zoe? - spytał wreszcie.
- Miałam do ciebie tyle pytań... W końcu mam okazję ci je zadać, ale... Nie chcę. Widzę, że żyjesz, pewnie świetnie ci się powodzi... Masz dzieci?
- Moja narzeczona jest w ciąży, ale nie ze mną. 4 miesiąc...
- Przykro mi.
- Nie dbam o to... Jak z tobą?
- Córkę. Jaisnavi. Ma 7 lat. To była ta dziewczynka co siedziała z Mikeyem.
- Bardzo podobna do ciebie. A co twoim mężem? Jak wam się układa?
- Życie to nie bajka. Brad był ideałem faceta. Pochodzi z dobrego domu, dobrze zarabia, kultura na wysokim poziomie... Marzenie... Nie moje. Wyszłam za niego mając 21 lat... Rok później pojawiła się Jaia i problemy. Jai nie słyszy. Dla Brada to był koszmar. Chciał zdrowego syna, z którego będzie mógł zrobić mężczyznę, a tymczasem dostał głuchą córkę. Zaczął częściej wyjeżdżać w delegacje i zdradzać mnie, ale nadal jesteśmy razem w tym toksycznym związku. Ale wiesz, nie żałuję, że mam z nim dziecko. Jaia może i jest głuchoniema, ale jest na prawdę wspaniałym i utalentowanym dzieckiem. Nie można jej nie kochać.
- A nie myślałaś o rozwodzie z Bradem?
- A nie myślałeś o odejściu od narzeczonej?
- Zostawiłem jej karteczkę i przyjechałem tu. Cholernie tęskniłem, Zoe. Gdybym tylko mógł cofnąć czas...
- Gdybyś mógł to co? Utrzymałbyś ze mną kontakt? Nie. Życie jest trudne Zayn,ale my nic nie możemy z tym zrobić.
- Nadal cię kocham Zoe. Zawsze cię kochałem.
- Minęło 12 lat...
- Słuchaj mnie, do cholery! - wrzasnął zaciskając ręce na jej ramionach. - Oboje jesteśmy w toksycznych związkach. Nie lepiej, żebyśmy razem stworzyli sobie bajkę? Ja, ty, Jaisnavi...
- Mówisz to po 12 latach milczenia. Tyle przepłakanych nocy i dni.
- Błagam...
- I nagle mam się zgodzić?
- Gwarantuję ci, że mogę to szybko naprawić.
- Możemy spróbować. Ale nic nie obiecuję. Chcę być szczęśliwa, Zayn...
- I będziesz, Zoe...
Pocałował dziewczynę namiętnie... Skończyło się na fantazji Malika sprzed kilkunastu lat - dziki seks na plaży z dziewczyną swojego życia, czyli Zoe.
*2023*
Zoe wzięła rozwód z Bradem i przeprowadziła się do Londynu, do domu Zayna. Jaisnavi z początku bała się Mulata, ale szybko go polubiła, a nawet zaczęła nazywać go ojcem. On w końcu nauczył się migowego, jak kiedyś chciał. Był szczęśliwy, że miał do kogo wracać po pracy. Ślub Zoe i Zayna zbliża się wielkimi krokami, bo jak stwierdził mężczyzna - lepiej późno, niż wcale, a przecież spotkali się po 12 latach... Najlepsze było w tym wszystkim to, że pierworodny syn Malika miał przyjść na świat już za 7 miesięcy...
Ale wszyscy byli szczęśliwi.
KONIEC.
____________________________________________________
No i zakończyłam.
Przepraszam, że wszystko to tak wygląda, ale za długo by to wyszło i tak to skróciłam.
no cóż... bywa.
luv ya, May xx

poniedziałek, 4 maja 2015

Zayn "Hello daddy" 2. What's wrong with me ?

*7 tyg. później*
Czułam się dziś fatalnie. Znowu. Od dobrego tygodnia może dwóch zwracałam wszystko co zjadłam.
- Zayn! - Wydarłam się.
- Co się dzieje, kochanie? Może powinienem cię zabrać do szpitala? Od dwóch tygodni leżysz w łóżku i wszystko zwracasz. - A jednak dwa tygodnie.
- Nie długo mi przejdzie... - Mruknęłam.
-  To samo mówisz od kilku dni. Martwię się. - cmoknął mnie w czoło. - Czego ci potrzeba? 
- Dużo masz pracy? - spytałam.
- Paul nam kazał pisać piosenkę, ale jakoś nic nie przychodzi. Mam problem, żeby napisać jedno głupie zdanie... - rzucił.
- Pewnie ci przeszkadzam... - przewróciłam się na bok.
- Nie przeszkadzasz... Tylko wypaliłem się. Przynieść ci coś? - spytał głaszcząc mnie po policzku.
- Nie... Jedynie czego chcę, to żebyś poleżał tu ze mną. - poklepałam miejsce za sobą.
Uśmiechnął się chłopięco i ułożył obok mnie. Głowę wtulił w moje włosy. Jego lewa ręka powędrowała pod moją głowę, a prawa na moją, którą trzymałam na brzuchu.
- Angie? - spytał cicho.
- Tak? - odezwałam się.
- Rozmawiałem z Paulem i powiedział, że już niedługo będziemy musieli wrócić do trasy. Nie pozwolił mi zostać dłużej... Powiedział, że zostały mi 2 dni. - powiedział smutno.
- Rozumiem... To dlatego tak zabiegałeś o to bym poszła na badania? - spytałam.
- Tak. Nie chcę cię zostawiać samej, skoro nie czujesz się najlepiej. - odparł.
- Zobaczysz... Przejdzie mi. Jak coś poproszę Kate, żeby mnie zawiozła. - zapewniłam go.
- W porządku uparciuchu. - domyśliłam się, że się uśmiecha. - Ale masz zadzwonić i powiedzieć mi co było przyczyną tego. 
- Okay.
- Więc okay.
Leżeliśmy w ciszy. W końcu odważyłam się zadać jedno ważne pytanie.
- Chciałbyś mieć dzieci? - spytałam.
- Nie. Nie teraz. Za dużo się dzieje. - odparł. - Może za kilka lat... Czemu pytasz?
- Z ciekawości... - odparłam.
- Ale wiesz, że cię kocham. Prawda? - pocałował mnie.
- Ja ciebie też, Zayn. - uśmiechnęłam się.
***
- Dzwoń kiedy chcesz. Odbiorę choćbym miał stać na scenie. Muszę wiedzieć co się z tobą dzieje. Uważaj na siebie. Kocham cię nad życie, pamiętaj o tym. I mów, a przyjadę. - mówił.
- Okay histeryku. Jedź już. - pocałowałam go.
- Kocham cię. - objął mnie w talii.
- A ja ciebie, Zayum. - odpowiedziałam.
- Pa. - powiedział i chwycił swoją torbę.
- Jedź już. - pogoniła go Kate.
- Pa Katie. - machnął jej.
- Pa Zayn! - pisnęłyśmy.
Zayn wyszedł. Zakluczyłam drzwi. Odwróciłam się do przyjaciółki.
- Trzymaj. - rzuciła we mnie różowym pudełeczkiem.
- Test ciążowy? - zdziwiłam się.
- Kupiłam 6 dla pewności. Do łazienki. - wskazała na drzwi.
Od razu zrobiłam wszystkie i odczekałam 20 minut.
- I co? - spytała.
- Jestem w ciąży... - powiedziałam.
- O mój boże! Gratulacje! - pisnęła i przytuliła mnie.
- Jestem w dupie. - jęknęłam.
- Czemu? Kochana, co się stało? Czemu się nie cieszysz? - odsunęła się ode mnie.
- Zayn nie może się dowiedzieć. - powiedziałam.
______________________________________________________________
Elo melo 3-2-0.  taki króciutki. nie mam pomysłu na nic. xd i net mi strasznie zamula ;-; masakra jakaś ;-;
may xx

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Zayn "Hello daddy" 1 - The beggining.

Angelica P.O.V.
2013r.
- Chcę, abyś była kimś więcej, niż tylko przyjaciółką Angie. Kocham cię i to cholernie. Perrie się dla mnie nie liczy. Mam ją głęboko w dupie. Nikt się dla mnie nie liczy prócz ciebie, skarbie. - uklęknął przy mnie.
- Zerwałeś z nią dla nie? - zdziwiłam się.
- Tak. Bo w końcu zrozumiałem, że to ciebie kocham, a nie ją. - powiedział.
- To urocze, Zayn... - uśmiechnęłam się.
- Więc zgodzisz się być moją dziewczyną, a później żoną i matką moich dzieci? - spytał z nutką nadziei.
- Zgadzam się. - przytuliłam go mocno, po czym złączył nasze usta w czułym i długim pocałunku.
Po cudownej kolacji wróciliśmy do jego mieszkania. Usiedliśmy na kanapie w salonie. Wtuliłam się w jego ramię.
- Kiedy chcesz wrócić do Bradford? - spytał.
- W niedzielę z samego rana. Jest koniec roku co oznacza dużo egzaminów. Muszę się uczyć. - odparłam.
- Chciałbym móc pojechać z tobą, Angs...- szepnął całując mnie w czubek głowy. - Niestety trasa mi to uniemożliwia.
- No tak... Też bym chciała, żebyś ze mną wrócił. - odpowiedziałam.
- Kocham cię, wiesz? - wciągnął mnie na swoje kolana.
- Wiem. Ja ciebie też, Zayn. - pocałowałam go.
2015r.
Wspominałam ten dzień, kiedy zostałam dziewczyną Zayna. jeju... Pamiętam to jakby było wczoraj. Dziś jest nasza druga rocznica. Podniosłam się na łokciach i spojrzałam na swojego partnera.
- Dzwoniłem na uczelnię... - wymruczał zaspany.
- Doprawdy? - spytałam.
- Yup. Źle się czujesz i zostajesz dzisiaj w domu. - podniósł się szybko i zawisł nade mną - Wytrzymałem już z tobą 2 lata, więc coś mi się należy.
- Chyba ja to powinnam powiedzieć. - zaśmiałam się.
- Możemy iść na ugodę. - zaczął mnie całować.
- No no Romeo. Nie ma tak dobrze. Nastała szara rzeczywistość, bo jestem cholernie głodna. - cmoknęłam go w brodę.
- No tak... Bo ja ci już nie wystarczam. - prychnął wstając z łóżka.
- Life is brutal. - zaśmiałam się.
Dzień zleciał nam na oglądaniu banalnych filmów, przytulaniu się, wspólnym gotowaniu, kolacji i przytulaniu w łóżku... Kocham te nasze rocznice.
- Cieszę się, że ze mną mieszkasz, wiesz? - spytał całując aż od moich ust po punkt G jakim u kobiety jest miejsce za uchem.
- Liczysz na coś? - spytałam.
- Być może. - zaśmiał się.
- Ja też więc jest okay. - szybko usiadłam na nim okrakiem i wpiłam się w jego usta.
Tylko żadne z nich nie wiedziało do czego to doprowadzi...
_______________________________________________________________
WITAM. Jak się podoba? Mi tak nie zbyt, ale to tylko początek. Nie o to tu chodzi! TO JEST TYLKO WSTĘP.
luv, May xx

niedziela, 26 kwietnia 2015

Zayn "Hello daddy" 0 - Prologue

- I co ja mam teraz zrobić, Kate? - spytałam swojej przyjaciółki.
- Hm, no może powinnaś poinformować go, że zostanie ojcem? - odparła.
- Nie mogę, kiedy Perrie także jest z nim w ciąży. - szepnęłam.
Angelice ma 20 lat. Niedawno dowiedziała się, że zaszła w bliźniaczą ciążę ze swoim chłopakiem Zaynem, który zdradził ją z Perrie Edwards. 
___________________________________________
Nowe opowiadanie i króciutki prolog. xd mam wenę xdd
luv, May xx

środa, 22 kwietnia 2015

Zayn "You always will by my summer love"(au) cz.6 - U're fuckin crazy!

Caren, matka Zoe w końcu weszła wieczorem do kuchni w której siedziała jej córka, wraz z Davem.
- Co tak siedzicie? - spytała jak gdyby nigdy nic.
- Zoe, spokojnie. - szepnął do niej ojciec. - Można i na spokojnie.
- Nie w tym przypadku. - rzuciła. - Zwariowałaś do reszty?!
Jej matka otwarła oczy zdumiona.
- Może, grzeczniej, co? - spytała.
- Grzeczniej? Zostawiłaś 5-latka samego i przerażonego na śmierć w domu! Zapiłaś się w trzy dupy i wyszłaś z domu, gdzie wiedziałaś, że ja i Jamie wyszliśmy! Dave do cholery musiał cię szukać! Robisz to co chwilę! I przyznam szczerze, że nigdy nie powinnaś być matką! - darłam się, za co oberwałam w twarz.
- Nie waż się podnosić na mnie głosu. Nic nie wiesz gówniaro o życiu, więc się nie odzywaj. - wysyczała.
- Caren! - skarcił ją Dave.
Zoe cała zapłakana wybiegła z domu. Pobiegła na pole namiotowe, na którym Zayn był ze znajomymi. Pili właśnie piwo, kiedy przybiegła nastolatka. Wtuliła się w Mulata i głośno szlochała.
- Zoe, co się stało? - spytał, głaszcząc ją po plecach.
Nie odpowiedziała mu.
- Zoe. - powiedział bardziej stanowczo.
- Mogę z tobą zostać? - spytała cicho.
- Tak, ale powiedz mi o co chodzi. - powiedział. - To twoja matka?
- Tak. Powiedziałam o kilka słów za dużo i oberwałam. - odparła.
- Cholera. Ćśśś... Już dobrze, kochanie. - pocałował ją w czubek głowy.
- Chcesz się napić, Zoe? - spytał głupio Louis.
- Ona nie pije alkoholu Lou. - powiedział szybko Zayn.
- Właściwie to... - zaczęła dziewczyna.
- Zayn, każdy ma prawo do alkoholu. Jeśli musi się napić, to niech się napije. - obrobił ją Lou.
- Nie chcę, żeby się upijała. Nie będziesz staczał mojej dziewczyny. - Malik się zdenerwował.
- Muszę się napić... - szepnęła i wyrwała się z objęć Malika. Chwyciła butelkę Harryego i pociągnęła długi łyk piwa.
To był jej pierwszy łyk alkoholu, dlatego poczuła gorąco w swoim ciele. Zakaszlała i oddała lokowatemu butelkę.
- Fu. Jak możecie pić takie gówno. - skrzywiła się.
- Kobiety... Możesz mówić, a one i tak cię nie posłuchają. - mruknął Malik.
- Ale masz ślad pod okiem... - powiedział Harry.
- Pokarz mi to. - Zayn przyciągnął ją do siebie za rękę.
Miała wielkie limo pod okiem. Wyglądało to fatalnie, a bolało jak cholera. Zayn skrzywił się znacznie.
- Em... - zastanowił się Mulat. - Lód?
- Skąd ja ci wytrzasnę lód, Zayn? - spytała nastolatka.
- Ja wiem! - oznajmił Niall.
Wyszedł poza teren i wrócił po niecałych 10 minutach z 3 lodami w rożku.
- Połóż się i przytrzymaj na policzku tak długo dopóki się nie rozpuści. Uważaj tylko na mrówki. - mruknął blondyn i podał jej jednego rożka.
Zoe położyła głowę na kolanach Zayna i powiedziała co zrobił blondyn. Pozostałe 2 rożki zjadł w zadziwiającym tempie. O dziwo ból Zoe ukoił się za co w duchu dziękowała za kreatywny pomysł Nialla. Minęła godzina, a oni już wszyscy położyli się spać. Byli po prostu zmęczeni...
_____________________________________________________
Hej kochani! Jak po dzisiejszej mat-przyr. ? Wczorajszy human był spoko, ale matma?! jprdl... zobaczymy jak to będzie z ang. xd u mnie w klasie matma jest wysoko, a nikt nie umiał xd bk xdd
no nic. gimnazjaliści połamcie długopisy!
i AHA
NOWY BLOG> http://myangiefanfic.blogspot.com/
Z ZAYNEM! ZAPRASZAM SERDECZNIE!
May xx

wtorek, 21 kwietnia 2015

Hej hej

Witajcie kochani ♥
Może jeszcze ktoś mnie pamięta xd
Ostatnio próbowałam napisać coś tutaj, ale po pierwsze mam dużo nauki, a po drugie chyba już nie umiem pisać krótkich opowiadań.
Piszę fanfiction o Zayn'ie http://toxiclove-ff-zaynmalik.blogspot.com/ i skupiłam się na nim. Szukałam starych moich imaginów, ale wszystkie już zostały tu kiedyś wstawione. Jeśli coś mi przyjdzie do głowy od razu napiszę :)
Jeśli wam się kiedyś podobało to co piszę, to zapraszam na mojego drugiego bloga (link wyżej)
Kocham was x / Sandra

czwartek, 16 kwietnia 2015

Zayn "You always will by my summer love..." (AU) cz. 5 - What happened here?

Drzwi od domu były otwarte. Dziwne. Zoe przerażona odchyliła delikatnie drzwi. Weszli z Zaynem do środka.
- Mikey! - krzyknęła po domu. Cisza.
- Mike! - tym razem krzyknął Zayn.
- Michael! - pisnęła przeraźliwie Zoe.
Pobiegła na górę do jego pokoiku. Pusto. W łóżku go nie ma. Sprawdziła pod nim, w szafie, w łazience, nic. Poszła do pokoju Jamiego. Czysto. W sypialni rodziców też... Został jej pokój i kuchnia.
- W kuchni i salonie go nie ma! - krzyknął z dołu Zayn.
Otworzyła drzwi do jej pokoju. Na łóżku go nie było, w kątach, ani w jej łazience, równie pusto. Otworzyła garderobę. Siedział skulony z misiem w rękach w kącie szafy ukryty za ubraniami.
- Mikey! - przytuliła się na chłopca. Cieszyła się, że nic mu się nie stało.
- Zoe, ktoś był w domu... - powiedział cichutko.
- Kto Mike? - spytała patrząc mu w oczy.
- Nie wiem... Od razu pobiegłem cicho do twojego pokoju i się schowałem. Chwilę po tym, jak wyszła mama. Widziałem tylko jakiś 2 dużych panów. - powiedział. - Bałem się.
- Już spokojnie. Jestem przy tobie. - pogłaskała go po głowie ponownie przyciągając do siebie.
Wzięła brata na ręce i zeszła na dół, gdzie był Zayn.
- Mikey! Niezłego stracha nam narobiłeś... - powiedział Zayn do dziecka.
- Salon jest w strasznym stanie... Mike, czy ci panowie to zrobili? - Spytała Zoe patrząc bratu w oczy.
- Nie... To mamusia. - Powiedział cicho.
- Eh... Muszę to posprzątać. - Westchnęła dziewczyna. - Ale najpierw... Mikey musisz już iść spać.
- Nie chcę. Zoe nadal się boję! - Mikey wydął wargę.
- Zoe idź z nim na górę, ja to ogarnę... - Odezwał się Zayn.
- Nie... Ty lepiej wracaj do siebie. Spotkamy się jutro... Przyjdę na mecz. - Dziewczyna zapewniła Zayna.
- Zoe, nie widzisz jak tu wygląda? Ktoś się do was włamał, a ty mi mówisz, że mam wyjść? Oszalałaś do reszty? Nie zostawię cię teraz samej. - Oburzył się Malik.
Zoe zacisnęła usta w cienką linię. Po chwili szepnęła tylko "okay".
- Mikey chcesz nam pomóc, czy jesteś zmęczony? - Spytała nastolatka.
- Chcę pomóc... - Odparł mały.
Postawiła go na nogach, patrząc gdzie nie ma szkła. Zayn miał rację. Tu wygląda jakby tornado przeleciało przez to pomieszczenie 2 razy. Podała bratu buty z grubą podeszwą jakby wszedł niechcący w szkło. Zaczęli sprzątać. Minęły 2 godziny i Mikey już padł. Nagle Zoe przypomniała sobie o ważnym wydarzeniu dla jej matki. Dziś przypadała 20. Rocznica ślubu matki i biologicznego ojca Zoe. Już wie czemu wpadła w szał. Dave to całkowicie rozumiał i wiedział, że Caren nadal kocha swojego zmarłego męża.
- Zaniosę go na górę. - Powiedziała w końcu dziewczyna, kiedy spojrzała na brata śpiącego na dokładnie wyczyszczonej kanapie.
Zayn akurat kończył czyścić dywan, na którym było najwięcej szkła. Zaproponował, że to on zaniesie Mike'a, ale dziewczyna mu odmówiła. Chwyciła dziecko na ręce. Otworzyła sobie lekkim kopniakiem drzwi do pokoju Mike'a. Położyła go na jego łóżku i przykryła kołdrą.
- Zoe, zostań... - Poprosił zaspanym głosem.
- Myślałam, że śpisz... - zdziwiła się.
- Nie... Zostaniesz? - spytał.
- Mikey, Zayn czeka na dole. - powiedziała. - Zostawię drzwi otwarte, jak coś się stanie zejdź do nas na dół. Będziemy albo w kuchni, albo w salonie. Dobrze?
- No dobrze. - opadł główką na poduszkę. - I zapal światło na korytarzu, okay?
- Okay. Dobranoc Mike. - cmoknęła go w czoło i wyszła.
Zayn wyrzucił śmieci i upewnił się, że nigdzie nie ma ani kawałeczka szkła, czy czegokolwiek. Usiadł na kanapie. Wiedział, że Zoe domyślała się co było powodem tego bałaganu.
- Więc? - spytał patrząc wyczekująco na dziewczynę.
- Zniknęła tylko gotówka spod łóżka mamy i alkohol z lodówki. Pewnie jacyś gówniarze tu weszli i tyle. Zapytam się rano matki jak wróci, czy to ona, czy ktoś inny... - usiadła obok niego. - Dziękuję Zayn, że nie uciekłeś gdzie pieprz rośnie, jak zobaczyłeś to wszystko.
- To nic, Zoe... Pamiętaj, że możesz mi o wszystkim powiedzieć i przyjść z każdym problemem o każdej porze dnia i nocy. - uśmiechnął się do niej lekko.
- Pewnie zastanawia się czemu mojej matce odbiło, co? - przejrzało go.
- Jeśli nie chcesz, nie musisz mówić. - powiedział.
- Dzisiaj jest 20. rocznica ślubu mojej matki i mojego biologicznego ojca. Dave pewnie wyszedł za moją matką i ją teraz szuka, albo próbuje zaciągnąć do domu. - wyjaśniła.
- To David nie jest twoim biologicznym ojcem? - zdziwił się.
- Nope.To ojczym. Jest fajnym gościem, ale wie, że nigdy nie zastąpi mi ojca. Jest dla mnie bardziej takim starszym znajomym, który zawsze weźmie moją stronę. Z moim tatą byłam strasznie związana. Zawsze razem, Zoe i tata, tata i Zoe... - westchnęła głośno.
- Przykro mi. - powiedział ze skruchą.
- Mnie również. - spuściła głowę.
- Więc myślisz, że to ona zrobiła ten bałagan? - spytał.
- Tak sądzę, szczerze mówiąc mam taką nadzieję. Tylko kim są ci dwaj goryle o których mówił Mikey? - spojrzała na swoje dłonie.
- To dziecko, mogło mu się zdawać. Kiedy byłem mały widziałem wiele rzeczy. - rzucił.
- No tak, ale on twierdzi, że zbite wazy, obrazy, ten cały burdel to mama, bo on to widział, ja z tym wierzę, tylko co z tymi pieniędzmi? Chuj z alkoholem. On jest najmniej ważny. Moja matka mogła się upić i upiła się na 100% - powiedziała.
- Uzgodnisz to z twoimi rodzicami, jak wrócą. - pocałował ją w skroń, a ta przysunęła się do niego i oparła głowę o jego klatkę piersiową.
- Zoe, nie mogę spać. - po chwili przyszedł Mikey. - Mogę tu zostać z wami?
- Jasne. Chodź. - Mulat uśmiechnął się do niego.
Mike wdrapał się na jego kolana z misiem w ręku.
- Wyglądasz na zmęczonego, Mike. - powiedział Zayn.
- Chcę spać, ale się boję, że ci panowie wrócą i mnie zabiorą. - zachlipał.
- Nikt cię nie zabierze, Mikey. Spokojnie. - uspokoiła go Zoe.
Mike ułożył się tak, że głowę miał na kolanach Malika, a nogi miał na oparciu kanapy. Zoe głaskała główkę chłopca.
- Zamknij oczy i spróbuj zasnąć. Ja tu będę cały czas. - powiedział Zayn.
Mikey przewrócił się na bok i ścisnął misia przy swojej twarzy zamykając oczy. Zayn przykrył go zręcznie kocem jedną ręką, który robił mu za podgłówek.
- Zadzwonię do Jamiego. Raczej powinien wiedzieć co tu się stało. - Zoe cmoknęła Zayna w policzek, a Mikey'a w czoło i wstała. - Zaraz wrócę, mały.
Zoe chwyciła swój telefon i poszła do kuchni. Oparła się o blat wysepki kuchennej i wykręciła znany już na pamięć numer. Po 2 sygnałach odebrał.
- Zoe? Co się stało? Nie miałaś być z Zaynem na plaży? - zdziwił się jej telefonem Jamie.
- James... Wróciłam wcześniej. Mikey zadzwonił cały przerażony i ja... Matce znów odpierdoliło, rozumiesz to? J-ja nie chciałam ci przeszkadzać, Jamie, bo wiem, że jesteś z Camilą i-i... Przepraszam, Jamie, ale uznałam, że powinieneś wiedzieć. Matka zjebała kolejny wyjazd. - głos dziewczyny się załamywał.
- A gdzie Dave? - spytał.
- Nie ma go. Chyba poszedł ją szukać. Nie wiem. - odpowiedziała.
- A co z Michaelem? Wszystko z nim w porządku?
- Nie. Tzn. Jest trochę roztrzęsiony, ale Zayn pomógł mi ogarnąć sytuację... I... Mike twierdzi, że po twoim wyjściu, wyszła mama, a po mamy wyjściu przyszło jakiś dwóch goryli. Sprawdzałam, czy wszystko jest na miejscu, ale zginęły tylko pieniądze z sejfu Dave'a i alkohol z lodówki... Może to mama, zwinęła te pieniądze?
- W lodówce było tylko wino i whiskey. I to zabrałem ja. A co z tymi pieniędzmi, to nie wiem. Za jakąś godzinę będę w domu, bo jestem z Cami w mieście. Postaram się pospieszyć. Do zobaczenia.
- Pa.
Po rozłączeniu się ze starszym bratem wzięła wykręciła jeszcze jeden numer. Numer do Davida.
- Caren? - spytał gdy odebrał
- Nie. Zoe. - odparła.
- Eh... Zoe... Coś się stało?
- Możesz mi to wyjaśnić? Mikey dzwoni cały roztrzęsiony, mówi mi, że matce odbiło i że jest sam. Tak w ogóle zginęły twoje pieniądze ze sejfu i Mike mówi, że byli tu jacyś faceci, ale ten bałagan to mamy wina, bo uchlała się i rozwalała wszystko co stanęło jej na drodze.
- Mój boże...
- Mama zabrała te pieniądze?
- Nie. Tam było 1 000 funtów. Tylko to ukradli?
- Tak.
- W porządku. To tylko tysiąc. Jakoś się to nadrobi... Zoe pilnuj brata i zadzwoń po Jamie'go. Ja postaram się jak najszybciej znaleźć mamę. Plaża jest długa i szeroka.
- Zobacz na molo.
- Byłem tam. Zoe, ja już nie wiem gdzie szukać.
- Przykro mi, ale ja też nie. Do zobaczenia później.
- Pa Zoe.
Odłożyła telefon i westchnęła głośno. Wyciągnęła 2 szklanki z szafki i nalała do nich soku z czarnej porzeczki. Z napojem wróciła do salonu. Zayn patrzał na brata Zoe. Chłopak na prawdę czuł się źle, że nijak może pomóc Zoe z tą całą sytuacją i jej problemami rodzinnymi. Uważał też, że to nie miało prawa jej spotkać i jest to całkowicie niesprawiedliwe. Cóż... Życie jest brutalne.
- Trzymaj. - powiedziała cicho siadając blisko niego. - Zasnął?
- Tak. Dziękuję. - uśmiechnął się lekko do niej.
Zoe upiła łyka i odłożyła swoją szklankę na stoliku. Położyła głowę na jego ramieniu, a on swoją na jej głowie. Minęło aż 15 minut, kiedy to Jamie wkroczył do domu. A towarzyszyła mu Camile.
- James. - Zoe przyszła na korytarz, by wściekły James nie zrobił podobnego rozgardiaszu jak ich matka, oraz by nie zbudził najmłodszego. Przytuliła go mocno.
- Wszystko już w porządku, tak? - spytał James obejmując siostrę.
- Tak. Zayn strasznie mi pomógł. Bez niego bym zwariowała. - odparła.
- A dzwoniłaś do Davida? - zadał kolejne pytanie.
- Tak. Mówił, że nie może znaleźć mamy. - odpowiedziała.
- Może mu pomożesz w szukaniu? - zaproponowała.
- Masz rację. Cami, rozgość się, a ja postaram się jak najszybciej wrócić. - cmoknął swoją dziewczynę w skroń i wybiegł z domu.
- Napijesz się czegoś, Camile? - zapytała Zoe.
- Nie trzeba. - odparła.
- Chodź do salonu. - powiedziała. - Zayn, to dziewczyna Jamesa, Camile, Cami to Zayn...
- Jej chłopak. - dopowiedział szybko Mulat i wyciągnął do panny Loraine wolną rękę, którą uścisnęła.
- No tak... - uśmiechnęła się do niego blondynka. Usiadła na fotelu. - Co z małym? Pewnie jest wyczerpany, po tym całym zamieszaniu...
- Tak... Cały drżał z przerażenia. - powiedziała Zoe.
- Masakra. - Camile pokręciła głową.
W końcu wybiła godzina 4 rano. Camile zmęczona poszła do pokoju Jamesa, który jeszcze nie wrócił z matką i Dave'm do domu. Zayn zaniósł Mikey'a do jego pokoju i teraz z Zoe tam siedzieli. On siedział na fotelu, a dziewczyna leżała obok brata na łóżku. Nie zamierzała go już dzisiaj zostawiać. Rozmawiali cicho, ale już nie podejmowali ciężkich tematów.
- Powinieneś już iść, Zayn. Masz mecz za kilka godzin, powinieneś się przespać. - powiedziała łagodnie.
- Żaden mecz, nie jest od ciebie ważny, Zoe. Dam radę. - uśmiechnął się lekko do niej.
- Zostaw mnie, David! Puszczacie mnie! - usłyszeli krzyk Caren.
Zoe wraz ze swoim chłopakiem zbiegła na dół, do holu, gdzie cała akcja się toczyła.
- Zoe! - pisnęła matka. - Powiedz im coś.
- Nic nie będę im mówić. Porozmawiamy, jak wytrzeźwiejesz. Nie zamierzam z tobą rozmawiać w tym stanie. - powiedziała nastolatka.
- Zayn, sądzę, że powinieneś już iść. Zasiedziałeś się. I to cholernie długo. - wybełkotała matka dziewczyny do Mulata. Ten tylko spojrzał na swoją dziewczynę.
- Idź. Spotkamy się później. - powiedziała cicho, po czym pocałowała jego policzek. - Dziękuję za dzisiaj.
- Pa, Zoe. - odparł i wyszedł.
Dave wraz z najstarszym pasierbem poszedł zanieść swoją żonę do sypialni. Z początku trochę się szarpała, ale szybko usnęła. Wszyscy także położyli się spać. Byli wyczerpani. Zoe o 13 napisała Malikowi, że nie zjawi się na meczu, ponieważ musi poważnie porozmawiać z matką i odezwie się później. Zayn chciał być przy niej, ale wiedział, że to ich sprawa i Zoe pewnie nie zażyczyła by sobie, żeby jej towarzyszył. Zayn wcale nie był o to zły, tylko bał się, o Zoe...

______________________________________________________________
Woah... Już 21.04 piszę test z humana. lel. a po tym to tylko wystawianie ocen i nabory do szkół. jprdl... Jeszcze nie zaczęłam porządnie żyć, a już mam dosyć. xdd
May xx

niedziela, 12 kwietnia 2015

Zayn "You always will be my summer love" (AU) 4 - I don't like you.

*miesiąc później*
Minęła już połowa wakacji. Oboje cierpieli, z myślą, że już niedługo koniec wakacji się zbliża. Dzisiejszy wieczór jest wyjątkowy. Miał taki być. Dla Zayna. Chce wyznać jej uczucia, a następnie zaprosić na randkę. Louis, najstarszy z jego przyjaciół i jako "spec" od dziewczyn dał mu kilka ważnych "rad".
Zoe i Zayn umówili się, jak zawsze na plaży, w skrócie - tam gdzie zawsze. Aczkolwiek Zayn planował zabrać ją w miejsce, gdzie nikt nie chodzi. Totalne odludzie, czyli mała plaża ukryta za kilkoma skałami i paroma płaczącymi wierzbami. Tym razem spotykali się o 18. Matka Zoe była trochę nad opiekuńcza i nie chciała, by córka wychodziła późno. Nigdy nie wiadomo co może się stać. Nie miała tego zaufania do Zayna, którym obdarował go ojczym dziewczyny. Nawet sam Jamie stwierdził, że Mulat nie może być aż taki zły, a mały Mikey wprost go uwielbia, bo jak Mikey twierdzi - jest bardzo zabawny i ciągle kupuje mu słodycze, kiedy Zoe twierdzi, że już mu starczy.
- Dobry wieczór, pani Montgomery. Zoe jest już gotowa? - spytał Zayn stojąc z jedną różą w odcieniu krwistej czerwieni w drzwiach do jej domku.
- Zoe! - wydarła się wgłąb domu.
- Idę! - krzyknęła z góry, a po chwili można było usłyszeć ciche tupanie na schodach.
Zayn aż oniemiał z wrażenia. Wyglądała bosko! Jej czarne włosy, były rozpuszczone, lekko podkręcone. Blade ciało Zoe okrywał czarny top w kwiatuszki w kolorach różu, oraz prosta, delikatnie rozkloszowana łososiowa spódniczka do kolan. Stopy okryte w czarne rzymianki z tego samego koloru kwiatki i diamenciki pośrodku nich idealnie pasowały do stroju. Wyglądała niewinnie, bardzo dziewczęco, ale i seksownie.
- Wróć przed północą. Niech Zayn odprowadzi cię pod sam dom, choćby nie wiem co. Biada jak coś ci się stanie. - słowa matki Zoe wybudziły oboje z transu.
- Oczywiście. - mruknęła nastolatka i pociągnęła chłopaka za sobą. - Na razie!
Drzwi od jej domu się zatrzasnęły. Szli przez ścieżkę dla pieszych w ciszy, później gdy skręcili na piach także. W końcu Zoe zaciekawiona nagłym pomysłem Zayna jakim było wyjście na plażę odważyła się zapytać:
- Gdzie mnie prowadzisz?
- Zobaczysz.
- No Zayn powiedz mi coś! - jęknęła prosząco. - Każesz mi się uszykować na wieczorne wyjście, prowadzisz nie wiadomo gdzie i nic nie chcesz mi powiedzieć. Jesteś seryjnym zabójcą, czy coś?
- Tak, właśnie idziesz na ścięcie. - prychnął. - Boisz się ze mną iść?
- Nie. Po prostu jestem ciekawa. Twoja tajemniczość mnie dobija. - mruknęła.
- Chcę ci coś pokazać. Jak na razie tyle mogę ci powiedzieć. - uśmiechnął się do niej.
- Słońce pięknie wygląda jak zachodzi. - wskazała na ogromną gwiazdę, jaką było słońce. - O ten widok ci chodziło?
- Nie. Dlatego wolałem przyjść później. Niestety boję się twojej mamy i jej noża, z którym dziś mnie przywitała. - powiedział.
- Miała nóż? - Zoe zdziwiła się.
- Owszem miała. Całkiem spory. - pokiwał twierdząco głową.
- Oh... - ucichła.
W końcu dotarli na malutką plażę. Zoe aż oniemiała z zaskoczenia. Szli tu aż ponad godzinę i zdążyło się ściemnić. Zayn rozłożył koc, a na nim położył koszyk z różnymi przysmakami.
- Przyjemnie. - powiedziała Zoe uśmiechając się do chłopaka.
- Też tak uważam... - usiadł obok niej po środku koca. - Truskawkę w czekoladzie?
- Wow, Zayn! - pisnęła. - Romantyk z ciebie! Z wielką chęcią!
- Taki ze mnie romantyk jak z ciebie karateka. - zaśmiał się.
- Nie śmiej się. Ostatnio ćwiczyłam i tym razem skończyłam bez żadnej drzazgi w ręce. Sukces. - powiedziała.
- A deska pękła? - spytał
- Nie... - sama się zaśmiała.
- Więc jak ci się podoba moja niespodzianka? - zmienił temat.
- Jest bajecznie. A będzie jeszcze bardziej niesamowicie, jeśli powiesz mi, czemu to wszystko robisz... Truskawki w czekoladzie, ukryta plaża, miły wieczór pod gwiazdami, które już zaczynają być coraz bardziej widoczne...
- Chodziło mi o to, że... Bo ja chciałem ci powiedzieć...
- No co Zayn?
- Nie lubię cię. Tak cholernie cię nie lubię...
Świat Zoe lęgnął w grózach.
- C-co? T-to nie mogłeś mi powiedzieć tego, kiedy byłam bliżej domu? Albo zupełnie wcześniej? Jesteś dupkiem Zayn. Pieprzonym dupkiem. Tłukłam się tu z tobą ponad godzinę, tylko dlatego, żebyś wykorzystał tak piękny moment, żeby powiedzieć mi takie coś?! Pierdol się.
Wstała i otrzepując swoją pupę z piachu wstała i skierowała się do domu. A było tak pięknie. Nie zrobiła kilka kroków, a Zayn zdążył już do niej podbiec i chwycić ją mocno w talii. Piszczała, żeby ją puścił, ale ten ani drgnął. W końcu, gdy się uspokoiła powiedział jej na ucho.
- Nie lubię cię, bo cię kocham. Bo albo się kogoś lubi, albo się kogoś kocha.
- Idiota. - uderzyła go mocno w ramię na co ten zaczął się śmiać. - Bawi cię to?
- Bardzo. - nie przestawał rechotać.
- Nie mogłeś mi od razu mi powiedzieć? Tylko zabawiłeś w kotka i myszkę? Jesteś psychiczny Zayn! Ugh! - wkurzyła się, ale on nadal trzymał ją w swoich ramionach, aż w końcu oparła się głową o jego tors. - Ale... Na prawdę mnie kochasz?
- Na prawdę, Zoe... Na prawdę. - pocałował czubek jej głowy.
Zoe mimo tych 16 lat miała 152 cm wzrostu, natomiast Zayn był wyższy o dobre 20 cm!
- Ja ciebie też... - szepnęła.
Ale nie dodała już, że jak każdy człowiek, ma pewne obawy...
Zayn obrócił ją do siebie i schylił do jej ust. Czekał na ten moment. Delikatnie je połączył, jak by bał się, że może jej coś zrobić. To był pierwszy pocałunek Zoe i cieszyła się, że to Zayn jest tym pierwszym. Jedną dłoń ułożyła na jego karku, drugą zaś wtopiła w jego gęste i zawsze dobrze ułożone włosy. Czuła palce Zayna lekko zaciśnięte na jej biodrach. Aż nagle czar prysł! Całą tą magiczną chwilę, kiedy młodzi wymieniali się pocałunkami zadzwonił telefon panny Montgomery.
- Cholera. - przeklęła. - Poczekaj. - dodała cicho.
Zayn zrezygnowany odsunął się od niej, pozwalając dziewczynie na odebranie urządzenia, które leżało na kocu.
- Halo? - spytała Zoe przykładając do ucha.
- Zoe! Gdzie ty jesteś?! Mama i David zostawili mnie samego w domu! - piszczał mały Mikey.
- Co? - spytała leniwie. - Mikey, a gdzie Jamie?
- N-no b-bo... Jamie poszedł z tą swoją koleżanką, a m-mama coś piła i wyszła, a Dave za nią. Zoe boję się. Oni wyszli chwilę po twoim wyjściu... - płakał do słuchawki.
- Mikey, uspokój się. Shh... Słuchaj mnie uważnie. Nic ci nie będzie, rozumiesz? Nie bój się. Ja już do ciebie idę, okay? Już jestem w drodze. Nie musisz się bać, pamiętasz? Jesteś już mężczyzną, a nie małym chłopcem, no nie? - uspokajała dziecko przez telefon.
- Wróć szybko... - szepnął.
- Wrócę... - zapewniła go i się rozłączyła. - Muszę już iść.
- Coś się stało? - spytał zmartwiony Zayn.
- Mojej matce coś odjebało i wyszła z domu, a Dave za nią i zostawili Michaela w domu samego. - wstała z piachu.
- A James? - spytał
- Wyszedł z dziewczyną. To nie jego wina, nie wiedział, że mama się upije i będzie sprawiała zagrożenie dla ludzi. Przepraszam Zayn. - pocałowała go w policzek i zaczęła biec w stronę domu.
Cholernie bała się o brata.
Zayn zgarnął wszystkie rzeczy i szybko dogonił ją.
Oby się nic Mikey'owi nie stało...
_____________________________________________________________________
dum dum dum. Napięcie rośnie! przepraszam za moją długą nieobecność. obiecuję że to wszystko przyspieszy po 23.04. czyli po testach. wtedy będę cała wasza, bo już ogólnie nie będę miała sprawdzianów i kartkówek, chyba że będą jakieś niespodzianki na wystawianie ocen. z moimi nauczycielami nigdy nic nie wiadomo. xd
do następnego.
may xx

sobota, 4 kwietnia 2015

Zayn "You always will be my summer love..." (AU) cz.3 - Happiness

- Zoe do cholery! Jak możesz na noc nie wracać?! - Krzyczała jej matka, gdy ta przekroczyła próg domu.
A było tak fantastycznie, pomyślała.
- Mamo... - Zaczęła. - Byłam całkowicie bezpieczna. Pamiętasz Camile?
- Tą, której James wsypał piasek w oczy? - Spytała spokojniej.
- Tak. Byłam z nimi. Jamie ci potwierdzi. Gdzie on jest? - rozejrzała się.
- Jeszcze nie wrócił... - mruknęła zmęczona.
- Zoe! - krzyknął radośnie Mikey.
- No hej! - przytuliła go.
Gdy Zoe zdążyła się już odświeżyć i zjeść śniadanie z rodziną, Zayn jeszcze spał. Gdy się obudził był zawiedziony, że nie obudził się obok dziewczyny. Pamiętał, że była w nocy razem z nim. A może to był po prostu sen? A może po prostu palnął coś głupiego i sobie poszła? Wyszedł z namiotu i skierował się do Liama. On zawsze miał środki przeciwbólowe.
- Ooo, nasz książę z bajki się obudził. - zaśmiał się Harry. - Jak noc?
- Ciemna? - Mulat wzruszył ramionami. - Liam, masz prochy?
- Masz. - rzucił w niego listkiem z tabletkami. - Te mocniejsze.
- Mój bohater. - zaśmiałem się i łyknąłem tabletki.
- Co u twojej dziewczyny? - spytał Louis poruszając śmiesznie brwiami.
- Dziewczyny? - Malik omal się nie popluł na to słowo. - Jakiej dziewczyny?
- No tej dziewczyny, którą zabrałeś do swojego namiotu. - wyjaśnił Niall.
- Oh... Zoe... Raczej wszystko w porządku. - wzruszył ramionami, ale gdy skapnął się o kogo chodzi wewnątrz siebie skakał jak małe dziecko z radości. - Chyba.
- Tak tej... - zaśmiał się Harry. - Przyznaj co się wydarzyło tej magicznej nocy.
- Nic, byłem zbyt pijany,  by działać. - mruknął. - A po za tym, nie jestem tak chamski, by od razu wykorzystywać dziewczynę. Gdyby nie ona wy teraz byście szukali mnie z wykrywaczem metalu na plaży.
- Grzeczny Malik i te sprawy... Jest z Bradford, że się tak do niej przywiązałeś? - spytał Louis.
- Jest z Oxfordu. - wymruczał Malik.
- Będziecie mieli oboje złamane serduszko. To kawał drogi. - Harry. - A wątpię w to, że będziecie do siebie jeździć.
- Ja i złamane serduszko? Błagam... Ona jest tylko przyjaciółką. Po wakacjach zapomni o mnie. - rzucił mulat.
- Tsa... - prychnęli.
No a nie?, pomyślałem.
Kiedy wybiła godzina 15:42 Zoe właśnie wychodziła z domu na plażę. Nie widziała się cały dzień z Mulatem i to ją dobijało, aczkolwiek nie chciała się narzucać. Pech chciał że Zayn nigdzie jej nie mógł znaleźć. Szukał na plaży, na molo, w mieście, na polu namiotowym... Nie wiedział tylko gdzie mieszka, bo tam to na pewno by ją znalazł. Zoe usiadła na piasku niedaleko budki z lodami, która znajdowała się jakiś kilometr od boiska piłki siatkowej. Załamany Malik zauważył brunetkę kiedy po raz kolejny przechodził obok boiska.
- Zoe! - wydarł się, a dziewczyna spojrzała na Zayna z uśmiechem.
- Jak głowa, gwiazdorze? - zaśmiała się, kiedy ten usiadł blisko niej.
- Liam doskonale o mnie zadbał. Było mi trochę smutno, kiedy obudziłem się, a ciebie już nie było. W ogóle, dziękuję, że pomogłaś mi dotrzeć do namiotu. Powiedziałem chłopakom, że gdyby nie ty, oni szukali by mnie w piasku z wykrywaczem metalu. - zarechotał.
- Uratowałam ci życie. - zażartowała
- Dokładnie. Jesteś moją bohaterką i wytatuuję sobie twoje imię. - powiedział poważnie.
- Tak tey. - szturchnęła go łokciem.
- No tak tej. - on odpłacił jej się tym samym.
Byli szczęśliwi, ale czas leciał. Wakacje z każdym dniem się kończyły, a oni zbliżali się do siebie. Czuli się przy sobie jakby znali się od wieków. I oboje chcieli być dla siebie kimś więcej.
__________________________________________________________________
Taki trochę przykrótkawy ten rozdział, ale postaram się następny troszeczkę rozbudować. I tak wgl...
Smacznego jajka życzy firma.... UDŁAW SIĘ.
Boże mam bekę z tego tekstu. Powiedziałam to do mojego brata kiedy jadł kinder jajko i jego reakcja była niesamowita. na prawdę.
Ale tak szczerze Wesołych świąt wielkanocnych, smacznego jajka, mokrego dyngusa, czy jakoś tak.
a gimby co piszą testy... hahahahah powodzenia życzę, bo sama piszę i wszyscy powinniśmy się wspierać. xd jestem po 3 próbnych i o jprdl... masakra.
luv, may xx

poniedziałek, 30 marca 2015

Niall "She's so dangerous" cz.15 - How can I kill someone whom I love? - OSTATNIA.

Stanęłam przed lustrem i związałam włosy w kitkę. To nie może być prawda. To nie może być prawda... Spojrzałam sobie w oczy. Zaszklone, czerwone, opuchnięte. To wszystko przez łzy. Nie mogę zabić Nialla. Za bardzo go kocham. To nie jest takie łatwe. Jak mam to wszystko rozegrać? Jeśli nie zabiję swojego ukochanego mój ojciec zabije jego bliskich i będę tą, która to zrobiła w oczach blondyna. Jeśli to zrobię, stracę go i to jego bliscy mnie znienawidzą. Nie da się też zabić nieśmiertelnego, czyli Richarda Morgana. On jest jak hydra lernejska. Utniesz jej głowę, a na jej miejscu wyrosną 2, lub 3 nowe. Nie mam u kogo szukać pomocy. Eleanor jest w ciąży i brzydzi się broni. Louis, no cóż... On raczej też odpada. A Niall? On prawie już raz zginął przeze mnie!
- Twój ukochany będzie tu za godzinę. - Poinformował mnie Clark.
- Jasne. - Mruknęłam beznamiętnie.
Show czas zacząć. Wyczekiwałam przy oknie blondyna. Zakradł się do jej pokoju. Od razu wycelowałam w jego głowę.
- Elissa, co ty robisz? - spytał przerażony. Pewnie nie spodziewał się takiego zwrotu akcji.
Strzeliłam we wszystkie kamery w pokoju i zablokowałam drzwi.
- Ucieknijmy jak najdalej stąd. - poprosiłam.
- Elissa! - usłyszałam wrzask ojca. Strzeliłam kilka kul w drzwi, po czym krzyki ucichły.
Otworzyłam drzwi. To nie ja go zastrzeliłam.
- Vince! - krzyknęłam i rzuciłam się na mężczyznę z uściskiem. - Uratowałeś nam życie... Skąd się tu wziąłeś?
- To Niall do mnie zadzwonił i powiedział, że macie problem  nie do rozwiązania, cóż... Ja go rozwiązałem. - wyjaśnił mój kuzyn.
- Stwierdziłem, że sam nie dam rady. Grunt to rodzina... Prawda? - odezwał się za mną blondyn. - Nie jestem doświadczony w strzelaninach, ani innych takich, więc...
- Zamknij się. Dziękuję wam obu. - pocałowałam Horana.
- Jesteś już bezpieczna... Twój ojciec ci nie zagraża. - przytulił mnie mocno.
- Nam. - mruknęłam. - Tobie, mi i...
- I... ? - zdziwił sie, więc pokierowałam jego dłoń na podbrzusze.
- I... - uśmiechnęłam się.
- I mówisz mi to dopiero teraz? - odsunął się ode mnie.
- Lepiej później niż wcale. - zaśmiałam się.
- Chodźmy stąd, zanim zjawi się policja. - odezwał się Vince.
Wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do auta Nialla. Za kierownicę usiadł Vincent, a ja z Niallem z tyłu. Zaczął mnie wypytywać o całą ciążę. Ucieszył się. Na prawdę się ucieszył...
***
- Czy ty Niallu Jamesie Horanie, bierzesz sobie tą oto Elissę Rose Morgan za żonę? - spytał kapłan.
- Tak. - powiedział Niall
- A czy ty Elisso Rose Morgan, bierzesz sobie tego oto Nialla Jamesa Horana, za męża? - kapłan.
- Tak. - uśmiechnęłam się szeroko.
- Tak więc ogłaszam was mężem i żoną. Niall, możesz pocałować pannę młodą. - powiedział ksiądz, a Niall odsłonił moją twarz odgarniając welon do tyłu i pocałował mnie czule i namiętnie.
***
To wszystko potoczyło się tak szybko... Minęło 7 lat, odkąd porwał mnie mój ojciec i uratował mnie Niall z moim kuzynem Vincentem. 2 dni po tym uciekliśmy w piątkę do Irlandii, dokładnie. Ja, Niall, Vince, Eleanor i Louis. 4 miesiące później zaręczyliśmy się z Niallem, a 2 miesiące po tym odbył się nasz ślub, a 3 miesiące po ślubie urodziła się Charlotte.
- Lottie! Niall! Śniadanie! - krzyknęłam szykując posiłek dla swoich głodomorów.
- No mamo! Jeszcze świt! - odkrzyknęli równo.
- Znów to samo. - jęknęłam i poszłam na górę do mojej i Nialla sypialni. - Lottie, zaraz spóźnisz się do szkoły, a ty Niall na trening. Błagam was, ludzie.
Ciężko walczyłam z uśmiechem malującym mi się na twarzy. Starałam się być jak najbardziej poważna.
- Els, jeszcze jest... 20 minut zanim musimy wyjść z domu. - powiedział Nialler patrząc na zegarek.
- No właśnie. Charlotte musi jeszcze zjeść śniadanie, ubrać się, umyć ząbki i muszę ją uczesać. Wiesz jak trudno okiełznać tą jej blond czuprynę w kitkę? - wyliczałam.
- No mamo no... - jęknęła blondynka.
- Nie mamo no, tylko szoruj do tej kuchni Charlotte. - powiedziałam.
- Oho, mama powiedziała do ciebie Charlotte. To oznacza, że się wkurzyła. - zaśmiał się Niall.
- I to jak. - uśmiechnęłam się.
- Kto ostatni w kuchni ten śmierdzi! - wykrzyknęła i pobiegła na dół.
- Co jak co, ale córka nam się udała. - zaśmiał się Niall. - Dzień dobry kochanie, tak przy okazji.
- Dzień dobry. - cmoknęłam go w usta i pobiegłam na dół za córką śmiejąc się.
- Znowu?! - usłyszałam z góry.
- Tata znowu śmierdzi! - zapiszczała 7-latka.
- Hahahaha, jutro ty będziesz śmierdzieć jak zakluczę cię w pokoju. - wytknął jej język Niall - Els, masz dzisiaj dużo pracy?
- Tylko 3 pacjentów, ale umówiłam się jeszcze z Eleanor na zakupy, więc ty i Lou zajmiecie się dziećmi. O 14 kończysz trening, więc ze spokojem będziesz mógł odebrać z Lou Tommyego i Lottie... - wyjaśniłam
- Mamo jesteś doktorem, że masz pacjentów? Jesteś tak jak tata Jenny? - pytała blondynka.
- Jestem doktorem, ale nie takim jak tata Jenny. - powiedziałam.
- A co robisz w pracy? - zmrużyła oczka.
- Dzieci i dorośli przychodzą do mnie i opowiadają mi o swoich problemach, ja próbuję im powiedzieć co powinni zrobić, wiesz? - wytłumaczyłam.
- Tata ma fajniejszą pracę. Nic nie robi tylko w piłkę gra. Też tak chcę! - powiedziała.
- Moja córcia. - Niall ją przytulił.
- To tata cię uczesze i przygotuje do szkoły. - zaśmiałam się.
- Nie! - krzyknęli oboje.
- No jak? Przecież jesteście ze sobą strasznie zżyci. Nie chcę wchodzić pomiędzy was. - udałam zdziwienie.
- Tata nie umie czesać. Ty robisz takie fajne warkoczyki... - Lottie zrobiła maślane oczka.
- No widzisz, no ale to tata jest ten fajniejszy. - wzruszyłam ramionami.
- Mamusiu, bo to jest tak, że tata jest ten fajniejszy, ale to ciebie kocham mocniej. - przytuliła się do mojej nogi.
- Idź lizusie mały umyć zęby. - zaśmiałam się.
Morał tej historii jest taki, że prawdziwa miłość przetrwa najgorsze próby. Moja i Nialla przetrwała i tak oto narodziła się Charlotte. Nikt już nie wtrącał się w nasze idealnie poukładane życie. Nasze małe marzenia się spełniały. Mięliśmy duży dom na obrzeżach Dublinu, bliżej Mullingar, rodzinnego miasta Nialla, gdzie Lottie wraz z nami często odwiedzała dziadków, obok nas stał drugi dom, który był domem Louisa i Eleanor i dostaliśmy to czego chcieliśmy - wolność.
KONIEC.
______________________________________________________
Jest happy end. Teraz jedziemy z Zaynem. ^^ zapraszam też na mojego Wattpada jak ktoś korzysta. LINK :)
luv ya all, May xx

sobota, 28 marca 2015

Niall "She's so dangerous" cz.14 - It's a war, son. And I'm gonna win.

- Niall wychodzę. - oznajmiła mi moja dziewczyna.
- Gdzie? - spytałem zaspany. No w końcu jest 11 rano!
- Na zakupy, jeśli chcesz cokolwiek zjeść. - cmoknęła mnie w policzek. - 2 godziny, skarbie.
- Jasne. Może pojechać z tobą i ci pomóc? - zaproponowałem.
- Dam radę. - zaśmiała się. - Pa!
- Pa! - odkrzyknąłem, po czym usłyszałem trzask drzwi.
No to zostałem sam przez najbliższe 2 godziny. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Nasza sypialnia. Oczywiście wszystko prócz łóżka było w stanie nieskazitelnie idealnym. Elissa pewnie znów się nudziła... Przeciągnąłem się i pościeliłem łóżko. Wziąłem prysznic i usiadłem przed telewizorem w salonie. Sekundy przemieniły się w minuty, minuty w godziny, a Liss jeszcze nie wracała. Chwyciłem za telefon i wbiłem znany już na pamięć jej numer. Nie odbiera. Spróbowałem tak kilka razy. Nic.
- No co jest? - mruknąłem do siebie próbując kolejny raz.
Wkurzony zadzwoniłem do Eleanor.
- Hej Niall, coś się stało? - usłyszałem po drugiej stronie brunetkę.
- Cześć El, Elissa was nie odwiedziła? - spytałem.
- Nope. A co? - odparła zdziwiona.
- Miała być 3 godziny temu w domu. - mruknąłem. - Cholera, mogłem z nią jechać!
- O mój boże... - fuknęła do słuchawki.
- Odezwę się później El. - Rozłączyłem się. - Szlag...
Wstałem i zastanowiłem się gdzie może być Elissa. Cholera! Wszędzie mogła jechać na zakupy! Drzwi się otworzyły. Stanął w nich Morgan.
- Wiedziałem, że coś mi tu nie pasuje... - Mruknąłem.
- Zbyt cicho, by nastała burza, prawda? - Zaśmiał chwytając się jakąś ramkę ze zdjęciem. Akutat tą gdzie była uśmiechnięta Elissa z moim bratankiem. - Gdzie bachor?
- Dopiero po ślubie. Jestem tradycjonalistą. - Odparłem.
- Za zdjęcia, gówniarzu. - Mruknął.
- O nie... Mnie w to wciągnąłeś, ale nie wciągaj mojej rodziny. To nie mój syn, tylko mojego brata. Gdzie Elissa? - Spytałem.
- Jest bezpieczna. Przecież nie skrzywdzę własnego dziecka. Clark, sprawdź czy rzeczywiście to nie jest jego bachor. - Powiedział do jednego goryla. - Jak się czujesz, Niall?
- Serio? Czułem się wspaniale do momentu, w którym uprowadziłeś Elissę. Nie dała ci jasno do zrozumienia, że nie chce mieć nic wspólnego z tobą? Mordujesz ludzi. Wiesz jak to się na niej odbiło? Jej psychice? Reputacji? - Prychnąłem.
- Wiem, no ale cóż poradzić na więzy rodzinne? Co w rodzinie to nie zginie. Ty jedynie jesteś balastem dla jej ambicji. Przejmie cały mój biznes czy będzie tego chciała czy też nie. Będzie tam gdzie jej miejsce. - Wysyczał.
- I mówisz to po 2 latach? Jeśli byłbym dla niej balastem to by mi to powiedziała zanim zgodziła się ze mną zamieszkać. Mącisz jej w głowie. Rujnujesz jej życie. Nie zauważyłeś, jak bardzo cię potrzebowała po śmierci jej matki? Czy żonę też miałeś gdzieś? - Skrzyżowałem ręce na piersi.
- Nic nie wiesz o naszym życiu przed śmiercią matki Elissy. Nie wiesz o niej wszystkiego. Myślisz, że Elissa jest perfekcyjnie ułożoną dziewczyną? Ha! Moja córka ma moją krew. Krew mordercy. Też ma swoje na koncie. - rzucił.
- Nie wierzę ci. - prychnąłem.
- To wojna synu. Życie to wojna. Ja zamierzam ją wygrać. - powiedział.
- O co grasz? O Elissę? - spytałem.
- Między innymi... Ona jest kluczem do władzy. - odparł i wyszedł.
- I tak ją odzyskam! - wrzasnąłem, gdy drzwi się zatrzasnęły. - Cholera jasna... Jestem w dupie. 
Ponownie wykręciłem numer brunetki z lekkim zawahaniem.
- Wiem gdzie jest Liss... - zacząłem.
- Ja też, Niall. - zachlipała.
- El, co się u ciebie dzieje? - spytałem.
- Wzięli nasze dokumenty, sprawdzali nas... Boję się, przepraszam Niall. - płakała.
- Eleanor uspokój się. To nic. Nic wam nie zrobią. Chcieli tylko Elissę. Nikogo więcej. Jej ojciec twierdzi, że ona jest kluczem do władzy, cokolwiek to znaczy. Też się boję... - szepnąłem.
- Niall, musisz ją uratować... - usłyszałem Louisa.
- Jak do cholery!? - wrzasnąłem z łzami w oczach. - Ten pierdolony typ pozabija każdego kogo zna Elissa! Mnie, was, nasze rodziny, znajomych, wszystkich! Jestem w pułapce i nie wiem jak wyjść, tak, żeby nie ucierpiał nikt.
- Jesteśmy z tobą Niall. - powiedziała Eleanor.
- Już wystarczająco jesteście zagrożeni. - mruknąłem.
- Ale chyba, nie żałujesz, że poznałeś Elissę... Prawda? - spytał Louis.
- Nigdy nie będę tego żałował... - syknąłem. - Jest dla mnie najważniejsza. Pierdole to. Idę po nią.
~*~...~*~
- Nie chcę cię znać! - wrzasnęłam. - Uprowadziłeś mnie! Jesteś rozjebanym człowiekiem! Miałam poukładane życie. Żyłam jak normalna młoda kobieta, a ty wszystko zrujnowałeś!
- Zamknij się w końcu. - rzucił zmęczony ojciec.
- Pierdol się. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. - splunęłam.
- Morda, albo twój ukochany i każdy inny człowiek zaliczy kulkę w łeb. - wysyczał.
- Zobaczymy. Niall po mnie przyjdzie. - założyłam nogę na nogę.
- Na pewno nie. Ta ciamajda boi się wszystkiego co się rusza. Już poznał prawdę o tobie... - rzucił.
- Niby jaką prawdę? Wymyśloną przez ciebie? Wcisnąłeś mu, że zabijałam? Ha! Śmiechu warte!
- A nie zabijałaś? Lato 2004? Chłopak imieniem Jared?
- To nie ja go zabiłam. To byłeś ty. Byłam dzieckiem do cholery! Pod pretekstem, że są problemy rodzinne, a ja jestem niekompatybilna emocjonalnie, przez co to było nieumyślne morderstwo pod wpływem emocji. Każdy wie, jaka była prawda. Każdy wiedział na kogo mnie wychowujesz. Z gróźb wyrosła ci córka morderczyni. Wyimaginowana, bo gdy dorosłam, zorientowałam się jakim człowiekiem jesteś. Jared był niewinnym człowiekiem. Ja chciałam tylko, żeby ojciec był ze mnie dumny, bo matka nie zdążyła. Ona przez lata jej życia wychowywała mnie na dobrą kobietę. Osłabiła mnie depresja po jej śmierci, więc ty to wykorzystałeś i kazałeś mi go zabić. Przez to mam koszmary. Co noc go widuję. Kochałam go, tak mocno, jak kocham teraz Nialla. - płakałam.
- Oszczędzę jego rodzinę i przyjaciół pod jednym warunkiem... - rzucił.
Moje oczy się zaświeciły więc podniosłam wzrok na Richarda Morgana - mojego ojca mafiozę.
- Zabijesz Nialla Horana, twoją wielką miłość, albo zginie każdy inny i zostanie on i będzie patrzał jak po kolei umierają jego bliscy i on będzie obwiniał o to ciebie i już na zawsze w jego oczach będziesz morderczynią...
 O nie...
 _________________________________________________________________________
No to się porobiło... nie wiem czemu takie zakończenie... Chyba chciałam was zaskoczyć...
 Jak coś to przepraszam. Nadal nie dochodzi do mnie myśl, że One Direction to 4-osobowy zespół, a nie 5... Dopiero po tych kilku dniach coś we mnie pękło i wpadłam w małe zawahania emocjonalne... Może to dla nie których dziwne, ale jednak...
do następnego.
May xx
PS. Kropko, ja mam taką żałobę od kilku lat. Zaczynam podejrzewać, że jestem jakimś Banshee, czy Medium, że przewidziałam taką katastrofę dla Directioners, choć dla niektórych - śmierć.
xx

czwartek, 26 marca 2015

Ehhhh - potwierdzone info

Wiec Zayn OFICJIALNIE odszedl z zespolu. Na oficjalnej stronie 1D onedirectionmusic.com jest napisane ze Malik po 5 latach zdecydowal sie odejsc. Czyli jednak presja byla zbyt wielka i cos wewnecznie czuje, że Perrie miala z tym konkretny zwiazek. Zobaczymy co bedzie z nim dalej. Li,Lou, Hazz i Niall dalej sa One Direction ale sami przyznali ze to nie bedzie to samo co bylo z Zaynem. To ze on odszedl nie oznacza ze przestalam byc directioner. Nie przestane takze pisac imaginow z Zaynem.
Jak dla mnie Zayn zawsze będzie tą 1/5 1D i 99,9% mojego serca, więc...
Jest mi przykro i smutno i jestem załamana i wszystko i tyle.
Luv, May xx

wtorek, 24 marca 2015

Niall "She's so dangerous" cz. 13 - Perfect future is like a missing puzzle piece...

*2 lata później*
- Wracaj szybko. - powiedziałam do telefonu.
- Mieszkanie się rozpadło? - zaśmiał się.
- Jeszcze nie. Przez te 2 i pół tygodnia nieźle sobie radzę. - odparłam.
- Ah jeszcze mieszkanie się nie rozpadło, ale jak mogę wrócić, to do ruin, tak? - spytał.
- No aż tak źle nie będzie. Dzięki, że mi ufasz. - burknęłam.
- Miałem wrócić za 2 tygodnie, prawda? - rzucił nagle.
- Tak... 14 cholernie długich dni bez ciebie... - mruknęłam.
- Otwórz te pieprzone drzwi. Zakluczyłaś się, a ja kluczy nie mam. - powiedział.
- Idiota. - rozłączyłam się.
Pobiegłam do drzwi i je otworzyłam. Zobaczyłam blondyna trzymającego 2 ogromne torby treningowe. Rzuciłam mu się na szyję, przez co by złapać równowagę upuścił bagaż i objął mnie rękoma.
- Tak cholernie tęskniłam... - powiedziałam.
- Ja też, kochanie. - szepnął. - Już jestem Eli... Ej... Wszystko w porządku?
- Teraz już tak. Czemu tak wcześnie? - odsunęłam się od niego.
- Trener trafił do szpitala i mamy chwilowe wolne, dopóki nie polepszy mu się. - machnął ręką i znów mnie mocno przytulił.
Przerzucił mnie sobie przez ramię i wniósł do mieszkania. Położył mnie na kanapę i cmoknął w usta zawisając nade mną.
- Przywiozłem ci prezenty z Irlandii. - uśmiechnął się.
- Serio? - zrobiłam wielkie oczy.
- Ciekawa co to takiego? - spytał
- Jeszcze się pytasz?! - pisnęłam. - Co to takiego?
- Pójdę po torby. - rzucił i wstał.
Usiadłam jak człowiek i poprawiłam swoje rozczochrane włosy. Spojrzałam głową w kierunku idącego ku mnie Nialla. Obie torby położył na fotelu. Odpiął jedną z nich i podał mi ładnie zapakowaną paczuszkę.
- Mały leprechaun. Ojej, ja ciebie też Niall. - pocałowałam czule blondyna.
Leprechaun trzymał tabliczkę z napisem I <3 YOU.
- Otwórz drugą paczuszkę. - powiedział.
- Co? - zdziwiłam się i sięgnęłam na sam spód torby podarunkowej. - Naszyjnik... Jest cudowny.
- To prawdziwy diament. - wskazał na kamyczek na czterolistnej koniczynce i nad literką i.
Generalnie to naszyjnik z imieniem Niall i czterolistną koniczyną na końcu imienia. Wytarłam spływającą po policzku łzę i usiadłam chłopakowi na kolana.
- Dziękuję Niall. - szepnęłam chowając się w zagłębienie jego szyi. - Jeszcze rok.
- Kocham cię, słońce. - powiedział obejmując mnie w talii.
- Ja ciebie mocniej. Tak strasznie się cieszę że cię mam, Niall. - otarłam kolejne łzy.
- Wzruszyłaś się? - spytał głupio.
- A jak myślisz? - spojrzałam mu w oczy.
- Rozumiem, że prezenty ci się spodobały. - rzucił.
- Szczerze mówiąc... Nie ważne co mi przywieziesz ze swoich wycieczek. Nie mówię, że prezenty mi się nie podobają, bo są boskie i ich tobie nie zwrócę, ale najważniejsze jest to, że w ogóle wracasz.
- Elissa! - usłyszałam pisk El. - No chodźże Louis! Powiemy jej razem!
- Nam. - poprawiłam.
- Już rozumiem czemu się zakluczasz w domu. Nigdy nie wiadomo jakie wariaty ci przylezą. - mruknął wesoło Niall.
- Niall! Wróciłeś wcześniej! - krzyknęła brunetka.
- Stary, wow. Co się stało wielki piłkarzu? - zaśmiał się Tommo.
- Wykorzystałem chorującego trenera, by wrócić do swojej kobiety. - odparł.
Louis też miewał kontrakty zagraniczne w różnych klubach piłkarskim, ale jak to on stwierdził - On zawsze będzie wierny Doncaster Rovers. Niall jest wierny swojej ojczyźnie, ale Louis także planuje, by wyprowadzić się z Elką do Irlandii, jako wsparcie dla nas. Uparłam się, że bez nich, no cóż nigdzie się nie ruszam więc się zgodzili pojechać z nami.
- Także... Skoro jesteście oboje. 2 nowe wiadomości. Od której zacząć? - spytała wesoło Eleanor.
- Zacznij od tej złej. - jęknął Niall.
- Louis, wybieraj. - zachichotała.
- Zamilcz, El. Błagam. - mruknął posyłając swojej dziewczynie mordercze spojrzenie. - Tak więc, oświadczyłem się Eleanor na kolacji, to było wczoraj...
- Ty suczo, jak mogłaś mi nie powiedzieć! - rzuciłam udając złość.
- To nie wszystko. Słuchaj dalej. - odparła.
- A Eleanor, przyszła pani Tomlinson oświadczyła mi, że zostanę ojcem. - powiedział z dumnym uśmiechem Tommo.
- To świetnie! - pisnęłam wstając z Nialla.
- Ej, nie uciekaj mi! - mruknął niezadowolony Niall i znów mnie przyciągnął na swoje nogi. - I po za tym Hej! Kolejny piłkarz w rodzinie! Yeah!
- Też tak zareagowałem. - zaśmiał się Louis.
- Gratulacje kochani. - powiedziałam.
- I chcemy, abyście byli chrzestnymi i naszymi świadkami jednocześnie. Nikogo innego na wasze miejsce nie chcemy. - powiedziała Calder. - Zgadzacie się?
- Oczywiście! - pisnęłam.
Dopiero późnym wieczorem para opuściła nasze mieszkanie. Sprzątnęłam szklanki ze stolika i zaniosłam je do kuchni.
- Wiesz, na prawdę się cieszę radością Lou i El. - rzuciłam.
- Louis jest wniebowzięty, że będzie miał potomka. - poczułam ręce na swoich biodrach.
- El zawsze marzyła o córeczce. - powiedziałam.
- A Louis o synku... Oj napięcie jest tak gęste, że mogłoby ich pozabijać. - zaśmiał się. - Cieszę się, że wróciłem wcześniej.
- Ja także. Wiem, że dopiero wróciłeś do domu i w ogóle, ale... Pewien ktoś mnie odwiedził podczas twojej nieobecności... - mruknęłam smutno.
- Eli, coś się stało? Kto to był? - spytał odwracając mnie do siebie twarzą.
- Pan Morgan. - burknęłam.
- Lissa, co ci powiedział? Groził ci? Liss, powiedz mi. - chwycił mnie za ramiona.
- Nie groził mi, po prostu chciał się zorientować jak sprawia się idealny facet dla którego porzuciłam rodzinne gniazdo nic więcej... Po prostu uznałam, że nie będę cię martwić przez telefon. Przyszedł sam, bez broni, bez niczego. Ale nie chciałam przed tobą tego ukrywać, uznałam, że powinieneś wiedzieć... - spuściłam głowę. - Jesteś zły?
- Jestem szczęśliwy, że nic ci się nie stało. Głupia, mogłaś zadzwonić, a przyleciałbym pierwszym samolotem jaki by był... Umarłbym ze strachu, że coś ci się stało. - mocno mnie przytulił. - Cholernie nie chcę cię stracić, Elisso. Szału bym bez ciebie dostał. Tak strasznie cię kocham, skarbie...
- A ja kocham ciebie Niall. - i tak tkwiliśmy przez chwilę w uścisku. - Kocie muszę dokończyć zmywanie.
- Zmywanie jest ważniejsze ode mnie? - Spytał nadal nie puszczając mnie.
- W chwili obecnej tak. Same się nie pozmywaję. - Zaśmiałam się
- Walić te naczynia. Wróciłem do domu. - Odsunął mnie od blatu i sam się o niego oparł zagradzając mi drogę do zlewu.
- Niall, nie zachowuj się jak dziecko. - Powiedziałam.
- Boże jak ja za tobą tęskniłem. Za tymi twoimi kazaniami, uwagami, komentarzami, pouczaniem i całą tobą.- zaśmiał się przyciągając do siebie.
- Idiota z ciebie. - Zachichotałam w jego tors.
- Ale i tak mnie kochasz... - Pocałował mnie.
- Może tak, może nie. - Zmarszczyłam nos.
- Nie pogrywaj ze mną. - objął mnie w talii.
- I tak mnie kochasz... - Wytknęłam mu język.
- Oj Liss... Zwariowałbym bez ciebie. - mruknął.
- Nie da się ukryć. - uśmiechnęłam się.
- Co powiesz na kąpiel? - spytał.
- Z wielką chęcią. Idź przygotuj wszystko, a ja dokończę zmywanie. - cmoknęłam jego nos, a on odepchnął się od blatu.
- Zgoda. - mruknął.
Jeszcze trochę nam pozostało, by opuścić Anglię i w końcu zrobić krok w przód jakim będzie Irlandia. Owszem mój pieprzony ojciec może nas tam znaleźć, ale będzie zajęty swoimi biznesami. Ród Morganów i tak umierał. Ja tylko przyspieszyłam jego śmierć. Nie zabiłam ojca. Co to to nie. Mam jeszcze sumienie i wgl... Ja chcę żyć z mężczyzną mojego życia jakim jest Niall.
______________________________________________________________________
uhuhuhuuh. taki se. ;/ cóż... duża ilość nauki zabija. tyle powiem.
luv, may xx

poniedziałek, 23 marca 2015

Zayn "You always will be my summer love..." (AU) cz.2 - You'll come back to me

Harry Styles, najmłodszy z paczki Zayna zgłosił ich do turnieju piłki siatkowej na plaży. Uznał, że są dość mocną ekipą, by pokonać tutejszą drużynę, nie zważając na to, że to właśnie Harryemu poprzedniego dnia omsknęła się piłka, przez co Zayn krzywo odbił trafiając w Zoe Morgan.
Dziewczyna właśnie z braćmi wyszła na plażę zostawiając dorosłych w domu.
- Ble... - mruknęła dziewczyna jak przez myśli przemknęło jej co właśnie będą robić.
- Co ble? - spytał Jamie.
- Oby po sobie posprzątali. - rzuciła i poszła przed siebie.
-  Zoe! Zoe! Chodźmy popatrzeć jak grają! - krzyczał Mikey.
- Zapytaj Jamiego. - powiedziała.
- Jamie proszę! - pisnął robiąc maślane oczka do brata.
- W porządku. - odparł biorąc dziecko "na barana"
- Yey! - zachichotał.
- Pójdę po shake'i... - powiedziała Zoe - I tak jest rozgrzewka...
- Ja chcę czekoladowy. - zamówił Mikey.
- Ja truskawkowy. - dodał Jamie.
- A ja kuca w różowych trampkach! - udała uroczą 5-latkę.
- Masz 10 funtów. Resztę zachowaj dla siebie. - zaśmiał się starszy brat.
- A czemu mi nie płacisz, Jamie? - spytał Mikey z oburzoną miną.
- Bo jesteś smerfem. Smerfy nie dostają pieniędzy. - powiedziała dziewczyna.
- Jeszcze. - machnął mały palcem.
Zoe szła wzdłuż plaży do budki z napojami. Zamówiła 1 duży waniliowy, 1 duży truskawkowy i 1 mały czekoladowy. Trzymając zimne napoje w ręce wróciła tą samą drogą. Głowę trzymała w dole uważając, żeby nie nadepnąć na jakąś muszelkę, czy plastikową zabawkę. Akurat Zayn chciał odebrać wysoką piłkę od Nialla i upadł na dziewczynę.
- Cholera! - syknęła dziewczyna. - Palancie wisisz mi...! Koszulkę...
Zdziwiła się widząc ponownie mulata.
- Oczywiście, że odkupię ci koszulkę. Tak strasznie cię przepraszam. Ponownie. - uśmiechnął się.
- Nieważne... - mruknęła, po czym westchnęła. - Po prostu zejdź mi z drogi.
Chciała go wyminąć, ale chwycił ją za nadgarstek.
- I jeszcze napoje. Zostajesz na meczu? - spytał.
- Mój braciszek zatłucze mnie jeśli sobie odpuszczę tak ważne wydarzenie. - wskazała palcem na swoich braci na trybunach.
- Jesteś z chłopakiem? - zadał następne pytanie.
Poczuł lekki zawód, gdyż spodobała mu się brunetka.
- Co? Nie! - zaprzeczyła szybko. - Mam 2 braci.
- Jestem Zayn. - wyciągnął do niej dłoń.
- Zoe. - uścisnęła jego rękę lekko potrząsając.
- Cholernie cię przepraszam za shake'i i bolesny upadek. Złamałem ci coś? - zapytał.
- Ta... Upadki bywały bardziej bolesne. Nic mi nie złamałeś. - parsknęła cichym śmiechem.
- Więc Zoe... Dasz się zaprosić na dzisiejszą imprezę? - wyszczerzył się prostując. Nie zważył na to, że nadal trzymał jej dłoń.
- Pomyślę. Muszę już iść. - powiedziała.
- Będę tu cały czas. - zaśmiał się puszczając ją.
- Ta, tylko mnie nie śledź, jak będę chciała wrócić do domu. - odparła na odchodnym.
- Czekaj! - podbiegł do niej. - Trzymaj.
- Dajesz mi swoje okulary? Po co? - zdziwiła się.
- Będziesz miała powód, żeby tu wrócić do mnie i mi je oddać. Lubię te okulary. - mrugnął do niej i pobiegł z piłką na boisko.
Pokręciła głową i poszła do braci.
- Gdzie nasze napoje? - spytał Jamie.
- Gdzieś na plaży. - mruknęła.
Wyjaśniła braciom całą sytuację i zaczęli oglądać mecz. Z całych sił kibicowała drużynie Zayna. Śmiesznie wyglądał, gdy wciąż zerkał, czy Zoe na pewno nie uciekła z meczu, przez co jego koledzy musieli bronić, by piłka nie spadła na pole. Zayn, Niall, Liam, Louis i Harry wygrali turniej i zdobyli nie mały puchar za pierwsze miejsce. Zoe z braćmi kawałek dalej poszła popływać, po czym wrócili do domu.
- Mogę iść na tą imprezę? - spytała Zoe matki.
- Nie. - odparła krótko rodzicielka.
- No ale dlaczego?! - pisnęła.
- Bo nie. Na plaży kręci się wielu niebezpiecznych typów. Coś ci się stanie i co? - mruknęła. - Nikt nie będzie za ciebie odpowiadał.
- Caren ta impreza jest obok naszego domu... - obronił ją David.
- Nie ma mowy. Nie zmienię zdania. - powiedziała kobieta.
- Ugh! Czemu ty mi wszystkiego zabraniasz?! Mam 16 lat! Jestem odpowiedzialna! - wrzeszczała wstając od stołu.
- Mogę z nią iść. - odezwał się Jamie. - Ja jestem pełnoletni, więc...
- James, nie. Zoe jest jeszcze za młoda na imprezy. Tam jest alkohol, papierosy, narkotyki i wiele innych rzeczy. - upierała się matka.
- Dave, powiedz jak to wygląda z perspektywy psychologa. - powiedziała błagalnym tonem Zoe.
- Twoja matka ma rację... - zaczął, na co dziewczyna jęknęła płaczliwie. - Jednakże Caren, i Jamie i Zoe są dorośli, odpowiedzialni i umieją o siebie zadbać i powinnaś im zaufać. Są młodzi i coś też od życia im się należy. Są wakacje, a podczas wakacji, chodzi o dobrą zabawę, prawda? Jeśli chcą iść niech idą.
- Oh, Dave, a jeśli ktoś napadnie któregoś z nich? - spytała.
- Nie napadnie, przestań histeryzować. - mężczyzna pogładził ją po policzku. - A co do używek, to będą później ponosić konsekwencje swoich decyzji. Ty jak miałaś te 16 lat też szalałaś na imprezach, bo sama mi opowiadałaś.
- No dobra, idźcie na tą imprezę jak chcecie. - mruknęła Caren. - Tylko nie wracajcie zbyt późno.
- Jasne. - odparli we dwójkę i poszli do swoich pokoi.
- Ja też chcę iść na imprezę! - pisnął Mikey.
- Ty mój drogi, będziesz już o tej godzinie spał. - odparła matka.
- Dlaczego? - wydął wargę.
- Masz 16 lat? - spytała.
- Nie. - odparł.
- Masz odpowiedź. Pogadamy jak dorośniesz odnośnie twoich imprez Mike. Szoruj myć ząbki i w piżamkę. - zarządziła.
- David? - spojrzał na mężczyznę popijającego posiłek kawą.
- Sorry, przyjacielu, ale tu już nic nie wskóram. Ani jako Dave, ani jako psycholog. - powiedział.
- A przeczytasz mi bajkę na dobranoc? - spytał.
- Jasne. - uśmiechnął się do niego.
Zoe w tym czasie siedziała przed szafą i zastanawiała się co na siebie włożyć. Nie chciała ubierać się zbyt wyzywająco, z resztą nie była fanką tego typu ubiorów, ale nie chciała też wyjść na cnotkę, która zrobi wszystko by zakryć każdy milimetr swojego ciała. Nie miała jakiegoś specjalnie szpetnego ciała, którego się wstydziła. Wręcz przeciwnie, była szczupła i nie miała jakiś wielkich kompleksów. Nawet nie przeszkadzała jej jasna cera, ani fakt, że przy Mulacie wyglądała jak śnieżnobiała kartka papieru. Może i nie miała figury modelki, cholernie długich nóg, wklęsłego brzucha i dużego biustu, ale nie można powiedzieć, że była płaska w klatce piersiowej. Jej biust chłopcom w szkole się podobał. Brzuch idealnie płaski, lekko wypukłe biodra i smukłe nogi - oh na to też nikt nie narzekał. W końcu zdecydowała się na czarny luźny, sięgający do pępka top na krótki rękaw i przewiewną spódnicę w odcieniu turkusu, wyciętą do kolan z przodu i długą do kostek z tyłu. Jej włosy w kolorze gorzkiej czekolady z czarnymi przesmykami pozostawiła w stanie naturalnych fal, które ozdabiały okulary nowo poznanego chłopaka. Nałożyła podkład idealnie kontrastującym się z jej twarzą, zrobiła na powiekach kreski eyelinerem, a rzęsy wytuszowała, przez co były jeszcze bardziej gęściejsze i dłuższe jak zwykle. Jej nogi nie ozdobiły czarne sandałki-rzymianki. Telefonu nie brała, bo po co?
Gotowa zeszła na dół, gdzie czekał na nią brat. Razem opuścili dom i wyszli na plażę. Stwierdzili, że się rozdzielą i nie widzą powodu, żeby musieli wszędzie chodzić razem. Powiedzieli sobie tylko w jakich rejonach będą, by mogli łatwo się znaleźć w razie wypadku.
Zoe znalazła Zayna przy boisku. Zaśmiała się widząc go siedzącego na trybunach z butelką piwa w ręce i oglądającego morze.
- Przyniosłam twoje okulary... - Zdjęła z głowy okulary i mu podała, ale ich nie wziął.
- Pasują ci, wiesz? - uśmiechnął się.
- Oh, próbujesz mnie uwieść? - usiadła obok niego.
- Jeśli nie oberwę od twojego brata, to tak. - zaśmiał się.
- Ta, zależy którego. Piękny zachód. - powiedziała.
- To prawda. Czasem warto tak usiąść i popatrzeć... Chcesz? - Wystawił do niej butelkę.
- Nie dziękuję, nie przepadam za alkoholem. - Uśmiechnęła się.
- W takim razie i ja odstawię. Mój przyjaciel Liam, też nie pije i mówił mi raz, że to niekomfortowe kiedy inni z twojego otoczenia piją ile wlezie, a ty nie... 
- Spokojnie, ja nie mam z tym problemu. Możesz pić. Pozwalam ci.
- Jakaś ty miła... Tylko sumienie mi teraz nie pozwoli pić. Umiem się ograniczyć, na prawdę... Mieszkasz w Hastings?
- Nie. Przyjechałam z Oksfordu, w którym się urodziłam na całe wakacje. Moja mama jest silnie związana z tym miejscem. Jak z tobą?
- Ja przyjechałem z Bradford. Jestem tu drugi raz. Głównie dla tego widoku. - Wskazał na zachodzące słońce - A twoja mama... Jest związana z tym miejscem, czy ogólnie z tym miastem?
- Z tym miejscem. Mamy domek kawałek dalej, koło takiego dużego pola namiotowego. Jakieś 2 km od pola.
- Więc czemu nie spotkałem cię w zeszłym roku?
- Przyjechaliśmy po kilku latach. Tutaj mój tata oświadczył się mojej mamie, wzięli ślub, później po kilku latach powiedział mojej mamie, że chce rozwodu i po roku zmarł. Nie wiem po co chciała tu wrócić. Ja nie byłam chcętna. 
- Żałujesz?
- Przyjazdu? Nie... Znam cię krótko, ale wydajesz mi się inny niż reszta chłopaków. Cholera jednak potrzebuję się napić daj mi to piwo. - Wyciągnęła swoją drobną dłoń w kierunku butelki.
- Przykro mi z powodu twojego taty... - Rzucił podając jej napój.
- Chcę zapomnieć chociaż na jeden wieczór więc chodźmy się zabawić. - Pociągnęła go za rękę na parkiet. 
Bawili się tak przez kilka godzin. Zoe nie wahała się sięgać po alkohol. Wypiła jedynie 2 piwa, lecz nie była wstawiona, ani nic. W przeciwieństwie do niej Zayn zażył więcej trunku. Mimo to nie wypadł w oczach dziewczyny jako młody alkoholik, który pije tylko dla szpanu i uznania dziewczyny. Zoe to nie przeszkadzało. Cieszyła się, że chłopak świetnie się bawi, a nawet kiedy z początku spotkania wydawał się lekko zestresowany i nieśmiały wobec niej, teraz rozmawiał z nią i wygłupiał się jakby znał ją od wieków.
- O cholera. - Malik przerwał taniec i zasłonił usta dłonią.
Duża ilość alkoholu i dzikie wygłupy dały się wie znaki.
Zoe nie chcąc, żeby chłopak zwymiotował prosto na nią pociągnęła go aż pod molo, gdzie klęcząc wypluł zawartość swojego żołądka.
- Więcej nie piję... - Mruknął chłopak siadając na piach.
- Popieram. - Uśmiechnęła się siadając obok niego.
- Dziękuję Zoe... - Powiedział.
- Za co? - Zdziwiła się.
- Za to, że jeszcze ode mnie nie spieprzyłaś... I za to, że nie pozwoliłaś mi się wyrzygać na parkiet... Jesteś moją bohaterką...
- No weź... Znamy się 1 dzień a ja spowiadałam ci się z całego swojego życia. To ja powinnam ci dziękować, za to, że ty nie spieprzyłeś. Zadałeś się z 16-latką z problemami rodzinnymi...
- Lubię jak mi się spowiadasz. Tzn. Nie, że cieszą mnie twoje problemy, tylko po prostu lubię słuchać twojego głosu. Powinnaś być piosenkarką.
- Tak i razem założymy zespół i będziesz chłopakiem z gitarą, który był by dla mnie parą...
- A raczej chłopakiem z trójkątem, bo tylko na tym czymś umiem grać. Umiesz grać na czymś?
- Fortepian.
- Już wiem o co chodziło z tymi wątkami z Ostatniej Piosenki...
- Serio? Będziesz pierwszą osobą, która załapie.
- Dzięki mojej mądrej siostrze wiem. Twoje życie jest podobne do tego filmu i wściekasz się o to.
- Wow. Tak. Lubię ten film, ale nie podoba mi się to, że większość głównych wątków jest jak z mojego życia wzięte. Praktycznie teraz wszystko, oprócz faktu, że ja mam 2 braci, a nie 1.
- Nawet ja się zgadzam?
- Tak. Oberwałam piłką, wylałeś na mnie shake'i... Co jeszcze?
- Będę mówił ci, że jesteś piękna, że jesteś moim aniołem stróżem... Mam wymieniać dalej zanim odlecę?
- Lepiej chodź aniele, bo wyglądasz strasznie i zaczynasz głupoty pleść... - zarzuciła sobie jego ramię na barki i szli tak.
- Człowiek pijany trzeźwe myśli zdradzi... - wybełkotał.
- To fakt, chodź jesteś zmęczony, Zayn... - uśmiechnęła się. - Lubisz mnie?
- A nawet bardziej jak więcej. - odparł.
- Chyba więcej jak bardziej. - zachichotała.
- Kocham ten dźwięk. Może to zabrzmi dziwnie, w naszej obecnej sytuacji, ale mam cholerną ochotę cię pocałować... - powiedział.
- To nie brzmi dziwnie, tylko jak tania komedia romantyczna, które tak bardzo uwielbiam i nienawidzę jednocześnie. Gdzie jest wasz namiot? - spytała.
- Ten zielony jest Liama, ten, ciemniejszy zielony jest Harryego, a ten niebieski jest Nialla, a ten fioletowy jest Louisa... - zaczął wymieniać wskazując na różne namioty.
- A ten czarny po środku? - spytała zmęczona. Zayn trochę ważył, a piany miał problemy z utrzymaniem ciężkości ciała na obu nogach i generalnie ona go trzymała.
- Mój. - odpowiedział po chwili.
- Zayn nie mogłeś tak od razu? - jęknęła i zaprowadziła go do małego namiotu.
- Zostaniesz ze mną? - zapytał ze smutną minką. - Zoe słońce moje nie zostawiaj mnie tu samego, połóż się obok mnie, proszę... Błagam, kochanie... - dodał płaczliwie.
- Na chwilę, okay? - nawet nie miała serca zostawiać tak na pastwę losu pijanego Zayna.
Ułożyli się razem na na materacu. Zayn przytulił się do niej kładąc głowę na brzuchu i objął w pasie. Serce Zoe zaczęło walić jeszcze szybciej, jak kiedy nazwał ją słońcem jego i kochaniem... Bała się, że zaraz wyleci jej z piersi i już go nie złapie.
- Zayn, daj mi swój telefon... - poprosiła.
- Okay, słodka. - wyciągnął urządzenie z tylnej kieszeni i jej podał.
- Jest kod, Zayn... - jęknęła.
- To moje imię, tylko, zamiast y pisze się i. Tak samo mam w dowodzie. - wymruczał.
Wbiła szybko kod i wpisała numer brata.
- Zoe! - krzyknął radośnie. - Coś się stało?
- Wracasz do domu? - spytała.
- Nie. Mam w dupie matkę i wracam dopiero rano. A po za tym zostaję z Camilą. Pamiętasz ją? Wsypałem jej kiedyś piasek w oczy. - zaśmiał się. Było wyczuć, że jest lekko podpity.
- W razie co jestem z tobą. - odparła.
- Jesteś z tym chłopakiem od piłki? - spytał.
- Jest zalany w trupa, boję się go tu samego zostawiać. Jeszcze biedny sobie coś zrobi. - zachichotała.
- Miłej nocy gołąbeczki. - zaśmiał się radośnie.
- Jamie! - syknęła karcącym głosem, a ten po prostu się rozłączył.
Starszy brat Zoe wiedział, że coś będzie z ich "przyjaźni". On zdecydowanie wierzył w miłość od pierwszego wejrzenia. Tylko dlatego, że on totalnie zakochał się w Camilii, kiedy pierwszy raz się spotkali. Oczywiście naczekał się, żeby stała się jego dziewczyną, aż te kilka lat aż wrócili do Hastings, ale przez cały czas, kiedy on był w Oksfordzie, a ona tu, kontaktowali się. Jamie widział jak Zayn zachowuje się względem jej siostry i vice versa. Bardzo się polubili, a znali się od rana. Tzn, od wczoraj, ale dzisiaj zaczęli rozmawiać.
Ta dwójka wiedziała już o sobie praktycznie wszystko, a wystarczyła jedna impreza, żeby tak się do siebie zbliżyć...
- Zoe? - spytał ledwo żywy Malik.
- Tak? - wplotła palce w jego włosy. Nie mogła się powstrzymać, tak cudownie błyszczały. Miał wspaniałe włosy. Świetnie ułożone, zadbane...
- Lubisz mnie?
- Oczywiście.
- Ja ciebie też. Bardzo. Bardzo.
- Bardzo bardzo, tak?
- A nawet bardziej. Wierzysz w miłość?
- Taką od pierwszego wejrzenia, czy która przychodzi z czasem?
- W obie.
- Tylko w tą, która przychodzi z czasem... Bo w końcu jak to możliwe, żeby 2 ludzi spotkała się jeden raz, a oni już są szaleńczo w sobie zakochani i gotowi, by rzucić się dla ukochanej osoby w ogień. Zazwyczaj to tak się mówi: "Zakochałam się/Zakochałem się w nim/w niej od pierwszego wejrzenia", a później okazuje się, że to nie właściwa osoba.
Skłamała. Tzn, nieświadomie, ale cząstka serca wiedziała, że Zoe była by wstanie zrobić wszystko dla Zayna. Umysł - niekoniecznie. Natomiast Zayn kochał ją. Cały on wiedział, że Zoe stała się bardzo ważna i za każde jego wyczynienie względem jej, czyli te niefortunne uderzenie piłką i upadek prosto na nią czuł się winny. Chciał ją chronić przed całym złem. Brzmi jak tania komedia romantyczna, to on na prawdę czuł. Właśnie od pierwszego wejrzenia, już wiedział jak ważna dla niego stanie się ta dziewczyna.
- A ja tak.
- Co tak?
- Wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia.
- Serio?
- Czytałaś Zmierzch?
- Tak. Całą sagę.
- No widzisz ja też i Jacob zakochał się w Renesmee od pierwszego wejrzenia. Spojrzał jej w oczy i wiedział, że to nagle nie grawitacja trzyma na ziemi tylko mała Renesmee.
- Ty też tam masz?
- Wydaje mi się, że tak. Nie jestem na razie niczego pewien. Ale nic nie mów Zoe, okay? Nie chcę, żeby nie pomyślała o mnie jak o jakimś dziwaku.
- Dobrze, Zayn. Nic jej nie powiem.
- Masz cudowny głos. Na pewno wspaniale śpiewasz.
- Nie śpiewam.
- Ale dla mnie zaśpiewaj.
- Nie.
- Zoe, kochanie, złotko, słoneczko moje błagam. - spojrzał na nią błagalnym wzrokiem. Wyglądał tak dziecinnie.
- Niby co mam ci zaśpiewać? - spytała.
- Cokolwiek. Twoją ulubioną piosenkę. Dalej, jestem odważny nawet może być Justin Bieber i jego hit "Baby" - zaśmiał się.
- Nie lubię tej piosenki. Czekaj... Hm... Już wiem. - powiedziała
*Shut the door
Turn the light off
I wanna be with you
I wanna feel your love
I wanna lay beside you
I can not hide this even though I try
Heart beats harder
Time escapes me
Trembling hands touch skin
It makes this harder
And the tears stream down my face

Głos rzeczywiście miała piękny. Jak anioł. Zayn mógł słuchać więcej i więcej.
- Co to za piosenka? - spytał cicho.
- Kiedyś ją napisałam... - mruknęłam.
- Jest piękna. - powiedział.
- Dziękuję. - uśmiechnęła się do niego, mimo iż było zbyt ciemno, żeby on mógł to zobaczyć.
_____________________________________________________________________
*One Direction - Moments - wzięłam ją na potrzeby opowiadania. Z innymi też pewnie będę tak robić, więc po prostu napiszę co to jest za piosenka, ale chyba nie będę musiała już pisać, że to na potrzeby opowiadania typu, że Zoe ją zaśpiewała i "wymyśliła"
W ogóle witam. Przez cały weekend nie pisałam NIC. NIGDZIE. Laptop został nietknięty i aż mi się smutno robiło, że on taki samotny i zimny musi stać na podstawce na biurku, a ja musiałam się uczyć. Mam do nadrobienia 5 sprawdzianów do uzupełnienia. a to wystarczyło tylko tyle, żeby mnie tydzień w szkole nie było. ostatnia klasa gimbazy pozdrawia.
nie wiem jak to będzie z rozdziałami, ale nie będę się poddawać i jakoś to wszystko pogodzę.
luv, may xx