poniedziałek, 30 marca 2015

Niall "She's so dangerous" cz.15 - How can I kill someone whom I love? - OSTATNIA.

Stanęłam przed lustrem i związałam włosy w kitkę. To nie może być prawda. To nie może być prawda... Spojrzałam sobie w oczy. Zaszklone, czerwone, opuchnięte. To wszystko przez łzy. Nie mogę zabić Nialla. Za bardzo go kocham. To nie jest takie łatwe. Jak mam to wszystko rozegrać? Jeśli nie zabiję swojego ukochanego mój ojciec zabije jego bliskich i będę tą, która to zrobiła w oczach blondyna. Jeśli to zrobię, stracę go i to jego bliscy mnie znienawidzą. Nie da się też zabić nieśmiertelnego, czyli Richarda Morgana. On jest jak hydra lernejska. Utniesz jej głowę, a na jej miejscu wyrosną 2, lub 3 nowe. Nie mam u kogo szukać pomocy. Eleanor jest w ciąży i brzydzi się broni. Louis, no cóż... On raczej też odpada. A Niall? On prawie już raz zginął przeze mnie!
- Twój ukochany będzie tu za godzinę. - Poinformował mnie Clark.
- Jasne. - Mruknęłam beznamiętnie.
Show czas zacząć. Wyczekiwałam przy oknie blondyna. Zakradł się do jej pokoju. Od razu wycelowałam w jego głowę.
- Elissa, co ty robisz? - spytał przerażony. Pewnie nie spodziewał się takiego zwrotu akcji.
Strzeliłam we wszystkie kamery w pokoju i zablokowałam drzwi.
- Ucieknijmy jak najdalej stąd. - poprosiłam.
- Elissa! - usłyszałam wrzask ojca. Strzeliłam kilka kul w drzwi, po czym krzyki ucichły.
Otworzyłam drzwi. To nie ja go zastrzeliłam.
- Vince! - krzyknęłam i rzuciłam się na mężczyznę z uściskiem. - Uratowałeś nam życie... Skąd się tu wziąłeś?
- To Niall do mnie zadzwonił i powiedział, że macie problem  nie do rozwiązania, cóż... Ja go rozwiązałem. - wyjaśnił mój kuzyn.
- Stwierdziłem, że sam nie dam rady. Grunt to rodzina... Prawda? - odezwał się za mną blondyn. - Nie jestem doświadczony w strzelaninach, ani innych takich, więc...
- Zamknij się. Dziękuję wam obu. - pocałowałam Horana.
- Jesteś już bezpieczna... Twój ojciec ci nie zagraża. - przytulił mnie mocno.
- Nam. - mruknęłam. - Tobie, mi i...
- I... ? - zdziwił sie, więc pokierowałam jego dłoń na podbrzusze.
- I... - uśmiechnęłam się.
- I mówisz mi to dopiero teraz? - odsunął się ode mnie.
- Lepiej później niż wcale. - zaśmiałam się.
- Chodźmy stąd, zanim zjawi się policja. - odezwał się Vince.
Wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do auta Nialla. Za kierownicę usiadł Vincent, a ja z Niallem z tyłu. Zaczął mnie wypytywać o całą ciążę. Ucieszył się. Na prawdę się ucieszył...
***
- Czy ty Niallu Jamesie Horanie, bierzesz sobie tą oto Elissę Rose Morgan za żonę? - spytał kapłan.
- Tak. - powiedział Niall
- A czy ty Elisso Rose Morgan, bierzesz sobie tego oto Nialla Jamesa Horana, za męża? - kapłan.
- Tak. - uśmiechnęłam się szeroko.
- Tak więc ogłaszam was mężem i żoną. Niall, możesz pocałować pannę młodą. - powiedział ksiądz, a Niall odsłonił moją twarz odgarniając welon do tyłu i pocałował mnie czule i namiętnie.
***
To wszystko potoczyło się tak szybko... Minęło 7 lat, odkąd porwał mnie mój ojciec i uratował mnie Niall z moim kuzynem Vincentem. 2 dni po tym uciekliśmy w piątkę do Irlandii, dokładnie. Ja, Niall, Vince, Eleanor i Louis. 4 miesiące później zaręczyliśmy się z Niallem, a 2 miesiące po tym odbył się nasz ślub, a 3 miesiące po ślubie urodziła się Charlotte.
- Lottie! Niall! Śniadanie! - krzyknęłam szykując posiłek dla swoich głodomorów.
- No mamo! Jeszcze świt! - odkrzyknęli równo.
- Znów to samo. - jęknęłam i poszłam na górę do mojej i Nialla sypialni. - Lottie, zaraz spóźnisz się do szkoły, a ty Niall na trening. Błagam was, ludzie.
Ciężko walczyłam z uśmiechem malującym mi się na twarzy. Starałam się być jak najbardziej poważna.
- Els, jeszcze jest... 20 minut zanim musimy wyjść z domu. - powiedział Nialler patrząc na zegarek.
- No właśnie. Charlotte musi jeszcze zjeść śniadanie, ubrać się, umyć ząbki i muszę ją uczesać. Wiesz jak trudno okiełznać tą jej blond czuprynę w kitkę? - wyliczałam.
- No mamo no... - jęknęła blondynka.
- Nie mamo no, tylko szoruj do tej kuchni Charlotte. - powiedziałam.
- Oho, mama powiedziała do ciebie Charlotte. To oznacza, że się wkurzyła. - zaśmiał się Niall.
- I to jak. - uśmiechnęłam się.
- Kto ostatni w kuchni ten śmierdzi! - wykrzyknęła i pobiegła na dół.
- Co jak co, ale córka nam się udała. - zaśmiał się Niall. - Dzień dobry kochanie, tak przy okazji.
- Dzień dobry. - cmoknęłam go w usta i pobiegłam na dół za córką śmiejąc się.
- Znowu?! - usłyszałam z góry.
- Tata znowu śmierdzi! - zapiszczała 7-latka.
- Hahahaha, jutro ty będziesz śmierdzieć jak zakluczę cię w pokoju. - wytknął jej język Niall - Els, masz dzisiaj dużo pracy?
- Tylko 3 pacjentów, ale umówiłam się jeszcze z Eleanor na zakupy, więc ty i Lou zajmiecie się dziećmi. O 14 kończysz trening, więc ze spokojem będziesz mógł odebrać z Lou Tommyego i Lottie... - wyjaśniłam
- Mamo jesteś doktorem, że masz pacjentów? Jesteś tak jak tata Jenny? - pytała blondynka.
- Jestem doktorem, ale nie takim jak tata Jenny. - powiedziałam.
- A co robisz w pracy? - zmrużyła oczka.
- Dzieci i dorośli przychodzą do mnie i opowiadają mi o swoich problemach, ja próbuję im powiedzieć co powinni zrobić, wiesz? - wytłumaczyłam.
- Tata ma fajniejszą pracę. Nic nie robi tylko w piłkę gra. Też tak chcę! - powiedziała.
- Moja córcia. - Niall ją przytulił.
- To tata cię uczesze i przygotuje do szkoły. - zaśmiałam się.
- Nie! - krzyknęli oboje.
- No jak? Przecież jesteście ze sobą strasznie zżyci. Nie chcę wchodzić pomiędzy was. - udałam zdziwienie.
- Tata nie umie czesać. Ty robisz takie fajne warkoczyki... - Lottie zrobiła maślane oczka.
- No widzisz, no ale to tata jest ten fajniejszy. - wzruszyłam ramionami.
- Mamusiu, bo to jest tak, że tata jest ten fajniejszy, ale to ciebie kocham mocniej. - przytuliła się do mojej nogi.
- Idź lizusie mały umyć zęby. - zaśmiałam się.
Morał tej historii jest taki, że prawdziwa miłość przetrwa najgorsze próby. Moja i Nialla przetrwała i tak oto narodziła się Charlotte. Nikt już nie wtrącał się w nasze idealnie poukładane życie. Nasze małe marzenia się spełniały. Mięliśmy duży dom na obrzeżach Dublinu, bliżej Mullingar, rodzinnego miasta Nialla, gdzie Lottie wraz z nami często odwiedzała dziadków, obok nas stał drugi dom, który był domem Louisa i Eleanor i dostaliśmy to czego chcieliśmy - wolność.
KONIEC.
______________________________________________________
Jest happy end. Teraz jedziemy z Zaynem. ^^ zapraszam też na mojego Wattpada jak ktoś korzysta. LINK :)
luv ya all, May xx

sobota, 28 marca 2015

Niall "She's so dangerous" cz.14 - It's a war, son. And I'm gonna win.

- Niall wychodzę. - oznajmiła mi moja dziewczyna.
- Gdzie? - spytałem zaspany. No w końcu jest 11 rano!
- Na zakupy, jeśli chcesz cokolwiek zjeść. - cmoknęła mnie w policzek. - 2 godziny, skarbie.
- Jasne. Może pojechać z tobą i ci pomóc? - zaproponowałem.
- Dam radę. - zaśmiała się. - Pa!
- Pa! - odkrzyknąłem, po czym usłyszałem trzask drzwi.
No to zostałem sam przez najbliższe 2 godziny. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Nasza sypialnia. Oczywiście wszystko prócz łóżka było w stanie nieskazitelnie idealnym. Elissa pewnie znów się nudziła... Przeciągnąłem się i pościeliłem łóżko. Wziąłem prysznic i usiadłem przed telewizorem w salonie. Sekundy przemieniły się w minuty, minuty w godziny, a Liss jeszcze nie wracała. Chwyciłem za telefon i wbiłem znany już na pamięć jej numer. Nie odbiera. Spróbowałem tak kilka razy. Nic.
- No co jest? - mruknąłem do siebie próbując kolejny raz.
Wkurzony zadzwoniłem do Eleanor.
- Hej Niall, coś się stało? - usłyszałem po drugiej stronie brunetkę.
- Cześć El, Elissa was nie odwiedziła? - spytałem.
- Nope. A co? - odparła zdziwiona.
- Miała być 3 godziny temu w domu. - mruknąłem. - Cholera, mogłem z nią jechać!
- O mój boże... - fuknęła do słuchawki.
- Odezwę się później El. - Rozłączyłem się. - Szlag...
Wstałem i zastanowiłem się gdzie może być Elissa. Cholera! Wszędzie mogła jechać na zakupy! Drzwi się otworzyły. Stanął w nich Morgan.
- Wiedziałem, że coś mi tu nie pasuje... - Mruknąłem.
- Zbyt cicho, by nastała burza, prawda? - Zaśmiał chwytając się jakąś ramkę ze zdjęciem. Akutat tą gdzie była uśmiechnięta Elissa z moim bratankiem. - Gdzie bachor?
- Dopiero po ślubie. Jestem tradycjonalistą. - Odparłem.
- Za zdjęcia, gówniarzu. - Mruknął.
- O nie... Mnie w to wciągnąłeś, ale nie wciągaj mojej rodziny. To nie mój syn, tylko mojego brata. Gdzie Elissa? - Spytałem.
- Jest bezpieczna. Przecież nie skrzywdzę własnego dziecka. Clark, sprawdź czy rzeczywiście to nie jest jego bachor. - Powiedział do jednego goryla. - Jak się czujesz, Niall?
- Serio? Czułem się wspaniale do momentu, w którym uprowadziłeś Elissę. Nie dała ci jasno do zrozumienia, że nie chce mieć nic wspólnego z tobą? Mordujesz ludzi. Wiesz jak to się na niej odbiło? Jej psychice? Reputacji? - Prychnąłem.
- Wiem, no ale cóż poradzić na więzy rodzinne? Co w rodzinie to nie zginie. Ty jedynie jesteś balastem dla jej ambicji. Przejmie cały mój biznes czy będzie tego chciała czy też nie. Będzie tam gdzie jej miejsce. - Wysyczał.
- I mówisz to po 2 latach? Jeśli byłbym dla niej balastem to by mi to powiedziała zanim zgodziła się ze mną zamieszkać. Mącisz jej w głowie. Rujnujesz jej życie. Nie zauważyłeś, jak bardzo cię potrzebowała po śmierci jej matki? Czy żonę też miałeś gdzieś? - Skrzyżowałem ręce na piersi.
- Nic nie wiesz o naszym życiu przed śmiercią matki Elissy. Nie wiesz o niej wszystkiego. Myślisz, że Elissa jest perfekcyjnie ułożoną dziewczyną? Ha! Moja córka ma moją krew. Krew mordercy. Też ma swoje na koncie. - rzucił.
- Nie wierzę ci. - prychnąłem.
- To wojna synu. Życie to wojna. Ja zamierzam ją wygrać. - powiedział.
- O co grasz? O Elissę? - spytałem.
- Między innymi... Ona jest kluczem do władzy. - odparł i wyszedł.
- I tak ją odzyskam! - wrzasnąłem, gdy drzwi się zatrzasnęły. - Cholera jasna... Jestem w dupie. 
Ponownie wykręciłem numer brunetki z lekkim zawahaniem.
- Wiem gdzie jest Liss... - zacząłem.
- Ja też, Niall. - zachlipała.
- El, co się u ciebie dzieje? - spytałem.
- Wzięli nasze dokumenty, sprawdzali nas... Boję się, przepraszam Niall. - płakała.
- Eleanor uspokój się. To nic. Nic wam nie zrobią. Chcieli tylko Elissę. Nikogo więcej. Jej ojciec twierdzi, że ona jest kluczem do władzy, cokolwiek to znaczy. Też się boję... - szepnąłem.
- Niall, musisz ją uratować... - usłyszałem Louisa.
- Jak do cholery!? - wrzasnąłem z łzami w oczach. - Ten pierdolony typ pozabija każdego kogo zna Elissa! Mnie, was, nasze rodziny, znajomych, wszystkich! Jestem w pułapce i nie wiem jak wyjść, tak, żeby nie ucierpiał nikt.
- Jesteśmy z tobą Niall. - powiedziała Eleanor.
- Już wystarczająco jesteście zagrożeni. - mruknąłem.
- Ale chyba, nie żałujesz, że poznałeś Elissę... Prawda? - spytał Louis.
- Nigdy nie będę tego żałował... - syknąłem. - Jest dla mnie najważniejsza. Pierdole to. Idę po nią.
~*~...~*~
- Nie chcę cię znać! - wrzasnęłam. - Uprowadziłeś mnie! Jesteś rozjebanym człowiekiem! Miałam poukładane życie. Żyłam jak normalna młoda kobieta, a ty wszystko zrujnowałeś!
- Zamknij się w końcu. - rzucił zmęczony ojciec.
- Pierdol się. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. - splunęłam.
- Morda, albo twój ukochany i każdy inny człowiek zaliczy kulkę w łeb. - wysyczał.
- Zobaczymy. Niall po mnie przyjdzie. - założyłam nogę na nogę.
- Na pewno nie. Ta ciamajda boi się wszystkiego co się rusza. Już poznał prawdę o tobie... - rzucił.
- Niby jaką prawdę? Wymyśloną przez ciebie? Wcisnąłeś mu, że zabijałam? Ha! Śmiechu warte!
- A nie zabijałaś? Lato 2004? Chłopak imieniem Jared?
- To nie ja go zabiłam. To byłeś ty. Byłam dzieckiem do cholery! Pod pretekstem, że są problemy rodzinne, a ja jestem niekompatybilna emocjonalnie, przez co to było nieumyślne morderstwo pod wpływem emocji. Każdy wie, jaka była prawda. Każdy wiedział na kogo mnie wychowujesz. Z gróźb wyrosła ci córka morderczyni. Wyimaginowana, bo gdy dorosłam, zorientowałam się jakim człowiekiem jesteś. Jared był niewinnym człowiekiem. Ja chciałam tylko, żeby ojciec był ze mnie dumny, bo matka nie zdążyła. Ona przez lata jej życia wychowywała mnie na dobrą kobietę. Osłabiła mnie depresja po jej śmierci, więc ty to wykorzystałeś i kazałeś mi go zabić. Przez to mam koszmary. Co noc go widuję. Kochałam go, tak mocno, jak kocham teraz Nialla. - płakałam.
- Oszczędzę jego rodzinę i przyjaciół pod jednym warunkiem... - rzucił.
Moje oczy się zaświeciły więc podniosłam wzrok na Richarda Morgana - mojego ojca mafiozę.
- Zabijesz Nialla Horana, twoją wielką miłość, albo zginie każdy inny i zostanie on i będzie patrzał jak po kolei umierają jego bliscy i on będzie obwiniał o to ciebie i już na zawsze w jego oczach będziesz morderczynią...
 O nie...
 _________________________________________________________________________
No to się porobiło... nie wiem czemu takie zakończenie... Chyba chciałam was zaskoczyć...
 Jak coś to przepraszam. Nadal nie dochodzi do mnie myśl, że One Direction to 4-osobowy zespół, a nie 5... Dopiero po tych kilku dniach coś we mnie pękło i wpadłam w małe zawahania emocjonalne... Może to dla nie których dziwne, ale jednak...
do następnego.
May xx
PS. Kropko, ja mam taką żałobę od kilku lat. Zaczynam podejrzewać, że jestem jakimś Banshee, czy Medium, że przewidziałam taką katastrofę dla Directioners, choć dla niektórych - śmierć.
xx

czwartek, 26 marca 2015

Ehhhh - potwierdzone info

Wiec Zayn OFICJIALNIE odszedl z zespolu. Na oficjalnej stronie 1D onedirectionmusic.com jest napisane ze Malik po 5 latach zdecydowal sie odejsc. Czyli jednak presja byla zbyt wielka i cos wewnecznie czuje, że Perrie miala z tym konkretny zwiazek. Zobaczymy co bedzie z nim dalej. Li,Lou, Hazz i Niall dalej sa One Direction ale sami przyznali ze to nie bedzie to samo co bylo z Zaynem. To ze on odszedl nie oznacza ze przestalam byc directioner. Nie przestane takze pisac imaginow z Zaynem.
Jak dla mnie Zayn zawsze będzie tą 1/5 1D i 99,9% mojego serca, więc...
Jest mi przykro i smutno i jestem załamana i wszystko i tyle.
Luv, May xx

wtorek, 24 marca 2015

Niall "She's so dangerous" cz. 13 - Perfect future is like a missing puzzle piece...

*2 lata później*
- Wracaj szybko. - powiedziałam do telefonu.
- Mieszkanie się rozpadło? - zaśmiał się.
- Jeszcze nie. Przez te 2 i pół tygodnia nieźle sobie radzę. - odparłam.
- Ah jeszcze mieszkanie się nie rozpadło, ale jak mogę wrócić, to do ruin, tak? - spytał.
- No aż tak źle nie będzie. Dzięki, że mi ufasz. - burknęłam.
- Miałem wrócić za 2 tygodnie, prawda? - rzucił nagle.
- Tak... 14 cholernie długich dni bez ciebie... - mruknęłam.
- Otwórz te pieprzone drzwi. Zakluczyłaś się, a ja kluczy nie mam. - powiedział.
- Idiota. - rozłączyłam się.
Pobiegłam do drzwi i je otworzyłam. Zobaczyłam blondyna trzymającego 2 ogromne torby treningowe. Rzuciłam mu się na szyję, przez co by złapać równowagę upuścił bagaż i objął mnie rękoma.
- Tak cholernie tęskniłam... - powiedziałam.
- Ja też, kochanie. - szepnął. - Już jestem Eli... Ej... Wszystko w porządku?
- Teraz już tak. Czemu tak wcześnie? - odsunęłam się od niego.
- Trener trafił do szpitala i mamy chwilowe wolne, dopóki nie polepszy mu się. - machnął ręką i znów mnie mocno przytulił.
Przerzucił mnie sobie przez ramię i wniósł do mieszkania. Położył mnie na kanapę i cmoknął w usta zawisając nade mną.
- Przywiozłem ci prezenty z Irlandii. - uśmiechnął się.
- Serio? - zrobiłam wielkie oczy.
- Ciekawa co to takiego? - spytał
- Jeszcze się pytasz?! - pisnęłam. - Co to takiego?
- Pójdę po torby. - rzucił i wstał.
Usiadłam jak człowiek i poprawiłam swoje rozczochrane włosy. Spojrzałam głową w kierunku idącego ku mnie Nialla. Obie torby położył na fotelu. Odpiął jedną z nich i podał mi ładnie zapakowaną paczuszkę.
- Mały leprechaun. Ojej, ja ciebie też Niall. - pocałowałam czule blondyna.
Leprechaun trzymał tabliczkę z napisem I <3 YOU.
- Otwórz drugą paczuszkę. - powiedział.
- Co? - zdziwiłam się i sięgnęłam na sam spód torby podarunkowej. - Naszyjnik... Jest cudowny.
- To prawdziwy diament. - wskazał na kamyczek na czterolistnej koniczynce i nad literką i.
Generalnie to naszyjnik z imieniem Niall i czterolistną koniczyną na końcu imienia. Wytarłam spływającą po policzku łzę i usiadłam chłopakowi na kolana.
- Dziękuję Niall. - szepnęłam chowając się w zagłębienie jego szyi. - Jeszcze rok.
- Kocham cię, słońce. - powiedział obejmując mnie w talii.
- Ja ciebie mocniej. Tak strasznie się cieszę że cię mam, Niall. - otarłam kolejne łzy.
- Wzruszyłaś się? - spytał głupio.
- A jak myślisz? - spojrzałam mu w oczy.
- Rozumiem, że prezenty ci się spodobały. - rzucił.
- Szczerze mówiąc... Nie ważne co mi przywieziesz ze swoich wycieczek. Nie mówię, że prezenty mi się nie podobają, bo są boskie i ich tobie nie zwrócę, ale najważniejsze jest to, że w ogóle wracasz.
- Elissa! - usłyszałam pisk El. - No chodźże Louis! Powiemy jej razem!
- Nam. - poprawiłam.
- Już rozumiem czemu się zakluczasz w domu. Nigdy nie wiadomo jakie wariaty ci przylezą. - mruknął wesoło Niall.
- Niall! Wróciłeś wcześniej! - krzyknęła brunetka.
- Stary, wow. Co się stało wielki piłkarzu? - zaśmiał się Tommo.
- Wykorzystałem chorującego trenera, by wrócić do swojej kobiety. - odparł.
Louis też miewał kontrakty zagraniczne w różnych klubach piłkarskim, ale jak to on stwierdził - On zawsze będzie wierny Doncaster Rovers. Niall jest wierny swojej ojczyźnie, ale Louis także planuje, by wyprowadzić się z Elką do Irlandii, jako wsparcie dla nas. Uparłam się, że bez nich, no cóż nigdzie się nie ruszam więc się zgodzili pojechać z nami.
- Także... Skoro jesteście oboje. 2 nowe wiadomości. Od której zacząć? - spytała wesoło Eleanor.
- Zacznij od tej złej. - jęknął Niall.
- Louis, wybieraj. - zachichotała.
- Zamilcz, El. Błagam. - mruknął posyłając swojej dziewczynie mordercze spojrzenie. - Tak więc, oświadczyłem się Eleanor na kolacji, to było wczoraj...
- Ty suczo, jak mogłaś mi nie powiedzieć! - rzuciłam udając złość.
- To nie wszystko. Słuchaj dalej. - odparła.
- A Eleanor, przyszła pani Tomlinson oświadczyła mi, że zostanę ojcem. - powiedział z dumnym uśmiechem Tommo.
- To świetnie! - pisnęłam wstając z Nialla.
- Ej, nie uciekaj mi! - mruknął niezadowolony Niall i znów mnie przyciągnął na swoje nogi. - I po za tym Hej! Kolejny piłkarz w rodzinie! Yeah!
- Też tak zareagowałem. - zaśmiał się Louis.
- Gratulacje kochani. - powiedziałam.
- I chcemy, abyście byli chrzestnymi i naszymi świadkami jednocześnie. Nikogo innego na wasze miejsce nie chcemy. - powiedziała Calder. - Zgadzacie się?
- Oczywiście! - pisnęłam.
Dopiero późnym wieczorem para opuściła nasze mieszkanie. Sprzątnęłam szklanki ze stolika i zaniosłam je do kuchni.
- Wiesz, na prawdę się cieszę radością Lou i El. - rzuciłam.
- Louis jest wniebowzięty, że będzie miał potomka. - poczułam ręce na swoich biodrach.
- El zawsze marzyła o córeczce. - powiedziałam.
- A Louis o synku... Oj napięcie jest tak gęste, że mogłoby ich pozabijać. - zaśmiał się. - Cieszę się, że wróciłem wcześniej.
- Ja także. Wiem, że dopiero wróciłeś do domu i w ogóle, ale... Pewien ktoś mnie odwiedził podczas twojej nieobecności... - mruknęłam smutno.
- Eli, coś się stało? Kto to był? - spytał odwracając mnie do siebie twarzą.
- Pan Morgan. - burknęłam.
- Lissa, co ci powiedział? Groził ci? Liss, powiedz mi. - chwycił mnie za ramiona.
- Nie groził mi, po prostu chciał się zorientować jak sprawia się idealny facet dla którego porzuciłam rodzinne gniazdo nic więcej... Po prostu uznałam, że nie będę cię martwić przez telefon. Przyszedł sam, bez broni, bez niczego. Ale nie chciałam przed tobą tego ukrywać, uznałam, że powinieneś wiedzieć... - spuściłam głowę. - Jesteś zły?
- Jestem szczęśliwy, że nic ci się nie stało. Głupia, mogłaś zadzwonić, a przyleciałbym pierwszym samolotem jaki by był... Umarłbym ze strachu, że coś ci się stało. - mocno mnie przytulił. - Cholernie nie chcę cię stracić, Elisso. Szału bym bez ciebie dostał. Tak strasznie cię kocham, skarbie...
- A ja kocham ciebie Niall. - i tak tkwiliśmy przez chwilę w uścisku. - Kocie muszę dokończyć zmywanie.
- Zmywanie jest ważniejsze ode mnie? - Spytał nadal nie puszczając mnie.
- W chwili obecnej tak. Same się nie pozmywaję. - Zaśmiałam się
- Walić te naczynia. Wróciłem do domu. - Odsunął mnie od blatu i sam się o niego oparł zagradzając mi drogę do zlewu.
- Niall, nie zachowuj się jak dziecko. - Powiedziałam.
- Boże jak ja za tobą tęskniłem. Za tymi twoimi kazaniami, uwagami, komentarzami, pouczaniem i całą tobą.- zaśmiał się przyciągając do siebie.
- Idiota z ciebie. - Zachichotałam w jego tors.
- Ale i tak mnie kochasz... - Pocałował mnie.
- Może tak, może nie. - Zmarszczyłam nos.
- Nie pogrywaj ze mną. - objął mnie w talii.
- I tak mnie kochasz... - Wytknęłam mu język.
- Oj Liss... Zwariowałbym bez ciebie. - mruknął.
- Nie da się ukryć. - uśmiechnęłam się.
- Co powiesz na kąpiel? - spytał.
- Z wielką chęcią. Idź przygotuj wszystko, a ja dokończę zmywanie. - cmoknęłam jego nos, a on odepchnął się od blatu.
- Zgoda. - mruknął.
Jeszcze trochę nam pozostało, by opuścić Anglię i w końcu zrobić krok w przód jakim będzie Irlandia. Owszem mój pieprzony ojciec może nas tam znaleźć, ale będzie zajęty swoimi biznesami. Ród Morganów i tak umierał. Ja tylko przyspieszyłam jego śmierć. Nie zabiłam ojca. Co to to nie. Mam jeszcze sumienie i wgl... Ja chcę żyć z mężczyzną mojego życia jakim jest Niall.
______________________________________________________________________
uhuhuhuuh. taki se. ;/ cóż... duża ilość nauki zabija. tyle powiem.
luv, may xx

poniedziałek, 23 marca 2015

Zayn "You always will be my summer love..." (AU) cz.2 - You'll come back to me

Harry Styles, najmłodszy z paczki Zayna zgłosił ich do turnieju piłki siatkowej na plaży. Uznał, że są dość mocną ekipą, by pokonać tutejszą drużynę, nie zważając na to, że to właśnie Harryemu poprzedniego dnia omsknęła się piłka, przez co Zayn krzywo odbił trafiając w Zoe Morgan.
Dziewczyna właśnie z braćmi wyszła na plażę zostawiając dorosłych w domu.
- Ble... - mruknęła dziewczyna jak przez myśli przemknęło jej co właśnie będą robić.
- Co ble? - spytał Jamie.
- Oby po sobie posprzątali. - rzuciła i poszła przed siebie.
-  Zoe! Zoe! Chodźmy popatrzeć jak grają! - krzyczał Mikey.
- Zapytaj Jamiego. - powiedziała.
- Jamie proszę! - pisnął robiąc maślane oczka do brata.
- W porządku. - odparł biorąc dziecko "na barana"
- Yey! - zachichotał.
- Pójdę po shake'i... - powiedziała Zoe - I tak jest rozgrzewka...
- Ja chcę czekoladowy. - zamówił Mikey.
- Ja truskawkowy. - dodał Jamie.
- A ja kuca w różowych trampkach! - udała uroczą 5-latkę.
- Masz 10 funtów. Resztę zachowaj dla siebie. - zaśmiał się starszy brat.
- A czemu mi nie płacisz, Jamie? - spytał Mikey z oburzoną miną.
- Bo jesteś smerfem. Smerfy nie dostają pieniędzy. - powiedziała dziewczyna.
- Jeszcze. - machnął mały palcem.
Zoe szła wzdłuż plaży do budki z napojami. Zamówiła 1 duży waniliowy, 1 duży truskawkowy i 1 mały czekoladowy. Trzymając zimne napoje w ręce wróciła tą samą drogą. Głowę trzymała w dole uważając, żeby nie nadepnąć na jakąś muszelkę, czy plastikową zabawkę. Akurat Zayn chciał odebrać wysoką piłkę od Nialla i upadł na dziewczynę.
- Cholera! - syknęła dziewczyna. - Palancie wisisz mi...! Koszulkę...
Zdziwiła się widząc ponownie mulata.
- Oczywiście, że odkupię ci koszulkę. Tak strasznie cię przepraszam. Ponownie. - uśmiechnął się.
- Nieważne... - mruknęła, po czym westchnęła. - Po prostu zejdź mi z drogi.
Chciała go wyminąć, ale chwycił ją za nadgarstek.
- I jeszcze napoje. Zostajesz na meczu? - spytał.
- Mój braciszek zatłucze mnie jeśli sobie odpuszczę tak ważne wydarzenie. - wskazała palcem na swoich braci na trybunach.
- Jesteś z chłopakiem? - zadał następne pytanie.
Poczuł lekki zawód, gdyż spodobała mu się brunetka.
- Co? Nie! - zaprzeczyła szybko. - Mam 2 braci.
- Jestem Zayn. - wyciągnął do niej dłoń.
- Zoe. - uścisnęła jego rękę lekko potrząsając.
- Cholernie cię przepraszam za shake'i i bolesny upadek. Złamałem ci coś? - zapytał.
- Ta... Upadki bywały bardziej bolesne. Nic mi nie złamałeś. - parsknęła cichym śmiechem.
- Więc Zoe... Dasz się zaprosić na dzisiejszą imprezę? - wyszczerzył się prostując. Nie zważył na to, że nadal trzymał jej dłoń.
- Pomyślę. Muszę już iść. - powiedziała.
- Będę tu cały czas. - zaśmiał się puszczając ją.
- Ta, tylko mnie nie śledź, jak będę chciała wrócić do domu. - odparła na odchodnym.
- Czekaj! - podbiegł do niej. - Trzymaj.
- Dajesz mi swoje okulary? Po co? - zdziwiła się.
- Będziesz miała powód, żeby tu wrócić do mnie i mi je oddać. Lubię te okulary. - mrugnął do niej i pobiegł z piłką na boisko.
Pokręciła głową i poszła do braci.
- Gdzie nasze napoje? - spytał Jamie.
- Gdzieś na plaży. - mruknęła.
Wyjaśniła braciom całą sytuację i zaczęli oglądać mecz. Z całych sił kibicowała drużynie Zayna. Śmiesznie wyglądał, gdy wciąż zerkał, czy Zoe na pewno nie uciekła z meczu, przez co jego koledzy musieli bronić, by piłka nie spadła na pole. Zayn, Niall, Liam, Louis i Harry wygrali turniej i zdobyli nie mały puchar za pierwsze miejsce. Zoe z braćmi kawałek dalej poszła popływać, po czym wrócili do domu.
- Mogę iść na tą imprezę? - spytała Zoe matki.
- Nie. - odparła krótko rodzicielka.
- No ale dlaczego?! - pisnęła.
- Bo nie. Na plaży kręci się wielu niebezpiecznych typów. Coś ci się stanie i co? - mruknęła. - Nikt nie będzie za ciebie odpowiadał.
- Caren ta impreza jest obok naszego domu... - obronił ją David.
- Nie ma mowy. Nie zmienię zdania. - powiedziała kobieta.
- Ugh! Czemu ty mi wszystkiego zabraniasz?! Mam 16 lat! Jestem odpowiedzialna! - wrzeszczała wstając od stołu.
- Mogę z nią iść. - odezwał się Jamie. - Ja jestem pełnoletni, więc...
- James, nie. Zoe jest jeszcze za młoda na imprezy. Tam jest alkohol, papierosy, narkotyki i wiele innych rzeczy. - upierała się matka.
- Dave, powiedz jak to wygląda z perspektywy psychologa. - powiedziała błagalnym tonem Zoe.
- Twoja matka ma rację... - zaczął, na co dziewczyna jęknęła płaczliwie. - Jednakże Caren, i Jamie i Zoe są dorośli, odpowiedzialni i umieją o siebie zadbać i powinnaś im zaufać. Są młodzi i coś też od życia im się należy. Są wakacje, a podczas wakacji, chodzi o dobrą zabawę, prawda? Jeśli chcą iść niech idą.
- Oh, Dave, a jeśli ktoś napadnie któregoś z nich? - spytała.
- Nie napadnie, przestań histeryzować. - mężczyzna pogładził ją po policzku. - A co do używek, to będą później ponosić konsekwencje swoich decyzji. Ty jak miałaś te 16 lat też szalałaś na imprezach, bo sama mi opowiadałaś.
- No dobra, idźcie na tą imprezę jak chcecie. - mruknęła Caren. - Tylko nie wracajcie zbyt późno.
- Jasne. - odparli we dwójkę i poszli do swoich pokoi.
- Ja też chcę iść na imprezę! - pisnął Mikey.
- Ty mój drogi, będziesz już o tej godzinie spał. - odparła matka.
- Dlaczego? - wydął wargę.
- Masz 16 lat? - spytała.
- Nie. - odparł.
- Masz odpowiedź. Pogadamy jak dorośniesz odnośnie twoich imprez Mike. Szoruj myć ząbki i w piżamkę. - zarządziła.
- David? - spojrzał na mężczyznę popijającego posiłek kawą.
- Sorry, przyjacielu, ale tu już nic nie wskóram. Ani jako Dave, ani jako psycholog. - powiedział.
- A przeczytasz mi bajkę na dobranoc? - spytał.
- Jasne. - uśmiechnął się do niego.
Zoe w tym czasie siedziała przed szafą i zastanawiała się co na siebie włożyć. Nie chciała ubierać się zbyt wyzywająco, z resztą nie była fanką tego typu ubiorów, ale nie chciała też wyjść na cnotkę, która zrobi wszystko by zakryć każdy milimetr swojego ciała. Nie miała jakiegoś specjalnie szpetnego ciała, którego się wstydziła. Wręcz przeciwnie, była szczupła i nie miała jakiś wielkich kompleksów. Nawet nie przeszkadzała jej jasna cera, ani fakt, że przy Mulacie wyglądała jak śnieżnobiała kartka papieru. Może i nie miała figury modelki, cholernie długich nóg, wklęsłego brzucha i dużego biustu, ale nie można powiedzieć, że była płaska w klatce piersiowej. Jej biust chłopcom w szkole się podobał. Brzuch idealnie płaski, lekko wypukłe biodra i smukłe nogi - oh na to też nikt nie narzekał. W końcu zdecydowała się na czarny luźny, sięgający do pępka top na krótki rękaw i przewiewną spódnicę w odcieniu turkusu, wyciętą do kolan z przodu i długą do kostek z tyłu. Jej włosy w kolorze gorzkiej czekolady z czarnymi przesmykami pozostawiła w stanie naturalnych fal, które ozdabiały okulary nowo poznanego chłopaka. Nałożyła podkład idealnie kontrastującym się z jej twarzą, zrobiła na powiekach kreski eyelinerem, a rzęsy wytuszowała, przez co były jeszcze bardziej gęściejsze i dłuższe jak zwykle. Jej nogi nie ozdobiły czarne sandałki-rzymianki. Telefonu nie brała, bo po co?
Gotowa zeszła na dół, gdzie czekał na nią brat. Razem opuścili dom i wyszli na plażę. Stwierdzili, że się rozdzielą i nie widzą powodu, żeby musieli wszędzie chodzić razem. Powiedzieli sobie tylko w jakich rejonach będą, by mogli łatwo się znaleźć w razie wypadku.
Zoe znalazła Zayna przy boisku. Zaśmiała się widząc go siedzącego na trybunach z butelką piwa w ręce i oglądającego morze.
- Przyniosłam twoje okulary... - Zdjęła z głowy okulary i mu podała, ale ich nie wziął.
- Pasują ci, wiesz? - uśmiechnął się.
- Oh, próbujesz mnie uwieść? - usiadła obok niego.
- Jeśli nie oberwę od twojego brata, to tak. - zaśmiał się.
- Ta, zależy którego. Piękny zachód. - powiedziała.
- To prawda. Czasem warto tak usiąść i popatrzeć... Chcesz? - Wystawił do niej butelkę.
- Nie dziękuję, nie przepadam za alkoholem. - Uśmiechnęła się.
- W takim razie i ja odstawię. Mój przyjaciel Liam, też nie pije i mówił mi raz, że to niekomfortowe kiedy inni z twojego otoczenia piją ile wlezie, a ty nie... 
- Spokojnie, ja nie mam z tym problemu. Możesz pić. Pozwalam ci.
- Jakaś ty miła... Tylko sumienie mi teraz nie pozwoli pić. Umiem się ograniczyć, na prawdę... Mieszkasz w Hastings?
- Nie. Przyjechałam z Oksfordu, w którym się urodziłam na całe wakacje. Moja mama jest silnie związana z tym miejscem. Jak z tobą?
- Ja przyjechałem z Bradford. Jestem tu drugi raz. Głównie dla tego widoku. - Wskazał na zachodzące słońce - A twoja mama... Jest związana z tym miejscem, czy ogólnie z tym miastem?
- Z tym miejscem. Mamy domek kawałek dalej, koło takiego dużego pola namiotowego. Jakieś 2 km od pola.
- Więc czemu nie spotkałem cię w zeszłym roku?
- Przyjechaliśmy po kilku latach. Tutaj mój tata oświadczył się mojej mamie, wzięli ślub, później po kilku latach powiedział mojej mamie, że chce rozwodu i po roku zmarł. Nie wiem po co chciała tu wrócić. Ja nie byłam chcętna. 
- Żałujesz?
- Przyjazdu? Nie... Znam cię krótko, ale wydajesz mi się inny niż reszta chłopaków. Cholera jednak potrzebuję się napić daj mi to piwo. - Wyciągnęła swoją drobną dłoń w kierunku butelki.
- Przykro mi z powodu twojego taty... - Rzucił podając jej napój.
- Chcę zapomnieć chociaż na jeden wieczór więc chodźmy się zabawić. - Pociągnęła go za rękę na parkiet. 
Bawili się tak przez kilka godzin. Zoe nie wahała się sięgać po alkohol. Wypiła jedynie 2 piwa, lecz nie była wstawiona, ani nic. W przeciwieństwie do niej Zayn zażył więcej trunku. Mimo to nie wypadł w oczach dziewczyny jako młody alkoholik, który pije tylko dla szpanu i uznania dziewczyny. Zoe to nie przeszkadzało. Cieszyła się, że chłopak świetnie się bawi, a nawet kiedy z początku spotkania wydawał się lekko zestresowany i nieśmiały wobec niej, teraz rozmawiał z nią i wygłupiał się jakby znał ją od wieków.
- O cholera. - Malik przerwał taniec i zasłonił usta dłonią.
Duża ilość alkoholu i dzikie wygłupy dały się wie znaki.
Zoe nie chcąc, żeby chłopak zwymiotował prosto na nią pociągnęła go aż pod molo, gdzie klęcząc wypluł zawartość swojego żołądka.
- Więcej nie piję... - Mruknął chłopak siadając na piach.
- Popieram. - Uśmiechnęła się siadając obok niego.
- Dziękuję Zoe... - Powiedział.
- Za co? - Zdziwiła się.
- Za to, że jeszcze ode mnie nie spieprzyłaś... I za to, że nie pozwoliłaś mi się wyrzygać na parkiet... Jesteś moją bohaterką...
- No weź... Znamy się 1 dzień a ja spowiadałam ci się z całego swojego życia. To ja powinnam ci dziękować, za to, że ty nie spieprzyłeś. Zadałeś się z 16-latką z problemami rodzinnymi...
- Lubię jak mi się spowiadasz. Tzn. Nie, że cieszą mnie twoje problemy, tylko po prostu lubię słuchać twojego głosu. Powinnaś być piosenkarką.
- Tak i razem założymy zespół i będziesz chłopakiem z gitarą, który był by dla mnie parą...
- A raczej chłopakiem z trójkątem, bo tylko na tym czymś umiem grać. Umiesz grać na czymś?
- Fortepian.
- Już wiem o co chodziło z tymi wątkami z Ostatniej Piosenki...
- Serio? Będziesz pierwszą osobą, która załapie.
- Dzięki mojej mądrej siostrze wiem. Twoje życie jest podobne do tego filmu i wściekasz się o to.
- Wow. Tak. Lubię ten film, ale nie podoba mi się to, że większość głównych wątków jest jak z mojego życia wzięte. Praktycznie teraz wszystko, oprócz faktu, że ja mam 2 braci, a nie 1.
- Nawet ja się zgadzam?
- Tak. Oberwałam piłką, wylałeś na mnie shake'i... Co jeszcze?
- Będę mówił ci, że jesteś piękna, że jesteś moim aniołem stróżem... Mam wymieniać dalej zanim odlecę?
- Lepiej chodź aniele, bo wyglądasz strasznie i zaczynasz głupoty pleść... - zarzuciła sobie jego ramię na barki i szli tak.
- Człowiek pijany trzeźwe myśli zdradzi... - wybełkotał.
- To fakt, chodź jesteś zmęczony, Zayn... - uśmiechnęła się. - Lubisz mnie?
- A nawet bardziej jak więcej. - odparł.
- Chyba więcej jak bardziej. - zachichotała.
- Kocham ten dźwięk. Może to zabrzmi dziwnie, w naszej obecnej sytuacji, ale mam cholerną ochotę cię pocałować... - powiedział.
- To nie brzmi dziwnie, tylko jak tania komedia romantyczna, które tak bardzo uwielbiam i nienawidzę jednocześnie. Gdzie jest wasz namiot? - spytała.
- Ten zielony jest Liama, ten, ciemniejszy zielony jest Harryego, a ten niebieski jest Nialla, a ten fioletowy jest Louisa... - zaczął wymieniać wskazując na różne namioty.
- A ten czarny po środku? - spytała zmęczona. Zayn trochę ważył, a piany miał problemy z utrzymaniem ciężkości ciała na obu nogach i generalnie ona go trzymała.
- Mój. - odpowiedział po chwili.
- Zayn nie mogłeś tak od razu? - jęknęła i zaprowadziła go do małego namiotu.
- Zostaniesz ze mną? - zapytał ze smutną minką. - Zoe słońce moje nie zostawiaj mnie tu samego, połóż się obok mnie, proszę... Błagam, kochanie... - dodał płaczliwie.
- Na chwilę, okay? - nawet nie miała serca zostawiać tak na pastwę losu pijanego Zayna.
Ułożyli się razem na na materacu. Zayn przytulił się do niej kładąc głowę na brzuchu i objął w pasie. Serce Zoe zaczęło walić jeszcze szybciej, jak kiedy nazwał ją słońcem jego i kochaniem... Bała się, że zaraz wyleci jej z piersi i już go nie złapie.
- Zayn, daj mi swój telefon... - poprosiła.
- Okay, słodka. - wyciągnął urządzenie z tylnej kieszeni i jej podał.
- Jest kod, Zayn... - jęknęła.
- To moje imię, tylko, zamiast y pisze się i. Tak samo mam w dowodzie. - wymruczał.
Wbiła szybko kod i wpisała numer brata.
- Zoe! - krzyknął radośnie. - Coś się stało?
- Wracasz do domu? - spytała.
- Nie. Mam w dupie matkę i wracam dopiero rano. A po za tym zostaję z Camilą. Pamiętasz ją? Wsypałem jej kiedyś piasek w oczy. - zaśmiał się. Było wyczuć, że jest lekko podpity.
- W razie co jestem z tobą. - odparła.
- Jesteś z tym chłopakiem od piłki? - spytał.
- Jest zalany w trupa, boję się go tu samego zostawiać. Jeszcze biedny sobie coś zrobi. - zachichotała.
- Miłej nocy gołąbeczki. - zaśmiał się radośnie.
- Jamie! - syknęła karcącym głosem, a ten po prostu się rozłączył.
Starszy brat Zoe wiedział, że coś będzie z ich "przyjaźni". On zdecydowanie wierzył w miłość od pierwszego wejrzenia. Tylko dlatego, że on totalnie zakochał się w Camilii, kiedy pierwszy raz się spotkali. Oczywiście naczekał się, żeby stała się jego dziewczyną, aż te kilka lat aż wrócili do Hastings, ale przez cały czas, kiedy on był w Oksfordzie, a ona tu, kontaktowali się. Jamie widział jak Zayn zachowuje się względem jej siostry i vice versa. Bardzo się polubili, a znali się od rana. Tzn, od wczoraj, ale dzisiaj zaczęli rozmawiać.
Ta dwójka wiedziała już o sobie praktycznie wszystko, a wystarczyła jedna impreza, żeby tak się do siebie zbliżyć...
- Zoe? - spytał ledwo żywy Malik.
- Tak? - wplotła palce w jego włosy. Nie mogła się powstrzymać, tak cudownie błyszczały. Miał wspaniałe włosy. Świetnie ułożone, zadbane...
- Lubisz mnie?
- Oczywiście.
- Ja ciebie też. Bardzo. Bardzo.
- Bardzo bardzo, tak?
- A nawet bardziej. Wierzysz w miłość?
- Taką od pierwszego wejrzenia, czy która przychodzi z czasem?
- W obie.
- Tylko w tą, która przychodzi z czasem... Bo w końcu jak to możliwe, żeby 2 ludzi spotkała się jeden raz, a oni już są szaleńczo w sobie zakochani i gotowi, by rzucić się dla ukochanej osoby w ogień. Zazwyczaj to tak się mówi: "Zakochałam się/Zakochałem się w nim/w niej od pierwszego wejrzenia", a później okazuje się, że to nie właściwa osoba.
Skłamała. Tzn, nieświadomie, ale cząstka serca wiedziała, że Zoe była by wstanie zrobić wszystko dla Zayna. Umysł - niekoniecznie. Natomiast Zayn kochał ją. Cały on wiedział, że Zoe stała się bardzo ważna i za każde jego wyczynienie względem jej, czyli te niefortunne uderzenie piłką i upadek prosto na nią czuł się winny. Chciał ją chronić przed całym złem. Brzmi jak tania komedia romantyczna, to on na prawdę czuł. Właśnie od pierwszego wejrzenia, już wiedział jak ważna dla niego stanie się ta dziewczyna.
- A ja tak.
- Co tak?
- Wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia.
- Serio?
- Czytałaś Zmierzch?
- Tak. Całą sagę.
- No widzisz ja też i Jacob zakochał się w Renesmee od pierwszego wejrzenia. Spojrzał jej w oczy i wiedział, że to nagle nie grawitacja trzyma na ziemi tylko mała Renesmee.
- Ty też tam masz?
- Wydaje mi się, że tak. Nie jestem na razie niczego pewien. Ale nic nie mów Zoe, okay? Nie chcę, żeby nie pomyślała o mnie jak o jakimś dziwaku.
- Dobrze, Zayn. Nic jej nie powiem.
- Masz cudowny głos. Na pewno wspaniale śpiewasz.
- Nie śpiewam.
- Ale dla mnie zaśpiewaj.
- Nie.
- Zoe, kochanie, złotko, słoneczko moje błagam. - spojrzał na nią błagalnym wzrokiem. Wyglądał tak dziecinnie.
- Niby co mam ci zaśpiewać? - spytała.
- Cokolwiek. Twoją ulubioną piosenkę. Dalej, jestem odważny nawet może być Justin Bieber i jego hit "Baby" - zaśmiał się.
- Nie lubię tej piosenki. Czekaj... Hm... Już wiem. - powiedziała
*Shut the door
Turn the light off
I wanna be with you
I wanna feel your love
I wanna lay beside you
I can not hide this even though I try
Heart beats harder
Time escapes me
Trembling hands touch skin
It makes this harder
And the tears stream down my face

Głos rzeczywiście miała piękny. Jak anioł. Zayn mógł słuchać więcej i więcej.
- Co to za piosenka? - spytał cicho.
- Kiedyś ją napisałam... - mruknęłam.
- Jest piękna. - powiedział.
- Dziękuję. - uśmiechnęła się do niego, mimo iż było zbyt ciemno, żeby on mógł to zobaczyć.
_____________________________________________________________________
*One Direction - Moments - wzięłam ją na potrzeby opowiadania. Z innymi też pewnie będę tak robić, więc po prostu napiszę co to jest za piosenka, ale chyba nie będę musiała już pisać, że to na potrzeby opowiadania typu, że Zoe ją zaśpiewała i "wymyśliła"
W ogóle witam. Przez cały weekend nie pisałam NIC. NIGDZIE. Laptop został nietknięty i aż mi się smutno robiło, że on taki samotny i zimny musi stać na podstawce na biurku, a ja musiałam się uczyć. Mam do nadrobienia 5 sprawdzianów do uzupełnienia. a to wystarczyło tylko tyle, żeby mnie tydzień w szkole nie było. ostatnia klasa gimbazy pozdrawia.
nie wiem jak to będzie z rozdziałami, ale nie będę się poddawać i jakoś to wszystko pogodzę.
luv, may xx

piątek, 20 marca 2015

Zayn "You always will be my summer love..." (AU) cz.1 - Summer time!

Zoe tak bardzo nie chciała jechać na rodzinne wakacje. Mogłaby pojechać, gdyby Hastings zamienić na Londyn, ale nie w to cholerne miejsce! Czemu? Po prostu ma z Hastings przykre wspomnienie. Na ostatnich wakacjach rodzinnych, 3 lata temu jej ojciec oświadczył, że bierze rozwód z jej matką, a rok później zmarł na raka płuc, spowodowanym nałogowym paleniem. Przez niego jej starszy o 2 lata brat, Jamie stał się szybciej odpowiedzialnym mężczyzną. Matka wcale się nie załamała śmiercią jej byłego męża. Z resztą szybko znalazła partnera i w końcu jest szczęśliwa. Sytuacja Zoe przypominała trochę życie Miley Cyrus w filmie Ostatnia Piosenka, tyle że ona nie kradła, nie chodziła do nocnych klubów, nie była buntowniczką, nie miała 1 brata, a dwóch - starszego, Jamiego i młodszego Mikeya i nie miała swojego obiektu westchnień jak Liam Hemsworth. Chodziło tylko o relacje rodzinne.
Zayn natomiast był podekscytowany wyjazdem do Hastings. Nie był to jego pierwszy wyjazd z kolegami nad morze, ale za każdym razem tak się cieszył. Zawsze miał dobre relacje z rodzicami, z racji, że był ich jedynym synem, aczkolwiek drugim z czwórki dzieci. Ma 1 starszą siostrę, Doniyę i dwie młodsze - Waliyhę i Safaaę. Oni akurat byli szczęśliwą rodziną.
***
- Mamo, błagam oszczędź mnie... - jęczała Zoe, gdy wsiadła do samochodu.
- Nie mrucz. Będzie fajnie! - pisnęła - Tym razem - dodała cicho.
Włożyła słuchawki do uszu i włączyła muzykę z telefonu na full. Westchnęła ciężko zamykając oczy i opierając głowę o oparcie.
- Zoe! Zoe! - piszczał najmłodszy, szarpiąc jej rękę.
- Co, Mikey? -  spytała zmęczona.
- Mogę posłuchać z tobą? - spytał z błyskiem w oczach.
- Masz, ale bądź cichutko jak myszka, okay? - dała mu prawą słuchawkę.
- Okay! - pisnął i uradowany włożył słuchawkę do ucha.
Mikey miał tylko 5 lat, nie był świadomy tego małego nieszczęścia rodzinnego, ani cholernie ciężkiego napięcia między jego starszą siostrą a matką. Oh, Zoe strasznie nienawidziła matki za to, że ciągle jej czegoś zabraniała i przez nią czuła się jak w klatce. Aczkolwiek Jamie doskonale wiedział co czuje Zoe. Martwiło go to, ale nic nie mówił. Nie chciał wszczynać burzy na "cichym morzu". Wystarczająco ciężko już było. Dave - drugi mąż Caren doskonale znał historię ich rodziny. Rozumiał ich doskonale. W końcu był psychologiem. Starał się dotrzeć do skrytej głęboko w sobie Zoe, nawiązać z nią kontakt ojciec-córka. Bardzo mu zależało na akceptacji pasierbicy jako rodzica.
Zajęły im 3 godziny z Oksfordu zanim dojechali na miejsce. Mięli piękny domek letniskowy na plaży. Niedaleko, bo jakieś 2, może 3 kilometrów dalej było pole namiotowe, na którym osiedlili się Zayn z kolegami, a 5 kilometrów od nich było miasto.
Zoe westchnęła wysiadając z auta. Oświadczyła rodzinie, że idzie się przejść wzdłuż plaży. Mały Mikey uparł się, że chce jej potowarzyszyć, więc poszedł z nią. Chwycił starszą siostrę kurczowo za rękę i szedł. Opowiadał swoje mało śmieszne żarciki, lecz Zoe nie chcąc sprawić braciszkowi przykrości śmiała się wniebogłosy, aż ludzie chcąc nie chcąc oglądali się, by przekonać się kto tak rechocze. Akurat przechodzili obok pola namiotowego. Jedyne co zagłuszało śmiech Zoe byli młodzi chłopacy. Dziewczyna przystanęła patrząc im się uważnie, a w oczy rzucił jej się wysoki i bardzo przystojny mulat.
- Pieprzony wątek z Ostatniej Piosenki. - mruknęła zakładając na nos okulary przeciw słoneczne. - Chodź Mikey.
- Co to wątek? - zagadnął mały.
- Coś co dzieje się w książce lub filmie. - wyjaśniła.
Nie była pewna, czy dobrze mu wyjaśniła. Znała jedynie pełną formułkę z Wikipedii, ale była bardziej jak pewna, że mały Michael nie zrozumie potoku jej słów.
- A Ostatnia Piosenka? - spytał
- Film. - odparła.
- A pieprzony? - ciągnął dalej.
- Nie wolno ci tak mówić, Mike. To brzydkie słowo. - pouczyła go.
- Więc, dlaczego tak mówisz? - nie przestawał.
- Bo jestem i zła i smutna. - przykucnęła przed nim.
- Czemu? - wciąż pytał.
- Przestaniesz gadać, myszko? Kupię ci watę cukrową w nagrodę. - starała się go przekupić.
- Jak się uśmiechniesz, Zoe! - pisnął robiąc dzióbek i marszcząc brwi.
- Jasne jasne. - zrobiła krzywą minę.
- Fu! Nie umiesz się uśmiechać! Przestań, Zoe! - śmiał się głośno zasłaniając jej twarz malutkimi rączkami.
- To może mi pokażesz, mądralo jak się uśmiechasz co? - wstała.
- Patrz! Tak! - wyszczerzył się najpiękniej jak umiał.
- Jak ślicznie! Teraz chodź po tą watę cukrową... - chwyciła go za rękę i poszli razem do budki z watą.
Tymczasem Zayn, Liam, Louis i Harry poszli pograć w piłkę siatkową na plaży. Natomiast Niall pognał zasmakować tutejszych smakołyków. Pierwsza na liście była wata cukrowa, którą tak ubóstwiał. Stanął zaraz za ciemnowłosą młodą dziewczyną trzymającą za rękę dziecko.
- No Mikey wybieraj. Zaszalej, ale pamiętaj, że nie chcę zbankrutować. - powiedziała do dziecka, a on złożył zamówienie.
- Chłopak wie co dobre. - odezwał się blondyn.
- Też lubisz taką watę?! - krzyknął radośnie Mikey.
- Uwielbiam! - poczochrał jego włosy. - A twoja śliczna siostra też lubi? - spojrzał na brunetkę.
- Niestety, śliczna siostra chce mieć wszystkie zęby dopóki się nie zestarzeje. - uśmiechnęła się nieśmiało.
- Pamiętaj, moja droga. Nie wiadomo kiedy się życie kończy i czasem warto podjąć się tego ryzyka. - zaśmiał się radośnie.
- To twoje motto życiowe, które mówisz to dentyście? - spytała.
- Przejrzałaś mnie na wylot koleżanko. - odparł.
Zoe prychnęła i wyminęła blondyna. Wracała już z Mikeyem do domu, nagle przechodziła koło chłopaków grających w siatkówkę i jeden z nich trafił ją piłką w głowę, przez co upadła na piach.
- Zoe! - pisnął przerażony Mikey.
- Auć. - jęknęła chwytając się za głowę.
- O jeny przepraszam. Żyjesz? - podszedł do niej szybko mulat.
- Nie. Umarłam. - mruknęła i otworzyła oczy. - Kolejny cholerny wątek z Ostatniej Piosenki.
- Hm? - zdziwił się.
- Nic. - bąknęła.
- Daj mi rękę.- wyciągnął do niej dłoń w geście pomocy. Oczywiście Zoe przyjęła ten gest, a Zayn podciągnął ją do góry. - Dziewczyno ważysz jakieś 20 kilo!
- Trochę więcej. - powiedziała.
- Uwierzę jak zobaczę cię na wadze. - uśmiechnął się. - Przepraszam. Moi koledzy dopiero uczą się grać.
- Jasne. Grunt, że żyję, prawda? - prychnęła.
- To jest najważniejsze... Powinnaś przyłożyć lód do czoła. Pomoże. - powiedział.
- Zayn! No chodźże! - krzyczeli koledzy.
- Idę! - wrzasnął do nich. - Przepraszam jeszcze raz... Muszę iść. Do zobaczenia?
- Z pewnością. - mruknęła lekko sarkastycznie i ruszyła przed siebie.
Mikey już nie pytał o wszystko Zoe. W końcu za milczenie dostał watę cukrową. Doszli w ciszy do ich domku. Bez słowa puściła Michaela i poszła do swojego pokoju. Usiadła na łóżku i chwyciła lekko okurzone zdjęcie rodzinne.
- Tęsknię tato... - powiedziała i uroniła łzę. - Wszystko jest teraz takie trudne...
- Zoe, wszystko w porządku? - do jej pokoju wszedł Jamie - Co zrobiłaś z czołem?
- Jakiś chłopak uderzył mnie piłką... To nic wielkiego. Za chwilę zejdzie. - mruknęła.
- Pamiętam ten dzień... - wskazał na fotografię.
- Tak, to był bardzo fajny dzień... - uśmiechnęła się. - Jamie tęsknię za nim i to cholernie. Chciałabym, żeby tu był i powiedział, że jeśli przestanę płakać to kupi mi lody ciasteczkowe, albo dużego shake waniliowego, ale to tylko w tajemnicy, żeby mama go nie wyzywała.
- Tak. Ja też, Zoe... - przytulił ją. - Ale pamiętaj, że on nadal cię pilnuje...
Jamie w przeciwieństwie do jego siostry wierzył w Boga, Jezusa, Królestwo Niebieskie, w Życie po śmierci i inne takie, tak jak ich ojciec. Zoe kierowała się tym, że gdyby Bóg faktycznie istniał nie było by głodu, cierpienia, katastrof, biedy i bólu. Caren, Dave i mały Mikey też byli wierzący. Tyle że oni modlili się do boga błagając o nadzieję i lepsze jutro, na które wciąż ciekają i które być może nigdy nie nastąpi. W końcu codziennie rośnie ilość kradzieży, morderstw i innych złych rzeczy. Świat z każdym dniem jest okrutniejszy.
Kto by pomyślał, że Zayn też jest religijną osobą. Tyle, że on się nie modlił do Jezusa. On akurat dla niego nie istniał. Zaynem i całą jego rodziną opiekował się Allah. I może nie modlił się te kilkanaście razy dziennie jak przykładny muzułmanin, ale wiara zdecydowanie mu wystarczała.
Chłopak strasznie się przejął kiedy jego piłka uderzyła dziewczynę, a kiedy do niej podbiegł - kompletnie stracił głowę. Wiedział już wtedy, że ona całkowicie wywróci jego świat do góry nogami. Już wywróciła. Tak samo jak on jej świat. Oboje nie mogli przestać o sobie myśleć. Wystarczył jeden incydent, jedno spojrzenie i ta ich mała konwersacja. Zayn Malik dostał za to niezłe lanie. Tylko dlatego, że dziewczyna zaprzątała jego myśli nie mógł skupić się na grze i za każdym razem oberwał z piłki od swoich kolegów, którzy wciąż próbowali wyciągnąć go z transu. Natomiast Zoe Montgomery otrzymała kilka pstryczków w ucho i nos za niesłuchanie brata, który chciał wyciągnąć siostrę na rodzinną kolację do kafejki niedaleko plaży.
Całkowicie stracili dla siebie głowę...
_______________________________________________________________
Oto pierwszy. Przepraszam, ale jestem wściekła! Nie mogę myśli do kupy złożyć przez to całe zamieszanie z Zaynem. On że niby ten niewierny? Hahahahahhaha dobra, może i nie jestem za Zerrie i wgl, ale nie życzę im jakoś źle, bo nie lubię Perrie. I wkurzają mnie te plotki, że Zayum "rzekomo odchodzi z 1D", których nikt praktycznie nie potwierdził. Hotplota ssie! Okay, nie tylko na hotplocie są tylko takie podejrzenia, bo trochę se poszperałam w tych internetach i wgl i są takie plotki, że o tym myśli, tylko dla tego, że po prostu hejtów jest zbyt dużo i jest wywierana na nim za wielka presja i stres, ale kurwa, serio??? Jak podaje kilka stron to Perrie mu karze odejść. Gówno prawda. powiem/napiszę po raz kolejny. nie lubię jej, ale nie życzę jej w chuj źle i generalnie mam to w dupie, że taka se panna Edwards istnieje i oddycha tym samym oksygenem(tlenem) jak ja se oddycham, ale no kurwa nie sądzę, że to ona faktycznie kazała mu odejść z zespołu, który - jak twierdził Zayn - no jest jego życiem i no za nic nie odejdzie z 1D, dopóki faktycznie oni WSZYSCY podejmą taką decyzję, że no czas najwyższy zejść z tej sceny i z języków ludzi i mediów, kiedy to są ich najlepsze lata! Jak tu Kropka (pod poprzednim postem poświęcony właśnie tematowi Zayna) Harry też kurwa odchodzi już od początku zespołu czyli prawie kurwa 5 lat! Halo?! A po za tym to Zayn nie jest na tyle głupi, żeby ulec tekstowi "Jeśli mnie kochasz to to zrobisz...", nawet jeśli on kocha Perrie. Nosz kurwa on ma 22 lata jest do cholery dorosły i ma swój rozum i nie jest pierdolonym gówniarzem.
wkurwiłam się.
i to bardzo
adrenalina niesamowicie mi skoczyła i mam ochotę rozpierdolić na kawałki tych ludzi, którzy piszą kłamstwa!
Oczywiście rozumiem go, jest wkurwiony, musiał przerwać trasę, żeby wszystko przemyśleć, jestem z nim, wspieram go duchem i umysłem i se wrócił do UK, okay. nic nie mam do niego. No ale kurwa... Ile można męczyć biednego Malika?! Była już akcja taka, że jest terrorystą, no "fani" wtedy też dali mu nieźle popalić, mieli mu za złe, że jest muzułmaninem i tak dalej, ale było też wiele innych rzeczy, które męczyły ludzi, że się na nim wyżywali. ja osobiście uważam, że już mu cierpienia wystarczy, bo w szkole - jak o ile dobrze pamiętam w książce Życie W One Direction - pisał, że też się nad nim znęcali. Jak nie w książce to w jakimś wywiadzie, bo w This Is Us tego raczej niebyło, albo na 1DDay. Jakkolwiek, ale gdzieś o tym SAM ZAYN MÓWIŁ.
eh...
May xx

WAŻNE I TO W CHOLERĘ WAŻNE!!!

jak wiecie na twitterze jest akcja #HaveAGoodRestZayn i #StayStrongZayn i wgl... i chciałabym się zapytać, czy ktoś wie coś więcej oprócz tego, że Zayn przerwał trasę i wrócił do UK i załamał się psychicznie i rzekomo odchodzi z One Direction? Ponoć został oskarżony o zdradę i zachciało mu się kariery solowej jako raper, przynajmniej tak podaje hotplota. Dobra, z tym raperem to przesadzili, ale o co chodzi z tą zdradą!? Nie jestem Zerrie Shipper, ale o co kurwa chodzi!? Piszcie jeśli coś wiecie na ten temat!
May xx

czwartek, 19 marca 2015

Niall "She's so dangerous" cz.12 - Happy B-Day to me part 3

... Stanęłam przed drzwiami blondyna i zadzwoniłam dzwonkiem. Nic. Zrobiłam to ponownie kilka razy. Zero reakcji. Zaczęłam walić pięścią w drzwi... Cisza.
- To się nie dzieje na prawdę... - jęknęłam opierając czoło o drewno. - Niall błagam otwórz... Wiem, że tam jesteś...
Kopnęłam drzwi z całej siły. Prawdopodobnie złamałam sobie nogę, ale bogu dzięki drzwi się otworzyły. Leżał na korytarzu, a wokół niego niewielka kałuża krwi. Śmierdziało tu niesamowicie, ale nie to teraz było najważniejsze. Podbiegłam do niego.
- Niall... Błagam, nie mogłeś umrzeć. - uklęknęłam przy nim i położyłam sobie jego głowę na kolanach. - Kochanie otwórz oczy...
- Elissa... - wysapał.
- O mój boże Niall! Nie umarłeś. - przytuliłam go do siebie. - Co się stało? Kto ci to zrobił?
Wyglądał fatalnie. Był strasznie blady, stracił dużo krwi, wargi miał aż fioletowe i w 2 miejscach przecięte, pod okiem wielkie limo, a skóra na kości policzkowej mocno otarta. Nie mówiąc już o reszcie ciała.
- A jak myślisz, Eli? - rzucił.
- Mój ojciec prawda? - spytałam głupio.
- Razem z 2 kolegami gorylami. Nie miałem szans, żeby chociażby się obronić... - przewrócił się na plecy.
- Co on od ciebie chciał? I kiedy przyszedł? Louis mówił, że od tygodnia nie było cię na treningu... - spytałam. - Z resztą, czekaj. Wyglądasz masakrycznie, pomogę ci przejść do sypialni i przyniosę coś do jedzenia i picia. Dasz radę wstać?
- Gdybym mógł, to bym od tygodnia tu nie leżał, Eli... - mruknął.
- Niall, tak strasznie mi przykro... Porozmawiam z nim. - pomogłam mu wstać i dość do jego pokoju.
Ułożył się na łóżku sycząc głośno z bólu. Poszłam do kuchni i przyniosłam mu sok i kilka kanapek. Usiadłam obok niego na łóżku i obserwowałam.
- Nie jestem na ciebie zły, Eli... Nie obwiniaj się o to... - powiedział.
- Niall, mój ojciec kazał cię pobić, jak nie zabić. Może powinieneś jechać do szpitala? - spytałam.
- Nie. Wtedy przyjedzie policja, a twoje życie się skończy. Twojego ojca i tak nie zamkną, a na ciebie naskoczą nie tylko media, ale cały świat. Dam sobie radę. Na uczelni powiesz, że wyjechałem do Irlandii, jasne? Taka jest oficjalna wersja. Chodź tu do mnie. - poklepał miejsce obok siebie.
Przytuliłam się do niego uważając, by go nie zranić.
- Masz coś złamane? - spytałam.
- Nie... Jestem tylko poobijany... Kocham cię Eli... - szepnął obejmując mnie ramieniem.
- Niall, co on od ciebie chciał? - spytałam płacząc w jego ramię.
- Starał się mnie przekonać, żebym odszedł od ciebie. Był wstanie zapłacić mi sporą kwotę, jeśli wyprowadzę się stąd bez słowa do swojej ojczyzny i przestanę się z tobą kontaktować. Już nie mówiąc o tym, że opłaciłby mi wszelkie studia i kupił dom również sporej wielkości. Jakby nie patrzeć wyniosło go by to miliony. - powiedział.
- Zgodziłeś się? - wychlipiałam.
- Skądże. Możliwe, że gdybym się zgodził nie znalazłabyś mnie w stanie w jakim mnie znalazłaś. Spałem przez te kilka dni, ale tak mi skopali dupę, że gdy zaczęłaś dzwonić i walić w te drzwi nie miałem siły ani ci otworzyć, albo chociażby dać ci oznakę życia. Dla mnie żadne pieniądze nie są ważniejsze od ciebie Elisso. Twój tata nawet mógłby mi grozić bronią, albo postrzelić mnie, ale nie zostawiłbym cię w Londynie...
- Kocham cię Niall...
- A ja ciebie, skarbie...
Opowiedziałam chłopakowi o mojej porannej rozmowie z ojcem i Eleanor. Wspomniałam także o propozycji jakiej złożyła mi brunetka i moich obawach.
- I co zamierzasz zrobić? - spytał.
- Teraz na pewno się nie zawaham wyprowadzić od tego człowieka. Omal cię nie zabił, Niall. Wprowadzę się do Eleanor i zerwę z nim kontakt. Posunął się za daleko i teraz musi ponieść konsekwencje swoich czynów. Wiedział, że jesteś dla mnie tak bardzo ważny, jak była ważna dla mojego ojca moja matka...
- Co się stało z twoją matką? Też była taka jak on?
- Nie... Ona go kochała mimo tych wad. Była dobrą kobietą, uczyła mnie być dobrą, jak wybaczać, jak kochać... Mój tata też taki był jak się urodziłam. Swoją nadopiekuńczość wyszlifował kiedy moją matkę zamordował gang jego brata, którego już dawno temu wywalili z domu na zbity pysk, za jego dokonania. Ona była symbolem zemsty. Brat mojego ojca kochał tak bardzo moją matkę, jak jej nienawidził, że wyszła za mojego ojca. Jego wściekłość wzrosła do tego stopnia, że kilka lat po moich narodzinach zamordował ją "karząc" ją za zły wybór kochanków. On mógł jej ofiarować jej więcej niż mój ojciec, tak przynajmniej twierdził sam mój wuj. Ale ona stwierdziła, że ona nie będzie z mężczyzną, który z uśmiechem morduje niewinnych ludzi i wierzyła, że uda jej się zmienić mojego ojca. Mój tata wściekł się i obiecał sobie, że nie dopuści, żeby mnie potraktował ktokolwiek jak moją matkę.
- Przykro mi...
- Ta, mnie też. Czasem się zastanawiałam, co by było jakby żyła. Jak bym ciebie jej przedstawiła. Pewnie by powiedziała, że wydajesz się być miłym chłopakiem... Ciekawa jestem jakby tata się wtedy zachowywał... Z pewnością mama zakazała mu niszczyć nasz związek z tekstem "Bo przecież my byliśmy tacy jak oni. Bez pamięci zakochani i zbuntowani"...
- Pewnie tak. Polubiłbym ją jako teściową, ale twojego taty nadal bym się bał.
- Taka rola ojców... Teraz to wszystko nie jest ważne. Mamy siebie, wyprowadzę się od ojca i zacznę żyć na nowo, z tobą obok siebie.
- Może zamiast wprowadzać się do El... Wprowadzisz się tu? Wiem, mieszkanie nie jest szczytem marzeń, ale pomyśl. Kluby piłkarskie proponują mi kontrakty, a jestem na 3 roku. Za 4 lata możemy się wyprowadzić stąd gdziekolwiek będziesz chciała i tam możemy żyć razem długo i szczęśliwie...
- Irlandia będzie w porządku. - uśmiechnęłam się.
- Myślałem, że rzucisz, że chcesz jechać do Ameryki, albo Europy...
- No chyba, że zamiast Irlandzkiego, który masz opanowany od dziecka wolisz się uczyć Holenderskiego.
- Irlandia jest okay. - pocałował mnie lekko.
- Pójdę po apteczkę. Ktoś musi ci coś zrobić z tymi ranami. - uśmiechnęłam się, głaszcząc go lekko dłonią po policzku.
- W porządku. Apteczka jest w łazience w górnej szafce, zaraz nad lekami. - powiedział. - Wracaj szybko.
- Jasne...
Wstałam i szybkim krokiem poszłam do łazienki. Z szafki wiszącej obok lustra wyciągnęłam małą czerwoną apteczkę i wróciłam do Horana. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi.
- Zostań tu. - z torebki wyciągnęłam broń.
- Zawsze miałaś broń przy sobie?! - spytał.
- W razie wypadku. Zaraz wracam. - powiedziałam i podeszłam do drzwi.
Otworzyłam i moim oczom ukazał się Louis z Eleanor.
- Boże przestraszyliście mnie. - powiedziałam łapiąc się za serce.
- Martwiliśmy się o was! - powiedział Louis. - Gdzie jest Niall?
- W pokoju. - mruknęłam wyrównując oddech, po czym chłopak poszedł do niego..
- Elissa jak się czujesz? - spytała brunetka.
- Już jest dobrze. Niall leżał tu nieprzytomny przez tydzień. Mój ojciec go nieźle załatwił. Bogu dzięki nie ma nic połamane ani pęknięte. Jest jak to on określił lekko poobijany. Niall zaproponował mi, żebym to do niego się wprowadziła. - powiedziałam cicho.
- To fantastycznie! A co ze mną? - spytała.
- Oj El... - pokręciłam z politowaniem głową. - Pojedziesz ze mną później do mnie, żeby się spakować? Weźmiesz ze sobą Lou i spakujecie wszystkie moje ubrania, kosmetyki i inne wartościowe rzeczy, a ja porozmawiam wtedy z moim ojcem...
- Jasne... - uśmiechnęła się pocieszająco.
***Popołudnie***
Pojechałam z Louisem i Eleanor do mojego domu. Niall został u siebie. Wściekła niczym osa poszłam do gabinetu ojca, a przyjaciół pokierowałam do mojego pokoju.
- Elissa! Coś się stało? - zdziwił się mój ojciec.
- Witam szanownych panów i ciebie drogi ojcze. Przepraszam za przerwanie panom posiedzenia, aczkolwiek muszę poważnie pomówić z moim tatą... - uśmiechnęłam się fałszywie do gości mojego ojca. - Tato.
- Naturalnie. Przepraszam panów na chwilę. Johnny poczęstuj gości naszym whisky. - tata skinął głową do Johnnyego i wyszedł ze mną przed gabinet. - Co się stało?
- Co się stało?! Chciałeś zamordować mojego chłopaka! - syknęłam cicho.
- Nie powinnaś być w tym czasie na uczelni? - spytał.
- Oh, nie odwracaj kota ogonem! Nialla nikt nie widział od tygodnia na treningach ani na zajęciach, więc tam pojechałam, a tam co?! Niall ledwo żyjący, ojcze. Nie wierzę, że mogłeś mi zrobić takie coś! Mówiłeś, że skoro on jest tak samo ważny dla mnie, jak mama była dla ciebie, to nie będziesz wchodził nam w drogę, aczkolwiek pomyliłam się co do ciebie... Przemyślałam sobie wszystko. Mówiłeś, skoro nie podobają mi się twoje zasady to mam się wynosić. Właśnie to robię. Przepraszam tato, ale nie chcę mieć nic wspólnego z osobą, która stara się zabić bliskie dla mnie osoby... - powiedziałam.
- Bliskie ci osoby? O kim ty dziewczyno mówisz? O Niallu? Może o Eleanor i Louisie? Oni są ci bliscy? A ja? Twój rodzony ojciec? Twoja matka nie była ci bliska? Ciotki, wujowie, kuzyni z krwi i kości też? - pytał z pogardą.
- Oczywiście, że wszyscy jesteście mi bliscy, ale to są moi przyjaciele, którzy są dla mnie rodziną! To co zrobił Joseph mamie to było straszne, ale nie możesz mnie traktować jak bachora, któremu nic nie wolno. Mam tego dość. Mam 19 lat, jestem pełnoletnia, więc oficjalnie mogę się od ciebie wyprowadzić. Tyle, że ja jeszcze zrywam kontakt. Nie chcę mieć nic wspólnego z  tobą, przepraszam, ale nie pozwolę sobie wchodzić na głowę i więzić się w klatce.
- W takim razie oficjalnie nie nazywasz się moją córką, a ja twym ojcem. Zostajesz wydziedziczona. Wynoś się z mojego domu.
- Świetnie! W końcu wyzwolenie! Nie martw się, nazwisko też zmienię! - wrzasnęłam i pozostawiając obcego mi już mężczyznę w szoku weszłam do pokoju. - Jak wam idzie?
- Kończymy. Wszystko okay? - spytała El.
- Jasne... Chcę stąd jak najszybciej wyjść. - powiedziałam pomagając im.
- Cholera jasna trzęsiesz się... - powiedział Louis pochodząc do mnie.
- Lou, nieważne. Chcę stąd wyjść i mieć to miejsce daleko za sobą. - powiedziałam.
- Będzie dobrze mała. - przytulił mnie.
- Wiem to, Louis... Dokończmy to pakowanie. - odparłam i szybko z przyjaciółmi zanieśliśmy do ich aut wszystkie kartony, walizki, torby, worki... Trochę tego tu jest...
Louis wziął do swojego samochodu większość rzeczy ze względu na większe auto i fakt, że ja jadę z Eleanor. Ruszyliśmy czym prędzej i znów pognaliśmy pod mieszkanie Nialla. Blondyn chciał nam pomóc, ale nie był wstanie. Wnieśliśmy wszystko, po czym Louis zaciągnął Horana do szpitala na kontrolę, a Eleanor pomogła mi się rozpakować.
- W końcu zaczynasz nowe życie, huh? - spytała, kiedy chowałyśmy moje ubrania do szafy.
- Tak... Jestem szczęśliwa, wiesz? Mam was, mam Nialla. Czego mi więcej potrzeba do szczęścia? - uśmiechnęłam się szeroko.
- Małych Horaniątek? - zachichotała.
- No weź, nie teraz. - zaśmiałam się.
- Niallowi na prawdę na tobie zależy... Taki facet to skarb. Skoro chce cię zabrać tam gdzie ty zechcesz... To coś znaczy...
- Tak... Już mu zaznaczyłam, że nigdzie się bez was nie ruszam. Ale Irlandia... Wyobrażasz to sobie? Domek gdzieś przy plaży, nie duży, nie mały, ale z ogromnym zielonym ogrodem pełny kwiatów, ganek, a na nim ja, ty, Niall i Louis, a w tym ogrodzie, albo na plaży nasze dzieci bawiące się... Czy to nie piękny widok?
- Wspaniały. Jak nic zaciągnę Louisa do Irlandii i będziemy sąsiadami!
- Powie ci, że już jest spakowany. Kocha cię, więc pojedzie. Taki facet to też skarb.
- Nie, akurat w przypadku mojego kochanego Lou to: Taki idiota to skarb. Kiedy chcecie wyjechać do Irlandii?
- Kiedy skończę studia. Wtedy będę miała wyższe wykształcenie, więc będzie mi łatwiej znaleźć pracę... Tak ustaliliśmy wstępnie z Niallem. Oczywiście on pojedzie już wcześniej, kiedy on skończy studia, tam znajdzie dom i pracę, ale będzie przyjeżdżał tu. On tylko załatwi tamtejsze formalności.
- To cudownie! Wszystko przemyślane... A nie boisz się swojego ojca?
- Poinformowałam go o tym, że się wyprowadzam, więc mnie wydziedziczył. Stwierdziłam, że uznał mnie za nieistniejącą dla niego osobę...
- Elissa, szczerze mówiąc, oby cię za taką osobę uznał... Nie, żeby coś, ale jak każdy mam zmartwienia.
- Ja też się martwię, El... Jak każdy...
___________________________________________
No to się wyjaśniło... trochę się rozpisałam, ale mam nadzieję, że to dobrze. Prawda? Czy może wolicie krótsze?  Tak czy siak, zbliżamy się do końca She's so dangerous. Zaczęłam pisać 1 rozdział z Zaynem, ale szczerze mówiąc pisanie tego trochę mi zajmie, gdyż ciągle mi coś nie pasuje, więc wszystko wymazuję i zaczynam od nowa.
tak na oko zostało nam do końca ok. 5? może trochę mniej rozdziałów bez epilogu, bo epilog będzie w ostatniej jakby części... soł...
do następnego. :)
May xx

Niall "She so dangerous" cz. 12 - Happy B-Day to me part 2

... Nagle wstał. Zdenerwował się. Na sto procent teraz mi się oberwie w twarz... Jestem tego bardziej jak pewna. Otworzył buzię by przemówić...
- Nie wiedziałem co czujesz. Przepraszam. Rób co chcesz. Jesteś dorosła i sama będziesz odpowiadać za swoje błędy, lecz nie przychodź do mnie kiedy Niall złamie ci serce, lub gdy wypijesz za dużo. Nie będę za to odpowiadał. Skoro moje zasady ci nie odpowiadają, wiesz co możesz zrobić... - powiedział i poszedł do swojego gabinetu.
- Boże... - szepnęłam oddychając z ulgą.
Aż podskoczyłam z przerażenia, gdy nagle zadzwonił mój telefon. Eleanor. Odebrałam i poinformowałam przyjaciółkę, że już wychodzę z domu. Poprawiłam swoją torebkę na ramieniu, chowając do niej telefon. Nie brałam kluczy od domu, tylko po prostu trzasnęłam drzwiami. El machnęła do mnie ze swojego kabrioletu. Przywitałam się z nią całusem w policzek i gdy ruszyłyśmy w kierunku uczelni opowiedziałam jej o mojej rozmowie z ojcem.
- Może powinnaś już się od niego wyprowadzić, huh? - spytała. - Bo wiesz, on na prawdę trzyma cię w klatce, nie czujesz się ograniczona?
- Tak, ale boję się, że to źle może wpłynąć na jego psychikę. Stracił już mamę, a wiele razy powtarzał, że nie chciałby stracić i mnie... A po tym mógł się zdenerwować, że mam w nosie jego zasady i jego rodzinę... - powiedziałam zmieszana wchodząc z El do budynku.
- Elissa, on miesza ci w głowie! Masz 19 lat, a on traktuje cię jak małe dziecko. Próbuje cię odseparować od świata. Nie może tak być. Niedługo będziesz chciała wyjść za mąż i mieć piękny dom z ogrodem i dzieci, a twój ojciec zmiażdży te marzenia jednym małym palcem, bo stwierdzi, że twoje miejsce jest przy nim. - powiedziała.
- Fakt... Może będzie chciał mi oddać biznes... - mruknęłam.
- I co, przyjmiesz ten brudny biznes? - spytała cicho. - Mówiłaś mu przecież o reputacji. Nic go to nie ruszyło? Jeśli w spadku po nim dostaniesz całą jego robotę, twoja reputacja pogorszy się i pójdzie się jebać na łeb na szyję. To co będziesz chciała w przyszłości zbudować, nie postanie. Elissa, przejrzyj na oczy... Może powinnaś wprowadzić się do Nialla? Albo póki co do mnie? Mam wolny pokój w mieszkaniu i za cholerę nie wiem co mam z nim zrobić, a nie chcę mieć współlokatorki, która ma fisia na punkcie kotów, czy szczurów i będzie mnie codziennie w nocy budzić, żeby mi pokazać jak jej zwierzątka się kocą. - mówiła szybko.
- No nie wiem El... Istnieje też ryzyko, że wkurzy się na mnie, że się wyprowadziłam i będzie się mścił nie tylko na mnie, ale też na tobie, Niallu i Louisie. - mruknęłam.
- Lissa, nie odważy się nikogo twojego bliskiego skrzywdzić. - rzuciła.
- Oj wierz mi, odważyłby się... - mruknęłam. - Louis idzie.
- Louis! - pisnęła widząc swojego chłopaka i podbiegła do niego by zacząć go całować. Byli strasznie uroczy...
Gdy skończyli się witać, podeszli do mnie. Louis wyciągnął ręce rzucając się na mnie z uściskiem. Cmoknął mnie w polik.
- Dzień dobry panno Morgan. - wyszczerzył się.
- Hej, Lou. - uśmiechnęłam się lekko.
- Gdzie masz swojego kochasia, hmm? Nie było go dzisiaj na treningu? Ani wczoraj... Ani w sobotę i piątek... Ani przez cały tydzień.  - spytał.
- Serio? Nie wiem gdzie jest Niall. Nie pisaliśmy ze sobą przez ten tydzień. Tzn, ja pisałam, ale mi nie odpisywał... - schowałam ręce do kieszeni spodni. - Myślałam, że ty coś wiesz...
- A co się wydarzyło kiedy widzieliście się ostatni raz?  - spytała El.
- Nic wielkiego. Przyszedł do mnie, a właściwie wkradł się na zjazd rodzinny i siedzieliśmy sami w moim pokoju i następnego dnia wrócił do siebie mówiąc, że musi jechać na trening. - wzruszyłam ramionami, ale na chwilę się zawiesiłam.
- Lissa, zbladłaś... - powiedział Louis.
- Cholera. Nie... El, pożycz mi swoje auto. - powiedziałam błagalnie do przyjaciółki.
- Ej co się dzieje?! - spytał Tommo, gdy Eleanor dawała mi jej kluczyki od auta.
- El ci wszystko wyjaśni. Eleanor wszystko, to co ci mówiłam... Tylko, żeby was nikt nie usłyszał. - powiedziałam pospiesznie i wybiegłam z uczelni.
Wsiadłam do jej auta i z piskiem opon ruszyłam w kierunku mieszkania Horana. Po 20 minutach udało mi się dojechać na miejsce. Spojrzałam na schody.
- Cholernie 5 piętro. Powinna tu być winda! - jęknęłam i zaczęłam przeskakiwać schody co 2 stopnie.
Stanęłam przed drzwiami blondyna i zadzwoniłam dzwonkiem. Nic. Zrobiłam to ponownie kilka razy. Zero reakcji. Zaczęłam walić pięścią w drzwi... Cisza.
- To się nie dzieje na prawdę... - jęknęłam opierając czoło o drewno. - Niall błagam otwórz... Wiem, że tam jesteś...
TO BE CONTINUED...

__________________________________________________________
Wiem wiem, wredna jestem. Wszystko wyjaśni się w następnej części. :)
Do następnego. :)
<3
luv ya all, May xx

środa, 18 marca 2015

Niall "She's so dangerous" cz.12 - Happy B-Day to me part 1 + Libster Awards!!!!!

Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. 01:34 am*. Stałam przed moim lustrem w łazience. To właśnie się stało... Oddałam swoje dziewictwo, Niallowi Horanowi, chłopakowi, którego kocham... Przemyłam twarz wodą i wyszłam.
- Eli, wszystko w porządku? Zrobiłem coś nie tak? - spytał z poczuciem winy wymalowanym na twarzy.
- Wszystko jest okay. Dziękuję, że to zrobiłeś ty. Było wspaniale i podobało mi się. - położyłam się obok niego.
- Cieszy mnie to, kochanie. Nie boli cię nic? - cmoknął mnie w czoło.
- Niall, serio się o to pytasz? Boli mnie wszystko. I mam nadzieję, że to normalne po pierwszym stosunku... Inaczej pomyślę, że jestem jakaś lewa. - spojrzałam mu w oczy.
- Oczywiście, że normalne. Przepraszam, że zapytałem. Odruch. - uśmiechnął się uroczo.
***
Minął tydzień odkąd to Niall wkradł się do mojego domu i spędził ze mną dom. Niestety nastał czas na cholerną rzeczywistość i powrót na uczelnię.
🔹🔹Jak zwykle wstałam o 7, wzięłam prysznic, ubrałam się w zajebisty outfit. Chwyciłam swoją torbę i zeszłam na dół. Wzięłam jabłko i całusem w policzek przywitałam się z tatą.
- Dziś przyjeżdża po ciebie Eleanor, czy Niall? - spytał.
- El. A po zajęciach jadę z nią na zakupy. Obiecałam spędzić z nią popołudnie. Mówiła, że chce dopracować szczegóły mojej imprezy urodzinowej... - odpowiedziałam.
- Imprezy urodzinowej? Urodziny masz w tą sobotę i zamierzasz urządzić tu przyjęcie? Zapraszasz samą rodzinę, tak? -zdziwił się.
- Em... Tato... Wyjaśnię ci to najdelikatniej jak tylko umiem. Jestem dorosła, tak? Uzyskałam pełnoletność już rok temu, zgadza się? Eleanor wyprawia dla mnie przyjęcie. W jej domu i to ona zaprasza gości, nie ja. Chociaż ja też mam wpływ kogo chcę na moich urodzinach. Rozumiem rodzina jest na pierwszym miejscu, ale nie pomyślałeś, że... Że musisz dać mi dorosnąć i nie traktować mnie jak pięciolatkę? Chcę się zabawić. Nie interesują mnie zbytnio rodzinne bankiety, które są organizowane w twoim domu ku rocznicy śmierci mamy i zbliżających się moich urodzin. Na prawdę. Choć raz chcę się poczuć jak normalna nastolatka która na swoich cholernych urodzinach upija się i spędza miło czas ze swoim chłopakiem i najlepszymi przyjaciółmi. - wytknęłam.
- Elissa, twierdzisz, że ty jesteś nienormalna? - spytał.
- Nie tato. Ja jestem w 100% normalna i zdrowa umysłowo. To moje życie jest nienormalne. Spójrz na to z mojej perspektywy. Ludzie ode mnie uciekają, mam niezbyt fajną opinię na świecie. Jesteś najniebezpieczniejszym mafiozą, tato. Ludzie się nas boją. Przez ciebie i twoje wyczyny, moi rówieśnicy boją się ze mną przywitać, odpowiedzieć, a co dopiero zaprzyjaźnić... Jedyny Niall, Eleanor i Louis ode mnie nie uciekli. Rozumiesz to? Oni są przerażeni faktem, że mogą skończyć tak jak mama, tyle że z twoich rąk, jak na mnie spojrzą. Nie ważne czy krzywo, czy nie. Spojrzenie to spojrzenie. Nie chcę tego. - odparłam.
Nagle wstał. Zdenerwował się. Na sto procent teraz mi się oberwie w twarz... Jestem tego bardziej jak pewna. Otworzył buzię by przemówić...
TO BE CONTINUED...

________________________________________________________________________
OMG zostałam nominowana do LIBSTER AWARDS. DZIĘKUJĘ DARIA. PRZEPRASZAM ALE NIE NOMINUJĘ NIKOGO jest to już moja pierwsza nominacja i tylko to zobaczyłam to było WFT OMG SERIO? NO KURWA NIE WIERZE. O JA PIERDOLE TO SIE DZIEJE NA PRAWDĘ. tak reaguje no life bez przyjaciół iwgl i ktoś go nagle nominuje. serio. chyba zacznę pisać "dziennik z życia no-lifa", żeby ludzie tacy jak ja mogli wyjść do ludzi i wgl... Przejdźmy do LA.
więc nominowała mnie Daria Żebrowska (dziękuję jeszcze raz. xx)
i zadała takie pytania...:
1. Skąd jesteście?
2. Jak macie na imie?
3. Czym się zajmujecie w wolnych chwilach?
4. Ile macie lat?
5. Jesteście jeszcze w jakiś fandomach?
6. Ulubiona piosenka?
7. Jaki macie telefon? ;)
8. Co was skłoniło do tego, aby założyć bloga?
9. Kim chcecie zostać w przyszłości?
10. Jaki kolor oczu macie?
11. Macie jakieś zwierzątko?
A to są moje odpowiedzi:
1. Poznań, Poland (no bo cóż innego niż nasz "piękny" kraj. bez urazy patrioci)
2. Maya Alexandra
3. Jestem no lifem ludzie, więc co innego prócz pisania na laptopie na blogach mogę robić xxx
4. Hot 16
5. Directioner, JasiuuArmia, nie wiem czy Bart Baker ma fandom, ale ja do niego należę *,*, TeenWolfer, Dylaniator, Gleeker i to chyba wszyscy :)
6. One Direction - Taken, will.i.am. - Feelin Myself i Maejor Ali - Lolly
7. Sony oczywiście
8. Nie miałam co robić w domu i tak się zaczęło...
9. Prawdopodobnie psycholog, ale waham się między szalonym seryjnym mordercą.
10. Niebiesko-szaro-zielone (*,*) ale w dowodzie mam wpisane zielone.
11. Tak, pieseła.
I NIKOGO NIE NOMINUJĘ. 
Dziękuję jeszcze raz. i do następnego. :)
luv ya all, May xx

poniedziałek, 16 marca 2015

Zayn "You always will be my summer love..." (AU) - wstęp

*2010*
- Oj no nie chcę jechać! Mamo! Błagam! Hastings? Nie możemy jechać do Londynu? Tam jest o wiele ciekawiej! Albo może zostanę w domu? Nelly nie ma opiekunki. - błagała swoją rodzicielkę.
- Jedziesz i koniec kropka. Nelly idzie do pani Rosemary. Powiedziała, że z chęcią i radością zaopiekuje się naszym kochanym kundelkiem. - odparła mama.
- Uhg! - warknęła. - Mam 16 lat! Czemu wy nie możecie mi zaufać!? Choć ten jeden raz?!
~*~...~*~
- Wooho! Hastings! - wrzeszczał z kumplami. - Mamo, jadę już! Zadzwonię jak będę na miejscu!
- Pa synku! - odkrzyknęła mu jego mama.
- No jasne, że zadzwonisz... - zaśmiał się jego przyjaciel.
- Zamknij się Louis. - a ten mu zawtórował...
***
Zoe jedzie na wakacje z rodzicami.
Zayn jedzie na wakacje z 4 najlepszych kumpli.
Nie wiedzą, że jadą w to samo miejsce.
Nie znają się, ale się poznają.
Nie mają pojęcia, że ich spotkanie zmieni całe ich życie.

____________________________________________________________________
Oto wstępik do Zayna. Podoba się? Mam straszną wenę na to opowiadanie, więc może niedługo pierwszy rozdział.
 AU - Alternative Universe <- świat alternatywny
czyli one direction nie istnieje mimo to... Zayn przyjaźni się z Louisem, Liamem, Harrym i Niallem. Tylko nie poszli oni do X-Factora nie są bożyszczami tryliona nastolatek itp...
do tego opowiadania zainspirowała mnie akurat piosenka 1D - Summer Love, przy której zawsze ryczę, jak i przy Taken. xx
Enjoy :)
May xx
PS. Co do "She's so dangerous" chcecie rozdział +18? bo zaczęłam go pisać i nie wiem czy zmienić wgl fabułe, czy kontynuować....?

środa, 11 marca 2015

Harry "You've got change" cz. 3 - I wanna be your last first kiss... (OSTATNIA)

Sobota. Dziś klinika jest zamknięta. Cały dzień zamierzam przeleżeć w łóżku i leniuchować. Mam bardzo ambitne plany na ten dzień.
- Grace, telefon do ciebie! - usłyszałam wrzask mojego brata z dołu.
- Cholera. - przeklęłam pod nosem i owinięta jak tortilla kołdrą zeszłam na dół. - Kto?
- Twa rodzicielka, jaśnie pani. - zaśmiał się na moją wkurzoną minę i przygarbioną pozę.
Pewnie wyglądałam jak jakaś czarownica.
- Uh... - westchnęłam i wzięłam słuchawkę. - Halo?
- Witaj skarbie! Jak się masz? - przywitała mnie radośnie.
- Jakoś leci... Lepiej opowiadaj co u was... - powiedziałam.
- No mamy piękny dom w Kalifornii. I mam dla ciebie dobre wieści. W poniedziałek dostaniesz pismo od adwokata, bo oficjalnie klinika jest twoja. - zaśmiała się radośnie.
- Adwokaci zajmują się takimi sprawami? Bardziej to urząd nieruchomości... - zdziwiłam się.
- Skarbie, w Ameryce adwokaci zajmuję się wszystkim! Urząd nieruchomości tylko podpisał zgodę, nic więcej. A ty nic nie musisz podpisywać, wystarczy, że zadzwonisz do naszego rodzinnego adwokata i potwierdzisz, że się zgadzasz i tyle! -pisnęła.
- To wspaniale mamo... Naprawdę. Dziękuję wam. - powiedziałam.
- To akurat było już dawno wiadome, że kiedyś odziedziczysz tą klinikę. A konkretnie od dnia, w którym uratowałaś chomika Harryego Stylesa! - na jej słowa przymknęłam oczy.
- Możesz o nim nie zaczynać? Błagam. - jęknęłam.
- Oh, skarbie, coś się stało? Przecież tak bardzo ci na nim zależało, tak tęskniłaś, tak kochałaś tego chłopca... - powiedziała smutno.
- Miałaś nie zaczynać... - mruknęłam.
- Jako matka zawsze zacznę! Mów mi co się stało między tobą a Harrym! - rozkazała.
- To nie jest już ten chłopiec z naprzeciwka, mamo. On się zmienił i to chyba boli mnie najbardziej, wiesz? Stał się egoistycznym i  seksistowskim dupkiem. - mruknęłam.
- Skarbie... A pomyślałaś, że on może tylko tak udaje? Być może myśli, że ty się zmieniłaś i próbuje ci zaimponować jak każdy facet... - powiedziała.
- No właśnie znam Harryego na tyle, że on nie byłby w stanie udawać takiego idiotę. - rzuciłam.
- Powinnaś z nim porozmawiać. Oh, przepraszam złotko muszę już lecieć. Do zobaczenia. - odparła.
- Pa. - burknęłam i się rozłączyłam.
- Jesteś głodna? - spytał Derek z kuchni.
- Nie. - odpowiedziałam.
- Powinnaś coś zjeść. - rzucił.
- A ty powinieneś czasem odpuścić i nie zmuszać mnie do posiłków. - mruknęłam.
- Wczoraj nie jadłaś obiadu i kolacji, dzisiaj śniadania, teraz nie chcesz jeść obiadów. Wiem, że szefem kuchni nie jestem, ale aż tak źle nie jest, prawda? - spytał.
- Nie jestem głodna, okay? Twoja kuchnia jest znakomita i bardzo mi smakuje. - pocałowałam go w policzek.
Nagle po domu rozległ się dzwonek do drzwi.
- Idź otworzyć, a ja powyżeram ci z garnka jak nie będziesz patrzył. - zaśmiałam się i wzięłam od niego łyżkę.
Prychnął pod nosem i wyszedł z kuchni.
- Jest Grace w domu? - usłyszałam głos Harryego.
- Nie. - odpowiedział mu Derek, chcąc chyba zamknąć drzwi.
- Muszę z nią porozmawiać. - syknął Styles.
- Nie masz o czym. - poszłam akurat w momencie kiedy Derek walnął w nos z pięści loczka.
- Derek! - krzyknęłam. - Harry nic ci nie jest?
Ukucnęłam przy nim i starałam się odciągnąć jego ręce od jego nosa.
- Pokaż. - rozkazałam.
- Nic mi nie będzie. - wymruczał.
- I jeszcze tu masz pęknięte. - lekko dotknęłam zimnym palcem miejsce pod okiem jakim była kość policzkowa. - Chodź, trzeba przemyć ranę, żeby nie było zakażenia.
- Będziesz tego gnoja do domu wpuszczała?! - wrzasnął mój brat.
- Tak idioto. Bez powodu uderzyłeś go! - syknęłam i pomogłam Hazzie wstać i wejść do środka.
- Miałem powód. - mruknął.
- Niby jaki? - spytałam z chłopakiem.
- Przylazł tu bez powodu. - odparł.
- Idź do kuchni i nie pokazuj mi się na oczy. - burknęłam do Dereka. - Usiądź Harry tu.
Pchnęłam go lekko na kanapę.
- Grace, nic mi nie będzie. - mruknął.
- Nie marudź. Zaraz wracam. - poszłam do łazienki po apteczkę.
Wyciągnęłam apteczkę z szafki i zaczęłam schodzić po schodach. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że łażę w starej koszulce Harryego, która wciąż była mi za duża i majtkach. No tak... Piżama idealna. Cóż... Weszłam do salonu i z apteczką w ręku usiadłam Harryemu na kolana.
- Masz coś przeciwko? - spytałam.
- Skądże. - odparł.
- Okay... - posłałam mu lekki uśmiech i na wacik wylałam trochę wody utlenionej. - Chyba ci nie przeszkadza mój zapach przemoczonego psa, co?
- Nie. - uśmiechnął się słodko. - Czemu pytasz?
- Bo śmierdzę jak przemoczony pies... - odpowiedziałam
- Bardziej bym powiedział, że wanilią, ale jak kto woli. - mruknął.
- Może trochę zaszczypać. - powiedziałam i przyłożyłam wacik do rany na policzku na co syknął.
- Boli. - burknął.
- Bądź mężczyzną. - uśmiechnęłam się.
- Chciałem z tobą porozmawiać, Grace... - spoważniał.
- Przecież rozmawiamy. - powiedziałam.
- Nie o to mi chodzi... - zmrużył oczy.
- Więc o co? - spytałam.
- Co się z nami stało, hm? - zadał pytanie.
- Harry... Ja... My... Zmieniliśmy się. Każdy poszedł w swoją stronę... - zaczęłam bawić się palcami.
- Przepraszam Grace. - powiedział ze skruchą.
- Niby za co? - zdziwiłam się.
- Zostawiłem cię, zerwałem kontakt, wróciłem i zachowywałem się jak dupek, ale... Ale myślałem, że ty też się zmieniłaś... W Nowym Jorku wszystko było takie inne... Łatwiejsze... - spuścił głowę.
- Dziewczyny były łatwiejsze i chętniejsze? - prychnęłam.
- Nie tylko, ale jak tak jeździłem to wszędzie były łatwiejsze i chętniejsze. Głupi pomyślałem, że ty też się zmieniłaś i chciałem ci zaimponować, bo myślałem, że na nowego Harryego polecisz. Nigdy nie chciałem cię zranić Grace, ale uciekłem, bo przeraziłem się na śmierć uczucia jakie do ciebie żywię... Ja... Ja sam nie wiem co to  jest, ale cholernie boli jak nie jesteś blisko mnie. Nigdy czegoś takiego nie czułem. - powiedział.
- Ja i zmiana? Błagam... - prychnęłam.
- Wiem. To głupie. Przepraszam. - mruknął.
- Zanim cokolwiek zrobisz... Pomyśl, Harry... I najlepiej mi o tym powiedz, okay? - spojrzałam mu w oczy.
- Kocham cię Grace... - powiedział.
- A ja kocham ciebie, wiesz? - uśmiechnęłam się.
- Grace! Nie bądź głupia! Ten idiota cię znów zrani i co wtedy? Nie uważasz, że wystarczająco cierpiałaś?! - wrzeszczał Derek przychodząc do salonu.
- Ogarnij się! Mam dosyć ciągłego bycia samą! Ty masz Kate, Adam kogoś ma, Christina też... Każdy kogoś ma. Ja chcę Harryego. Mam to gdzieś, że mogę tego żałować. - powiedziałam wstając z kolan Stylesa. - Jeśli ci zależy na moim szczęściu idź do kuchni i nie wtrącaj się się w kim będę się kochać.
- Rób co chcesz... Ale jeśli tylko ją zranisz, ja zranię ciebie. Obyś miał już w razie potrzeby zarezerwowane miejsce na cmentarzu. - syknął do Stylesa i odszedł.
***
- Cieszę się, że przyszedłeś Derek. - uśmiechnęłam się do swojego brata.
- To może dziwne, ale ja również się cieszę. Dobrze cię w końcu widzieć... - przytulił mnie.
- Grace czas na suknię! - wrzasnęła Christina.
- Ależ jesteś nerwowa! Poczekaj! Witam się z moim bratem! - krzyknęłam.
- Mam go w dupie. O hej Derek. Przywitasz się ze swoją siostrą jak założy suknię. - Chris pociągnęła mnie za rękę i siłą wrzuciła do garderoby.
Wsunęłam na siebie piękną białą suknię. Nie mogłam w to uwierzyć. Dziś jest dzień mojego ślubu. Minęły 2 miesiące odkąd pogodziłam się z Harrym. Tydzień później oświadczył mi się i do dnia dzisiejszego trwały przygotowania do ślubu. Pospieszyliśmy się fakt, ale wystarczająco długo czekaliśmy na siebie. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia. Cieszę się. Na prawdę się cieszę i jestem w cholerę szczęśliwa. Delikatnie przejechałam dłonią po śnieżnobiałej sukni i wyszłam z pomieszczenia.
- Córeczko wyglądasz niesamowicie! - pisnęła matka, która nie wiadomo kiedy weszła z ojcem do pokoju.
- Hej mamo. Jak podróż? - spytałam.
- Wspaniała. Harry zadbał o to, żeby było nam wygodnie. Mówiłam ci, że to wspaniały chłopak! No teraz to już w sumie mężczyzna! - przytuliła mnie lekko.
- Tak, tak... Miałaś rację...- uśmiechnęłam się.
- Chodźmy już Derek zająć nasze miejsca. Wyglądasz wspaniale córciu. Do zobaczenia na dole. - dotknęła dłonią mojego policzka i chwyciła mojego starszego brata za rękę.
- Gotowa skarbie? - spytał ojciec.
- Jak nigdy. - zaśmiałam się.
- Zawsze się możesz wycofać... - mruknął.
- Oj proszę cię... Ucieknę z tobą... - zażartowałam.
- Mówię poważnie, Grace. Jesteś młoda. Całe życie przed tobą a ty się tak pospieszyłaś. Minęły niecałe 2 miesiące odkąd Harry ci się oświadczył,a to było krótko po tym jak się pogodziliście po kilku latach! - powiedział.
- Tato, kocham go. I... Czekaliśmy na siebie długo... Owszem tobie może to się wydawać, że zbyt szybko to wszystko się dzieje, ale to dla mnie też nowość... Ale my nie chcemy już więcej czekać... Pamiętaj, że zawsze będę twoją córką. Tylko że dorosłą. - wzruszyłam ramionami.
- Wiem skarbie, wiem. Tylko martwię się i jak każdy ojciec mam obawy. - chwycił mnie pod ramię.
- Nie potrzebnie. - przytuliłam go.
- Grace już czas! - pisnęła Christina.
- To idź i stań tam i bądź z Gemmą druhną! - krzyknęłam.
Stanęłam w drzwiach wielkiego kościoła. Szłam przez sam środek z moim tatą, który mnie prowadził. Harry stał dumnie przy ołtarzu, a przy nim mój brat i jego kuzyn, natomiast, tam gdzie ja stanę stała już szczerząca się od ucha do ucha siostra mojego prawie już męża Gemma i rozklejająca się Christina. Prychnęłam na ten widok i przewróciłam oczami. Mój ojciec stanął przed schodkami i czekał, aż Harry podejdzie. Harry oczywiście dumnym krokiem z wielkim bananem i nie ogarem we włosach stanął przed nami i wystawił swoją dłoń. Moją niechętnie podał mu mój ojciec, zaraz po przytuleniu i mnie i Hazzy szepnął mu na ucho: "Złamiesz znów jej serce, a tym razem ja złamię ci kark, nogi i w dodatku jeszcze cię wykastruję i nie odetnę tylko jąder." Zaśmiałam się cicho na słowa mojego ojca i przerażoną minę Stylesa. Harry ścisnął lekko moją dłoń i razem ze mną podszedł do ołtarza. Stanęliśmy twarzą w twarz.
- Stoisz za daleko, pozwolisz, że się przybliżę. - przysunął się jak blisko tylko mógł.
- Nie obchodzi cię groźba mojego taty? - spytałam cicho. - O spójrz, już cię morduje wzrokiem.
- Raz kozie śmierć. Twój brat już mnie zabił. - prychnął.
- Moi drodzy! - zaczął kapłan. - Zebraliśmy się tu na znak świadectwa miłości tej młodej pary jakim jest małżeństwo...
Kapłan zaczął czytać kazanie, a po tym złożyliśmy sobie przysięgę i przyszedł czas na naszą własną.
- Harry... - Kapłan dał mu znak, że ma zacząć mówić.
- Uh, okay... Grace, nie wiem, czy wiesz ile dla mnie znaczysz, ale powiem, że znaczysz na prawdę dużo i nawet jeśli byś zechciała położył bym się pod nóż twojego taty. I wiedz, że jestem w stanie spełnić każdą twoją zachciankę, marzenie, sen, tylko prócz jednego. Nigdy nie przestanę cię kochać. Nigdy. Choć każdy wie jaki byłem, tak teraz ja mówię, że to ty jesteś jedyną już nie dziewczyną a kobietą, z którą chcę żyć, być, dzielić pasje, zainteresowania, wstydliwe przyjemności, mieć dzieci i wiązać przyszłość... To nie jest obietnica, Grace, ale czysty fakt, który mogę już stwierdzić. BĘDĘ CIĘ KOCHAŁ, AŻ DO ŚMIERCI, a nawet po niej. - powiedział Harry.
- A ja powiem trochę krócej... Liczysz się dla mnie tylko ty i żaden mężczyzna prócz ciebie i o ile będziemy mięli syna nie będzie dla mnie ważniejszy. Kocham cię Harry, zawsze kochałam i zawsze będę cię kochać. - wypowiedziałam się.
- Wymieńcie się obrączkami. - zarządził kapłan.
Harry wsunął mi piękną obrączkę na *serdeczny palec prawej dłoni, a ja jemu. Kapłan kazał nam się pocałować, więc Harry oczywiście musiał mnie przechylić i dopiero wtedy pocałować. Chwytając mnie na panienkę wybiegł z kościoła śmiejąc się wniebogłosy. Boże - pomyślałam - za kogo ja właśnie wyszłam?!

_______________________________________________________________________________
*serdeczny palec prawej dłoni - my w Polsce mamy tak, że obrączkę zakładamy na serdeczny palec LEWEJ dłoni, ale że w Anglii jest np. przeciwny kierunek jazdy (oni jeżdżą po lewej, a my po prawej) to oni mają, że pierścionki zakładają na serdecznym palcu prawej dłoni, a my lewej. o.O popieprzone to.  No ale cóż, tak jest.
>>> Harryego skróciłam (przepraszam) ale tylko dlatego, że zabrakło mi na niego konkretnego pomysłu, ale! >>> Definitywnie po zakończeniu Nialla pojawi się imagin z Zaynem (yeah DJ Malik w końcu powraca w wielkim stylu! xx mój skarbek <3) Może przed ostatnią częścią pojawi się wstęp. Jeszcze nie wiem. Ale teraz chciałam ogłosić stan wojenny!
Jestem właśnie po 3 próbnym teście i wielkimi krokami zbliża się znienawidzony przeze mnie i wszystkich 3-gimnazjalisów kwiecień i trzea sie pouczyć. wypadało by dostać się do jakiegoś konkretnego liceum, c'nie? w każdym bądź razie jeszcze zapraszam was serdecznie na Wattpada (kto korzysta oczywiście) na moje opowiadanie. :) > LINK
luv ya all, May xx

niedziela, 8 marca 2015

Niall "She's so dangerous" cz. 11 - Shut up and sit here. Love u stupid.

Przyszedł czas na tą cholerną niedzielę. Bolała mnie trochę głowa, tzw. "kac" ponieważ na samej pizzy się nie skończyło. Poszliśmy jeszcze do baru i napiliśmy się, po kilka piw. Dzielna Elka jedyna nie piła i prowadziła auto. Więcej grzechów nie pamiętam. Nie wiem, czy mój ojciec zrobił mi jazdę, czy też nie. Pamiętam, że bardzo czule pożegnałam się z Niallem. Uśmiechnięta mimo bólu przekręciłam się na plecy.
- Dzień dobry, panno Morgan. - powiedziała Martha wchodząc do mojej sypialni. - Przyniosłam śniadanie.
- Dzięki. Wiesz może o której wróciłam do domu? - spytałam.
- O 3. - odpowiedziała.
- A mój tata robił mi gnój? - zadałam następne pytanie.
- Skądże. Przecież napisała mu panienka, że wróci trochę później. Dodał tylko, żebyś na dziś była wypoczęta. - wyjaśniła.
- Dzięki Martho. - mruknęłam.
- Do usług. - wyszła.
Follow for more
Podłączyłam swój telefon do głośników i włączyłam piosenkę zespołu Rock Mafia - The Big Bang. Wstałam poruszając się w rytm muzyki i podeszłam do szafy. Chwyciłam czarną bluzkę na długi rękaw i ciemne jeansy. Poszłam do swojej łazienki i wzięłam gorący prysznic. Po całkowitym osuszeniu ciała i włosów nałożyłam na siebie czystą bieliznę i wybrany przez siebie outfit. Chwyciłam swój telefon i zobaczyłam, że mam kilka powiadomień. 279 nowych powiadomień na IG i 7 nowych wiadomości od Nialla. Jeszcze jakieś powiadomienia ze Snapchata, Twittera i Facebooka.Uśmiechnęłam się na tą drugą wiadomość i od razu na to kliknęłam.
✉Nialler: Jak się miewa moje słońce? 
✉Nialler: Misiaczkuuu............
✉Nialler: Odezwij się!!!
✉Nialler: Chcę i muszę wiedzieć czy żyjesz?!
✉Nialler: Błagam odpowiedz!
✉Nialler: Łeb mnie boli! Umieram. Mam atak serca, aw!
✉Nialler: Pewnie śpisz... Nie będę ci przeszkadzał... Chciałem ci też powiedzieć, że cię bardzo kocham ❤❤❤ i oznajmić, że będę około 15, bo mam trening dodatkowy o 11 i jak wrócę to akurat będzie 14 i jeszcze będę musiał się przebrać i wziąć prysznic. I jeśli będziesz chciała to nawet na noc zostanę. ;3 xx
✉Ja: Chcę xx. I postaraj się być jak najwcześniej. ;* i ja ciebie też kocham xx
✉Nialler: xx 
✉Nialler: Kac cię odwiedził? Bo mnie i Louisa owszem. Eleanor była już zmęczona prowadzeniem i musiałem przenocować tą dwójkę. Zabrali mi moją sypialnię i musiałem spać na niewygodnej kanapie. Co za chamy! . ;c
✉Ja: Odwiedził, ale coś taki słaby był... Pewnie przeziębienie go wzięło, czy coś. I hahahaahhhhaha! A ja się wyspałam! Normalnie bym cię nazwała frajerem i wgl... Więc... HA! Frajer! aahahahahahahahahahah xx still loves ya xx<3
✉Nialler: No to dziękii bardzo za wsparcie. =,=
✉Ja: Też cię kocham dzióbku :*
✉Nialler: Aww! Ja ciebie też! <3   
Zaśmiałam się i rzuciłam telefon na łóżko, po czym wzięłam się za śniadanie i opuściłam sypialnię.
***
Goście zaczęli się zjeżdżać, a ja ich witałam. Mój ojciec przemówił na sam początek, a ja rozmawiałam z gośćmi. Dziś jest naprawdę trudny dzień dla naszej rodziny. Akurat dzisiaj mija 14 lat odkąd zamordowali moją mamę. Nikt nie mówił o tym głośno, bo dla każdego było to trudne. Jedynie narzekaliśmy na zło i inne gangi, które zabiły dla nas ważną osobę. Rozmawiałam właśnie z siostrą mojej mamy - Valentiną, aż nagle zadzwonił mój telefon. Grzecznie ją przeprosiłam i odeszłam do mojego pokoju.
- Co się stało? - spytałam.
- Jak mam wejść, skoro wszędzie kręcą się członkowi twojej rodziny? Tak bdw, masz BARDZO liczną rodzinę. - spytał Niall.
- Zaraz wszyscy wyjdą do ogrodu, więc będziesz mógł wejść przez drzwi frontowe. Wyjdę po ciebie... - powiedziałam.
- Okay. Kocham cię. - odparł.
- A ja kocham ciebie. Pa. - cmoknęłam do słuchawki i schowałam telefon do kieszeni.
Zeszłam do ciotki, która uśmiechnęła się do mnie ciepło stojąc przy schodach.
- To był ważny telefon. Dzwoniła do mnie moja najlepsza przyjaciółka i miała poważny problem. - wytłumaczyłam się.
- Mówisz o tej blond-przyjaciółce, która chowa się w krzakach przed domem? - spytała cicho. - Spokojnie nic nie powiem ojcu, ale musicie być cicho. Powiem mu, że poszłaś się położyć, ponieważ brzuch cię boli.
- Dziękuję. - powiedziałam.
- Nie ma za co. - szepnęła.- Oj Elisso, powinnaś się położyć, masz gorące czoło, a jak jeszcze brzuch cię boli... Idź odpocząć. Chodźmy wszyscy do ogrodu, żeby nasza kochana Elissa mogła zasnąć w ciszy. - powiedziała swoim donośnym głosem.
Wszyscy wyszli, a ja dałam znać Niallowi, żeby szybko wszedł. Wbiegliśmy cicho do mojego pokoju, po czym przekręciłam zamek w drzwiach.
- Tęskniłem. - powiedział.
- Ja też. - przytuliłam się do niego.
- Jak ci minął dzień? - spytał, gdy położyliśmy się do łóżka.
- Nie najgorzej. Jak na treningu? Louis bardzo cierpiał? - uśmiechnęłam się.
- Oj tak. Nie mogliśmy ustać na dwóch nogach, a trener się ciągle wydzierał. Masakra. Ale teraz jestem tu z tobą, więc jest okay. - pocałował mnie.
- Jakiś ty słodki. - pisnęłam.
- No weź, jestem dorosłym i dojrzałym mężczyzną. - mruknął.
- Moim słodkim dorosłym i niedojrzałym mężczyzną. - cmoknęłam go.
- Niedojrzałym? - spojrzał na mnie z ukosa.
- A pamiętasz ten dzień, kiedy ty, ja, Eleanor i Louis byliśmy w pizzerii zanim? - spytałam.
- Jesteśmy tam codziennie. - odparł.
- No więc codziennie rozpoczynasz wojnę "Kto pierwszy zje" "Kto najdłużej wytrzyma bez oddechu" i ciągle bawicie się z Louisem słomkami udając, że to miecze świetlne! - powiedziałam
- Star Wars wymiata. - rzucił.
- Nie do końca. - skrzywiłam się.
Nagle usłyszałam czyjeś kroki, więc zakryłam usta Nialla ręką. Po pokoju rozległo się pukanie do drzwi.
- Elisso? Wszystko w porządku? Valentina powiedziała, że się źle poczułaś... - rozpoznałam głos ojca.
- Em, już tak... Dzięki, że pytasz... - odpowiedziałam.
- Więc mogę wejść? - spytał. - Czemu się zakluczyłaś. Elissa otwórz drzwi.
- Daj mi chwilę. Muszę się ubrać. Brałam prysznic i wgl. - wstałam po cichu z Niallem i wsadziłam go do szafy, po czym do niego szepnęłam. - Zamknij się i siedź tu. Kocham cię głupku.
Cmoknęłam go, po czym zamknęłam drzwi do szafy. Znalazłam na krześle legginsy i bluzę Nialla, więc się szybko przebrałam. Odkluczyłam drzwi i je otworzyłam.
- Coś się stało? - spytałam.
- Przyszedłem sprawdzić, czy wszystko w porządku. Czemu masz suche włosy i nietknięty makijaż skoro brałaś prysznic? - zdziwił się.
- Miałam czepek, a makijaż jest wodoodporny. - odpowiedziałam.
- No tak... Chodź na obiad. - powiedział i zszedł.
Zamknęłam za sobą drzwi i podążyłam za ojcem. Niall biedny musiał kisić się w szafie. Zjadłam szybko obiad i czym prędzej wróciłam do swojego pokoju. Otworzyłam drzwi do szafy, a Niall aż się przestraszył.
- Gdzie byłaś? - spytał.
- Obiad jadłam. - cmoknęłam go w usta.
- Zaczynałem tu wariować. Nie musiałaś mnie tu zakluczać! - Jęknął.
- Ups? - zaśmiałam się.
- I tak cię wariatko kocham. - zaczął mnie całować.
- A ja kocham ciebie, idioto. - wyszeptałam w jego usta, a swoje dłonie wplotłam w jego włosy.
Miał takie miłe w dotyku, aż chciało się za nie ciągnąć i czochrać... Położył dłonie na moich biodrach i przysunął mnie jak najbliżej siebie. Całowaliśmy się tak, dopóki nie rozległo się trzaskanie w drzwi.
- Cholera. - szepnęłam. - Schowaj się.
Niall znów wlazł do szafy, a ja podeszłam do drzwi. Otworzyłam je i zobaczyłam moich młodszych kuzynów.
- Czego? - syknęłam.
- Czemu tam siedzisz? - pytali.
- Bo się jestem zmęczona! Sio! - odgoniłam ich i trzasnęłam drzwiami. Zakluczyłam je i ponownie otworzyłam drzwi do szafy. - Siemasz przystojniaku.
- No hej, ślicznoto. - uśmiechnął się zalotnie.
- Jak życie? - spytałam.
- Masz ochotę wracać do poprzedniej czynności, czy tak nie zbyt? - zapytał z nutką nadziei
- Mam, ale dokończymy to później, gdy wszyscy pójdą spać. - oparłam się głową o drzwiczki.
- Oh, czyli mam liczyć na coś więcej? - zdziwił się.
- Na o wiele więcej. - cmoknęłam go, gdy wstał.

______________________________________________________________________
No hej... Sorry że tak późno, ale cóż mogę poradzić na brak czasu. Właśnie idę spać, ale najpierw - Wolf of the city. Oficjalnie miała być dzisiaj premiera, ale jest jutro. Muszę jeszcze dopisać kawałek i wgl... Opowieść znajduje się na Wattpadzie, więc osoby, które korzystają z tej aplikacji, lub siedzą na necie na tej stronie wpisujecie moją nazwę namelessmay i klikacie w którekolwiek opowiadanie, jest z Dylanem O'Brienem (mój własny Teen Wolf pt. Don't leave me... >Dylan O'Brien FF<), później The Secret z Zaynem, London Dreams z Zaynem, You're my Hero z Zaynem i jutro pojawi się Wolf of the city z Dylanem. macie tu link na mój profil, jeśli nie chcecie konta i możecie poprosić mnie pod tym postem w komentarzu jeśli jakaś historia was zaciekawi z okładki lub tytułu możecie śmiało prosić, żebym mogła ją tu wcisnąć. Nie obrażę się też, jeśli już na Wattpardzie zostawicie po sobie jakąś gwiazdkę, komentarz, cokolwiek. Liczę na waszą szczerą opinię, sugestie, co powinnam zmienić, dodać, ująć I CZY PODOBAJĄ WAM SIĘ OKŁADKI. I jeśli znacie kogoś kto w miare szybkim tempie robi niesamowite okładki PISZCIE bo to BARDZO WAŻNE. NAPRAWDĘ. jeśli chcecie jakiegoś dedyka - piszcie. spróbuję napiać dla was one shota z kimkolwiek zechcecie.
oraz spóźnione (no jeszcze nie bo jest 23;23) życzenia na dzień kobiet. Powiem tyle. Spełnienia marzeń kobitki. Żeby życie układało się po waszej myśli.
Chcę wam podziękować za miłe komentarze, które są w różnej ilości, ale zawsze nawet jak jest jeden komentarz to mnie to ogromnie cieszy. Wtedy po prostu wariuję ze szczęścia, że ktoś czyta moje wypociny i jeszcze je chwali. DZIĘKUJĘ.
kocham was
luv ya all, May xx