niedziela, 29 września 2013

Louis cz.22 "Tonę, opadam na dno... Nie pozwolę, by ktoś nas rozdzielił. Umieram z tobą"

"Tonę, opadam na dno... Nie pozwolę, by ktoś nas rozdzielił. Umieram z tobą"


Kolejne 4 minuty, przeleciały szybko, a ja zanosiłam się z płaczu zdając sobie sprawę, że to koniec. Odebrali mi go. Krew w żyłach przybierała co raz chłodniejszą temperaturę, zwalniając swoje krążenie. Powinien być 7 minut temu, a zamiast tego wita mnie cisza. Ruszyłam przed siebie drżącym krokiem, z trudem wymijając drzewa. Wszystko było rozmazane. Traciłam siły, słabłam. Chciałam umrzeć. Tak chciałam umrzeć teraz i tu. Umrzeć razem z nim...
Czy to możliwe, bym w kilka godzin pokochała tak bardzo Louisa ?A gdzie podziała się ta nienawiść do jego osoby ? Uleciała w całości, zastąpiona najsilniejszym uczuciem. Miłością. Mój bieg przypominał już raczej trucht. Nie wiem gdzie byłam, gdzieś daleko. Lecz las nie miał końca, wciąż wyglądał tak samo.
- Pośpiesz się słońce.
Jego głos. Podniosłam wzrok napotykając, zakrwawioną, ale uśmiechniętą twarz Louisa. Żyje.
-Nie przybiegłeś. Czekałam. Myślałam, że ty....
- Nigdy. Przecież nikt inny nie może cię mieć.
Zatrzymałam się, mocno przytulając niebieskookiego.
- Musimy uciekać, są tuż za nami.
Kiwnęłam głową, ruszając za chłopakiem. Ucieczka. Przez ostatnią godzinę tylko to robimy, uciekamy. A gdzie policja ? Nasz splecione dłonie, trwały w mocnym uścisku. Strach przy nim tracił swoje siły.
- Umrzecie w tym lesie !!!
Odwróciłam głowę, żałując po chwili swoich czynów. Byli za nami kilka metrów. Poczułam mocne zderzenie z ciałem Louisa i stanęłam. Spojrzałam przed siebie widząc dość wysokie urwisko.
- Ufasz mi ?-zapytał.
- T.tak.
Oplótł mnie rękoma, przyciskając mocno do swojego torsu i skoczył w dół. Czas płynął nie wyobrażalnie wolno. Czułam jedynie ostre powietrze, raniące moją skórę, jak nóż i ramiona chłopaka. Oplatał mnie mocno, starając uchronić przed wszystkim. Zamknęłam oczy, zaciskając szczelnie powieki. Lodowata ciecz uderzyła o moje stopy, dając posmakować silnego bólu. Po kilki sekundach całe ciało zanurzyło się w wodzie. Czas płynął, a my opadaliśmy na dno, które było nie osiągalne. Zaczynało mi brakować powietrza i w przypływie paniki zaczęłam machać rękoma. Woda miała temperaturę minusową, mroziła moje kości. Nie panując nad ciałem otworzyłam usta, zachłystując się cieczą. Przestałam się ruszać, czując, jak powoli tracę kontakt ze światem. Moje ciało było bezwładne, było można zrobić z nim wszystko. Mocne szarpnięcie i czułam, jak się unoszę. Domyślam się, że jestem ciągnięta ku górze, ale droga nie ma końca.
- Heyley oddychaj !Otwórz oczy!
Głos Louisa obijał się o uszy. Chciałam, naprawdę chciałam podnieść powieki, ale były zbyt ciężkie.
- Wiem, że mnie słyszysz! No już !
Nie potrafię, jakiś ciężar przygniata moje płuca. Uderzenia w moje plecy, były lekkie jak muśnięcie piórka. Jednak po odgłosach wnioskowałam, że wkłada w to wszystkie swoje siły.
- Heyley oddychaj proszę !
Ostatnie uderzenie i czułam, jak ciężar zostaje zdjęty, a woda wylewa się z moich ust. Zaczęłam kaszleć, łapiąc płytkie oddechy. Moje ciało dostało drgawek, a ja nie potrafiłam nad tym zapanować.
- Wszystko będzie dobrze...- miał spokojny ton głosu.
Moja głowa opadła na jego ramię, a jego dłoń zaczęła głaskać moje włosy. Dopiero teraz uchyliłam powieki, mrugając kilkakrotnie, by nabrać ostrości. Jesteśmy.... po środku wielkiego jeziora. Dopłynięcie do brzegu wymaga zbyt wiele wysiłku, którego ja nie jestem wstanie włożyć.
- Jest mi zimno, nie czuję nóg.- oznajmiłam ochrypłym głosem.
- Będzie dobrze, tylko nie zamykaj oczu. Myśl o czymś, możesz nawet mówić albo śpiewać.
-Nie potrafię śpiewać.
- Potrafisz na pewno.
- Wiesz jak jest tam na górze ? W niebie ?
- Nie wiem, nie wybieram się tam w najbliższym czasie i ty też nie.
Nie wiem czemu, ale rozbawiło mnie to. Dziwne uczucie. Jakbym była na haju cały dzień.
- Trzymaj się mnie mocno, popłyniemy trochę.
Wykonałam jego polecenie, oplatając jego szyję ramionami. Klatką piersiową przywarłam do jego pleców i zaczęłam ruszać nogami. Chciałam mu pomóc. W oczach zamigotały niebiesko-czerwone światła.
- Policja..- wymamrotałam nie zrozumiale, a chłopak zaprzestał ruchom.
Zaczęli mówić coś przez megafon, ale jedyne co słyszałam to bełkot. Zamknęłam oczy z kompletnego zmęczenia i zacieśniłam uścisk wokół szyi chłopaka. Jedyne czego chciałam, to znaleźć się teraz w ciepłym łóżku i wymazać wszystko z pamięci. Chciałam żeby nas wyłowili i zawieźli w bezpieczne miejsce.
- Niech pani złapie się mnie.- otworzyłam oczy widząc policjanta przed sobą.
Niebieski szczelny mundur i deska przymocowana w jego pasie. Nie odpowiadałam dłuższą chwilę, nie mogłam wydusić z siebie głosu.
- Słyszy mnie pani ?- starał się być miły.
Nie ufam mu. Nie ufam teraz nikomu, za wyjątkiem Louisa. Przytuliłam głowę do szyi bruneta, ogrzewając ją swoim oddechem. Zamknęłam ponownie powieki, nie zważając na policjantów.
- Nie puszczę cię...- cichy szept uleciał z moich ust w kierunku Louisa.
- Proszę pani wszystko w porządku ?- słyszałam zmartwienie.
Jak ma być w porządku ? Widziałam na własne oczy, jak zabijają chłopaka. Widziałam na własne oczy, jak katują Louisa. Uciekałam kilka kilometrów przez las. Spadłam z urwiska i wylądowałam w lodowatej wodzie. Jestem w niej od ponad 10 minut nie czuję nóg. Jestem wycieńczona. Tak wszystko jest w porządku.
- Ona zostanie ze mną.- usłyszałam zbawienny głos chłopaka.
- Niech pan trzyma się deski, zabierzemy was do brzegu.
Dalej nie słyszałam nic, czułam tylko jak woda ociera moje ciało, stawiając niewielki opór. Stopy dotknęły ziemi, a ja w przypływie małej dawki siły zdołałam otworzyć oczy i się podnieść. Kilku funkcjonariuszy podbiegło do nas, zawijając w jakieś foli i odciągając mnie od ciała Louisa.
- Może pan pójść na chwilę z nami ?
- Tak.
Zostawia mnie ? Z nimi ? Spokojnie Hey to policja, nic ci nie zrobią.
- Jak się pani czuje ?- miła policjantka wyrosła przede mną.
Jej oczy porażały przyjaźnią.
- D..dobrze.
- Boli coś panią ?
- Noga.
- Mogę ją obejrzeć ?
- Tak.
Usiadłam na otwartym bagażniku radiowozu i dałam się "zbadać''.
- Czy.. czy złapaliście tych...
- Tak- przerwała mi. Nie wyjdą już z więzienia, mogę ci to obiecać.
Uśmiechnęłam się blado w odpowiedzi na jej pocieszający uśmiech.
- Masz skręconą kostkę. Opatrzę ci ją.
Kiwnęłam głową, widząc jak kobieta uważnie zawija bandaż wokół niej. Mocno zacisnęła go i założyła dodatkową opaskę usztywniającą.
- Zaraz wrócę. Zostań tu.
Odeszła gdzieś, zostawiając mnie samą. Siedziałam, gryząc się z własnymi myślami. Chciałam przestać myśleć.
- Złapali ich.
Przeniosłam wzrok na chłopaka siedzącego obok. Objął mnie ramieniem, przyciskając do swojego torsu.
- Dostaną do żywocie. Policjanci oddali mi to.- wyciągnął przede mną mój kij bejsbolowy. - Skąd ty go w ogóle wzięłaś ?
-Z mojego domu. Kiedyś broniłam się nim przed ojcem.
Wspomnienia przejęły myśli, a łzy zebrały się w oczach. Widziałam gniew w oczach Louisa. Nie wiedziałam o co mu chodzi, kiedy podniósł się gwałtownie i z całej siły kopnął w wystający pień. Przeraził mnie. On coś wie ?  Zabijał wściekłością, czemu teraz Louis  ? Kiedy byłeś normalny ?...
 
Wiem, że nie lubicie jak kończę w takich momentach... :C
Ale uważam, że byłoby nudno, gdybym kończyła cały czas
w szczęśliwych chwilach...
Nie chcę was zanudzić tym opowiadaniem, a naprawdę jest to dla mnie trudne i bardzo się staram.
Więc Louis żyje, uznałam, że nie mogę go zabić <3
Ale to jeszcze nie koniec...
Czarne chmury nadejdą niedługo :D/Natalia
 
Ps. Zapomniałabym... I LOVE ALL AND MASSIVE THANK YOU <3 <3 <3 <3



sobota, 28 września 2013

Louis cz.21 "Drzewa rosnące gęsto jeden przy drugim, a wśród nich ja, przewijam się przez smugi mroku... Odebrali mi ciebie."

"Drzewa rosnące gęsto jeden przy drugim, a wśród nich ja, przewijam się przez smugi mroku... Odebrali mi ciebie."

Otworzyłam oczy widząc, jak w moim kierunku zbliża się facet. Odstęp między nami nie był duży, metr, dwa. Ale czas zwolnił. Wszystko dla mnie zwolniło, tak jakbym miała czas na przemyślenie...
- Broń się Hey !!!- krzyk Louisa, dał znać, że jestem zdana na siebie.
Muszę działać. Bronić się, ale czym ? Jestem za słaba.
- Maleńka szkoda twoich starań ! Nie myśl tak, nie uda ci się uciec !
- Nie mów tak do mnie !- wysyczałam przez zęby, kiedy dzieliło nas już pół metra.
Szybko ! Myśl ! Każda rzecz jest dobra ! Rozejrzałam się szybko napotykając wzrokiem ścianę i szafkę. Szafka ! Szybko wychyliłam się do przodu, sięgając do półki. Kosmetyki, były moją bronią. Zaczęłam energicznie rzucać nimi w mężczyznę. Nie wiele, ale mogłam zyskać trochę czasu. W dłoń wpadły perfumy, dwie buteleczki były moją ostatnią amunicją. Zamachnęłam się,wkładając w to wszystkie swoje siły i rzucając jednym flakonikiem. Dostał w pierś, pudło. Zamachnęłam się drugim. Szklana buteleczka uderzyła w głowę napastnika, który był przygotowany na moją kolejną skuchę. Krew zaczęła delikatnie sączyć się po jego czole, spływając na gęste brwi.
- Pożałujesz, że się urodziłaś !!!
Wściekłość !!! Rzucił się od razu na mnie, przygwożdżając moje ciało do ściany. Jego duża dłoń zacisnęła się na moich nadgarstkach, tak mocno, że z pewnością krew przestała dopływać mi do palców. Druga ręka znalazła swoje miejsce na moim dekolcie.
- Nie dotykaj mnie- kolejny raz wysyczałam kilka słów w jego kierunku.
- Nie mów, że ci się nie podoba ! Widzę, że tego chcesz !- jego dłoń powędrowała na mój policzek.
W tej chwili brzydziłam się swojego ciała, brzydziłam się, bo on mnie dotykał.
- Może się zabawimy, za nim twoje życie dobiegnie końca ?!- jego oddech był chłodny, mroził nim moje policzki.
- Spróbuj ją tknąć !
Uścisk na nadgarstkach stał się luźny, nieodczuwalny. Barczysty mężczyzna odstąpił ode mnie kawałek, po czym padł u moich stóp, na kolana. Podniosłam wzrok do góry widząc Louisa z uniesionym kijem.
- Nikt cię nie będzie po za mną dotykał.- wysyczał wściekły.
Mocno chwycił moją dłoń, przeciągając na swoją stronę.
-Szybko biegniemy na dół.- wyszeptał do mojego ucha i pociągnął za sobą.
Korytarz nie stanowił dla nas większej przeszkody podobnie jak schody. Podbiegliśmy do drzwi wejściowych, ale ich otworzenie stało się znacznie trudniejsze.
- Louis idą - przełknęłam głośno ślinę.
- Cholera, do okna szybko.
Louis walną kilka razy w szybę, powiększając dziurę w oknie.
- Podsadzę cię, a ty uciekaj szybko.
- Nie ucieknę bez ciebie.
- Musisz się ratować !
- Nie bez ciebie.
 
Zeskoczyłam z okna, stając stopami na zimnej ziemi. Czułam jej chłód przenikający przez cienki materiał skarpetek. Złapałam kij od chłopaka i modliłam się by zdążył. Napastnik był tuż za nim.
- Uważaj ! - łzy nie przestawały wypływać, wręcz przeciwnie, było ich co raz więcej.
- Już dobrze, musimy uciekać, chodź.
Pocałował mnie w czoło, po czym szybko pociągnął w głąb lasu. Biegłam za chłopakiem ile sił, starając się nie puścić jego dłoni. Rosa pod stopami całkowicie przemoczyła moje, jak i bruneta skarpetki. Nawet nie chcę myśleć jakich stworzeń w tej chwili dotykają moje stopy. Moja słaba kondycja powoli dawała o sobie znać. Ból dolnych kończyn stawał się uciążliwy. Traciłam powoli ostrość obrazu, a w głowie zaczynało wirować z powodu niedotlenienia. Biegliśmy już dłuższą chwilę.
- Nie mogę oddychać,... zatrzymajmy się na chwilę...- wybełkotałam, łapiąc w między czasie małe oddechy.
Zatrzymał się, a ja opierając się o drzewo wzięłam kilka głębszych oddechów.
- Nie uciekli daleko, znajdziemy ich !- donośny i ochrypły głos faceta rozniósł się echem po lesie.
Ich postać stała się widoczna, nie było czasu.
- Nic nie mów.- brunet wyszeptał do mojego ucha, przyciskając nas do drzewa....
Mój oddech był ciężki i nierównomierny.
- Zwrócę na siebie ich uwagę, a ty uciekaj.
- Nie...
- Biegnij prosto przed siebie, jak będziesz kawałek stąd zatrzymaj się. Jeśli nie przybiegnę po 10 minutach uciekaj - przerwał mi.
- Nie zostawię cię.
-Właśnie, że zostawisz. Obiecaj mi, że na pewno przeżyjesz...?
- Nie.
- Obiecaj ?
- Nie mogę.- wyszeptałam, a po moich policzkach spłynęły kolejne strugi łez.
- Możesz i przeżyjesz. Dam ci znak i uciekaj.
Zostawił mnie przy drzewie wychodząc do napastników. Chwilę panowała cisza, po czym usłyszałam przepełniony bólem głos chłopaka. Stałam, jak słup, zdając sobie sprawę, że właśnie katują bruneta na śmierć. Nie mogła, nic zrobić, nie mogłam zadziałać. Czemu ta popierdolona historia spotkała mnie. Czemu ? Czemu muszę tkwić w tym dziwnym świecie i przeżywać to wszystko.
- Już !!!- krzyk bruneta rozniósł się echem po lesie.
Odczekałam chwilę, wychylając się zza grubego dębu. Barczyści mężczyźni całą uwagę, skupiali na chłopaku. Wzięłam głęboki wdech, po czym odwracając się, zaczęłam biec przed siebie. Adrenalina dodawała mi siły, a droga przemierzana była szybciej. Słyszalne były tylko odgłosy łamanych gałązek pod moimi stopami i mój ciężki, przerywany oddech.
Wszystkie drzewa wyglądały tak samo, przerażały. Rosły gęsto jeden przy drugim, a ich korony nie przepuszczały promieni słońca, ani światła. Panował półmrok, zgrywający się z głuchą ciszą.
Zwalniałam kroku, zatrzymując się przy jednym z drzew. Cholera, jak mam sprawdzić, kiedy mija 10 minut. Nie mam telefonu i zegar... Wyciągnęłam z kieszeni ciężki przedmiot, którym okazał się zegarek Louisa. Ale jak ? Skąd ? Sprawdzałam co minutę czas, zbierając przy tym siły. Minęło już 8 minut, a go nie było. A co jeśli on już nie żyje ? Co jeśli go zabili ? Nie na pewno nie... Nowe łzy zmoczyły wyschnięte policzki, przyprawiając o mocny piekący ból. Mimo, iż zaprzeczałam złym myślą, serce przestało wierzyć rozumowi. Odłączyło się, odizolowało umierając powoli z bólu. Kolejne 4 minuty, przeleciały szybko, a ja zanosiłam się z płaczu zdając sobie sprawę, że to koniec. Odebrali mi go. Krew w żyłach przybierała co raz chłodniejszą temperaturę, zwalniając swoje krążenie. Powinien być 7 minut temu, a zamiast tego wita mnie cisza. Ruszyłam przed siebie drżącym krokiem, z trudem wymijając drzewa....

 
 /Natalia



 

piątek, 27 września 2013

Louis cz.20 "Za drzwiami czai się śmierć... przez krótką chwilę płacę największą cenę posiadania ciebie"

"Za drzwiami czai się śmierć... przez krótką chwilę płacę największą cenę posiadania ciebie"

Patrzyłam jak walczy chwilę z zamknięciem drzwi na klucz. Udało się. Oboje wbiegliśmy do łazienki, zamykając kolejne drzwi na klucz. Moja walka została zakończona, łzy wygrały, wydostając się z moich oczu niczym rwąca rzeka. Zjechałam po ścianie na zimne kafelki, przyciskając do swojej piersi kij bejsbolowy, jak najlepszą przytulankę...
 Moje ciało gorzej niż drżało, trzęsłam się, jakbym dostała ataku padaczki. Nie widziałam za wiele, obraz były niewyraźny, zamazany. Ramiona bruneta objęły mnie, chowając przed światem. Siedział obok. Cichy szloch wyrwał się z moich ust, wraz z myślą, że te drzwi to nasza jedyna szansa. Za nimi może kryć się śmierć. Postać, którą wszyscy kojarzą jako zmorę/szkielet odziany w szatę o najciemniejszym kolorze czerni, z żelazną i ciężką kosą w ręku, teraz przybrała wygląd dwóch facetów. Kolejny huk okazał się być słyszalny dla uszu, a ja cicho załkałam. To ma być już nasz koniec ?....
- Louis Kocham cię.- z moich ust wyrwały się ciche słowa, tworzące zdanie.
Teraz jestem pewna uczucia do niego. To dziwne... uświadamiamy sobie ile drugi człowiek dla nas znaczy, dopiero wtedy, kiedy mamy go stracić. Kiedy ma odejść od nas bezpowrotnie. Dopiero wtedy czujemy, jak bardzo duży wpływ miał, ma na nasze życie.
- Ja ciebie też Hey, ale to nie koniec naszej bajki. Obiecuję.
Zamknęłam oczy, chcąc chodź na chwilę zapomnieć o tym co się dzieje, co nas czeka. Los. To on jest za wszystko odpowiedzialny.
- Policja !- krzyk chłopaka rozniósł się po pomieszczeniu.
Otworzyłam oczy spoglądając na niego. Telefon. Lekka radość zagościła w moim ciele, jeżeli nas znajdą wszystko będzie dobrze.
- Nie wiem gdzie dokładnie jesteśmy.- odpowiedział poddenerwowany.
Wpatrywałam się w niego, kiedy on opisywał dokładnie miejsce naszego pobytu. Zapamiętał więcej niż ja. Wiem tylko, że jesteśmy w lesie. Nie miałam pojęcia, że w pobliżu znajduje się jezioro. No tak. Świetne miejsce, będą gdzie mieli wrzucić nasze zwłoki.
- Już wysłali radiowozy, musimy czekać...
Przycisnął mnie jeszcze bardziej do siebie. Czekać ? Ile ? Podkuliłam nogi do siebie, słysząc, jak ktoś ciężko wchodzi po schodach. Są już w domu. Czemu właściciel domu nie pomyślał o szybach kuloodpornych ?
- Boję się.- wyrwało mi się z ust.
Oddech stawał się co raz cięższy, a oddychanie zaczynało sprawiać mi trudność. Krew w żyłach krążyła bardzo szybko, a jej temperatura przekraczała normy.
- Daj mi ten kij.
Szybko mu oddałam swoją przytulankę, patrząc co chłopak ma w zamiarze. Podniósł się z podłogi, patrząc na drzwi. Wyglądał, jakby na nich mógł znaleźć rozwiązanie.
- Heyley wstań- podał mi rękę podchodząc bliżej mnie.- posłuchaj mnie uważnie. Nie możesz się poddać i musisz być cicho. Staraj się nie wydawać żadnych dźwięków i ruchów do puki ci nie pozwolę.
Kiwnęłam głową na tak, chociaż kompletnie nie wiedziałam co ma na myśli. Wzrokiem śledziłam jego ruchy kiedy on odsuwał szafkę z rogu ściany robiąc wnękę.
- Stań tu i się nie ruszaj.
Wsadził mnie w wolną przestrzeń przyciskając do ściany.
- Zawsze jest tak, że się rozdzielają, jeśli wpadnie tu jeden, nie zauważy cię od razu, zajmie się mną. Będziesz bezpieczna przez jakiś czas, tylko nie wydawaj dźwięków.
Jego usta musnęły moje w delikatnym pocałunku, po czym odsunął się ode mnie. Stanął na bezpieczną odległość przed drzwiami i czekał, aż któryś nas znajdzie. Każda sekunda ciągnęła się jak minuta. Każda chwila oddalała lub przybliżała nas do końca, do śmierci. Trzask, tak głośny, że z ledwością powstrzymałam się od większego ruchu. Był blisko, napastnik był blisko. Walnięcie i widziałam jak w metalowych drzwiach pojawia się wgniecenie. One, jako jedyne stanowiły barierę między nami. Minuty kiedy zamki puszczą i nie wytrzymają uderzeń. Jedno walniecie.... drugie....trzecie....czwarte...koniec. Wstrzymałam oddech, zatykając dłonią usta. Łzy rzewnie wylały się z oczu kiedy facet spełnił przeczucia Louisa i rzucił się od razu na niego. Brunet kazał mi się nie ruszać, a co jeśli wpadło ich dwóch, a nie jeden tak, jak przepuszczał ? Obaj zaczęli bić Louisa, po chwili ten wyższy odsunął się patrząc, jak próbuje się bronić za pomocą kija. Byli więksi, masywniejsi. Zaliczali się do znacznie wyższej kategorii wagowej.
- A gdzie twoja towarzyszka skurwielu hmmm... ?
Teraz tylko sekundy, a mnie znajdą. Wstrzymałam powietrze i z całej siły naparłam na ścianę.....
Serce waliło nie wyobrażalnie szybko i mocno. Stałam w kącie między szafką, a ścianą czekając na jakieś słowa Louisa, skierowane do mnie.
- Mów !!!
Brunet zwinął się z bólu, nie będąc w stanie, obronić się przed ciosem w brzuch. Z całej siły przyciskałam dłoń do ust, starając stłumić się w niej cichy szloch.
- Słuchaj czy powiesz czy nie... i tak ją znajdziemy. Zabijemy i ciebie i ją. Rozumiesz ?!
Kolejny cios, a ja czułam jak nie wytrzymuję. To gorsze niż cokolwiek innego. Widzisz na własne oczy, jak brutalnie biją twojego, nie on jeszcze nie jest mój... chłopaka i jedyne o czym tylko marzysz to to, by zamienić się z nim miejscami. By czuć ten ból, w zamian za niego. Louis zajmuje teraz miejsce chłopaka, który kilka chwil temu został pobity i zabity. Jest ich zabawką, na której mogą się wyżyć, a ja nie mogę nic zrobić.
- Milczysz ! Nie lubię takich, to denerwujące wolę wygadanych !
Kolejny cios, a ja niemal poczułam ból, który w tej chwili czuje chłopak. Jego biała koszulka, poplamiona była krwią. Zamknęłam oczy, wiedząc, że jestem już na skraju i zaraz się poddam. To za wiele, za wielki ból psychiczny.
- O tu jesteś Maleńka ! Dobrze się ukryłaś skarbie !- drwiący głos dobiegł moich uszu.
Otworzyłam oczy widząc, jak w moim kierunku zbliża się facet. Odstęp między nami nie był duży, metr, dwa. Ale czas zwolnił. Wszystko dla mnie zwolniło, tak jakbym miała czas na przemyślenie...

Dziękuję za wasze wszystkie komentarze <3
I pomyślę o ciąży, ale puki co Louis i Heyley muszą walczyć o życie../Natalia

Zayn&Harry cz.83

Bardzo proszę przeczytajcie notatkę pod rozdziałem! :)



**Tydzień później**
Nie ma rzeczy, która przynosi mi przyjemność. No może poza Meg i.... alkoholem. Cały czas boję się,że Malik zabierze mi córkę. Nie umiem sobie z tym wszystkim poradzić. Nikt w tym domu nie wie o moich problemach. Zayn coraz częściej zabiera do siebie Megan. 
Kolejny dzień. Nudny dzień.Mam dosyć tej rutyny. Poza siedzeniem w domu i zajmowaniem się Megi nic innego nie robię.Muszę w końcu się za siebie wziąć. Pierwszym etapem mojej zmiany było ograniczenie kontaktów z Zaynem do minimum. Dzisiaj Mulat również przychodzi po moje dziecko.
-Cześć-powiedział Malik wchodząc do mojego pokoju. 
-Cześć-rzuciłam beznamiętnie. 
-Chcę zabrać Megi do siebie na noc.
-Co?? Chyba cię pojebało chłopczyku!
-Nie tym tonem! Zważaj sobie na słowa gówniaro! 
-Gówniaro? Hahahahah jestem młodsza od ciebie tylko o 2 lata. Masz 21 lat a zachowujesz się jak rozwydrzony, rozkapryszony bachor. Wielka gwiazdka. 
-Zamknij się! Nic o mnie nie wiesz!
-Wiem i to dużo. A słyszałam,że dziewczynki, Trisha i Yasir nie polubili twojej lali. 
-To nie twój zasrany interes. 
-Mój, bo ten pustak niestety spędza czas z moją córką. A i nie wiem jak długo jeszcze będziesz mógł się spotykać z Megi. Planuję przeprowadzkę do Polski. Na stałe. 
-Nie możesz mi odebrać dziecka! Nie pozwolę na to!
-Nie chce z tobą rozmawiać. Naciesz się nią póki możesz. Masz ją odwieźć jutro do 15.00.
-Taa.... Do jutra,nara.
-Cześć-odwrócił się na pięcie i wyszedł po dziecko. 
Ech wkurwia mnie ten chłopak. Już chciałam opaść na łóżko,ale ktoś mi przerwał. Do pokoju z wielkim hukiem wpadł Niall. 
-Co ty kurwa robisz?!-krzyknął.
-Horanku o co ci chodzi?-usadowiłam się na łóżku i uważnie mu się przyglądałam. 
-Chcesz się wyprowadzić z Megan do Polski-powiedział roztrzęsiony. Ja się głośno zaśmiałam,przez co na jego twarzy pojawiło się zdziwienie. 
-Niallerku ja żartowałam. Chciałam dopiec Malikowi. Pokazać,że to ja decyduję o Megan. 
-Igrasz z ogniem słonko. On może odebrać ci prawa i dobrze o tym wiesz. Mam nadzieję,że wiesz co robisz i że nie będziesz niczego żałowała. Martwię się o was. O ciebie i o moją siostrzenicę. Wy i moja mama jesteście dla mnie najważniejszymi kobietami na świecie. Nie chcę was stracić-podszedł do mnie i mocno przytulił. 
-Nie stracisz braciszku. Wszystko będzie dobrze.
-Mam nadzieję. A co zamierzasz robić przez cały wolny dzień?
-Yyy... nie wiem.
-Może spotkałabyś się z Bieberem?-znacząco poruszył brwiami. To pięknie mój własny brat knuje takie intrygi. Boże Justin.... Jest cudowny,bardzo przystojny. Ale czy jest dobrym kandydatem na ojczyma dla mojej księżniczki? Nie wiem czy chcę się wiązać z kimś kto jest sławny.
-Wiesz co? Może się z nim umówię,ale teraz spadaj stąd głodomorku-zaśmiałam się. 
-Kocham cię-wstał i wyszedł. Chwyciłam swoją komórkę i wybrałam numer Justina.
*rozmowa telefoniczna*
-Hej Rebeka-usłyszałam rozradowany głos chłopaka.
-No hej. Dzwonię by się zapytać czy masz może dzisiaj trochę czasu?
-Dla ciebie zawsze. 
-To dobrze. Może pójdziemy do jakiegoś klubu? 
-Jasne, będę u ciebie o 19.00, może być?
-Oczywiście, to do zobaczenia.
-Narka-rozłączyłam się i rzuciłam telefon na łóżko.
Hmm.... w co ja się ubiorę? Podbiegłam do garderoby. Była taka pusta bez ubrań i butów Zayna. NIE! STOP! Rebeka musisz przestać o nim myśleć w jakikolwiek sposób. Skarciłam się w myślach i zabrałam się za szukanie ubrań na imprezę.  Po paru minutach znalazłam idealny zestaw. Może trochę wyzywający,no ale kto mi zabroni? Odłożyłam ubrania na fotelu i poszłam do salonu. 
Na kanapie siedział Louis i Harry. Oglądali "Toy Story"?
-"Toy Story"? Serio?-zapytałam lekko zdziwiona. 
-Liam nas zmusił. Włączył i zniknął zaraz powinien wrócić-wyjaśnił lokowaty. 
-Okok. Macie jakieś plany na weekend? 
-Dzisiaj opierdaling,a juro wywiad-odpowiedział Tommo. 
-O której?
-16.00. Malik ma ci odwieźć Megi i mamy razem pojechać do studia-uśmiechnął się Styles. 
-Aha okej. Obejrzę z wami ale nie za długo,bo muszę się szykować na dyskotekę.
-Z Justinkiem!-krzyknęli razem 
-Eee... tak.
-No to Beki,na nowej drodze życia,życzymy ci gromadki dzieci...-zaczął Hazz
-I seksu co noc!-dokończył Lou. Wybuchłam śmiechem.
-Hahahahaha debile!-usiadłam z nimi i po chwili dołączył do nas Liam. Była 14.00, więc mogłam poleniuchować z chłopakami. 
***Oczami Anastazji***
Po szkole razem z Arianą chciałyśmy iść do centrum na małe zakupy. Dawno nigdzie nie wychodziłam z moją przyjaciółką więc to dobry moment by to zmienić. Szłyśmy parkiem w kierunku galerii. Postanowiłyśmy pójść na skróty. Żeby nie przechodzić przez całe miasto skręciłyśmy w boczną uliczkę. Gdyby nie to,że był dzień i że byłyśmy razem penie bym tędy nie szła. To te okolice, gdzie idziesz na własne ryzyko. Nie wiesz czy wrócisz cały i zdrowy z tych miejsc. 
Szłyśmy spokojnie i plotkowałyśmy. Nagle przy mostku zobaczyłam dwóch facetów. Jeden z nich był łudząco podobny do Nathana. Nie, to nie możliwe. To na pewno Sykes.
-Ari poczekaj tu na mnie-powiedziałam do przyjaciółki, na tyle głośno by ona usłyszała i na tyle cicho by oni tego nie usłyszeli. 
-Coś się stało?-była zdziwiona. 
-Po prostu poczekaj, zaraz wrócę-już otwierała buzię by coś powiedzieć,ale jej przerwałam gestem ręki. Uśmiechnęłam się i podeszłam bliżej mostku. Teraz byłam pewna,że to on. Tylko co on robił w takim miejscu z takim człowiekiem? Jego towarzysz był ubrany w duży szary dres,przez co nie mogłam stwierdzić czy jest umięśniony, szczupły czy nie. Na głowie miał kaptur,a na twarzy miał kilkudniowy zarost. Chwile rozmawiali. Nagle Nat dał mu pieniądze,a tamten dresiarz,bo właśnie tak mogę go nazwać, wręczył mu jakąś małą paczkę. Nie powiem to było podejrzane. 
-Nathan!-krzyknęłam. Chłopak mnie zobaczył,pożegnał się z dresiarzem i zdenerwowany podszedł do mnie.
-Anastazja co ty tu robisz?!-syknął i stanął przede mną.
-O to samo mogę zapytać się ciebie. Kim był ten facet? 
-Znajomy.
-Czyżby?-podniosłam prawą brew do góry.
-Tak.
-Co on ci dał i za co mu dawałeś kasę?
-Nie twoja sprawa.
-To były narkotyki?-milczał. Wzięłam to za potwierdzenie. Wyrwałam z jego rąk paczuszkę.
-Oddaj to!-warknął. Olałam go. Otworzyłam paczuszkę. W cale się nie myliłam. Torebeczki z amfetaminą, LSD i inne gówno. Rzuciłam tym w chłopaka i jak najszybciej chciałam wrócić do Ariany i zniknąć z tego miejsca.
-Anastazja stój!-krzyknął za mną Nathan. 
-Odwal się!
-Ja ci to wytłumaczę.
-Nie chcę! Jesteś zwykłym ćpunem!-dobiegłam do Grande. Była zdezorientowana. Chwyciłam ją za nadgarstek i szybko odeszłyśmy. Po 15 minutach byłyśmy w centrum handlowym. Weszłyśmy do C&H i zaczęłyśmy szukać jakiś ubrań.
-Anastazja co się stało? No wiesz przy mostku-zapytała czerwonowłosa. 
-Ari nie chcę o tym gadać. Jest ok. Może pójdziemy na kawę?-zmieniłam temat. 
-Jasne! Bardzo potrzebuję kofeiny-zaśmiała się i wyszłyśmy. Na szczęście przy galerii był Starbucks. Weszłyśmy do kawiarni i zamówiłyśmy dwie kawy na wynos. Usiadłyśmy na zewnątrz i znowu zaczęłyśmy plotkować. 
  
-Kim był ten chłopak,którego nazwałaś ćpunem?-ech ona nigdy nie daje za wygraną.
-Um.. To Nathan Sykes-westchnęłam.
-Co? Z The Wanted? Aaaaaa...-była tak pod jarana jakby właśnie szczytowała.Teraz już wszystko rozumiem. Louisowi i Harremu chodziło o to,że Nat jest narkomanem. Bali się o mnie, zresztą sama się o siebie bałam. Jakbym tego nie zobaczyła na własne oczy nigdy bym nie uwierzyła. 
-Ej Austin słuchasz mnie?-Ariana pomachała mi ręką przed oczami,przez co od razu zwróciłam na nią swoją uwagę. 
-Emm.... sorry zamyśliłam się. Wiesz co ja muszę już iść. Przepraszam cię. 
-Okej, to do jura.
-Na razie-pożegnałyśmy się i ruszyłam w kierunku posesji One Direction. 
Jeszcze tylko jeden zakręt i będę w domu. 
Nie wierzę! Co on tu robi? Pod bramą stał Nathan. Wzięłam głęboki wdech i szybko chciałam być już po bezpiecznej stronie ogrodzenia. 
-Anastazja,proszę porozmawiajmy-powiedział łagodnie. 
-Nie mam czasu.
-Daj mi 5 minut.
-Masz minutę-chyba go zaskoczyłam,bo zaniemówił,a jego oczy się rozszerzyły maksymalnie..-50 sekund.
-To nie tak jak myślisz-zaczął.
-A jak? Nie kupowałeś dragów?
-No tak,ale to było potrzebne na imprezę. Nie jestem ćpunem.
-Ćpasz,więc jesteś. Powiedz mi szczerze jak ostatnio dzwoniłam o byłeś na jarany?-spóścił wzrok na swoje buty. 
-Byłem-powiedział półszeptem. 
-No właśnie, cześć-wbiegłam do domu i rzuciłam się na sofę.
-Skarbie co się stało?-poczułam rękę Stylesa na moim ramieniu.
-Miałeś rację, mieliście rację-wyjąkałam. 
-W czym, maleńka?
-Że... Nathan.... Wiedziałeś że jest narkomanem? 
-Czyli już wiesz. Powiedział ci?
-Nie,widziałam jak kupował od jakiegoś chłopaka. Przepraszam,że wam nie wierzyłam. 
-Ciiii.... Miśka wszystko będzie dobrze-wyszeptał w moje włosy tuż nad moim uchem.
-Przytul mnie-bez namysłu, odwrócił mnie na plecy i mocno przycisnął do swojego torsu. Po chwili wbił się w moje usta i zaczęliśmy się namiętnie całować.
-Kocham cię maleńka-powiedział pomiędzy pocałunkami.
-A ja ciebie Haroldzie.
***Oczami Rebeki***
Dochodziła 17.30, no pora się szykować. Wzięłam kąpiel, umyłam włosy moim ulubionym truskwakowym szamponem. 
Założyłam czarną,krótką sukienkę ze zdobionym dekoltem i dosyć dużym wcięciem na plecach. Włożyłam czarne szpilki. Wysuszyłam włosy i zrobiłam delikatne loki.
Na twarz nałożyłam podkład, usta pomalowałam na czerwono. Zrobiłam czarne kreski na oczach i wytuszowałam rzęsy.
Spojrzałam na zegarek w komórce. Była 18.27. Zdążę jeszcze pomalować paznokcie. Chwyciłam czerwony lakier i zabrałam się za malowanie.
Po 15 minutach paznokcie były suche,a ja gotowa do wyjścia.
Czekałam chwile i usłyszałam krzyk Louisa z dołu.
-Reeebeka! Bieber po ciebie przyszedł-poprawiłam włosy.
Popsikałam się moimi ulubionymi perfumami i ostatni raz spojrzałam w lustro. Było idealnie. Z gracją zeszłam na dół,gdzie był tylko Just. A gdzie reszta?
-Cześć wooow wyglądasz zabójczo-powiedział uśmiechnięty. 
-Hej,dzięki. Ty też. To co lecimy?
-Jasne, kierowca już na nas czeka-wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do auta. 
Po szybkiej drodze znaleźliśmy się w klubie. 
Od razu ruszyłam na parkiet ciągnąc za sobą mojego towarzysza. Boże jak on się rusza. Chyba nie ma żadnej wady. Jest po prostu perfekcyjny pod każdym calem. Tak się w ogóle da? 
Śliczny,śnieżnobiały uśmiech, pełne różowe usta. Zawsze cudownie ułożone włosy.To co uwielbiam tatuaże i super wyrzeźbiona klata. Anielski głos. Bosko się rusza, ubrany perfekcyjnie. Kurwa ten koleś nie ma wad. Jest za idealny. 
Nasza zabawa trwała już jakieś 4 godziny. Byliśmy coraz bardziej pijani i pozwalaliśmy sobie na znacznie więcej. Podczas tańca co chwile się o siebie ocieraliśmy i dotykaliśmy. Jego ręce błądziły po moich nogach,talii, pośladkach,plecach. 
-Może pojedziemy do ciebie?-powiedział zachrypniętym głosem w prost do mojego ucha. Kiwnęłam głową zgadzając się. Nawet nie pamiętam jak znaleźliśmy się u mnie w pokoju. To działo się w ekspresowym tempie,a może to przez alkohol mam takie wrażenie.
Zaczęliśmy się całować. Bardzo namiętnie i zachłannie za razem. Czułam jak jego dłonie jadą w górę moich ud i wchodzą pod materiał sukienki. Oddałabym mu się,gdyby nie jakiś wewnętrzny protest. Lekko go odsunęłam od siebie,ale nadal pozostawiał słodkie pocałunki na mojej szyi. 
-Justin.... my.. nn nie możemy-wyjąkałam.
-Dlaczego?-nie odrywał się od mojej skóry, wręcz przeciwnie dotarł do dekoltu. 
-Nie jestem gotowa, proszę-odsunął się i spojrzał mi w oczy.
-Nie przepraszaj mnie,ale następnym  razem nie kokietuj tak jak dzisiaj. Nie potrafię się długo powstrzymywać. Będę leciał. Cześć.
-Justin...-już go nie było. Opadłam bezwładnie na łóżko i się załamałam. Co ja właściwie zrobiłam? Nie wiem czy mam się cieszyć, czy nie. Co ze mną jest nie tak? Dlaczego nie mogę zaufać facetowi który jest zawsze obok? Moja głowa już tego nie wytrzymywała. Zdjęłam sukienkę i oddałam się w objęcia Morfeusza. 
Obudziłam się po 12.00. Ku mojemu zdziwieniu nie bolała mnie jakoś bardzo głowa. Szybko się odświeżyłam i ubrałam w luźną koszulkę i czarne legginsy. Spięłam włosy w wysoki kucyk i zeszłam na dół zrobić sobie coś do jedzenia. No tak jest sobota więc wszyscy jeszcze śpią. Już miałam iść do kuchni gdy ktoś zadzwonił dzwonkiem do drzwi. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Byłam w szoku.
-Waliyha co ty tu robisz?....
____________________________________________________________________________
Już jest długo oczekiwany przez was rozdział. Przepraszam,że to tak długo trwało. Mam dla was kilka informacji. 
Po pierwsze podawajcie mi swoje twittery a ja was będę informować o nowych częściach mojego opowiadania.
Po drugie dodawajcie się do obserwatorów.
Po trzecie bardo bardzo dziękuję za wszystkie komentarze, których na razie jest 1767 i za ponad 173 tysiący wyświetleń. 
Dla mnie(założycielki) jest to coś niesamowitego. Na samym początku bałam się,że nikt nie będzie tego czytał,a teraz? Teraz każdego dnia jest około 1000 wyświetleń. Jesteście cudowni! Jestem z wami i tym blogiem już 8 miesięcy! WOOOOW. I że wy nadal chcecie czytać moje wypociny.  Podziwiam was :). 
Trochę się rozpisałam. 
Kocham was bardzo i dziękuję,że jesteście.
I love you all♥/Sandra

czwartek, 26 września 2013

Harry cz 3



Na dworze robiło się już coraz ciemniej , a ja nadal siedziałam z Harrym w tej strasznej piwnicy .  Między nami panowała niezręczna cisza już od kilku godzin , żadne z nas nie postanowiło się jej przerwać przez ten czas , No ale ile można ...
- Jaki masz plan ? - zapytałam z obawą przed odpowiedzią jaką mogę otrzymać .
- Gdy tylko się jeszcze bardziej ściemni wychodzimy stąd . - odparł dalej wpatrując się w okienko .
-A co później ? 
- Wyjedziemy stąd , z tego miasta  tak żeby nas nigdy nie znaleźli . - odparł bez namysłu. 
Spojrzałam na niego , a on odwrócił wzrok w moją stronę  . Jego zielone tęczówki nie straciły swojej magii , wciąż przyciągały tak jak  kiedyś . Ich magia , to jak hipnotyzowały ... to sprawiało , że chciałam być przy nim zawsze . Chciałam żeby było tak jak wtedy 10 lat temu . 
-Dasz rade sama wstać ? - zapytał .
 Podparłam się ręką o ścianę i starałam się wstać gdy nagle poczułam jak Harry obejmuje mnie ręką w talii i pomaga mi dojść do  drzwi . 
-Może wezmę Cię na ręce ? Jesteś cała obolała .- stwierdził ze smutkiem .
Przytaknęłam głową , a chłopak wziął mnie na ręce . Szliśmy po schodach , po czym znaleźliśmy się na długim i ciemnym korytarzu . Ze ścian warstwami odchodziła  farba , na ziemi walał się gruz , szkło i inne śmieci . Dotarliśmy do wyważonych drzwi , po których Harry przeszedł by wydostać się na zewnątrz . Rozejrzałam się dookoła . Wszędzie tylko drzewa i ciemność , która przerażała mnie . Zamknęłam oczy i mocniej wtuliłam się w chłopaka. Bezpieczeństwo . To teraz czułam będąc tak blisko niego . Nie było już tego chłodu i strachu jak na początku. 
Loczek postawił mnie na ziemi by otworzyć drzwi od samochodu i pomógł mi wejść . Chwilę później zobaczyłam go już siedzącego po stronie kierowy .  Zamkną drzwi i wziął głęboki oddech .
-Ze mną będziesz bezpieczna - upewnił mnie chłopak .
- Wiem .- odparłam i spojrzałam w jego zielone oczy .  - Jedźmy już . 
Przekręcił kluczyki w stacyjce i odjechaliśmy z tego okropnego miejsca . Przed nami była tylko ciemność , jednym źródłem światła jakie posiadaliśmy były lampy samochodu . Nad ziemią unosiła się lekka mgła co utrudniało Harremu drogę . Nie chciałam patrzeć na to co otaczało samochód . . Przerażające dźwięki łamanych gałęzi i szelest liści niby normalne a jednak potrafiło mnie przerazić . Bałam się . Nie chcąc ubrudzić siedzenia ściągnęłam buty , nogi podkuliłam do klatki piersiowej a ręce oplotłam w okół nich . Moje czoło oparłam o kolana tak by nic nie widzieć  . Cisza . Żadne z nas znowu nie chciało jej przerwać .  
- Może się prześpisz ? Przed nami bardzo długa droga . - stwierdził chłopak .
Podniosłam głowę i rozejrzałam się . Byliśmy już na normalnej drodze .  Strach poniekąd minął . Zatrzymaliśmy się .Spojrzałam na Loczka . Obie ręce trzymał na kierownicy , a jego wzrok był zatrzymany na czerwonym świetle sygnalizatora drogowego . 
- Mógłbyś włączyć radio ? - zapytałam 
Chłopak spojrzał na mnie z uśmiechem na twarzy i włożył jakąś płytę do odtwarzacza . Już po chwili mogłam usłyszeć spokojne dźwięki piosenki Skinny Love  .  Oparłam głowę o brzeg okna . Czułam jak moje powieki stają się coraz cięższe , a ciało ogarnia zmęczenie . Zasnęłam .
* * *
Ból . Tylko to czułam .  Jęknęłam z bólu promieniującego z brzucha i wargi . Otworzyłam oczy . Niebieskie ściany , biurko a nad nim okno.  Dostawanie się promieni słonecznych do pokoju powstrzymywały czarne zasłony . Podniosłam się delikatnie na łokciach by ułatwić sobie wstanie z łóżka .  Zasyczałam gdy moja noga zetknęła się z zimną podłogą . Podparłam się o szafkę przy łóżku by wstać . Ruszyłam w stronę drzwi - otworzyłam je .  Na przeciw pokoju w którym  się znajdowałam była kuchnia , przeszłam przez korytarz i weszłam do pomieszczenia . Ujrzałam Harrego . Stał przy kuchence i coś gotował . Miał na sobie szare dresy więc mogłam doskonale dostrzec jego tatuaże .
-Nie patrz się tak na mnie . - zaśmiał się Loczek , a ja wróciłam na ziemię . Poczułam jak do moich policzków napływa krew więc schyliłam głowę .  - Siadaj i zjedz coś . - powiedział kładąc na stół wielką miskę jajecznicy , chleb , dwa talerze i sztućce . 
- Nie jestem głodna . - odpowiedziałam . 
- Emily nie żartuj sobie ... przez cały wczorajszy dzień nic nie jadłaś .- stwierdził chłopak . 
W sumie miał racje . Przez te wszystkie wczorajsze przeżycia nawet nie odczułam głodu , bardziej zamartwiałam się tym czy przeżyje . Zajęłam miejsce na przeciw Harrego i zaczęłam jeść . 
Po skończonym posiłku umyłam talerze, a chłopak przyglądał mi się z wielką uwagą . 
- Czemu się tak na mnie patrzysz ? - zapytałam z ciekawości . 
- Chodź , przemyje Ci te rany . - stwierdził i chwycił moją rękę . 
Szłam za chłopakiem przez korytarz . Mijaliśmy kolejne drzwi jednak zatrzymaliśmy się przy ostatnich . Loczek popchnął drewnianą powłokę , a moim oczom ukazała się  niewielka łazienka . Zapalił światło i posadził mnie na szafce , a sam zaczął czegoś szukać po szufladach . 
-Mam . - powiedział sam do siebie po czym postawił apteczkę obok mnie i wyjął z niej gazik i wodę utlenioną . - będzie trochę boleć . - stwierdził i przyłożył do mojej rozciętej wargi namoczony wacik . 
Zaczęłam się wiercić z bólu jaki poczułam . Gdy Harry to zauważył chwycił moją rękę w mocnym uścisku , a drugą wciąż kontynuował oczyszczanie rany .  Odsunął  rękę od mojej twarzy , a na ranę nakleił plaster . Podniósł swoją dłoń , w której dotychczas miał zamkniętą moją, do mojego policzka . Wystraszyłam się . Obróciłam głowę w drugą stronę bojąc się , że może mi coś zrobić . Wydarzenia z poprzedniego dnia natychmiast ukazały się przed moimi oczami . Poczułam jak łzy napływają mi do oczu , a ciało zaczyna się trząść . 
 - Emmy , spokojnie . Nie zrobię Ci nic. Nigdy bym Cię nie skrzywdził . - powiedział spokojnym głosem . 
Podniosłam niepewnie głowę i spojrzałam w jego oczy . Nie było w nich zła . Wręcz przeciwnie - biła od nich radość . Przytuliłam się do jego torsu , a on odwzajemnił mój gest . Poczułam jak jego ręka zaczyna gładzić moje włosy , a jego głos zaczął mnie uspokajać . Ponownie czułam się bezpieczna przy nim . Mimo że nie widziałam go przez 10 lat , wiedziałam że tam w środku nadal został ten sam Harry ....

______________________________________________________________________
Hej , hej ! Kolejna część  Hazzy :D Przepraszam za wszelkie błędy ...  
A wracając do imienia głównej bohaterki... Ma na imię Emily , a jako zdrobnienie będzie Emmy . ; )
~Cookie Monsteer

środa, 25 września 2013

Louis cz. 19 "Jesteś, niczym żywa tarcza chroniąca mnie. Nie pozwól by dotknęło nas zło"

"Jesteś, niczym żywa tarcza chroniąca mnie. Nie pozwól, by dotknęło nas zło"


Ciężkie oddechy były słyszalne.
- Dziękuję skarbie- wyszeptał.
- Za co ?
- Za zaufanie.
Wyszedł ze mnie przykrywając mnie kołdrą i wyszedł z pokoju. Jak się domyślam poszedł do łazienki. Czekałam na niego, ale nie wracał. Byłam, aż taka zła w łóżku ? Mijały kolejne minuty, a go nie było. Chciał mnie tylko zaliczyć....? Moje powieki zaczęły się zamykać. Byłam zmęczona, moje ciało było wyczerpane. Nie doczekałam się jego przyjścia. Zasmuciło mnie to, ale sen ukoił moje wszystkie myśli.

    ***
Chłód ogarnął moje ciało, zimne powietrze otarło swoim dotykiem odkryte plecy i ramiona. Wzdrygnęłam się, mocniej zagłębiając twarz w poduszce i naciągając bardziej na swoje ciało kołdrę. Z ust uleciało ciepłe powietrze, zastąpione po chwili świeżą dawką.
- Zabierasz mi kołdrę- słodki, chłopięcy mamrot rozniósł się po pomieszczeniu.
Moje ciało, zostało przygniecione przez jego ciężką rękę. Wypuściłam ciężko powietrze, przyzwyczajając się po chwili do ciężaru. Dla uszu słyszalny był każdy szmer, ale oczy nie chciały się otworzyć. Domagały się jeszcze snu. Ciało zostało przesunięte dalej. Czułam, jak ręka i noga zwisają mi z materaca, nie mając miejsca gdzie się umiejscowić.
- Zwalasz mnie, nie rozpychaj się tak- tym razem mój ochrypły, ale wesoły mamrot rozbrzmiał we wszystkich kontach, przecinając, jak ostrze ciszę.
- To kara za kołdrę. No już chodź.- wybełkotał niezrozumiale i podciągnął mnie bliżej siebie, na środek.
Dodatkowy ciężar został dołożony, kiedy jego noga opadła na moje nogi. Zajęczałam cicho, tłumiąc wszystko w poduszce. Jego kończyny ważą tonę.
- Masz ciężką nogę.
- Dorzucić drugą ?
- Nie.
Swoboda. Zostałam uwolniona, zabrał swoją nogę i rękę. Odetchnęłam z ulgą, zaplatając swoje ręce dookoła poduszki. Przyjemny stan. Materac ugiął się lekko, ale nawet to nie zmusiło mnie do otworzenia oczu. Ciepło na policzku. Jego usta spoczęły na moim policzku, dostarczając radość sercu. Uśmiech wtargnął na usta, zostając już na nich. Dłonią przejechał po moich włosach i po chwili słyszalny był tylko dźwięk zamykanych drzwi. Wspaniały poranek. Chcę takich więcej. Leżałam, tak jeszcze przez dłuższy czas. Moje myśli zaprzątnięte były... niczym. Brak zmartwień, brak problemów. Musisz wstać Heyley. Nie chętnie, ale otworzyłam oczy, siadając na łóżku. Ciuchy. Gdzie teraz one mogą być ? Przeleciałam wzrokiem cały pokój nie widząc nigdzie mojego wczorajszego ubioru. Wychyliłam się, zaglądając pod łóżko. Jest. Moją zdobyczą okazała się koszulka Louisa i dolna część mojej garderoby. Zawsze coś. Naciągnęłam na siebie swoje majtki i dresy, a do tego koszulkę. Podniosłam się szybko z łóżka, żałując po chwili swoich czynów. Zasyczałam, zginając się w pół, pod wpływem ból w TAMTYCH okolicach. Kilka głębokich oddechów złagodziło objawy. Poprawiłam kołdrę, odkrywając przez przypadek plamę krwi na prześcieradle. Krwawiłam po stosunku ? Zdarłam prześcieradło, znajdując w szafie jakieś czyste. Wow. Ten pokój posiada szafę. Zaścieliłam ładnie łóżko i z brudną poszewką powędrowałam do łazienki. Znalezienie jej zajęło mi chwilę. Wrzuciłam materiał pod prysznic i zalałam zimną wodą. Zeszłam ostrożnie po schodach na dół, odczuwając nie przyjemny dyskomfort. W kuchni stał uśmiechnięty Louis, kończący robić kanapki. Za raz za raz wróć. Louis jest uśmiechnięty. Jest wesoło i niewinny. Zupełnie inny. Boże on na serio ma zmienne nastroje.
- Widzę, że wstałaś. Siadaj musisz zjeść, od dwóch dni nie jadłaś.
To chyba dobrze, może zrzucę kilka kilogramów.
- Jak się czujesz ?- zapytał, stawiając na kuchennej wysepce kanapki.
- Dobrze. - pochylił się spoglądając mi w oczy, lekko je mrużąc.- trochę boli.- i się wygadałam.
- W nocy krwawiłaś, ale to nic poważnego, następnym razem będzie już normalnie.
Następnym razem ? Czyli chyba nie było, aż tak źle. Ale czekaj, skąd wie, że będzie następny raz ?
- Czemu wczoraj wyszedłeś i mnie zostawiłeś ?
- Poszedłem zrobić ci kanapki, bo nic nie jadłaś, ale kiedy wróciłem spałaś.
- Czekałam, ale nie dałam rady. Przepraszam.
- W porządku.
Boże my właśnie normalnie rozmawiamy. Nie boje się go. Jest normalny. Wspaniały.
- Jedz i nie waż się stąd odchodzić, do puki to nie zniknie.-zagroził, ale żartobliwym tonem.
Wspólnie pałaszowaliśmy talerz, a jego zawartość malała bardzo szybko.
- Słyszałeś ?
Wyprostowałam się, słysząc dziwne odgłosy. Strach pojawił się w oczach. Moją myślą było, żeby biec do pokoju po kij, ale coś mnie paraliżowało. Oddech stał się ciężki, a ciało zaczęło drżeć. Głośne uderzanie czegoś ciężkiego o ziemię. Przełknęłam głośno ślinę, czując jak robię się blada.
- Nie bój się, to na pewno jakaś zwierzyna.
No tak, przecież jesteśmy gdzieś w środku lasu. Spokojnie. Wykonywałam głębokie oddechy, uspakajając nerwy i serce. Wracałam do normalnego stanu. Ostatni kęs kanapki i koniec. Westchnęłam głośno czując, że mój żołądek jest pełny.
- Czemu mi się tak przyglądasz ?
- Jesteś piękna.
Zarumieniłam się, spuszczając wzrok na swoje ręce. Nie jestem przyzwyczajona do komplementów.
- Teraz.. słyszałeś ?
Ponownie wyprostowałam się na siedzeniu. Odgłosy, one na pewno nie pochodziły od zwierzęcia. W oczach zaczęły zbierać się łzy, a w myślach tworzyły się już scenariusze. Jeden gorszy od drugiego.
- Hej, spokojnie to nic takiego.
Chłopak wstał z miejsca podchodząc do mnie
- Chodź zobaczymy co to.
Wyciągnął w moim kierunku dłoń, a ja bez wahania ją chwyciłam. Poprowadził mnie do okna w salonie, ale tam nic nie było. Pustka. Następnym celem było okno w kuchni, tam też nic. Ostatnie za cel wzięliśmy okno w przedpokoju. Widok mnie przeraził. Od razu cofnęłam się pod ścianę, ciągnąc za sobą Louisa. Łza spłynęła po moim policzku. Widziałam, że to nie zwierzęta.
- Ej nie płacz, nic się nie stanie. Nie pozwolę cię skrzywdzić.
Brunet objął mnie, chowając w swoich ramionach. Dłonią głaskał po włosach, kiedy ja toczyłam walkę z łzami. Mocniej wtuliłam się w ciało Louisa, słysząc, jak pada strzał z pistoletu. Moje serce waliło jak oszalałe. Odsunęłam się od klatki bruneta, wykonując te same ruchy co on. Delikatnie wychyliłam głowę za zasłony widząc ja dwóch napastników jeden z bronią, biją leżącego na ziemi chłopaka. Pełno krwi dookoła niego, był u kresu życia. Brutalność.
- Hej !!!
Jeden z nich wydarł się, zauważając nas. Cofnęłam się szybko, podobnie jak Louis. Teraz zabiją nas... Chwilę później dało się słyszeć walenie do drzwi. A raczej próbę ich wyważenia. Stałam sparaliżowana i patrzyłam jak pojawiają się w nich lekkie zagniecenia. Dobrze, że są metalowe i pancerne, przynajmniej na takie wyglądają. Strach. Nigdy nie bałam się tak bardzo, nawet Louis go we mnie takiego nie budził. Czułam, jak małe kropelki potu zbierają się na mojej szyi. Czas jakby zwalniał, zatrzymywał się. Niemoc. Wzrok powędrował na chłopaka, próbował coś zrobić, ale nie wiedział co. Ukrywał przerażenie, ale wyczułam je w nim. Strzał z pistoletu. Krzyk wyrwał się z moich ust, kiedy pocisk uderzył w szybę, uszkadzając jej pierwszą warstwę. Kolejny strzał i kolejne jej uszkodzenie, tym razem poleciało trochę szkła.
- Chodź !!!
Louis złapał moją rękę ciągnąc mnie w stronę schodów. Puścił mnie przodem.
-Szybciej !!!
Pośpieszył mnie, kiedy padł kolejny strzał. Biegłam ile sił potykając się o stopnie.
- Czekaj !
Zatrzymałam się, wpadając do mojego pokoju. Pośpiesznie padłam na kolana próbując wyczuć dłonią przedmiot. Jest. Wyciągnęłam kij, mocno go ściskając w ręce i wybiegłam na korytarz do Louisa. Chłopak ciągnął mnie przez całą jego długość do ostatnich drzwi na końcu. Wpadliśmy do jakiegoś pokoju, a później przez drzwi do następnego.
- Szybko biegnij do łazienki !!!! Tam są metalowe drzwi!
Nie posłuchałam, czekałam na niego, nie chciałam go zostawiać. Patrzyłam jak walczy chwilę z zamknięciem drzwi na klucz, aż mu udało się. Oboje wbiegliśmy do łazienki, zakluczając kolejne drzwi. Moja walka została zakończona, łzy wygrały, wydostając się z moich oczu niczym rwąca rzeka. Zjechałam po ścianie na zimne kafelki, przyciskając do swojej piersi kij bejsbolowy, jak najlepszą Przytulankę...



 
I jest, starałam się jak najszybciej dziś dodać, byście nie musieli czekać :D
Jak widać w życiu Heyley nie może być spokojnie :DDDD
Chcecie abym coś jeszcze zmieniła ? /Natalia

poniedziałek, 23 września 2013

Louis cz.18 "Rozumiem po co kij, ale nie uciekam. Nie potrafię też patrzeć w twoje oczy. Zostawiłeś mnie.."

"Rozumiem po co kij, ale nie uciekam. Nie potrafię też patrzeć w twoje oczy. Zostawiłeś mnie.."

Krokodyle łzy co raz rzewniej wypływały. Czy on nie zdaje sobie sprawy, że jego słowa są jak ostrze ?
- Ja naprawdę nic do niej nie czuje i podczas pocałunku nic nie czułem. Do nikogo nie żywię takiego uczucia jak do ciebie. Czemu mi nie ufasz ?
- Zaufałam już zbyt wiele razy! I co ?!- wycedziłam przez zęby, nabierając siły i ponawiając próby wyszarpnięcia.
- Nie wypuszczę cię, nie szarp się. Heyley przestań !!!! Kocham cię.
Co ? Przestałam. Zamarłam. Nie oddychałam.
- Nikt nigdy nie usłyszał tych słów, poza moją matką i siostrą, Hey. Nie jesteś mi obojętna.
Wzrok wbijałam przed siebie, w jego klatkę zakrytą czarną koszulką. Nie wiem czemu, ale wierze, że mówi prawdę. Co mam teraz zrobić ?
- Wyjdź, proszę. - wymamrotałam cicho.
Odpuścił. Wyszedł. Opadłam na łóżko zanosząc się jeszcze większym płaczem.
 Powinnam się cieszyć ? Cholera! Czemu to taki trudne ? Do uszu doszedł głośny huk, jakby niebo runęło na ziemię. Później kolejny. Tłuczone szkło. I kolejny. Podniosłam się z łóżka i nie pewnie zeszłam po schodach. Louis, wpadł w szał. Rzucał wszystko o ziemię. Wszystko ze stołu, szafek... Był agresywny. Usiadłam na trzecim schodku od dołu i przyglądałam się temu. Rozumiem po co kazała mi wziąć kij. Do samoobrony. Do obrony przed agresją chłopaka. Do obrony przed Louisem. Zamknęłam oczy, widząc jak szklany talerz leci w moją stronę, roztrzaskując tuż pod moimi nogami. Kawałki szkła poleciały w różne strony, kilka z nich trafiło mnie.  Nie uciekłam. Bałam się, ale nie uciekłam. Wzięłam głęboki oddech, a później kolejny. Hałas ustawał, ale nie otwierałam oczu. Poczułam jak oplata mnie ramieniem, przyciągając do siebie. Siedział tuż obok i słyszałam jak w tej ciszy, bije jego serce.
- Przepraszam.- wyszeptał.
Był delikatny, łagodny. Zupełnie inny. Otworzyłam oczy podnosząc wzrok na jego twarz. Nie dałam rady. Jego oczy wciąż mroziły, wyraz twarz nic nie wyrażał. Podniosłam się, chcąc odejść, ale mnie zatrzymał. Mimo, że stałam stopień wyżej, przewyższał mnie. Chwycił mój podbródek i poczułam jego wargi na swoich. Były miękkie. Ciepłe. Delikatne. Każdy ruch wykonywał nie pewnie. Wyjątkowo...
- Mam jeszcze szansę ? Wybaczysz mi ?
Milczałam.


~ Oczami Louisa ~

Nic nie mówiła. Nie odpowiedziała. Milczała. Tracę nadzieje, ale nie poddam się. Zawsze dostaje to czego chcę. Więc czemu nie mogę mieć jej ? Czemu ona musi być tak cholernie inna ? Nieosiągalna. Wszystkie kobiety ciągną do mnie, jak ćmy do światła. A ona ? Jest na mnie odporna. Uśmiechnęła się. To znaczy, że tak ? Potraktuje to jako zgodę.
- Musisz to posprzątać.- spokojny ton, przez, który przedzierał się strach.
Przypomniały mi się jej oczy, kiedy jeden z talerzy poleciał w jej stronę, roztrzaskując się tuż pod nogami. Ułamek sekundy. Przerażenie. Jednak nie uciekła...
- Posprzątam.- dorównałem jej spokoju.
Zaskoczenie, była zaskoczona. Czyli bała się, jak zareaguje na jej słowa. Bała się, że wpadnę w podobną furie. Oplotłem jej ciało w swoje ramiona.
 
Była taka chuda i krucha. Jej serce biło jak szalone, czułem jak obija się o jej żebra i wywołuje lekki nacisk na moją klatkę. Oddaliłem się od niej, stąpając między miliardami kawałków szkła i porozrzucanych rzeczy. Odwróciłem się, nie było jej. Serce się zezłościło, natychmiast odczuło brak jej widoku...


~ Oczami Heyley ~

Jak zeszłego wieczoru, nakryłam się bluzą, zamykając oczy. Potrzeba uspokojenia się, uspokojenia rozszalałego serca. Ciało drżało dłuższą chwilę po przeżyciach, jakich doświadczyło. Głęboki oddech i sen wkradający się na powieki. Cisza i Sen.

    ***

Ciało opadło na miękką pościel, a oczy rozchyliły się. Inne łóżko, inne ściany, inny pokój. Uścisk oplatający mój brzuch i przyciąganie. Zostałam przyciągnięta do czyjegoś torsu. Ciepła kołdra przykryła moje ciało, dając przyjemne uczucie. Sen ? Poruszyłam się nie co, wywołując obrócenie na plecy. Louis.
- Nie mogę pozwolić byś marzła, przykryta cienką bluzą.
Opieka, obdarzył mnie opieką. Jego ciepłe wargi dotknęły moich. Spokojne, delikatne muśnięcia, zostały pogłębione. Jego język prosił się o pozwolenie wejścia. Rozchyliłam lekko usta, a on wtargnął, rozpoczynając swoją namiętną grę. Pieścił moje podniebienie i język. Trudno powiedzieć co czuję. Błogi stan. Duże dłonie jeździły po moim brzuchu, dostarczając przyjemne fale ciepła mojemu ciału. Przerwał. Patrzyłam w jego oczy widząc w nich pożądanie i pragnienie. Były takie... żywe ? Nie wiem. Ale ich kolor, nie były ciemne, były jasne, głębokie i radosne. Ponownie poczułam, jak jego palce delikatnie musnęły wrażliwą skórę na brzuchu, zatrzymując się.
- Pozwól mi się z tobą kochać Hey.
CO ? Nie oddycham. Przestałam oddychać. Konkretny to on jest.
- Proszę... pozwól mi. Musisz mi ufać.
(Pojawią się sceny erotyczne)
Kiwnęłam głową. No świetnie, moje ciało mnie nie słucha. Żyje własnym życiem. Zupełnie sprzeciwia się umysłowi. Piękny chłopięcy uśmiech zarysował się na jego twarzy. Oczy błyszczały, a usta ponowiły swoją pracę. Dłonią gładził mój brzuch, biodra i sunął w górę. Usta opuściły moje i zjechały na szyję. Ciężko oddychałam. Co ja zrobiłam. Przecież nigdy nie uprawiałam seksu. Łzy zebrały się w moich oczach, ale nie dałam im wypłynąć. Za wszelką cenę próbowałam zwalczyć strach. Ufam mu. Nic mi nie zrobi.
- Rozluźnij się, jesteś bezpieczna.
Zamknęłam oczy. Jego palce otarły się o moje miejsce intymne, grubą przeszkodą dla niego były moje dresy.
- Nie skrzywdzę cię. Spójrz na mnie.
Podniosłam powieki.
- Powiedz, a przestanę.
Kiwnęłam na tak. Znowu moje ciało jest innego zdania niż umysł. Spokojnymi ruchami pozbył się mojej koszulki, czemu nie przyszło mi na myśl, by założyć stanik ? Jego usta pocałowały dekolt i zjechały od razu na brzuch. Uniósł moje biodra, szybkim ruchem ściągając z nich spodnie. Pociągnął w dół, wyswobodzając z nich moje kostki. Wargami powędrował do czarnych koronkowych majtek, całując materiał. Boże to krępujące. Nie będę patrzeć, nie ma szans. Sufit jest bardzo ciekawy. Chłodne powietrze ogarnęło drażliwe miejsce, kiedy pozbył się koronkowego materiału. Kołdra służąca za przykrycie naszych ciał, osunęła się w dół, spadając na ziemię. Ah.... Jego palce zaczęły zakreślać kółka TAM na dole. Później rolę przejął jego język. Ciche jęknięcie wydobyło się z moich ust, dając mu satysfakcję. Jego oczy zamajaczyły przed moimi.
-Nie podoba ci się ? - jego ochrypły głos rozbrzmiał po pomieszczeniu, a ciepły oddech otulił moją twarz.
- N..nie jest dobrze, ale to krępujące.
Głęboki śmiech wydostał się z jego ust, całując mnie.
- To twój pierwszy raz ?
Nie, skąd, kocham się z każdym napotkanym na ulicy facetem... to takie moje hobby.
- Heyley nie wstydź się...
- Tak.
- Ciesze się.
Co? Cieszysz się, że nie jestem doświadczona ? Boże jesteś dziwny. Każdy facet woli te drugie.
- Jesteś tylko moja.
Zsunął swoje spodnie i podnosząc się z łóżka podszedł do torby. Wróciłam wzrokiem do sufitu. Naprawdę jest ciekawy. Jego twarz ponownie zasłoniła mi widoki. A jego usta wpiły się w moje z pożądaniem. Całuje cudownie. Dłonią chwycił moje uda, delikatnie wbijając w nie palce. Oplótł moje nogi dookoła swoich bioder. Choler jest już bez bokserek.
- Pamiętaj powiedz, a przestanę.
Bez ostrzeżenia w bił się we mnie, a moje ciało wygięło się w łuk. Nie bolało, tak bardzo, ale dziwne uczucie.
- Obiecuję będę delikatny, ale może boleć.
Spoko, będzie boleć. Dłonią podniósł mój podbródek, zmuszając bym spojrzała w jego oczy. Pocałował mnie w czoło, nos i zatrzymał się na ustach. Jego język wdał się w walkę z moim. Chciał odwrócić moją uwagę. Spokojnie zaczął się poruszać. Przyjemność. Ciche jęki tłumiły się w jego ustach. Serce waliło jak szalone, chciałam więcej. Był łagodny, niewinny. Przyśpieszał, dostarczając mi co rusz nowych doznań. Czułam się, jak w niebie na ziemi.
- Dojdź dla mnie.
Nie był to trudne, doprowadził mnie do całkowitego stanu błogości. Rozluźniałam swoje mięśnie, pozwalając się ciepłemu płynu rozlać po moim wnętrzu. Wymienialiśmy się pocałunkami dalej, łapiąc co chwilę powietrze. Poruszył się jaszcze kilka razy, opadając na moje ciało. Ciężkie oddechy były słyszalne.
- Dziękuję skarbie- wyszeptał.
-Za co ?
- Za zaufanie.
Wyszedł ze mnie przykrywjąc mnie kołdrą i wyszedł z pokoju. Jak się domyślam poszedł do łazienki. Czekałam na niego, ale nie wracał. Byłam, aż taka zła w łóżku ? Mijały kolejne minuty, a go nie było. Chciał mnie tylko zaliczyć....?
 
Ta część troszkę dłuższa niż planowałam, ale mam nadzieję, że wam się podoba.
Louis znowu sobie skrobie...
Ahhh... nie grzeczny.
Dziękuję za komentarze <3 Kocham was <3
(Będę to mówiła jeszcze milion razy) do następnego :D/Natalia
 
Ps. Kolejną częścią zapoczątkuję nową akcję zrobi się troszkę dramatycznie....


niedziela, 22 września 2013

Harry cz.2


- Auć ... - syknęłam z bólu . Byłam cała obolała . Czułam się jakbym przeżyła jakiś ekstremalny obóz przetrwania . 
Spojrzałam w przód , cała moja widoczność była zamazana . Przymrużyłam lekko oczy w celu wyostrzenia sobie obrazu . Ciemne pomieszczenie , światło dawało tylko małe okienko na drugim końcu pokoju . Na ziemi walały się odłamki szkła , nie dokończone papierosy , butelki i ... broń . Poczułam jak momentalnie serce podeszło mi do gardła . Ktoś chciał mnie zabić ? Ale ... ale dlaczego ? Usłyszałam dwa męskie głosy , które zbliżały się w moim kierunku . Do pokoju wszedł bardzo wysoki brunet . Był cały pokryty w tatuażach . 
- Widzę że nasza księżniczka się obudziła . - stwierdził . - Dobrze. Pocierpisz sobie troszkę .- dodał , a ja zaczęłam panikować . 
Po nie długiej chwili poczułam piekący ból na moim policzku , zasyczałam z bólu na co tylko mój dręczyciel odparł śmiechem 
- Myślałem , że jesteś większą twardzielką - stwierdził z szerokim uśmieszkiem na twarzy . 
Mężczyzna wziął ponownie szeroki zamach i uderzył w to samo miejsce jeszcze mocniej . Z moich oczu popłynęły łzy bezsilności , a z rozciętej wargi zaczęła powoli sączyć się krew .  Poczułam mocne kopnięcie w brzuch .  Czułam się jak śmieć . Nic nie znaczący śmieć , którego trzeba się pozbyć . Ale czym sobie na to zasłużyłam ? Tego nie było dane mi się dowiedzieć .
- Przestań ! - krzyknęłam pełnym bólu głosem . 
- Zastanówmy się ...  nie . - odparł stanowczo . 
- Co ja wam zrobiłam ?! 
- Pomyślmy- zaczął - twój ojciec jest wielce znanym  architektem . Więc jak myślisz na co nam jest porwanie ciebie hmm ? 
Pięknie . Przez mojego głupiego ojca mam cierpieć . Nigdy , ale to przenigdy nie interesował się moim życiem , moja matka też już chciała się mnie pozbyć więc po jaką cholerę mieliby wydawać na mnie z  pewnością  niemałą kasę ?  Trzeba się przygotować na śmierć ... 
Dźwięk dzwoniącego telefonu wywołał we mnie nadzieje na to , że przeżyje . Jednak się myliłam .
- Szef zaraz będzie . Przygotuj się na większe tortury . - zaśmiał się mężczyzna . 
Długo czekać nie musiałam . Po 5 minutach do "pokoju" wszedł wysoki mężczyzna z kapturem na głowie , i okularami przeciw słonecznymi . Jednak i tak nie udało mu się ukryć Piercingu w wardze .Miał na sobie czarne , potargane rurki , a rękawy z bluzy były podciągnięte do łokci  więc mogłam dostrzec jego liczne tatuaże . 
- Tu jesteś moja królewno . - powiedział z pogardą i kucnął przy mnie . 
Chwycił mój podbródek i uniósł go do góry . Spojrzał w moje oczy i przyglądał mi się dosyć długo .  - E....emmy. - wyszeptał .
Wstał ode mnie i ruszył w stronę pozostałych dwóch mężczyzn .
- Idźcie stąd ! Sam się nią zajmę . - rozkazał mężczyzną  i odwrócił się w moją stronę 
-możecie przyjechać jutro z rana . - dodał , a drzwi od pokoiku się zatrzasnęły się . 
Moje ciało jak na zawołanie zaczęło drżeć , a z oczu poleciały kolejne łzy , które nadal mieszały się z krwią z wargi .  Chłopak podszedł do okienka . Usłyszałam odjeżdżający samochód, a chłopak po chwili znalazł się przy mnie .  
Obrócił mnie tyłem do siebie i zaczął coś robić przy moich związanych nadgarstkach . Gdy odsunął się poczułam wolność w rękach . On mnie rozwiązywał ?!  Przyglądałam mu się jak idiotka patrząc na każdy jego gest . Wyciągną scyzoryk i rozciął linę , która związywała mojego nogi . 
-S...skąd znasz moje imię ? -Zapytałam z obawą przed tym co może mi zrobić .  
Nie odpowiedział . Po prostu ściągnął kaptur z głowy i okulary . Te zielone tęczówki .  ... I te loki . Przecież to nie możliwe żebym po tylu latach go spotkała . 
-Harry... - wyszeptałam a na końcu mój głos się załamał . - C...chcesz mnie zabić - stwierdziłam ze strachem widząc jak podnosi broń z podłogi . 
- Nigdy bym Cie nie skrzywdził . - powiedział szybko i schował ją za pasek od spodni . - Gdybym wiedział , że to ty nigdy by się to nie przytrafiło . - powiedział se smutkiem w głosie i podszedł do mnie . 

"I never would mistreat you
I'm not a criminal"


Bałam się go .Cholernie się go bałam . To nie był już ten sam loczek co  10 lat temu . Tamten był miły , troskliwy... a teraz ? Niósł ból i strach wszędzie . Te tatuaże , kolczyki ... 
- Słuchaj ...  nic Ci nie zrobię , ale musisz mi obiecać że pojedziesz ze mną . - stwierdził ze strachem . 
- Czemu nie mogę wrócić do domu ? - zapytałam 
-Znajdą Cię . Ze mną będziesz bezpieczniejsza . - stwierdził . 
- Ale ... 
-Emmy oni są groźni . 
- A ty jaki ?! Uspałeś mnie na środku ulicy , przetrzymywałeś w piwnicy  i gdybyś mnie nie poznał już bym leżała tu martwa ! - wykrzyczałam , a chłopak spuścił głowę i wydukał ciche "przepraszam" ...

__________________________________________________
Heej ! Rozdział taki nijaki ale jest ; )  Pozdrawiaam ! ; )

~Cookie Monsteer



Louis cz.17 "Siłą nie wygrasz, żadne twoje gesty mnie nie przekonają. Oczekuje tylko szczerości i czasu... Ty tego mi nie dajesz."

"Siłą nie wygrasz, żadne twoje gesty mnie nie przekonają. Oczekuje tylko szczerości i czasu... Ty tego mi nie dajesz."

Był szorstki, jego zachowanie takie było. Nie chciałam z nim przebywać. Bałam się go, ale jednocześnie darzyłam nienawiścią. Nie da się wymazać obrazu z tamtego dnia. Nie da.
- Dasz mi szanse i pozwolisz wszystko wyjaśnić ?.- to nie było pytanie? Z pewnością nie.
Nie odpowiedziałam, nawet na niego nie popatrzyłam.
- Milczysz. Nie będziesz się odzywała ? W tej chwili to nawet lepiej. Słuchaj...

Mocniej ścisnęłam pasek swojego bagażu. Wyminęłam chłopaka idąc na schody, nie myślałam gdzie idę, dokąd zmierzam. Chciałam po prostu być z dala od niego. Otworzyłam pierwsze drzwi, widząc pusty, nie wykorzystany pokój. Jedynie łóżko i małe biurko z krzesłem. Nic więcej. Żadnej szafy. Tylko okna dachowe, w jednym rzędzie, rozświetlające cały pokój, który i tak był wystarczająco jasny. Białe ściany, zgrywały się z jaśniutkimi, wysłużonymi panelami. Odpowiadało mi. Po za tym miałam wybór, zostać tu albo spotkać się z jego lodowatym spojrzeniem na korytarzu. Położyłam torbę na podłodze, podchodząc do łóżka. Ilustrowałam chwilę jego wygląd. Ciemne mahoniowe drewno, pasowało do posrebrzanych, ostrych kantów. Materac, wyglądał na miękki i wygodny. Idealnie wpasowany w zagłębienie na niego stworzone. Jedyne co mnie zdziwiło to to, że posiadał jedynie śnieżne prześcieradło, starannie założone i poduszkę w białej poszewce. A kołdra ? Wróciłam wzrokiem na biurko, ten sam ciemny mahoniowy odcień drewna. Nic zachwycającego. Wzdrygnęłam się słysząc, jak coś z hukiem opada na ziemię, roztłukując się. Zignorowałam hałas. Przysiadłam na krawędzi posłania i zamknęłam oczy. Wyciszenie.

     ***
 
Minęło sporo czasu, niebo stało się ciemne, jak smoła. W pokoju zapanował mrok. Nadal siedziałam na łóżku, tylko tym razem miałam podkulone nogi. W ciągu 5 godzin jakich tu jestem, nie wyszłam z pokoju. Nie czułam głodu mimo, że jest już 00:00, a ja nic nie jadłam od rana. Chciała położyć się spać, ale jak ? Najpierw muszę się przebrać. Podniosłam się ciężko, czując potworny ból mięśni. Podeszłam do drzwi, które nie posiadały zamka i podstawiłam pod klamkę krzesło, blokując ich otworzenie. Wyjęłam dresowe spodnie i białą bokserkę, wole spać w tym niż krótkich spodenkach. Nie zgrabnie rozebrałam się do bielizny i wciągnęłam na siebie nowy strój. Brudne rzeczy wepchnęłam razem z torbą pod łóżko i odblokowałam drzwi. Położyłam się i próbowała, usnąć, ale było strasznie zimno. Wyszukałam w zabranych rzeczach, jedynej, zapinanej bluzy i nakryłam się nią. Skuliłam się do niewyobrażalnie małych rozmiarów i czułam jak moje powieki ciążą. Walka z nimi od razu była porażką. Zasnęłam.

    ***
 
Brzęczenie telefonu, nakazywało mi otworzenie oczu. Nie chciała, tego. Zwaliłam go z łóżka, ale nie przestawał. Czy on musi być taki głośny ? Wyprostowałam się, sięgając aparat i próbując nabrać ostrości. Kto dzwonił ? Mama. No tak, przecież miałam zadzwonić. Szybko odebrałam, tłumacząc, że wyjechałam na tygodniowy odpoczynek z Pauline. Nie pytała o wiele, bo musiała iść do pracy. Zakończyłyśmy rozmowę, a ja przestudiowałam ekran telefonu. Godzina 11:30. 1 wiadomość. Zasięg słaby. Zaraz, wiadomość ? Weszłam szybko w wiadomości i otworzyłam ją.

''Louis:
Nie możesz mnie wiecznie unikać i milczeć. Nie jestem powietrzem. Jesteś dla mnie ważna''

Gówno nie ważna. Rzuciłam telefonem o ścianę, podkulając nogi pod samą brodę. Nie wiem ile tak siedziałam, ale na dworze ponownie zapadał zmrok. Wszystko do mnie wracało. Od początku, aż do tego momentu gdy ich zobaczyłam. Czarnowłosa i on. Oczy zaczęły mnie niemiłosiernie szczypać, a łzy za wszelką cenę chciały się wydostać. Walczyłam, mrugałam, oddychałam, ale nie dałam rady. Wygrały. Wylały się z moich oczu, mocząc policzki i przyprawiając o pieczenie.
 Jestem głupia ? Być może, ale raczej bezbronna wobec swoich uczuć. Cisza, która została przerwana. Pukanie do drzwi i Louis w ich progu.
-Hey.. przyniosłem ci jedzenie. Nie możesz nic nie jeść.
Każde jego słowo wędrowało przez moje ciało, pobudzając nowe uczucia. Jego głos je pobudzał. Był chłodny, jak zawsze, ale przywykłam do tego tonu. Oczy wbijałam w dachowe okno, niemal przewiercając szklaną powłokę na wylot. Wszędzie tylko nie na niego.
- Spójrz na mnie.
Nic.
- Heyley nie ignoruj mnie do cholery !
Krzyknął, był zły, ale ja pozostałam nie wzruszona. Nie miałam w zamiarze ignorować go. Ja po prostu, nie dałabym rady udźwignąć jego mrożących tęczówek. Kolejna dawka łez poleciała bezdźwięcznie z moich oczu. Stanął przede mną zasłaniając mi widok. Spojrzałam. Patrzyłam w jego oczy. Obojętność, grałam obojętną.
- Nie mogę patrzeć, jak płaczesz.
Więc wyjdź! Widzisz w tym jakiś problem, sam mnie do tego doprowadziłeś.
- Wyjdź.- usłyszałam swój drżący głos, odbijający się echem.
Nie ruszył się. Tylko wbijał się we mnie, przedzierając moje ciało swoimi oczami. Zatrzymałam oddech. Powstrzymałam się od ruchów. Wzrok skierowany na niego. Zbliżył się, chciał mnie dotknąć. Zadziałałam, cofnęłam się na łóżku. Zdenerwowało go to, chwycił w ułamku sekundy moje nadgarstki, zacieśniając mocno w swoich. Jednym szarpnięciem poderwał moje ciało z łóżka, zamykając w swoich ramionach. Wyrywałam się, kręciłam na każdą stronę, ale to tylko powodowało, że jeszcze bardziej mnie do siebie przyciskał.
- Przestań.- wysyczał.
Czemu on taki jest ? Czemu nie jest normalny ?
- To co wtedy widziałaś... masz racje. Całowaliśmy się. Ale nie chciałem tego. Jestem winny. Nie mam dobrego wytłumaczenia. Ona... to był przelotny romans. Wtedy jeszcze cię nie znałem. Spotkałem ją, a ona po prostu mnie pocałowała. Sam nie wiem czemu oddałem jej gest.
Krokodyle łzy co raz rzewniej wypływały z pod moich powiek. Czy on nie zdaje sobie sprawy, że jego słowa są jak ostrze ?
- Ja naprawdę nic do niej nie czuje i podczas pocałunku nic nie czułem. Do nikogo nie żywię takiego uczucia jak do ciebie. Czemu mi nie ufasz ?
- Zaufałam już zbyt wiele razy! I co ?!- wycedziłam przez zęby, nabierając siły i ponawiając próby wyszarpnięcia.
- Nie wypuszczę cię, nie szarp się. Heyley przestań !!!! Kocham cię....

 
I jak ? Myślicie, że Heyley mu wybaczy?
Specjalnie skończyłam w tym momencie ^^ chcę byście byli ciekawi następnej.
Zdradzę wam, że Louis straci nad sobą kontrolę.
To do następnego.
I Love all <3/Natalia

sobota, 21 września 2013

Louis cz.16 "Jadę na pewną śmierć. To był ich plan... ich planem było, bym spotkała ciebie"

"Jadę na pewną śmierć. To był ich plan.. ich planem było, bym spotkała ciebie"

Widziałam zdenerwowanie Heyley. Nasz plan. Już tak niewiele brakowało do jego spełnienia. I znowu, a co jeśli zamiast wyjść dobrze, wyjdzie źle ? Co jeśli stanie się jej krzywda ? Odsunęłam od siebie te wszystkie myśli, wiedząc, że już nie ma odwrotu.

~ Oczami Heyley~

Rozglądałam się na wszystkie strony, wyłapując nadjeżdżający czarny, terenowy samochód. Zatrzymał się tuż przed nami, a z niego wysiadł Harry. Wiedziałam, że coś jest nie tak.
- Hej dziewczyny- dołeczki ukazały się w jego policzkach.
- Hej.- niechętnie odpowiedziałam.
Czemu tak się zachowuje? Czemu nie jestem dla niego miła ? Nie wiem, nic mi nie zrobił. Jednak coś mnie blokuje.
- Mogę ?
- Tak- przerwałam swoje rozmyślenia, podając chłopakowi torbę.
Wsadził ją do bagażnika, a ja zajęła tylne siedzenie. Widziałam, jak Harry i Pauline prowadzą, krótką wymianę zdań, jednak nie mogłam usłyszeć o czym. Wsiedli do pojazdu i chłopak ruszył. Od razu zapięłam pasy i chwyciłam rączkę, widząc jak szybko pędzimy. Zamknęłam oczy, czując, jak mój żołądek wykręca się na drugą stronę. Nie przyjemne uczucia ogarnęły moje ciało. Czułam się...jakbym jechała na pewną śmierć. Wjechaliśmy w jakiś las, jednak to nie skłoniło go do zwolnienia. 30 minut drogi było prawdziwym koszmarem. Kilka razy widziałam obraz, jak wjeżdżamy w drzewo.
-Jesteśmy.
Wysiadłam, dostrzegając drewniany domek. Okna ozdobione firanką. Mały, acz piękny ganek, porośnięty krzewami. Komin, z którego uchodził delikatny dym. Z wierzchu wyglądał skromnie.
- Co my tu robimy ?- wróciłam wzrokiem na brunetkę.
- Przyjechałyśmy na odpoczynek, chodź.
Harry był już pod drzwiami z moją torbą, ruszyłam w jego kierunku. Pauline weszła pierwsza do środka, a ja tuż za nią. Wnętrz okazało się zachwycać.
- Rozgość się.
Czułam potrzebę zbadania, każdego zakamarku tego domu. Chciałam poznać, każdy jego detal.
- Ja zaraz wrócę.- zostawiła mnie w korytarzu, wychodząc na zewnątrz..
Biorąc torbę, weszłam głębiej widząc schody.
- Harry to ty ?- usłyszałam, jakieś kroki na piętrze i czyjś głos.
Kij bejsbolowy do samoobrony. W głowie rozbrzmiały słowa dziewczyny z przed kilku godzin... Chwilę stałam w bezruchy wstrzymując oddech. Przestałam myśleć, przestałam funkcjonować. Powinnam uciekać ? Uklękłam na kolana przy torbie, odzyskując odrobię kontroli nad swoim ciałem. Szybkim ruchem chwyciłam między palec wskazujący, a kciuk suwak i starałam się ją odpiąć. Jak zwykle zamek się zaciął. Działał na moją niekorzyść. Z całych sił walczyłam z nim, próbując wydostać z torby ten przeklęty kij. Cholera. Zaklnęłam pod nosem, widząc czyjś cień na schodach. Przyśpieszyłam swoje ruchy, chociaż wiedziałam, że to walka w przegrane.
- Heyley ?
Podniosłam się z ziemi, trzymając kurczowo pasek torby, zawsze mogłam się nią zamachnąć, na pewno zaboli. Uniosłam wzrok do góry widząc, tak dobrze znane mi rysy twarzy. Podwójna Cholera.
- Louis.
- Co ty tu robisz ?- widziałam lekką radość przebijającą się przez ciemne tęczówki, ale słyszałam chłód.
- Nie. Co ty tu robisz ?- złość i strach buzowały we mnie.
- Pierwszy zadałem pytanie.-podniósł głos, a ja czułam jak się kulę.
-Harry i Pauline mnie tutaj przywieźli.
Mogłam się tego spodziewać. Gdzie Pauline tam Harry. Gdzie Harry tam Louis. Gdzie Louis tam kłopoty, strach i złość. Nie chciałam, już słyszeć jego odpowiedzi na pytanie 'Co tu robi ?'. Wyminęłam go i doszłam do korytarza, szarpiąc mocno klamkę drzwi wejściowych. Nie ustąpiły, zaczęłam szarpać mocniej i nic.
- Pokaż.- suchy ton bruneta zmusił bym się od nich odsunęła.
Też zaczął szarpać za klamkę, ale nadaremno. Były zamknięte. Między swoim urywanym, płytkim oddechem, usłyszałam dźwięki samochodu.
 
Cichły, co świadczyło o tym, że się oddala. Zostawili mnie. Zaplanowali to. Nie wierzę. Oparłam się bezsilnie o ścianę, spuszczając głowę w dół. Nie potrafię do końca opisać co czuję. Boję się, jestem przerażona. Złość, jestem wściekła. Radość, nie na pewno się nie cieszę, a może ciutkę. Zmęczenie, jestem wykończona nie wiem czym. Nie rozumiem tego uczucia, tych uczuć.
- Jesteś na mnie skazana.
Dotknął mojego ramienia, a ja się natychmiastowo cofnęłam. Spojrzałam w jego tęczówki, mroziły. Przybrały najciemniejszy odcień błękitu. Nie co ja mówię były czarne. Zimne. Pozbawione uczucia. Czemu ? Był inny. Zmienił się od ostatniego spotkania. Był szorstki, jego zachowanie takie było. Nie chciałam z nim przebywać. Bałam się go, ale jednocześnie darzyłam nienawiścią. Nie da się wymazać obrazu z tamtego dnia. Nie da.
- Dasz mi szanse i pozwolisz wszystko wyjaśnić ?.- to nie było pytanie, z pewnością nie.
Nie odpowiedziałam, nawet na niego nie popatrzyłam.
- Milczysz. Nie będziesz się odzywała ? W tej chwili to nawet lepiej. Słuchaj...

/Natalia