piątek, 5 grudnia 2014

"Recovery" Chapter Seven

Zanim wsiadłam do czarnego BMW, blondyn spiął moje ręce za plecami w kajdanki.
-Tak. Bo przecież 18 letnia dziewczyna jest aż tak groźna by spiąć ją w kajdanki.- prychnęłam.
I tak mnie zabiją. Prędzej czy później, ale to zrobią., więc dlaczego miałabym odmówić sobie tej przyjemności pyskowania?
Chłopak przycisnął mnie do zimnej maski samochodu, przez co delikatnie syknęłam.
-Radze Cię zamknąć te twoje słodkie usteczka.- rzucił z wyczuwalnym jadem w głosie.
-Bo co mi zrobisz? Zgwałcisz? Zabijesz?- wyśmiałam go.- Proszę bardzo ! Strzelaj.- wykrzyczałam.
Chłopak nic nie odpowiedział. Spiął moje ręce i wepchnął na tylne siedzenie samochodu. Przez przyciemniane szyby zauważyłam jak mój dusiciel zaciąga ciała policjantów w głąb lasu. Gdy kolejne mijane przez niego krzewy całkowicie zasłoniły jego sylwetkę, odwróciłam wzrok.
-Boisz się?- zapytał wchodzący do samochodu blondyn.
Czy się boje ? Nie, oczywiście, że nie ! Ja po prostu cieszę się z tego, że mogę siedzieć w jednym aucie z seryjnym mordercą i jego kochanym kolegą, który jeszcze godzinę temu chciał mnie udusić gołymi rękami. Oh.. nie zapominając o tym, że jeden z nich mnie porwał. Lepiej być nie mogło.
- Nie- odparłam, odrzucając od siebie wszystkie myśli.
Chłopak spojrzał we wsteczne lusterko. Zauważyłam jak podnosi swoje brwi w zdziwieniu, jednak chwilę później zaniósł się śmiechem. Jednym ruchem dłoni przekręcił kluczyk w stacyjce, a z radia wydobyła się cicha, rock'owa melodia.
-Dlaczego tak właściwie z wami jestem? - wypaliłam bez zastanowienia.
-A dlaczego musisz się odzywać? - wyrzucił mój dręczyciel.
Przewróciłam oczami, gdy zobaczyłam jak „ten zły” ściągnął kaptur wraz z czarną bandamką. Był mulatem. Dzięki lusterku mogłam zobaczyć jego ciemne oczy otulone wachlarzem gęstych rzęs. Była w nich pustka. Nie było w nich żadnego uczucia. Żadnej litości, a tym bardziej jakiegokolwiek żalu z powodu tego, że przed chwilą zabił dwie osoby z zimną krwią, zostawiając ich ciała porzucone w lesie.
Gdy auto ruszyło poczułam lekką obawę. Dokąd oni teraz mnie zawiozą? Pewnie przewiozą mnie na drugi koniec lasu i zastrzelą, uduszą, zadźgają nożem i zakopią mnie w jakimś dole. Tak robią we wszystkich filmach, prawda? Tylko, że tam zazwyczaj magiczny książę z bajki ratuje dziewczynę, a mnie pewnie nikt nie szuka. Założę się, że nikt nawet nie zauważył tego, że zniknęłam.
-Auć ! Mógłbyś jechać ostrożniej ? -zapytałam po kolejnym zderzeniu się z drzwiami. -Nie tak łatwo jest siedzieć ze spiętymi rękami za plecami, a tym bardziej jeśli ktoś nie zapnie Ci pasów bezpieczeństwa.- dodałam
Chłopak pogłośnił muzykę udając, że mnie nie słyszy.
-Kutas.- powiedziałam pod nosem.
Naglę odbiłam się od przedniego siedzenia uderzając się przy tym o jakąś twardą część. Mężczyzna musiał gwałtownie zatrzymać samochód. Zobaczyłam jak blondyn odwraca się w moim kierunku z wroga miną.
-Słuchaj, to nie ty tu rządzisz jasne ?! Więc albo się w końcu zamkniesz alb...
- Albo Cie zabije, zgwałcę, zadźgam. Skreśl nie potrzebne. - prychnęłam przewracając oczy z jednej strony na drugą.
Mężczyzna wyszedł z auta i otworzył drzwi. Okej.. teraz sparaliżował mnie strach. Wyszarpał mnie z niego i pchnął na leśną drogę. Każdy drobny kamyczek poranił moją twarz. Przez rozcięcie w spodniach zauważyłam również krwawiące kolano. Jednak to nie był koniec moich cierpień. Jego ręka uderzyła w mój policzek. W miejscu uderzenia zaczęło pojawiać się mrowienie, a po chwili ból. Nie panowałam już nad sobą. Z oczu pociekły łzy, a ciało zaczęło bezwładnie drżeć.
- Po prostu odepnij te pieprzone kajdanki ! Gdybym chciała zwiać już dawno bym to zrobiła !- wykrzyczałam dławiąc się kolejnymi łzami.
Z zamkniętymi oczami czekałam na jego reakcje, na kolejne uderzenie i przeszywający mnie ból. Jednak żadna z tych rzeczy nie nastąpiła. Usłyszałam skrzek metalowego zamka, a moje dłonie zostały uwolnione. Otworzyłam oczy. Zobaczyłam jak mężczyzna wsiadł do samochodu, a tylne wejście wciąż było otwarte. Wstałam z ziemi i dokuśtykałam do wnętrza samochodu. Zapięłam pas i podkuliłam swoje kolana do klatki piersiowej.
- Możesz mi powiedzieć dlaczego nie zakneblowałeś jej ? - zapytał z pretensjami mulat.
- Daj już spokój. - rzucił kierowca i odjechał. 



_________________________________
Hej Skarby, Kolejny wam się należy ;3
Next= 8 komentarzy ! 


by @LetsMakeMyWish

poniedziałek, 1 grudnia 2014

"Recovery" Chapter Six

Opadając z bezsilności na ziemię, zaniosłam się płaczek. Czułam jak każda, nawet najdrobniejsza, część mojego ciała odmówiła posłuszeństwa. Wciąż czuję rękę tego mężczyzny zaciskającą się wokół mojej szyi. W myślach wciąż ukazuje się blask srebrnego i zimnego ostrza przyciskającego się do mojej twarzy. On mógł mnie zabić. Nawet nie zawahałby się, by pomyśleć, że może mu coś za to grozić.
Zaciskam mocniej powieki, by uciec od tych wspomnień. Moje dłonie są ściśnięte w pięść i z sekundy na sekundę są ściskane coraz mocniej tylko i wyłącznie po to by odwrócić moją uwagę od tego wszystkiego co właśnie mnie otacza.
Nie ucieknę stąd. Jestem na to zbyt słaba. Nawet jeśli miałabym odrobinę szczęścia to i tak z pewnością mnie odnajdą i porwą ponownie. W końcu zrobili to raz, nie zawahają się ponowić swojego czynu.
Wielka gula pojawia się w moim gardle, gdy słyszę jak drewniana powłoka ustępuje, a w niej pojawia się wysoki mężczyzna, Podciągam nogi bliżej swojej klatki piersiowej, kiedy widzę jak mężczyzna zbliża się do mnie. Próbuję odepchnąć się jak najszybciej, jednak zimna powłoka ściany nie pozwala mi na to. Widzę jak mężczyzna kuca przede mną. Jego dłoń przysuwa się do rozgrzanej skóry mojej twarzy. Jego dotyk parzy i przyprawia mnie o mdłości oraz kolejne wylane łzy. Odwracam twarz chcąc pozbyć się tego uczucia, a w odpowiedzi słyszę stłumiony śmiech.
-Taka niewinna i delikatna.- powiedział ten głos wciąż się śmiejąc.
Nie odpowiedziałam, w duszy błagałam by odszedł, by zostawił mnie w spokoju. Przynajmniej tyle... skoro i tak się stąd nie wydostanę. Czy to aż tak wiele?
-Chodź coś zjeść. Musimy utrzymać Cię przy życiu.- odparł, wstając i wyciągając w moją stronę rękę.
Nie zareagowałam. Siedziałam i patrzyłam wszędzie byle nie na jeo dłoń.
-Nie udawaj buntowniczki tylko się rusz się. - dodał , a w jego głosie wyczuwalna była złość.
Odtrąciłam jego dłoń i wstałam. Moje nogi chwiały się na każdą możliwą stronę. Dopiero teraz zauważyłam, iż miałam na sobie ciuchy, w których wyszłam z domu, tylko że teraz były poszarpane i brudne.
Porywacz odwrócił się i wyrzucił ledwo słyszalne „Masz iść za mną i nic nie kombinuj”. Tak też zrobiłam.
Cały dom był uporządkowany i czysty. Całkowite przeciwieństwo tego jednego pokoju, w którym się znajdowałam. Chłopak zaprowadził mnie do wielkiego pomieszczenia, którym była kuchnia. Usiadłam przy stole i zaczęłam bawić się palcami. W tym momencie to właśnie one były najbardziej interesującą rzeczą.
Zobaczyłam jak mężczyzna stawia przede mną talerz pełen kanapek.
-Smacznego. - rzucił i poszedł do okna, opierając się rękami o blat kuchenny,
Chwyciłam jedną z kanapek, jednak nie mogłam przełknąć ani kęsa. Czułam jak mój żołądek skręcał się ze strachu i niewiedzy.
-Mamy towarzystwo. - zaśmiał się mężczyzna, a ja usłyszałam dźwięk przeładowującej się broni. Moje źrenice się rozszerzyły natychmiastowo gdy chłopak wyszedł z pomieszczenia. Podeszłam do okna i wtedy zobaczyłam policyjny radiowóz i dwie osoby wychodzące z niego. Podeszli do nich. Mój dusiciel i ten drugi. Widziałam jak spokojnie rozmawiali jednak, gdy jeden z policjantów wskazał na dom usłyszałam dwa strzały.
Poczułam jak głos znika z mojego gardła, a ciało zaczyna drżeć. Zabili ich. Dwa ciała osunęły się na ziemię. Nie było już w nich życia. Oni nie żyli.
Nasilający się dźwięk kroków uświadomił mi, że oni się zbliżają z powrotem.
- Zbieraj się. Wyjeżdżamy. - powiedział.
Zobaczyłam jak mężczyzna ściąga swój kaptur i bandamkę, która miał zawiązaną da twarzy. Ujrzałam blondwłosego chłopaka.

- To dopiero początek zabawy. - dodał posyłając mi uśmiech i prowadząc mnie do samochodu.

___________________________________________________
Hej Skarby.x
6 komentarzy = next <3


by @LetsMakeMyWish

środa, 26 listopada 2014

"Recovery" Chapter Five

Silny, rozsadzający ból głowy, zwołał mnie na ziemię. Czułam się jakby przejechał mnie pociąg. W uszach ciągle słyszałam dziwne piszczenie. Nie wiedziałam gdzie jestem. Nawet nie potrafiłam otworzyć swoich oczu. Moje powieki były wciąż zbyt ociężałe.
Gdy usłyszałam ciężkie stąpające kroki zaczęłam udawać, że wciąż jestem nie przytomna.
- Co zamierzasz z nią zarobić ? - usłyszałam męski, ochrypły głos.
- To co z każdą. - wypowiedział drugi, bardziej znany mi głos.
Moje ciało ponownie zostało sparaliżowane przez te 4 słowa. Czyli ktoś mnie porwał? Okej, wcale się nie boje, nie mogę się bać. Muszę stąd uciec.
Moje powieki po wielu staraniach w końcu się otworzyły, jednak oślepiające światło wpadające przez okno spowodowało, że musiałam lekko je przymknąć . Delikatnie podniosłam się na łokciach by rozejrzeć się po pokoju.
Nie było tu zbyt ładnie. Ze ścian odchodziła czarna tapeta, na suficie zamiast lampy wisiały dwa oderwane kable. Podłoga była pokryta odpadającym gruzem i farbą ze sufitu jak i porozbijanym szkłem. Leżałam na łóżku. Tylko ono sprawiało tutaj wrażenie czystego.

Spojrzałam w kierunku okna, po czym zdecydowałam się do niego podejść. Rozejrzałam się przez nie. Drzewa, krzaki i kolejne drzewa. Jestem w jakimś lesie, z dwoma psycholami. Bo przecież zawsze o tym marzyłam, prawda?
Delikatnie chwyciłam ramę , drewnianego okna próbując je jak najciszej otworzyć. Gdy w końcu jedno ze skrzydeł okna się otworzyło , na ziemię spadła szybka.
- Nie, nie, nie.. - zaczęłam mówić pod nosem.
Zaczęłam rozglądać się dookoła za miejscem do ukrycia, jednak tu nie było niczego poza tym łóżkiem.
Kiedy chciałam się już rzucić pod łózko usłyszałam trzask drzwi, a w nich stanął wysoki mężczyzna, w kapturze nasuniętym na twarz. Rękawy jego ciemnej bluzy były podwinięte do łokci , dzięki czemu mogłam się przyjrzeć jego tatuażom jednak nie na długo. Mężczyzna szybko zbliżył się do mnie i pchnął na ścianę. Moje plecy odbiły się od twardej powierzchni, a jęk wydobył się z ust. Poczułam jak jego ręka zaciska się na moim gardle odcinając mnie od dopływu powietrza.
- Chciałaś uciec co ? - Zapytał z ironicznym śmiech. - Zła dziewczynka z ciebie. Wiesz jak z nimi postępujemy ? - zapytał wyciągając z tylnej kieszeni nóż i przyłożył mi go do policzka.
Poczułam łzy napływające do oczu. Zaczęłam się kręcić i próbowałam się wyrwać jednak na nic.
- Zostaw ją. Jeszcze się przyda. - usłyszałam ten głos.
We framudze drzwi pojawiła się jeszcze jedna postać, jednak miałam zbyt zamazany wzrok by ją dostrzec.
- Jeszcze się z Tobą rozprawie księżniczko.- dodał mój dusiciel i odszedł...


_______________________________________________

Tak więc kolejna część. Kocham Was ;3

by @LetsMakeMyWish

czwartek, 20 listopada 2014

"Recovery" Chapter Four

"-Popatrz. Widzisz tego mężczyznę w czarnej bokserce ? - zapytał Jeremy.
-Tego z tatuażami i motorem ? - dopytała blond włosa dziewczynka.
- Tak. Boisz się go prawda ? - mała przytaknęła- Nie masz czego. Ci ludzie to Anioły. Każdy z nich ukrywa cały strach i swoją przeszłość pod osłoną tatuaży i tej maski „złego chłopca”. Może pod tym wszystkim kryją się jego skrzydła ? No wiesz, ukrywa się pod osłoną ciemności, by chronić innych..."
Dzwoniący budzik przerwał wspomnienie, ostatnie wspomnienie z Jeremy'm. Nawet nie zauważyłam kiedy na moich policzkach zebrały się łzy. Delikatnym ruchem otarłam je z powierzchni policzka.
Wstałam i podeszłam do najbliższego lustra. Moje oczy były przekrwione, a twarz spuchnięta od ciągłego płaczu tej nocy. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Przez większość czasu moje myśli zajmowała ta karteczka i ten nieznajomy. Musiałam zasnąć z wycieńczenia.
- Musisz być silna.. - powiedziałam w stronę lustra.
Obróciłam się do niego tyłem podnosząc z ziemi wczorajsze ubrania. „Może to właśnie twój Anioł..” dodał głos w mojej głowie.
Nie zareagowałam. Byłam zbyt przyzwyczajona do jego obecności. Czasem już tego nie zauważałam. Bywały też takie dni kiedy siedziałam niczym małe dziecko skulone w rogu pokoju i zatykałam uszy własnymi rękami, próbując zapobiec tym głosom . Wtedy kiedy tabletki przestawały działać było najgorzej.
Czułam się jak w najgorszym koszmarze. Chcesz się obudzić ,jednak to wszystko co wydawało się snem okazuje się rzeczywistością , z której nie jesteś wstanie uciec. Wtedy ból rozrywa cię od środka, krzyczysz lecz nikt Cię nie słyszy, uciekasz lecz nikt tego nie widzi. Zostajesz sam. Ze sobą i tym co żyje w tobie. I nikt ani nic nie jest Ci wstanie pomóc.
Nawet nie zauważyłam kiedy przebrałam się w czarne rurki i różową bluzę. Z szafy tuż przy drzwiach wyjściowych wyjęłam czarne convers'y. Trochę czasu zajęło mi zawiązywanie ich. Przeszłam przez mieszkanie kierując się do sypialni. Z szafki wzięłam telefon i słuchawki. Na ramie zarzuciłam czarną torbę z pomieszanymi słowami. Wzrok zatrzymał się na pudełeczku.
Chwyciłam naszyjnik i zapięłam go na szyi. Głos w mojej głowie mówił, że dobrze zrobiłam kiedy serce zaczynało pękać z bólu i strachu.
- Nawet nie zauważysz kiedy ten dzień minie..- powiedziałam pod nosem wychodząc z domu.
Dokładnie zakluczyłam drzwi sprawdzając kilka razy czy aby na pewno są dobrze zamknięte. Do uszu włożyłam słuchawki, a z telefonu zaczęła lecieć melodia piosenek, które miały dla mnie znaczenie w życiu.
Wyszłam z bloku w którym mieszkałam. Szłam tą samą drogą co zwykle gdy naglę przez głowę przeszła myśl , żeby skrócić dzisiejszy spacer. Spojrzałam w wąski zaułek wahając się. Moje nogi podjęły decyzję same za mnie ruszając w wąską dróżkę.

Uciekaj” powiedział głos w mojej głowie. Ponownie nie zwróciłam na niego uwagi i to właśnie był błąd.
Poczułam silne ukłucie w dole pleców. Wzrok zaczął zamazywać się. Nie widziałam nic. Moje nogi zaczęły robić się niczym z waty. Czułam jak silne ramie oplata się wokół mojej talii. Do uszu dobiegł ten śmiech.
Słodkich koszmarów, Kochanie...


_______________________________________________________
Hej kochani ! Dziękuje Wam za wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem. Rozdział pojawił się dzisiaj bo nie wiem czy jutro będe miała czas.
Kocham Was .x


by  @LetsMakeMyWish

poniedziałek, 17 listopada 2014

"Recovery" Chapter Three

Szłam ciemnymi uliczkami Londynu. O tej godzinie miasto samo w sobie wzbudzało strach. Trzymałam w ręku małe pudełeczko. Miałam ochotę wyrzucić je przez most. Niech sie topi, razem ze strachem. Chociaż i tak to nic by nie dało, ta osoba -kimkolwiek ona była- znalazła mnie. Przez moje myśli przebiegło tysiące powodów dla których ktoś mógłby mnie chcieć zastraszyć. Może to któryś z tych kolesi , których zwykłam oblewać kawą po niedorzecznych komentarzach, bądź czynach, a może to ktoś kto się we mnie zadurzył ? "Czarny zakapturzony mężczyzna, ubrany na czarno, nie było widać jego twarzy.." Przez myśl przebiega opis mężczyzny podany przez Sam. Dlaczego on przypomina mi tego ze snu ?
Serce zaczyna przyśpieszać gdy słyszę cichy szyderczy śmiech. Gwałtownie odwracam się widząc za sobą pustkę. Nerwowo rozglądam się w każdą możliwą stronę by zobaczyć osobę, która spowodowała mój strach.  Jednak na próżno. Przyśpieszyłam swojego kroku, chcąc jak najszybciej znaleźć się w domu. W miejscu gdzie chociaż odrobinę czułam się bezpiecznie.
Moje myśli zaczynają niebezpiecznie wariować. Czuję się jakbym była zamknięta w czterech ścianach, które zaraz mają mnie zmiażdżyć.
-Spokojnie Emmy , przecież to tylko twoja wyobraźnia.- zaczynam mówić do siebie.
Słyszę za plecami trzask, który daje mi wystarczająco dużo motywacji by rzucić się w bieg. Jednym gestem ręki wyrzucam pudełeczko za siebie w celu pozbycia się go. Serce bije jak oszalałe, a w klatce piersiowej brak mi już tchu. Nogi zaczynają odmawiać posłuszeństwa, a droga wydaje się dłużyć w nieskończoność. Każda sekunda ciągnie się w minutę, a ta w godzinę. Mam wrażenie jakbym zaraz miała zginąć, przecież tak jest w każdym horrorze prawda ? Do oczu docierają słone krople, które za wszelką cenę próbuję powstrzymać. Jednak na marne. Czuję się jakby podłoga miała się zaraz pode mną zapaść, jednak udaje mi się wbiec do klatki schodowej budynku, w którym mieszkam. Wbiegam na czwarte piętro i próbuję kluczem otworzyć zamek w drzwiach. Ręka trzęsie mi się niczym oszalała. Oglądam się za siebie- pustka.
Gdy w końcu udaje mi się otworzyć mieszkanie, kryję się za wewnętrzną stroną drzwi zamykając wszystkie możliwe zamki. Gestem ręki zapalam światło włącznikiem tuż przy drzwiach.
W mieszkaniu panuje dziwny ład i porządek. Jest tu cicho. Zbyt cicho. Słyszę jak bicie mojego serca zamienia się w echo odbijające się pomiędzy pomieszczeniami.

Chwiejnym krokiem docieram do kuchennej lady. Łapie przeźroczystą szklanką i wypełniam ją bezbarwną cieczą. Z drugiego końca kuchni sięgam po szklany pojemniczek i wysypuje na dłoń różową pigułkę, którą po chwili połykam. Osuwam się po nierównej powierzchni szafek kuchennych na podłogę. Nogi podkulam do klatki piersiowej, a rękoma zaczynam obluzowywać sznurówki moich convers'ów. Czuję jak rytm mojego serca zwalnia, a napięte ciało rozluźnia się. Od niechcenia zsuwam z moich nóg buty, rozrzucając je po kuchennej podłodze.
Powolnym krokiem wstaję i wyjmuję z lodówki wcześniej przygotowane naleśniki. Podgrzewam je , po czym wyczerpana z sił opadam na sofę w salonie by spożyć swój posiłek. Siedzę w kompletnej ciszy. Po pomieszczeniach rozchodzi sie jedynie odgłos uderzanie widelca o powierzchnię talerza. Moje myśli są coraz bardziej uciszone, a organizm staje się coraz bardziej senny. Postanawiam położyć się spać.
Odświeżona i przebrana w wygodną piżamę, czyli krótkie spodenki i za dużą, męską koszulkę, zmierzam w kierunku mojego łózka.
Odciągam na bok szarą pościel, gdy nagle zauważam małe pudełeczko. Delikatnie je chwytam i otwieram. Biała zapisana kartka i ten naszyjnik....
" Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo...
P.s.. miałaś straszy bałagan w domu, trochę tu ogarnąłem.
Słodkich koszmarów, Skarbie..."



___________________________________________________Hej skarby ! Kolejny rozdział.. uuu robi się coraz ciekawiej. Ale przynajmniej jej posprzątał xD
Dziękuję za wszystkie komentarze. Kocham was !


by @LetsMakeMyWish

czwartek, 13 listopada 2014

"Recovery" Chapter Two

Wrześniowy wiatr otulał moje ciało. W głębi duszy byłam na siebie wściekała, iż nie zabrałam ze sobą bluzy gdy wychodziłam z mieszkania.
Ulice Londynu z samego rana nie były zbytnio przepełnione, jednak nigdy mi to nigdy mi to nie przeszkadzało. Zero przepychanek czy korków na drogach. Spokój zawsze był lepszy od chaosu.
Dochodziła godzina 8:00, a ja zbliżałam się do miejsca mojej pracy. Była to niewielka kawiarnia w centrum Londynu. Praca nie była zbyt ciężka. Pracuje tu jako kelnerka. Przynieś, podaj, pozamiataj- tak zwykłam nazywać swoją pracę. Nie szło się również obejść bez obleśnych komentarzy. Nawet nie pamiętam już ile razy zdarzyło się , że wylałam dzbanek kawy na jakiś wkurzających kolesi. Dziwię się, że mój szef jeszcze mnie nie wyrzucił. W sumie był miłym i wyrozumiałym starszym człowiekiem. No ale ile razy można przymykać oko na takie wybryki ?
Przeszłam przez lokal mijając Sam, która stała już przy kasie. Rzuciłam w jej kierunku, krótkie „cześć” i ruszyłam na zaplecze.
Sam nie byłą dużo starsza ode mnie. Różniło nas 5 lat. Była dziewczyną dla której weekend bez imprezy to stracony czas. Uwielbiała się bawić, śmiać. Zawsze żyła pełnią życia, nie martwiło ją nic. Jedynym minusem (a może plusem) było to , że mówiła wszystko co jej ślina na język przyniosła. Była straszną gadułą.
Na zapleczu znalazłam swój czarny fartuch z naszytym logo oraz z małą kieszonką na środku na notatnik. Przewiązałam go przez biodra i wyszłam z zaplecza.
- Emily ! Mam propozycję nie do odrzucenia ! - zaczęła Sam.
- No więc słucham. - odparłam rozstawiając serwetki na stolikach.
- Za dwa dni weekend, więc może wybierzesz się ze mną na imprezę ? - zaproponowała dziewczyna.
- Sammy... dobrze wiesz , że to nie moje klimaty. - stwierdziłam , wzruszając ramionami.
- No weź ! Raz w życiu mogłabyś się rozerwać.- stwierdziła – No proszę. - dodała przeciągając ostatnią literę i robiąc słodkie oczka.
- Dobra. - Westchnęłam.
Dziewczyna zaczęła skakać i piszczeć ze szczęścia, jednak uspokoiła się gdy zdała sobie sprawę z tego, że do kawiarni weszła starsza para. Zaśmiałam się pod nosem i podeszłam do stolika.
- Coś podać? - zapytałam z serdecznym uśmiechem.

Około godziny 20 życie w kawiarni zamierało. Podeszłam do drzwi i przechyliłam plakietkę z napisem „ Otwarte” na drugą stronę, która oznajmiała , że lokal już jest zamknięty.
Z lady na której stała kasa chwyciłam ściereczkę i zaczęłam przecierać stoliki, a Sam zamiatała podłogę.
Gdy kończyłyśmy naszą pracę podeszła do mnie Sam z podekscytowanym uśmiechem. Spojrzałam na nią zdezorientowana.
-Stało się coś ? - zapytałam.
- Ktoś zostawił to dla ciebie , nie martw się nie patrzałam do środka. - stwierdziła wręczając mi małe fioletowe pudełeczko owinięte różową wstążką.
- Kto to był ? - zapytałam , chwytając pudełeczko z jej rąk.
- Nie wiem. Był ubrany na czarno, nawet twarzy nie było mu widać. Powiedział tylko „ Daj to Emily” i odszedł. - stwierdziła Sam wzruszając ramionami. - Tak czy inaczej . Ty zamykasz ja już lecę. - dodała i wyszła z lokalu.


Moje serce zabiło mocniej słysząc o mężczyźnie podobnym do tego z mojego snu. Rozwiązałam wstążkę i otworzyłam pudełeczko. W środku był łańcuszek z zawieszką, która przedstawiała papierowy samolocik , a pod nim była karteczka. Wyciągnęłam ją i otworzyłam. Moje serce stanęło , a oddech się zagubił.
„ Znalazłem Cie , skarbie...”


__________________________
Znowu ja ! <3  łapcie kolejny rozdział. Kocham was !

by @LetsMakeMyWish

środa, 5 listopada 2014

"Recovery" Chapter One

Ciemna droga, a wokół pustka. Czy tak właśnie wygląda śmierć ? W oddali słychać krzyki i kroki, które odbijają się niczym echo. Wielki straszne drzewa przyprawiają o zawrót głowy. Nagle wszystko ustaje. Wszelkie dzięki i ruchy zanikają. Droga pokrywa się mgłą przez którą ledwo widać czubki palców u rąk. Z daleka wyłania się czarne , zakapturzona postać , która zmierza w moim kierunku. Przez ciemność widać tylko zarysy budowy ciała. Z sekundy na sekundę moje serce przyśpiesza, a ciało zaczyna drżeć. Czuje jak kolana uginają się pod ciężarem mojego ciała , a głos ginie .Słyszę szyderczy śmiech, a postać przede mną znika. Nerwowo zaczynam kręcić się wokół własnej osi by cokolwiek dostrzec. Ponownie słyszę piski i krzyki, przerażona upadam na ziemię.
- Witaj w twoim najgorszym koszmarze skarbie...

Nagle wszystko zniknęło. Nerwowo zaczęłam rozglądać się po całym pomieszczeniu.
-To tylko sen.
Wyszeptałam z ulgą , próbując się uspokoić .Czułam jak moje dłonie wciąż drżały, a oddech wciąż ginął. Spojrzałam na zegarek. 5:37. Leniwie usiadłam na brzegu łóżka, chowając twarz w dłoniach. Nabrałam kilka głębokich oddechów by oczyścić swój organizm.
Moje bose stopy przyzwyczaiły się do zimnej powierzchni podłogi, więc wstałam .Delikatnie zmierzwiłam palcami , swoje lekko wilgotne od potu włosy, Drobnymi i nadal niepewnymi krokami zaczęłam zmierzać do średniej wielkości okna, znajdującego się po drugiej stronie sypialni. Chwyciłam za brzeg czerwonych zasłon i odciągnęłam je na oba skraje okna , by dojrzeć poranny wschód słońca.
Londyn. Piękne miasto, które wciąż jest dla mnie wielką zagadką. Tutaj nie ma prawdziwych ludzi, tu są tylko prawdziwe kłamstwa. Nie znajdzie się tu szczerej i prawdziwej osoby, która będzie tylko i wyłącznie ze względu na Ciebie. Tutaj chodzi głównie o zakłady i chęć pożądania. Nie liczy się ta prawdziwa miłość , tylko ból i cierpienie. Co dzień słychać o morderstwach, gwałtach,zaginięciach. Zero spokoju, to jest jak walka z codziennością.
Wolnym krokiem przemknęłam przez pokój, otworzyłam szarą szafę z motywem Wierzy Eiffla na szklanych ,przesuwnych drzwiach. Wyjęłam z niej ciemne, jeans'owe rurki oraz białą koszule. Wyszłam z pokoju i skierowałam się do łazienki, która znajdowała się naprzeciw pokoju.

Delikatnie zaczesałam swoje włosy w niesforny kok, oczy podkreśliłam czarną kredką , a rzęsy pomalowałam czarnym tuszem. Przebrałam się w swoje ciuchy i przeszłam do kuchni, która była umieszczona na samym przodzie mojego mieszkania. Z małego, szklanego pojemniczka wyjęłam białą, podłużną tabletkę. Kilka kronie obróciłam ją między palcami po czym połknęłam ją.
-Może tym razem przyniesiesz mi szczęście...
Powiedziałam sama do siebie , utrzymując swój wzrok na szklanym pojemniczku. Wyszłam z mieszkania , zostawiając za sobą swój koszmar...

___________________________________
Tadaaaa ! Co o tym sądzicie? ;3
Kocham !

by @LetsMakeMyWish

"Recovery"

Chyba każdy z nas chciałby, żeby nasze życie wyglądało jak szczęśliwy film o miłości albo historia o złym chłopaku i dobrej dziewczynie. Ale rzeczywistość jest inna... tutaj nie ma szczęśliwych zakończeń. To wszystko jest jedną wielką walką. Zdołam ją wygrać ? Czy polegnę na polu walki ? Zobaczcie sami...

Jestem Emily , a to .. to jest mój koszmar. 


__________________________________________________
witam was miśki po naprawdę długiej przerwie. Przepraszam za to.
Tak więc, tamto opowiadanie nie będzie kontynuowane, przepraszam. Może kiedyś je dokończę.
Jak na razie zapraszam Was na Recovery <3
Pierwszy rozdział dodam dzisiaj o 20 ;)

by @LetsMakeMyWish

wtorek, 28 października 2014

Imagin z Harrym


Kogo gramy przez całe życie ? Siebie ? Kogoś innego ? Wcielamy się w jakąś postać ? Naśladujemy znane nam osoby ? Kim jesteśmy ? Człowiekiem ? Marionetką, którą ktoś steruje ? Lalką z pozytywki, która tańczy cały czas to samo, w rytm tej samej melodii ? Przed czym uciekamy ? Losem ? Zbyt bolesną prawdą ? Strachem ? A może przed samym sobą ?
- Macie przed sobą dwie czyste kartki, wypiszcie na nich wszystko co jest dla was najważniejsze w życiu.
Co sprawia, że ludzie błądzą po świecie, gubiąc się w nim ? Zapominają o sensie istnienia ? Izolują się od prawdziwego życia i co dzień żyją monotonią dnia.
- Skończyłam.
- Ja również.
Dlaczego zapominamy o rzeczach ważnych ? O szczęściu ? Uśmiechu ?
- Napisaliście tylko po jednym słowie.
- Tylko to jest dla mnie ważne.
- Przeczytaj co napisałeś.
- Kochanie. Tylko ty kochanie.
- A ty ? Przeczytaj co napisałaś.
- Harry.
Dlaczego pozwalamy, by złość przyćmiła zdrowy rozsądek ? Odebrała nam umiejętność kochania ? Zabrała wszystko na czym nam zależy ? Sami jej na to pozwalamy.
- Jesteście dla siebie zgodnie, najważniejsi. Odwróćcie kartki i napiszcie na nich co wam przeszkadza w waszym związku.
Łzy oczyszczają nas, zabierają emocje, ale niczego nie wymazują. Nie powinniśmy się wstydzić płacz. To mowa naszej duszy, mowa naszego serca. Wypowiadanie tego, czego usta i słowa nie potrafią.
- Przeczytajcie co napisaliście.
- Boję się ją stracić. Boje się, że ktoś mi ją odbierze.
- Boję się go stracić. Inna może okazać się lepsza ode mnie.
Strach niszczy wszystko. Niszczy wzajemną, silną miłość ludzi. Zaufanie. Dlaczego ze sobą nie rozmawiamy ? Czasem nie jest potrzebna niczyja pomoc, tylko rozmowa.
- Mogę do niej podejść ?
- Proszę bardzo.
Niezdrowo jest kochać, ale nie kochać to skazać się na brak szczęścia.
- Nigdy cię nie opuszczę.
Łzy różnych ludzi, ale w jakiś sposób takie same. Rozpacz różnych ludzi, ale w jakiś sposób taka sama.
- Nigdy mnie nie opuszczaj Harry.
W tym gabinecie dwoje ludzi łączy się na nowo. Ich miłość nie zgasła, została tylko zablokowana ciągłym strachem utraty najważniejszej wartości życia. To przez to stracili porozumienie między sobą. Przez to w ich głowach pojawiło się złe wyobrażenie.
- Moje kochanie. Dziękujemy, poradzimy już sobie.
Nie potrzebna, była im niczyja pomoc, ale czasem łatwiej mówić z osobą obcą, niż z tą, którą znasz całe życie. Splątani w uścisku dłoni opuścili pomieszczenie, pozwalając sobie na nowy, drugi raz. Być może wrócą tu nie raz, być może nie wrócą tu nigdy.
Kochać jest niezdrowo.
Nie kochać jeszcze gorzej.
Kochać to być szczęśliwym.
Nie kochać to unikać zranienia.
Miłość to sprawiedliwość.
Dwa serca bijące tylko dla siebie.
Kiedy przestaje bić jedno, drugie słabnie.
Kochać, to znaczy dotknąć nieba.. znaczy doznać szczęścia.

______________________________________________________________________________

/ Natalia...



czwartek, 25 września 2014

Zayn "I wish you were here with me" cz.2

Poszłam przed siebie, mimo iż była ślepa uliczka. Wiedziałam, że tam się chowa.
- Możesz już wyjść. - powiedziałam podchodząc.
- Sky... Wiedziałem, że ci się uda. - pociągnął mnie za nadgarstek do siebie.
- Jesteś chujem. Nic nie wartym pierdolonym chujem. - wycedziłam. - Zostawiłeś mnie samą i jeszcze mnie wrobiłeś. Nie powinnam być już na warunku, ale nadal jestem!
- Uważaj na to co mówisz, skarbie. Gdyby nie ja, dawno byś siedziała i gniła w więzieniu. Została byś wyruchana wibratorem przez lesbijki. Wiesz, doskonale, że musiałem. - odgarnął kosmyk moich włosów za ucho.
- Nienawidzę cię. - szepnęłam z pogardą.
- Ja ciebie też kocham. - przyparł mnie do ściany. Zaczął namiętnie całować. Oh! Ale waliło od niego alkoholem.
- Piłeś... - mruknęłam w jego usta. Nigdy nie odwzajemniałam jego pocałunków, mimo iż mi groził, że mnie zabije.
- No i co z tego? - spytał.
- Co się z tobą stało, co? - spytałam z innej beczki. - Zmieniłeś się. Chcę dawnego ciebie.
- Niegroźnego, kochającego chłopaka? On odszedł Sky, na miłość boską! I on nie wróci! To cieszy mnie najbardziej, a wiesz czemu? Bo ja mam większe wpływy niż on miał. On nic nie mógł osiągnąć, a ja? Jestem milionerem, kotku. Fakt, to nielegalne, to co robię, ale cóż... Takie nastały czasy. - wymruczał.
- Tak... Pieniądze zmieniają ludzi. Dawny Zayn Malik był w trakcie studiów artystycznych, miał ledwie wiążących koniec z końcem, lecz mimo to kochających go rodziców, 3 siostry, które oddałyby za niego życie. Cóż więcej można żądać od życia?
- Wiesz, że zrobiłem to dla nich...
- Nie. Zrobiłeś to dla siebie. Nie masz z nimi kontaktu.
- Ty nie jesteś lepsza Sky... Też masz swoje za uszami, też się zmieniłaś.
- Ja nie miałam nic.
- No bo co może mieć niewinna sierota? Znaleziona przez moją matkę, owinięta starym, brudnym kocem, pod drzewem w parku, w czasie deszczu, żebrząca o choćby kawałek bułki w wieku 7 lat...
- Zamknij się. Wiele jej zawdzięczam.
- No właśnie, ale cóż stało się później? To mój ulubiony kawałek z twojego życiorysu. Nasza sierotka Mary (Marysia) zawsze sprawiała kłopoty wśród rówieśników i w wieku 16 lat została zmuszona na opuszczenie domu Malik'ów. Kto ją zmusił? Jej podświadomość. Nikt nic nie wiedział, co się stało, czemu ona zniknęła. Czemu nasza Sky uciekła... Do kogo się zwróciła o pomoc? Do syna Malików, jedynego chłopaka, który ją rozumie. Miał 19 lat, mieszkał już na swoim, z dala od rodziny, więc siedział cicho. Chciał jak najlepiej dla swojej przyjaciółki w której się zakochał już dawno temu. Ale zmienił się. Otoczenie go zmieniło. Podobała mu się zmiana, bo wiedział, że nie jest już słaby. Aczkolwiek nadal jest, więc broni się gniewem do innych, wyżywa się na nich...
- Skończ.
- Nie bądź, dla mnie taka, Skylynn... Zawdzięczasz mi dach nad głową, pożywienie, pracę, pieniądze. Wszystko.
- Co było minęło. Każdy wie, że teraz jestem tylko twoją lalką do ruchania.
- Ale nie jesteś.
- Ale tak mnie traktujesz.
- Jest tak. Ja ci rozkazuję, a ty się mnie słuchasz. I tyle. Skończyłem, a teraz chodź.
Pociągnął mnie za rękę do swojego auta. Posadził na miejsce obok kierowcy, a sam usiadł za kółkiem. Skrzyżowałam ręce na piersi i założyłam nogę na nogę. Zaczęłam myśleć jak mogę go wrobić... Jest bardzo sprytny, więc szybko się domyśli.
- Jesteś na mnie zła? - spytał po chwili.
- A i owszem. - odpowiedziałam lekko naburmuszona.
- Nie bądź, proszę. - położył rękę na moim kolanie.
- Weź tą rękę zanim ci ją połamię, Malik! - syknęłam.
- Moja kocica. - zaśmiał się.
- Nie żartuję. - powiedziałam. - Już raz ci ją złamałam.
- Fakt. Ale wtedy nie pracowałaś dla mnie. - dodał.
- Nigdy dla ciebie nie pracowałam. - mruknęłam.
- Należysz do mnie Sky. Uratowałem ci życie. Doskonale wiesz, że wielki masz u mnie dług. - przypomniał.
- Wiem. - szepnęłam cicho i nie drążyłam dalej tej rozmowy.
[retrospekcja]
- Przepraszam, miałaby pani chociaż kawałek bułki? - podeszłam do jakiejś kobiety.
- Jak się nazywasz? - zignorowała moje pytanie.
- Skylynn. - odpowiedziałam.
- Sky... Piękne imię. Co tu sama robisz, skarbie? - pytała dalej.
- Moja mamusia zostawiła mnie dawno temu w tym parku. Od tamtej chwili czekam aż po mnie wróci. - powiedziałam.
- Chodź ze mną. Ja się tobą zaopiekuję. - powiedziała troskliwie. - Masz. Przecież marzniesz w tym! - owinęła mnie szczelnie swoim płaszczem.
Poszliśmy do samochodu. Powiedziała, że mam usiąść na miejscu pasażera. Zrobiłam jak kazała. Ruszyła i zatrzymała się chwilę później pod jakimś domem. Kurczowo chwyciła mnie za rękę i weszliśmy do domu.
- Mama! - usłyszałam krzyk chłopca, który rzucił się na kobietę.
- Tata, już wrócił? - spytała go, a on pokiwał twierdząco głową.
- Jest w kuchni. - odparł.
- Zayn, to Skylynn. Sky, to Zayn. Mój syn. - powiedziała szybko mama chłopca i zniknęła w nieznanym mi kierunku.
- Cześć. - przywitał się wesoło.
- Cz-cz-cześć. - zająkiwałam się.
- Chcesz się ze mną pobawić? - spytał.
- Nie. - stwierdziłam krótko.
- Oj no nie daj się prosić! Może chcesz porysować? Albo coś innego? - zaczął.
- Nie mogę wyrzucić jej na bruk, Yasir. Matka ją zostawiła, ja tego nie zrobię. Zobacz ją proszę. - usłyszałam głos kobiety, która zabrała mnie z parku. Zaraz znów pojawiła się w korytarzu z jakimś mężczyzną.
- Nie wyrzucimy jej na bruk. Widać jak ją los pokrzywdził. Miałaś rację Trish, ma wyjątkowy błysk w oku. Wykąp ją i daj jej jakieś czyste ubrania. - zarządził mężczyzna.
- Chodź Sky. - powiedziała Trish i zaprowadziła do jakiegoś pomieszczenia, które było na piętrze.
- Ja nawet pani nie znam... - szepnęłam.
- Jestem Trish i zamieszkasz ze mną i z moją rodziną. Ten wysoki pan, to mój mąż Yasir. Mów do nas po imieniu, dobrze? - powiedziała.
- Dobrze. - odparłam.
- Nie bój się. Z nami będziesz bezpieczna... - szepnęła.
[koniec retrospekcji]
- Wiesz, nie możesz nic zarzucić swoim rodzicom. Nawet nie możesz mieć do nich najmniejszej pretensji... Wychowali cię, byli dobrymi i uczynnymi ludźmi. Ja nie miałam rodziców. Twoi byli wspaniali i nadal są. Nie wiem czemu ciągle się tego wypierasz... - rzuciłam.
- Skarbie... To skomplikowane. Nie rozumiesz tego. - powiedział łagodnie opierając ręce na kierownicy.
- Nie Zayn. To ty wszystko komplikujesz. - odparłam.
- Sky, zamilcz. Nie zaczynaj tego tematu, proszę. - odpowiedział i odpalił samochód.
Jechał szybko. Mogłabym powiedzieć, że zbyt szybko. Nie przeszkadzała mi prędkość. Byłam do niej przyzwyczajona. Bolało mnie serce. Kocham go i nie chcę go stracić, ale woda sodowa uderzyła mu do głowy. Poczuł się ważny i tyle. Westchnęłam ciężko i oparłam głowę o szybę. Czułam spojrzenie Malika, ale nie dbałam o to. Skapnęłam się, że jedzie do swojego apartamentu, w którym ja też mieszkam. Nie mam wyboru, bo jestem jego własnością... Czas z tym skończyć.
___________________________________________________
Hej... Długo mnie z wami nie było, ale mam nadzieję, że nie jesteście złe. Nie wiem kiedy nowy rozdział "Are You Sure?", bo mam mnóstwo nauki i tak dalej... po prostu szkoła jest pojebana, kto tak twierdzi pisze kom!
lovv ya, May xx

niedziela, 21 września 2014

Co do "Promise ?"....

Rozdział 30 jest ostatnim rozdziałem "Promise ?" na tym blogu. Nie oznacza to jednak, że jest to koniec opowiadania. Możecie czytać je nadal na blogu http://zayn-malik-promise-fanfiction.blogspot.com/. Rozdziały pojawiają się tam co tydzień i mam nadzieję, że będziecie zadowoleni.

Co do tego bloga... to nie odchodzę. Będę wstawiała tu co jakiś czas imaginy.

Do zobaczenia..
 xxxx
/Natalia

Rozdział 30 "Promise ?"

Przeczytajcie notkę pod rozdziałem !

Jasne światło mocno mnie razi, nawet jeżeli moje oczy wciąż są zamknięte. Marszczę nos i wtulam się bardziej w poduszkę, chcąc odciąć się od dokuczliwej jasności. Chłodne powietrze muska moje ramiona, a zaraz po tym otulona jestem ciepłem. Miękka kołdra okrywa moje ciało aż po kark.
Z mojego gardła wydobywa się ciche westchnięcie i ucieka przez uchylone usta. Mrugam kilka razy za nim na dobre podnoszę powieki. Przez chwilę czuję strach, ale zaraz potem nie czuję już nic.
- Wszystko w porządku ?
Marszczę czoło i szepcze ciche "tak". Mój głos jest zachrypnięty i brzmię jakby ktoś pozdzierał mi gardło gwoździami. Zayn nie spuszcza ze mnie wzroku, co tylko potęguje wpływający róż na moje policzki. Uniesioną poduszkę wciśniętą ma między plecy, a wezgłowie łóżka, a jego ciało układa się w pozycji pół siedzącej. Przesuwam wzrok po jego barkach, a kiedy natrafiam na czarny tusz znaczący jego ciało, nie jestem pewna o czym myśleć. Jedyne co jestem w stanie robić to oglądać kolejne fragmenty skóry pobrudzone znakami. Nie dostrzegłam ich wcześniej, nie miałam o nich pojęcia.
- May.
Spoglądam w jego oczy, a później zamykam swoje i opadam głową na poduszkę, przekręcając się na plecy.
- Zrobiłeś to prawda ?
- Zrobiliśmy to.
Przez chwilę brakuje mi tchu, a później znowu nic. Nie czuję nic, nic co czuć powinnam.
- Nic nie pamiętam.
- Byłaś pijana.
Zaciskam mocniej oczy, kiedy czuję wzbierające się łzy. Chciał mieć to za sobą, a jedyne co mam to poczucie, że zostałam skrzywdzona i nawet sama sobie nie umiem tego wytłumaczyć.
- Możesz zrobić to jeszcze raz ?
Mój głos jest cichy i łamliwy, ale nawet ja słyszę w nim desperacje. Chcę to skończyć, skończyć teraz. Zniosę ból, zniosłam go wczoraj zniosę dzisiaj. Chcę tylko mieć to za sobą. Zakończyć całą tą popieprzoną paranoje bycia dotykaną.
- Jesteś pewna, że tego chcesz ?
- Tak. Proszę po prostu to zrób.
Szlocham i czuję jak łzy spływają mi po skroni.
- May nie płacz. Nie skrzywdzę cię, wiesz o tym.
Przyciąga mnie do siebie, a zaraz potem zwisa nade mną.
Mam odwagę spojrzeć w jego oczy i kiedy to robię wszystko na długą chwilę gdzieś odchodzi. Długie wachlarze czarnych rzęs rzucają cienie na jego policzki, kiedy na krótki moment przymyka powieki. Ciemny zarost na nowo zdążył oprószyć jego policzki i ostro zarysowaną brodę. Usta o idealnych kształtach są lekko rozchylone i ucieka z nich ciepły oddech. Nim uświadamiam sobie co robię, moja dłoń ląduję na jego policzku, a później palcem wskazującym przejeżdżam po jego ustach, badając ich fakturę. Chichoczę kiedy łapie moją dłoń i przyciska do swoich warg opuszki moich palców, a następnie je całuje. Pochyla się bardziej, wypuszczając moją rękę, a jego ofiarą stają się moje usta. Z lekkiego muskania i przygryzania warg, przeradza się to w coś innego. Różniącego się od wszystkiego wcześniej. Pocałunek jest głęboki, pełen zmysłowości. Nasączony jego pożądaniem i desperacją, moim strachem i bólem. Jest wyrażeniem wszystkiego co czujemy, ale tak bardzo, jak nasiąkają go wszystkie tak różne emocje, nasze usta potrafią poruszać się w tym samym wolnym tempie. Leniwie. Z uczuciem. Jedna z jego dłoni sięga do mojego biodra, kciukiem zataczając małe kółka. Nieznana dotychczas pieszczota jest na tyle przyjemna, że nie wiem czemu powinnam poświęcić całą swoją uwagę. Z pomocą Zayna miękka pościel osuwa się całkowicie z mojego ciała, ukazując mój jedyny ubiór, bieliznę. Miejsca naznaczone jego językiem na szyi ogarnia przyjemny chłód, podczas gdy zębami przygryza skórę na dekolcie, wywołując fale gorąca. Nie jestem pewna, w którym momencie dałam się temu poddać, ale dałam, a pragnienie kolejnych doznań w żaden inny sposób nie może zostać zaspokojone, jak za pośrednictwem jego.
- Nie zamykaj oczu May. Chcę żebyś wszystko widziała.
Całuje moje podbrzusze, omijając piersi.
- Chcę byś przywoływała ten obraz, zawsze w tedy, kiedy przypomina ci się tamta krzywda.
Odchyla gumkę moich fig i powstrzymuję z całych sił uczucie z tamtych nocy. Uczucie strachu i obezwładniającego bólu. Zsuwa materiał do moich kostek, a później odkłada go na brzeg łóżka. Pocałunkami wędruje z nad kolana do miednicy i zmienia kierunek na miejsca intymne. Jestem pewna, że słyszy jak nabieram powietrza i wypuszczam je ze świstem. Jeden z jego palców zatacza wzory na wzgórku łonowym i już w tedy moje nogi sztywnieją.
- Z.zayn ?
Mój głos drży niebezpiecznie, balansując na granicy opanowania i strachu. Unosi się nade mnie, pozwalając zobaczyć swoje oczy.
- Nie przestawaj. Nawet jak będę błagać. Nie przestawaj. Ja.. ja muszę.
Nakierowuję jego dłoń z powrotem w okolice łechtaczki i zamykam oczy pełne już łez. Nie czuję. Nie słyszę. Tylko wiem. Moje kończyny są jak z ołowiu, a łzy w oczach świeże. Czuję dopiero wtedy, kiedy ten sam ból rozdziera mnie od środka. Jakby wewnątrz mnie właśnie zdzierana była skóra. Skomlę głośno i zaciskam dłonie na prześcieradle.
- Patrz na mnie May.
Chwyta moją twarz w obie dłonie, nie przestając się we mnie zagłębiać. Podnoszę powiek jak prosi, a po skroni niczym rzeka zaczynają spływać mi łzy. Nie widzę Zayna, chociaż go słyszę to nie widzę. Moim jedynym obrazem jest twarz obrzydliwego człowieka, który wykrzywia twarz w swoje przyjemności. Nie umiem już sobie poradzić, kiedy moje rozdarcie psychiczne, jak i cierpienie fizyczne osiąga wyższy poziom.
- Przestań. Nie chcę już.
Wiem, że Zayn tu jest, ale go nie czuję. Próbuje wyszarpnąć się z pod ciężkiego ciała mężczyzny, ale nie umiem. Moje dłonie zwinięte w pięść biją jego klatkę i próbuję go odepchnąć, ale na marne.
- Nienawidzę cię.
- May !!!!
Zaprzestaję wszystkich ruchów, nawet nie oddycham. Potężny męski ryk mojego imienia, wciąż odbija się echem w mojej głowie, wprawiając mnie w szok i przerażenie.
- W porządku. Jesteśmy tu tylko my. Patrz na mnie May i oddychaj.
Robię co każe w ciąż zbyt przestraszona. Powoli. Oddycham głęboko i nie spuszczam swoich oczu z oczów jego. Zaczynam odczuwać jego łagodne ruchy wewnątrz mnie. Nie zbyt przyjemne, ale je czuję.
- Chcesz abym przestał ?
Kręcę głową, wciąż cicho szlochając, ale mam świadomość wszystkiego.
- Wczoraj nic się nie wydarzyło. Byłaś pijana, a ja nie chciałem tego wykorzystywać. Mam trochę uczuć.
- C..o... to..ty ?
Głos na nowo mi się załamuje.
- Wyjdź. Proszę cię zostaw mnie.
Spełnia moją prośbę, a kiedy zsuwa się na miejsce obok, wstaję i chwytając majtki z łóżka wybiegam z pokoju....

________________________________________________________________________________________________________________________________
 
 
A więc jest to ostatni rozdział "Promise ?" NA TYM BLOGU.
Ale to nie oznacza, że kończę to opowiadanie, zawsze dociągam wszystko do końca.
"Promise ?" możecie czytać dalej na moim własnym BLOGU.
 
/Natalia

wtorek, 16 września 2014

Rozdział 29 "Promise?"

Mijają trzy dni od momentu, w którym Zayn wtargnął na scenę, a później siłą wyniósł z baru. Mijają dwa dni od momentu, w którym obudziłam się w jego biurze. Dwa dni od momentu, kiedy ostatni raz go widziałam. Nie tęsknie. Czuję tylko niepokój. Nie jestem pewna czy nic się nie stało.
- Idziesz dzisiaj do pracy ?
Spoglądam w oczy Marcela i kiwam w odpowiedzi. Dziś wypada dzień, w którym jest trzeźwy i jak ludzie jemy wspólne śniadanie..... za moje pieniądze.
- Też jakąś znajdę.
Między nami zapada cisza i słychać tylko świsty wiatru, przedzierające się przez nieszczelne okna.
- Muszę przestać to robić.
Unoszę brwi na te słowa i przyglądam się jego twarzy. Zarost ma zdecydowanie za długi, podejrzewam, że nie golił się co najmniej dwa tygodnie. Po różowych ustach nie ma śladu, są jedynie bladą, popękaną i przesuszoną skórą.
- Moja wątroba ma dość.
- Więc nie pij.
- To nie jest kurwa takie proste !
Krzyczy, uderzając dłońmi o stół. Podnosi się gwałtownie, przewracając przy tym drewniany taboret i podchodzi do mnie.
- Nic nie wiesz o życiu May, nic kurwa nie wiesz.
Popycha mnie na blat za mną i wychodzi. Zmienił się. Wypuszczam powietrze, kiedy słyszę trzask drzwi frontowych. To nie jest Marcel, za którym kiedyś skoczyłabym w ogień. Sięgam po kromkę chleba leżącą na stole i żuję ją powoli. Nic nie wiesz o życiu May.

***
Przeciągam przez głowę białą koszulkę i naciągam na ramiona czarną kurtkę. Szybko zgarniam z podłogi ubranie z logiem baru i wrzucam je do torby, zasuwając suwak. Zakładam bagaż na ramię i dwoma krokami przemierzam szatnię dla pracowników, wydostając się na zewnątrz. Skinieniem głowy żegnam się z Sophią, najwyraźniej udało nam się nawiązać nić porozumienia, a praca ubarwiana w krótkie rozmowy nie jest taka nudna. Przywołuję windę i znikam w niej na kilka chwil, odliczając piętra wraz z wyświetlanymi czerwonymi cyferkami. Zero. Urządzenie staje, a drzwi rozsuwają się ukazując hall i... Zayn ? Moje policzki od razu nabierają temperatury z nie wyjaśnionych powodów. Nie jestem pewna czy przyszedł tu dla mnie, czy dla kogoś innego, więc spuszczam głowę i ruszam powoli w kierunku wyjścia..... jak i jego.
- May ?
Zatrzymuję się i spoglądam na niego.
- Gdzie się wybierasz ?
- Do..do domu.
- Twoje plany uległy zmianie.
Pochyla się i wciska na moje usta krótki pocałunek.
- Idziemy.
Ściska moją dłoń i ciągnie mnie za sobą na zewnątrz do jego samochodu. Pewna część mnie oddycha z ulgą wiedząc, że nie będę musiała stawać dzisiaj twarzą w twarz z Marcelem, ta część mnie wie po prostu, że będę bezpieczna. Przestały mi nawet przeszkadzać jego niezapowiedziane wizyty.
- May ? Twój chłopak alkoholik to Marcel Scenss prawda ?
Język staje mi kołkiem w gardle i niemal dławię się śliną. Zaciskam dłonie na skórzanym siedzeniu i patrzę na niego nerwowo.
- T.tak.
Odpowiada mi skinieniem, a rysy jego twarzy odrobinę ostrzeją. Kości policzkowe stają się zarysowane mocniej niż zwykle, a usta nie wykrzywiają się w uśmiechu. Gdy stajemy na światłach pogłaśnia cicho grające radio i zmienia stację. Z głośników rozbrzmiewa delikatna fortepianowa melodia, a zaraz po niej głęboki męski głos. Sygnalizacja przybiera zielone światło, dzięki czemu znowu jedziemy. Zalewa mnie nie pokój i nie mam pojęcia gdzie utkwić wzrok, więc za ofiarę biorę zapachową choinkę, zawieszoną na lusterku wstecznym.
- Skąd go znasz ?
Nie mogę dłużej dusić w sobie tego pytanie, więc je po prostu wypowiadam. Długie światła samochodu jadącego z naprzeciwka rażą mnie, a kolejne za nim oświetlają drogę.
- Nie znam go. Natknąłem się na niego w barze, był pijany i mówił o tobie swoim kolegą.
Zaciskam powieki i spuszczam głowę, wypuszczając nerwowy oddech.
- Co mówił ?
- Nie powinnaś wiedzieć, nie powiem ci tego.
Zagryzam wargę, nie zwracając uwagi na pieczenie. Moje gardło ściska się boleśnie, kiedy próbuję opanować wszystkie emocje. Nie mogę powstrzymać łez i jedna samotna spływa po moim policzku. Boje się tego co im powiedział, nie z powodu wstydu. Boje się, bo nie wiem czy któregoś dnia jeden z jego kolegów nie napadnie mnie gdzieś na ulicy. Wiem, że na pewno napomniał o swojej dziewczynie, która jest dziwką. Nienawidzę mężczyzn. Zatrzymuję resztę łez w sobie i nie dopuszczam, by Zayn je zobaczył. Nie bądź gównem May. Stajemy na kolejnych światłach, ale przestaje skupiać na tym swoją uwagę. Czuję, że po prostu się wyłączam i po raz kolejny przeszłość przejmuje władzę nad moim umysłem i ciałem. Tym razem jednak wszystko nie jest tak bardzo odległe w czasie, ponieważ obrazy przedstawiane w mojej głowie nabierają wygląd ostatniego gwałtu.
- Wszystko w porządku ?
Wykorzystując resztki świadomości kiwam głową, jednak zaraz po tym przeczę.
- Popatrz na mnie May.
Chcę to zrobić, ale nie mogę. Nie mogę, ponieważ czuję obrzydzenie. Obrzydzenie do niego i wszystkich innych facetów. Jest to nagłe i wystarczająco silne, by sparaliżować mnie.
- Chcę wysiąść. Wypuść mnie.. proszę.
Desperacja w moim głosie jest namacalna i cieszę się, kiedy zatrzymuje samochód. Rozpinam pasy i najszybciej jak umiem wysiadam, zaczynając odchodzić w nieznanym kierunku. Natychmiast czuję szarpnięcie. Szerokie ramiona oplatają ciasno moją talię, a on sam obraca mnie w swoją stronę.
- Trzęsiesz się May.
Przyciąga mnie jeszcze bliżej swojego ciała, nie zważając na moje ostre protesty.
- Co cię przestraszyło ? Wiesz, że jesteś bezpieczna.
Kciukiem pociera mój policzek, a kiedy słyszę swój własny szloch, przyciska swoje usta do moich. Całuje delikatnie, jednak na tyle stanowczo, by nie pozwolić mi się uwolnić. Znowu to robi. Zabiera wszystko złe i zostawia pustkę.
- W porządku ?
- Tak.

***
Przysiadam na brzegu czarnego narożnika, nie chcąc niczego ubrudzić. Apartament Zayna nie należy do tych ogromnych, przynajmniej tak mi się wydaje, ale jest godny uwagi w każdym calu. Kolory tak samo jak w jego biurze są zimne. Surowe białe ściany i nie liczne ciemne dodatki.
- Chodź May, chińszczyzna czeka.
Idę w jego kierunku do małej części kuchennej i przysiadam na krześle barowym przy wysepce większych rozmiarów. Nalewa nam czerwonego wina  i zaczynam w ciszy jeść. Jego wzrok cały czas spoczywa na mojej osobie. Kiedy kończę zanoszę swój talerz do zlewu, jednak nim zdążę go odłożyć on mi go zabiera.
- Zmywarka.
Rumienię się i delikatnie uśmiecham. Zmywarka. Dokłada swój talerz i zamyka urządzenie, podchodząc powoli w moim kierunku. Wstrzymuję oddech, kiedy dzieli nas kilka centymetrów, a on zamyka tą przestrzeń. Muska moje usta, przeradzając to w coraz to głębszy pocałunek. Językiem przejeżdża po moich wargach, ssąc lekko dolną. Jęczę cicho, nie mogąc się powstrzymać  Robi to tak umiejętnie, jakby jego usta stworzone były tylko do tego. Podoba mi się to i po raz pierwszy pragnę tego, jak nic innego. Muska językiem moje podniebienie, a potem odnajduję mój. Jego lewa dłoń zaczepia o końce mojej bluzki i jadąc w górę podciąga ją lekko. Opieram płasko dłonie o jego tors, asekurując się przed upadkiem z nadmiaru przyjemności. Pocałunkami zjeżdża na moją szyję i obojczyk, a jego palce zahaczają o moją pierś. To już nie jest przyjemne. W moim umyśle pojawia się bariera, a to co się dziej posuwa się o wiele za daleko. On też to robił, dotykał mnie w ten sposób, w tych miejscach. Sprawiał mi ból. Robił mi krzywdę. Dotykał mojego ciała. Sprawiał, że czułam się brudna i nie mogłam tego brudu z siebie zmyć. Nadal czuję jego dłonie na sobie.
- Przestać ! Nie dotykaj mnie !
Wyszarpuję się, próbując uciec od tego dotyku. Widzę zaskoczoną twarz Zayna, która rozmazuje się po chwili. Nogi same mi się uginają i zaczynam się osuwać na ziemię. Upadłabym gdyby mnie nie złapał. Nie chcę żeby mnie dotykał.
- Cśśś... spokojnie May. Wiesz, że nie zrobię ci krzywdy.
Głaska moje plecy, kiedy płaczę w jego ramię.
- On tu był... czułam jego dłonie.
Pociągam nosem, po czym mój płacz od nowa się nasila.
- Nikogo nie było, to tylko twoje wyobrażenie.
Ściera kciukiem moje łzy i patrzy prosto w oczy.
- Musisz przez to przejść. Pokażę ci, że to nie jest takie złe i nie boli tak bardzo. Musisz to kiedyś zrobić May.
- Nie chcę. Nie z tobą. Nigdy.
Nie zdaje sobie sprawy co mówię puki nie widzę w jego oczach, czegoś innego. Złości, zranienia.. czegoś czego zdecydowanie nie umiem nazwać. Odchodzi ode mnie, a później tracę go z oczu. Musisz to kiedyś zrobić May. Moje oczy wypełniają się po raz kolejny słonymi łzami, a policzki zaczynają piec. Kiedy nie umiem...
_____________________________________________________________________________
(Zayn)
Miasto jest najlepsze na wszystko. Na uspokojenie. Myślenie. Na wyładowanie całego napięcia. Widok miasta najlepszy jest na wszystko.
- Zrób to. Jestem gotowa.
Obracam się do stojącej za mną May i nie pozwalam, by mój wyraz twarzy się zmienił. Nie mogę jej wystraszyć.
- Nie sprawiaj mi tylko bólu proszę.
Nie wiem czemu jej słowa, mnie bolą. Wzdycham ciężko i podchodzę do niej, przytulając ją do siebie.
- Jesteś pijana May.
- Wiem, ale zrób to.
_____________________________________________________________________________________________



Trzy sprawy.
1. Ogromnie was przepraszam za to czekanie.
 2. Rozdział niesprawdzony, dlatego jutro poprawię ewentualne błędy.
3. Następny rozdział będzie w weekend (piątek/sobota).
 
/Natalia

wtorek, 2 września 2014

Rozdział 28 "Promise?"

Okręcam się na bok i bardziej naciągam na ciało ciepłe okrycie. Mocniej zaciskam powieki, będąc półprzytomna. Dźwięki w tle stają się co raz wyraźniejsze i wiem, że mimo woli zaczynam się budzić. Słyszę męski, głęboki baryton, a zaraz po tym huk i seria przekleństw. Otwieram oczy, mimo nie chęci i prostuję się poszukując źródła hałasu.
- Przepraszam May, nie chciałem cię o budzić.
Potakuję Zaynowi, nie rozumiejąc co robi w moim mieszkaniu... to nie jest moje mieszkanie. Rozglądam się dookoła, zauważając, że moim okrycie, w cale nie jest moja kołdra, a marynarka Malika.
- Zasnęłaś wczoraj.
Mężczyzna przysiada na szklanym stoliku kawowym przede mną i podaje mi papierowy kubek. Mój mózg chyba jeszcze śpi, albo bardzo, bardzo wolno się budzi, ponieważ wszystko dociera do mnie powoli, a proces przyswajania informacji trwa i trwa.
- Kawa, nie byłem pewny czy pijesz słodką, więc dałem jedną pastylkę.
- Dziękuję.
Upijam łyk i parzę sobie język. Chyba jednak śpi.
- Nie wiedziałem gdzie mam cię zabrać, śpiącą... więc zostałem z tobą na noc tutaj.
- Gdzie pan.. znacz ty... spałeś ? Zajęłam.. ja.. całe miejsce.
Gryzę się w język za swoją głupią plątaninę słów.
- Poradziłem sobie May.
Nachyla się bliżej, tak że czuję jego oddech na swoich ustach.
- Tuż obok ciebie.
Muska moje wargi delikatnie i się odsuwa. To za mało. "Nie wierzę, że to powiedziałaś." Ja też. Chyba za bardzo przyzwyczaiłam się do jego dotychczasowych pocałunków. Agresywnych. Bolesnych. Miłych. Przyjemnych. Przyzwyczaiłam się do tamtej porywczej strony. Przyzwyczaiłam się do tego, że mnie całuje i jakaś część mnie chce tego.
- Musimy się zbierać, jesteśmy umówieni w południe na skoki ze spadochronem.
- Co ?!
Piszczę głośno, a moje serce przestaje grać swój bit.
- Pytałem wczoraj czy masz lęk wysokości.
- T..ta.tak..
- Spokojnie May, żartuję sobie. Też umiem być zabawny.
Zabawny ?
- Nie ufasz mi na tyle, byś była wstanie ze mną skoczyć. Ale i tak musimy się zbierać, zaplanowałem już coś.
Zauważam, że dzisiaj jego koszula jest śnieżno-biała, podczas gdy wczoraj była granatowa.
- Jest tutaj łazienka gdybyś chciała skorzystać.
- Chcę.
Wstaję za nim i jestem po poprowadzona do zupełni białej ściany, gdzie sprytnie ukryte został drzwi, zamaskowane wiszącym na nich obrazem.
- Będę tutaj gdybyś czegoś potrzebowała.
Kiwam głową i zagłębiam się w pomieszczeniu, a on znika mi z pola widzenia. Ładnie tu pachnie, mimo że toaleta to najmniej przyjazne miejsce.
- May ?
- Hę ?
- Co robisz ?
Naprawdę ?
- Siusiu ?
Słyszę jego chichot za drzwiami i moje ciało wypełnia ciepło. Nic nie poradzę, że sama zaczynam się cicho śmiać.
- Zostawiłem telefon w środku. Jak będę mógł wejść powiedz.
Całkiem podoba mi się ta strona Zayna z rana. Jest spokojny. Gdy kończę załatwiać swoje potrzeby, chcę otworzyć drzwi, ale nie ma klamki. Huh.
- Już.
Drzwi się otwierają, a Zayn wkracza do środka. Jego telefon leży na umywalce, więc bez problemu po niego sięga. Nie chcę utknąć tutaj znowu, dlatego wychodzę nim on to zrobi. Siadam na kanapie i w tym samym momencie ktoś puka do głównych drzwi biura z matowego szkła.
- Proszę.
- Panie Malik. Em.. dzwonił pan Scoot, kazał poinformować....
- Nie teraz.
Długonoga brunetka spogląda na mnie i lekko się krzywi. Jej obcisła garsonka idealnie została dopasowana do jej ciała i podkreśla wszystkie atuty. Nic dziwnego, że się krzywi. Ja wyglądam jak kupa gówna, w dodatku w ciąż mam na sobie koszulkę z logo baru, w którym pracuję. Nie da się nie zauważyć dużych białych liter układających się w "Fabric", odcinających się ostro na czarnym materiale.
- Nie będzie mnie dzisiaj w pracy. Wyślij mi email'em tą informację.
- W porządku.
Odrywa ode mnie wzrok i zaczyna wycofywać się.
- Camile ?! Dzisiaj jestem nie dostępny dla wszystkich, nie chcę żadnych telefonów.
- Dobrze, sir.
Sir ? Zamyka za sobą drzwi, a moje ciało rozluźnia się. Nawet nie wiem, w którym momencie moje mięśnie się napięły.
- Możemy iść ?
Kiwam i wstaję, podając mu jego marynarkę.
- Musimy załatwić ci jakąś kurtkę, przeze mnie nie zabrałaś swoich rzeczy z pracy, a z tego co wiem, bar otwarty jest dopiero od 18:00.
Nie powiem mu, że straciłam swój płaszcz w przed ostatnim starciu z Marcelem.
To upokarzające...

***
- Zapraszam panią, pani Mayer.
Uśmiecha się szeroko z swojego doboru słów i wysiada. Idę w jego ślad, sama nie mogąc powstrzymać uśmiechu.
- Dokąd idziemy ?
- Musisz sobie kupić jakąś kurtkę.
Otwiera drzwi jednego z przyulicznych butików.
- Ale ja..
- Nie masz pieniędzy, wiem May. Zapłacę, musisz tylko coś sobie wybrać.
- Ja nie chcę.
- Nikt tu nie pyta czy tego chcesz.
Apodyktyczny dupek. Dobra nie jest dupkiem, ale jest apodyktyczny. Jedna z pracownic podbiega do nas na wejściu, pytając słodkim głosem w czym pomóc.
- Szukam kurtki dla tej pani.
Kobieta po czterdziestce mierzy mnie wzrokiem i przenosi swoje spojrzenie na Zayna.
- Oczywiście.
Zmierza w kierunki wąskich alejek, nie szczędząc sobie spojrzeń na Malika. Jesteś za stara.
- Tutaj.
Pokazuje wieszaki i po kolei prezentuje modele okryć na wierzchnich.
- Która ci się podoba ?
Zayn nachyla się do mojego ucha, a jego szept powoduje dreszcze. Naprawdę nie wiem czemu moje ciało to akceptuj. Dzisiaj jeszcze ani razu nie poczułam strachu, który każdego dnia ciągle mi towarzyszy.
- Mogę tą ?
Pytam go, wskazując niepewnie czarną, prostą kurtkę z białym futrem na kołnierzu. Odstaje od innych i nie wydaje się być z wyższej półki.
- Przymierz.
Biorę ubranie od kobiety i ubieram je na siebie. Ciepła i miła w dotyku.
- Odpowiada ci ?
Kiwam głową i spoglądam na niego.
- W porządku.
Sięga ręką do moich pleców i urywa metkę z ceną.
- Wezmę tą.

***
- Czemu mnie tu zabrałeś i gdzie idziemy ?
- Chcę przełamać twój strach, ale wszystko powoli. Bądź cierpliwa.
Wchodzimy na pomost, a wiatr wydaje się być silniejszy niż wcześniej. Smaga zimnem moje policzki i rozwiewa włosy na wszystkie strony. Zapinam się pod samą brodę i wtykam nos w ciepłe futerko. Oczy mi łzawią, ale ciekawość wygrywa z dokuczliwym chłodem.
- Boisz się wody Mayer ?
- Nie.
- To dobrze, bo trochę popływamy.
Obserwuję jak przeskakuje z pomostu na motorówkę i wyciąga w moim kierunku dłoń.
- Chodź.
Chwytam jego palce i ostrożnie stawiam nogę na burcie łódki, zamieram w miejscu, kiedy się przechyla. Powoli się wycofuję, ale on owija swoje wolne ramie w moim pasie i wsadza na pokład.
________________________________________________________________________
(Zayn)
 
Policzki May są szkarłatne i widzę w jej oczach łzy, kiedy wciąż trzymam ją przy sobie, jednak nie trzęsie się z zimna. Chcąc, nie chcąc przenoszę swój wzrok na jej usta i nie mogę się powstrzymać. Całuję ją głęboko. Wargi ma tak miękkie. Podatne. Nie oddaje pocałunku, więc muskam je jeszcze raz. Są ciepłe mimo zimna, panującego dookoła. Gdy oddaje pocałunek, nie mogę się nie uśmiechnąć. Jest niewinna i słodka. Nie lubię takich dziewczyn, ale w niej to mi tak bardzo nie przeszkadza. Oczywiście nie na dłuższą metę, z czasem mógłbym tego nie wytrzymać, cenię stanowczość i pociąga mnie w kobietach odrobina nieposłuszeństwa. May tego nie ma. Za to ma cudowne usta.
- Możesz robić co chcesz tylko nie wypadnij.
Ostrzegam ją i odpalam silnik, rozwiązując cumy. Wyprowadzam nas na środek Tamizy, kierując w kierunku zwodzonego mostu. Nie protestuje, kiedy przyśpieszamy, więc uznaję, że prędkość nie budzi u niej grozy.
- May, chcesz sterować ?
- Nie trzeba.
- To nie jest trudne, chodź.
Wciągam ją między moje ciało, a panel sterowania i układam jej dłonie na kierownicy. Kieruję jej rękoma do momentu, kiedy jej uścisk nie staje się pewny, wtedy ją puszczam.
- Nie zostawiaj mnie.
Piszczy cicho.
- Nie zostawię.
Obserwuję jej uśmiech i słucham jej głośnego śmiech, kiedy nasza prędkość osiąga max. Nigdy nie słyszałem tego dźwięku. I wydaje się być on równie piękny co jej oczy. Prywatny telefon wibruje w mojej kieszeni. Wyciągam go, widząc imię narzeczonej. Serce mi przyśpiesza z radością, ale odrzucam połączenie. Nie mogę odebrać. Przyzwyczaiła się, że jeżeli nie odbieram oznacza to, że mam spotkanie. Jest naprawdę wyrozumiała i piękna.
___________________________________________________________________________
 
Zayn przejmuje stery, kiedy wracamy. Nie jestem pewna czy zrobiłam coś źle, ale jego humor się zmienił. Jest chłodny. Chowam dłonie w kieszenie i zamykam oczy. Wszystko na chwilę odchodzi. Czuję silne podmuchy wiatru, uderzające w moje ciało, kiedy przecinamy wodę, ale to tylko sprawia, że czuję się wolna. Wolna od wszystkiego. Od całego świata. Od bólu i strachu. Zależna tylko od siebie. Płyniemy koło Big-Bena i mimo, że przez te lata mijałam go wiele razy, nigdy nie zatrzymałam się, by na niego spojrzeć. Teraz widzę czemu przyciąga on takie tłumy. Często widywałam go na zdjęciach, ale nie mogę dostrzec podobieństwa. Zegar pokryty złotem, ani trochę nie przypomina tego na fotografiach. Zachwyca wielkością, a jego podobizna w aparatach, telefonach czy Internecie, jest tego szpetną podobizną. Moje płuca zaczynają palić, więc nabieram powietrza najwyraźniej, zapominając o tym wcześniej...

***
- Uważaj na siebie.
Kiwam głową w zgodzie i otwieram drzwi jego samochodu. Za nim jednak wysiadam, przyciąga mnie do siebie i brutalnie całuje. Jęczę, kiedy przygryza moją wargę, a policzki mi płoną. Czuję smak nikotyny i mięty na języku, kiedy jego muska moje podniebienie.
- Musimy ograniczyć to twoje kiwanie.
Pociąga lekko za moją wargę i się uśmiecha. Zsuwam się z siedzenia na żwirek i odchodzę w kierunku swojego mieszkania. Rękawem kurtki wycieram kącik ust z nadmiaru śliny i wchodzę do budynku, uśmiechając się.

______________________________________________________________________________
(Zayn)
 
Niektóre rzeczy czasem wymykają się nam z pod kontroli. Czasem jest to jeden zwykły uśmiech, którego nie możemy powstrzymać chociaż próbujemy, a czasem jest to coś więcej. Są to słowa, czyny, osoby, uczucia, które sprowadzają nas do złego. Musimy się wtedy wycofać na jakiś czas, albo na zawsze. Spoglądam jeszcze raz na drzwi, za którymi zniknęła May i odpalam samochód.
- Kocham cię Carmen.
- Ja ciebie też.
Rozłączam się, odkładając telefon na siedzenie obok.
Wszystko da się polubić, nawet to czego się nie lubi bądź nienawidzi...

_______________________________________________________________________________________________

 
Jak pisałam wydawała się długa, ale znowu nie jest...
Huh... tym, którzy od dzisiaj rozpoczynają szkołę życzę powodzenia i nie pozabijajcie nikogo.
Na pocieszenie rozdział.
Do zobaczenia xxxxxx
 
 

środa, 27 sierpnia 2014

Rozdział 27 "Promise ?"

Wzdycham ciężko i po raz kolejny zerkam na wejście do klubu. Zayn nie wraca już dosyć długo. W mojej głowie pojawiło się sporo scenariuszy, każdy o coraz to gorszym zakończeniu. Opieram dłonie na skórzanym siedzeniu po obu stronach moich ud i podciągam się do góry. Na wyświetlaczu radia niebieskim kolorem ukazuje się godzina 22, minęło dziesięć minut, a nie pięć o jakich wspominał. Łzy na moich policzkach zdążyły już wyschnąć, a ja w zdenerwowaniu na nowo odświeżyć rozcięcie na wardze. Luzuję pas bezpieczeństwa, którym również zdążyłam się już przypiąć i rozważam jego rozpięcie, tak samo, jak wtargnięcie do baru. Może być bardziej zdenerwowany ? Snop światła pada na chodnik co od razu prowadzi mój wzrok na wejście. Ciemna postać pana Malika wyjawia się za drzwi, a za nim mój szef. Obaj ściskają sobie dłonie i z ruchu warg wnioskuję, że rozmawiają. Wypuszczam zalegające w płucach powietrze i zsuwam się po siedzeniu, przymykając oczy. Naprawdę się martwiłam... chociaż nie powinnam.
- Przepraszam, że tak długo. Zmarzłaś ?
Wzdrygam się na jego głos i gwałtownie szarpię w górę. Samochód jest już odpalony, a dłonią podkręca ogrzewanie. Kręcę głową zaprzeczając, chociaż właściwie jest mi zimno.
- Nie bił się pan ?
Nie wiem czemu zadaje to pytanie i nie wiem nawet, kiedy pada z moich ust. Widzę jego rozbawione spojrzenie i tym bardziej czuję, że było nieodpowiednie.
- Jestem za stary, by się bić May. Preferuję rozmowy. No chyba, że ktoś bardzo, ale to bardzo o to zabiega.
Kiwam w zrozumieniu i odwracam głowę w kierunku swojej szyby.
- Za nim gdziekolwiek pojedziemy musisz mi coś obiecać.
Nie odzywam się co chyba uznaje za znak, by kontynuować.
- Nigdy nie będziesz tańczyć publicznie. Mam na myśli tańce erotyczne.
Patrzę na niego i przeczę ruchem głowy.
- Muszę. Czasem bardzo potrzebuję pieniędzy.
Właściwie przez cały czas bardzo ich potrzebuję.
- Możesz przyjść do mnie... na pewno ci pomogę i wspólnie coś ustalimy, ale nie możesz już tańczyć.
- Dlaczego ?
Nie chcę już tańczyć i zgadzam się z nim, że nie mogę tego robić, ale jestem ciekawa.
- Ponieważ nie chcę byś to robiła. Obiecaj mi Mayer, że więcej nikt publicznie nie zobaczy twojego ciała.
- Obiecuję spróbować.
- W porządku. Sam tego dopilnuję.
Włącza się w ruch i właściwie to od dłuższej chwili nie wiem co  mu odpowiedzieć.
- Chyba za późno już na jakąkolwiek restauracje. Będziesz miała mi za złe, jak pojedziemy do mojego biura ?
Kręcę głową, tyle razy byłam w tym klubie, że kolejny nie zrobi mi różnicy.
- Może pan odwieźdź mnie do mojego mieszkania, tak będzie te...
- Nie ma takiej opcji.
Zwieszam głowę i bawię się swoimi palcami. Zapowiada się ciekawie w złym znaczeniu tego słowa. Mijamy nie zliczoną ilość skrzyżowań ze światłami i na każdym kolejnym czerwonym kolorze, Zayn wydaje się być bardziej rozdrażniony.

- Jesteśmy.
Ściągam brwi, znam ten parking, ale budynek nie jest miejscem, w którym pracowałam.
- Nie.. nie jesteśmy pod klubem.
Zayn przyjmuje taki sam wyraz twarzy co ja i wzdycha.
- Tutaj pracuję, kiedy przyjeżdżam do Londynu. Biuro w klubie jest, ponieważ jest i nie spędzam w nim czasu.
Wysiada, więc robię to samo. Doganiam go i razem przekraczamy próg wieżowca. Starszy portier zwraca na nas uwagę i uśmiecha się miło, po czym wraca wzrokiem na monitor komputera. W budynku nie ma nikogo, a światła są pogaszone. Wjeżdżamy na odpowiednie piętro i zostaję pokierowana do ostatnich drzwi na końcu wielkiego hallu. Pomieszczenie wypełnia się światłem i nie wiele jestem zaskoczona, widząc chłodne wnętrze. Ściany pokrywają się surową bielą i jedynym innym kolorem wyraźnie się odcinającym jest brąz. Brązowe, dębowe biurko, brązowy, dębowy regał i brązowy, skórzany narożnik ze szklanym stolikiem. Nic więcej.
- Usiądź.
Posłusznie siadam i obserwuje jak zdejmuję marynarkę.
- Jesteś głodna ? Mogę zorganizować chinszczyznę.
- Nie trzeba.
Przysiada obok mnie, stawiając na stoliku dwa kieliszki i butelkę wina. Sprawnie posługuje się korkociągiem, po czym wypełnia szkoło czerwoną cieczą. Podaje mi jeden, a sam bierze drugi. Upijam łyk, od razu czując kwaskowaty smak i rozchodzące się gorąco.
- Chciałabyś coś o mnie wiedzieć May ?
Kręcę głową, ale po chwili zastanowienia mam jedno takie pytanie.
- Gdzie pan mieszka... znaczy skąd pan... bo.. ?
- W Nowym Yorku.
Potakuję, a moje policzki oblewają rumieńce.
- Nie mów do mnie per pan. Po prostu Zayn.
Znowu potakuję i odstawiam swój kieliszek. Pocieram dłonie zdenerwowana i unoszę głowę. W jednym momencie zostaję napadnięta przez usta mężczyzny, które teraz przybrały smak naszego trunku.
_________________________________________________________________________________
(Zayn)
 
Czuję jak dziewczyna wzdryga się, kiedy z zaskoczenia ją całuję. Jej pierwszą reakcją jest próba odepchnięcia mnie, ale kiedy przyciągam ją do siebie, nie pozwalając jej uciec przyjmuje pocałunek. Usta ma miękkie i mimo wyrazistego smaku wina, nadal są słodkie. Naprawdę uwielbiam jej usta. Ciałem mogę porównać ją do Carmen, ale nie wargami. Gdy naciskam zbyt mocno, czuję metaliczny smak krwi. Próbuje się nie skrzywić, ale kiedy całuję ją jeszcze raz, porusza się i cicho syczy.
- Przepraszam, nie chciałem.
Kiwa głową i odwraca wzrok nic nie mówiąc.
- May czy twój chłopak zrobił ci coś jeszcze ? Bije cię ?
- Nie.
Nauczyłem się rozpoznawać, kiedy ludzie mówią nie szczerze, a ona ewidentnie to robi.
- Wiem, że kłamiesz.
Łapie jej dłoń, ale jak oparzona ją wyrywa.
- Nie kłamię.
- Owszem kłamiesz. Skrzywdzę cię jeśli mi nie powiesz prawdy.
Kiedy na mnie spogląda, jej oczy wypełniają się łzami, a na twarzy przejawia się strach.
- Więc ?
- Raz próbował... był pijany... to nic takiego.
- Co próbował ?
- O.on... o.. nic.
Jąka się, ale nie przeszkadza mi to, zauważyłem, że dość często to robi w przypływie strachu czy bólu.
- Co próbował Mayer ?
Cisza się przeciąga i w momencie, gdy mam coś powiedzieć z jej ust wydobywają się ciche dźwięki.
- Zgwałcić mnie.
Szepcze prawie nie słyszalnie. Nabieram w płuca powietrza i zamykam oczy, opierając się o oparcie sofy. Naprawdę próbuję zrozumieć czemu jej się to przytrafia, ale nie umiem. Nie umiem zrozumieć ludzi, którzy w taki sposób wykorzystują innych. Brzydzę się tym.
- Czemu chciałeś, abym dla ciebie tańczyła ?
_________________________________________________________________________________
 
- Jesteś w tym dobra. Jestem facetem, każdy dałby naprawdę dużo, by na ciebie popatrzeć. Nie jestem wyjątkiem.
Odpowiada, ale wiem, że jego odpowiedź kryje coś jeszcze, nie wiem tylko co.
- May ? Dzisiaj kiedy powiedziałeś, że pozbawiając cię pracy w klubie, skazałem cię na śmierć... wiesz, że nie zostawiłbym cię tak prawda ? Nie po to ci pomogłem, by później wszystko zniszczyć. Tamtego dnia, kiedy wyszłaś na zewnątrz, bardzo płakałaś, mokłaś na deszczu i.. w pewnym momencie chciałem wyjść po ciebie, ale nie zrobiłem tego, musisz mi zaufać, że postąpiłem dla twojego dobra. Nie przygarnąłem cię, ale jechałem całą drogę za tobą, pilnując, by nic ci się nie stało.
To wyjaśnia czemu wtedy czułam, że ktoś mnie śledzi, śledził mnie. Nie wiem czy powinnam być zła, wesoła, smutna czy zawiedziona. Nie czuję nic prócz pustki. Nic nie czuję.
- Jutro masz dzień wolny w pracy i postanowiłem cię gdzieś zabrać, masz lęk wysokości ?
- Nie.
Nie czuję nic. Czy to jakiś etap przejściowy ? Nie czucie niczego ?
____________________________________________________________________________________________

 
Nie sprawdziłam tego rozdziału i nie jest najlepszy, ale postaram się przy następnym.
Dobranoc xx
 
/Loveyoursmile

niedziela, 24 sierpnia 2014

Rozdział 26 "Promise ?"

Przypomnienie:
Całuję jeszcze raz jej usta, lubiąc po prostu ich słodki smak. To nie jest tak, że kocham dwie osoby. Kocham Carmen, do May nic nie czuję, ale jest kimś do kogo chcę wracać. Jest tajemnicą, którą chcę odkryć. Odkryć i chronić...
- Popełniam kolejne głupstwo.
Szepcze do siebie, co udaje mi się usłyszeć. Jednak to ja jestem tym, który będzie żałować. Wiem, że będę żałować. Ale nie powstrzymam tego, nie zrobię tego, bo potrzebuję wracać do jej słodkich ust... Nawet jeżeli nigdy jej nie pokocham.

Odrywamy się od siebie i czuję jego płytki oddech na policzkach. Na co właściwie się zgodziłam ? W pomieszczeniu rozbrzmiewa melodia i podskakuję przestraszona. Rozglądam się nerwowo w poszukiwaniu źródła dźwięku, a kiedy nic nie znajduję, zaczynam naprawdę mieć złe przeczucia.
- Muszę odebrać. Spotkamy się na dolę w restauracji.
Pokazuje mi telefon i wychodzi. Oh.. to tylko telefon. Telefon głupia. Nic strasznego. Telefon.. Gdybyś miała wiedziałabyś co to. Właściwie to miałam, ale nie pamiętam co się z nim stało. Prawdopodobnie miało to związek z Marcelem... nie pamiętam. Minęło sporo lat.

***
- Na czym to będzie polegać ?
Zadaję pytanie, które nurtuje mnie od dłuższego czasu i przygryzam koniec języka.
- Nie wiem, naprawdę nie wiem. Małymi kroczkami sprowadzimy cię na ziemię May.
Wkłada widelec z nadzianym kurczakiem do ust i zaczyna powoli przeżuwać. Przypatruję mu się chwilę, po czym spuszczam wzrok.
- Nie smakuje ci ?
Spoglądam na swój talerz i przeczę głową. Mam dokładnie to samo co on tylko... w prawie nienaruszonej wersji. Jest dobre, ale moje myśli pozbawiają mnie apetytu. Nie chcę tego układu, czy czymkolwiek to jest. Boję się tego. Z minuty na minutę mam co raz więcej wątpliwości i mniej odwagi, by z tego zrezygnować. Próbuję złożyć w głowie zdanie, powiedzieć w delikatny sposób, że chcę się wycofać, ale nie udaje mi się to. Jestem  tchórzem. Nabijam na widelec mięso i gryząc je kilka razy przełykam.
- Masz wątpliwości ?
Patrzę na niego i kiwam głową w potwierdzeniu.
- Mówiłem, że nie możesz o tym myśleć. Czasem jest to najgłupsza rzecz jaką robią ludzie May.
Spogląda w moje oczy i obniża głos do łagodnej melodii.
- Myślą o rzeczach, które wcale nie potrzebują ich uwagi. Zaczynają dostrzegać co raz więcej i to prowadzi do problemów. Nie zawsze trzeba myśleć, czasem decyzje podjęte w pierwszych sekundach okazują się tymi najlepszymi. Po porostu nie myśl, nie zrobię niczego, na co nie wyrazisz zgody.
Zaczynam myśleć nad jego słowami i chociaż chcę, by mnie uspokoiły to nie działa.
- Czego tak naprawdę chcesz May ?
- Chcę, by strach mógł wyjść i nie wracał już.
Szepcze cicho. Nie boję się go.
- Obiecuję sprawić, by tak się stało.
Boje się go, ale przyzwyczaiłam się do tego, że jest. Nawet jeżeli nie chcę, on jest. Nabijam kawałek pomidora na widelec i rozgryzając na mniejsze kawałki połykam. Dokładnie to samo robię z pozostałą częścią dania. Oboje zjadamy swój posiłek w milczeniu. Może nie tylko ja czuję się w tej sytuacji obco.
- Zabrałaś wszystko z pokoju ?
Nie miałam nic prócz swoich ubrań, których nawet nie zdejmowałam jedynie trampki, ale mam je na nogach...co miałabym zabierać ? Kiwam na potwierdzenie.
- W takim razie wymelduję nas i zawiozę cię do twojego mieszkania. Będę na recepcji.
Wstaje z miejsca, zasuwając krzesło i ślad po nim zanika... tak samo, jak moja siła w ostatnich dniach....______________________________________________________________
__________________________
(Zayn)
 


- Przyjadę dzisiaj po ciebie do pracy. Zabiorę cię gdzieś.
- Gdzie ?
- Gdzieś, chyba musisz mnie trochę poznać.
Spoglądam na jej drobną osobę, wymuszając uśmiech. W poplątanych włosach wygląda dość niewinnie, jest osobą, która nigdy nie pasowała i nie będzie pasować do mojego świata. May jest zbyt niewinna i roztargniona, za bardzo skrzywdzona, by choć przez pięć minut posmakować mojego życia. Wciągnęliby ją od razu i zjedli żywcem, nie dając nawet mrugnąć okiem. Może być odskocznią, tymczasowym hobby, ale nikim ważnym dla ludzi jak ja. Nie uważam jej za gorszą, uważam ją za zbyt słabą. Zwyczajnie nie chcę, aby kiedykolwiek stała się jej krzywda. Chcę ją tylko naprawić, a później odejść. Nie jest dla mnie. Intrygująca, ale nie dla mnie. Trzaska drzwiami, a kiedy widzę jak znika za drzwiami odjeżdżam, włączając się do ruchu. Carmen... prostuję rękę, a później zginam ją w łokciu, spoglądając na zegarek. Za dziesięć jedenasta. Przecieram twarz dłońmi i wzdycham cicho. Za pięć czternasta wylatuje do Misigen. Kurwa.. nie chcę, by tam leciała. Zatrzymuję się na czerwonym świetle, spoglądając na miejsce pasażera. Kilka minut temu zajmowała je May. Mam tydzień na naprawienie jej. O ile nie zepsuję wszystkiego dzisiaj. Później ona znika, a ja szykuję się do poślubienia Carmen. Jezu... kim ja kurwa jestem...
____________________________________________________________
______________________
 

- Mayer, możemy porozmawiać ?
Idę za szefem do jego biura, wymyślając milion powodów dla których mnie chce. Przysiadam na krześle przed jego biurkiem, kiedy on zajmuje miejsce dokładnie za nim.
- Mamy problem...
Drapie się po trochę za długiej brodzie i wbija swoje oczy we mnie.
- Tańczyłaś kiedyś na rurze mam rację ?
Dlaczego on.. po co.. skąd to wie ? Kiwam głową, a jego zdenerwowanie się pogłębia. Boże...
- Jeżeli zatańczysz tego wieczoru jeden taniec, zerwę twoją dotychczasową umowę i zatrudnię cię na stałe oraz dużo zapłacę za dzisiaj. Gość specjalny, nie mam żadnych doświadczonych tancerek, nie mam w ogóle tancerek. Ale jest zbyt ważny bym mu odmówił. Przyjmij moją ofertę i zatańcz dla niego dziesięcio minutowy taniec, a zapłacę ci tysiąc funtów.
Tysiąc funtów ? Za dziesięć minut tańca ? Jezu.... mogłabym za to odbić się od dna.
- Jeżeli nikt mnie nie dotknie, zrobię to.
- Sophia przygotuje ci małą scenę i podstawie ochroniarza, tylko proszę zrób to najlepiej jak umiesz.
Kiwam w zgodzie. 10 minut, tysiąc funtów, stała praca i na dzisiejszy wieczór zapewnioną mam nietykalność. Wytrzymam to... tylko ten jeden raz.

***
- Puść ją !
Moje ciało zostaje uniesione, a później zaciągnięte brutalnie do windy.
- Co ty tam kurwa robiłaś May?!
Strach miażdży mi płuca. Próbuję udzielić odpowiedzi Zynowi, ale nie umiem. Wystraszył mnie śmiertelnie, kiedy wtargnął na scenę krzycząc i siłą wyprowadził z klubu.
- Celowo zwolniłem cię z firmy, byś przestała to robić, a ty co ? Widzę cię dziś na scenie tańczącą ! Tak nie pozbędziesz się przeszłości May !
- Ty mnie zwolniłeś ?
Nie pan Vancse ? On.
Zaczynam płakać, widząc w nim kogoś innego, niż osobę za jaką go uważałam.
- Wiesz co, by teraz ze mną było gdybym nie znalazła następnego dnia tej pracy ? Prawdopodobnie leżała bym już nie żywa. Nie zrobiłam nic złego, starałam się, a ty w celu.. niby pomocy skazałeś mnie na śmierć.
Mój głos jest piskliwy, a po policzkach ściekają łzy.
- Ani razu nie pomyślałam, że to ty... Zaufałam ci. Wiedziałeś, że potrzebowałam pracy.
- May uspokój się.
Przyciąga mnie do siebie mimo mojej szarpaniny.
- Posłuchaj mnie. Pracujesz w barze mojego dłużnika. To ja tamtego dnia przed restauracją nasłałem na ciebie faceta z ulotką w sprawie pracy. Nie zostawiłbym cię na lodzie. Nie jestem potworem May. Po za tym praca z nieba od tak nie spada.
- Nie chcę tego słuchać.
- Ale będziesz słuchać.
Otacza mnie ciaśniej ramieniem i wciska na moje usta pocałunek.
-  Czemu tam tańczyłaś ?
- To tylko j.jeden taniec.
Szloch wydobywa się z moich ust, a kiedy próbuję się uwolnić, obejmuje mnie żelaznym uściskiem.
- Czemu to zrobiłaś ?
- O.on mnie poprosił, zapłaci, a ja potrzebuję pieniędzy.
- Kto cię poprosił ?
- Mój szef.
Kiwa głową w zrozumieniu, a zaraz po tym zaciska mocno szczękę. Wyprowadza mnie z windy i prowadzi na zewnątrz. Mam na sobie swój służbowy strój i chyba straciłam pracę po scenie jaką Zayn urządził. Zatrzymujemy się pod jego samochodem, do którego każe mi wsiąść, zatrzaskuje za mną drzwi i opiera się o maskę. Widzę jego plecy zakryte czarną marynarką i dłonie, które zaciskają się w pięść, spoczywając po obu stronach jego ciała. Rozważam nad tym, by wysiąść i spróbować coś powiedzieć, ale uprzedza mnie i wsiada.
- Muszę iść porozmawiać z twoim szefem. Ty tu zostajesz May i nie waż się wychodzić. Wrócę za pięć minut.
Po nim zostaje tylko zapach, a ja nie wiedzieć czemu znowu zaczynam płakać...
_____________________________________________________________________________________________

 
Następny rozdział będzie we wtorek lub środę :D
I mam nadzieję, że będzie długi.
Nasza May troszkę roztargniona, nie boi się, boi się Zayna.
No i wyszło skąd ta praca...
 Miłego dnia :D