czwartek, 25 września 2014

Zayn "I wish you were here with me" cz.2

Poszłam przed siebie, mimo iż była ślepa uliczka. Wiedziałam, że tam się chowa.
- Możesz już wyjść. - powiedziałam podchodząc.
- Sky... Wiedziałem, że ci się uda. - pociągnął mnie za nadgarstek do siebie.
- Jesteś chujem. Nic nie wartym pierdolonym chujem. - wycedziłam. - Zostawiłeś mnie samą i jeszcze mnie wrobiłeś. Nie powinnam być już na warunku, ale nadal jestem!
- Uważaj na to co mówisz, skarbie. Gdyby nie ja, dawno byś siedziała i gniła w więzieniu. Została byś wyruchana wibratorem przez lesbijki. Wiesz, doskonale, że musiałem. - odgarnął kosmyk moich włosów za ucho.
- Nienawidzę cię. - szepnęłam z pogardą.
- Ja ciebie też kocham. - przyparł mnie do ściany. Zaczął namiętnie całować. Oh! Ale waliło od niego alkoholem.
- Piłeś... - mruknęłam w jego usta. Nigdy nie odwzajemniałam jego pocałunków, mimo iż mi groził, że mnie zabije.
- No i co z tego? - spytał.
- Co się z tobą stało, co? - spytałam z innej beczki. - Zmieniłeś się. Chcę dawnego ciebie.
- Niegroźnego, kochającego chłopaka? On odszedł Sky, na miłość boską! I on nie wróci! To cieszy mnie najbardziej, a wiesz czemu? Bo ja mam większe wpływy niż on miał. On nic nie mógł osiągnąć, a ja? Jestem milionerem, kotku. Fakt, to nielegalne, to co robię, ale cóż... Takie nastały czasy. - wymruczał.
- Tak... Pieniądze zmieniają ludzi. Dawny Zayn Malik był w trakcie studiów artystycznych, miał ledwie wiążących koniec z końcem, lecz mimo to kochających go rodziców, 3 siostry, które oddałyby za niego życie. Cóż więcej można żądać od życia?
- Wiesz, że zrobiłem to dla nich...
- Nie. Zrobiłeś to dla siebie. Nie masz z nimi kontaktu.
- Ty nie jesteś lepsza Sky... Też masz swoje za uszami, też się zmieniłaś.
- Ja nie miałam nic.
- No bo co może mieć niewinna sierota? Znaleziona przez moją matkę, owinięta starym, brudnym kocem, pod drzewem w parku, w czasie deszczu, żebrząca o choćby kawałek bułki w wieku 7 lat...
- Zamknij się. Wiele jej zawdzięczam.
- No właśnie, ale cóż stało się później? To mój ulubiony kawałek z twojego życiorysu. Nasza sierotka Mary (Marysia) zawsze sprawiała kłopoty wśród rówieśników i w wieku 16 lat została zmuszona na opuszczenie domu Malik'ów. Kto ją zmusił? Jej podświadomość. Nikt nic nie wiedział, co się stało, czemu ona zniknęła. Czemu nasza Sky uciekła... Do kogo się zwróciła o pomoc? Do syna Malików, jedynego chłopaka, który ją rozumie. Miał 19 lat, mieszkał już na swoim, z dala od rodziny, więc siedział cicho. Chciał jak najlepiej dla swojej przyjaciółki w której się zakochał już dawno temu. Ale zmienił się. Otoczenie go zmieniło. Podobała mu się zmiana, bo wiedział, że nie jest już słaby. Aczkolwiek nadal jest, więc broni się gniewem do innych, wyżywa się na nich...
- Skończ.
- Nie bądź, dla mnie taka, Skylynn... Zawdzięczasz mi dach nad głową, pożywienie, pracę, pieniądze. Wszystko.
- Co było minęło. Każdy wie, że teraz jestem tylko twoją lalką do ruchania.
- Ale nie jesteś.
- Ale tak mnie traktujesz.
- Jest tak. Ja ci rozkazuję, a ty się mnie słuchasz. I tyle. Skończyłem, a teraz chodź.
Pociągnął mnie za rękę do swojego auta. Posadził na miejsce obok kierowcy, a sam usiadł za kółkiem. Skrzyżowałam ręce na piersi i założyłam nogę na nogę. Zaczęłam myśleć jak mogę go wrobić... Jest bardzo sprytny, więc szybko się domyśli.
- Jesteś na mnie zła? - spytał po chwili.
- A i owszem. - odpowiedziałam lekko naburmuszona.
- Nie bądź, proszę. - położył rękę na moim kolanie.
- Weź tą rękę zanim ci ją połamię, Malik! - syknęłam.
- Moja kocica. - zaśmiał się.
- Nie żartuję. - powiedziałam. - Już raz ci ją złamałam.
- Fakt. Ale wtedy nie pracowałaś dla mnie. - dodał.
- Nigdy dla ciebie nie pracowałam. - mruknęłam.
- Należysz do mnie Sky. Uratowałem ci życie. Doskonale wiesz, że wielki masz u mnie dług. - przypomniał.
- Wiem. - szepnęłam cicho i nie drążyłam dalej tej rozmowy.
[retrospekcja]
- Przepraszam, miałaby pani chociaż kawałek bułki? - podeszłam do jakiejś kobiety.
- Jak się nazywasz? - zignorowała moje pytanie.
- Skylynn. - odpowiedziałam.
- Sky... Piękne imię. Co tu sama robisz, skarbie? - pytała dalej.
- Moja mamusia zostawiła mnie dawno temu w tym parku. Od tamtej chwili czekam aż po mnie wróci. - powiedziałam.
- Chodź ze mną. Ja się tobą zaopiekuję. - powiedziała troskliwie. - Masz. Przecież marzniesz w tym! - owinęła mnie szczelnie swoim płaszczem.
Poszliśmy do samochodu. Powiedziała, że mam usiąść na miejscu pasażera. Zrobiłam jak kazała. Ruszyła i zatrzymała się chwilę później pod jakimś domem. Kurczowo chwyciła mnie za rękę i weszliśmy do domu.
- Mama! - usłyszałam krzyk chłopca, który rzucił się na kobietę.
- Tata, już wrócił? - spytała go, a on pokiwał twierdząco głową.
- Jest w kuchni. - odparł.
- Zayn, to Skylynn. Sky, to Zayn. Mój syn. - powiedziała szybko mama chłopca i zniknęła w nieznanym mi kierunku.
- Cześć. - przywitał się wesoło.
- Cz-cz-cześć. - zająkiwałam się.
- Chcesz się ze mną pobawić? - spytał.
- Nie. - stwierdziłam krótko.
- Oj no nie daj się prosić! Może chcesz porysować? Albo coś innego? - zaczął.
- Nie mogę wyrzucić jej na bruk, Yasir. Matka ją zostawiła, ja tego nie zrobię. Zobacz ją proszę. - usłyszałam głos kobiety, która zabrała mnie z parku. Zaraz znów pojawiła się w korytarzu z jakimś mężczyzną.
- Nie wyrzucimy jej na bruk. Widać jak ją los pokrzywdził. Miałaś rację Trish, ma wyjątkowy błysk w oku. Wykąp ją i daj jej jakieś czyste ubrania. - zarządził mężczyzna.
- Chodź Sky. - powiedziała Trish i zaprowadziła do jakiegoś pomieszczenia, które było na piętrze.
- Ja nawet pani nie znam... - szepnęłam.
- Jestem Trish i zamieszkasz ze mną i z moją rodziną. Ten wysoki pan, to mój mąż Yasir. Mów do nas po imieniu, dobrze? - powiedziała.
- Dobrze. - odparłam.
- Nie bój się. Z nami będziesz bezpieczna... - szepnęła.
[koniec retrospekcji]
- Wiesz, nie możesz nic zarzucić swoim rodzicom. Nawet nie możesz mieć do nich najmniejszej pretensji... Wychowali cię, byli dobrymi i uczynnymi ludźmi. Ja nie miałam rodziców. Twoi byli wspaniali i nadal są. Nie wiem czemu ciągle się tego wypierasz... - rzuciłam.
- Skarbie... To skomplikowane. Nie rozumiesz tego. - powiedział łagodnie opierając ręce na kierownicy.
- Nie Zayn. To ty wszystko komplikujesz. - odparłam.
- Sky, zamilcz. Nie zaczynaj tego tematu, proszę. - odpowiedział i odpalił samochód.
Jechał szybko. Mogłabym powiedzieć, że zbyt szybko. Nie przeszkadzała mi prędkość. Byłam do niej przyzwyczajona. Bolało mnie serce. Kocham go i nie chcę go stracić, ale woda sodowa uderzyła mu do głowy. Poczuł się ważny i tyle. Westchnęłam ciężko i oparłam głowę o szybę. Czułam spojrzenie Malika, ale nie dbałam o to. Skapnęłam się, że jedzie do swojego apartamentu, w którym ja też mieszkam. Nie mam wyboru, bo jestem jego własnością... Czas z tym skończyć.
___________________________________________________
Hej... Długo mnie z wami nie było, ale mam nadzieję, że nie jesteście złe. Nie wiem kiedy nowy rozdział "Are You Sure?", bo mam mnóstwo nauki i tak dalej... po prostu szkoła jest pojebana, kto tak twierdzi pisze kom!
lovv ya, May xx

niedziela, 21 września 2014

Co do "Promise ?"....

Rozdział 30 jest ostatnim rozdziałem "Promise ?" na tym blogu. Nie oznacza to jednak, że jest to koniec opowiadania. Możecie czytać je nadal na blogu http://zayn-malik-promise-fanfiction.blogspot.com/. Rozdziały pojawiają się tam co tydzień i mam nadzieję, że będziecie zadowoleni.

Co do tego bloga... to nie odchodzę. Będę wstawiała tu co jakiś czas imaginy.

Do zobaczenia..
 xxxx
/Natalia

Rozdział 30 "Promise ?"

Przeczytajcie notkę pod rozdziałem !

Jasne światło mocno mnie razi, nawet jeżeli moje oczy wciąż są zamknięte. Marszczę nos i wtulam się bardziej w poduszkę, chcąc odciąć się od dokuczliwej jasności. Chłodne powietrze muska moje ramiona, a zaraz po tym otulona jestem ciepłem. Miękka kołdra okrywa moje ciało aż po kark.
Z mojego gardła wydobywa się ciche westchnięcie i ucieka przez uchylone usta. Mrugam kilka razy za nim na dobre podnoszę powieki. Przez chwilę czuję strach, ale zaraz potem nie czuję już nic.
- Wszystko w porządku ?
Marszczę czoło i szepcze ciche "tak". Mój głos jest zachrypnięty i brzmię jakby ktoś pozdzierał mi gardło gwoździami. Zayn nie spuszcza ze mnie wzroku, co tylko potęguje wpływający róż na moje policzki. Uniesioną poduszkę wciśniętą ma między plecy, a wezgłowie łóżka, a jego ciało układa się w pozycji pół siedzącej. Przesuwam wzrok po jego barkach, a kiedy natrafiam na czarny tusz znaczący jego ciało, nie jestem pewna o czym myśleć. Jedyne co jestem w stanie robić to oglądać kolejne fragmenty skóry pobrudzone znakami. Nie dostrzegłam ich wcześniej, nie miałam o nich pojęcia.
- May.
Spoglądam w jego oczy, a później zamykam swoje i opadam głową na poduszkę, przekręcając się na plecy.
- Zrobiłeś to prawda ?
- Zrobiliśmy to.
Przez chwilę brakuje mi tchu, a później znowu nic. Nie czuję nic, nic co czuć powinnam.
- Nic nie pamiętam.
- Byłaś pijana.
Zaciskam mocniej oczy, kiedy czuję wzbierające się łzy. Chciał mieć to za sobą, a jedyne co mam to poczucie, że zostałam skrzywdzona i nawet sama sobie nie umiem tego wytłumaczyć.
- Możesz zrobić to jeszcze raz ?
Mój głos jest cichy i łamliwy, ale nawet ja słyszę w nim desperacje. Chcę to skończyć, skończyć teraz. Zniosę ból, zniosłam go wczoraj zniosę dzisiaj. Chcę tylko mieć to za sobą. Zakończyć całą tą popieprzoną paranoje bycia dotykaną.
- Jesteś pewna, że tego chcesz ?
- Tak. Proszę po prostu to zrób.
Szlocham i czuję jak łzy spływają mi po skroni.
- May nie płacz. Nie skrzywdzę cię, wiesz o tym.
Przyciąga mnie do siebie, a zaraz potem zwisa nade mną.
Mam odwagę spojrzeć w jego oczy i kiedy to robię wszystko na długą chwilę gdzieś odchodzi. Długie wachlarze czarnych rzęs rzucają cienie na jego policzki, kiedy na krótki moment przymyka powieki. Ciemny zarost na nowo zdążył oprószyć jego policzki i ostro zarysowaną brodę. Usta o idealnych kształtach są lekko rozchylone i ucieka z nich ciepły oddech. Nim uświadamiam sobie co robię, moja dłoń ląduję na jego policzku, a później palcem wskazującym przejeżdżam po jego ustach, badając ich fakturę. Chichoczę kiedy łapie moją dłoń i przyciska do swoich warg opuszki moich palców, a następnie je całuje. Pochyla się bardziej, wypuszczając moją rękę, a jego ofiarą stają się moje usta. Z lekkiego muskania i przygryzania warg, przeradza się to w coś innego. Różniącego się od wszystkiego wcześniej. Pocałunek jest głęboki, pełen zmysłowości. Nasączony jego pożądaniem i desperacją, moim strachem i bólem. Jest wyrażeniem wszystkiego co czujemy, ale tak bardzo, jak nasiąkają go wszystkie tak różne emocje, nasze usta potrafią poruszać się w tym samym wolnym tempie. Leniwie. Z uczuciem. Jedna z jego dłoni sięga do mojego biodra, kciukiem zataczając małe kółka. Nieznana dotychczas pieszczota jest na tyle przyjemna, że nie wiem czemu powinnam poświęcić całą swoją uwagę. Z pomocą Zayna miękka pościel osuwa się całkowicie z mojego ciała, ukazując mój jedyny ubiór, bieliznę. Miejsca naznaczone jego językiem na szyi ogarnia przyjemny chłód, podczas gdy zębami przygryza skórę na dekolcie, wywołując fale gorąca. Nie jestem pewna, w którym momencie dałam się temu poddać, ale dałam, a pragnienie kolejnych doznań w żaden inny sposób nie może zostać zaspokojone, jak za pośrednictwem jego.
- Nie zamykaj oczu May. Chcę żebyś wszystko widziała.
Całuje moje podbrzusze, omijając piersi.
- Chcę byś przywoływała ten obraz, zawsze w tedy, kiedy przypomina ci się tamta krzywda.
Odchyla gumkę moich fig i powstrzymuję z całych sił uczucie z tamtych nocy. Uczucie strachu i obezwładniającego bólu. Zsuwa materiał do moich kostek, a później odkłada go na brzeg łóżka. Pocałunkami wędruje z nad kolana do miednicy i zmienia kierunek na miejsca intymne. Jestem pewna, że słyszy jak nabieram powietrza i wypuszczam je ze świstem. Jeden z jego palców zatacza wzory na wzgórku łonowym i już w tedy moje nogi sztywnieją.
- Z.zayn ?
Mój głos drży niebezpiecznie, balansując na granicy opanowania i strachu. Unosi się nade mnie, pozwalając zobaczyć swoje oczy.
- Nie przestawaj. Nawet jak będę błagać. Nie przestawaj. Ja.. ja muszę.
Nakierowuję jego dłoń z powrotem w okolice łechtaczki i zamykam oczy pełne już łez. Nie czuję. Nie słyszę. Tylko wiem. Moje kończyny są jak z ołowiu, a łzy w oczach świeże. Czuję dopiero wtedy, kiedy ten sam ból rozdziera mnie od środka. Jakby wewnątrz mnie właśnie zdzierana była skóra. Skomlę głośno i zaciskam dłonie na prześcieradle.
- Patrz na mnie May.
Chwyta moją twarz w obie dłonie, nie przestając się we mnie zagłębiać. Podnoszę powiek jak prosi, a po skroni niczym rzeka zaczynają spływać mi łzy. Nie widzę Zayna, chociaż go słyszę to nie widzę. Moim jedynym obrazem jest twarz obrzydliwego człowieka, który wykrzywia twarz w swoje przyjemności. Nie umiem już sobie poradzić, kiedy moje rozdarcie psychiczne, jak i cierpienie fizyczne osiąga wyższy poziom.
- Przestań. Nie chcę już.
Wiem, że Zayn tu jest, ale go nie czuję. Próbuje wyszarpnąć się z pod ciężkiego ciała mężczyzny, ale nie umiem. Moje dłonie zwinięte w pięść biją jego klatkę i próbuję go odepchnąć, ale na marne.
- Nienawidzę cię.
- May !!!!
Zaprzestaję wszystkich ruchów, nawet nie oddycham. Potężny męski ryk mojego imienia, wciąż odbija się echem w mojej głowie, wprawiając mnie w szok i przerażenie.
- W porządku. Jesteśmy tu tylko my. Patrz na mnie May i oddychaj.
Robię co każe w ciąż zbyt przestraszona. Powoli. Oddycham głęboko i nie spuszczam swoich oczu z oczów jego. Zaczynam odczuwać jego łagodne ruchy wewnątrz mnie. Nie zbyt przyjemne, ale je czuję.
- Chcesz abym przestał ?
Kręcę głową, wciąż cicho szlochając, ale mam świadomość wszystkiego.
- Wczoraj nic się nie wydarzyło. Byłaś pijana, a ja nie chciałem tego wykorzystywać. Mam trochę uczuć.
- C..o... to..ty ?
Głos na nowo mi się załamuje.
- Wyjdź. Proszę cię zostaw mnie.
Spełnia moją prośbę, a kiedy zsuwa się na miejsce obok, wstaję i chwytając majtki z łóżka wybiegam z pokoju....

________________________________________________________________________________________________________________________________
 
 
A więc jest to ostatni rozdział "Promise ?" NA TYM BLOGU.
Ale to nie oznacza, że kończę to opowiadanie, zawsze dociągam wszystko do końca.
"Promise ?" możecie czytać dalej na moim własnym BLOGU.
 
/Natalia

wtorek, 16 września 2014

Rozdział 29 "Promise?"

Mijają trzy dni od momentu, w którym Zayn wtargnął na scenę, a później siłą wyniósł z baru. Mijają dwa dni od momentu, w którym obudziłam się w jego biurze. Dwa dni od momentu, kiedy ostatni raz go widziałam. Nie tęsknie. Czuję tylko niepokój. Nie jestem pewna czy nic się nie stało.
- Idziesz dzisiaj do pracy ?
Spoglądam w oczy Marcela i kiwam w odpowiedzi. Dziś wypada dzień, w którym jest trzeźwy i jak ludzie jemy wspólne śniadanie..... za moje pieniądze.
- Też jakąś znajdę.
Między nami zapada cisza i słychać tylko świsty wiatru, przedzierające się przez nieszczelne okna.
- Muszę przestać to robić.
Unoszę brwi na te słowa i przyglądam się jego twarzy. Zarost ma zdecydowanie za długi, podejrzewam, że nie golił się co najmniej dwa tygodnie. Po różowych ustach nie ma śladu, są jedynie bladą, popękaną i przesuszoną skórą.
- Moja wątroba ma dość.
- Więc nie pij.
- To nie jest kurwa takie proste !
Krzyczy, uderzając dłońmi o stół. Podnosi się gwałtownie, przewracając przy tym drewniany taboret i podchodzi do mnie.
- Nic nie wiesz o życiu May, nic kurwa nie wiesz.
Popycha mnie na blat za mną i wychodzi. Zmienił się. Wypuszczam powietrze, kiedy słyszę trzask drzwi frontowych. To nie jest Marcel, za którym kiedyś skoczyłabym w ogień. Sięgam po kromkę chleba leżącą na stole i żuję ją powoli. Nic nie wiesz o życiu May.

***
Przeciągam przez głowę białą koszulkę i naciągam na ramiona czarną kurtkę. Szybko zgarniam z podłogi ubranie z logiem baru i wrzucam je do torby, zasuwając suwak. Zakładam bagaż na ramię i dwoma krokami przemierzam szatnię dla pracowników, wydostając się na zewnątrz. Skinieniem głowy żegnam się z Sophią, najwyraźniej udało nam się nawiązać nić porozumienia, a praca ubarwiana w krótkie rozmowy nie jest taka nudna. Przywołuję windę i znikam w niej na kilka chwil, odliczając piętra wraz z wyświetlanymi czerwonymi cyferkami. Zero. Urządzenie staje, a drzwi rozsuwają się ukazując hall i... Zayn ? Moje policzki od razu nabierają temperatury z nie wyjaśnionych powodów. Nie jestem pewna czy przyszedł tu dla mnie, czy dla kogoś innego, więc spuszczam głowę i ruszam powoli w kierunku wyjścia..... jak i jego.
- May ?
Zatrzymuję się i spoglądam na niego.
- Gdzie się wybierasz ?
- Do..do domu.
- Twoje plany uległy zmianie.
Pochyla się i wciska na moje usta krótki pocałunek.
- Idziemy.
Ściska moją dłoń i ciągnie mnie za sobą na zewnątrz do jego samochodu. Pewna część mnie oddycha z ulgą wiedząc, że nie będę musiała stawać dzisiaj twarzą w twarz z Marcelem, ta część mnie wie po prostu, że będę bezpieczna. Przestały mi nawet przeszkadzać jego niezapowiedziane wizyty.
- May ? Twój chłopak alkoholik to Marcel Scenss prawda ?
Język staje mi kołkiem w gardle i niemal dławię się śliną. Zaciskam dłonie na skórzanym siedzeniu i patrzę na niego nerwowo.
- T.tak.
Odpowiada mi skinieniem, a rysy jego twarzy odrobinę ostrzeją. Kości policzkowe stają się zarysowane mocniej niż zwykle, a usta nie wykrzywiają się w uśmiechu. Gdy stajemy na światłach pogłaśnia cicho grające radio i zmienia stację. Z głośników rozbrzmiewa delikatna fortepianowa melodia, a zaraz po niej głęboki męski głos. Sygnalizacja przybiera zielone światło, dzięki czemu znowu jedziemy. Zalewa mnie nie pokój i nie mam pojęcia gdzie utkwić wzrok, więc za ofiarę biorę zapachową choinkę, zawieszoną na lusterku wstecznym.
- Skąd go znasz ?
Nie mogę dłużej dusić w sobie tego pytanie, więc je po prostu wypowiadam. Długie światła samochodu jadącego z naprzeciwka rażą mnie, a kolejne za nim oświetlają drogę.
- Nie znam go. Natknąłem się na niego w barze, był pijany i mówił o tobie swoim kolegą.
Zaciskam powieki i spuszczam głowę, wypuszczając nerwowy oddech.
- Co mówił ?
- Nie powinnaś wiedzieć, nie powiem ci tego.
Zagryzam wargę, nie zwracając uwagi na pieczenie. Moje gardło ściska się boleśnie, kiedy próbuję opanować wszystkie emocje. Nie mogę powstrzymać łez i jedna samotna spływa po moim policzku. Boje się tego co im powiedział, nie z powodu wstydu. Boje się, bo nie wiem czy któregoś dnia jeden z jego kolegów nie napadnie mnie gdzieś na ulicy. Wiem, że na pewno napomniał o swojej dziewczynie, która jest dziwką. Nienawidzę mężczyzn. Zatrzymuję resztę łez w sobie i nie dopuszczam, by Zayn je zobaczył. Nie bądź gównem May. Stajemy na kolejnych światłach, ale przestaje skupiać na tym swoją uwagę. Czuję, że po prostu się wyłączam i po raz kolejny przeszłość przejmuje władzę nad moim umysłem i ciałem. Tym razem jednak wszystko nie jest tak bardzo odległe w czasie, ponieważ obrazy przedstawiane w mojej głowie nabierają wygląd ostatniego gwałtu.
- Wszystko w porządku ?
Wykorzystując resztki świadomości kiwam głową, jednak zaraz po tym przeczę.
- Popatrz na mnie May.
Chcę to zrobić, ale nie mogę. Nie mogę, ponieważ czuję obrzydzenie. Obrzydzenie do niego i wszystkich innych facetów. Jest to nagłe i wystarczająco silne, by sparaliżować mnie.
- Chcę wysiąść. Wypuść mnie.. proszę.
Desperacja w moim głosie jest namacalna i cieszę się, kiedy zatrzymuje samochód. Rozpinam pasy i najszybciej jak umiem wysiadam, zaczynając odchodzić w nieznanym kierunku. Natychmiast czuję szarpnięcie. Szerokie ramiona oplatają ciasno moją talię, a on sam obraca mnie w swoją stronę.
- Trzęsiesz się May.
Przyciąga mnie jeszcze bliżej swojego ciała, nie zważając na moje ostre protesty.
- Co cię przestraszyło ? Wiesz, że jesteś bezpieczna.
Kciukiem pociera mój policzek, a kiedy słyszę swój własny szloch, przyciska swoje usta do moich. Całuje delikatnie, jednak na tyle stanowczo, by nie pozwolić mi się uwolnić. Znowu to robi. Zabiera wszystko złe i zostawia pustkę.
- W porządku ?
- Tak.

***
Przysiadam na brzegu czarnego narożnika, nie chcąc niczego ubrudzić. Apartament Zayna nie należy do tych ogromnych, przynajmniej tak mi się wydaje, ale jest godny uwagi w każdym calu. Kolory tak samo jak w jego biurze są zimne. Surowe białe ściany i nie liczne ciemne dodatki.
- Chodź May, chińszczyzna czeka.
Idę w jego kierunku do małej części kuchennej i przysiadam na krześle barowym przy wysepce większych rozmiarów. Nalewa nam czerwonego wina  i zaczynam w ciszy jeść. Jego wzrok cały czas spoczywa na mojej osobie. Kiedy kończę zanoszę swój talerz do zlewu, jednak nim zdążę go odłożyć on mi go zabiera.
- Zmywarka.
Rumienię się i delikatnie uśmiecham. Zmywarka. Dokłada swój talerz i zamyka urządzenie, podchodząc powoli w moim kierunku. Wstrzymuję oddech, kiedy dzieli nas kilka centymetrów, a on zamyka tą przestrzeń. Muska moje usta, przeradzając to w coraz to głębszy pocałunek. Językiem przejeżdża po moich wargach, ssąc lekko dolną. Jęczę cicho, nie mogąc się powstrzymać  Robi to tak umiejętnie, jakby jego usta stworzone były tylko do tego. Podoba mi się to i po raz pierwszy pragnę tego, jak nic innego. Muska językiem moje podniebienie, a potem odnajduję mój. Jego lewa dłoń zaczepia o końce mojej bluzki i jadąc w górę podciąga ją lekko. Opieram płasko dłonie o jego tors, asekurując się przed upadkiem z nadmiaru przyjemności. Pocałunkami zjeżdża na moją szyję i obojczyk, a jego palce zahaczają o moją pierś. To już nie jest przyjemne. W moim umyśle pojawia się bariera, a to co się dziej posuwa się o wiele za daleko. On też to robił, dotykał mnie w ten sposób, w tych miejscach. Sprawiał mi ból. Robił mi krzywdę. Dotykał mojego ciała. Sprawiał, że czułam się brudna i nie mogłam tego brudu z siebie zmyć. Nadal czuję jego dłonie na sobie.
- Przestać ! Nie dotykaj mnie !
Wyszarpuję się, próbując uciec od tego dotyku. Widzę zaskoczoną twarz Zayna, która rozmazuje się po chwili. Nogi same mi się uginają i zaczynam się osuwać na ziemię. Upadłabym gdyby mnie nie złapał. Nie chcę żeby mnie dotykał.
- Cśśś... spokojnie May. Wiesz, że nie zrobię ci krzywdy.
Głaska moje plecy, kiedy płaczę w jego ramię.
- On tu był... czułam jego dłonie.
Pociągam nosem, po czym mój płacz od nowa się nasila.
- Nikogo nie było, to tylko twoje wyobrażenie.
Ściera kciukiem moje łzy i patrzy prosto w oczy.
- Musisz przez to przejść. Pokażę ci, że to nie jest takie złe i nie boli tak bardzo. Musisz to kiedyś zrobić May.
- Nie chcę. Nie z tobą. Nigdy.
Nie zdaje sobie sprawy co mówię puki nie widzę w jego oczach, czegoś innego. Złości, zranienia.. czegoś czego zdecydowanie nie umiem nazwać. Odchodzi ode mnie, a później tracę go z oczu. Musisz to kiedyś zrobić May. Moje oczy wypełniają się po raz kolejny słonymi łzami, a policzki zaczynają piec. Kiedy nie umiem...
_____________________________________________________________________________
(Zayn)
Miasto jest najlepsze na wszystko. Na uspokojenie. Myślenie. Na wyładowanie całego napięcia. Widok miasta najlepszy jest na wszystko.
- Zrób to. Jestem gotowa.
Obracam się do stojącej za mną May i nie pozwalam, by mój wyraz twarzy się zmienił. Nie mogę jej wystraszyć.
- Nie sprawiaj mi tylko bólu proszę.
Nie wiem czemu jej słowa, mnie bolą. Wzdycham ciężko i podchodzę do niej, przytulając ją do siebie.
- Jesteś pijana May.
- Wiem, ale zrób to.
_____________________________________________________________________________________________



Trzy sprawy.
1. Ogromnie was przepraszam za to czekanie.
 2. Rozdział niesprawdzony, dlatego jutro poprawię ewentualne błędy.
3. Następny rozdział będzie w weekend (piątek/sobota).
 
/Natalia

wtorek, 2 września 2014

Rozdział 28 "Promise?"

Okręcam się na bok i bardziej naciągam na ciało ciepłe okrycie. Mocniej zaciskam powieki, będąc półprzytomna. Dźwięki w tle stają się co raz wyraźniejsze i wiem, że mimo woli zaczynam się budzić. Słyszę męski, głęboki baryton, a zaraz po tym huk i seria przekleństw. Otwieram oczy, mimo nie chęci i prostuję się poszukując źródła hałasu.
- Przepraszam May, nie chciałem cię o budzić.
Potakuję Zaynowi, nie rozumiejąc co robi w moim mieszkaniu... to nie jest moje mieszkanie. Rozglądam się dookoła, zauważając, że moim okrycie, w cale nie jest moja kołdra, a marynarka Malika.
- Zasnęłaś wczoraj.
Mężczyzna przysiada na szklanym stoliku kawowym przede mną i podaje mi papierowy kubek. Mój mózg chyba jeszcze śpi, albo bardzo, bardzo wolno się budzi, ponieważ wszystko dociera do mnie powoli, a proces przyswajania informacji trwa i trwa.
- Kawa, nie byłem pewny czy pijesz słodką, więc dałem jedną pastylkę.
- Dziękuję.
Upijam łyk i parzę sobie język. Chyba jednak śpi.
- Nie wiedziałem gdzie mam cię zabrać, śpiącą... więc zostałem z tobą na noc tutaj.
- Gdzie pan.. znacz ty... spałeś ? Zajęłam.. ja.. całe miejsce.
Gryzę się w język za swoją głupią plątaninę słów.
- Poradziłem sobie May.
Nachyla się bliżej, tak że czuję jego oddech na swoich ustach.
- Tuż obok ciebie.
Muska moje wargi delikatnie i się odsuwa. To za mało. "Nie wierzę, że to powiedziałaś." Ja też. Chyba za bardzo przyzwyczaiłam się do jego dotychczasowych pocałunków. Agresywnych. Bolesnych. Miłych. Przyjemnych. Przyzwyczaiłam się do tamtej porywczej strony. Przyzwyczaiłam się do tego, że mnie całuje i jakaś część mnie chce tego.
- Musimy się zbierać, jesteśmy umówieni w południe na skoki ze spadochronem.
- Co ?!
Piszczę głośno, a moje serce przestaje grać swój bit.
- Pytałem wczoraj czy masz lęk wysokości.
- T..ta.tak..
- Spokojnie May, żartuję sobie. Też umiem być zabawny.
Zabawny ?
- Nie ufasz mi na tyle, byś była wstanie ze mną skoczyć. Ale i tak musimy się zbierać, zaplanowałem już coś.
Zauważam, że dzisiaj jego koszula jest śnieżno-biała, podczas gdy wczoraj była granatowa.
- Jest tutaj łazienka gdybyś chciała skorzystać.
- Chcę.
Wstaję za nim i jestem po poprowadzona do zupełni białej ściany, gdzie sprytnie ukryte został drzwi, zamaskowane wiszącym na nich obrazem.
- Będę tutaj gdybyś czegoś potrzebowała.
Kiwam głową i zagłębiam się w pomieszczeniu, a on znika mi z pola widzenia. Ładnie tu pachnie, mimo że toaleta to najmniej przyjazne miejsce.
- May ?
- Hę ?
- Co robisz ?
Naprawdę ?
- Siusiu ?
Słyszę jego chichot za drzwiami i moje ciało wypełnia ciepło. Nic nie poradzę, że sama zaczynam się cicho śmiać.
- Zostawiłem telefon w środku. Jak będę mógł wejść powiedz.
Całkiem podoba mi się ta strona Zayna z rana. Jest spokojny. Gdy kończę załatwiać swoje potrzeby, chcę otworzyć drzwi, ale nie ma klamki. Huh.
- Już.
Drzwi się otwierają, a Zayn wkracza do środka. Jego telefon leży na umywalce, więc bez problemu po niego sięga. Nie chcę utknąć tutaj znowu, dlatego wychodzę nim on to zrobi. Siadam na kanapie i w tym samym momencie ktoś puka do głównych drzwi biura z matowego szkła.
- Proszę.
- Panie Malik. Em.. dzwonił pan Scoot, kazał poinformować....
- Nie teraz.
Długonoga brunetka spogląda na mnie i lekko się krzywi. Jej obcisła garsonka idealnie została dopasowana do jej ciała i podkreśla wszystkie atuty. Nic dziwnego, że się krzywi. Ja wyglądam jak kupa gówna, w dodatku w ciąż mam na sobie koszulkę z logo baru, w którym pracuję. Nie da się nie zauważyć dużych białych liter układających się w "Fabric", odcinających się ostro na czarnym materiale.
- Nie będzie mnie dzisiaj w pracy. Wyślij mi email'em tą informację.
- W porządku.
Odrywa ode mnie wzrok i zaczyna wycofywać się.
- Camile ?! Dzisiaj jestem nie dostępny dla wszystkich, nie chcę żadnych telefonów.
- Dobrze, sir.
Sir ? Zamyka za sobą drzwi, a moje ciało rozluźnia się. Nawet nie wiem, w którym momencie moje mięśnie się napięły.
- Możemy iść ?
Kiwam i wstaję, podając mu jego marynarkę.
- Musimy załatwić ci jakąś kurtkę, przeze mnie nie zabrałaś swoich rzeczy z pracy, a z tego co wiem, bar otwarty jest dopiero od 18:00.
Nie powiem mu, że straciłam swój płaszcz w przed ostatnim starciu z Marcelem.
To upokarzające...

***
- Zapraszam panią, pani Mayer.
Uśmiecha się szeroko z swojego doboru słów i wysiada. Idę w jego ślad, sama nie mogąc powstrzymać uśmiechu.
- Dokąd idziemy ?
- Musisz sobie kupić jakąś kurtkę.
Otwiera drzwi jednego z przyulicznych butików.
- Ale ja..
- Nie masz pieniędzy, wiem May. Zapłacę, musisz tylko coś sobie wybrać.
- Ja nie chcę.
- Nikt tu nie pyta czy tego chcesz.
Apodyktyczny dupek. Dobra nie jest dupkiem, ale jest apodyktyczny. Jedna z pracownic podbiega do nas na wejściu, pytając słodkim głosem w czym pomóc.
- Szukam kurtki dla tej pani.
Kobieta po czterdziestce mierzy mnie wzrokiem i przenosi swoje spojrzenie na Zayna.
- Oczywiście.
Zmierza w kierunki wąskich alejek, nie szczędząc sobie spojrzeń na Malika. Jesteś za stara.
- Tutaj.
Pokazuje wieszaki i po kolei prezentuje modele okryć na wierzchnich.
- Która ci się podoba ?
Zayn nachyla się do mojego ucha, a jego szept powoduje dreszcze. Naprawdę nie wiem czemu moje ciało to akceptuj. Dzisiaj jeszcze ani razu nie poczułam strachu, który każdego dnia ciągle mi towarzyszy.
- Mogę tą ?
Pytam go, wskazując niepewnie czarną, prostą kurtkę z białym futrem na kołnierzu. Odstaje od innych i nie wydaje się być z wyższej półki.
- Przymierz.
Biorę ubranie od kobiety i ubieram je na siebie. Ciepła i miła w dotyku.
- Odpowiada ci ?
Kiwam głową i spoglądam na niego.
- W porządku.
Sięga ręką do moich pleców i urywa metkę z ceną.
- Wezmę tą.

***
- Czemu mnie tu zabrałeś i gdzie idziemy ?
- Chcę przełamać twój strach, ale wszystko powoli. Bądź cierpliwa.
Wchodzimy na pomost, a wiatr wydaje się być silniejszy niż wcześniej. Smaga zimnem moje policzki i rozwiewa włosy na wszystkie strony. Zapinam się pod samą brodę i wtykam nos w ciepłe futerko. Oczy mi łzawią, ale ciekawość wygrywa z dokuczliwym chłodem.
- Boisz się wody Mayer ?
- Nie.
- To dobrze, bo trochę popływamy.
Obserwuję jak przeskakuje z pomostu na motorówkę i wyciąga w moim kierunku dłoń.
- Chodź.
Chwytam jego palce i ostrożnie stawiam nogę na burcie łódki, zamieram w miejscu, kiedy się przechyla. Powoli się wycofuję, ale on owija swoje wolne ramie w moim pasie i wsadza na pokład.
________________________________________________________________________
(Zayn)
 
Policzki May są szkarłatne i widzę w jej oczach łzy, kiedy wciąż trzymam ją przy sobie, jednak nie trzęsie się z zimna. Chcąc, nie chcąc przenoszę swój wzrok na jej usta i nie mogę się powstrzymać. Całuję ją głęboko. Wargi ma tak miękkie. Podatne. Nie oddaje pocałunku, więc muskam je jeszcze raz. Są ciepłe mimo zimna, panującego dookoła. Gdy oddaje pocałunek, nie mogę się nie uśmiechnąć. Jest niewinna i słodka. Nie lubię takich dziewczyn, ale w niej to mi tak bardzo nie przeszkadza. Oczywiście nie na dłuższą metę, z czasem mógłbym tego nie wytrzymać, cenię stanowczość i pociąga mnie w kobietach odrobina nieposłuszeństwa. May tego nie ma. Za to ma cudowne usta.
- Możesz robić co chcesz tylko nie wypadnij.
Ostrzegam ją i odpalam silnik, rozwiązując cumy. Wyprowadzam nas na środek Tamizy, kierując w kierunku zwodzonego mostu. Nie protestuje, kiedy przyśpieszamy, więc uznaję, że prędkość nie budzi u niej grozy.
- May, chcesz sterować ?
- Nie trzeba.
- To nie jest trudne, chodź.
Wciągam ją między moje ciało, a panel sterowania i układam jej dłonie na kierownicy. Kieruję jej rękoma do momentu, kiedy jej uścisk nie staje się pewny, wtedy ją puszczam.
- Nie zostawiaj mnie.
Piszczy cicho.
- Nie zostawię.
Obserwuję jej uśmiech i słucham jej głośnego śmiech, kiedy nasza prędkość osiąga max. Nigdy nie słyszałem tego dźwięku. I wydaje się być on równie piękny co jej oczy. Prywatny telefon wibruje w mojej kieszeni. Wyciągam go, widząc imię narzeczonej. Serce mi przyśpiesza z radością, ale odrzucam połączenie. Nie mogę odebrać. Przyzwyczaiła się, że jeżeli nie odbieram oznacza to, że mam spotkanie. Jest naprawdę wyrozumiała i piękna.
___________________________________________________________________________
 
Zayn przejmuje stery, kiedy wracamy. Nie jestem pewna czy zrobiłam coś źle, ale jego humor się zmienił. Jest chłodny. Chowam dłonie w kieszenie i zamykam oczy. Wszystko na chwilę odchodzi. Czuję silne podmuchy wiatru, uderzające w moje ciało, kiedy przecinamy wodę, ale to tylko sprawia, że czuję się wolna. Wolna od wszystkiego. Od całego świata. Od bólu i strachu. Zależna tylko od siebie. Płyniemy koło Big-Bena i mimo, że przez te lata mijałam go wiele razy, nigdy nie zatrzymałam się, by na niego spojrzeć. Teraz widzę czemu przyciąga on takie tłumy. Często widywałam go na zdjęciach, ale nie mogę dostrzec podobieństwa. Zegar pokryty złotem, ani trochę nie przypomina tego na fotografiach. Zachwyca wielkością, a jego podobizna w aparatach, telefonach czy Internecie, jest tego szpetną podobizną. Moje płuca zaczynają palić, więc nabieram powietrza najwyraźniej, zapominając o tym wcześniej...

***
- Uważaj na siebie.
Kiwam głową w zgodzie i otwieram drzwi jego samochodu. Za nim jednak wysiadam, przyciąga mnie do siebie i brutalnie całuje. Jęczę, kiedy przygryza moją wargę, a policzki mi płoną. Czuję smak nikotyny i mięty na języku, kiedy jego muska moje podniebienie.
- Musimy ograniczyć to twoje kiwanie.
Pociąga lekko za moją wargę i się uśmiecha. Zsuwam się z siedzenia na żwirek i odchodzę w kierunku swojego mieszkania. Rękawem kurtki wycieram kącik ust z nadmiaru śliny i wchodzę do budynku, uśmiechając się.

______________________________________________________________________________
(Zayn)
 
Niektóre rzeczy czasem wymykają się nam z pod kontroli. Czasem jest to jeden zwykły uśmiech, którego nie możemy powstrzymać chociaż próbujemy, a czasem jest to coś więcej. Są to słowa, czyny, osoby, uczucia, które sprowadzają nas do złego. Musimy się wtedy wycofać na jakiś czas, albo na zawsze. Spoglądam jeszcze raz na drzwi, za którymi zniknęła May i odpalam samochód.
- Kocham cię Carmen.
- Ja ciebie też.
Rozłączam się, odkładając telefon na siedzenie obok.
Wszystko da się polubić, nawet to czego się nie lubi bądź nienawidzi...

_______________________________________________________________________________________________

 
Jak pisałam wydawała się długa, ale znowu nie jest...
Huh... tym, którzy od dzisiaj rozpoczynają szkołę życzę powodzenia i nie pozabijajcie nikogo.
Na pocieszenie rozdział.
Do zobaczenia xxxxxx