- Możesz już wyjść. - powiedziałam podchodząc.
- Sky... Wiedziałem, że ci się uda. - pociągnął mnie za nadgarstek do siebie.
- Jesteś chujem. Nic nie wartym pierdolonym chujem. - wycedziłam. - Zostawiłeś mnie samą i jeszcze mnie wrobiłeś. Nie powinnam być już na warunku, ale nadal jestem!
- Uważaj na to co mówisz, skarbie. Gdyby nie ja, dawno byś siedziała i gniła w więzieniu. Została byś wyruchana wibratorem przez lesbijki. Wiesz, doskonale, że musiałem. - odgarnął kosmyk moich włosów za ucho.
- Nienawidzę cię. - szepnęłam z pogardą.
- Ja ciebie też kocham. - przyparł mnie do ściany. Zaczął namiętnie całować. Oh! Ale waliło od niego alkoholem.
- Piłeś... - mruknęłam w jego usta. Nigdy nie odwzajemniałam jego pocałunków, mimo iż mi groził, że mnie zabije.
- No i co z tego? - spytał.
- Co się z tobą stało, co? - spytałam z innej beczki. - Zmieniłeś się. Chcę dawnego ciebie.
- Niegroźnego, kochającego chłopaka? On odszedł Sky, na miłość boską! I on nie wróci! To cieszy mnie najbardziej, a wiesz czemu? Bo ja mam większe wpływy niż on miał. On nic nie mógł osiągnąć, a ja? Jestem milionerem, kotku. Fakt, to nielegalne, to co robię, ale cóż... Takie nastały czasy. - wymruczał.
- Tak... Pieniądze zmieniają ludzi. Dawny Zayn Malik był w trakcie studiów artystycznych, miał ledwie wiążących koniec z końcem, lecz mimo to kochających go rodziców, 3 siostry, które oddałyby za niego życie. Cóż więcej można żądać od życia?
- Wiesz, że zrobiłem to dla nich...
- Nie. Zrobiłeś to dla siebie. Nie masz z nimi kontaktu.
- Ty nie jesteś lepsza Sky... Też masz swoje za uszami, też się zmieniłaś.
- Ja nie miałam nic.
- No bo co może mieć niewinna sierota? Znaleziona przez moją matkę, owinięta starym, brudnym kocem, pod drzewem w parku, w czasie deszczu, żebrząca o choćby kawałek bułki w wieku 7 lat...
- Zamknij się. Wiele jej zawdzięczam.
- No właśnie, ale cóż stało się później? To mój ulubiony kawałek z twojego życiorysu. Nasza sierotka Mary (Marysia) zawsze sprawiała kłopoty wśród rówieśników i w wieku 16 lat została zmuszona na opuszczenie domu Malik'ów. Kto ją zmusił? Jej podświadomość. Nikt nic nie wiedział, co się stało, czemu ona zniknęła. Czemu nasza Sky uciekła... Do kogo się zwróciła o pomoc? Do syna Malików, jedynego chłopaka, który ją rozumie. Miał 19 lat, mieszkał już na swoim, z dala od rodziny, więc siedział cicho. Chciał jak najlepiej dla swojej przyjaciółki w której się zakochał już dawno temu. Ale zmienił się. Otoczenie go zmieniło. Podobała mu się zmiana, bo wiedział, że nie jest już słaby. Aczkolwiek nadal jest, więc broni się gniewem do innych, wyżywa się na nich...
- Skończ.
- Nie bądź, dla mnie taka, Skylynn... Zawdzięczasz mi dach nad głową, pożywienie, pracę, pieniądze. Wszystko.
- Co było minęło. Każdy wie, że teraz jestem tylko twoją lalką do ruchania.
- Ale nie jesteś.
- Ale tak mnie traktujesz.
- Jest tak. Ja ci rozkazuję, a ty się mnie słuchasz. I tyle. Skończyłem, a teraz chodź.
Pociągnął mnie za rękę do swojego auta. Posadził na miejsce obok kierowcy, a sam usiadł za kółkiem. Skrzyżowałam ręce na piersi i założyłam nogę na nogę. Zaczęłam myśleć jak mogę go wrobić... Jest bardzo sprytny, więc szybko się domyśli.
- Jesteś na mnie zła? - spytał po chwili.
- A i owszem. - odpowiedziałam lekko naburmuszona.
- Nie bądź, proszę. - położył rękę na moim kolanie.
- Weź tą rękę zanim ci ją połamię, Malik! - syknęłam.
- Moja kocica. - zaśmiał się.
- Nie żartuję. - powiedziałam. - Już raz ci ją złamałam.
- Fakt. Ale wtedy nie pracowałaś dla mnie. - dodał.
- Nigdy dla ciebie nie pracowałam. - mruknęłam.
- Należysz do mnie Sky. Uratowałem ci życie. Doskonale wiesz, że wielki masz u mnie dług. - przypomniał.
- Wiem. - szepnęłam cicho i nie drążyłam dalej tej rozmowy.
[retrospekcja]
- Przepraszam, miałaby pani chociaż kawałek bułki? - podeszłam do jakiejś kobiety.- Jak się nazywasz? - zignorowała moje pytanie.
- Skylynn. - odpowiedziałam.
- Sky... Piękne imię. Co tu sama robisz, skarbie? - pytała dalej.
- Moja mamusia zostawiła mnie dawno temu w tym parku. Od tamtej chwili czekam aż po mnie wróci. - powiedziałam.
- Chodź ze mną. Ja się tobą zaopiekuję. - powiedziała troskliwie. - Masz. Przecież marzniesz w tym! - owinęła mnie szczelnie swoim płaszczem.
Poszliśmy do samochodu. Powiedziała, że mam usiąść na miejscu pasażera. Zrobiłam jak kazała. Ruszyła i zatrzymała się chwilę później pod jakimś domem. Kurczowo chwyciła mnie za rękę i weszliśmy do domu.
- Mama! - usłyszałam krzyk chłopca, który rzucił się na kobietę.
- Tata, już wrócił? - spytała go, a on pokiwał twierdząco głową.
- Jest w kuchni. - odparł.
- Zayn, to Skylynn. Sky, to Zayn. Mój syn. - powiedziała szybko mama chłopca i zniknęła w nieznanym mi kierunku.
- Cześć. - przywitał się wesoło.
- Cz-cz-cześć. - zająkiwałam się.
- Chcesz się ze mną pobawić? - spytał.
- Nie. - stwierdziłam krótko.
- Oj no nie daj się prosić! Może chcesz porysować? Albo coś innego? - zaczął.
- Nie mogę wyrzucić jej na bruk, Yasir. Matka ją zostawiła, ja tego nie zrobię. Zobacz ją proszę. - usłyszałam głos kobiety, która zabrała mnie z parku. Zaraz znów pojawiła się w korytarzu z jakimś mężczyzną.
- Nie wyrzucimy jej na bruk. Widać jak ją los pokrzywdził. Miałaś rację Trish, ma wyjątkowy błysk w oku. Wykąp ją i daj jej jakieś czyste ubrania. - zarządził mężczyzna.
- Chodź Sky. - powiedziała Trish i zaprowadziła do jakiegoś pomieszczenia, które było na piętrze.
- Ja nawet pani nie znam... - szepnęłam.
- Jestem Trish i zamieszkasz ze mną i z moją rodziną. Ten wysoki pan, to mój mąż Yasir. Mów do nas po imieniu, dobrze? - powiedziała.
- Dobrze. - odparłam.
- Nie bój się. Z nami będziesz bezpieczna... - szepnęła.
[koniec retrospekcji]
- Wiesz, nie możesz nic zarzucić swoim rodzicom. Nawet nie możesz mieć do nich najmniejszej pretensji... Wychowali cię, byli dobrymi i uczynnymi ludźmi. Ja nie miałam rodziców. Twoi byli wspaniali i nadal są. Nie wiem czemu ciągle się tego wypierasz... - rzuciłam.- Skarbie... To skomplikowane. Nie rozumiesz tego. - powiedział łagodnie opierając ręce na kierownicy.
- Nie Zayn. To ty wszystko komplikujesz. - odparłam.
- Sky, zamilcz. Nie zaczynaj tego tematu, proszę. - odpowiedział i odpalił samochód.
Jechał szybko. Mogłabym powiedzieć, że zbyt szybko. Nie przeszkadzała mi prędkość. Byłam do niej przyzwyczajona. Bolało mnie serce. Kocham go i nie chcę go stracić, ale woda sodowa uderzyła mu do głowy. Poczuł się ważny i tyle. Westchnęłam ciężko i oparłam głowę o szybę. Czułam spojrzenie Malika, ale nie dbałam o to. Skapnęłam się, że jedzie do swojego apartamentu, w którym ja też mieszkam. Nie mam wyboru, bo jestem jego własnością... Czas z tym skończyć.
___________________________________________________
Hej... Długo mnie z wami nie było, ale mam nadzieję, że nie jesteście złe. Nie wiem kiedy nowy rozdział "Are You Sure?", bo mam mnóstwo nauki i tak dalej... po prostu szkoła jest pojebana, kto tak twierdzi pisze kom!
lovv ya, May xx