Mijają trzy dni od momentu, w którym Zayn wtargnął na scenę, a później siłą wyniósł z baru. Mijają dwa dni od momentu, w którym obudziłam się w jego biurze. Dwa dni od momentu, kiedy ostatni raz go widziałam. Nie tęsknie. Czuję tylko niepokój. Nie jestem pewna czy nic się nie stało.
- Idziesz dzisiaj do pracy ?
Spoglądam w oczy Marcela i kiwam w odpowiedzi. Dziś wypada dzień, w którym jest trzeźwy i jak ludzie jemy wspólne śniadanie..... za moje pieniądze.
- Też jakąś znajdę.
Między nami zapada cisza i słychać tylko świsty wiatru, przedzierające się przez nieszczelne okna.
- Muszę przestać to robić.
Unoszę brwi na te słowa i przyglądam się jego twarzy. Zarost ma zdecydowanie za długi, podejrzewam, że nie golił się co najmniej dwa tygodnie. Po różowych ustach nie ma śladu, są jedynie bladą, popękaną i przesuszoną skórą.
- Moja wątroba ma dość.
- Więc nie pij.
- To nie jest kurwa takie proste !
Krzyczy, uderzając dłońmi o stół. Podnosi się gwałtownie, przewracając przy tym drewniany taboret i podchodzi do mnie.
- Nic nie wiesz o życiu May, nic kurwa nie wiesz.
Popycha mnie na blat za mną i wychodzi. Zmienił się. Wypuszczam powietrze, kiedy słyszę trzask drzwi frontowych. To nie jest Marcel, za którym kiedyś skoczyłabym w ogień. Sięgam po kromkę chleba leżącą na stole i żuję ją powoli. Nic nie wiesz o życiu May.
***
Przeciągam przez głowę białą koszulkę i naciągam na ramiona czarną kurtkę. Szybko zgarniam z podłogi ubranie z logiem baru i wrzucam je do torby, zasuwając suwak. Zakładam bagaż na ramię i dwoma krokami przemierzam szatnię dla pracowników, wydostając się na zewnątrz. Skinieniem głowy żegnam się z Sophią, najwyraźniej udało nam się nawiązać nić porozumienia, a praca ubarwiana w krótkie rozmowy nie jest taka nudna. Przywołuję windę i znikam w niej na kilka chwil, odliczając piętra wraz z wyświetlanymi czerwonymi cyferkami. Zero. Urządzenie staje, a drzwi rozsuwają się ukazując hall i... Zayn ? Moje policzki od razu nabierają temperatury z nie wyjaśnionych powodów. Nie jestem pewna czy przyszedł tu dla mnie, czy dla kogoś innego, więc spuszczam głowę i ruszam powoli w kierunku wyjścia..... jak i jego.
- May ?
Zatrzymuję się i spoglądam na niego.
- Gdzie się wybierasz ?
- Do..do domu.
- Twoje plany uległy zmianie.
Pochyla się i wciska na moje usta krótki pocałunek.
- Idziemy.
Ściska moją dłoń i ciągnie mnie za sobą na zewnątrz do jego samochodu. Pewna część mnie oddycha z ulgą wiedząc, że nie będę musiała stawać dzisiaj twarzą w twarz z Marcelem, ta część mnie wie po prostu, że będę bezpieczna. Przestały mi nawet przeszkadzać jego niezapowiedziane wizyty.
- May ? Twój chłopak alkoholik to Marcel Scenss prawda ?
Język staje mi kołkiem w gardle i niemal dławię się śliną. Zaciskam dłonie na skórzanym siedzeniu i patrzę na niego nerwowo.
- T.tak.
Odpowiada mi skinieniem, a rysy jego twarzy odrobinę ostrzeją. Kości policzkowe stają się zarysowane mocniej niż zwykle, a usta nie wykrzywiają się w uśmiechu. Gdy stajemy na światłach pogłaśnia cicho grające radio i zmienia stację. Z głośników rozbrzmiewa delikatna fortepianowa melodia, a zaraz po niej głęboki męski głos. Sygnalizacja przybiera zielone światło, dzięki czemu znowu jedziemy. Zalewa mnie nie pokój i nie mam pojęcia gdzie utkwić wzrok, więc za ofiarę biorę zapachową choinkę, zawieszoną na lusterku wstecznym.
- Skąd go znasz ?
Nie mogę dłużej dusić w sobie tego pytanie, więc je po prostu wypowiadam. Długie światła samochodu jadącego z naprzeciwka rażą mnie, a kolejne za nim oświetlają drogę.
- Nie znam go. Natknąłem się na niego w barze, był pijany i mówił o tobie swoim kolegą.
Zaciskam powieki i spuszczam głowę, wypuszczając nerwowy oddech.
- Co mówił ?
- Nie powinnaś wiedzieć, nie powiem ci tego.
Zagryzam wargę, nie zwracając uwagi na pieczenie. Moje gardło ściska się boleśnie, kiedy próbuję opanować wszystkie emocje. Nie mogę powstrzymać łez i jedna samotna spływa po moim policzku. Boje się tego co im powiedział, nie z powodu wstydu. Boje się, bo nie wiem czy któregoś dnia jeden z jego kolegów nie napadnie mnie gdzieś na ulicy. Wiem, że na pewno napomniał o swojej dziewczynie, która jest dziwką. Nienawidzę mężczyzn. Zatrzymuję resztę łez w sobie i nie dopuszczam, by Zayn je zobaczył. Nie bądź gównem May. Stajemy na kolejnych światłach, ale przestaje skupiać na tym swoją uwagę. Czuję, że po prostu się wyłączam i po raz kolejny przeszłość przejmuje władzę nad moim umysłem i ciałem. Tym razem jednak wszystko nie jest tak bardzo odległe w czasie, ponieważ obrazy przedstawiane w mojej głowie nabierają wygląd ostatniego gwałtu.
- Wszystko w porządku ?
Wykorzystując resztki świadomości kiwam głową, jednak zaraz po tym przeczę.
- Popatrz na mnie May.
Chcę to zrobić, ale nie mogę. Nie mogę, ponieważ czuję obrzydzenie. Obrzydzenie do niego i wszystkich innych facetów. Jest to nagłe i wystarczająco silne, by sparaliżować mnie.
- Chcę wysiąść. Wypuść mnie.. proszę.
Desperacja w moim głosie jest namacalna i cieszę się, kiedy zatrzymuje samochód. Rozpinam pasy i najszybciej jak umiem wysiadam, zaczynając odchodzić w nieznanym kierunku. Natychmiast czuję szarpnięcie. Szerokie ramiona oplatają ciasno moją talię, a on sam obraca mnie w swoją stronę.
- Trzęsiesz się May.
Przyciąga mnie jeszcze bliżej swojego ciała, nie zważając na moje ostre protesty.
- Co cię przestraszyło ? Wiesz, że jesteś bezpieczna.
Kciukiem pociera mój policzek, a kiedy słyszę swój własny szloch, przyciska swoje usta do moich. Całuje delikatnie, jednak na tyle stanowczo, by nie pozwolić mi się uwolnić. Znowu to robi. Zabiera wszystko złe i zostawia pustkę.
- W porządku ?
- Tak.
***
Przysiadam na brzegu czarnego narożnika, nie chcąc niczego ubrudzić. Apartament Zayna nie należy do tych ogromnych, przynajmniej tak mi się wydaje, ale jest godny uwagi w każdym calu. Kolory tak samo jak w jego biurze są zimne. Surowe białe ściany i nie liczne ciemne dodatki.
- Chodź May, chińszczyzna czeka.
Idę w jego kierunku do małej części kuchennej i przysiadam na krześle barowym przy wysepce większych rozmiarów. Nalewa nam czerwonego wina i zaczynam w ciszy jeść. Jego wzrok cały czas spoczywa na mojej osobie. Kiedy kończę zanoszę swój talerz do zlewu, jednak nim zdążę go odłożyć on mi go zabiera.
- Zmywarka.
Rumienię się i delikatnie uśmiecham. Zmywarka. Dokłada swój talerz i zamyka urządzenie, podchodząc powoli w moim kierunku. Wstrzymuję oddech, kiedy dzieli nas kilka centymetrów, a on zamyka tą przestrzeń. Muska moje usta, przeradzając to w coraz to głębszy pocałunek. Językiem przejeżdża po moich wargach, ssąc lekko dolną. Jęczę cicho, nie mogąc się powstrzymać Robi to tak umiejętnie, jakby jego usta stworzone były tylko do tego. Podoba mi się to i po raz pierwszy pragnę tego, jak nic innego. Muska językiem moje podniebienie, a potem odnajduję mój. Jego lewa dłoń zaczepia o końce mojej bluzki i jadąc w górę podciąga ją lekko. Opieram płasko dłonie o jego tors, asekurując się przed upadkiem z nadmiaru przyjemności. Pocałunkami zjeżdża na moją szyję i obojczyk, a jego palce zahaczają o moją pierś. To już nie jest przyjemne. W moim umyśle pojawia się bariera, a to co się dziej posuwa się o wiele za daleko. On też to robił, dotykał mnie w ten sposób, w tych miejscach. Sprawiał mi ból. Robił mi krzywdę. Dotykał mojego ciała. Sprawiał, że czułam się brudna i nie mogłam tego brudu z siebie zmyć. Nadal czuję jego dłonie na sobie.
- Przestać ! Nie dotykaj mnie !
Wyszarpuję się, próbując uciec od tego dotyku. Widzę zaskoczoną twarz Zayna, która rozmazuje się po chwili. Nogi same mi się uginają i zaczynam się osuwać na ziemię. Upadłabym gdyby mnie nie złapał. Nie chcę żeby mnie dotykał.
- Cśśś... spokojnie May. Wiesz, że nie zrobię ci krzywdy.
Głaska moje plecy, kiedy płaczę w jego ramię.
- On tu był... czułam jego dłonie.
Pociągam nosem, po czym mój płacz od nowa się nasila.
- Nikogo nie było, to tylko twoje wyobrażenie.
Ściera kciukiem moje łzy i patrzy prosto w oczy.
- Musisz przez to przejść. Pokażę ci, że to nie jest takie złe i nie boli tak bardzo. Musisz to kiedyś zrobić May.
- Nie chcę. Nie z tobą. Nigdy.
Nie zdaje sobie sprawy co mówię puki nie widzę w jego oczach, czegoś innego. Złości, zranienia.. czegoś czego zdecydowanie nie umiem nazwać. Odchodzi ode mnie, a później tracę go z oczu. Musisz to kiedyś zrobić May. Moje oczy wypełniają się po raz kolejny słonymi łzami, a policzki zaczynają piec. Kiedy nie umiem...
- Idziesz dzisiaj do pracy ?
Spoglądam w oczy Marcela i kiwam w odpowiedzi. Dziś wypada dzień, w którym jest trzeźwy i jak ludzie jemy wspólne śniadanie..... za moje pieniądze.
- Też jakąś znajdę.
Między nami zapada cisza i słychać tylko świsty wiatru, przedzierające się przez nieszczelne okna.
- Muszę przestać to robić.
Unoszę brwi na te słowa i przyglądam się jego twarzy. Zarost ma zdecydowanie za długi, podejrzewam, że nie golił się co najmniej dwa tygodnie. Po różowych ustach nie ma śladu, są jedynie bladą, popękaną i przesuszoną skórą.
- Moja wątroba ma dość.
- Więc nie pij.
- To nie jest kurwa takie proste !
Krzyczy, uderzając dłońmi o stół. Podnosi się gwałtownie, przewracając przy tym drewniany taboret i podchodzi do mnie.
- Nic nie wiesz o życiu May, nic kurwa nie wiesz.
Popycha mnie na blat za mną i wychodzi. Zmienił się. Wypuszczam powietrze, kiedy słyszę trzask drzwi frontowych. To nie jest Marcel, za którym kiedyś skoczyłabym w ogień. Sięgam po kromkę chleba leżącą na stole i żuję ją powoli. Nic nie wiesz o życiu May.
***
Przeciągam przez głowę białą koszulkę i naciągam na ramiona czarną kurtkę. Szybko zgarniam z podłogi ubranie z logiem baru i wrzucam je do torby, zasuwając suwak. Zakładam bagaż na ramię i dwoma krokami przemierzam szatnię dla pracowników, wydostając się na zewnątrz. Skinieniem głowy żegnam się z Sophią, najwyraźniej udało nam się nawiązać nić porozumienia, a praca ubarwiana w krótkie rozmowy nie jest taka nudna. Przywołuję windę i znikam w niej na kilka chwil, odliczając piętra wraz z wyświetlanymi czerwonymi cyferkami. Zero. Urządzenie staje, a drzwi rozsuwają się ukazując hall i... Zayn ? Moje policzki od razu nabierają temperatury z nie wyjaśnionych powodów. Nie jestem pewna czy przyszedł tu dla mnie, czy dla kogoś innego, więc spuszczam głowę i ruszam powoli w kierunku wyjścia..... jak i jego.
- May ?
Zatrzymuję się i spoglądam na niego.
- Gdzie się wybierasz ?
- Do..do domu.
- Twoje plany uległy zmianie.
Pochyla się i wciska na moje usta krótki pocałunek.
- Idziemy.
Ściska moją dłoń i ciągnie mnie za sobą na zewnątrz do jego samochodu. Pewna część mnie oddycha z ulgą wiedząc, że nie będę musiała stawać dzisiaj twarzą w twarz z Marcelem, ta część mnie wie po prostu, że będę bezpieczna. Przestały mi nawet przeszkadzać jego niezapowiedziane wizyty.
- May ? Twój chłopak alkoholik to Marcel Scenss prawda ?
Język staje mi kołkiem w gardle i niemal dławię się śliną. Zaciskam dłonie na skórzanym siedzeniu i patrzę na niego nerwowo.
- T.tak.
Odpowiada mi skinieniem, a rysy jego twarzy odrobinę ostrzeją. Kości policzkowe stają się zarysowane mocniej niż zwykle, a usta nie wykrzywiają się w uśmiechu. Gdy stajemy na światłach pogłaśnia cicho grające radio i zmienia stację. Z głośników rozbrzmiewa delikatna fortepianowa melodia, a zaraz po niej głęboki męski głos. Sygnalizacja przybiera zielone światło, dzięki czemu znowu jedziemy. Zalewa mnie nie pokój i nie mam pojęcia gdzie utkwić wzrok, więc za ofiarę biorę zapachową choinkę, zawieszoną na lusterku wstecznym.
- Skąd go znasz ?
Nie mogę dłużej dusić w sobie tego pytanie, więc je po prostu wypowiadam. Długie światła samochodu jadącego z naprzeciwka rażą mnie, a kolejne za nim oświetlają drogę.
- Nie znam go. Natknąłem się na niego w barze, był pijany i mówił o tobie swoim kolegą.
Zaciskam powieki i spuszczam głowę, wypuszczając nerwowy oddech.
- Co mówił ?
- Nie powinnaś wiedzieć, nie powiem ci tego.
Zagryzam wargę, nie zwracając uwagi na pieczenie. Moje gardło ściska się boleśnie, kiedy próbuję opanować wszystkie emocje. Nie mogę powstrzymać łez i jedna samotna spływa po moim policzku. Boje się tego co im powiedział, nie z powodu wstydu. Boje się, bo nie wiem czy któregoś dnia jeden z jego kolegów nie napadnie mnie gdzieś na ulicy. Wiem, że na pewno napomniał o swojej dziewczynie, która jest dziwką. Nienawidzę mężczyzn. Zatrzymuję resztę łez w sobie i nie dopuszczam, by Zayn je zobaczył. Nie bądź gównem May. Stajemy na kolejnych światłach, ale przestaje skupiać na tym swoją uwagę. Czuję, że po prostu się wyłączam i po raz kolejny przeszłość przejmuje władzę nad moim umysłem i ciałem. Tym razem jednak wszystko nie jest tak bardzo odległe w czasie, ponieważ obrazy przedstawiane w mojej głowie nabierają wygląd ostatniego gwałtu.
- Wszystko w porządku ?
Wykorzystując resztki świadomości kiwam głową, jednak zaraz po tym przeczę.
- Popatrz na mnie May.
Chcę to zrobić, ale nie mogę. Nie mogę, ponieważ czuję obrzydzenie. Obrzydzenie do niego i wszystkich innych facetów. Jest to nagłe i wystarczająco silne, by sparaliżować mnie.
- Chcę wysiąść. Wypuść mnie.. proszę.
Desperacja w moim głosie jest namacalna i cieszę się, kiedy zatrzymuje samochód. Rozpinam pasy i najszybciej jak umiem wysiadam, zaczynając odchodzić w nieznanym kierunku. Natychmiast czuję szarpnięcie. Szerokie ramiona oplatają ciasno moją talię, a on sam obraca mnie w swoją stronę.
- Trzęsiesz się May.
Przyciąga mnie jeszcze bliżej swojego ciała, nie zważając na moje ostre protesty.
- Co cię przestraszyło ? Wiesz, że jesteś bezpieczna.
Kciukiem pociera mój policzek, a kiedy słyszę swój własny szloch, przyciska swoje usta do moich. Całuje delikatnie, jednak na tyle stanowczo, by nie pozwolić mi się uwolnić. Znowu to robi. Zabiera wszystko złe i zostawia pustkę.
- W porządku ?
- Tak.
***
Przysiadam na brzegu czarnego narożnika, nie chcąc niczego ubrudzić. Apartament Zayna nie należy do tych ogromnych, przynajmniej tak mi się wydaje, ale jest godny uwagi w każdym calu. Kolory tak samo jak w jego biurze są zimne. Surowe białe ściany i nie liczne ciemne dodatki.
- Chodź May, chińszczyzna czeka.
Idę w jego kierunku do małej części kuchennej i przysiadam na krześle barowym przy wysepce większych rozmiarów. Nalewa nam czerwonego wina i zaczynam w ciszy jeść. Jego wzrok cały czas spoczywa na mojej osobie. Kiedy kończę zanoszę swój talerz do zlewu, jednak nim zdążę go odłożyć on mi go zabiera.
- Zmywarka.
Rumienię się i delikatnie uśmiecham. Zmywarka. Dokłada swój talerz i zamyka urządzenie, podchodząc powoli w moim kierunku. Wstrzymuję oddech, kiedy dzieli nas kilka centymetrów, a on zamyka tą przestrzeń. Muska moje usta, przeradzając to w coraz to głębszy pocałunek. Językiem przejeżdża po moich wargach, ssąc lekko dolną. Jęczę cicho, nie mogąc się powstrzymać Robi to tak umiejętnie, jakby jego usta stworzone były tylko do tego. Podoba mi się to i po raz pierwszy pragnę tego, jak nic innego. Muska językiem moje podniebienie, a potem odnajduję mój. Jego lewa dłoń zaczepia o końce mojej bluzki i jadąc w górę podciąga ją lekko. Opieram płasko dłonie o jego tors, asekurując się przed upadkiem z nadmiaru przyjemności. Pocałunkami zjeżdża na moją szyję i obojczyk, a jego palce zahaczają o moją pierś. To już nie jest przyjemne. W moim umyśle pojawia się bariera, a to co się dziej posuwa się o wiele za daleko. On też to robił, dotykał mnie w ten sposób, w tych miejscach. Sprawiał mi ból. Robił mi krzywdę. Dotykał mojego ciała. Sprawiał, że czułam się brudna i nie mogłam tego brudu z siebie zmyć. Nadal czuję jego dłonie na sobie.
- Przestać ! Nie dotykaj mnie !
Wyszarpuję się, próbując uciec od tego dotyku. Widzę zaskoczoną twarz Zayna, która rozmazuje się po chwili. Nogi same mi się uginają i zaczynam się osuwać na ziemię. Upadłabym gdyby mnie nie złapał. Nie chcę żeby mnie dotykał.
- Cśśś... spokojnie May. Wiesz, że nie zrobię ci krzywdy.
Głaska moje plecy, kiedy płaczę w jego ramię.
- On tu był... czułam jego dłonie.
Pociągam nosem, po czym mój płacz od nowa się nasila.
- Nikogo nie było, to tylko twoje wyobrażenie.
Ściera kciukiem moje łzy i patrzy prosto w oczy.
- Musisz przez to przejść. Pokażę ci, że to nie jest takie złe i nie boli tak bardzo. Musisz to kiedyś zrobić May.
- Nie chcę. Nie z tobą. Nigdy.
Nie zdaje sobie sprawy co mówię puki nie widzę w jego oczach, czegoś innego. Złości, zranienia.. czegoś czego zdecydowanie nie umiem nazwać. Odchodzi ode mnie, a później tracę go z oczu. Musisz to kiedyś zrobić May. Moje oczy wypełniają się po raz kolejny słonymi łzami, a policzki zaczynają piec. Kiedy nie umiem...
_____________________________________________________________________________
(Zayn)
Miasto jest najlepsze na wszystko. Na uspokojenie. Myślenie. Na wyładowanie całego napięcia. Widok miasta najlepszy jest na wszystko.
- Zrób to. Jestem gotowa.
Obracam się do stojącej za mną May i nie pozwalam, by mój wyraz twarzy się zmienił. Nie mogę jej wystraszyć.
- Nie sprawiaj mi tylko bólu proszę.
Nie wiem czemu jej słowa, mnie bolą. Wzdycham ciężko i podchodzę do niej, przytulając ją do siebie.
- Jesteś pijana May.
- Wiem, ale zrób to.
_____________________________________________________________________________________________
Trzy sprawy.
1. Ogromnie was przepraszam za to czekanie.
2. Rozdział niesprawdzony, dlatego jutro poprawię ewentualne błędy.
3. Następny rozdział będzie w weekend (piątek/sobota).
/Natalia
Uwielbiam to <3 Czekam na nexta
OdpowiedzUsuńświetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńjej boski, hah już myślałam że się nie doczekam a jednak !! Piękny :D
OdpowiedzUsuńExD
Świetny! Myślałam że już nigdy go nie wstawisz.... Czekam na next ~xoxo~
OdpowiedzUsuńŚwietne :3 Kiedy rozdział ,, Are You Sure " ???
OdpowiedzUsuńJest świetny ;) Nie mogę się doczekać kolejnego. Jestem strasznie ciekawa co Zayn zrobi? Pozdrawiam i do następnego <3
OdpowiedzUsuń