poniedziałek, 19 maja 2014

Rozdział 11 "Promise ?"

Czytam jego słowa jeszcze raz i jeszcze. Zapisałam już sobie treść w pamięci, ale nie mogę się powstrzymać i po raz enty odczytuję wyrazy. Ma piękne pismo, schludne, lekko pochyłe i widać na pierwszy rzut ok, że pisane przez mężczyznę, ale jest piękne... zupełnie inne od tych, które widziałam. "Oczekuję z  tobą spotkania w najbliższym czasie". Żołądek przewraca mi się na drugą stronę i gdyby nie fakt, że jest pusty zwróciłabym jedzenie na myśl o sam na sam z mężczyzną. Nie jestem jeszcze gotowa, minęło dopiero kilka dni. Nie doszłam do siebie po pierwszym razie, a teraz kiedy zostałam .... ja mam spotkać się z panem Malikiem... on przecież posunął się znacznie dalej niż pan Vancs, którego się obawiam. Gniotę kartkę i wciskam ją w kieszeń poplamionych jeansów, cóż pralka nie działa, a skończyło się mydło bym mogła uprać je w zlewie. Mój płaszcz wciąż ma dziurę na łokciu, ale przynajmniej utrzymuję ciepło. Pozbywam się wszystkich swoich ciuchów i podchodzę do wieszaków, by wybrać jakiś strój. Nie narzucają nam konkretnego modelu ubierań na każdy wieczór, mamy prawo same decydować, ale musimy korzystać z garderoby jaką zapewnia nam kierownik czy szef. Jestem zaskoczona, kiedy natrafiam na kilka nowych kompletów. Zdecydowanie więcej zakrywają, równocześnie zachowując w sobie charakter erotyczny. Wybieram pierwszy od końca i ściągam go z wieszaka. Skórzane majtki z wysokim stanem mają po bokach wstawki z przeźroczystej siateczki. Są ciasne co o dziwo sprawia, że czuję się w nich trochę bezpieczniej. Ufam, że ciężko je ściągnąć. Do kompletu jest bralet wykonany w całości z czarnej prześwitującej koronki. Nie podoba mi się on, jest zbyt krótki i mocno uwydatnia moje piersi, ale nie mam już czasu na zmianę. Rozpuszczam włosy w celu zakrycia bielizny i wkładam czerwone szpilki z trzema paseczkami na kostce. Moje serca bije głośno, kiedy opuszczam garderobę i idę w kierunku ogromnej sali. Muzyka jest co raz głośniejsza, a odór papierosów bardziej wyczuwalny. W momencie minięcia progu uderza mnie ciepłe powietrze i zapach potu. Strugi świateł rozprzestrzeniają się po ciemnym pomieszczeniu wypełniając je kolorami. Bar rozciągający się na lewo prezentuje pokaźną ilość alkoholi podświetlonych niebieskimi diodami. Właściwie dopiero teraz zauważam, że niemal wszystko wykonane jest z ciemnego drewna w kompozycji z metalowymi elementami co dodaje nieco przepychu. Przynajmniej nie czuję się tutaj jak w tanim burdelu. "Ta masz burdel w wersji de lux". Zwykły klub. Staję z boku sceny przy schodkach, czekając, aż się zwolni. Ściska mnie w środku ze strachu i zastanawiam się czy on naprawdę już nie wróci tak jak pan Malik obiecał.

***
Minęło trzydzieści minut dokładnie trzydzieści. Widziałam to na zegarze elektrycznym ściany zachodniej. Pan Malik pojawił się na sali, stając na przodzie oglądającego mnie tłumu. Nogi zmiękły mi, a oddech stał się tak ciężki, że zaczął mi sprawiać trudności. Przyłapałam się kilka razy na tym, że wstrzymuję powietrze. Szukałam sobie punktu skupienia, nie chciałam na niego patrzeć, ale moja głowa sama opadała w jego kierunku, a oczy wpatrywały się w mężczyznę. Stał ubrany w ciemne spodnie, w tym świetle wydawały się być czarne. Czarna koszula jest tak dopasowane, że przez myśl przeszło mi iż szyta jest na miarę. Ostatnie guziki ma odpięte, a kołnierzyk z przodu odchylony. Wygląda przystojnie, ale wygląd to jedno, to cząstka całości. W środku może kryć się zimno-krwisty potwór. Pan Malik jest przerażający, jest zły i posuwa się do rzeczy, których nie powinien, ale jako szef jest profesjonalny, troskliwy i wydaje się znać na fachu. Przełykam ślinę, kiedy przez moment w lepszym świetle widzę jego oczy. Wydają się być o kilka tonów ciemniejsze. Niebezpieczne i ciepłe. To połączenie jest niemal nie możliwe, ale nawet kontury jego twarzy wyglądają na łagodne, kiedy szczęka jest mocno zaciśnięta. Wydaje się być sprzeczny sam ze sobą, ale to sprawia, że wygląda naprawdę dobrze. Policzki zdobią się ciemnym zarostem podkreślając jego usta. Zaskakujące, jak dużo dostrzegam w krótkich zerknięciach na niego. Mija kolejne trzydzieści minut, aż wybija dwudziesta druga w nocy, wtedy zostaję zdjęta ze sceny i zastąpiona. Nie wiem co się dzieje, ale idę korytarzem do swojej garderoby. Zastanawiam się czy zrobiłam coś źle. Były na mnie skargi ? Ściągam brwi i zamykam za sobą drzwi. Delikatnie przysiadam na kanapie i kładę łokcie na kolanach. Mam okazję złapać duży oddech, kiedy gula spowodowana strachem trochę ustępuję. Palcem wskazującym pocieram skroń i staram wyswobodzić się z więzi swoich myśli. Chcę odpiąć paseczek na lewej kostce, ale po ścianach rozchodzi się echo pukania do drzwi, po czym one otwierają się. Łapczywie łapię oddech i zaciskam dłonie w pięści z lęku.
- Dobry wieczór Mayer.
Pan Malik... kiwam mu głową, jak zwykle tracąc zdolność mowy.
- Cieszę się, że nowa garderoba pasuje na ciebie.
To on... on kupił mi ciuchy... aghr...
- Dziękuję.
Szepcze, ale wiem, że słyszy.
- Pan Vancs przekazał ci wiadomość prawda ?
Potwierdzam jego słowa skinieniem. Czy on nie miał wyjechać na stałe ?
- Wyjeżdżam w następnym tygodniu panno Mayer.
Wiem, że moje źrenice powiększają się, ale staram się nie okazać zaskoczenia, tym, że opowiedział na moje nie zadane pytanie.
- Jak napisałem, chciałem się z tobą spotkać... Uważam jednak, że to miejsce nie jest najlepsze na sprawy, które potrzebuję poruszyć. Proponuję byśmy udali się do klubu za rogiem.
Mamy przenieść się z klubu do klubu ? I ten klub nie jest odpowiedni, za to tamten tak ? Mam iść z panem Malikiem d.... o kurwa ! Nie.. Dotarło.
- Nie mogę.
Mówię mu i kręcę głową.
- Mayer...
Nie przestaję zaprzeczać ruchami głowy, nie ma mowy...
- Posłuchaj mnie. Dowiedziałem się o tobie kilku ciekawych rzeczy w ostatnim czasie, wiem o tobie więcej niż myślisz. Przebierzesz się i za 15 minut chcę cię zobaczyć przed wyjściem, nie karz bym działał siłą. Zaszkodzi to nam obojgu. Idziemy na spotkanie służbowe, nie mam zamiaru ci nic zrobić.
Wzdrygam się na jego ostry ton i nic już nie robię.
- Cieszę się, że się rozumiemy.
Odwraca się i wychodzi. Szybko pozbywam się ze stóp wysokich butów i zamieniam majtki na swoje. Wciągam na nogi jeansy i wiążę sznurówki zniszczonych trampek. Nie trudzę się zdejmowaniem góry i przeciągam przez głowę luźny, czarny sweter. Nie wiem czy mam jeszcze chwilę czasu, więc zabieram swój płaszcz i orientuję się, że zapomniałam z mieszkania swojej torby. Szybkim krokiem idę do drzwi i zamykam je, po czym wychodzę na mroźne powietrze. Moje ciało od razu zaczyna drżeć, więc naciągam okrycie na ramiona, a dłonie wtykam głęboko w kieszenie. Żałuję, że nie mam przy sobie szalika. Mój oddech widoczny jest w powietrzu i zaczynają mnie piec policzki. Nie ma zimy, ale temperatura zdecydowanie jest minusowa. Stopą kopię dołek w żużlowej nawierzchni, mając nadzieję się ogrzać odrobiną ruchów. W środku wszystkie moje narządy zawiązały się w supeł, bojąc się tego co ma przyjść.
- Jesteś gotowa ?
Słyszę męski głos za sobą, więc odwracam się. Pan Malik na ramiona zarzuconą ma marynarkę, która z pewnością szyta jest na miarę, wcześniej odpięte guziki koszuli zostały zapięte, a kołnierzyk precyzyjnie ułożony. Spoglądam na swój strój i mimo woli krzywię się. Chciałabym kiedyś pójść do sklepu i tak samo jak inni wybrać kilka rzeczy dla siebie, nie martwiąc się, że nie starczy mi na opłaty czy jedzenie. Wzdycham cicho i kiwam głową.
- W takim razie chodźmy.
Rusza, sprawdzając przez ramię czy za nim idę. Dookoła panuje totalna ciemność i tylko uliczne lampy dają światło na małych odcinkach. Słychać trzaski i krzyki lub śmiechy pijanych ludzi, jesteśmy przecież w okolicy gdzie główną atrakcją są kluby, a nocne życie dopiero się rozpoczyna. Przyśpieszam zlęknięta, dorównując kroku mojemu szefowi. Chodnik jest wąski, ale udaje mi się utrzymać dystans. Echem niosą się odgłosy naszych kroków wśród panującej między nami ciszy. Zastanawiam się czemu tu jestem, czemu się nie sprzeciwiłam, ale w głębi duszy wiem, że jestem zbyt tchórzliwa, by to zrobić, zbyt wiele mam do stracenia. Skręcamy za rogiem i skupiam się na swoich krokach.
- Panno Mayer ?
Podnoszę na niego wzrok i widzę lekki uśmieszek.
- To tutaj.
Kieruję spojrzenie przed siebie i wstrzymuję oddech. Szereg ludzi przed nami jest niewyobrażalnie długi, a pogoda nieznośna. Pociągam zmarzniętym nosem i z powrotem patrzę na szefa. Nie robi nic, więc spuszczam głowę i idę na przód, ustawiając się na końcu kolejki. Przede mną stoi para przytulona do siebie, chłopak trzyma dziewczynę w pewnym uścisku, za pewne chcąc ochronić przed zimnem. Próbuję sobie wyobrazić siebie na jej miejscu, jednak w efekcie ściska mnie w środku. Wiem, że ja nie byłabym wstanie wytrzymać czyjegoś dotyku. Skończyłabym płaczem i błaganiem, by mnie puścił. Lekki chichot dochodzi mnie z tyłu więc spoglądam przez ramię na rozbawionego Malika. Marszczę czoło, a on jedynie się uśmiecha. Nogi mi miękną, ale nadal utrzymują mój ciężar. Wyciąga swój telefon, więc odwracam się i skupiam wzrok na płytach chodnikowych, nie chcę wyjść na niegrzeczną czy ciekawską. Poza tym naprawdę jestem przerażona tym wszystkim.

***
Kiedy jesteśmy już prawie przy wejściu moje stopy i palce u rąk są skostniałe. Staram się powstrzymać drżenie ciała. Widzę, jak dwójka ludzi przed nami pokazuje dowody i orientuję się, że ja swojego nie mam.
- P..proszę.. pana...
Słowa grzęzną mi w gardle, kiedy wyobrażam sobie jego złość na informacje, że na darmo staliśmy w kolejce.
- O co chodzi ?
Marszczy brwi, przyglądając mi się ze spokojem... jeszcze.
- Ja.. nie mam dowodu.
Kiwa głową i nie robi nic więcej.
Podchodzę za nim do ochroniarzy, patrząc jak jednemu z nich wręcz dokument.
- Ona jest ze mną.
Obaj kiwają w zrozumieniu, robiąc przejście.
- Miło pana widzieć.
Szef nic im nie odpowiada, tylko spogląda do tyłu na mnie. Kim on do cholery jest ?
- Kobiety przodem.
Zwieszam nisko głowę i idę pierwsza. Trafiamy do holu gdzie są tylko windy i nic więcej.
- Tędy.
Mężczyzna podchodzi do jednego z urządzeń i przywołuje je przyciskiem. Drzwi się rozsuwają, więc wchodzę do środka i postanawiam milczeć tak długo, jak jest mi to dane. Na panelu wciska czwarte, jednocześnie ostatnie piętro i hol znika za metalem. Obserwuję zmieniające się cyfry na wyświetlaczu i pragnę, żeby to trwało dłużej, niż te okrutne kilka sekund. Pomieszczenie, do którego wchodzimy wbija mnie w ziemię. Zrobione zostało na najwyższą klasę, nie ma parkietu, a w zamian poustawiane są pasaże foteli z czarnej skóry, które swoją drogą wyglądają na bardzo wygodne. Tak jak w klubie gdzie pracuję, wzdłuż jednej ze ścian rozciąga się bar podświetlany diodami, wypełniony po brzegi alkoholem. W tle grają niegłośne klubowe piosenki i w całym lokalu przygaszone zostały światła, więc panuje półmrok.
- Podoba ci się ?
Przenoszę wzrok na mężczyznę obok i kiwam mu głową, jest tu inaczej, zupełnie inaczej, spokojniej i aż dziwnie.
- Chodźmy.
Ruszam za nim do jednego z wolnych stolików przy przeszklonej ścianie. Odsuwa dla mnie fotel i z bijącym ze strachu sercem, zasiadam na nim. Nie mija minuta, jak podbiega do nas ładna kelnerka w ciasno związanym kucyku na czubku głowy. Jej ciało opina biała koszula i ołówkowa spódniczka. Dałabym wszystko za jej figurę.
- D..dzień dobry panie Malik. Co mogę podać ?
Zerkam na nią jeszcze raz ze zdziwieniem, widać nie tylko mnie tak przeraża. "Ciebie przeraża każdy osobnik płci męskiej". Spuszczam wzrok, chcąc, by to wszystko dobiegło już końca.
- Formaggio di capra su tost dwa razy....
Fromaggio di... co ?
- Do tego butelkę białego wina... Chablis Grand Cru.
- Czy to wszystko ?
- Na tą chwilę wszystko.
Kiwa jej głową, a ona deklarując, że zaraz przyniesie zamówienie i dorzucając trzepot rzęs odchodzi. Wyczuwam jego wzrok na sobie, więc swój przenoszę na szybę i przełykam ślinę. Dopiero teraz zauważam, że widać przez nią drugą stronę wnętrza, również przeszkloną i parkiet, który znajduję się piętro pod nami. W całości zapełniony jest ludźmi, a neonowe światła w piękny sposób odbijają się od ich za pewne rozgrzanej skóry.
- Ustalmy kilka zasad na początek.
Niepewnie wracam do niego wzrokiem, wciągając cicho powietrze.
- Ja obiecam ci, że ta rozmowa nie wyjdzie po za nas, a ty wprost będziesz odpowiadała na moje pytania. Ja gram uczciwie i ty też. Nie próbuj mnie okłamywać, nienawidzę tego... musisz zrozumieć, że chcę ci tylko pomóc, jestem do tego zobowiązany, jako szef mam powinność zapewnić pracownikom bezpieczeństwo w miejscu pracy.
Kiwam mu głową potwierdzając, że rozumiem. Otwiera usta, by zacząć dalej mówić, ale skutecznie powstrzymuje go kelnerka. Na gładkiej, drewnianej powierzchni stolika stawia przeźroczystą butelkę z blado-żółtą cieczą i dwa kieliszki. Zaraz po tym przede mną, jak i przed panem Malikiem pojawia się talerz z.... z bagietką i czymś. Żołądek podskakuje mi wesoło i wiem, że nawet jeżeli nie jest to dobre, zjadłabym to tylko po to, by nie czuć już głodu.
- Gdyby pan sobie czegoś życzył lub pani, proszę mnie wołać.
Zapala trzy małe świeczki, a w jej głosie da się wyczuć przesadną słodkość, ale mimo wszystko wydaje się być miła...
- Możesz zdjąć płaszcz, przegrzejesz organizm.
Spoglądam w dół... Głupia ! Siedzisz w płaszczu od jakiś 10 minut ! Karcę siebie w myślach i ściągam okrycie, wieszając je na oparciu. Czuję ciepło na policzkach i cieszę się, że jest zbyt ciemno, by zauważył blade rumieńce. Wzdycham pod nosem, a ciągłe uczucie strach staję się już dokuczliwe. Nie podnoszę na niego wzroku od dłuższego czasu, za to jego czuję cały czas na sobie.
- Śmiało, jedz.
Spoglądam na potrawę, próbując wywnioskować co właśnie znajduję się na moim talerzu, ale poza bagietką przecięto wzdłuż, nie wiem czym jest reszta.
- To bagietka czosnkowa zapiekana z serem valbo, żurawiną i rukolą.
Próbuję ukryć ekscytację na spróbowaniem tego i chwytając jedną część, wgryzam się w chrupkie pieczywo. Smakuję dobrze i zatracam się w tym tak bardzo, że przez chwilę nie myślę o niczym innym.
- Co zrobił ci mężczyzna, który napadł cię w garderobie ?
Tracę apetyt, odkładając jedzenie i odwracam głowę w stronę szyby. Niezłe poczucie czasu. Ból odświeża się, a łzy znajdują sobie miejsce pod powiekami.
- Odpowiedz mi May.
Drugi raz używa mojego imienia, ale tym razem jego głos jest czuły i troskliwy.
- Zgwałcił mnie...
Zamykam oczy i wyciera spływającą łzę.
- Wiesz kim on był ?
Kiwam mu głową, a moje gardło zaciska się...
- Potrzebuję od ciebie tych informacji, by zamknąć go w więzieniu. Obiecuję, że więcej go nie spotkasz, tylko współpracuj ze mną... opowiedz mi o tym co się stało..
Kręcę głową.
- Nie chcę...
Mój głos jest cienki i bardzo słaby.
- May...
- Nie mogę, chcę zapomnieć.
- Zrobimy inaczej...

________________________________________________________________________________________

Wiem, wiem... skończyłam w takim momencie, ale lepiej będzie mi zacząć nowy rozdział..
Postaram się by był on jak najszybciej i na pewno nie będziecie tyle czekać.
Mam nadzieję, że nie jest on, aż tak bardzo nudny..
 wszystko małymi kroczkami...
Dziękuję wam wszystkim za taką liczba komentarzy, naprawdę jestem wam wdzięczna za czas jaki poświęcacie na tego bloga i na każdy komentarz..
Jesteście niesamowici i wyjątkowi...
I Love you very very much...
 
/ Natalia
 
 

9 komentarzy:

  1. Boooooooskie *o* ŻYCZE Ci weny :D Mam nadzieję, że między nimi dojdzie do czegoś więcej ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. o matko już nie mogę się doczekać następnego ;d

    OdpowiedzUsuń
  3. Chcę już następny ! :) to jest nieziemskie :) Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Super. Już nie mogę się doczekać następnego. ;D Jesteś Boska;*

    OdpowiedzUsuń
  5. O mój Boże!
    Kocham <3

    OdpowiedzUsuń