MUZYKA
Kim ona jest ? Pytanie wbija się w drogę moich myśli, krążąc między nimi.
- Usiądź.
Kieruje mnie, wskazując na krzesło na przeciw jego biurka. Podchodzę w jego kierunku i odsuwam je z lekkim szmerem. Chcę zadać mu pytanie kim była kobieta, ale wydaje się być to nie odpowiednie. Nie dopuszczam do tego, by zwykła ciekawość zaczęła mną kierować, po prostu milczę.
- Jak się czujesz ?
Marszczę brwi na jego pytanie, spodziewałam się wszystkiego, a przynajmniej większości, ale nie pytania o moje samopoczucie.
- Dobrze..
Przeciągam ostatnią głoskę, brzmiąc trochę niepewnie. Sięga dłonią pod biurko, a po chwili słyszę trzaśnięcie szuflady. Wyciąga przede mnie papiery i uśmiecha się ciepło. Marszczę brwi, kolejna umowa ?
- Skierowanie na badania.
Wyjaśnia nim zdążam zapytać.
- Proszę wykonaj je jak najszybciej, potrzebne są konkretne dowody na napaść seksualną. Sąd wierzy twoim słową, notabene mężczyzna był wcześniej karany, jednak prawo potrzebuje uzasadnienia.
Głupie prawo.
- Staw się proszę jutro o wskazanej godzinie w szpitalu st. Thomas'a, wszystko masz podane na tych kartkach. Na recepcji wręcz komukolwiek dwie ostatnie strony, będą wiedzieli o co chodzi. Twoim zadaniem jest tylko tam być i pozwolić się przebadać. Czy wszystko rozumiesz ?
Tak. "Nie słyszy twoich myśli". Nie byłabym tego taka pewna.
- Rozumiem.
Odbieram koszulkę z plikiem spiętych spinaczem kartek i spuszczam na nie wzrok.
- Gdyby pojawiły się jakieś problemy, między arkuszami znajdziesz wpiętą moją wizytówkę ze służbowym numerem telefonu, nie wahaj się dzwonić.
Ha ha. Trzeba mieć najpierw urządzenie zwane telefonem komórkowy, a później umieć je obsłużyć. Wzdycham w akompaniamencie wstydu i kiwam mu głową. Gdyby wiedział jaka bieda zagląda mi w oczy, nie chciałby nawet na mnie patrzeć. Biznesmenom nie wypada rozmawiać z łazarzami, to czy to robią zależy od tego jak bardzo przejmują się krytyką czy też uwielbieniem. Jest zbyt dużo ludzi, którzy boją spojrzeć się na tych, których fortuna nie obdażyła, albo też wstydzą się ich. Dlatego większość ukrywa za ubraniem i dobrą miną to, jak nędzne warunki do życia mają.
- May?
Mrugam w zaskoczeniu, kiedy dociera mnie głos szefa.
- Nie słuchałaś co mówiłem.
- Przepraszam.
Zalewam się rumieńcem i garbię na siedzeniu.
- W koszulce masz pieniądze na dojazd, nie zgub niczego i możesz iść przygotować się do pracy.
Wstaję i dziękuję mu serdecznie, po czym wychodzę.
Niektóre sytuacje nie powinny mieć prawa bytu.
***
Wybija piąta wieczorem, kiedy opuszczam teren szpitala, zaszywając się na tylnych miejscach taksówki skulona i wbita w siedzenie. Mogę odetchnąć. Z pewnością jest to ulga nie tylko dla mnie, ale też całego personelu placówki. Mieli mnie dość. Po tym jak błagałam o zmianę lekarza na kogoś o płci żeńskiej przestali na mnie patrzeć łaskawie, stali się oziębli. Nie chciałam, ale przeszłam przez kilka napadów paniki nim udało się wykonać mi badanie ginekologiczne. Nie tylko ja po dzisiejszym dniu jestem wyczerpana psychicznie, oni także zostali wystawieni na próbę cierpliwości, a po czasie musieli walczyć ze swoją złością żywioną do mnie. Przywołałam im masę problemów i utrudnień, mimo że nie chciałam. W uszach słyszę swój krzyk kiedy na siłę chcieli mi podać dawkę leku na uspokojenie. Nie potrafili pojąć mojego strachu, zrozumieć, że w mojej psychice jest głęboka dziura. Chcieli załatwić to szybko. Z moich ust wyrywa się szloch i zaciskam mocno oczy. Sprawia mi ból uczucie bezradności w jakiej byłam, nie mogłam nic zrobić ze swoimi nerwami, walczyłam z całych sił, ale w pewnym momencie to było zbyt silne. To tak. jak z płaczem czy złością, czasem próbujemy to powstrzymać, nie pozwolić temu ujrzeć światła dziennego, aż zaczynamy drżeć i pękamy zupełnie bezsilni, wtedy nie umiemy się zatrzymać. Odrzucam od siebie dokumenty, zwalając je pod nogi na chodniczek. Zaczynam nienawidzić świat. Pragnę by to się skończyło, by to co we mnie siedzi odeszło i zostawiło mnie w spokoju. Podciągam kolana pod brodę, patrząc w okno. Ulice spowiła szarość, a padający deszcz nie pozwala ludziom wyjść na zewnątrz. Chcę, by to się skończyło. Policzki pieką mnie od słonych łez, spadających na moje kolana. Nie jestem wstanie żyć z takim bagażem, może inni tak, ale nie ja...
***
Pukam w metalowe drzwi, uważnie nasłuchując dźwięki za nich. Jestem 20 minut przed czasem rozpoczęcia pracy. Nie odzywa się nikt, więc zamierzam się wycofać. Nie trafiłam.
- Mayer ?
Podnoszę głowę na ochrypły głos szefa.
- Stało się coś ?
Marszczy brwi, sprawiając, że na jego czole powstaje głęboka bruzda.
- Nie ja...ja...
- Wychodzę właśnie i bardzo się śpieszę, masz do mnie coś pilnego ?
- Wyniki badań.
Podaję mu koszulkę, w której jest również reszta z przejazdu taksówką i nie użyta wizytówka.
- Dziękuję.
Kiwam mu i spuszczam wzrok. Widzę jak nie cierpliwie przenosi swój ciężar z nogi na nogę, więc obracam się i zaczynam odchodzić, nie zajmując jego czasu.
Nim dochodzę do drzwi garderoby drzwi wyjściowe trzaskają, a jego postać za nimi znika.
Przebieram się w obleśnie krótki strój i zaczynam odtwarzać bolesną rutynę, przemierzając drogę do sceny.
- Mayer ! Mogę cię na chwilę prosić ?
Przełykam ślinę, a włoski na karku zaczynają mi się jerzyć. Skręcam za rogiem podążając do biura Vancsa.
- Dzisiaj nie zatańczysz na scenie.
Zaciskam mocno zęby. Nic mi nie zrobi, spokojnie. Nic nie zrobi.
- Nie zatańczysz też juto i pojutrze, przykro mi, ale muszę cię zwolnić.
Co ?
- D..dlaczego ?
Momentalnie zaczynam szlochać, to nie może się dziać.
- Przestałaś przynosić zyski, spakuj proszę swoje rzeczy i opuść miejsce pracy.
- A.ale... poprawię się, proszę nie wyrzucaj mnie.
- Podjąłem decyzję i jej nie zmienię.
- Proszę..
Zamierzam upaść przed nim na kolana, ale otwiera mi drzwi i rozkazuje bym opuściła jego biuro. Z tą chwilą tracę już niemal wszystko... wszystko co umożliwiało mi życie....
Kim ona jest ? Pytanie wbija się w drogę moich myśli, krążąc między nimi.
- Usiądź.
Kieruje mnie, wskazując na krzesło na przeciw jego biurka. Podchodzę w jego kierunku i odsuwam je z lekkim szmerem. Chcę zadać mu pytanie kim była kobieta, ale wydaje się być to nie odpowiednie. Nie dopuszczam do tego, by zwykła ciekawość zaczęła mną kierować, po prostu milczę.
- Jak się czujesz ?
Marszczę brwi na jego pytanie, spodziewałam się wszystkiego, a przynajmniej większości, ale nie pytania o moje samopoczucie.
- Dobrze..
Przeciągam ostatnią głoskę, brzmiąc trochę niepewnie. Sięga dłonią pod biurko, a po chwili słyszę trzaśnięcie szuflady. Wyciąga przede mnie papiery i uśmiecha się ciepło. Marszczę brwi, kolejna umowa ?
- Skierowanie na badania.
Wyjaśnia nim zdążam zapytać.
- Proszę wykonaj je jak najszybciej, potrzebne są konkretne dowody na napaść seksualną. Sąd wierzy twoim słową, notabene mężczyzna był wcześniej karany, jednak prawo potrzebuje uzasadnienia.
Głupie prawo.
- Staw się proszę jutro o wskazanej godzinie w szpitalu st. Thomas'a, wszystko masz podane na tych kartkach. Na recepcji wręcz komukolwiek dwie ostatnie strony, będą wiedzieli o co chodzi. Twoim zadaniem jest tylko tam być i pozwolić się przebadać. Czy wszystko rozumiesz ?
Tak. "Nie słyszy twoich myśli". Nie byłabym tego taka pewna.
- Rozumiem.
Odbieram koszulkę z plikiem spiętych spinaczem kartek i spuszczam na nie wzrok.
- Gdyby pojawiły się jakieś problemy, między arkuszami znajdziesz wpiętą moją wizytówkę ze służbowym numerem telefonu, nie wahaj się dzwonić.
Ha ha. Trzeba mieć najpierw urządzenie zwane telefonem komórkowy, a później umieć je obsłużyć. Wzdycham w akompaniamencie wstydu i kiwam mu głową. Gdyby wiedział jaka bieda zagląda mi w oczy, nie chciałby nawet na mnie patrzeć. Biznesmenom nie wypada rozmawiać z łazarzami, to czy to robią zależy od tego jak bardzo przejmują się krytyką czy też uwielbieniem. Jest zbyt dużo ludzi, którzy boją spojrzeć się na tych, których fortuna nie obdażyła, albo też wstydzą się ich. Dlatego większość ukrywa za ubraniem i dobrą miną to, jak nędzne warunki do życia mają.
- May?
Mrugam w zaskoczeniu, kiedy dociera mnie głos szefa.
- Nie słuchałaś co mówiłem.
- Przepraszam.
Zalewam się rumieńcem i garbię na siedzeniu.
- W koszulce masz pieniądze na dojazd, nie zgub niczego i możesz iść przygotować się do pracy.
Wstaję i dziękuję mu serdecznie, po czym wychodzę.
Niektóre sytuacje nie powinny mieć prawa bytu.
***
Wybija piąta wieczorem, kiedy opuszczam teren szpitala, zaszywając się na tylnych miejscach taksówki skulona i wbita w siedzenie. Mogę odetchnąć. Z pewnością jest to ulga nie tylko dla mnie, ale też całego personelu placówki. Mieli mnie dość. Po tym jak błagałam o zmianę lekarza na kogoś o płci żeńskiej przestali na mnie patrzeć łaskawie, stali się oziębli. Nie chciałam, ale przeszłam przez kilka napadów paniki nim udało się wykonać mi badanie ginekologiczne. Nie tylko ja po dzisiejszym dniu jestem wyczerpana psychicznie, oni także zostali wystawieni na próbę cierpliwości, a po czasie musieli walczyć ze swoją złością żywioną do mnie. Przywołałam im masę problemów i utrudnień, mimo że nie chciałam. W uszach słyszę swój krzyk kiedy na siłę chcieli mi podać dawkę leku na uspokojenie. Nie potrafili pojąć mojego strachu, zrozumieć, że w mojej psychice jest głęboka dziura. Chcieli załatwić to szybko. Z moich ust wyrywa się szloch i zaciskam mocno oczy. Sprawia mi ból uczucie bezradności w jakiej byłam, nie mogłam nic zrobić ze swoimi nerwami, walczyłam z całych sił, ale w pewnym momencie to było zbyt silne. To tak. jak z płaczem czy złością, czasem próbujemy to powstrzymać, nie pozwolić temu ujrzeć światła dziennego, aż zaczynamy drżeć i pękamy zupełnie bezsilni, wtedy nie umiemy się zatrzymać. Odrzucam od siebie dokumenty, zwalając je pod nogi na chodniczek. Zaczynam nienawidzić świat. Pragnę by to się skończyło, by to co we mnie siedzi odeszło i zostawiło mnie w spokoju. Podciągam kolana pod brodę, patrząc w okno. Ulice spowiła szarość, a padający deszcz nie pozwala ludziom wyjść na zewnątrz. Chcę, by to się skończyło. Policzki pieką mnie od słonych łez, spadających na moje kolana. Nie jestem wstanie żyć z takim bagażem, może inni tak, ale nie ja...
***
Pukam w metalowe drzwi, uważnie nasłuchując dźwięki za nich. Jestem 20 minut przed czasem rozpoczęcia pracy. Nie odzywa się nikt, więc zamierzam się wycofać. Nie trafiłam.
- Mayer ?
Podnoszę głowę na ochrypły głos szefa.
- Stało się coś ?
Marszczy brwi, sprawiając, że na jego czole powstaje głęboka bruzda.
- Nie ja...ja...
- Wychodzę właśnie i bardzo się śpieszę, masz do mnie coś pilnego ?
- Wyniki badań.
Podaję mu koszulkę, w której jest również reszta z przejazdu taksówką i nie użyta wizytówka.
- Dziękuję.
Kiwam mu i spuszczam wzrok. Widzę jak nie cierpliwie przenosi swój ciężar z nogi na nogę, więc obracam się i zaczynam odchodzić, nie zajmując jego czasu.
Nim dochodzę do drzwi garderoby drzwi wyjściowe trzaskają, a jego postać za nimi znika.
Przebieram się w obleśnie krótki strój i zaczynam odtwarzać bolesną rutynę, przemierzając drogę do sceny.
- Mayer ! Mogę cię na chwilę prosić ?
Przełykam ślinę, a włoski na karku zaczynają mi się jerzyć. Skręcam za rogiem podążając do biura Vancsa.
- Dzisiaj nie zatańczysz na scenie.
Zaciskam mocno zęby. Nic mi nie zrobi, spokojnie. Nic nie zrobi.
- Nie zatańczysz też juto i pojutrze, przykro mi, ale muszę cię zwolnić.
Co ?
- D..dlaczego ?
Momentalnie zaczynam szlochać, to nie może się dziać.
- Przestałaś przynosić zyski, spakuj proszę swoje rzeczy i opuść miejsce pracy.
- A.ale... poprawię się, proszę nie wyrzucaj mnie.
- Podjąłem decyzję i jej nie zmienię.
- Proszę..
Zamierzam upaść przed nim na kolana, ale otwiera mi drzwi i rozkazuje bym opuściła jego biuro. Z tą chwilą tracę już niemal wszystko... wszystko co umożliwiało mi życie....
_________________________________________________________
_______________________
(Zayn)
________________________________________________________________________________________________________________________________
Rozdział króciutki, ale następny będzie dłuższy.
Nie mówię kiedy następny, bo tak jak obiecałam dodam 3 rozdziały w ciągu tego tygodnia.
Mam nadzieję, że nadal tu jesteście...
/Loveyoursmile
Dla tych co chcieli. Zdjęcia z mini tournee po UK.
Bradford
Manchester
Londyn
Liverpool
(Tutaj niestety nie mam więcej zdjęć, bo po wylądowaniu mój telefon zakończył żywot)
Ja jestem <(^*^<) Biedna Mayers :( ten Vance jest okrótny ;/ Wie jak dziewczynie zależy, aby mieć pracę, a on ją tsk po prostu wyrzuca -.- Boszzzz, ale miałaś widokiiiiiiii, ja też tak chcę XD
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie o co chodzi temu Zaynowi... Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :)
OdpowiedzUsuńBoże <3
OdpowiedzUsuńco Zayn zrobił? ty normalnie wiesz jak zakończyć rozdział ;o
OdpowiedzUsuńŚwietny;*
OdpowiedzUsuń<3!
OdpowiedzUsuńidealny<3
OdpowiedzUsuńBoże Boski <3<3 kiedy nn ?
OdpowiedzUsuń