poniedziałek, 2 czerwca 2014

Rozdział 13 "Promise?"

Pisałam przy tym

Pociągam cicho nosem i nadal siedzę w tej samej pozycji. Trzymam swoją rączkę w zimnej dłoni kobiety. Kilka razy próbowałam ją obudzić, ale ona nie reagowała. Przykryłam jej ciało kocem i siedząc obok na ziemi, czekam aż się obudzi. Mój misiu leży przy mojej nodze i pewnie marznie tak, jak ja. Ale nie zostawię jej. Nie zostawię mojej mamusi. W domu panuje cisza i słychać przez nieszczelne okna szczekanie psów w sąsiedztwie.
- Obudź się mamusi.
Potrząsam jej ramię, ale ona dalej śpi. Miała mi poczytać bajkę na dobranoc. Obiecała mi to.
Z dołu słyszę kroki, które stają się co raz głośniejsze. Wyrywam swoją rączkę i szybko całuję mamusie w zimne usta. Zabieram swojego misia z ziemi i chowam się za grubą zasłoną. Nie ruszam się, mocno przyciskając pluszaka do klatki piersiowej.
- Tu jest !
Męski głos krzyczy, a ja jeszcze bardziej wciskam się w ścianę. Chcę zobaczyć co oni robią mojej mamusi, ale się boję. Moje oczka mocno mnie szczypią i trę je zwiniętą piąstką. Chcę żeby już sobie poszli i nas zostawili.
- Nie jesteśmy tu sami.
Pan mówi głośno, a po chwili firanka się odsuwa. Wszyscy się na mnie patrzą, w strachu zaczynam głośno płakać, próbując im uciec. Moja mamusia ma zakrytą głowę kocem i nie chce się obudzić, nawet jak krzyczę, wierzgając nóżkami.
- Czas na ciebie.
Pan podnosi pistolet i widzę mojego tatę. Zakrywam uszy, kiedy strzela...

Nabieram w płuca powietrza, prostując się na kanapie. Moja klatka faluje unosząc się i opadając w szybkim tempie. Zimny pot spływa po moim karku wsiąkając w czarny sweter. Dłońmi opieram się o krańce siedzenia, pochylając do przodu i mocno zaciskając oczy. To nie był sen tylko wspomnienia z dzieciństwa. Przełykam ślinę, dźwigając się na rękach i wstając. Idę do kuchni, biorąc pierwszy lepszy kubek z suszarki i nalewam do niego wody. Zwilżam trunkiem usta jak i gardło, uspokajając galopujące serce. To przeszłość, nie wróci już, teraz jest teraźniejszość. Unoszę się na palcach, otwierając drewniane drzwiczki. Z szafki wiszącej na ścianie wyjmuję koperty wypełnione rachunkami i zabierając swój płaszcz z salonu, wychodzę z mieszkania.

***
Jest krótko po dziewiątej jak siedzę w jednej z ulicznych restauracji, grzejąc się w cieple. Mam widok na ulicę, ludzie chodzą w szybkim tempie, a samochody przejeżdżają jeden za drugim. Jest pochmurno i wieję silny wiatr. Butiki po drugiej stronie otwierane są raz po raz, a właściciele, czy też pracownice poprawiają manekiny na wystawach. Światło ze sklepików rzuca żółtą poświatę na chodnik i wygląda to pięknie. Biorę kolejny kęs zapiekanki, a mój żołądek raduje się, co zadziwiające przyjmując posiłek. Upijam łyk ciepłej herbaty, uśmiechając się pod nosem. Można być bardziej szczęśliwym niż ja teraz ? Z pieczywa ściągam kawałek szynki i wkładam go do ust, przeżuwając powoli. Chcę dokładnie zapamiętać jej smak. W tle rozbrzmiewają spokojne dźwięki pianina i prawie w ogóle nie ma tu ruchu.
- Dzień dobry Mayer.
Nie muszę podnosić głowy, by wiedzieć kto jest właścicielem głosu.
- Miałabyś coś przeciwko gdybym do ciebie dołączył ?
Tak. Kręcę głową, a pan Malik siada na przeciw mnie, po drugiej stronie stolika. Jego uśmiech rozciąga się na ustach, kiedy odkładam kubek z parującym napojem. Nie mija sekunda, jak kelnerka w ciasno upiętym koku podchodzi do nas i stawia przed mężczyzną filiżankę czarnej kawy i biały talerzyk z rogalikiem. Uśmiecha się miło, po czym zgrabnym krokiem odchodzi.
Dłoń wsuwam do kieszeni swojego płaszcza i wyciągam z niej banknoty, nim o nich zapomnę.
- To należy do pana, dostałam wczoraj za dużo zapłaty.
Podsuwam pieniądze w jego stronę, a on tylko zerka w ich kierunku. 
- U mnie nic nie dzieje się z przypadku panno Mayer.
Podsuwa je z powrotem do mnie, jednak ich nie przyjmuję, nie mogę, to nie jest uczciwe względem innych tancerek. "Może im też dał ?". Odwracam wzrok, czując się zbyt skrępowana, by zacząć dalej jeść. Rumieńce wpływają na moje policzki, kiedy zdaję sobie sprawę, że widzi mnie w dokładnie tych samych ciuchach, co wczoraj.
- Masz dzisiaj dobry humor prawda ?
Zerkam na niego i widzę jak szeroko się uśmiecha. Wygląda znacznie młodziej niż zwykle i łagodnie. Nie jestem głodna i jest mi ciepło, też by pan miał dobry humor. Nie odpowiadam, ale próbuję się delikatnie uśmiechnąć. Szerokie ramiona zakrywa czarną marynarka, z pod której wystaje biały kołnierzyk koszuli. Płynnym ruchem przeczesuje swoje włosy, unosząc naczynie do ust. Matko gapię się na niego. Spuszczam głowę i dopijam do końca herbatę.
- Dzwoniono do mnie z kancelarii prawnej. Zostałem poinformowany przez mojego prawnika, że rozprawa odbędzie się w przyszły wtorek. W ciągu tego tygodnia powinnaś dostać list.
Czy na takie rozprawy nie czeka się miesiące ? Wzdycham ciężko i kiwam w zrozumieniu.
- Wszystko będzie w porządku.
Nie spodziewanie łapie moją dłoń i pociera kciukiem jej wierzchnią stronę. Przechodzi mnie nie przyjemny prąd i cała się spinam. Najwyraźniej to zauważa, ponieważ puszcza mnie i odchrząkuję cicho. Z kieszeni wyciąga swój telefon i przykłada go do ucha. Och.. nawet nie słyszałam, żeby dzwonił. Zjadam do końca swoją zapiekankę i wycieram serwetką usta. Nie chcę słuchać o czym rozmawia, ale i tak słyszę niektóre fragmenty. Osoba po drugiej stronie musi być kimś, kogo pan Malik nie lubi, ponieważ mimo woli wzdrygam się kilka razy na jego ostry ton. Zaczynam ubierać swoje wierzchnie odzienie, ale jestem powstrzymana przez rękę szefa. Rozłącza rozmowę i spogląda w moim kierunku.
- Pogoda nie jest najlepsza, pozwól, że zawiozę cię do celu.
Nie mam celu, ale przystaję na jego propozycję. Na zewnątrz jest naprawdę zimno, a jego samochód bardzo przypadł mi do gustu. Wstajemy równocześnie i opuszczamy lokal. Nie biorę pieniędzy, które próbowałam mu zwrócić, więc on chcąc czy nie chcąc musi je wziąć. Mężczyzna otwiera drzwi przede mną, zmuszając bym szła przodem. Moje włosy natychmiast zostają rozwiane, a policzki czerwienią się. Zauważam jego samochód zaparkowany na krawężniku po lewo, więc grzecznie idę w jego kierunku.
Kiedy silnik zostaje odpalony pan Malik od razu podkręca podgrzewanie na max, włączając lewy kierunkowskaz.
- Więc do mieszkania ?
Pyta mnie, kiedy już jesteśmy w ruchu ulicznym. Chcę mu powiedzieć, by zawiózł mnie do supermarketu, ale czuję się z tym dziwnie, dlatego przystaję na jego propozycję.

*** (wtorek, dzień rozprawy)

Przez te cztery dni nie wydarzyło się zupełnie nic. Marcel przepadł i wrócił dopiero wczorajszej nocy, zataczając się na ściany. Pana Malika nie spotkałam od piątku, czasu kiedy odwiózł mnie pod blok, a później odjechał śpiesząc na spotkanie. Wezwanie na rozprawę przyszło dokładnie tego samego dnia. Właściwe to od tego momentu nie mam dobrego snu, jestem bardziej niż zdenerwowana. Próbowałam się jakoś przygotować psychicznie na spotkanie z moim gwałcicielem, ale do teraz nie zrobiłam jeszcze żadnego postępku. Wygładzam swoją koszulę, a spocone dłonie wycieram w jeansy. Mój strój jest nie odpowiedni i żałuję, że nie wzięłam tamtych pieniędzy. Starczyło mi tylko na zakupienie białej koszuli, a resztę wydałam na taksówkę, w której obecnie przyszło mi siedzieć. Nawet nie wiem jak zamierzam wrócić. Moje dłonie trzęsą się pod wpływem stresu i strachu. Co jeśli powiem coś źle ? Co ja w ogóle powinnam mówić ? Chcę się wycofać, ale konsekwencje przerażają mnie. 
- Należy się 20 funtów.
Wyrywam się z zamyślenia i oddaje ostatnie pieniądze, opryskliwemu kierowcy, który mówiąc pluję i wysiadam z pojazdu. Budynek jest utrzymany w poważnym stanie i wchodząc po betonowych schodach, muszę trzymać się barierki, by nie spaść. Ciągnąc pozłacaną klamkę w dół otwieram wielkie i ciężkie, dębowe drzwi. Trafiam na długi korytarz i nie mam pojęcia, w którą stronę iść. Nie mam nawet zegarka, by sprawdzić godzinę.
- Panno Mayer.
Odwracam się w stronę głosu, trafiając na idącego ku mnie szefa. Zatrzymuje się tusz przede mną i lustruje moje ciało. Krzywi się delikatnie i bardziej upokorzona już czuć się nie mogę, jak w tym momencie.
- Twój ubiór nie jest odpowiedni.
- Przepraszam... ja.. ja nie miałam nic innego.
Kiwa głową i marszczy brwi.
- W porządku, zdążymy to naprawić.
Tym razem to ja marszczę brwi, kiedy każe mi zaczekać....

***
-Wyglądasz dobrze.
Mówi mi. Po tym, jak wrócił z ołówkową spódniczką i oschłym tonem zmusił mnie, bym założyła ją, jedyne co jestem wstanie robić, to przełykać nerwowo ślinę.
- Za 5 minut rozpoczyna się rozprawa.
Informuję mnie, zbliżając się bliżej. Toalety są połączone damska z męską, a fakt, że jesteśmy tu sami, sprawia, że mam ochotę płakać z przerażenia. Opuszki jego palców dotykają mojego policzka, powodując, że przestaje oddychać....

_______________________________________________________________________________________
 
Zabiorę się jutro za pisanie następnego rozdziału, więc nie zabijajcie mnie za zakończenie w takim momencie... prooooszę :D
 
/Loveyoursmile
 

4 komentarze:

  1. Kiedy w końcu on ją tak fajnie pocałuje? :D

    OdpowiedzUsuń
  2. ty to normalnie wiesz jak zakończyć ;o nawet nie wiesz jak nie moge sie doczekać następnego ;o

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej loffciam twój blog http://imaginyoneda.blogspot.com/?m=1 a tu jest mój prosze zaglądakcie komętujcie jest ti dla mnie wazne bo zaczynam i nie wiem czy dalej dodawać

    OdpowiedzUsuń