Byłem na nią zły. Znamy się już prawie rok, a ona pominęła tak ważny szczegół... Rozumiem, że możliwe, że bała się odrzucenia, albo nie chciała współczucia, ale to nie są powody dla których nie powinna mi mówić. Traktuję ją jako kogoś więcej niż przyjaciółkę i to nie jak siostrę. Byłem załamany... Nie chcę jej stracić.
- Hej Stephanie. - przywitałem się, gdy wszedłem do jej domu. Tak, byłem już tam oficjalnym domownikiem.
- Hej, Li. - uśmiechnęła się radośnie.
- Jak się czujesz? - spytałem siadając obok niej na kanapie.
- Moja mama ci powiedziała, prawda? - spuściła głowę i poprawiła kosmyk swoich długich (jeszcze), blond włosów.
- A i owszem. Zastanawia mnie tylko, dlaczego ty tego nie zrobiłaś. - powiedziałem z żalem.
- Przepraszam Leeyum... Myślałam nad tym jak się zachowasz, jak ci powiem. Na początku myślałam, że mnie wyśmiejesz i wyjdziesz, a później stwierdziłam, że zaczniesz mnie traktować jak porcelanową laleczkę, albo jak bombkę z cieniutkiego szkła. Nie lubię współczucia, a ludzie w szpitalu dość często mi to okazują. Nie chcę tego. - mruknęła.
- Rozumiem, ale wiesz, że z chorobą, czy nie, zawsze będę nadopiekuńczy pod twoim względem... Prawda? - spojrzałem na nią.
- Prawda prawda, Liam... Najgorsze dla mnie będzie to, że... Liam... Nie chcę widzieć jak cierpisz. Ja umieram, a ty będziesz się temu przyglądał. To boli.
- Fakt, wiem, że tego nie chcesz, ale nie odciągniesz mnie od siebie.
- Tak też myślałam... Będzie ze mną jeszcze gorzej, a ty musisz to widzieć. Przepraszam.
- Nie przepraszaj mnie za coś, czemu nie jesteś winna, Steph... Nie płacz. Damy radę, prawda? Jesteś tu ze mną a ja z tobą...
Mocno ją przytuliłem. Zaciągnąłem się zapachem jej włosów, które zawsze pachniały truskawkami. Cmoknąłem ją w czoło. Zamknąłem oczy, by choć na chwilę zapomnieć o otaczającej mnie rzeczywistości.
- Obejrzymy jakiś film? - Spytała.
- Jasne. Ja wybieram. - Powiedziałem.
- Choć do mojego pokoju... - Wstała i skierowała się po schodach do góry.
Generalnie rzadko tu bywaliśmy, preferowaliśmy albo leniuchowanie w salonie, albo dziecinne zabawy na podwórku. Rzuciłem się na jej łóżko. Było takie miękkie i wygodne. Pościel oczywiście w odcieniach ciemnego fioletu, wykonana z ciepłego polaru, idealnie pasująca do pudrowego różu na ścianie. Miała ogromny pokój na poddaszu domu.
- Wstawiłaś sobie drążki? - Spytałem.
- Mhym... I sztalugę.- odpowiedziała kładąc się obok mnie.
- Więc nadszedł czas byś poznała prawdziwego artystę... - Powiedziałem.
- Czyli?
- Zayna. Również pasjonuje się tego typu sztuką. Maluje, rysuje, szkicuje...
- W takim razie nie mogę się doczekać. Wymyśliłeś już jaki film będziemy oglądać?
- A i owszem.
Chwyciłem jej MacBooka i włączyłem. Usiadłem między poduszkami i jedną wziąłem kładąc sobie za plecami. Oparłem się głową o obramowanie łóżka, a Steph usiadła mi między nogami. Zawsze tak siadaliśmy, gdy oglądaliśmy jakieś filmy.
- Ciągle zapominam twojego hasła... Czekaj jak to było? Liamisawesome?
- Nie głuptasie...
Zaśmiała się i wpisała szybko ten swój chiński kod, który odblokował urządzenie.
- Czemu zawsze próbujesz wbić to hasło?
- Po pierwsze, bo chce, żeby takie było. Po drugie, bo treść tego hasła jest prawdziwa, jestem zajebisty i zmienię ci na takie. A jeśli znów zmienisz na ten chiński kod to nie wiem co ci zrobię...
- Dobra dobra. Nie gorączkuj się, bo ci zmarszczka wyjdzie na czole o tu. Włączaj już ten swój film.
Śmiała się. Wbiłem w internet film i włączyłem. Ustawiłem jakoś MacBooka, by obojgu było wygodnie. Steph położyła głowę na moim torsie, a ja ją objąłem ramionami.
- Nie mogę w to uwierzyć, że wybrałeś Szkołę Uczuć... Chcesz coś tym zasugerować?
- Generalnie to nie... Po prostu lubię ten film... Mimo iż jest o raku... I jest w cholerę smutny.
- Tak... Dupek zakochał się w chorej na białaczkę córce pastora, mimo tego, że ona kazała mu się nie zakochiwać... I ty nic nie sugerujesz...
- Na serio. Nic nie sugeruję. Też masz taką listę jak Jamie?
- Każdy chory na raka ma... Tatuaż, spełnione marzenia... Moje też takie są... Tylko czy mi czasu na to wystarczy...?
- Z pewnością... Pomogę ci...
- Mam dla ciebie zadanie, Liam... I jest ono cholernie poważne...
- Zamieniam się się w słuch...
- Serio mówię... Chcę abyś zajął się moim pogrzebem. Oczywiście masz zakaz przebywania ze mną gdy to będą już moje ostatnie dni, ale wiesz... I lepiej żebyś się postarał, bo zmartwych wstanę i ci skopię tyłek, albo będę cię straszyć w nocy...
- Steph... To jeszcze nie twój czas... Rozumiesz mnie? Będziesz żyła długo i szczęśliwie.
- Mogę umrzeć w każdej chwili...
- Ale nie umrzesz do cholery, bo ci na to nie pozwolę.
- Liam posłuchaj mnie, proszę. Śmierć jest nieunikniona, nie boję się. I wiem, co do mnie czujesz i... Nie chcę tego. Nie możesz czuć do mnie więcej niż przyjacielska miłość. Zero nad-przyjacielskiej miłości. Będziesz później cierpiał, a ja wolałabym tego uniknąć. Kurczę... Mówię jak Hazel z Gwiazd Naszych Wina... No ale taka jest prawda. Ja jestem granat od wroga, a ty jako żołnierz musisz się uchronić przede mną, by nie zginąć, tak?
- Hej Stephanie. - przywitałem się, gdy wszedłem do jej domu. Tak, byłem już tam oficjalnym domownikiem.
- Hej, Li. - uśmiechnęła się radośnie.
- Jak się czujesz? - spytałem siadając obok niej na kanapie.
- Moja mama ci powiedziała, prawda? - spuściła głowę i poprawiła kosmyk swoich długich (jeszcze), blond włosów.
- A i owszem. Zastanawia mnie tylko, dlaczego ty tego nie zrobiłaś. - powiedziałem z żalem.
- Przepraszam Leeyum... Myślałam nad tym jak się zachowasz, jak ci powiem. Na początku myślałam, że mnie wyśmiejesz i wyjdziesz, a później stwierdziłam, że zaczniesz mnie traktować jak porcelanową laleczkę, albo jak bombkę z cieniutkiego szkła. Nie lubię współczucia, a ludzie w szpitalu dość często mi to okazują. Nie chcę tego. - mruknęła.
- Rozumiem, ale wiesz, że z chorobą, czy nie, zawsze będę nadopiekuńczy pod twoim względem... Prawda? - spojrzałem na nią.
- Prawda prawda, Liam... Najgorsze dla mnie będzie to, że... Liam... Nie chcę widzieć jak cierpisz. Ja umieram, a ty będziesz się temu przyglądał. To boli.
- Fakt, wiem, że tego nie chcesz, ale nie odciągniesz mnie od siebie.
- Tak też myślałam... Będzie ze mną jeszcze gorzej, a ty musisz to widzieć. Przepraszam.
- Nie przepraszaj mnie za coś, czemu nie jesteś winna, Steph... Nie płacz. Damy radę, prawda? Jesteś tu ze mną a ja z tobą...
Mocno ją przytuliłem. Zaciągnąłem się zapachem jej włosów, które zawsze pachniały truskawkami. Cmoknąłem ją w czoło. Zamknąłem oczy, by choć na chwilę zapomnieć o otaczającej mnie rzeczywistości.
- Obejrzymy jakiś film? - Spytała.
- Jasne. Ja wybieram. - Powiedziałem.
- Choć do mojego pokoju... - Wstała i skierowała się po schodach do góry.
Generalnie rzadko tu bywaliśmy, preferowaliśmy albo leniuchowanie w salonie, albo dziecinne zabawy na podwórku. Rzuciłem się na jej łóżko. Było takie miękkie i wygodne. Pościel oczywiście w odcieniach ciemnego fioletu, wykonana z ciepłego polaru, idealnie pasująca do pudrowego różu na ścianie. Miała ogromny pokój na poddaszu domu.
- Wstawiłaś sobie drążki? - Spytałem.
- Mhym... I sztalugę.- odpowiedziała kładąc się obok mnie.
- Więc nadszedł czas byś poznała prawdziwego artystę... - Powiedziałem.
- Czyli?
- Zayna. Również pasjonuje się tego typu sztuką. Maluje, rysuje, szkicuje...
- W takim razie nie mogę się doczekać. Wymyśliłeś już jaki film będziemy oglądać?
- A i owszem.
Chwyciłem jej MacBooka i włączyłem. Usiadłem między poduszkami i jedną wziąłem kładąc sobie za plecami. Oparłem się głową o obramowanie łóżka, a Steph usiadła mi między nogami. Zawsze tak siadaliśmy, gdy oglądaliśmy jakieś filmy.
- Ciągle zapominam twojego hasła... Czekaj jak to było? Liamisawesome?
- Nie głuptasie...
Zaśmiała się i wpisała szybko ten swój chiński kod, który odblokował urządzenie.
- Czemu zawsze próbujesz wbić to hasło?
- Po pierwsze, bo chce, żeby takie było. Po drugie, bo treść tego hasła jest prawdziwa, jestem zajebisty i zmienię ci na takie. A jeśli znów zmienisz na ten chiński kod to nie wiem co ci zrobię...
- Dobra dobra. Nie gorączkuj się, bo ci zmarszczka wyjdzie na czole o tu. Włączaj już ten swój film.
Śmiała się. Wbiłem w internet film i włączyłem. Ustawiłem jakoś MacBooka, by obojgu było wygodnie. Steph położyła głowę na moim torsie, a ja ją objąłem ramionami.
- Nie mogę w to uwierzyć, że wybrałeś Szkołę Uczuć... Chcesz coś tym zasugerować?
- Generalnie to nie... Po prostu lubię ten film... Mimo iż jest o raku... I jest w cholerę smutny.
- Tak... Dupek zakochał się w chorej na białaczkę córce pastora, mimo tego, że ona kazała mu się nie zakochiwać... I ty nic nie sugerujesz...
- Na serio. Nic nie sugeruję. Też masz taką listę jak Jamie?
- Każdy chory na raka ma... Tatuaż, spełnione marzenia... Moje też takie są... Tylko czy mi czasu na to wystarczy...?
- Z pewnością... Pomogę ci...
- Mam dla ciebie zadanie, Liam... I jest ono cholernie poważne...
- Zamieniam się się w słuch...
- Serio mówię... Chcę abyś zajął się moim pogrzebem. Oczywiście masz zakaz przebywania ze mną gdy to będą już moje ostatnie dni, ale wiesz... I lepiej żebyś się postarał, bo zmartwych wstanę i ci skopię tyłek, albo będę cię straszyć w nocy...
- Steph... To jeszcze nie twój czas... Rozumiesz mnie? Będziesz żyła długo i szczęśliwie.
- Mogę umrzeć w każdej chwili...
- Ale nie umrzesz do cholery, bo ci na to nie pozwolę.
- Liam posłuchaj mnie, proszę. Śmierć jest nieunikniona, nie boję się. I wiem, co do mnie czujesz i... Nie chcę tego. Nie możesz czuć do mnie więcej niż przyjacielska miłość. Zero nad-przyjacielskiej miłości. Będziesz później cierpiał, a ja wolałabym tego uniknąć. Kurczę... Mówię jak Hazel z Gwiazd Naszych Wina... No ale taka jest prawda. Ja jestem granat od wroga, a ty jako żołnierz musisz się uchronić przede mną, by nie zginąć, tak?
- Co to Gwiazd Naszych Wina?
- Liam! Jak możesz nie wiedzieć czym jest Gwiazd Naszych Wina? Zawaliłeś wszystko...
- To jakiś serial?
- Książka.
- Książka...
- Mój boże...
Wstała z łóżka i chwyciła jakąś kartkę z długopisem, po czym coś napisała.
- Co to?
- Lista rzeczy do zrobienia przed śmiercią... - powiedziała.
- I co tam dopisałaś?
- "Zmusić Liama do przeczytania GNW zanim pojawi się ekranizacja powieści".
- A będzie taka?
- Krążą plotki, że tak, ale masz przeczytać książkę. To rozkaz.
- Co to?
- Lista rzeczy do zrobienia przed śmiercią... - powiedziała.
- I co tam dopisałaś?
- "Zmusić Liama do przeczytania GNW zanim pojawi się ekranizacja powieści".
- A będzie taka?
- Krążą plotki, że tak, ale masz przeczytać książkę. To rozkaz.
- W takim razie, będę miał co robić... O boże jakie to grube...
- Liam to tylko 200 stron...
- Tylko?!
- Hej dzieciaczki.- do jej pokoju weszła jej mama.
- Dobry pani Morgan. - Powiedziałem.
- Em... Tak... Stephanie, przyszły twoje wyniki ze szpitala... - Kobieta powiedziała smutno.
- Przeczytałaś je? - Głos zabrała Steph.
- Um, tak i... Chcę, abyś wszystko dokładnie przeczytała i się zastanowiła. Nic więcej nie mówię, tylko wyjdę i zawołaj mnie jak podejmiesz decyzję. - Tamara wstała i wyszła z pokoju pozostawiając Stephanie dużą kopertę.
Dziewczyna usiadła na krańcu łóżka i zaczęła cicho, powoli i ze zrozumieniem czytać treść pism. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Była lekko zmieszana całą sytuacją.Usiadłem za nią i również zacząłem czytać. Więc sprawy wyglądają tak. Chemia przestaje działać i uważają, że dalsze leczenie jest bezcelowe i Stephanie pożyje sobie te 4, może 5 lat. Jest jeszcze opcja tego typu, że Steph może żyć jeszcze dłużej (nawet do kilkunastu lat!), co będzie ją kosztować amputacji całej prawej nogi i lewego przedramienia, bo tam najwięcej tych... Ujmijmy "zarazków" się osadziło. Ale nawet ta amputacja nie daje stuprocentowej pewności, że te nawet kilka lat przeżyje. Może umrzeć od razu na stole.
- Ja... Hm... - chciała coś powiedzieć.
- Twoja mama ma rację, powinnaś to przemyśleć. To jest głębsza decyzja Steph... - przerwałem jej.
- Chcesz, żebym żyła? - spytała.
- Tak, jak każdy, ale masz tu napisane, czarno na białym. "Amputacja kończyn nie da stuprocentowej gwarancji, aby pacjentka Stephanie Morgan będzie żyć dłużej, a nawet jest możliwość, że podczas zabiegu może się nie wybudzić...". Chciałbym się jeszcze tobą nacieszyć... - odpowiedziałem.
- Nic nie da ci stuprocentowej pewności, Liam... - zgniotła kartki i rzuciła w drzwi.
- A co z tańcem? Oczywiście będziesz miała protezy, ale będzie ciężko...
- Wiem. Dam radę, Li. Powiedz mi, że choć ty we mnie wierzysz. Błagam.
Skierowała twarz do mnie. Miała łzy w oczach. Pierwszy raz widziałem ją w takim stanie. Przyciągnąłem ją do siebie.
- Nie wybaczę sobie tego, jeśli nie dadzą radę cię wybudzić. Oczywiście, że ciebie wierzę, odkąd cię tylko znam. Jesteś silnym dzieckiem.
- Nie jestem dzieckiem.
- Przepraszam. Masz już 15 lat. Jesteś dorosła.
- Zachowujesz się jak gówniarz, a to mi mówisz, że jestem dzieckiem.
- Jestem facetem. Facet zawsze zachowuje się jak gówniarz. Powinnaś to wiedzieć, a kobiety tą cechę powinny przebaczyć i zrozumieć.
- Co przebaczyć? To, że facet jest wiecznym bachorem?
- Tak. Poznasz Louisa, zrozumiesz wszystko. A no właśnie. Mam dla ciebie niespodziankę.
- Jaką?
- Fajną.
Pokazałem jej język i z tylnej kieszeni jeansów wyjąłem swój portfel. Wyłożyłem z niego bilet i specjalną wejściówkę za kulisy na nasz koncert.
- Oficjalnie poznasz moich przyjaciół. Są zniecierpliwieni, żeby zawrzeć znajomość z tobą. Mają kręćka na twoim punkcie.
- Ciekawe, kto im tak o mnie nagadał.
- Ja nic nie wspominałem. Zobaczysz, wyśpiewają ci wszystko...
______________________________________________________________________
No to jestem. :) I oto rozdział. I nie rozumiem jednej rzeczy. Około 100 wejść na posty i 1 komentarz. To chyba ktoś bardzo niecierpliwe czeka na kolejny rozdział. xd
lovv, May xx
Dziewczyna usiadła na krańcu łóżka i zaczęła cicho, powoli i ze zrozumieniem czytać treść pism. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Była lekko zmieszana całą sytuacją.Usiadłem za nią i również zacząłem czytać. Więc sprawy wyglądają tak. Chemia przestaje działać i uważają, że dalsze leczenie jest bezcelowe i Stephanie pożyje sobie te 4, może 5 lat. Jest jeszcze opcja tego typu, że Steph może żyć jeszcze dłużej (nawet do kilkunastu lat!), co będzie ją kosztować amputacji całej prawej nogi i lewego przedramienia, bo tam najwięcej tych... Ujmijmy "zarazków" się osadziło. Ale nawet ta amputacja nie daje stuprocentowej pewności, że te nawet kilka lat przeżyje. Może umrzeć od razu na stole.
- Ja... Hm... - chciała coś powiedzieć.
- Twoja mama ma rację, powinnaś to przemyśleć. To jest głębsza decyzja Steph... - przerwałem jej.
- Chcesz, żebym żyła? - spytała.
- Tak, jak każdy, ale masz tu napisane, czarno na białym. "Amputacja kończyn nie da stuprocentowej gwarancji, aby pacjentka Stephanie Morgan będzie żyć dłużej, a nawet jest możliwość, że podczas zabiegu może się nie wybudzić...". Chciałbym się jeszcze tobą nacieszyć... - odpowiedziałem.
- Nic nie da ci stuprocentowej pewności, Liam... - zgniotła kartki i rzuciła w drzwi.
- A co z tańcem? Oczywiście będziesz miała protezy, ale będzie ciężko...
- Wiem. Dam radę, Li. Powiedz mi, że choć ty we mnie wierzysz. Błagam.
Skierowała twarz do mnie. Miała łzy w oczach. Pierwszy raz widziałem ją w takim stanie. Przyciągnąłem ją do siebie.
- Nie wybaczę sobie tego, jeśli nie dadzą radę cię wybudzić. Oczywiście, że ciebie wierzę, odkąd cię tylko znam. Jesteś silnym dzieckiem.
- Nie jestem dzieckiem.
- Przepraszam. Masz już 15 lat. Jesteś dorosła.
- Zachowujesz się jak gówniarz, a to mi mówisz, że jestem dzieckiem.
- Jestem facetem. Facet zawsze zachowuje się jak gówniarz. Powinnaś to wiedzieć, a kobiety tą cechę powinny przebaczyć i zrozumieć.
- Co przebaczyć? To, że facet jest wiecznym bachorem?
- Tak. Poznasz Louisa, zrozumiesz wszystko. A no właśnie. Mam dla ciebie niespodziankę.
- Jaką?
- Fajną.
Pokazałem jej język i z tylnej kieszeni jeansów wyjąłem swój portfel. Wyłożyłem z niego bilet i specjalną wejściówkę za kulisy na nasz koncert.
- Oficjalnie poznasz moich przyjaciół. Są zniecierpliwieni, żeby zawrzeć znajomość z tobą. Mają kręćka na twoim punkcie.
- Ciekawe, kto im tak o mnie nagadał.
- Ja nic nie wspominałem. Zobaczysz, wyśpiewają ci wszystko...
______________________________________________________________________
No to jestem. :) I oto rozdział. I nie rozumiem jednej rzeczy. Około 100 wejść na posty i 1 komentarz. To chyba ktoś bardzo niecierpliwe czeka na kolejny rozdział. xd
lovv, May xx
Hej!
OdpowiedzUsuńRozdział jest super :) Mam takie mieszane uczucia, bo z jednej strony są razem tacy słodcy i fajnie ze sobą rozmawiają, jeszcze te teksty Steph (która w dodatku ma bardzo dobry gust co do książek haha ;)) to sprawia, że jak czytam to uśmiecham się od ucha do ucha, a z drugiej strony cała ta choroba i amputacja, po prostu serce mi pęka...
Jestem bardzo ciekawa jak to będzie, gdy Steph pozna całą bandę tych wariatów ;) I czekam niecierpliwie na kolejny rozdział ;D Kurcze, mam nadzieję, że ta sytuacja z komentarzami się poprawi, bo uważam, że naprawdę na nie zasługujesz...
Buziaki i do następnego :*
Doma
Wow. To opowiadanie jest takie super i jednocześnie nietypowe :)
OdpowiedzUsuńGłówna bohaterka jest śmiertelnie chora, a zwykle w ff bohaterki są zdrowe i mają typowe problemy. Szczerze mówiąc świetnie piszesz :D
Jestem ciekawa spotkania Stephanie i reszty chłopaków.
Czekam na kolejny rozdział :) i zapraszam do mnie www.clarity-lpff.blogspot.com