sobota, 24 stycznia 2015

Zayn "I wish you were here with me" cz.6 - zakończenie

Droga minęła szybko. Liam wciąż nie rozumiał dlaczego to robię. Stwierdził, że głupia jestem chcąc wydać swojego chłopaka, dla czystego konta. Tłumaczyłam mu, że mam inny deal z policją. Nie wyczyszczę tylko sobie konta. Zayn i Liam też będą mieli nowy start.
- Jesteś tego pewna? - spytał.
- Jeny Liam zamknij się do cholery! Tłumaczyłam ci to 600 razy przez te 2 godziny! Tak wiem co robię i ani Zayn ani ty nie traficie do tego cholernego więzienia! Nie możecie mi po prostu zaufać?! - nerwy mi puściły.
- Zachowujesz się gorzej jak baba w ciąży. - mruknął.
- Jestem w ciąży, Li. - rzuciłam.
- Gratulacje! Zayn wie? - spojrzał na mnie. Szeroko się uśmiechał.
- Tak. Cieszy się. Bardzo się podniecił na myśl, że będzie miał potomka. Mówił, że to z pewnością będzie córeczka, ale ja coś czuję, że to będzie synek. - powiedziałam i pogłaskałam swój brzuch.
- Który miesiąc? - spytał.
- Dokładnie nie wiem, bo powinnam jechać na badania, ale coś będzie, że prawie trzeci. - odparłam.
- Jak powinnaś jechać na badaniach? Nie byłaś? - zdziwił się.
- A jak to sobie wyobrażasz? Mam iść do lekarza z najbardziej poszukiwanym kryminalistą? Ledwie się pojawi na progu szpitala to już go zgarną. - mruknęłam.
- No tak... Ale miejmy nadzieję, że to wszystko dobrze się skończy. - powiedział szczerze.
***
- Dziękujemy Skylinn, za współpracę. Nie sądziliśmy, że Montgomery ma tyle za uszami. Oczywiście zajmiemy się nim, a sprawa z jego córką oczywiście trafi do sądu. - powiedział agent Corson.
- Wzajemnie. Ale jeśli skażą ojca Olivii, a skażą go na pewno, to co się z nią stanie? - spytałam.
- Trafi do domu dziecka, bo przecież sama mówiłaś, że nie chce wracać ani do matki ani do ojca... - odparł.
- No tak... Czy... Czy gdybym ja lub Zayn... Bylibyśmy zainteresowani adopcją Olivii, było by to możliwe? - zadałam kolejne pytanie.
- Tak. Teraz macie czyste konto, cała prawda wyszła na jaw i rozeszła się po świecie. - odpowiedział.
- Od kiedy trzymacie z mass mediami? - zakpiłam.
- Chcieliśmy, aby po tej całej sprawie ludzie inaczej was postrzegali. Po prostu pokazaliśmy, że jesteście całkowicie niewinni. - wyjaśnił.
- Tak czy tak, dziękujemy. - powiedział Liam.
- Dokładnie. Interesy z panem to czysta przyjemność. - dodałam i razem z przyjacielem opuściliśmy komisariat.
Czułam ulgę, wolność, radość... Wszystkie pozytywne emocje. Liam odwiózł mnie do domu. Zayn już stał przy drzwiach. Patrzał na mnie z całkowitą powagą i lekkim przerażeniem. Wybuchnęłam śmiechem. Wyglądał komicznie. Olivia nałożyła mu świetny make-up i papierową koronę.
- Ty się ze mnie nie śmiej, tylko mów co i jak. - Skarcił mnie.
- Udało się Zayn! Na prawdę się udało! - przytuliłam się do niego.
- Jesteśmy wolni... - szepnął.
- Jesteśmy wolni... - powtórzyłam.
- Co nie oznacza, że nie chcę stąd wyjechać... - spojrzał mi w oczy.
- Pojedziemy, gdzie zechcesz. - uśmiechnęłam się.
- Wszyscy razem. - pocałował mnie.
***Jakiś czas później, a konkretnie rok później.***
- Zayn! Postaw mnie! - krzyczała radośnie Olivia.
- Nie ma mowy! - Zayn biegał z nią po ogrodzie. - Zemsta! Powiedziałaś, że moja księżniczka jest gruba! Ona po prostu jest wypukłą kreską narysowana!
- O co wam chodzi, kochani? - spytałam wychodząc na taras.
- Powiedziała, że moja księżniczka jest brzydsza niż jej. - Zayn pokazał mi rysunek.
- Jest śliczna. - cmoknęłam go w nos.
- Gdzie nasza 2 księżniczka? - spytał.
- Śpi. Zaraz powinna się obudzić, więc lepiej pójdę do niej. Obiad macie na stole. - objęłam jego twarz dłońmi.
- Mówiłem ci jak bardzo cię kocham? - poprawił kosmyk moich włosów.
- Milion razy. - prychnęłam.
- Bardzo cię kocham. Nad życie. I widzisz? Milion jeden. - cmoknął mnie.
- Pójdę do Elishy. - powiedziałam.
- Przyjdź z nią. - odparł.
- Jak ją nakarmię. Pamiętaj, że twoi rodzice przylatują do Miami dzisiaj. Za jakieś 2 godziny będziesz musiał po nich jechać na lotnisko. - przypomniałam.
- No tak... Zaprosiłaś ich... - mruknął niezadowolony. - Wciąż się zastanawiam na jakiego grzyba?
- Co się dzieje? - przyszła Olivia.
- Chcą poznać nasze dzieci, nie słoneczko? - spojrzałam na blondynkę.
- Ale kto? - dopytywała 11-latka.
- Zobaczysz. Szoruj na obiad. - pocałowałam ją w główkę, a ta poleciała biegiem do wnętrza domu.
- Mój ojciec znów zacznie wykłady na temat jaką to ja niedorajdą życiową jestem... Nie chciałabyś mi tego oszczędzić? - spytał Zayn.
- Słuchaj, twój ojciec dawno cię nie widział. Jak i reszta rodziny. Nikt nie będzie mówił, jaki to ty zły i głupi jesteś. Nie jesteś taki. Postarałeś się i zobacz! Wydostaliśmy się z tego gówna zwanego Londynem i jesteśmy teraz w Miami. Dzięki tobie oboje stanęliśmy na nogach. - przytuliłam się do niego.
- Nie dzięki mi, tylko tobie. To ty wszystko sprostowałaś policji. - mruknął.
- Nie Zayn. W końcu zebrałeś się w sobie i przejrzałeś na oczy. Przyznałeś się do złego. Wielu ludzi ma z tym problemy, ale ty dałeś radę. Jestem z ciebie dumna. Walczyłeś o naszą rodzinę. - szepnęłam.
- Oj pani psycholog... Wie pani jak mnie podejść... - usłyszałam jego melodyjny śmiech.
- Ma się ten talent. - stanęłam na palcach i go cmoknęłam.
- Wracaj szybko z królewną, przyszła pani Malik. - mrugnął do mnie.
- Oj panie Malik, nie kuś. Dzieci jeszcze nie śpią. - zaśmiałam się i poszłam na górę.
Podeszłam do łóżeczka. Elisha już nie spała. Nawet nie płakała, po prostu wgapiała się we mnie jej czekoladowymi oczkami. Była strasznie podobna do Zayn'a. To że Eli była naszym rodzonym dzieckiem, nie oznacza, że Olivia jest mniej przez nas kochana. Adoptowaliśmy ją i oficjalnie jest naszą córką. Nakarmiłam Elishę i zeszłam z nią na dół. Usiadłam przy stole z resztą rodziny. Olivia wstała i zaczęła zabawiać małą.
- Dzwoniła moja matka na twój telefon. Odebrałem. Mówiła, że za 30 minut będą lądować, więc muszę już jechać. - odezwał się Zayn.
- Jasne. Uważaj na drodze. - posłałam mu uśmiech.
- Zayn mogę jechać? Proszę! - Olivia piszczała skacząc przy nim.
- Kiedy indziej słońce. Jadę po moich rodziców i siostry i nie będzie miejsca w aucie. Przepraszam, skarbie... W bagażniku też miejsca nie będzie... - cmoknął ją w czoło. - Ale ci coś kupię, okay?
- Okay! - uśmiechnęła się radośnie.
- No to idź się bawić... - odparł. - Pa skarby!
- Pa! - krzyknęłyśmy, po czym usłyszałyśmy trzask drzwi.
***
Zayn przywiózł swoją rodzinę do nas. Ubrałam Elishę w śliczną białą sukieneczkę, która pięknie wyróżniała się na jej ciemnej skórze. Na jej główkę założyłam opaskę z czarno-szaro-różową kokardą. Nałożyłam na nią szary sweterek i położyłam na chwilę do łóżeczka. Kazałam Olivii założyć beżową sukienkę, która była prosta. Ślicznie na niej wyglądała. Rozczesałam jej blond włosy i zaplotłam w piękny długi warkocz. Na stopach Oli spoczęły czarne baleriny.
- Śliczne wyglądasz. - powiedziałam.
- Boję się Sky... - powiedziała.
- Czego? - spytałam.
- A co jeśli mnie nie zaakceptują? Nie jestem wasza, a Elisha tak... - odparła.
- Oczywiście, że jesteś nasza. - przytuliłam ją. - ciebie nie da się nie lubić.
Zeszłyśmy na dół. Olivia poszła do Zayna, a ja trzymałam Elishę na rękach.
- Jaka ona słodka! - piszczała Doniya wraz z Wal.
- Strasznie podobna do Zayna. Tylko twoje ma włosy. Widać już po kolorze. - powiedziała matka Zayna.
- Tak. Będzie nietypową mulatką, co w sumie jest fajne. - uśmiechnęłam się.
- Mówię ci mamo, będzie chuda jak Sky, charakter też pewnie po niej odziedziczy. - powiedziała Doni
Zaczęliśmy przygotowywać kolację. Zayn wraz z Yasirem poszli do salonu zabierając Safaa'ę, Elishę i Olivię.
- To kiedy ślub? - spytała Trisha.
- Za kilka miesięcy. Nie mamy jeszcze wszystkiego zaplanowanego. - odpowiedziałam.
- Kiedy w ogóle się zaręczyliście?- zapytała Doniya.
- Mieszkamy tu już 8 miesięcy, więc 7 miesięcy i 15 dni temu. - odparłam.
- I 13 godzin temu. - Wtrącił Zayn.
- Tak... To była cudowna noc. - powiedziałam.
- Gdzie Eli? - spytała Trish.
- Z jej dziadkiem. Spokojnie Oli go pilnuje. - zaśmiał się Mulat obejmując mnie od tyłu.
- Zayn daj mi dokończyć, bo nie dostaniesz jeść. - powiedziałam.
- Przeszkadzam ci? - spytał mi do ucha.
- A i owszem. - odparłam.
- Więc cię nie puszczę. Już nigdy. - odpowiedział.
****************************************************************************
Morał tej historii jest taki, że warto walczyć o to, na czym ci tak naprawdę zależy. O miłość, która wystawia cię razem z losem nawet na najcięższe próby. O osobę, którą kochasz, która cię rani. O marzenia związane z wolnością duchową. O miejsce z dala od problemów. O nadzieję, która wciąż ci towarzyszy. 
Nigdy nie mówiłem, że nie jestem trudną do zrozumienia osobą. Jestem. Nadal. Mimo iż się zmieniłem. Przyznam szczerze, że nie każde swoje zachowanie kontrolowałem. Jestem zły na siebie właśnie o to. O to, że przez większość czasu Skylynn cierpiała, a ja nie umiałem jej pomóc. Były momenty, gdzie nawet nie chciałem jej pomagać tylko od razu zabić. Jest mi głupio, bo uciekałem od problemów, a Sky chciała mi tylko pomóc zwalczyć je wszystkie. Nawet nie wie, jak bardzo wdzięczny jestem za to, że uratowała mnie przed więzieniem, albo śmiercią z ręki moich wrogów. Ta kobieta, która nosiła przez 9 miesięcy moje dziecko w sobie, która nauczyła mnie kochać innych ludzi i która pokazała mi, że pieniądze na tym świecie się nie liczą jest niczym diament. Unikalna, bezcenna, piękna i niedostępna dla wszystkich. Mam czelność nazwać się szczęściarzem, bo ten diament, została matką moich córek (Olivii, którą adoptowaliśmy i Elishy) i zostanie moją żoną.
Nawet nie wiecie jak Bogu jestem wdzięczny za to, że ona jest ze mną.
Niech ta historia nauczy was jednego.
Chrzanić hajs. Pieprzyć cały świat. Liczy się tylko jedna osoba w twoim życiu. Jest to osoba, przy której tracisz wszystkie zmysły i myśli. Przy której twoje organy skręcają się i rozdzierają. Osoba, która jest dla ciebie jak narkotyk, uzależniasz się od niej. I którą darzysz nieświadomie ogromnym uczuciem jakim jest miłość.
Miłość nigdy nie zapowiada kiedy przyjdzie.
I to jest w niej najpiękniejsze.
KONIEC.
_________________________________________________________________________
OMFG. Nie wiem jak, nie wiem kiedy, ale wymyśliłam takie zakończenie z perspektywy Zayna i strasznie mi się spodobało. Tak wchodzę po kilku dniach se myśle: "no chyba by wypadało to w końcu dodać, c'nie?" i tak patrzę i czytam i: "ło kurwa, to ja to napisałam?" i przychodzi moja mama i patrzy mi w na bloggera i ta sama reakcja. Dzięki mamo, dzięki tobie poczułam się pewniej. :')
A jak wam się spodobało zakończenie, hm?
PISZCIE!
lovv yall!
May xx

1 komentarz:

  1. Hej!
    Zakończenie tego imagina jest po prostu idealne! Tak bardzo się cieszę, że to wszystko tak dobrze się skończyło. Zayn stał się taki słodki i kochany, a jego perspektywa jest naprawdę piękna, wzruszająca i pouczająca.
    Szkoda, że to już koniec, na ale przecież wszystko co dobre kiedyś się kończy, więc z niecierpliwością czekam na Twoje kolejne prace i bardzo, bardzo dziękuję za podzielenie się z nami tą historią <3
    Buziaki i do następnego :*
    Doma

    OdpowiedzUsuń