niedziela, 13 października 2013

Louis cz.30 "Proszę... Louieh proszę... Zawiodłeś"

"Proszę... Louieh proszę... Zawiodłeś"

Złapałam metalowej poręczy, podciągając się i wchodząc na pokład. Upadłam przyciskając policzek do twardej drewnianej podłogi i zamknęłam na chwilę oczy. Po chwili poderwałam się, stając na równe nogi. Zostawiłam go tam, w lodowatej wodzie. To Brutalne. Brutalne... to słowo cały czas odbijało się w mojej głowie. Podbiegłam dalej, do krawędzi. Uklęknęłam na kolana i złapałam za linę z Louisem. Ciężki. Zaczęłam ciągnąć, ale nawet nie drgnęła, a ja bardziej zsuwałam się do wody. Szybko podążałam wzrokiem po kadłubie, patrząc gdzie jest jej drugi koniec. Barierka po prawej stronie. Odwiązałam go szybko, przekładając przez poręcz i sama się do niego przywiązując. Zaparłam się o jedną z metalowych rurek i zaczęłam ciągnąć. Udało się, trochę drgnęło. Włożyłam w to resztki swoich sił i wciągnęła, jego ciał na pokład. Jest nie przytomny, ale gdyby był, ból mógłby okazać się nie do zniesienia. Za pewne będzie czuł go potem. Poobijałam go. Odwiązałam od niego sznur z szorstkiej włókniny i o dziwo udało mi się go podnieść. Zarzuciłam sobie jego ramię na swoją szyję i oplotłam go w pasie. Wolnym i trudnym dla mojej kostki krokiem szłam do środka katamarany. Rzuciłam go na łóżku, widząc w jakim jest stanie. Rozebrałam go szybko do bielizny owijając w pościel. Zdjęłam jego mokry sweter ze swojego ciała i położyłam się obok niego, mocno przytulając. Oplotłam go niczym bluszcz, głaskając po włosach. Mimo, że sama byłam prawie jak kostka lodu, starałam się go ogrzać ciepłem swojego ciała. Podobno my go nie czujemy, ale ono jest najsilniejsze....

Minęło sporo czasu, kilkanaście, kilkadziesiąt minut. Chłopak wydawał się oddychać normalnie, ale wciąż był nie przytomny i zimny. Wstałam z łóżka, przykrywając go szczelnie kołdrą i szybki, bolesnym krokiem podążyłam do łazienki. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, białe ściany kontrastowały z czarnym wyposażeniem. Szeroki z grubego granitu blat idealnie zlewał się z czarnym kamiennym zlewem. Otworzyłam jedną, jedyną w tym pomieszczeniu szafkę, namierzając swój cel. Napełniłam miskę gorącą wodą i wzięłam pod pachę ręcznik z idealnie ułożonego stosu tuż obok prysznica. Zilustrowałam kabinę, która wzbudził we mnie ciekawość. Brodzik nie był zwyczajny, nie był biały, także był czarny, ale to nie to. Nie był płytki, był głęboki i długi. Mogłabym się w nim cała rozłożyć, leżąc w gorącej wodzie i mając swobodnie wyprostowane nogi. Szklane drzwiczki, były matowe, nie dając podglądaczą żadnej satysfakcji. Podoba mi się. Mogłabym tu... Nie. Pokręciłam głową ganiąc siebie w myśli. Opuściłam łazienkę, wchodząc do salonu. Ustawiłam naczynie z wodą przy łóżku, siadając na jego krawędzi i odkryłam Louisa. Zmoczyłam ręcznik i delikatnie obmywałam jego klatkę piersiową, ogrzewając jednocześnie. Powędrowałam w górę, przez szyję do szczęki i czoła. Była na nim rozmazana krew. Od czego ? Skąd ? Wytarłam ją, przeczesując mokre włosy i szukając jej źródła. Znalezienie rany nie okazało się trudne, ale wyglądało okropnie. Skrywane wysoko na czole, pod warstwą włosów rozcięcie, przyprawiało mnie o ból. Właśnie czułam ból widząc to. Podreptałam szybko do kuchni, przeczesując wszystkie szafki po kolei. Rozsuwałam szuflady jedna po drugiej, nie dbając o ich zasunięcie. Gdzieś musi mieć tu apteczkę. Wróciłam do łazienki, otwierając wspomnianą szafkę. Nie ma. Otworzyłam szufladę zaraz pod nią, pokładając w niej nadzieje. Jest. Wyciągnęłam szybko gazę, wodę utlenioną i plaster... Zajęłam się tą raną, sycząc za Louisa, kiedy przemywałam ją. To jest dziwne. Nakleiłam starannie plaster, który szybko zaczął nasiąkać krwią. Zamoczyłam ponownie ręcznik, rozkładając go na jego torsie. Położyłam się obok niego oplatając swoim ciałem. Co jakiś czas namaczałam materiał, by był ciepły....

***
3:30 chłopak nadal nieprzytomny. Boje się. Boje się o niego. Mój przyszły mąż. Mój, tylko mój. Nie zamierzam się nim dzielić. Głaskałam jego wilgotne, ale nadal miękkie włosy, nucąc cicho piosenkę. Nie postrzeżenie słowa zaczęły wydostawać się z moich ust, a moja podświadomość stała w koncie zwijając się ze śmiechu. Tak, dobrze, że mnie nie słyszy. Prawdopodobnie, gdyby usłyszał mój śpiew uciekłby, nie chcąc już mnie.
- Louis obudź się już, proszę.
Mój głos był cichy i ochrypły, bardzo ochrypły.
- Proszę, Louieh.
Położyłam głowę na jego lewej piersi, na sercu i przykryłam nas kołdrą.
- Proszę.
Szept uleciał z moich wyschniętych ust, a słone łzy bezsilności,
 biegnące po policzkach, wypełniły je, nadając słony posmak. Zmrużyłam oczy, nie kontrolowanie zasypiając....

***
 
Oderwałam szybko policzek od jego skóry, wyrywając się ze snu. Usiadłam prosto szybko oddychając. Być może coś mi się śniło, nie wiem. Spoglądam na zegarek 4:15. Spałam chwilę. Mała lampka w kącie wciąż się świeci, rzucając swoją poświatę na łóżko i na nas. Jacht wciąż się kołysze, sztorm trwa. Nie przyjemne uczucie w moim żołądku jest nieodczuwalne, jak wcześniej. Jednak drżę. Moje ciało drży. Adrenalina opadła, a wszystkie nerwy, przeżycia i strach kumulują się we mnie, wypełniając każdy zakamarek mnie.
- Louieh proszę obudź się.
Znowu płaczę, to męczy już nawet mnie. Nie chcę płakać. Szlocham cicho w jego szyję, tuląc się do niego.
- Proszę....
- O co prosisz maleńka ?
Podnoszę się, słysząc jego słaby, ale radosny głos.
- Louieh.- chrypię.
Wybucham jeszcze większym płaczem, opadając w jego ramiona.
- Ćśś....maleńka.
- Bałam się, zostawiłeś mnie. Szukałam. Byłeś zimny. Nie ruszałeś się....
Każde słowo przerywał mój szloch, a ja nie potrafiłam złożyć jednego zdania.
- Ćśś.... nie myśl teraz o tym.
Jego szept był uspokajający. Jak lekarstwo na całe zło. Zatapiałam się w jego ramionach, kiedy on mocno mnie do siebie przyciskał, zatapiając nos w moich włosach. Podniosłam się lekko, składając na jego ustach szybki, czuły, delikatny pocałunek. Ponownie opadłam, zamykając oczy.
- Nie zostawiaj mnie tutaj samej dzisiaj... proszę.
Błagałam, nie chcąc, by podczas gdy ja zasnę, wychodził na zewnątrz. Jest do tego zdolny.
- Nie zostawię. Obiecuję...
Odetchnęłam, całując jego szyję.
- Kocham cię maleńka. Aniele.
- A ja ciebie mały.
Spokojna, wyczuwałam jak jego oddech zamienia się na senny, a organizm zapada w sen. Bezpieczeństwo. Byliśmy bezpieczni. Udałam się w jego ślady, pozwalając, by Morfeusz oprowadził mnie po swojej krainie.

***
 
- Nie proszę ! Nie !
Krzyczałam przerażona, widząc Louisa na przodzie Katamarany. Obiecał. Obiecał, że mnie nie zostawi tej nocy. Czułam nienawiść do jego osoby, przepełnioną bólem. Zawiódł...

 
Louis dupo zawiodłeś Heyley....
Miałam dodać popołudniu i już popołudniu miałam ją przygotowaną,
ale coś z internetem się stało i dopiero włączyli mi.
Przepraszam, że czekaliście.
Jeszcze będą 3, 4 z porywem do 5 części.
Kocham was i dziękuję /Natalia

6 komentarzy:

  1. o matko.. boskie! strasznie się ciesze, że Lou się obudził :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochanie... nie wiem co mam napisać.Wczoraj znudzona, wystawiona przez chłopaka zaczęłam szperać po internecie, no i znalazłam twój blog. Jako że moim ulubieńcem jest Loui to zaczęłam czytać to opowiadanie. Była może 22? No jakoś tak, tak mnie to wciągnęło że przeczytałam całe od razu. Dziś co chwile patrzyłam czy coś dodałaś. Widać że masz pomysły, co bardzo mi się podoba. Genialne po prostu genialny. Coś mi się wydaje że ten koniec to też jej sen no ale zobaczymy. Mam takie pytanko zastanawiałaś się nad pisaniem książek w przyszłości? Nie mogę się doczekać następnego, buziaki i weny życzę
    Sheerio

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej to piękne co napisałaś i jest mi przykro z powodu twojego chłopaka, jeżeli chcesz to zaraz wpadnę i go prześwięce... :D Nie nie zastanawiałam się nad pisaniem książek ;) Ale bardzo ci dziękuję za komentarz /Natalia

      Usuń
  3. Matko świetne :) dziękuję ci z całego serca że Louis żyję... już tak się o niego bałam.. o nich :) mam nadzieję że Heyley nie będzie aż tak zła na Louisa i że będzie dobrze <3
    jesteś świetna <3 Kocham cię i twoje opowiadanie i szkoda że je kończysz :(
    Mrs.Horan

    OdpowiedzUsuń
  4. Fantastyczne mój Aniele, kocham to i nie masz za co przepraszać, ważne że wstawiłaś ;). Jestem naprawdę wdzięczna za te wszystkie słowa i zdołasz się nam odpłacić, choć tak naprawdę nie masz za co. To my zostawiając te wszystkie komentarze dziękujemy Ci, że Ci się chciało pisać, że poświęciłaś swój czas, że pamiętasz, że chcesz... Jesteś fantastyczna, kocham Cię. Chciałabym spotkać w swoim życiu jeszcze nie jedną tak fantastyczną i utalentowaną osobę, jak Ty. Kocham Cię, Aniele, jesteś wspaniała i NIGDY nie zapominaj o tym. Pamiętaj, że masz siostry, które zawsze Ci chętnie pomogą :) ♥♥♥♥♥♥. Jesteś świetna i zapewniam Cię, że czytanie Twoich imaginów i komentowani ich, to dla mnie czysta przyjemność i mogłabym robić to do końca życia, gdyby najzwyczajniej w świecie nie brakowało mi słów i określeń na to, jakie są wspaniałe i fascynujące, bo naprawdę masz wielki talent i wszystkie Twoje imaginy są perfekcyjne. Kocham Cię i nie mogę doczekać się kolejnej części :). I jeszcze raz bardzo Ci dziękuję. Za wszystko. Za miłe słowa, za to że piszesz, jesteś, pamiętasz... Uwielbiam Cie, Aniele ♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥ A i mam nadzieję, że gdzieś w tej końcówce planujesz jakieś wesele... :D

    OdpowiedzUsuń
  5. I po raz kolejny mam łzy w oczach.... to wszystko przez ciebie. To co piszesz, zabierasz mi wszystkie słowa, a ja teraz nie wiem co powiedzieć... kocham kocham kocham cię tak mocno ♥♥♥♥♥ Dziękuję za wszystko, tak to jedno dziękuję to za mało trzeba jeszcze miliona takich dziękuję... Nie wiem co mam mówić jesteś wspaniała i twoje komentarze zabijają mnie siłą emocji jakie kryją... kocham cię /Natalia

    OdpowiedzUsuń