Wzdycham ciężko i po raz kolejny zerkam na wejście do klubu. Zayn nie wraca już dosyć długo. W mojej głowie pojawiło się sporo scenariuszy, każdy o coraz to gorszym zakończeniu. Opieram dłonie na skórzanym siedzeniu po obu stronach moich ud i podciągam się do góry. Na wyświetlaczu radia niebieskim kolorem ukazuje się godzina 22, minęło dziesięć minut, a nie pięć o jakich wspominał. Łzy na moich policzkach zdążyły już wyschnąć, a ja w zdenerwowaniu na nowo odświeżyć rozcięcie na wardze. Luzuję pas bezpieczeństwa, którym również zdążyłam się już przypiąć i rozważam jego rozpięcie, tak samo, jak wtargnięcie do baru. Może być bardziej zdenerwowany ? Snop światła pada na chodnik co od razu prowadzi mój wzrok na wejście. Ciemna postać pana Malika wyjawia się za drzwi, a za nim mój szef. Obaj ściskają sobie dłonie i z ruchu warg wnioskuję, że rozmawiają. Wypuszczam zalegające w płucach powietrze i zsuwam się po siedzeniu, przymykając oczy. Naprawdę się martwiłam... chociaż nie powinnam.
- Przepraszam, że tak długo. Zmarzłaś ?
Wzdrygam się na jego głos i gwałtownie szarpię w górę. Samochód jest już odpalony, a dłonią podkręca ogrzewanie. Kręcę głową zaprzeczając, chociaż właściwie jest mi zimno.
- Nie bił się pan ?
Nie wiem czemu zadaje to pytanie i nie wiem nawet, kiedy pada z moich ust. Widzę jego rozbawione spojrzenie i tym bardziej czuję, że było nieodpowiednie.
- Jestem za stary, by się bić May. Preferuję rozmowy. No chyba, że ktoś bardzo, ale to bardzo o to zabiega.
Kiwam w zrozumieniu i odwracam głowę w kierunku swojej szyby.
- Za nim gdziekolwiek pojedziemy musisz mi coś obiecać.
Nie odzywam się co chyba uznaje za znak, by kontynuować.
- Nigdy nie będziesz tańczyć publicznie. Mam na myśli tańce erotyczne.
Patrzę na niego i przeczę ruchem głowy.
- Muszę. Czasem bardzo potrzebuję pieniędzy.
Właściwie przez cały czas bardzo ich potrzebuję.
- Możesz przyjść do mnie... na pewno ci pomogę i wspólnie coś ustalimy, ale nie możesz już tańczyć.
- Dlaczego ?
Nie chcę już tańczyć i zgadzam się z nim, że nie mogę tego robić, ale jestem ciekawa.
- Ponieważ nie chcę byś to robiła. Obiecaj mi Mayer, że więcej nikt publicznie nie zobaczy twojego ciała.
- Obiecuję spróbować.
- W porządku. Sam tego dopilnuję.
Włącza się w ruch i właściwie to od dłuższej chwili nie wiem co mu odpowiedzieć.
- Chyba za późno już na jakąkolwiek restauracje. Będziesz miała mi za złe, jak pojedziemy do mojego biura ?
Kręcę głową, tyle razy byłam w tym klubie, że kolejny nie zrobi mi różnicy.
- Może pan odwieźdź mnie do mojego mieszkania, tak będzie te...
- Nie ma takiej opcji.
Zwieszam głowę i bawię się swoimi palcami. Zapowiada się ciekawie w złym znaczeniu tego słowa. Mijamy nie zliczoną ilość skrzyżowań ze światłami i na każdym kolejnym czerwonym kolorze, Zayn wydaje się być bardziej rozdrażniony.
- Jesteśmy.
Ściągam brwi, znam ten parking, ale budynek nie jest miejscem, w którym pracowałam.
- Nie.. nie jesteśmy pod klubem.
Zayn przyjmuje taki sam wyraz twarzy co ja i wzdycha.
- Tutaj pracuję, kiedy przyjeżdżam do Londynu. Biuro w klubie jest, ponieważ jest i nie spędzam w nim czasu.
Wysiada, więc robię to samo. Doganiam go i razem przekraczamy próg wieżowca. Starszy portier zwraca na nas uwagę i uśmiecha się miło, po czym wraca wzrokiem na monitor komputera. W budynku nie ma nikogo, a światła są pogaszone. Wjeżdżamy na odpowiednie piętro i zostaję pokierowana do ostatnich drzwi na końcu wielkiego hallu. Pomieszczenie wypełnia się światłem i nie wiele jestem zaskoczona, widząc chłodne wnętrze. Ściany pokrywają się surową bielą i jedynym innym kolorem wyraźnie się odcinającym jest brąz. Brązowe, dębowe biurko, brązowy, dębowy regał i brązowy, skórzany narożnik ze szklanym stolikiem. Nic więcej.
- Usiądź.
Posłusznie siadam i obserwuje jak zdejmuję marynarkę.
- Jesteś głodna ? Mogę zorganizować chinszczyznę.
- Nie trzeba.
Przysiada obok mnie, stawiając na stoliku dwa kieliszki i butelkę wina. Sprawnie posługuje się korkociągiem, po czym wypełnia szkoło czerwoną cieczą. Podaje mi jeden, a sam bierze drugi. Upijam łyk, od razu czując kwaskowaty smak i rozchodzące się gorąco.
- Chciałabyś coś o mnie wiedzieć May ?
Kręcę głową, ale po chwili zastanowienia mam jedno takie pytanie.
- Gdzie pan mieszka... znaczy skąd pan... bo.. ?
- W Nowym Yorku.
Potakuję, a moje policzki oblewają rumieńce.
- Nie mów do mnie per pan. Po prostu Zayn.
Znowu potakuję i odstawiam swój kieliszek. Pocieram dłonie zdenerwowana i unoszę głowę. W jednym momencie zostaję napadnięta przez usta mężczyzny, które teraz przybrały smak naszego trunku.
Czuję jak dziewczyna wzdryga się, kiedy z zaskoczenia ją całuję. Jej pierwszą reakcją jest próba odepchnięcia mnie, ale kiedy przyciągam ją do siebie, nie pozwalając jej uciec przyjmuje pocałunek. Usta ma miękkie i mimo wyrazistego smaku wina, nadal są słodkie. Naprawdę uwielbiam jej usta. Ciałem mogę porównać ją do Carmen, ale nie wargami. Gdy naciskam zbyt mocno, czuję metaliczny smak krwi. Próbuje się nie skrzywić, ale kiedy całuję ją jeszcze raz, porusza się i cicho syczy.
- Przepraszam, nie chciałem.
Kiwa głową i odwraca wzrok nic nie mówiąc.
- May czy twój chłopak zrobił ci coś jeszcze ? Bije cię ?
- Nie.
Nauczyłem się rozpoznawać, kiedy ludzie mówią nie szczerze, a ona ewidentnie to robi.
- Wiem, że kłamiesz.
Łapie jej dłoń, ale jak oparzona ją wyrywa.
- Nie kłamię.
- Owszem kłamiesz. Skrzywdzę cię jeśli mi nie powiesz prawdy.
Kiedy na mnie spogląda, jej oczy wypełniają się łzami, a na twarzy przejawia się strach.
- Więc ?
- Raz próbował... był pijany... to nic takiego.
- Co próbował ?
- O.on... o.. nic.
Jąka się, ale nie przeszkadza mi to, zauważyłem, że dość często to robi w przypływie strachu czy bólu.
- Co próbował Mayer ?
Cisza się przeciąga i w momencie, gdy mam coś powiedzieć z jej ust wydobywają się ciche dźwięki.
- Zgwałcić mnie.
Szepcze prawie nie słyszalnie. Nabieram w płuca powietrza i zamykam oczy, opierając się o oparcie sofy. Naprawdę próbuję zrozumieć czemu jej się to przytrafia, ale nie umiem. Nie umiem zrozumieć ludzi, którzy w taki sposób wykorzystują innych. Brzydzę się tym.
- Czemu chciałeś, abym dla ciebie tańczyła ?
- Jesteś w tym dobra. Jestem facetem, każdy dałby naprawdę dużo, by na ciebie popatrzeć. Nie jestem wyjątkiem.
Odpowiada, ale wiem, że jego odpowiedź kryje coś jeszcze, nie wiem tylko co.
- May ? Dzisiaj kiedy powiedziałeś, że pozbawiając cię pracy w klubie, skazałem cię na śmierć... wiesz, że nie zostawiłbym cię tak prawda ? Nie po to ci pomogłem, by później wszystko zniszczyć. Tamtego dnia, kiedy wyszłaś na zewnątrz, bardzo płakałaś, mokłaś na deszczu i.. w pewnym momencie chciałem wyjść po ciebie, ale nie zrobiłem tego, musisz mi zaufać, że postąpiłem dla twojego dobra. Nie przygarnąłem cię, ale jechałem całą drogę za tobą, pilnując, by nic ci się nie stało.
To wyjaśnia czemu wtedy czułam, że ktoś mnie śledzi, śledził mnie. Nie wiem czy powinnam być zła, wesoła, smutna czy zawiedziona. Nie czuję nic prócz pustki. Nic nie czuję.
- Jutro masz dzień wolny w pracy i postanowiłem cię gdzieś zabrać, masz lęk wysokości ?
- Nie.
Nie czuję nic. Czy to jakiś etap przejściowy ? Nie czucie niczego ?
____________________________________________________________________________________________
- Przepraszam, że tak długo. Zmarzłaś ?
Wzdrygam się na jego głos i gwałtownie szarpię w górę. Samochód jest już odpalony, a dłonią podkręca ogrzewanie. Kręcę głową zaprzeczając, chociaż właściwie jest mi zimno.
- Nie bił się pan ?
Nie wiem czemu zadaje to pytanie i nie wiem nawet, kiedy pada z moich ust. Widzę jego rozbawione spojrzenie i tym bardziej czuję, że było nieodpowiednie.
- Jestem za stary, by się bić May. Preferuję rozmowy. No chyba, że ktoś bardzo, ale to bardzo o to zabiega.
Kiwam w zrozumieniu i odwracam głowę w kierunku swojej szyby.
- Za nim gdziekolwiek pojedziemy musisz mi coś obiecać.
Nie odzywam się co chyba uznaje za znak, by kontynuować.
- Nigdy nie będziesz tańczyć publicznie. Mam na myśli tańce erotyczne.
Patrzę na niego i przeczę ruchem głowy.
- Muszę. Czasem bardzo potrzebuję pieniędzy.
Właściwie przez cały czas bardzo ich potrzebuję.
- Możesz przyjść do mnie... na pewno ci pomogę i wspólnie coś ustalimy, ale nie możesz już tańczyć.
- Dlaczego ?
Nie chcę już tańczyć i zgadzam się z nim, że nie mogę tego robić, ale jestem ciekawa.
- Ponieważ nie chcę byś to robiła. Obiecaj mi Mayer, że więcej nikt publicznie nie zobaczy twojego ciała.
- Obiecuję spróbować.
- W porządku. Sam tego dopilnuję.
Włącza się w ruch i właściwie to od dłuższej chwili nie wiem co mu odpowiedzieć.
- Chyba za późno już na jakąkolwiek restauracje. Będziesz miała mi za złe, jak pojedziemy do mojego biura ?
Kręcę głową, tyle razy byłam w tym klubie, że kolejny nie zrobi mi różnicy.
- Może pan odwieźdź mnie do mojego mieszkania, tak będzie te...
- Nie ma takiej opcji.
Zwieszam głowę i bawię się swoimi palcami. Zapowiada się ciekawie w złym znaczeniu tego słowa. Mijamy nie zliczoną ilość skrzyżowań ze światłami i na każdym kolejnym czerwonym kolorze, Zayn wydaje się być bardziej rozdrażniony.
- Jesteśmy.
Ściągam brwi, znam ten parking, ale budynek nie jest miejscem, w którym pracowałam.
- Nie.. nie jesteśmy pod klubem.
Zayn przyjmuje taki sam wyraz twarzy co ja i wzdycha.
- Tutaj pracuję, kiedy przyjeżdżam do Londynu. Biuro w klubie jest, ponieważ jest i nie spędzam w nim czasu.
Wysiada, więc robię to samo. Doganiam go i razem przekraczamy próg wieżowca. Starszy portier zwraca na nas uwagę i uśmiecha się miło, po czym wraca wzrokiem na monitor komputera. W budynku nie ma nikogo, a światła są pogaszone. Wjeżdżamy na odpowiednie piętro i zostaję pokierowana do ostatnich drzwi na końcu wielkiego hallu. Pomieszczenie wypełnia się światłem i nie wiele jestem zaskoczona, widząc chłodne wnętrze. Ściany pokrywają się surową bielą i jedynym innym kolorem wyraźnie się odcinającym jest brąz. Brązowe, dębowe biurko, brązowy, dębowy regał i brązowy, skórzany narożnik ze szklanym stolikiem. Nic więcej.
- Usiądź.
Posłusznie siadam i obserwuje jak zdejmuję marynarkę.
- Jesteś głodna ? Mogę zorganizować chinszczyznę.
- Nie trzeba.
Przysiada obok mnie, stawiając na stoliku dwa kieliszki i butelkę wina. Sprawnie posługuje się korkociągiem, po czym wypełnia szkoło czerwoną cieczą. Podaje mi jeden, a sam bierze drugi. Upijam łyk, od razu czując kwaskowaty smak i rozchodzące się gorąco.
- Chciałabyś coś o mnie wiedzieć May ?
Kręcę głową, ale po chwili zastanowienia mam jedno takie pytanie.
- Gdzie pan mieszka... znaczy skąd pan... bo.. ?
- W Nowym Yorku.
Potakuję, a moje policzki oblewają rumieńce.
- Nie mów do mnie per pan. Po prostu Zayn.
Znowu potakuję i odstawiam swój kieliszek. Pocieram dłonie zdenerwowana i unoszę głowę. W jednym momencie zostaję napadnięta przez usta mężczyzny, które teraz przybrały smak naszego trunku.
_________________________________________________________________________________
(Zayn)
- Przepraszam, nie chciałem.
Kiwa głową i odwraca wzrok nic nie mówiąc.
- May czy twój chłopak zrobił ci coś jeszcze ? Bije cię ?
- Nie.
Nauczyłem się rozpoznawać, kiedy ludzie mówią nie szczerze, a ona ewidentnie to robi.
- Wiem, że kłamiesz.
Łapie jej dłoń, ale jak oparzona ją wyrywa.
- Nie kłamię.
- Owszem kłamiesz. Skrzywdzę cię jeśli mi nie powiesz prawdy.
Kiedy na mnie spogląda, jej oczy wypełniają się łzami, a na twarzy przejawia się strach.
- Więc ?
- Raz próbował... był pijany... to nic takiego.
- Co próbował ?
- O.on... o.. nic.
Jąka się, ale nie przeszkadza mi to, zauważyłem, że dość często to robi w przypływie strachu czy bólu.
- Co próbował Mayer ?
Cisza się przeciąga i w momencie, gdy mam coś powiedzieć z jej ust wydobywają się ciche dźwięki.
- Zgwałcić mnie.
Szepcze prawie nie słyszalnie. Nabieram w płuca powietrza i zamykam oczy, opierając się o oparcie sofy. Naprawdę próbuję zrozumieć czemu jej się to przytrafia, ale nie umiem. Nie umiem zrozumieć ludzi, którzy w taki sposób wykorzystują innych. Brzydzę się tym.
- Czemu chciałeś, abym dla ciebie tańczyła ?
_________________________________________________________________________________
Odpowiada, ale wiem, że jego odpowiedź kryje coś jeszcze, nie wiem tylko co.
- May ? Dzisiaj kiedy powiedziałeś, że pozbawiając cię pracy w klubie, skazałem cię na śmierć... wiesz, że nie zostawiłbym cię tak prawda ? Nie po to ci pomogłem, by później wszystko zniszczyć. Tamtego dnia, kiedy wyszłaś na zewnątrz, bardzo płakałaś, mokłaś na deszczu i.. w pewnym momencie chciałem wyjść po ciebie, ale nie zrobiłem tego, musisz mi zaufać, że postąpiłem dla twojego dobra. Nie przygarnąłem cię, ale jechałem całą drogę za tobą, pilnując, by nic ci się nie stało.
To wyjaśnia czemu wtedy czułam, że ktoś mnie śledzi, śledził mnie. Nie wiem czy powinnam być zła, wesoła, smutna czy zawiedziona. Nie czuję nic prócz pustki. Nic nie czuję.
- Jutro masz dzień wolny w pracy i postanowiłem cię gdzieś zabrać, masz lęk wysokości ?
- Nie.
Nie czuję nic. Czy to jakiś etap przejściowy ? Nie czucie niczego ?
____________________________________________________________________________________________
Nie sprawdziłam tego rozdziału i nie jest najlepszy, ale postaram się przy następnym.
Dobranoc xx
/Loveyoursmile
Super część! Kiedy dodasz następną częś bo ja już umieram z ciekawości :-D Czy oni może skoczą ze spadochronem? Fajnie by byłoXD <3
OdpowiedzUsuńświetny!!! :D Czekam na next
OdpowiedzUsuńExD
Zajebisty, czekam na następny
OdpowiedzUsuńCudeńko :*
OdpowiedzUsuńcudowny i jestem bardzo ciekawa czy za tą sprawą kryje się coś jeszcze ;p
OdpowiedzUsuńCudowny! <3
OdpowiedzUsuńBosko :) Ciekawe co z tym lękiem wysokości... Gdzie ten Malik ją zabierze? Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału ;) Pozdrawiam i do następnego <3
OdpowiedzUsuńSuuper
OdpowiedzUsuńŚwietne ;*
OdpowiedzUsuń