Harry Styles, najmłodszy z paczki Zayna zgłosił ich do turnieju piłki siatkowej na plaży. Uznał, że są dość mocną ekipą, by pokonać tutejszą drużynę, nie zważając na to, że to właśnie Harryemu poprzedniego dnia omsknęła się piłka, przez co Zayn krzywo odbił trafiając w Zoe Morgan.
Dziewczyna właśnie z braćmi wyszła na plażę zostawiając dorosłych w domu.
- Ble... - mruknęła dziewczyna jak przez myśli przemknęło jej co właśnie będą robić.
- Co ble? - spytał Jamie.
- Oby po sobie posprzątali. - rzuciła i poszła przed siebie.
- Zoe! Zoe! Chodźmy popatrzeć jak grają! - krzyczał Mikey.
- Zapytaj Jamiego. - powiedziała.
- Jamie proszę! - pisnął robiąc maślane oczka do brata.
- W porządku. - odparł biorąc dziecko "na barana"
- Yey! - zachichotał.
- Pójdę po shake'i... - powiedziała Zoe - I tak jest rozgrzewka...
- Ja chcę czekoladowy. - zamówił Mikey.
- Ja truskawkowy. - dodał Jamie.
- A ja kuca w różowych trampkach! - udała uroczą 5-latkę.
- Masz 10 funtów. Resztę zachowaj dla siebie. - zaśmiał się starszy brat.
- A czemu mi nie płacisz, Jamie? - spytał Mikey z oburzoną miną.
- Bo jesteś smerfem. Smerfy nie dostają pieniędzy. - powiedziała dziewczyna.
- Jeszcze. - machnął mały palcem.
Zoe szła wzdłuż plaży do budki z napojami. Zamówiła 1 duży waniliowy, 1 duży truskawkowy i 1 mały czekoladowy. Trzymając zimne napoje w ręce wróciła tą samą drogą. Głowę trzymała w dole uważając, żeby nie nadepnąć na jakąś muszelkę, czy plastikową zabawkę. Akurat Zayn chciał odebrać wysoką piłkę od Nialla i upadł na dziewczynę.
- Cholera! - syknęła dziewczyna. - Palancie wisisz mi...! Koszulkę...
Zdziwiła się widząc ponownie mulata.
- Oczywiście, że odkupię ci koszulkę. Tak strasznie cię przepraszam. Ponownie. - uśmiechnął się.
- Nieważne... - mruknęła, po czym westchnęła. - Po prostu zejdź mi z drogi.
Chciała go wyminąć, ale chwycił ją za nadgarstek.
- I jeszcze napoje. Zostajesz na meczu? - spytał.
- Mój braciszek zatłucze mnie jeśli sobie odpuszczę tak ważne wydarzenie. - wskazała palcem na swoich braci na trybunach.
- Jesteś z chłopakiem? - zadał następne pytanie.
Poczuł lekki zawód, gdyż spodobała mu się brunetka.
- Co? Nie! - zaprzeczyła szybko. - Mam 2 braci.
- Jestem Zayn. - wyciągnął do niej dłoń.
- Zoe. - uścisnęła jego rękę lekko potrząsając.
- Cholernie cię przepraszam za shake'i i bolesny upadek. Złamałem ci coś? - zapytał.
- Ta... Upadki bywały bardziej bolesne. Nic mi nie złamałeś. - parsknęła cichym śmiechem.
- Więc Zoe... Dasz się zaprosić na dzisiejszą imprezę? - wyszczerzył się prostując. Nie zważył na to, że nadal trzymał jej dłoń.
- Pomyślę. Muszę już iść. - powiedziała.
- Będę tu cały czas. - zaśmiał się puszczając ją.
- Ta, tylko mnie nie śledź, jak będę chciała wrócić do domu. - odparła na odchodnym.
- Czekaj! - podbiegł do niej. - Trzymaj.
- Dajesz mi swoje okulary? Po co? - zdziwiła się.
- Będziesz miała powód, żeby tu wrócić do mnie i mi je oddać. Lubię te okulary. - mrugnął do niej i pobiegł z piłką na boisko.
Pokręciła głową i poszła do braci.
- Gdzie nasze napoje? - spytał Jamie.
- Gdzieś na plaży. - mruknęła.
Wyjaśniła braciom całą sytuację i zaczęli oglądać mecz. Z całych sił kibicowała drużynie Zayna. Śmiesznie wyglądał, gdy wciąż zerkał, czy Zoe na pewno nie uciekła z meczu, przez co jego koledzy musieli bronić, by piłka nie spadła na pole. Zayn, Niall, Liam, Louis i Harry wygrali turniej i zdobyli nie mały puchar za pierwsze miejsce. Zoe z braćmi kawałek dalej poszła popływać, po czym wrócili do domu.
- Mogę iść na tą imprezę? - spytała Zoe matki.
- Nie. - odparła krótko rodzicielka.
- No ale dlaczego?! - pisnęła.
- Bo nie. Na plaży kręci się wielu niebezpiecznych typów. Coś ci się stanie i co? - mruknęła. - Nikt nie będzie za ciebie odpowiadał.
- Caren ta impreza jest obok naszego domu... - obronił ją David.
- Nie ma mowy. Nie zmienię zdania. - powiedziała kobieta.
- Ugh! Czemu ty mi wszystkiego zabraniasz?! Mam 16 lat! Jestem odpowiedzialna! - wrzeszczała wstając od stołu.
- Mogę z nią iść. - odezwał się Jamie. - Ja jestem pełnoletni, więc...
- James, nie. Zoe jest jeszcze za młoda na imprezy. Tam jest alkohol, papierosy, narkotyki i wiele innych rzeczy. - upierała się matka.
- Dave, powiedz jak to wygląda z perspektywy psychologa. - powiedziała błagalnym tonem Zoe.
- Twoja matka ma rację... - zaczął, na co dziewczyna jęknęła płaczliwie. - Jednakże Caren, i Jamie i Zoe są dorośli, odpowiedzialni i umieją o siebie zadbać i powinnaś im zaufać. Są młodzi i coś też od życia im się należy. Są wakacje, a podczas wakacji, chodzi o dobrą zabawę, prawda? Jeśli chcą iść niech idą.
- Oh, Dave, a jeśli ktoś napadnie któregoś z nich? - spytała.
- Nie napadnie, przestań histeryzować. - mężczyzna pogładził ją po policzku. - A co do używek, to będą później ponosić konsekwencje swoich decyzji. Ty jak miałaś te 16 lat też szalałaś na imprezach, bo sama mi opowiadałaś.
- No dobra, idźcie na tą imprezę jak chcecie. - mruknęła Caren. - Tylko nie wracajcie zbyt późno.
- Jasne. - odparli we dwójkę i poszli do swoich pokoi.
- Ja też chcę iść na imprezę! - pisnął Mikey.
- Ty mój drogi, będziesz już o tej godzinie spał. - odparła matka.
- Dlaczego? - wydął wargę.
- Masz 16 lat? - spytała.
- Nie. - odparł.
- Masz odpowiedź. Pogadamy jak dorośniesz odnośnie twoich imprez Mike. Szoruj myć ząbki i w piżamkę. - zarządziła.
- David? - spojrzał na mężczyznę popijającego posiłek kawą.
- Sorry, przyjacielu, ale tu już nic nie wskóram. Ani jako Dave, ani jako psycholog. - powiedział.
- A przeczytasz mi bajkę na dobranoc? - spytał.
- Jasne. - uśmiechnął się do niego.
Zoe w tym czasie siedziała przed szafą i zastanawiała się co na siebie włożyć. Nie chciała ubierać się zbyt wyzywająco, z resztą nie była fanką tego typu ubiorów, ale nie chciała też wyjść na cnotkę, która zrobi wszystko by zakryć każdy milimetr swojego ciała. Nie miała jakiegoś specjalnie szpetnego ciała, którego się wstydziła. Wręcz przeciwnie, była szczupła i nie miała jakiś wielkich kompleksów. Nawet nie przeszkadzała jej jasna cera, ani fakt, że przy Mulacie wyglądała jak śnieżnobiała kartka papieru. Może i nie miała figury modelki, cholernie długich nóg, wklęsłego brzucha i dużego biustu, ale nie można powiedzieć, że była płaska w klatce piersiowej. Jej biust chłopcom w szkole się podobał. Brzuch idealnie płaski, lekko wypukłe biodra i smukłe nogi - oh na to też nikt nie narzekał. W końcu zdecydowała się na czarny luźny, sięgający do pępka top na krótki rękaw i przewiewną spódnicę w odcieniu turkusu, wyciętą do kolan z przodu i długą do kostek z tyłu. Jej włosy w kolorze gorzkiej czekolady z czarnymi przesmykami pozostawiła w stanie naturalnych fal, które ozdabiały okulary nowo poznanego chłopaka. Nałożyła podkład idealnie kontrastującym się z jej twarzą, zrobiła na powiekach kreski eyelinerem, a rzęsy wytuszowała, przez co były jeszcze bardziej gęściejsze i dłuższe jak zwykle. Jej nogi nie ozdobiły czarne sandałki-rzymianki. Telefonu nie brała, bo po co?
Gotowa zeszła na dół, gdzie czekał na nią brat. Razem opuścili dom i wyszli na plażę. Stwierdzili, że się rozdzielą i nie widzą powodu, żeby musieli wszędzie chodzić razem. Powiedzieli sobie tylko w jakich rejonach będą, by mogli łatwo się znaleźć w razie wypadku.
Zoe znalazła Zayna przy boisku. Zaśmiała się widząc go siedzącego na trybunach z butelką piwa w ręce i oglądającego morze.
- Przyniosłam twoje okulary... - Zdjęła z głowy okulary i mu podała, ale ich nie wziął.
- Pasują ci, wiesz? - uśmiechnął się.
- Oh, próbujesz mnie uwieść? - usiadła obok niego.
- Jeśli nie oberwę od twojego brata, to tak. - zaśmiał się.
- Ta, zależy którego. Piękny zachód. - powiedziała.
- To prawda. Czasem warto tak usiąść i popatrzeć... Chcesz? - Wystawił do niej butelkę.
- Nie dziękuję, nie przepadam za alkoholem. - Uśmiechnęła się.
- W takim razie i ja odstawię. Mój przyjaciel Liam, też nie pije i mówił mi raz, że to niekomfortowe kiedy inni z twojego otoczenia piją ile wlezie, a ty nie...
- Spokojnie, ja nie mam z tym problemu. Możesz pić. Pozwalam ci.
- Jakaś ty miła... Tylko sumienie mi teraz nie pozwoli pić. Umiem się ograniczyć, na prawdę... Mieszkasz w Hastings?
- Nie. Przyjechałam z Oksfordu, w którym się urodziłam na całe wakacje. Moja mama jest silnie związana z tym miejscem. Jak z tobą?
- Ja przyjechałem z Bradford. Jestem tu drugi raz. Głównie dla tego widoku. - Wskazał na zachodzące słońce - A twoja mama... Jest związana z tym miejscem, czy ogólnie z tym miastem?
- Z tym miejscem. Mamy domek kawałek dalej, koło takiego dużego pola namiotowego. Jakieś 2 km od pola.
- Więc czemu nie spotkałem cię w zeszłym roku?
- Przyjechaliśmy po kilku latach. Tutaj mój tata oświadczył się mojej mamie, wzięli ślub, później po kilku latach powiedział mojej mamie, że chce rozwodu i po roku zmarł. Nie wiem po co chciała tu wrócić. Ja nie byłam chcętna.
- Żałujesz?
- Przyjazdu? Nie... Znam cię krótko, ale wydajesz mi się inny niż reszta chłopaków. Cholera jednak potrzebuję się napić daj mi to piwo. - Wyciągnęła swoją drobną dłoń w kierunku butelki.
- Przykro mi z powodu twojego taty... - Rzucił podając jej napój.
- Chcę zapomnieć chociaż na jeden wieczór więc chodźmy się zabawić. - Pociągnęła go za rękę na parkiet.
Bawili się tak przez kilka godzin. Zoe nie wahała się sięgać po alkohol. Wypiła jedynie 2 piwa, lecz nie była wstawiona, ani nic. W przeciwieństwie do niej Zayn zażył więcej trunku. Mimo to nie wypadł w oczach dziewczyny jako młody alkoholik, który pije tylko dla szpanu i uznania dziewczyny. Zoe to nie przeszkadzało. Cieszyła się, że chłopak świetnie się bawi, a nawet kiedy z początku spotkania wydawał się lekko zestresowany i nieśmiały wobec niej, teraz rozmawiał z nią i wygłupiał się jakby znał ją od wieków.
- O cholera. - Malik przerwał taniec i zasłonił usta dłonią.
Duża ilość alkoholu i dzikie wygłupy dały się wie znaki.
Zoe nie chcąc, żeby chłopak zwymiotował prosto na nią pociągnęła go aż pod molo, gdzie klęcząc wypluł zawartość swojego żołądka.
- Więcej nie piję... - Mruknął chłopak siadając na piach.
- Popieram. - Uśmiechnęła się siadając obok niego.
- Dziękuję Zoe... - Powiedział.
- Za co? - Zdziwiła się.
- Za to, że jeszcze ode mnie nie spieprzyłaś... I za to, że nie pozwoliłaś mi się wyrzygać na parkiet... Jesteś moją bohaterką...
- No weź... Znamy się 1 dzień a ja spowiadałam ci się z całego swojego życia. To ja powinnam ci dziękować, za to, że ty nie spieprzyłeś. Zadałeś się z 16-latką z problemami rodzinnymi...
- Lubię jak mi się spowiadasz. Tzn. Nie, że cieszą mnie twoje problemy, tylko po prostu lubię słuchać twojego głosu. Powinnaś być piosenkarką.
- Tak i razem założymy zespół i będziesz chłopakiem z gitarą, który był by dla mnie parą...
- A raczej chłopakiem z trójkątem, bo tylko na tym czymś umiem grać. Umiesz grać na czymś?
- Fortepian.
- Już wiem o co chodziło z tymi wątkami z Ostatniej Piosenki...
- Serio? Będziesz pierwszą osobą, która załapie.
- Dzięki mojej mądrej siostrze wiem. Twoje życie jest podobne do tego filmu i wściekasz się o to.
- Wow. Tak. Lubię ten film, ale nie podoba mi się to, że większość głównych wątków jest jak z mojego życia wzięte. Praktycznie teraz wszystko, oprócz faktu, że ja mam 2 braci, a nie 1.
- Nawet ja się zgadzam?
- Tak. Oberwałam piłką, wylałeś na mnie shake'i... Co jeszcze?
- Będę mówił ci, że jesteś piękna, że jesteś moim aniołem stróżem... Mam wymieniać dalej zanim odlecę?
- Lepiej chodź aniele, bo wyglądasz strasznie i zaczynasz głupoty pleść... - zarzuciła sobie jego ramię na barki i szli tak.
- Człowiek pijany trzeźwe myśli zdradzi... - wybełkotał.
- To fakt, chodź jesteś zmęczony, Zayn... - uśmiechnęła się. - Lubisz mnie?
- A nawet bardziej jak więcej. - odparł.
- Chyba więcej jak bardziej. - zachichotała.
- Kocham ten dźwięk. Może to zabrzmi dziwnie, w naszej obecnej sytuacji, ale mam cholerną ochotę cię pocałować... - powiedział.
- To nie brzmi dziwnie, tylko jak tania komedia romantyczna, które tak bardzo uwielbiam i nienawidzę jednocześnie. Gdzie jest wasz namiot? - spytała.
- Ten zielony jest Liama, ten, ciemniejszy zielony jest Harryego, a ten niebieski jest Nialla, a ten fioletowy jest Louisa... - zaczął wymieniać wskazując na różne namioty.
- A ten czarny po środku? - spytała zmęczona. Zayn trochę ważył, a piany miał problemy z utrzymaniem ciężkości ciała na obu nogach i generalnie ona go trzymała.
- Mój. - odpowiedział po chwili.
- Zayn nie mogłeś tak od razu? - jęknęła i zaprowadziła go do małego namiotu.
- Zostaniesz ze mną? - zapytał ze smutną minką. - Zoe słońce moje nie zostawiaj mnie tu samego, połóż się obok mnie, proszę... Błagam, kochanie... - dodał płaczliwie.
- Na chwilę, okay? - nawet nie miała serca zostawiać tak na pastwę losu pijanego Zayna.
Ułożyli się razem na na materacu. Zayn przytulił się do niej kładąc głowę na brzuchu i objął w pasie. Serce Zoe zaczęło walić jeszcze szybciej, jak kiedy nazwał ją słońcem jego i kochaniem... Bała się, że zaraz wyleci jej z piersi i już go nie złapie.
- Zayn, daj mi swój telefon... - poprosiła.
- Okay, słodka. - wyciągnął urządzenie z tylnej kieszeni i jej podał.
- Jest kod, Zayn... - jęknęła.
- To moje imię, tylko, zamiast y pisze się i. Tak samo mam w dowodzie. - wymruczał.
Wbiła szybko kod i wpisała numer brata.
- Zoe! - krzyknął radośnie. - Coś się stało?
- Wracasz do domu? - spytała.
- Nie. Mam w dupie matkę i wracam dopiero rano. A po za tym zostaję z Camilą. Pamiętasz ją? Wsypałem jej kiedyś piasek w oczy. - zaśmiał się. Było wyczuć, że jest lekko podpity.
- W razie co jestem z tobą. - odparła.
- Jesteś z tym chłopakiem od piłki? - spytał.
- Jest zalany w trupa, boję się go tu samego zostawiać. Jeszcze biedny sobie coś zrobi. - zachichotała.
- Miłej nocy gołąbeczki. - zaśmiał się radośnie.
- Jamie! - syknęła karcącym głosem, a ten po prostu się rozłączył.
Starszy brat Zoe wiedział, że coś będzie z ich "przyjaźni". On zdecydowanie wierzył w miłość od pierwszego wejrzenia. Tylko dlatego, że on totalnie zakochał się w Camilii, kiedy pierwszy raz się spotkali. Oczywiście naczekał się, żeby stała się jego dziewczyną, aż te kilka lat aż wrócili do Hastings, ale przez cały czas, kiedy on był w Oksfordzie, a ona tu, kontaktowali się. Jamie widział jak Zayn zachowuje się względem jej siostry i vice versa. Bardzo się polubili, a znali się od rana. Tzn, od wczoraj, ale dzisiaj zaczęli rozmawiać.
Ta dwójka wiedziała już o sobie praktycznie wszystko, a wystarczyła jedna impreza, żeby tak się do siebie zbliżyć...
- Zoe? - spytał ledwo żywy Malik.
- Tak? - wplotła palce w jego włosy. Nie mogła się powstrzymać, tak cudownie błyszczały. Miał wspaniałe włosy. Świetnie ułożone, zadbane...
- Lubisz mnie?
- Oczywiście.
- Ja ciebie też. Bardzo. Bardzo.
- Bardzo bardzo, tak?
- A nawet bardziej. Wierzysz w miłość?
- Taką od pierwszego wejrzenia, czy która przychodzi z czasem?
- W obie.
- Tylko w tą, która przychodzi z czasem... Bo w końcu jak to możliwe, żeby 2 ludzi spotkała się jeden raz, a oni już są szaleńczo w sobie zakochani i gotowi, by rzucić się dla ukochanej osoby w ogień. Zazwyczaj to tak się mówi: "Zakochałam się/Zakochałem się w nim/w niej od pierwszego wejrzenia", a później okazuje się, że to nie właściwa osoba.
Skłamała. Tzn, nieświadomie, ale cząstka serca wiedziała, że Zoe była by wstanie zrobić wszystko dla Zayna. Umysł - niekoniecznie. Natomiast Zayn kochał ją. Cały on wiedział, że Zoe stała się bardzo ważna i za każde jego wyczynienie względem jej, czyli te niefortunne uderzenie piłką i upadek prosto na nią czuł się winny. Chciał ją chronić przed całym złem. Brzmi jak tania komedia romantyczna, to on na prawdę czuł. Właśnie od pierwszego wejrzenia, już wiedział jak ważna dla niego stanie się ta dziewczyna.
- A ja tak.
- Co tak?
- Wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia.
- Serio?
- Czytałaś Zmierzch?
- Tak. Całą sagę.
- No widzisz ja też i Jacob zakochał się w Renesmee od pierwszego wejrzenia. Spojrzał jej w oczy i wiedział, że to nagle nie grawitacja trzyma na ziemi tylko mała Renesmee.
- Ty też tam masz?
- Wydaje mi się, że tak. Nie jestem na razie niczego pewien. Ale nic nie mów Zoe, okay? Nie chcę, żeby nie pomyślała o mnie jak o jakimś dziwaku.
- Dobrze, Zayn. Nic jej nie powiem.
- Masz cudowny głos. Na pewno wspaniale śpiewasz.
- Nie śpiewam.
- Ale dla mnie zaśpiewaj.
- Nie.
- Zoe, kochanie, złotko, słoneczko moje błagam. - spojrzał na nią błagalnym wzrokiem. Wyglądał tak dziecinnie.
- Niby co mam ci zaśpiewać? - spytała.
- Cokolwiek. Twoją ulubioną piosenkę. Dalej, jestem odważny nawet może być Justin Bieber i jego hit "Baby" - zaśmiał się.
- Nie lubię tej piosenki. Czekaj... Hm... Już wiem. - powiedziała
*Shut the door
Turn the light off
I wanna be with you
I wanna feel your love
I wanna lay beside you
I can not hide this even though I try
Heart beats harder
Time escapes me
Trembling hands touch skin
It makes this harder
And the tears stream down my face
Głos rzeczywiście miała piękny. Jak anioł. Zayn mógł słuchać więcej i więcej.
- Co to za piosenka? - spytał cicho.
- Kiedyś ją napisałam... - mruknęłam.
- Jest piękna. - powiedział.
- Dziękuję. - uśmiechnęła się do niego, mimo iż było zbyt ciemno, żeby on mógł to zobaczyć.
_____________________________________________________________________
*One Direction - Moments - wzięłam ją na potrzeby opowiadania. Z innymi też pewnie będę tak robić, więc po prostu napiszę co to jest za piosenka, ale chyba nie będę musiała już pisać, że to na potrzeby opowiadania typu, że Zoe ją zaśpiewała i "wymyśliła"
W ogóle witam. Przez cały weekend nie pisałam NIC. NIGDZIE. Laptop został nietknięty i aż mi się smutno robiło, że on taki samotny i zimny musi stać na podstawce na biurku, a ja musiałam się uczyć. Mam do nadrobienia 5 sprawdzianów do uzupełnienia. a to wystarczyło tylko tyle, żeby mnie tydzień w szkole nie było. ostatnia klasa gimbazy pozdrawia.
nie wiem jak to będzie z rozdziałami, ale nie będę się poddawać i jakoś to wszystko pogodzę.
luv, may xx