czwartek, 26 lutego 2015
Harry "You've got change" cz. 2. - Did you enjoy my pain?
- Derek stój. - zatrzymałam go, gdy podchodził do drzwi.
- Co się stało? - odwrócił się do mnie.
- Jak bardzo niestabilna emocjonalnie jestem? - spytałam.
- Grace... Od dziecka jesteś impulsywna i zbyt wrażliwa. Wszyscy myśleli, że tobie to po jakimś czasie przejdzie, ale tobie to zostało już na zawsze. Na wszystko gwałtownie reagujesz... A ja jako twój starszy brat, chcę cię chronić, przed tym co cię zasmuca, lub co jest przyczyną twojego cierpienia. Nie widzisz, ani nie czujesz jaki Harry ci sprawił ból samym przyjazdem? - usiadł obok mnie.
- Chcesz się zajmować mną już do końca życia? - zakpiłam.
- Nie. Poczekam, aż znajdziesz godnego ciebie faceta. - uśmiechnął się.
- To się trochę naczekasz. Mam bardzo wysokie wymagania. - zaśmiałam się. - Dziękuję, że jesteś Derek... Zwariowałabym bez ciebie, Christiny i Adama.
- Zawsze będziemy. Masz to jak w banku. - objął mnie ramionami.
- Nic nie obiecuj. Wiesz, że nienawidzę obietnic. Od każdego. - mruknęłam.
- Jasne. Więc skłamię i powiem, że zaraz wywalę cię na ulicę, bo rodzice już dzisiaj się pakują i wyjeżdżają do Tennessee. W nocy mają samolot. - odparł.
- Spełniają swoje marzenia. - powiedziałam.
- A co z twoimi? - spytał.
- Pracuję w klinice, którą przepisali na mnie. Więcej od życia już nic nie potrzebuję. - uśmiechnęłam się.
- Oprócz prysznica i fajnego kolesia. - zakpił.
- Odwal się śmierdzielu. Pachnę lepiej jak ty. - wytknęłam mu język.
- Pachniesz kundlami. - mruknął.
- A ty zdechłą rybą i zgniłym jajem. - odgryzłam się.
- To moja Grace. - poczochrał mnie.
- O nie! Doigrasz się za moje włosy! - krzyknęłam.
- Dajesz mała! - wybiegł z pokoju.
- Ale z ciebie duże dziecko! - wrzasnęłam biegnąc za nim. - I mała to jest twoja pała!
- Większa niż ty krasnalu! - śmiał się.
- Jesteśmy w kuchni. Albo zadźgam cię nożem, albo obrzucę jajkami i mąką tak, że nigdy nie będziesz mógł się domyć. - rzuciłam.
- Dajesz młoda. Czekam. - oparł się o blat na wysepce kuchennej.
Wyciągnęłam z lodówki jajka i z szafki mąkę, po czym podeszłam do niego.
- Oto twoja męskość. - pokazałam mu dwa jajka w swojej dłoni.
Rozbiłam mu je na głowę, po czym chwyciłam resztę z pudełka i również mu rozbiłam. Wzięłam mąkę i całą wysypałam na niego. Z szafki wyciągnęłam jeszcze różnego rodzaju płatki i mleko z lodówki i wszystko wysypałam.
- Doigrasz się, Grace. - rzucił.
- Nie. Raczej nie. Ja nie rzucam słów na wiatr. To było za krasnala, małą, moje włosy i za to, że śmierdzę kundlami. - uśmiechnęłam się do niego. - Wiesz, że jajka i mleko dobrze wpływa na włosy?
- Zamknij się. - mruknął.
Weszłam do łazienki i rozebrałam się do naga. Weszłam do kabiny prysznicowej. Odkręciłam ciepłą wodę. Wylałam na siebie swój żel pod prysznic i umyłam się nim. Gdy wyszłam owinęłam się puchatym ręcznikiem w koloru wiśni i wyciągnęłam z szafki suszarkę do włosów. Gdy już je wysuszyłam, wyszłam do swojego pokoju. Z szafy wyciągnęłam szare legginsy, czarny top i czerwoną koszulę w kratę. Włosy zarzuciłam na jedno ramię i zaczęłam się ubierać. Na moich stopach spoczęły czarne trampki. Chwyciłam swój telefon i słuchawki, oraz portfel. Schowałam je do torby i nałożyłam torbę na ramię. Nie robiłam makijażu. Nie chciało mi się. Wyszłam z domu informując mojego brata, że jadę do sklepu. Wsiadłam w samochód i wybrałam drogę do pobliskiego marketu, który znajdował się dobre 18 kilometrów od naszego domu. Gdy zaparkowałam pod marketem chwyciłam wózek i zaczęłam pakować do niego najpotrzebniejsze rzeczy. Właśnie czytałam informację odplamiacza do ciemnych ubrań o który prosił mnie Derek, gdy ktoś właśnie do mnie wjechał wózkiem, przez co upadłam.
- Uważaj idioto! - wrzasnęłam.
- Grace? - usłyszałam głos Harryego. No nie... Zacisnęłam oczy. - Tak strasznie cię przepraszam. Nie widziałem cię.Chodź ci pomogę.
- Pieprz się dupku. Przez ciebie boli mnie ręka. - wstałam z podłogi. - I biodro. Aż taka niska nie jestem, że nikt mnie nie zauważa.
- Do najwyższych dziewczyn też nie należysz. Masz jakiś 1,60m. Jestem o 30 cm wyższy. - wyszczerzył się.
- Pierdol się Harry. Czy ty musisz mnie prześladować? - spytałam oczepując się.
- Robię zakupy, nie mogę? - zaśmiał się.
- Akurat ci uwierzę, że przez przypadek we mnie wjechałeś. Kiedyś też ci się zdarzało, że za każdym razem, kiedy byliśmy razem w sklepie ty we mnie wjeżdżałeś wózkiem. I ładne limo pod okiem, przy okazji. - syknęłam.
- Ta... Dzięki twojemu braciszkowi. - mruknął. - Cieszy cię mój ból?
- Oh, przepraszam... Twoje limo to gówno. Prawie, że go nie ma. -powiedziałam.
- Mógłbym go za to pozwać do sądu. - odparł całkiem poważnie.
- Serio? Kiedyś lubiłeś bawić się w sparingi z nim. Niezły dupek się z ciebie zrobił. Powodzenia lasce, która będzie śmiała się nazwać twoją żoną. Już jej współczuję. - mruknęłam i go wyminęłam.
Cholernie mnie wszystko przez niego bolało. Odjechałam ze swoim wózkiem pozostawiając go w szoku. I dobrze. Mam go w dupie... Ale i tak go kochasz... I to nie jako przyjaciela. - prychnęło serce.
__________________________________________________
No to mamy Harryego... Taki nie ciekawy, ale głowa mnie od kilku dni boli i nie mogę się na niczym skupić. ;c zapraszam na swojego bloga (remake Teen Wolf) :) LINK
Może uda mi się jeszcze wcisnąć jakiś imagin z Malikiem, ale nie wiem czy to wypali, bo dopiero zaczęłam rozkręcać się z Harrym, Niall jest w toku, a mi pisanie one shotów nie wychodzi, bo zawsze piszę za długie, bo nie umiem skrócić tego do jednego posta.A po za tym dobija mnie brak czasu, więc zobaczymy. Jeszcze co do Zayna dam wam znać. :)
luv ya all, May xx
środa, 25 lutego 2015
Niall "She's so dangerous" cz. 9 - Time to study hard.
*Październik*
Wakacje tak szybko się kończą. Czas powrócić do szarej rzeczywistości, czyli - szkoła. Od tygodnia jestem na pierwszym roku Oxfordu i nie jest najłatwiej. Wykładowcy dają nam niezły wycisk, przez co nie robię nic innego tylko się uczę. Z Niallem nadal utrzymuję kontakt, a nawet staliśmy się sobie bardzo bliscy. Nie jesteśmy parą, ani nic z tych rzeczy, ale po prostu spotykamy się. Jak znajomi. Mój tata przestał ingerować w naszą znajomość, co cieszy mnie bardzo. Zaufał mi i może trochę mu...
***
- Jutro rano Niall też po ciebie przyjedzie? - spytał mój ojciec, gdy weszłam do domu.
- Jeszcze nie wiem. Powiedział mi, że to zależy od tego o której ma trening. Czasem mają rano, więc... Przecież nie weźmie mnie do szkoły o 7:20, gdzie moje zajęcia rozpoczynają się o 9. Nie potrzebne czekanie. - odparłam.
- A po szkole? - zadał następne pytanie.
- Nie. Mam w piątek egzamin z socjologii i muszę się uczyć. W sobotę Niall ma mecz i mnie zaprosił. Stwierdził, że jestem jego amuletem szczęścia i muszę koniecznie przyść, a w niedzielę... - Nie dokończyłam zdania ponieważ ojciec wciął mi się w słowo.
- Zostajesz w domu. Niedziela jest dniem, w który spędza się tylko z rodziną. - Powiedział surowo. - Przyjeżdża do nas cała rodzina.
- Wiem, że niedziela jest dniem poświęconym tylko rodzinie. I to chciałam powiedzieć, że zostaję w domu. - Rzuciłam.
- To dobrze. - mruknął pod nosem.
- Wychodzę! - krzyknęłam.
- Gdzie? - spytał ojciec. Cholera.
- Do Nialla. Pomoże mi z biologią. - odparłam.
- Bez podtekstów? - zadał kolejne pytanie. - Jeśli z podtekstami to nigdzie nie jedziesz.
- Bez podtekstów, tato. Ty nie uczyłeś się z mamą jak byliście na studiach? - spytałam zirytowana.
- Nie wróć zbyt późno. Tylko pamiętaj. Jak cię tknie odetnę mu osobiście wszystkie palce wraz z prąciem i jądrami. - syknął.
- Jasne. - mruknęłam i wyszłam.
Thobias jak zwykle czekał na podjeździe. On tu chyba czeka całymi dniami.
- Dokąd panno Morgan? - spytał.
- Do Nialla. Tylko się pospiesz. - odparłam.
Thobias ruszył z piskiem opon. Minęło 20 minut, a ja już wysiadłam pod odpowiednią kamienicą. Wbiłam kod, by drzwi ustąpiły, po czym pchnęłam je i weszłam na odpowiednie piętro. Phi! Już się przyzwyczaiłam i dzięki tym wspaniałym schodom schudłam aż 5 kilogramów w 2 tygodnie, które zaraz nadrobię pizzą! Weszłam jak do siebie bez pukania i dzwonka.
- No hej! - przywitałam go buziakiem w policzek. - Gdzie ta pizza?
- W drodze. Jeszcze 2 minuty i nie płacę! - ucieszył się.
- Wow. Jaka oszczędność. Musiałeś im dużo roboty zadać, albo pokręciłeś adres. - usiadłam obok niego na kanapie.
- Zamówiłem naszą tradycyjną pizzę. No cóż, my jako konsumenci mamy wysokie wymagania. - zaśmiał się.
- Bardzo. - zawtórowałam mu.
- Czemu masz mój full cap? - spytał.
- Bo ci go zabrałam. Mam w domu jeszcze 2 twoje koszulki i 3 bluzy. - uśmiechnęłam się szeroko.
- Powinienem się przyzwyczaić, że kradniesz moje ciuchy? - rzucił.
- Tak. Jeszcze nie zauważyłeś tego, że ci ubrania znikają? - zdziwiłam się.
- No coś ostatnio mnie to trochę dziwiło, że nie mogę znaleźć swoich ulubionych ubrań, ale później myślałem, że po prostu są w praniu. - odparł.
- No tak... W każdym razie nie oddam ci ich. Masz pecha. - odpowiedziałam.
- Sam je zabiorę. - wytknął mi język.
- Chcesz wiedzieć z czego się śmiałam jak do mnie dzwoniłeś? - spytałam nagle.
- Bardzo. - mruknął.
- Tylko się nie przestrasz. - zaśmiałam się i wyciągnęłam telefon z kieszeni. Pokazałam mu zdjęcie, które miałam ustawione jako zdjęcie kontaktu. Niall zabrał mi telefon. - Ej!
- Trzeba się tego pozbyć w trybie natychmiastowym. - powiedział i wystukał coś na telefonie.
- Nie! I jak ja teraz będę wiedziała, że to ty dzwonisz? Co mądralo? - skrzyżowałam ręce na piersi.
- Zrobię nowe zdjęcie. - wytknął mi język.
- Pieprz się, Horan. I zrób moje zadanie domowe. - syknęłam.
- Proszę. Teraz możesz odzyskać swój telefon. - oddał mi moją własność. Spojrzałam na zdjęcie które sobie zrobił i się uśmiechnęłam. Uroczy jest.
- Zapisałeś się jako Skarbek<3 ? - Spytałam.
- Tak, bo jestem twoim skarbeczkiem, a ty moim kochaniem. - objął mnie ramieniem.
- Przyjedziesz w niedzielę? Mój tata zorganizował spotkanie rodzinne... I będę się strasznie na nim nudzić i nie będę miała co robić... - mruknęłam.
- Będę musiał się chować jeśli będę chciał żyć, prawda? - spytał.
- Tak. - odpowiedziałam krótko.
- Przyjadę jak chcesz. I tak nie mam nic ciekawego do roboty, więc mogę się pobawić z twoim tatą w chowanego. - zaśmiał się.
- Kochany jesteś wiesz? Skradniesz się do mojego pokoju i będziesz tam siedział. W razie co to schowasz się do garderoby albo pod łóżko. Ewentualnie do mojej łazienki. - uśmiechnęłam się.
- Będziesz często wychodzić? - spytał.
- Zjeżdża się cała moja rodzina. Jak myślisz? Ojciec wie, że nie lubię zjazdów rodzinnych, więc zwykle witam gości, oddalam się do swojego pokoju, później schodzę na kolację i znów idę do swojego pokoju i później żegnam gości. - wyjaśniłam.
- A ja co pies i mam zdychać w twoim pokoju z głodu? - udał zdenerwowanego na co się zaśmiałam.
- Przyniosę ci resztki i kości, piesku. - poczochrałam jego włosy.
- Piesek cię zaraz dziabnie, jak będziesz go tak dalej denerwować. - powiedział z powagą.
- Piesek niech się weźmie za biologię, a ja otworzę drzwi. - uśmiechnęłam się szeroko kiedy po domu rozległ się dzwonek do drzwi.
- Jasne. - mruknął i wyciągnął z mojej torby laptopa.
Otworzyłam drzwi a moim oczom ukazał się zdyszany dostawca pizzy.
- Dla Horana. - wychlipał.
- Niech mi pan wierzy, lub nie, ja zgrabną sylwetkę zawdzięczam właśnie tym schodom. *Gdzie podpisać? - odebrałam kartonik.
- Tu pani Horan. - podał mi kartkę i długopis.
- Dzięki. - podpisałam i mu oddałam, po czym zamknęłam drzwi i przekręciłam zamek.
- Pani Horan. - zaśmiał się Niall.
- No już się z facetem wykłócać nie będę. Wie, że za każdym razem jak musi dostarczyć pizzę do twojego mieszkania to ja tu jestem i bierze mnie za twoją żonę. Już wystarczająco się męczy na tych schodach. - usiadłam obok niego.
- Nawet mi się podoba. Elissa Horan. Czyż nie pięknie brzmi? - spytał wgapiając się w ekran.
- Cudownie. Pisz dalej i sobie nie przeszkadzaj panie Horan. - zaśmiałam się i cmoknęłam go w policzek.
Otworzyłam pudełko i zaczęłam się zajadać, gdy Niall robił moje zadanie domowe. Kocham ten układ...
___________________________________________________________________________
Rozdział taki trochę długi i wgl... Ale mam nadzieję, że się cieszycie. :) Kończę nadrabianie Teen Wolf, co jest na prawdę ciężkie, kiedy ciągle coś muszę robić (uczyć się). Smuci mnie kilka faktów:
- kończą mi się ferie i w następny poniedziałek przywitam szkołę. (mam ochotę spalić ten cholerny budynek)
- mam teraz pełno sprawdzianów, no cóż w kwietniu już są testy gimnazjalne, a jeszcze w marcu mam próbne (lol tylko moja szkoła zażądała 3 próbnych testów)
- nie śpię po nocach i przez to staję się BARDZIEJ agresywniejsza bardziej od Kate Argent i Mute Mana (ci co oglądają TW załapią, mam na myśli 4 sezon jakby ktoś nie wiedział)
i no ten tego... Do następnego.
luv, May xx
niedziela, 22 lutego 2015
Niall "She's so dangerous" cz. 8 - You are the greatest person I ever meet.
- Sos pomidorowy, ciasto, wiele szynek i serów, makarony... Robisz pizzę? - spytałam.
- Robię iście włoską kolację. Zawsze na kolacji Włosi zamawiają 2 dania. Jednym jest makaron z sosem bolońskim, lub Napoli, albo Carbonara i pizzę. Do tego wino, z czerwonych winogron, nie świeżo zrobione, lecz te, które sobie leży kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt lat. Ja takowe zdobyłem, prosto z Włoch. I właśnie przygotowujemy danie, które najdłużej będzie się piekło i będzie robiło za drugie danie. - wyjaśnił.
- Chcesz, żebym przytyła? - oparłam się łokciami o blat.
- Marzę o tym wręcz. Włosi kochają jeść, jak ja, więc i ty pokochasz jedzenie. - mrugnął do mnie.
- Kto mówił, że nie kocham jeść? - spojrzałam na niego tajemniczym wzrokiem.
- Na kolacji u ciebie w domu jakoś nie było tego widać. - wytknął mi język.
- W domu nie jadam dużo. Tylko dlatego, że te goryle mojego ojca ciągle mnie monitorują. - Mruknęłam.
- Teraz jesteś u mnie więc możesz jeść do oporu. Ale musisz mi pomóc. - Uśmiechnął się uroczo.
- Jasne. W czym konkretnie? - Stanęłam przy nim.
- Jak chcesz możesz mi pomóc w ugniataniu ciasta na pizzę, albo zacząć kroić ser, który jest twardy jak beton. Typowy włoski ser, zanim trafi na pizze, czy do innych dań. Najlepszy. - Powiedział.
- To wspólne ugniatanie ciasta to żałosna próba podrywu, ale niech ci będzie. - rzuciłam i stanęłam między jego rękoma.
- Skoro tą żałosną próbę uznajesz, to będę to kontynuował. Ręce połóż o tu i ugniataj. O tak. - Ułożył moje dłonie i położył swoje na moich.
Słyszałam jak położył swój telefon na swój szklany stolik w salonie. Przyszedł. Z mimiki jego twarzy było można wywnioskować, że jest wkurzony. Przeczesał nerwowo ręką włosy.
- Coś nie tak? - spytałam.
- Wszystko jest nie tak, Elisso. Mój głupi starszy brat postawił mnie przed faktem dokonanym i za chwile o ile uda mu się wejść na te schody przyprowadzi swojego syna. Zepsuł nam nasz wieczór, bo muszę się zająć bratankiem. Przepraszam, Els. - wyjaśnił, ze skruchą.
- Nikt nie może nam zniszczyć nam wieczoru. Totalnie to rozumiem. Lubię dzieci, więc z chęcią ci pomogę. Możemy tą naukę gry na gitarze przełożyć na inny dzień. A co do kolacji... Cóż. Ty ją przygotujesz, a ja zajmę się twoim bratankiem. - uśmiechnęłam się. - Będę mogła to zaliczyć do oryginalnych pierwszych randek.
- Miałaś już oryginalną pierwszą randkę? - spytał.
- Będziesz pierwszy, bo to ogółem jest moja pierwsza randka. Chyba, że uznałeś to, za zwykłe koleżeńskie spotkanie, czy coś... - powiedziałam.
- Uznałem to za randkę, dopóki mój brat nie zadzwonił i tego nie zepsuł. - odparł.
- Nic nie zepsuł. - pocałowałam go w policzek.
- No skoro tak mówisz... - uśmiechnął się szeroko.
- Idź otworzyć te drzwi. - zaśmiałam się.
- Eh... - westchnął i poszedł.
Po chwili wrócił do kuchni z dzieckiem na rękach.
- Jakiś ty uroczy! - pisnęłam.
- Dzięki. - mruknął Niall.
- Nie do ciebie. - wytknęłam mu język i podeszłam do nich.
- Wiem. Elissa poznaj Theo, Theo wara od Elissy, jest moja. - powiedział.
- Oj zamknij się już. Hej Theo. Twój wujek jest strasznym hipokrytą. Ile ma lat? - ja.
- 2. To tak... Ja ewentualnie pozwalam mu spędzić z tobą czas, a ja idę gotować tak? - spytał zniechęcony Niall.
- Ewentualnie? - zaśmiałam się.
- Mam nadzieję, więc sorry. Nie pozwolę mu ciebie odbić. - powiedział.
- Oj zazdrośniku... Nikt mnie tobie nie odbije. - mrugnęłam do niego i wzięłam dziecko. - Theo! Idziemy się pobawić do salonu? Wujek Niall przygotuje dla nas przepyszną kolację!
Usiadłam na kanapie z Theo na kolanach. Jest tak bardzo podobny do Nialla. Mają taki sam błysk w niebieskich jak ocean oczach. Bawiłam się z nim dopóki nie zauważyłam, że rączką przeciera oczka. Z dzieckiem na rękach zaniosłam go do sypialni Nialla. Odkryłam kołdrę i ułożyłam bezpiecznie jego bratanka na środku łóżka, po czym go przykryłam. Pogłaskałam go po główce i usiadłam obok niego.
- Oh tu jesteście. - powiedział Niall przychodząc.
- Shh... Theo śpi. - szepnęłam i spojrzałam na malucha.
Odgarnęłam z czółka jego włosy, żeby go nie łaskotały i go denerwowały.
- Świetnie zajmujesz się dziećmi. Theo akurat umie dać popalić człowiekowi. Przy tobie jest spokojny. - usiadł obok mnie.
- Theo to cudowne dziecko... Dzieci trzeba umieć zrozumieć. Nie każdy umie, ale każdy się stara. Tak samo z dorosłymi. Kiedy widzimy, że ktoś jest smutny staramy się dociec co jest przyczyną jego apatii. Tzn., nie wiemy czy to jest apatia, ale możemy tak podejrzewać. Ale w każdym bądź razie chcemy wiedzieć co spowodowało to przygnębienie. U noworodków prawie każda matka widzi potrzeby dziecka za pomocą mimiki maleństwa i ich własnych przeczuć, czyli instynktu macierzyńskiego... - zaczęłam swój wykład.
- Prawie każda matka? - wciął się.
- Nie każda matka jest dobrą matką. Przynajmniej nie każda umie być odpowiedzialną, troskliwą, opiekuńczą i tym podobne matką. Są patologiczne rodziny, gdzie może kobieta samotnie wychowuje dziecko i nie radzi sobie tak jak inne samotne matki i przez to ma zaburzenia emocjonalne, albo po prostu myśli, że urodzi dziecko i tyle. Niech sobie jest. Tak się często zdarza w bogatych rodzinach, gdzie dziecko jest zdane na siebie, albo na opiekunkę, no chyba, że to noworodek, którym nie chce się zajmować jego matka więc trafia do ośrodka i tam niech się dzieje co chce. Brak odpowiedzialności i koniecznego instynktu macierzyńskiego. - odparłam.
- Nie jesteś matką, a instynkt macierzyński budzi się w kobiecie dopiero krótko przed ciążą, albo w jej trakcie. - zauważył.
- Fakt, ale jeśli wychowujesz się bez matki i odczuwasz silny jej brak i wychowuje cię domowa gosposia, którą zatrudnił twój ojciec i ona traktuje cię jak własne dziecko to ten instynkt może ci się obudzić nawet w wieku 7 lat. A nawet wcześniej. Zależy od kiedy nie żyje twoja matka. - wyjaśniłam.
- No tak... Jak tak sobie myślę, nie poradziłbym sobie z Theo tak dobrze bez ciebie. Tzn., umiem się nim zajmować. Kocham go jak własnego syna, ale... Pewnie bawiłbym się z nim samochodzikami, albo żołnierzykami i zadzwonił do Kelly co dalej i zapytał co najlepiej mu dać. Płatki z mlekiem, czy naleśniki. - spuścił głowę.
- To nie wyklucza cię z bycia dobrym ojcem w przyszłości. A co do tych płatek to zależy jakie. I jakie mleko. Płatki mogą zawierać gluten, na które dziecko może być uczulone, bo dzieci częściej mają alergię na gluten niż dorośli, a co do mleka, to żeby dziecko rozwijało się prawidłowo i często nie chorowało zaleca się picie pełnotłustego mleka, które jest zbliżone do mleka matki. - odparłam.
- Jesteś też lekarzem? - spojrzał mi w oczy.
- Nie. Uczyłam się tego na biologi. - uśmiechnęłam. - To co z tą pizzą?
- W piekarniku, ale reszta gotowa. - odwzajemnił mój uśmiech.
Skierowaliśmy się do jadalni. Wszystko było ładnie urządzone. Uśmiechnęłam się szeroko. Nikt dla mnie się tak nie starał. Łza spłynęła mi po policzku, którą otarłam dłonią.
- Coś się stało, Els? - spytał zatroskany.
- Nic. Jest pięknie Niall. Dziękuję. - przytuliłam go.
- Czyli to bardzo udana pierwsza randka? A Theo pomógł mi, a nie zepsuł? - spytał.
- Bardzo udana. I tak. Powinieneś być temu dziecku wdzięczny do końca swojego życia. - zaśmiałam się.
- Głodna? - spytał.
- Jak wilk. - odparłam.
Zasiedliśmy przy stole. Niall nałożył mi porcję spaghetti, jak i sobie. Zaczęliśmy jeść dużo rozmawiając i co chwila wybuchając śmiechem. Mimo to staraliśmy się nie obudzić Theo. Później przyszedł czas na pizzę.
***
- No więc jest już późno, musiałabym się zbierać... - powiedziałam smutno.
- Poczekaj jeszcze chwilę. Greg powinien już być po Theo i odwiozę cię. Będziesz mogła poprowadzić. - odparł.
- No dobrze... - uśmiechnęłam się.
Usłyszałam dzwonek do drzwi.
- O to pewnie on. Otworzysz drzwi, a ja pójdę po Theo? - spytał wstając.
- Jasne. - odparłam.
Podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Moim oczom ukazał się nawet wysoki brunet o niebieskich oczach.
- Greg, prawda? - spytałam.
- Tak. Elissa? - uśmiechnął się.
- Tak. - odwzajemniłam jego gest. - Niall poszedł po Theo. Zasnął nam.
- Oh... No tak. Theo jak i Niall to straszne śpiochy. Głazem ich nie obudzisz. - zaśmiał się.
- Wejdziesz? Tak trochę głupio, że trzymam cię za progiem drzwi. - powiedziałam.
- Okay. - odparł.
- Jesteście w trójkę strasznie podobni. Tylko Niall jest blondynem, a ty i Theo macie ciemnobrązowe włosy... - rzuciłam.
- Zdradzę ci sekret Nialla. On się farbuje. W Irlandii jest mało blondynów, więc on stwierdził, że chce do nich dołączyć. - odparł.
- Serio? Myślałam, że te odrosty z tym blondem są naturalne. Wiele ludzi, przynajmniej w Anglii tak ma. - zdziwiłam się.
- Nie... - zaśmiał się.
- Greg, serio musisz mnie ośmieszać, przy Elissie? - spytał Niall przychodząc.
- Muszę. To mój obowiązek jako starszy brat. - Greg do mnie mrugnął.
- To już wiem z kim się skontaktować, jak będę coś chciała wiedzieć o Niallu. - zaśmiałam się.
- Zawsze i wszędzie. Dzięki za przypilnowanie Theo. Do zobaczenia młodzi. Trzymajcie się. - pożegnał się i wyszedł z dzieckiem na rękach.
________________________________________________________________
Co do Harry'ego... Ujmę to tak. Nie podoba się - nie czytaj. Przy wstępie do Hazzy napisałam, że jest podobne do Love Rosie. Pożyczone by było gdybym na chama wszystko ściągnęła z filmu. Przyznaję się bez bicia, że była pożyczona tylko scena z kondomem w waginie i ten morał, czyli że wciąż miłość mijamy, mimo iż cały czas mamy ją przed nosem, ale teraz jest tak w każdym filmie, w każdej książce, na każdym blogu, czy opowiadaniu, a nawet wiele piosenek o tym mówi. Więc cóż...
Do następnego, nwm czy Hazzy czy Nialla jeszcze zobaczę na co mnie bardziej natchnie.
May xx
czwartek, 19 lutego 2015
Harry "You've got change" cz.1 - Always together, right?
- To nic wielkiego. Boyd po prostu lubi wchodzić tam gdzie nie powinien. Kochany ryzykant, ale nikt u nas na niego nie narzeka, a nawet cieszymy się kiedy nas odwiedza. Cudowny psiak. - skończyłam bandażować mu jego łapkę. - Podałam mu leki przeciwbólowe, więc lepiej bardzo wolno wracać z nim do domu i najlepiej będzie, żeby Sarah nie bawiła się z nim dopóki nie zdejmę usztywnienia i nie zrobię ponownego prześwietlenia i myślę, że jakieś 2 tygodniu po zrośnięciu się kości, będzie jak nowy. Em... Co jeszcze chciałam? Boyd może trochę mruczeć i zrobić się bardziej agresywny, ze względu na usztywnienie. No cóż, to metal. Metal jest ciężki i na prawdę będzie mu nieźle ciążyć. Oszczędzamy pieska. I jeśli Sarah chce mieć wszystkie paluszki to z dala od pieska. Na razie.
- Rozumiem. Dziękuję ci jeszcze raz Grace. - staruszka przytuliła mnie i opuściła klinikę.
Usiadłam przy biurku i zaczęłam przeglądać dokumenty.
-Grace! Nie uwierzysz kto przyjeżdża do Holmes Chapel! - do pomieszczenia wleciała moja mama.
- Nieżyjący już Bob Dylan? - pytałam zdejmując okulary z nosa.
- Chciałabyś... - mruknęła.
- Oj chciałabym, chciała... - spuściłam głowę.
- Harry przyjeżdża! Nie cieszysz się? - pisnęła z radością.
I nagle wszystkie wspomnienia wróciły za jednym uderzeniem. Mam wrażenie, jakby słoń po mnie skakał, a zaraz po nim przejeżdżał mnie tir. Auć.
- Nie. - odpowiedziałam krótko. - Czemu miałabym się cieszyć z przyjazdu tego dupka?
- Bo mnie kochasz. - o wilku mowa.
- Już przyjechałeś, Harry? To wspaniale! Jak podróż? - zaczęła moja mama.
- Mamo! Przestań. A ty Harry? Wyjdź. Klinika nie przyjmuje osłów. - syknęłam w jego stronę.
- Auć? Serio Grace tylko na osła cię stać? - zaśmiał się opierając o framugę drzwi.
- Chcesz wiedzieć na co mnie stać? Dobrze. - mruknęłam. - Jesteś podłym, egoistycznym, narcystycznym, głupim, pojebanym, niewyżytym seksualnie, idiotycznym dupkiem jakiego w życiu przyszło mi poznać. I mam to gdzieś, że stoi tu moja rodzicielka, bo to co mi leży na sercu trzymałam w sobie 3 lata! 3 pieprzone lata! Miałeś na mnie wyjebane, a ja dzwoniłam, pisałam, robiłam wszystko, żeby się z tobą do cholery skontaktować! I co dostałam w zamian? Jedną odpowiedź. Zacytuję cię Hazz, PIERDOL SIĘ. DAJ MI W KOŃCU SPOKÓJ. I to był SMS, na pytanie jak podróż. Sam kazałeś mi do siebie pisać idioto! - wrzeszczałam.
- To nie ja pisałem! - podniósł ręce w geście obronnym. - I odłóż tą strzykawkę, bo nie wiadomo jakiej trucizny tam wlałaś.
- Nie dotykaj mnie. Kłamałeś Harry. Czuję się przez ciebie jak idiotka. Bo łudziłam się, że utrzymasz ze mną jakiś kontakt, że pewnego dnia wrócisz, ja na ciebie się rzucę z tekstem: "Nawet nie wiesz jak bardzo tęskniłam za tobą, a teraz dawaj mi jakieś pamiątki", a ty mnie przytulisz i powiesz: "Myślałem, że ja ci wystarczę, ale nie ty musisz być taką pieprzoną materialistką i musiałem oczywiście wydać na ciebie całą fortunę.", po czym rzucisz głupim tekstem, jak to ty bardzo za mną nie tęskniłeś i nie rzucisz obietnicy, że już nigdy mnie nie zostawisz... Głupie, prawda? - spuściłam głowę.
- Może powinniście wyjaśnić sobie kilka spraw... Pójdę zobaczyć co z psami. - odezwała się mama.
Usiadłam zmęczona na krzesło przy biurku. Przetarłam dłońmi twarz.
- Grace... Ja na prawdę tego nie pisałem. - przykucnął przy mnie.
- Pierdol się, Harry. Nie wierzę ci. - syknęłam spoglądając na jego twarz.
- Będę ciebie. - mrugnął do mnie. - A tak na poważnie. To była Heather.
- Mam ją w dupie. Ciebie też. Wyjazd mi stąd! - wskazałam na drzwi.
- Jeszcze będziesz miała mnie w dupie. - zaśmiał się.
- Dupek. - mruknęłam. - Wyjdź stąd Harry!
- Jeszcze w innych okolicznościach będziesz krzyczała moje imię. - wstał na równe nogi.
- Chyba w twoich kurwa snach. Wolałabym z klifu skoczyć, niż się z tobą bzykać. - splunęłam.
- Jak chcesz. W razie co masz mój numer. Jak skończy ci się okres daj znać. - wyszedł.
- Dupek. - jęknęłam. - Mamo, wychodzę już! Idę do Christiny!
- Okay! - odkrzyknęła.
Zdjęłam z siebie fartuch i zarzuciłam na swój grzbiet kurtkę. Pierdolony dupek. Przychodzi nie wiadomo po co, wciska kity, że to nie on pisał, że mam się od niego odczepić i jeszcze ma czelność zapraszać mnie na seks? Skurwiel jebany. Dobra, zakochałam się w nim, ale to było wieki temu! Teraz jedynym uczuciem jakim go darzę jest nienawiść. Najchętniej rozszarpałabym tego lokowatego cymbała na strzępy. Mimo iż BYŁ to mój najlepszy przyjaciel...
*retrospekcja*
- Lubię tę piosenkę. - powiedziałam.
- Ja też, więc dlatego jej słuchamy. - odparł.
- Chciałabym, żeby kiedyś ktoś zagrał ją dla mnie na gitarze. Najlepiej na plaży nocą. - rozmarzyłam się.
- Masz 13 lat i już o takich rzeczach myślisz dziewczyno?! - wykrzyczał.
- Ty też masz 13 lat, a miewasz bardziej dziwaczne fantazje! - krzyknęłam.
- Zagram tą piosenkę dla ciebie. Oczywiście jak kupię gitarę i znajdę piękną plażę godną królowej. - dźgnął mnie palcem w bok.
- Jesteś uroczy Harry. - zaśmiałam się.
- I tak mnie kochasz. - wytknął mi język.
- Tak jak ty mnie. - odparłam.
*koniec retrospekcji*
Otarłam samotną łzę. Dopiero teraz zorientowałam się, że od dłuższego czasu stoję pod domem Christiny. Weszłam na jej podwórko i zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi.
- Grace? - zdziwiła się. - Skarbie co się stało?
- Pieprzony Harry Skurwiel Styles wrócił. - mruknęłam.
- Oh nie! Chodź do środka napijemy się herbaty i wszystko mi opowiesz. - pociągnęła mnie za rękę.
Chris poszła do kuchni, a ja skręciłam do salonu. Usadowiłam się na ogromnym fotelu jej brata, który tak bardzo uwielbiałam. Christina Farckle stała mi się bliska, odkąd myślałam, że wpadłam w ciążę 3 lata temu, czyli kiedy miałam 18 lat. Pracuje w aptece swoich rodziców i tak stała moją najlepszą przyjaciółką. Wszyscy trzymają się od niej z daleka, ponieważ jej różowo-niebieskie włosy i rockowy image przeraża ludzi, jak jej agresywność. Po prostu trzeba ją lepiej poznać, by wiedzieć, że ma cholernie dobre serce i jest wspaniała. A jej brat Adam, jest starszy od nas o jakieś 2 lata i jest najlepszym sportowcem w Holmes Chapel. Jest super i przyjaźni się z moim starszym bratem Derekiem, który od samego Adama jest starszy o 3 lata.
- Grace, powiedz mi wszystko co się stało. - przyszła Christina i podała mi kubek z herbatą.
- Mówiłam jakim to Harry dupkiem jest? - spytałam.
- Mniej więcej... - odparła.
Zaczęłam jej opowiadać każdy szczegół rozmowy między mną a Stylesem. Chris wiedziała jakim uczuciem go darzyłam. A może nadal to robię? Jak cierpiałam gdy wyjechał...
*retrospekcja*bal maturalny*
- Harry potrzebuję cię. NATYCHMIAST! - wysyczałam do telefonu.
- Grace, co znów zrobiłaś? - spytał jęcząc
- HARRY DO JASNEJ CHOLERY! MOŻESZ WYJŚĆ Z TEJ PIEPRZONEJ SALI I TU DO MNIE PRZYJŚĆ?! IDŹ W KIERUNKU PARKINGU! - mówiłam zdenerwowana.
- CO SIĘ STAŁO?! - wrzasnął do słuchawki.
- KONDOM UTKNĄŁ W MOJEJ WAGINIE. - syknęłam, po czym spaliłam całkowitego buraka przy facecie, który stał ze mną w windzie.
- Więcej informacji nie trzeba. - drzwi windy się rozsunęły i zobaczyłam loczka.
Wsiedliśmy do jego auta i pojechał do szpitala. Spędziłam tam dobre 2 godziny, a jak na złość lekarz był facetem o bardzo nie fortunnym nazwisku (Ruchacz). Styles czekał na mnie w izbie przyjęć. Gdy mnie zobaczył zaczął się chichrać pod nosem. Nie odzywałam się do niego dopóki nie wsiadłam do auta.
- Już nigdy więcej rozdziewiczania prawiczków. - mruknęłam wściekła. - Dziękuję, że mnie tu przywiozłeś...
- Od czego ma się przyjaciół... Dla twojej informacji nie jestem prawiczkiem. - zaśmiał się.
- Przestań. To była najbardziej żenująca rzecz w moim pieprzonym życiu. - podkuliłam nogi.
- Twoja mama by wpadła w szał jakby się dowiedziała co tu robisz. - powiedział.
- Dlatego kazałam ci jechać ze mną. - odparłam.
- A tak po za tym kondomem... To jak było? - wiem, że męczył się dusząc to pytanie w sobie.
- To był prawiczek, Harry. Jak mogło być? Pach pach i już doszedł! Inaczej było z Alexem. To on mnie rozdziewiczył, a ja musiałam rozdziewiczyć Ethana. - jęknęłam.
- Jak to prawiczek. - ruszył.
Droga do mojego domu nie była długa. Zatrzymał się.
- Dziękuję, Harry jeszcze raz. - powiedziałam.
- Do usług. Zawsze. Grace... Nie chciałabyś... No wiesz... Jechać ze mną do Nowego Jorku? - spytał.
- Wiesz, że nie mogę... Moi rodzice nie poradzą sobie sami w klinice. Hazz, kocham cię i wiesz, że chciałabym z tobą jechać. - spojrzałam na niego.
- Jest okay. Ale jak zmienisz zdanie daj znać. - cmoknął mnie w kącik moich ust.
- Pa Harry. - przytuliłam go.
- Kocham cię, Grace. - powiedział.
- A ja ciebie. Harry obiecaj mi jedno... Obiecaj mi, że wrócisz do Holmes Chapel i nie będziesz chciał zostać w Nowym Jorku. Błagam. - szepnęłam.
- To tylko 2 tygodnie, skarbie... Nie wyjeżdżam na zawsze. Obiecuję, że wrócę i nie będę chciał zostać na zawsze w Nowym Jorku. Za bardzo cię kocham Grace. - zacieśnił uścisk.
*koniec retrospekcji*
- Grace gdzie odpłynęłaś? - Christina zaczęła mi wymachiwać rękoma przed twarzą.
- Co? - spojrzałam jej w oczy.
- Nie odzywałaś się przez dobre 20 minut. Skończyłaś mówić, łzy zaczęły ci lecieć i na nic nie reagowałaś. Myślałam, że potrzebujesz chwili, czy coś... - powiedziała.
- Przepraszam. - spuściłam głowę.
- Jebany skurwiel. - usłyszałyśmy rozwścieczony głos Adama i głośne trzaśnięcie drzwiami.
- Jak widać i słychać Adam wrócił. - mruknęła kolorowo-włosa.
- Nie jestem sam. - mruknął starszy brat mojej przyjaciółki.
- Derek jest z tobą? - wstałam. - Derek! Coś ty sobie zrobił?!
- Ten gnojek wrócił. Rozmawiałaś z nim? Bo ja tak... - zacisnął pięści.
- Ale chyba go nie zabiłeś, prawda?- zapytałam z nadzieją.
- Nie. Jak już mówiłem... Tylko z nim rozmawiałem. I raz, może 2 przywaliłem mu liścia. - odparł.
- Derek idioto. Chyba przywaliłeś mu liścia z pięści! Adam nie mogłeś go powstrzymać?! - darłam się.
- Myślisz, że nie próbowałem?! Twój brat wpadł w taką furię, że nie miałem jak! Fakt, Styles żyje i nie trafił do szpitala, bo ma kilka rys na twarzy, ale nic po za tym. Derek wie co to opanowanie. - odpowiedział Adam.
- Po pierwsze młoda, ten gówniarz sobie na to zasłużył, a nawet uważam, że powinienem go zabić, bo nikt nie ma pieprzonego prawa łamać twojego serca. Po drugie, teraz go bronisz, a nie pamiętasz jak przez niego cierpiałaś? Miałaś myśli samobójcze, Grace. Kto z tobą chodził po psychologach, bo rodzice byli zbyt zajęci sprawami przeprowadzki? Oni się wyprowadzają, chcą, żebym to JA się tobą zajął mimo iż masz 21 lat to nadal jesteś niestabilna emocjonalnie. - powiedział.
- Nie bronię. - mruknęłam.
- Bronisz. - powiedzieli wszyscy równocześnie.
- Najpierw przyszłaś zła jak osa i wyzywałaś go od egoistycznych dupków, a później zaczęłaś pieprzyć jaki to on wspaniały i przystojny nie jest. Twierdziłaś, że to zachowanie w klinice to nic, bo HARRY TAKI JEST. - odezwała się Christina.
- Zmówiliście się przeciwko mnie, czy co?! - rzuciłam wściekła.
_________________________________________________________________________
Powinnam dodać 8 cz. Nialla, a dodałam 1 Hazzy. Miałam napływ weny dzięki Tylerowi ^^ Tak się nim jaram tak samo jak Dylanem. I powinnam powiedzieć tak się nimi jaram jak Stiles Lydią. <3 Teen Wolf rządzi! <3
luv, May xx
wtorek, 17 lutego 2015
Niall "She's so dangerous" cz. 7 - You must tell me who you really are...
- Jak się masz? - spytała.
- Dobrze. A ty? - ruszyłem.
- Nieźle. Rozmawiałam z moim ojcem po twoim wyjściu. Można powiedzieć, że nie jesteś dla niego taki zły. - zachichotała.
- No właśnie... Ja również chciałbym z tobą porozmawiać o tobie i twojej rodzinie, Elisso. - zaczęłem.
- O nie... Wbiłeś w Google nazwisko mojej rodziny, prawda? - kątem oka zauważyłem, że spuściła głowę
- Owszem. Moi znajomi z pracy jak zobaczyli, że przyjmuję z taką lekkością wasze zamówienia w Nandos posrali się ze strachu i zastanawiali się kiedy twój tata każe mnie zastrzelić i oni mi kazali wbić w Google wasze nazwisko. Za dużo dobrego tam o was nie ma. - powiedziałem.
- Skręcisz do Starbuksa? - spytała.
- Jasne, księżniczko. - rzuciłem.
Zaparkowałem pod kawiarnią. Weszliśmy. Wszyscy wstrzymali oddechy jak zobaczyli kto z kim idzie. Nie którzy odważyli się posłać mi smutne spojrzenia pełne żalu i współczucia. Ja pierdole... Elissa zajęła miejsce na końcu pomieszczenia, a ja usiadłem na przeciwko niej. Gdy podszedł do nas kelner zamówiliśmy. Ja zamówiłem dużą Macchiato, a ona duże mrożone Latte z karmelem i bitą śmietaną. Bawiła się nerwowo palcami i gdy otrzymała napój upiła duży łyk. Denerwowała się? Czym do cholery? To ja tu teraz boję się o życie!
- Może ma za dużo dobrego o mnie i mojej rodzinie w internecie, ale nie jesteśmy tacy źli... Nie mówię, że mój tata nie jest mafiozom, bo to wie cała Europa i byłoby to kłamstwem gdybym zaprzeczyła. Broń, seks, narkotyki, alkohol. Taki jest świat mafii, ale to nie oznacza, że ja zostałam tak wychowana, żeby zabijać. Nie jestem zdolna zabić nawet owada, a co dopiero człowieka. Mówią, że kazałam zabijać chłopaków, jak mi się nudzili, prawda? - uśmiechnęła się kpiąco.
- Tak. - powiedziałem krótko.
- Nie miałam, żadnego chłopaka. Nie chodzę na randki, bo mój ojciec boi się, że mogą potraktować mnie jak moją matkę. Dlatego tak sztywno zareagował na ciebie, Niall. Owszem tata płacił wielu ludziom spore sumy, po to, bym nauczyła się obronić w razie kłopotów, lub obsługiwać broń. Nie korzystam z tego, bo ufam otaczającym mnie ludziom. Jestem totalnie jak moja matka. Kochająca świat i ludzi, cholerna optymistka. Wiedz, że i ja i mój ojciec mamy czyste konto. Nie zabiliśmy ani jednego człowieka. Tzn, jeśli ktoś prosił o przysługę mojego ojca, żeby z kimś "pogadać" on tego osobiście nie robi tylko wysyła odpowiednich ludzi. Oglądałeś kiedykolwiek "Ojca Chrzestnego"? - spojrzała mi w oczy.
- Oglądałem. - odparłem.
- To mój ojciec jest takim Ojcem Chrzestnym z Europy. Jeśli ktoś nie dotrzyma umowy z moim ojcem, ponosi karę. Mój ojciec bał się ciebie, Niall. Myślał, że to ty jesteś mafiozom z innego gangu i chcesz mnie zabić, a ja się upierałam, że taki nie jesteś. Na prawdę cię lubię i nie kazałabym cię skrzywdzić. Nigdy. Wręcz przeciwnie, broniłabym cię, choćby nie wiem co. Dla ciebie rzuciłabym wszystko w cholerę, nawet gdyby mój ojciec się mnie wyrzekł. Musisz mi uwierzyć, że ja taka nie jestem. Mój ojciec również, tylko musisz go bliżej poznać. Fakt, zmienił się od pogrzebu mamy, ale na prawdę, gdybyście się bliżej poznali uznałby cię za niegroźnego, ale porządnego faceta. Ja uważam, że jesteś dobry, Niall. Nie jesteś taki jak reszta i ja to widzę. I to mnie tak co ciebie przyciąga... - znów spuściła głowę.
- Eli, przepraszam. Nie powinienem cię pochopnie oceniać, tylko właśnie tak z tobą porozmawiać... Jest mi strasznie głupio. Ty również nie jesteś taka jak reszta... Czyli nie myliłem się myśląc, że jesteś wyjątkowa. - powiedziałem ze skruchą.
- Niall, każdy ma prawo do pomyłki. Ludzie oceniają się bez podstawowo. Trzeba się poznać najpierw, nieprawdaż? A kto pyta nie błądzi. - dotknęła mojej dłoni.
- Jedziemy do mnie? Mięliśmy zrobić kolację. - spojrzałem jej w oczy.
- Oczywiście. Zgłodniałam trochę. - uśmiechnęła się.
- Chodźmy. - wstałem i podałem jej dłoń. - Ale w okół nie czai się twoja mała armia, co?
- Na pewno ojciec kogoś wysłał, żeby mnie pilnowali. - mruknęła. - Ale spokojnie. Nic nie zrobią.
Wyszliśmy z budynku i wsiedliśmy do auta. Patrzała na mnie z wielką uwagą.
- Chcesz prowadzić? - spytałem.
- A mogę? - oczy jej się zaświeciły.
- A umiesz? - zaśmiałem się.
- Zawsze możesz mnie nauczyć. - ukazała swoje dołeczki. Cholernie piękne i urocze dołeczki.
- A niech cię i te twoje dołeczki. - mruknąłem. - Umowa jest taka. Jedziemy najpierw do mnie zrobimy kolację, zjemy ją, pouczymy się trochę grać na gitarze, a potem nauczę cię jeździć autem. Zgoda?
- Jasne. - pocałowała mnie w policzek.
Posłałem jej wielki uśmiech i włączyłem radio samochodowe. Głośniki przepełniła piosenka AC/DC - T.N.T. . Elissa zaczęłam tupać głową w rytmie muzyki.
Dojechaliśmy pod kamienicę.
- Które okno? - spytała.
- Na samej górze. Windy nie ma. Lepszego mieszkania nie znalazłem.
- To pewnie nie jest aż tak wysoko jak się wydaje... Prawda?
- Sama ocenisz.
Wysiedliśmy. Otworzyłem drzwi do kamienicy kluczem. Minęło dobre 10 minut, aż Elissa weszła na samą górę. Ja czekałem już pod drzwiami.
- Co tak długo? Przecież nie jest aż tak wysoko jak się wydaje... - zaśmiałem się.
- Obyś umiał gotować, bo jeśli nie wybaczę ci tego, że nie uprzedziłeś mnie, że schody są wysokie, jest ich dużo i mieszkasz na samej górze. To jest pieprzone 4 piętro! Mogłam chociaż ubrać wygodniejsze buty!
- Mówiłem, mieszkam na samej górze i mówiłem to jakieś 10-15 minut temu. Ale to mieszkanie ma jedną zaletę, chodź.
Otworzyłem drzwi, a zdyszana Elissa weszła resztkami sił. Zrzuciła z nóg czarne buty na obcasie. Podeszła do okna i dłonią dotknęła szyby. Stanąłem za nią. Słyszałem jej przyspieszone bicie serca. Widziałem jak stróżka potu spływa jej po skroni, którą szybko wytarła.
- Jest pięknie. - powiedziała lekko zachrypniętym głosem.
- To prawda. I oprócz tego mam całe piętro robi za wielką kawalerkę i nie taką drogą. Dlatego tak mi się podoba to mieszkanie. Mimo tego, że schody są ciężkie do pokonania. Nawet dla mnie. - odpowiedziałem.
- Nawet dla tak wybitnego sportowca, jak ty? - zaśmiała się odwracając do mnie twarzą.
- Nawet dla tak wybitnego sportowca, jak ja. Głodna? - spytałem.
- Bardzo. - odparła kładąc dłonie na brzuchu.
- W takim razie zapraszam do mojej wypasionej kuchni. Prócz salonu to moje ulubione miejsce. Nie da się ukryć, że kocham jedzenie. - zaśmiałem się idąc do pomieszczenia.
- Widać. - przygryzła dolną wargę.
_____________________________________________________________________
Oto kolejna część. :) Nie wiem o czym wam tu w notce napisać. O tym, że z Hazzą ruszamy po skończeniu z Niallem wiecie. A kiedy skończę z Niallem nie wiem. Mam jeszcze kilka rozdziałów zaplanowanych... Soł... Do następnego. Jeśli macie jakieś pytania piszcie. Zawsze odpowiem. :)
Luv ya all, May xx
niedziela, 15 lutego 2015
Harry "You've got change" - wstęp
___________________________________________________________________________
Więc wstępik do Hazzy. Może się wam spodoba. Może nie.
Wzorowane nie kopiowane na filmie "Love, Rosie". Tam bohater nie stawał się egoistycznym i popieprzonym dupkiem, a bohaterka nie interesowała się zwierzętami i wpadła w ciążę. Tylko mówię/piszę, bo przeczytałam wiele blogów i postów i zawsze gdzieś się czepiają o ściąganie z czegoś, albo od kogoś. Wzorować można, ale nie ściągać i kopiować żywcem. Just sayin'...
luv, May xx
piątek, 13 lutego 2015
Niall "She's so dangerous" cz. 6 - We want the same things, we dream the same dreams...
- I kto by pomyślał, że oboje lubimy to samo... - powiedziałam zdumiona.
- No właśnie. Powiedz mi jeszcze, że lubisz piłkę nożną, a będę w niebie. - odparł.
- Lubię, ale nie mam jakiejś ulubionej drużyny. Zależy kto gra, bo mam kilka lubianych przeze mnie drużyn. - odpowiedziałam.
- No gdyby grała Irlandia z Anglią? - spytał.
- Irlandia, bo mam irlandzkie korzenie, a nie dlatego, że ty jesteś Irlandczykiem, bo to akurat nie wchodzi w grę. - wytknęłam mu język.
- To co jutro robimy na kolację? - Spytał.
- Zaskocz mnie. - Odparłam odgarniając swoje długie włosy na lewe ramię.
- W takim razie będzie to niespodzianka. Może wpadniesz wcześniej, to mi pomożesz, hm?
- Próbujesz mnie uwieść?
- Przez żołądek do serca, no nie? Kuchnia łączy ludzi.
- Okay, przyjadę. Więc o której mam być?
- Około 17.
- Więc widzę, że masz ambitne plany na tą kolację...
- Zawsze jestem ambitny. No nic... Będę się zbierał. Albo wiesz co, może po ciebie przyjadę, co?
- Nie chcę, żebyś narobił sobie kłopotu.
- Nalegam.
- W takim razie nie pozostaje mi nic innego jak się zgodzić.
- W takim razie napiszę jak będę dojeżdżał do twojego domu.
- Świetnie.
Wstaliśmy. Odprowadziłam go do drzwi.
- Było bardzo miło. I do zobaczenia jutro na pierwszej lekcji gitary i kolacji.
- I na kolacji...
i będzie trochę ostro, trochę rzyganie tęczą.
czwartek, 12 lutego 2015
Niall "She's so dangerous" cz. 5 - Dinner.
Przyznam szczerze, że bardzo mi się spodobał. Bardzo elegancko i w ogóle, ale nadal wolę wersję zwykłego Nialla. W ręku trzymał lampkę wina, bardzo kosztownego (tak, ja Elissa Morgan mam już wprawę, jeśli chodzi o takie rzeczy). Gołym okiem było widać, że się stresuje, aczkolwiek starał się być dzielny.
- Spokojnie Niall, to nie jest rozbrajanie bomby atomowej... - zaśmiałam się.
- Ha ha ha. Bardzo śmieszne. Ja... Em... Kupiłem wino, a ty... A ty wyglądasz bosko. I nie żeby coś, ale kolorystyka naszych ubrań pasuje do siebie, co znaczy, że i my do siebie pasujemy. - powiedział.
- Oczywista oczywistość. My zawsze będziemy do siebie pasować. - odparłam. Na prawdę polubiłam tego chłopaka! Jest bardzo zabawny i przyjacielski, mimo iż za długo się nie znamy, traktujemy siebie jakbyśmy znali się od wieków! - Wejdź, proszę...
Przepuściłam go w drzwiach, a on wręczył mi butelkę wina. W drugiej ręce trzymał bukiet róż. Czemu ja tych kwiatów nie zauważyłam? Może dlatego że bukiet trzymał za plecami? - podsunęła mi moja podświadomość.
- To dla ciebie. Pasuje do ciebie czerwień. , a ta jedna jest różowa, dlatego, że świetnie się wyróżnia wśród innych i przypomina mi twoje policzki. Lekko różowe, piękne, po prostu. - wręczył mi kwiaty.
- Są śliczne. Dziękuję. Chodź za mną. - pocałowałam go w policzek i ruszyłam w kierunku kuchni.
Anabeth już zanosiła różne dania do jadalni, a w międzyczasie ja wstawiłam wody do kwiaty.
- Kto to? - spytał pokazując palcem jedną z postaci na rodzinnej fotografii.
- To moja mama. - Mruknęłam.
- Żartujesz sobie ze mnie? Pracuję w restauracji, bo tak na Nandos się oficjalnie mówi, gdzie podają same kurczaki i fast foody tylko z kurczakiem. Skoro wybrałem taką pracę to chyba lubię kurczaki. Bo jako wegetarianin tam bym się nie zatrudnił. - zaśmiał się.
- No ja tam nie wiem co lubisz, więc cię tylko informuję... - uśmiechnęłam się. - Reszta dań to niespodzianka.
- Skoro ty już wiesz, że ubóstwiam kurczaka, to może ty mi powiesz, co lubisz z dań, hm? Chciałbym ci zaimponować swoimi zdolnościami gastronomicznymi. - oparł się o blat.
- Kocham kurczaka. Mogłabym go jeść i jeść i chyba nigdy by mi się nie znudził, ale bardzo lubię włoską kuchnię. Nie ważne czy to makaron, czy pizza, kuchnia italiano zawsze najlepsza. - zaśmialiśmy się.
- Oh, tak... Pizza... - rozmarzył się.
- Panienko, wszystko już gotowe. Mogą państwo udać się do jadalni. - przyszła Anabeth.
- Okay. Dziękuję Anabeth. - skinęłam jej głowę i chwyciłam Nialla za rękaw.
Przeszliśmy przez drzwi i weszliśmy do salonu. Ojciec stał przy stole z rękoma opartymi na krześle. Niall wyciągnął do niego rękę w geście przywitania się.
- Dobry wieczór, proszę pana. - powiedział, aczkolwiek tata nie zaszczycił go uściskiem dłoni.
- Dobry wieczór, młodzieńcze. Cóż, punktualny jesteś. Cieszy mnie ten fakt. - rzucił w jego stronę. - Usiądźmy zatem do kolacji, którą przygotowała nam Anabeth.
Tato zajął jedno z miejsc przy dużym stole. Niall odsunął mi jako dżentelmen krzesło, a gdy usiadłam pomógł mi się przysunąć. Sam usiadł na przeciwko mnie.
- Smacznego wszystkim. - powiedział mój ojciec.
- Smacznego. - odpowiedziałam równo z Niallem.
- Więc, chłopcze opowiedz nam coś o sobie. Skąd jesteś? - mój tata zaczął wywiad środowiskowy.
- Tato. - jęknęłam. Wiedziałam do czego zmierza!
- Z Mullingar w Irlandii, sir. - odpowiedział grzecznie blondyn.
- Co cię sprowadza do Londynu? - kontynuował ojciec. Myślałem, że spłonę z wściekłości i zażenowania.
- Studiowałem w Dublinie i przenieśli mnie na Oxford w ramach małej wymiany 2 tygodnie temu. Miałem wrócić tam po tygodniu, ale spodobał mi się ich program i studencka drużyna piłkarska. Zgodzili się, abym nauczanie kontynuował tutaj. - wyjaśnił.
- Jaka to wymiana na tydzień na uczelnie? To nie podstawówka, żeby robić sobie wycieczki. - rzucił bezczelnie tata.
- Skończ. - przerwałam ostro ojcu.
- Elisso, wszystko w porządku. Nie mam nic do ukrycia. To była wymiana socjologiczna, mieliśmy sprawdzić, jak działają inne uczelnie w Zjednoczonym Królestwie i jakie jest podejście do młodych ludzi. Akurat mnie przydzielili do Oxfordu i chciałem się przenieść, ale nie dlatego, że Dublińska uczelnia była zła, czy coś. To dobra szkoła, ale tam akurat nie było tego, czego najbardziej wymagałem od uczelni, czyli drużyny piłkarskiej. Zapisałem się do drużyny i już za tydzień pierwsze kwalifikacje. Jeśli się dostanę, to później mam otwarte drzwi, do każdego klubu piłkarskiego. - mówił.
- Co studiujesz? - spytał tata.
- Psychologię, ale jeszcze robię kursy magisterskie, w razie, gdyby kariera piłkarska by mi nie wyszła, to zawsze mogę uczyć w szkole, albo zostać trenerem, bo również wyrabiam dodatkowe specjalizacje. - spojrzałam na blondyna.
- Ja wybieram się na Oxford. Na psychologię. - uśmiechnęłam się. - Teraz będziemy widywać się częściej i będzie fajnie, że kogoś już tam będę znała...
- To świetnie! Może będziemy mięli wykłady blisko siebie? - zaśmiał się.
- Było by fantastycznie... - przytaknęłam.
- A co z Nowym Jorkiem, skarbie? - wtrącił się ojciec.
- Mówiłam. Jeśli dostanę list z Oxfordu to nie jadę tam. A dostałam go dzisiaj w południe i mnie przyjęli. - odparłam.
- Rozumiem. W takim razie, za waszą przyszłość. - Tata uniósł kielich wina i upił z niego ogromny łyk.
Wiem, że był wściekły, ale choćby miałby mnie zabić to i tak nie odciągnie mnie od Nialla, to mój jedyny prawdziwy przyjaciel. I ogólnie jedyny... Ale jak się okazało Niall nie jest zły i wie co chce robić w życiu, jest totalnie zdecydowany i ma wszystko poukładane. Niall nie jest tym za kogo uważał go mój ojciec. Nie miał co do niego racji...
______________________________________________________________
Takie dzisiaj coś wyszło. Nie zadowala mnie jakoś specjalnie ten rozdział i w sumie zawiodłam się sama na sobie. Miałam genialny pomysł w głowie jak ta kolacja ma przebiec, a ja oczywiście, gdy już zaczęłam to pisać spieprzyłam to. PRZEPRASZAM. ;c
Mam nadzieję, że mi to wybaczycie.
Lov ya all, May xx
środa, 11 lutego 2015
Niall "She's so dangerous" cz. 4 - I must meet him before he will teach my daugher...
- Czegoś potrzeba, panience? Może zaparzę herbaty, albo deser jakiś przygotuję? - Zapytała.
- Herbata mi wystarczy. Dziękuję. - Posłałam jej życzliwy uśmiech, a ona ze skinieniem głowy odeszła.
Anabeth to przemiła staruszka ok. 60 lat. Mój ojciec ją zatrudnił ponieważ stwierdził, że przyda nam się pomoc. Gotuje, sprząta a jeśli potrzebujesz to po prostu z tobą posiedzi. Traktuje mnie jak własną wnuczkę i to jest wspaniałe.
Nagle przyszedł Thomas, pomocnik mojego ojca.
- Ojciec cię prosi, abyś na chwilę do niego podeszła... - Powiedział.
Odłożyłam książkę na stolik i wstałam. Podążając za Thomasem weszłam do gabinetu taty.
- Chciałeś, żebym przyszła... - Zaczęłam.
- Tak tak... Usiądź, proszę. Chciałbym z tobą porozmawiać, Elisso. - Odparł wskazując fotel na przeciwko jego biurka.
Zajęłam miejsce i założyłam nogę na nogę.
- O co chodzi? - Spytałam.
- Chciałbym poznać bliżej tego chłopaka od gitary. Doszedłem do wniosku, że zaufanie to zaufanie, ja ufam ci, ty jemu, ale ja niestety nie darzę go takim zaufaniem jak ty. Ale jak tak myślałem to on może być jakimś tajniakiem, więc trzeba uważać i chciałbym wybadać na czym stoję i czy jestem bezpieczny. Bo ze mną stoisz ty i ciebie też muszę bronić. Powiadom go o jutrzejszej kolacji o 19:30. Niech się nie spóźni. - Westchnęłam ciężko na jego słowa.
- Ale żeś się uparł na to bezpieczeństwo. Nie wystarczy ci jak bym wzięła broń jakbym tam pojechała w piątek? - Jęknęłam.
- Broń to swoją drogę. - Rzucił.
- Mój boże, ale ty wymyślasz! Jesteś strasznie przewrażliwiony! Na nic mi nie pozwalasz! Mam tego dosyć! Jestem dorosła, tato a ty traktujesz mnie jak bachora, którym można ciąle pomiatać! Nie rozumiesz, że już sama mogę decydować o swoim życiu?! - Wykrzyczałam zrywają się na równe nogi.
- Elissa, nie rozumiesz, że się martwię?! Zamordowali twoją matkę! A ja nic nie moglem z tym zrobić! Każdego dnia zżera mnie sumienie! I boję się, że ciebie też mogą zabić! Ufam ci, ale boję się ciebie stracić... Nie ufam nikomu, prócz naszej rodzinie, Eli. Chcę go tylko poznać, bo już widzę, że zaczęłaś się do niego przywiązywać... Tyle... - Powiedział.
- Nie musisz się bać tato. Jestem tu. Nikt mnie nie zabije. Umiem o siebie zadbać, ale jeśli tak ci na tym zależy to zaproszę go na kolację... - Mruknęłam i wyszłam z jego gabinetu.
Wróciłam do salonu i usiadłam na fotelu. Akurat Anabeth przyniosła moją herbatę. Powiedziałam ciche dziękuję, gdyż już zdążyłam wbić numer Nialla i przyłożyć telefon do ucha.
- W czym mogę służyć, Eli?
- Hej Niall. Jest sprawa... Bardzo poważna.
- W takim razie słucham...
- Mój tata chce, abyś zjawił się jutro u nas na kolacji. I byłabym ci wdzięczna gdybyś przyjechał, bo mój tata nienawidzi odmowy. Jest trudnym człowiekiem. 19:30 i błagam nie spóźnij się...
- Szczerze ci powiem, że może i by chciały, ale mnie to już męczy. Czasem sama mam ochotę coś zrobić, ale nie mogę, bo wszyscy mi tego zakazują. Dziękuję Ana, że mi przyniosłaś śniadanie. - odparłam.
- Nie ma za co. Smacznego. - uśmiechnęła się i wyszła.
_________________________________________________________________
No więc były 4 komentarze pod ostatnim postem i 3 na 4 komentarze były, żeby następny imagin był ze Stylesem, więc Harry Styles wygrał, a Zayn będzie po nim. :) Tylko teraz pozostało pytanie, czy imagin ma być tak romantyczny, że aż się chce rzygać tęczą, czy trochę bardziej ostrzejsze klimaty? Każdy ma inne gusta c'nie?
lovs ya all, May xx
poniedziałek, 9 lutego 2015
Niall "She's so dangerous" cz.3 - Special boy
- Nie podoba mi się to, że umówiłaś się z tym chłopakiem. - powiedział ojciec.
- On będzie mnie tylko uczył grać na gitarze, tato. Wiem niedługo zaczynam studia, powinnam się bardziej na nie przygotować, ale błagam nie zakazuj mi uczyć się grać na gitarze. Może "ten chłopak" nie będzie taki zły. Nie wygląda na groźnego. Mówiłeś, że zależy ci na moim szczęściu... - odparłam.
- Bo zależy. - mruknął.
- Więc zaufaj mi i nie zakazuj mi spotykać się z chłopcem od gitary. - Powiedziałam.
- Ufam ci, ale nie ufam jemu. - Odpowiedział.
- Ufasz mi, a ja ufam jemu i to wystarczy. Kocham cię tato i pamiętaj. Wiem co robię, więc błagam nie węsz wokół niego. Nic mi się nie stanie. Ostatnimi czasy za bardzo się o mnie martwisz... - Rzuciłam.
- Martwię się, bo dorastasz i już patrzysz żeby wylecieć z gniazda a świat nie jest taki jak ci się wydaje. Płeć męska jest cwana i patrzą tylko na to by wykożystać kobietę, wiem bo sam taki byłem w wieku tego chłopaka. Ja chcę cię po prostu uchronić przed złem. Twojej mamy nie zdołałem obronić i zostałaś mi tylko ty Elisso. - Powiedział spokojniej.
- Nauczyłeś mnie tato wielu rzeczy. Wiem jaki jest świat, nie mam klapek na oczach i to wszystko widzę, a nie chcę. Nie jestem taka jak mama. Ja w przeciwieństwie do niej umiem się obronić i zawdzięczam to tobie. Niall nie jest taki jak inni chłopcy. Znam się na ludziach więc nie bez powodu idę na psychologię. Proszę cię tylko o to, żebyś w jego przypadku odpuścił, on ma mnie tylko nauczyć grać na gitarze nic więcej... O wiele proszę? - Spojrzałam na niego.
- Nie. Jeśli złamie ci serce rozstrzelam osobiście tego gnojka. - mruknął.
- Boże tato to tylko nauka gry na gitarze! - Jęknęłam.
***
Gdy znalazłam się w swoim pokoju chwyciłam telefon i wbiłam numer Nialla. Napisałam do niego SMSa.
Do: Niall
Te lekcje pasują ci w piątek o 19? Chciałabym wcześniej ale mam zawalony plan. ;/ Elissa xx
Nacisnęłam przycisk wyślij, a po chwili otrzymałam odpowiedź
Od: Niall
Wtedy będzie idealnie! Też niestety mam zawalony plan i też tylko wtedy mi pasuje... To wolisz u mnie czy u ciebie?
Do: Niall
Myślę, że u ciebie będzie lepiej...
Od: Niall
W takim razie Crosswood St. 72. Drzwi stoją otworem. Nie wiem, czy wiesz, ale jutro jest piątek - weekendu początek ^^
Do: Niall
Wiem. Będę punktualnie o 19. No chyba, że albo się zgubię, albo ktoś mnie porwie. Możliwości jest wiele. ;)
Od: Niall
W takim razie będę czekał przed drzwiami. ;]
Do: Niall
W takim razie do jutra. Dobranoc, Niall. ;*
Od: Niall
Dobranoc Eli <3
Odłożyłam telefon na szafkę nocną i przykryłam się kołdrą. Już nie mogę się doczekać pierwszej lekcji! Zamknęłam oczy i z dobrym humorem i wielką chęcią oddałam się Morfeuszowi.
____________________________________________________
Wiem, że Niall robi za tego uroczego i nieśmiałego jeśli chodzi o dziewczyny w 1D, ale jego charakter po części jest zmieniony na potrzeby opowiadania. W sumie to opowiadanie jest AU, czyli 1D nie istnieje. Ale pomyślałam sobie, czy by nie wkręcić tu Louisa jako postać 2 planową, bo z tego co tu widzę to większość was woli opowiadania z Zaynem, a ja nawet wolę pisać je z Malikem. Miałam problem, żeby wymyśleć tematykę do historii z Niallerem, a o Lou już nie wspomnę bo o nim też już myślałam. Z Zaynem i Liamem przyszło mi to tak łatwo, ale wiecie... Chyba, że wolicie jakieś opowiadanie z Haroldem. Do niego będzie łatwiej coś wymyśleć. ^^ Teraz bitwa ostateczna Zayn vs Harry. Kto wygra?
Lov, May xx 💞
niedziela, 8 lutego 2015
Niall "She's so dangerous" cz. 2 - So it's you...
Nienawidzę wcześnie wstawać. Jednakże fakt, że muszę iść do pracy dobił mnie doszczętnie i musiałem wstać. Naciągnąłem na siebie spodnie i świeży t-shirt. Ogarnąłem się i wyszedłem do pracy. Szef kazał otworzyć o 10, a jest 10;27. Ups. Pieprzone korki. Wszedłem do środka. Szybko ogarnąłem to co miałem ogarnąć i stanąłem za ladą. Z każdą chwilą lokal zaczął się zapełniać. Kathy i Marcel, którymi byłem na zmianie pomagali mi w przyjmowaniu zamówień. Praca kelnera nie jest łatwa, więc jeśli na jakiegoś narzekacie w restauracji odszczekajcie wszystkie słowa, bo to naprawdę jest ciężko latać z pełnymi tacami między stolikami w lokalu zapełnionym ludźmi.
Około 17 ludzie zaczęli już się rozchodzić. W końcu mogłem usiąść. Pierwszy raz narzekałem na nadmiar ruchu fizycznego.
- Ej ludzie, obrazicie się jeśli dziś szybciej wyjdę? - spytał Marcel.
- Zależy jaki masz powód. Jeśli znów cię boli przyrodzenie, to ja wychodzę, a ty będziesz tu gnił. - odezwała się Kathy. Spojrzałem na nich ze zdziwieniem.
- Jestem tu nowy. Powinienem o czymś wiedzieć? - spytałem.
- Pewnego razu klientka zamówiła wegetariańskiego burgera, a Marcel dał jej zwykłego z kurczakiem mówiąc, że to smażalnia kurczaków, a nie wybieg dla krów, gdzie jadasz samą trawę. Po tym Marcel dostał niezłego kopa prosto w przyrodzenie. - wyjaśniła rudowłosa.
- No to nieźle. - zaśmiałem się.
- Tym razem nie boli mnie przyrodzenie. Ciotka podrzuca mi córkę i muszę się nią zająć. - mruknął. - Chociaż teraz wolałbym, aby to było krocze.
- Z dzieckiem masz problemy? - zaśmiałem się.
- To mały diabeł, nie dziecko. - jęknął.
- Rozumiem... To ile ma lat? - spytałem.
- 7. - odparł.
- O stary... 7-latki zawsze są najgorsze. Idź już. Jutro się odpłacisz. - zaśmiałem się, a ten rzucił fartuch na blat i chwytając swoją torbę wyszedł z lokalu żegnając się z nami.
- Więc zostaliśmy sami. - powiedziała Kathy.
- Dasz radę ze mną wytrzymać? - spytałem.
- Jak z tym imbecylem wytrzymałam, to z tobą też wytrzymam. Oho. Przyszedł pan Morgan z córką. Przyjmiesz ich? - wskazała ręką na ciemnowłosą dziewczynę, która śniła mi się przez całą noc i jej ojca.
- O rany. Trzymaj kciuki. - szepnąłem i wraz z notesem podszedłem do ich stolika. - Witamy w Nandos, w czym mogę służyć?
- Najpierw ty. - odezwał się mężczyzna do córki.
- Okay, więc ja poproszę małe frytki z burgerem numer 5. - przeglądała dogłębnie menu. - I dużą colę z lodem, ale Light bo dbam o linię.
- Oczywiście, ale sądzę, że pani dieta nie jest potrzebna. - na mój głos, dziewczyna podskoczyła, patrząc na mnie z szerokim uśmiechem.
- Więc to ty. Chłopak od gitary w muzycznym. - ucieszyła się.
- Tak. Teraz jestem chłopakiem od pysznego jedzenia. A pan na coś się zdecydował? - spojrzałem na jej ojca.
- Butelka wody i duże frytki. - odparł.
- Zaraz wracam z państwa zamówieniem. - skinąłem głową i podszedłem do Kathy.
- Nie podrywaj jedynej córki mafiozy, jeśli ci życie miłe. Nie wiesz co to pewna śmierć? - skarciła mnie.
- Córki mafiozy? Błagam cię! Czy ty siebie słyszysz Kath? Że niby ona? - zaśmiałem się cicho i podałem jej kartkę z zamówieniem.
- Tak. Wbij sobie w internet Richard Morgan, wtedy pogadamy. Ale lepiej dla twojego bezpieczeństwa, nie narażaj się ani jej, a szczególnie mu. Inaczej będzie z tobą źle. - ostrzegła mnie.
- Jasne. - mruknąłem obojętnie. Dla tej dziewczyny mógłbym nawet w ogień skoczyć.
Gdy otrzymałem ich zamówienie do ręki zaniosłem na tacy.
- Małe frytki, burger nr 5 i duża dietetyczna cola dla pani, oraz butelka wody i duże frytki dla pana. Przynieść panu szklankę? - spojrzałem na faceta.
- Nie dziękuję. - odparł.
- W takim razie życzę państwu smacznego. - odeszłem.
~*~
- Widzę jak na niego patrzysz Elisso. To nie chłopak dla ciebie. - powiedział tata, gdy wzrokiem odprowadzałam blondyna do lady. - W ogóle podjęłaś jakąś decyzję w kierunku studiów?
- Em, nowojorska uczelnia przysłała list z gratulacjami, ale wolałabym zostać tu. W Anglii też są dobre uczelnie. Czekam tylko na list z Oxfordu. Gdyby mnie tam przyjęli mogłabym nadal mieszkać w domu i byłabym na miejscu. Nie musiałabym wyjeżdżać. - odparłam i wzięłam jedną frytkę do ust.
- Znalazłem ci instruktora do gry na gitarze, tak jak prosiłaś. - zmienił temat.
- Nie prosiłam ci o to, tylko mówiłam, że sama chcę go znaleźć. Odwołaj tego swojego instruktora, bo ja go nie chcę. - oparłam się o krzesło.
- Jesteś czasem strasznie uparta jak twoja matka. - mruknął zły.
- To jedyne co mi po niej zostało. - dokończyłam swój posiłek i poszłam zapłacić.
Blondyn stał za kasą i rozmawiał z jakąś dziewczyną. Gdy mnie zobaczył omal nie upadł.
- Onieśmielam cię? - spytałam szczerze.
- A... Ja... E... Nie skądże. To ja powinienem ciebie onieśmielać, jako 100-procentowy mężczyzna. - odchrząknął.
- Chyba jako 100-procentowy błazen. - prychnęła dziewczyna na co się zaśmiałam.
- Nieważne. Smakowało? - spytał przeczesując swoje włosy do tyłu.
- E... Ym... Tak. Było przepyszne. Chciałam zapłacić. Bo po to tu przyszłam... No nie? - zmieszałam się.
- Jasne. 20 funtów. - zaśmiał się. Bosz... Ma boski śmiech.
- Powinnam więcej zapłacić... - zauważyłam.
- Na mój koszt. Niech stracę. - oparł się o blat.
- Jasne... Co do gitary... Nie chciałbyś pouczyć mnie? - spytałam.
- Okay. Daj mi swój telefon. - wyciągnął rękę. Podałam mu urządzenie.
Szybko coś wpisał i oddał mi moją własność. Wpisał mi swój numer.
- Niall, tak? Jestem Elissa. - podałam mu rękę.
- Piękne imię, dla pięknej dziewczyny. Zadzwoń i dogadamy się co do pierwszej lekcji. - mrugnął do mnie.
- Jasne. - zaśmiałam się i wróciłam do taty.
Na ramiona zarzuciłam lekki sweterek i wraz z ojcem opuściłam lokal. W co ja go pakuję... Oboje pożałujemy tego...
__________________________________________________
No to mamy następny. Jak to się potoczy? Szczerze mówiąc sama jestem ciekawa jak potoczą się relacje między Elissą a Niallem. Może być ciekawie. Powiem tyle. Elissa nie jest tą, za jaką Niall ją uważa, ale Kathy nie też racji w tym co mówi!
Dziękuję za miłe komentarze. <3
Kocham was!
May xx
sobota, 7 lutego 2015
Niall "She's so dangerous" cz.1 - Daddy's girl
- Daj mi chwilę słońce. Muszę domówić jeszcze kilka szczegółów, z tym przemiłym człowiekiem i jestem cały twój, skarbie. Masz moje słowo. - uśmiechnął się do mnie i wrócił do klienta.
Wyszłam z pomieszczenia zamykając drzwi. Nie odeszłam od nich tylko słuchałam co ma mu do powiedzenia.
- Słuchaj Michel [czyt.Miczel], prosisz mnie o taką sprawę w dniu urodzin mojej ukochanej jedynej córki. Dlaczego mam spełnić twoją prośbę, skoro ty odmówiłeś mi pomocy? Ja tylko raz proszę kogoś o pomoc. RAZ. Nie chciałeś być moim przyjacielem, więc i ja nie będę twoim. Tyle. A teraz wynocha z mojego domu, lub inaczej porozmawiamy. - słysząc to zbiegłam po cicho do salonu i rzuciłam się na kanapę w salonie.
Przyczaiłam się do obecności dużej ilości ochroniarzy i współpracowników taty w wielkim domu. To był jedyny plus tego, że nie czułam się osamotniona, aczkolwiek brakuje mi jednej osoby - mojej mamy, Tamary. Tamara była piękną kobietą, silną, niezależną. Nie było tu nikogo prócz nas, mnie i moich rodziców. Mamę zamordowali jak miałam 5 lat i od tamtego mój tatuś założył swój "biznes". Mówią o nim 'Brytyjski Ojciec Chrzestny', ponieważ Ojciec Chrzestny był groźnym mafiozą w USA, a mój tata jest najgroźniejszy w całej Europie, mimo to, ma czyste konto. Przyzwyczaiłam się już do tych klimatów....
Usłyszałam kroki skierowane w kierunku salonu. Odwróciłam się i ujrzałam tatę.
- Więc na co masz ochotę solenizantko? Masz już 18 lat, możesz sobie zażądać czego tylko chcesz. - Zapytał. Zawsze elegancki garnitur, więc mowa była równie na poziomie co jego strój.
- Wyjść z tego wariatkowa. Może przejedziemy się do centrum i tam sobie coś upatrzę? - Wstałam z kanapy.
- W takim razie zapraszam. Limuzyna czeka. Tobias, mógłbyś wsiaść za kółko? - Krzyknął w głąb domu.
Westchcęłam cicho i założyłam swoje trampki. Jeśli chodzi o ubiór zawsze stawiam na wygodę.
Wyszliśmy z domu. Limuzyna już stała gotowa na ulicy. Wsiadłam do środka a zaraz zamną tata.
- Dokąd, sir? - Spytał Tobias.
- Dziś to Elissa decyduje dokąd pojedziemy. Córciu, dokąd tylko zechcesz. - Tata spojrzał na mnie.
- Harrods*. - Odpowiedziałam.
- Słyszałeś Tobiasie, więc jedź już. - Powiedział ojciec.
Droga zajęła nam jakieś 45 minut. To ssie, że mieszkamy na dalekich obrzerzach Londynu.
Chodziliśmy tak przez 3 godziny, aczkolwiek nie wybrałam sobie nic, co chciałabym dostać na urodziny. W końcu po wyjściu z Harrods zauważyłam sklep muzyczny. Powiedziałam tacie, że chcę tam wejść. Przeglądałam wszelkie instrumenty, tata zadecydował, że kupi mi nowy fortepian, więc udał się wybrać jakiś. Ja zostałam przy dziale z gitarami. Oglądałam akustyczne. Zawsze chciałam się nauczyć grać...
- Nie polecałbym ci tej. Akurat ta firma ssie. Niby ma dobrą opinię, ale grałem na takiej i jest do dupy. Polecałbym ci tą. - Blondyn podał mi jakąś gitarę akustyczną. - Jest tańsza, ale praktyczniejsza niż te drogie gówna.
- Szczerze mówiąc nie rozróżniam ich wszystkich, ale miło, że wskazałeś mi lepszy model... Zawsze chciałam się nauczyć, ale brakowało mi tylko gitary i dobrego nauczyciela...- uśmiechnęłam się do niego.
- Hm, to... - Chłopak zaczął mówić, ale przyszedł mój tata.
- Już zapłaciłem. Fortepian dostarczą później. Chcesz jeszcze tą gitarę? - Wskazał na instrument.
- Um, tak. Pójdę za nią zapłacić. - Uśmiechnęłam się do ojca i zwróciłam do blondyna - Dziękuję za pomoc w dokonaniu wyboru.
Skierowałam się do kas.
~*~
Patrzyłem jak cudna ciemno włosa dziewczyna odchodzi. Była śliczna.
- Radzę ci trzymać się z dala od mojej córki, synu. Inaczej może być nie przyjemnie. - Syknął mężczyzna do mnie i poszedł w ślady CÓRKI.
Skądś znam tego gościa...
Poszedłem poszukać kierownika w celu zapytania się o pracę. Niestety okazało się, że nie mogą mnie przyjąć, więc muszę nadal szukać. Głodny poszedłem do Nandos - mojej ulubionej restauracji, gdzie podają same kurczaki. Mój wzrok przykuły 2 rzeczy. Pierwsza - promocja na powiększony zestaw i druga - oferta pracy. Jednak wszedłem do środka by właśnie dopytać się o szczegóły zatrudnienia. Nie długo wybieram się na kwalifikacje do drużyny na jednym uniwersytecie. Jeśli nie uda mi się z piłką nożną będę uczył wf w jakiejś szkole, albo zostanę psychologiem. Wyjeżdżając z Mullingar dosłownie sobie wszystko przemyślałem. I dobrze było by to wszystko zacząć od pracy. Mieszkam już tu od tygodnia, więc praca jest konieczna! Po omówieniu szczegółów z kierownikiem mogłem zaczynać od jutra. Brawa dla mnie! Dostałem tą robotę! A więc skoro jestem już zatrudniony mogę zamówić sobie przeceniony powiększony zestaw. MNIAM!
środa, 4 lutego 2015
Jednak nie jest to koniec historii Emily. "Recovery" będzie/ jest dalej kontynuowane na tej stronie
>>> RECOVERY
Dziękuje, Wam że czytałyście te kilka rozdziałów i mam nadzieję, że będziecie czytać je nadal.
Kocham,
Liam "1 Moment" cz. 7 - It's over. - OSTATNIA
Kilka dni po jej pierwszej nocy w moim mieszkaniu Stephanie poddała się operacji. Przez cały ten czas ją wspierałem, a to nie były dla niej dobre chwile. Ciągle była wściekła o to, że nie potrafi być samodzielna i, że ja chcę jej pomagać. Wciąż coś rozbijała z bezsilności. Po 3 miesiącach opanowała protezę, co w ogóle było fantastyczne, bo niektórzy mają problem z ogarnięciem protez przez na prawdę długi czas, ale ona dała radę. 2 miesiące po tym fakcie wróciła do tańca. Miałem wtedy okazję oglądać ją pierwszy raz. Tańczyła wspaniale. Ale jak długo jeszcze pociągnie? Steph coraz częściej zaczęła jeździć do lekarzy. Każdy miał coraz gorszy scenariusz i diagnozę. Stephanie garściami traciła włosy, w końcu zdecydowała się obciąć na Miley Cyrus, ale teraz już nic nie zostało. Była uśmiechnięta każdego dnia, ale ten cudowny uśmiech zanikał kiedy pojawiałem się ja. Wreszcie oznajmiła, że nie chce mnie już spotykać. Posłuchałem jej, choć nie chciałem. Stwierdziłem, że spełnię jej ostatnie marzenie. Cierpiałem. Brakowało mi jej. Potrzebowałem usłyszeć jej głos, zobaczyć ją, przytulić, pocałować... Całej jej... Ile czasu jej zostało?
*
Obudził mnie telefon w nocy. Leniwie i bardzo ociężale chwyciłem leżący obok telefon i odebrałem nie patrząc kto dzwoni o tej późnej porze.
- Halo? - spytałem lekko rozdrażniony.
- To koniec, Liam... Odeszła. Nie ma jej. - usłyszałem szloch Moiry.
- O mój boże... - szepnąłem sam do siebie i się rozłączyłem.
Wszystko co czułem do tej pory odeszło. Miałem się rozpłakać jak małe dziecko. Dodatkowy cios. Już rozumiem o czym mówiła Steph. To by bolało jeszcze mocniej. W przypływie adrenaliny rzuciłem z całej siły telefon w ścianę obok drzwi. Nie minęła chwila, a Zayn zjawił się w moim pokoju.
- Li, co się dzieje? Co ty wyprawiasz? Wiesz która jest godzina? - spytał zaspany.
- Przepraszam Zayn. Zapomniałem o tobie. - powiedziałem szczerze.
Usiadłem się w kącie przy oknie i skuliłem się. A jednak. Rozryczałem się jak jakiś bachor. Zayn usiadł obok mnie.
- To koniec... - powiedziałem.
- Li, ludzie przychodzą i odchodzą. Rozumiem cię stary. Wiem, że ją kochałeś, ale nie możesz rozpaczać. Ona by tego nie chciała. - powiedział cicho
- Masz rację. - odparłem.
- No ba że mam, a teraz chodź idziemy się napić. - wstał i pociągnął mnie za sobą.
Wyjął z lodówki wódkę, wisky i coś jeszcze. Wypiliśmy wszystkie 3 butelki, ale na prawdę mi to w pewnym stopniu pomogło.
***
- Stephanie miała tylko 17 lat. Na jej drodze stało wiele przeszkód, między innymi nowotwór tkanki kostnej, inaczej zwanym kostniakomięsakiem. Ale to jej nie powstrzymało od spełnienia marzeń. Z jedną nogą i półtora ręki tańczyła. Znam ją od dobrych 3 lat. Ale wiem o niej o wiele więcej niż jej rodzeni rodzice. Mówiła mi o tym. Steph miała silną wolę, nigdy nie lubiła się poddawać, a wręcz tego nienawidziła, więc tego nigdy nie robiła. Kochałem ją, chociaż ona starała się mnie przez ten czas odrzucić. Nigdy nie mówiła dlaczego, ale ja wiedziałem, że ona po prostu nie chce mnie ranić. Nienawidziłem ją za to, że nie pozwoliła mi być z nią w jej ostatnich dniach. Po prostu jej rodzice któregoś dnia do mnie zadzwonili i powiedzieli: "To koniec Liam. Odeszła...". Wciąż słyszę rozpacz i drżenie w głosie Tamary, jej mamy. I pozwolę sobie zacytować jedną z ulubionych postaci Stephanie z American Horror Story: "Kiedy umiera rodzic, dziecko zdaje sobie sprawę ze swojej śmiertelności. Kiedy umiera dziecko, rodzic traci swoją nieśmiertelność". Tym cytatem chciałbym tylko powiedzieć, że Śmierć przechodzi obok nas. Zgrywa tajemniczą postać. I zabiera nam ukochane osoby tak nagle i niespodziewanie. Nie możemy być pewni kiedy przyjdzie po nas. Nie jestem zły na nikogo, że Śmierć zabrała mi Steph akurat teraz. Kiedy mój dziadek zmarł miałem 8 lat, wtedy kipiałem złością, bo dziadek był moim ulubieńcem w rodzinie i bardzo szybko go straciłem. Moja mama mi powiedziała: "Liam, nie bądź zły, ani smutny. Bóg potrzebuje twojego dziadka. Kiedy potrzebuje aniołów zsyła Śmierć i zabiera jednego z nas. Ale nigdy nie wiadomo, kto to będzie...". Wziąłem sobie to głęboko do serca. Więc nie mam pretensji o nic. Stephanie, to nie oznacza, że mam cię gdzieś. Nadal cię kocham i cholernie za tobą tęsknię. Brakuje mi cię... I tak cholernie cię potrzebuję. Chciałbym powiedzieć, że Stephanie będzie w moim sercu już na zawsze, ale nie mogę. Nie mogę ponieważ ona mi je skradła i zapomniała zwrócić... - zakończyłem mowę i powróciłem na miejsce.
Nie lubię pogrzebów. Chociaż one nie są dla zmarłych. One są dla żywych i przypominają nam o tym, że zaraz to my możemy umrzeć i leżeć na miejscu zmarłej. Akurat ta ceremonia była dla mnie najtrudniejsza. Miałem jej tyle do powiedzenia, ale zabrakło mi czasu...
Steph, kocham cię... Błagam wróć do mnie...
Po zakończonej ceremonii pogrzebowej podszedłem do chłopaków. Harry podał mi jakąś kartkę.
- Moira dała nam to. To jest od Stephanie. - wyjaśnił.
Odwinąłem papier i zacząłem cicho czytać.
"Liam, przepraszam, że nie pożegnaliśmy się osobiście. Mam nadzieję, że kiedyś będziesz w stanie mi to wybaczyć... Ja po prostu nie chciałam, żebyś widział mnie gnijącą, umierającą w tym cholernym szpitalnym łóżku. Wolałam, byś zapamiętał mnie tańczącą, radosną dziewczynę, którą byłam tylko przy tobie, ale moje ostatnie dni na prawdę mnie wykończyły. Cały czas powracałam myślami do wspomnień, ale tylko związanych z tobą. Ja również zapamiętałam cię, jako radosnego, Liam. Nigdy ci tego nie mówiłam, ale ja ciebie też kocham. CHOLERNIE MOCNO LIAM. Zrobiłabym dla ciebie wszystko, jeśli byś mi kazał... Zanim cię poznałam chciałam mieć już ten świat za sobą i zamiast się męczyć podciąć sobie żyły. Miałam to z robić w dniu, w którym się poznaliśmy. Zobacz, jak na mnie zadziałałeś przez tak krótki moment. Te wszystkie lata razem spędzone minęły jak minuta. 1 moment. Krótki, prawie, że nie zauważalny. Spełniłeś moje marzenia! Dzięki tobie uwierzyłam w siebie, znów zaczęłam tańczyć, Zayn zrobił mi boski tatuaż, którego nigdy ci nie pokazywałam, ani o nim nie mówiłam. (Wytatuowałam sobie twoje imię na wewnętrznej stronie nadgarstka, wiem bardzo orginalnie), później zabrałeś mnie w podróż dookoła świata, Liam! Nie wiesz jak bardzo ci wdzięczna jestem. I pozwól, że zacytuję Hazel Grace: 'Dałeś mi małą nieskończoność w ramach policzonych dni. Nie wiesz jak bardzo ci jestem za to wdzięczna'... Moim ostatnim życzeniem jest to, abyś znalazł sobie kogoś, miał dzieci i był szczęśliwy. Na niczym bardziej mi nie zależy. I pamiętaj. Jesteś teraz pod nadzorem, więc uważaj sobie, bo inaczej rozprawię się z tobą jak tu dotrzesz, Leeyum. Kocham cię idioto. Zawsze kochałam i kochać będę... Twoja Stephanie xx"Ja też Steph... Ja też...
KONIEC.
______________________________________
A więc to koniec... Nie mamy już nic, jesteśmy wolni, możemy iść... Nie no żartowałam! Jeszcze są inne imaginy, ale jak na razie zakończyliśmy romansik z Liasiem. Czas na Niallera! Trochę mnie przygnębiło to opowiadanie i wiem, że was też, bo wręcz błagałyście mnie o Happy end, więc szykujcie się na niebezpieczną miłość, zakazany owoc i wgl. Do zoba w następnym!
lovv, May xx
wtorek, 3 lutego 2015
Liam "1 Moment" cz. 6 - She looks so perfect standing there...
Wiedziałem, że dla niej to nie było komfortowe, ale ja byłem po prostu w szoku. Prosiła mnie o coś, o czym ja marzę od kilku miesięcy. Podniosłem się delikatnie do pozycji siedzącej razem z Steph i położyłem ręce na jej policzkach.
- Czemu o to pytasz Steph? - spytałem.
- Przestałam już wierzyć w cuda, Liam... Nie wiem, czy uda mi się przeżyć tą operację... Będzie ona za 2 dni i po prostu... Ja... Też chciałam zasmakować trochę życia. - mruknęła.
Otarłem kciukiem samotną łzę spływającą z policzka i łagodnie musnąłem jej usta swoimi. Smakowały wspaniale. I tak nasze usta ocierały się o siebie przez kilka chwil, póki nie zabrakło nam oddechu. Stephanie przymknęła oczy, oblizując usta i zwężając je w cieniutką linię. Uśmiechnęła się leciutko, starając się wyrównać swój oddech.
- Dziękuję. - szepnęła.
- Zawsze do usług... - posłałem jej szeroki uśmiech.
- Mógłbyś powtórzyć? - spytała już troszkę śmielej.
- Z wielką chęcią. - odparłem pospiesznie i teraz już ciut agresywniej wpiłem się w jej usta.
Była zaskoczona moim postąpieniem, ale nie opierała się. Wsunęła mi się na kolana zaciskając ręce na mojej piersi. Wiedziałem, że jak na razie nie chciała nic więcej, ale to co na razie się działo było spełnieniem moich marzeń. Odsunęła się ode mnie z wielkim uśmiechem. Cieszyłem się w duchu jak małe dziecko widząc jej radość.
- O mój boże... - oparła się głową o moją klatę. Zaczęła chichotać, co mnie lekko łaskotało.
- Co się stało? - spytałem. - Źle całuję?
- No właśnie nie. I... To było niesamowite! - spojrzała mi w oczy. - Cudownie całujesz, Liam. I z chęcią bym cię pocałowała jeszcze raz, ale na razie musi mi wystarczyć. Zapomniałam o jednym...
- Steph, czemu nie chcesz zrozumiesz, że nigdy mnie nie zranisz? Pozwolisz, że zacytuję Augustusa Watersa. To będzie przyjemność mieć złamane serce z twojej ręki, Hazel Grace. Jakoś tak to było... - powiedziałem.
- Przeczytałeś książkę... - powiedziała zdumiona.
- Od deski do deski. -wyszczerzyłem się.
- Jestem z ciebie dumna. -przytuliła mnie mocno.
- Wracając do tematu... Nie wiesz jak bardzo chcę z tobą być. - wyznałem. - Kocham cię do cholery i błagam zrozum to w końcu!
Stephanie skamieniała. Moje słowa mocno w nią trafiły. Spuściła moją głowę. Otarła zewnętrzną dłonią mokre od łez poliki i podniosła na mnie wzrok.
- Myślisz, że ja ciebie nie kocham? Otóż kocham i to cholernie mocno. I... ja jestem świadoma twoich uczuć. Doskonale to rozumiem, ale teraz to ja błagam ciebie Liam. Umieram. Nie wiem jak długo czasu mi zostało. Wszyscy plotą, że nie wiele. Będziesz szczęśliwy będąc ze mną, tak? Otóż nie. Nie będziesz. Może na chwilę. A pomyślałeś czy ja będę szczęśliwa? Też na krótki moment. Ekstaza jaką odczuwam będąc z tobą jest nie do opisania, ale ona również się skończy. Zakończy się wraz z moją śmiercią, a ja będę umierała w świadomości, że zabiłam też i ciebie. Może nie byłam w żadnym związku, ale chodziłam wiele razy na grupę wsparcia. Przyszedł chłopak jednej dziewczyny, która umarła na raka mózgu. Mówił, że to był dla niego taki cios, że dopiero po 2 latach odważył się wyjść do ludzi. Czuł, jakby wbiła mu sztylet prosto w serce i kręciła nim i się nim bawiła i to było nie do zniesienia. Wiesz ile razy próbował popełnić samobójstwo? 23. W ciągu 2 pieprzonych lat. Za każdym razem ratowała go jego siostra. Liam, nie mówię, że jesteś taki jak ten chłopak. Wiem, że nim nie jesteś, ale jak zareagujesz gdy umrę? Szczerze. - powiedziała.
- Na pewno mnie to zaboli. Ale nie będę ani zły, ani wściekły. Po prostu będę smutny, bo na prawdę cię kocham. - odparłem.
- Będziesz nie tylko smutny, ale też zraniony. Nieprawdaż? - spytała.
- Prawdaż... - mruknąłem.
- Dlatego chcę, po części zmniejszyć twój ból. Wiem, że cię całkowicie nie odrzucę od siebie choćbym nie wiem jak się starała. Ale ja też cię potrzebuję. - dotknęła dłonią mojego policzka.
- Mogę cię pocałować? - spytałem.
- Całuj. - powiedziała.
I wanna be last, yeah,Wpiłem się w jej usta. Kurcze... Mógłbym już powiedzieć, że była mistrzynią w całowaniu! Robiła to zdecydowanie, pewnie, odważnie. Za cholerę nie chciałem tego kończyć, ale przeszkodził nam mój współlokator, którego najchętniej bym teraz zamordował.
Baby let me be your,
Let me be your last first kiss,
I wanna be first, yeah
Wanna be the first to take it all the way like this,
And if you only knew,
I wanna be last, yeah,
Baby let me be your last,
Your last first kiss
- Sorry, że wam przeszkadzam i w ogóle, ale chciałem się zapytać, czy jesteście głodni... - powiedział zakłopotany Zayn.
- Jak cholera. - powiedziała Stephanie wstając z moich kolan. Wyszła z pokoju, a Zayn głupkowato się uśmiechał.
- Zajebię cię. Jak nic cię zajebię Zayn. - syknąłem.
- Coś zamierzałeś? - spytał.
- Nie. To był pocałunek pożegnalny. Nie mam u niej szans. - powiedziałem.
- Może ona dobrze zdecydowała. Stary, ona po prostu nie chce zadawać ci bólu. - Zayn poklepał mnie po ramieniu.
___________________________________________________________________
Ta ta ta! Drama! Nie wiem o czym wam tu na pisać więc napiszę tylko tyle. JAKIEŚ PYTANIA? ZAMÓWIENIA?
Sposoby skontaktowania się ze mną:
Wattpad
GG - 44895889
Tyle. No to do następnego, który będzie ostatnim!!! I jadym z Niallerem.
lovv, May xx