środa, 11 lutego 2015

Niall "She's so dangerous" cz. 4 - I must meet him before he will teach my daugher...

Siedziałam na moim ulubionym fotelu przy kominku w salonie czytając kolejną książkę z naszej małej biblioteki domowej. Westchnęłam cicho przewracając kolejną kartkę. Obok mnie pojawiła się Anabeth, gosposia.
- Czegoś potrzeba, panience? Może zaparzę herbaty, albo deser jakiś przygotuję? - Zapytała.
- Herbata mi wystarczy. Dziękuję. - Posłałam jej życzliwy uśmiech, a ona ze skinieniem głowy odeszła.
Anabeth to przemiła staruszka ok. 60 lat. Mój ojciec ją zatrudnił ponieważ stwierdził, że przyda nam się pomoc. Gotuje, sprząta a jeśli potrzebujesz to po prostu z tobą posiedzi. Traktuje mnie jak własną wnuczkę i to jest wspaniałe.
Nagle przyszedł Thomas, pomocnik mojego ojca.
- Ojciec cię prosi, abyś na chwilę do niego podeszła... - Powiedział.
Odłożyłam książkę na stolik i wstałam. Podążając za Thomasem weszłam do gabinetu taty.
- Chciałeś, żebym przyszła... - Zaczęłam.
- Tak tak... Usiądź, proszę. Chciałbym z tobą porozmawiać, Elisso. - Odparł wskazując fotel na przeciwko jego biurka.
Zajęłam miejsce i założyłam nogę na nogę.
- O co chodzi? - Spytałam.
- Chciałbym poznać bliżej tego chłopaka od gitary. Doszedłem do wniosku, że zaufanie to zaufanie, ja ufam ci, ty jemu, ale ja niestety nie darzę go takim zaufaniem jak ty. Ale jak tak myślałem to on może być jakimś tajniakiem, więc trzeba uważać i chciałbym wybadać na czym stoję i czy jestem bezpieczny. Bo ze mną stoisz ty i ciebie też muszę bronić. Powiadom go o jutrzejszej kolacji o 19:30. Niech się nie spóźni. - Westchnęłam ciężko na jego słowa.
- Ale żeś się uparł na to bezpieczeństwo. Nie wystarczy ci jak bym wzięła broń jakbym tam pojechała w piątek? - Jęknęłam.
- Broń to swoją drogę. - Rzucił.
- Mój boże, ale ty wymyślasz! Jesteś strasznie przewrażliwiony! Na nic mi nie pozwalasz! Mam tego dosyć! Jestem dorosła, tato a ty traktujesz mnie jak bachora, którym można ciąle pomiatać! Nie rozumiesz, że już sama mogę decydować o swoim życiu?! - Wykrzyczałam zrywają się na równe nogi.
- Elissa, nie rozumiesz, że się martwię?! Zamordowali twoją matkę! A ja nic nie moglem z tym zrobić! Każdego dnia zżera mnie sumienie! I boję się, że ciebie też mogą zabić! Ufam ci, ale boję się ciebie stracić... Nie ufam nikomu, prócz naszej rodzinie, Eli. Chcę go tylko poznać, bo już widzę, że zaczęłaś się do niego przywiązywać... Tyle... - Powiedział.
- Nie musisz się bać tato. Jestem tu. Nikt mnie nie zabije. Umiem o siebie zadbać, ale jeśli tak ci na tym zależy to zaproszę go na kolację... - Mruknęłam i wyszłam z jego gabinetu.
Wróciłam do salonu i usiadłam na fotelu. Akurat Anabeth przyniosła moją herbatę. Powiedziałam ciche dziękuję, gdyż już zdążyłam wbić numer Nialla i przyłożyć telefon do ucha.
- W czym mogę służyć, Eli?
- Hej Niall. Jest sprawa... Bardzo poważna.
- W takim razie słucham...
- Mój tata chce, abyś zjawił się jutro u nas na kolacji. I byłabym ci wdzięczna gdybyś przyjechał, bo mój tata nienawidzi odmowy. Jest trudnym człowiekiem. 19:30 i błagam nie spóźnij się...
- W porządku. Będę, tylko najpierw musiałabyś mi przesłać adres, no nie?
- Jasne. Zaraz wyślę. Dziękuję ci.
- Nie ma za co, Els... Jeśli to dla twojego taty takie ważne. Też bym kazał swojej córce przyprowadzić faceta zanim zacznie cokolwiek z nim robić, nawet na jednorazowe wyjście na kawę.
- Dzięki za zrozumienie. Zaraz wyślę adres. Do zobaczenia, Niall. I przepraszam, że stawiam cię w takiej sytuacji, bo może masz jakieś plany, które musisz teraz zmienić przez mojego ojca i jego zachcianki, ale nic nie mogłam z tym zrobić. 
- Jak każdy ojciec, boi się o swoją córkę... Spoko. Przyjadę z wielką chęcią, ale w zamian za to, ty przyjedziesz trochę wcześniej do mnie i razem zjemy obiad. Kończę wcześniej trochę pracę, więc pomyślałem, że możemy sobie umilić trochę tą naukę... I wtedy będziemy kwita.
- Spoko. W takim razie stoi. Pa.
- Pa pa! 
Rozłączyłam się z wielkim uśmiechem i wysłałam blondynowi mój adres. Upiłam łyk herbaty i wróciłam do książki. Boję się jutrzejszego dnia. Mój tata jest nieobliczalny. Nigdy nie wiesz czym go zdenerwujesz, albo co masz powiedzieć, by go nie zezłościć. Nim się zorientowałam na zegarze naściennym godzina wskazywała 23:51, a ja nagle odczułam silne zmęczenie, jakby ktoś je na mnie w tej chwili nałożył. Wstałam i zabierając swój telefon i książkę poszłam do swojego pokoju. Przebrawszy się w piżamę opadłam na łóżko i oddałam się do krainy Morfeusza.
***
Budzik zadzwonił o 9:30. Równo z nim do pokoju weszła Anabeth z tacą.
- Dzień dobry, panienko. - przywitała mnie.
- Dobry dobry... - rzuciłam podnosząc się do pozycji siedzącej.
Ana wszystko rozłożyła na łóżku. Iście królewskie śniadanie.
- Czuję się jak księżniczka... - mruknęłam.
- To chyba dobrze, prawda? Każda młoda kobieta w panienki wieku chciałaby być traktowana tak jak panienka. - odpowiedziała.
- Szczerze ci powiem, że może i by chciały, ale mnie to już męczy. Czasem sama mam ochotę coś zrobić, ale nie mogę, bo wszyscy mi tego zakazują. Dziękuję Ana, że mi przyniosłaś śniadanie. - odparłam.
- Nie ma za co. Smacznego. - uśmiechnęła się i wyszła.
_________________________________________________________________
No więc były 4 komentarze pod ostatnim postem i 3 na 4 komentarze były, żeby następny imagin był ze Stylesem, więc Harry Styles wygrał, a Zayn będzie po nim. :) Tylko teraz pozostało pytanie, czy imagin ma być tak romantyczny, że aż się chce rzygać tęczą, czy trochę bardziej ostrzejsze klimaty? Każdy ma inne gusta c'nie?
lovs ya all, May xx

1 komentarz:

  1. Sądzę, że może być rzyganie tęczą, chociaż też lubię ostrzejsze...sorki, nie potrafię się zdecydować ;)
    Świetny rozdział, czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń