czwartek, 19 marca 2015

Niall "She's so dangerous" cz.12 - Happy B-Day to me part 3

... Stanęłam przed drzwiami blondyna i zadzwoniłam dzwonkiem. Nic. Zrobiłam to ponownie kilka razy. Zero reakcji. Zaczęłam walić pięścią w drzwi... Cisza.
- To się nie dzieje na prawdę... - jęknęłam opierając czoło o drewno. - Niall błagam otwórz... Wiem, że tam jesteś...
Kopnęłam drzwi z całej siły. Prawdopodobnie złamałam sobie nogę, ale bogu dzięki drzwi się otworzyły. Leżał na korytarzu, a wokół niego niewielka kałuża krwi. Śmierdziało tu niesamowicie, ale nie to teraz było najważniejsze. Podbiegłam do niego.
- Niall... Błagam, nie mogłeś umrzeć. - uklęknęłam przy nim i położyłam sobie jego głowę na kolanach. - Kochanie otwórz oczy...
- Elissa... - wysapał.
- O mój boże Niall! Nie umarłeś. - przytuliłam go do siebie. - Co się stało? Kto ci to zrobił?
Wyglądał fatalnie. Był strasznie blady, stracił dużo krwi, wargi miał aż fioletowe i w 2 miejscach przecięte, pod okiem wielkie limo, a skóra na kości policzkowej mocno otarta. Nie mówiąc już o reszcie ciała.
- A jak myślisz, Eli? - rzucił.
- Mój ojciec prawda? - spytałam głupio.
- Razem z 2 kolegami gorylami. Nie miałem szans, żeby chociażby się obronić... - przewrócił się na plecy.
- Co on od ciebie chciał? I kiedy przyszedł? Louis mówił, że od tygodnia nie było cię na treningu... - spytałam. - Z resztą, czekaj. Wyglądasz masakrycznie, pomogę ci przejść do sypialni i przyniosę coś do jedzenia i picia. Dasz radę wstać?
- Gdybym mógł, to bym od tygodnia tu nie leżał, Eli... - mruknął.
- Niall, tak strasznie mi przykro... Porozmawiam z nim. - pomogłam mu wstać i dość do jego pokoju.
Ułożył się na łóżku sycząc głośno z bólu. Poszłam do kuchni i przyniosłam mu sok i kilka kanapek. Usiadłam obok niego na łóżku i obserwowałam.
- Nie jestem na ciebie zły, Eli... Nie obwiniaj się o to... - powiedział.
- Niall, mój ojciec kazał cię pobić, jak nie zabić. Może powinieneś jechać do szpitala? - spytałam.
- Nie. Wtedy przyjedzie policja, a twoje życie się skończy. Twojego ojca i tak nie zamkną, a na ciebie naskoczą nie tylko media, ale cały świat. Dam sobie radę. Na uczelni powiesz, że wyjechałem do Irlandii, jasne? Taka jest oficjalna wersja. Chodź tu do mnie. - poklepał miejsce obok siebie.
Przytuliłam się do niego uważając, by go nie zranić.
- Masz coś złamane? - spytałam.
- Nie... Jestem tylko poobijany... Kocham cię Eli... - szepnął obejmując mnie ramieniem.
- Niall, co on od ciebie chciał? - spytałam płacząc w jego ramię.
- Starał się mnie przekonać, żebym odszedł od ciebie. Był wstanie zapłacić mi sporą kwotę, jeśli wyprowadzę się stąd bez słowa do swojej ojczyzny i przestanę się z tobą kontaktować. Już nie mówiąc o tym, że opłaciłby mi wszelkie studia i kupił dom również sporej wielkości. Jakby nie patrzeć wyniosło go by to miliony. - powiedział.
- Zgodziłeś się? - wychlipiałam.
- Skądże. Możliwe, że gdybym się zgodził nie znalazłabyś mnie w stanie w jakim mnie znalazłaś. Spałem przez te kilka dni, ale tak mi skopali dupę, że gdy zaczęłaś dzwonić i walić w te drzwi nie miałem siły ani ci otworzyć, albo chociażby dać ci oznakę życia. Dla mnie żadne pieniądze nie są ważniejsze od ciebie Elisso. Twój tata nawet mógłby mi grozić bronią, albo postrzelić mnie, ale nie zostawiłbym cię w Londynie...
- Kocham cię Niall...
- A ja ciebie, skarbie...
Opowiedziałam chłopakowi o mojej porannej rozmowie z ojcem i Eleanor. Wspomniałam także o propozycji jakiej złożyła mi brunetka i moich obawach.
- I co zamierzasz zrobić? - spytał.
- Teraz na pewno się nie zawaham wyprowadzić od tego człowieka. Omal cię nie zabił, Niall. Wprowadzę się do Eleanor i zerwę z nim kontakt. Posunął się za daleko i teraz musi ponieść konsekwencje swoich czynów. Wiedział, że jesteś dla mnie tak bardzo ważny, jak była ważna dla mojego ojca moja matka...
- Co się stało z twoją matką? Też była taka jak on?
- Nie... Ona go kochała mimo tych wad. Była dobrą kobietą, uczyła mnie być dobrą, jak wybaczać, jak kochać... Mój tata też taki był jak się urodziłam. Swoją nadopiekuńczość wyszlifował kiedy moją matkę zamordował gang jego brata, którego już dawno temu wywalili z domu na zbity pysk, za jego dokonania. Ona była symbolem zemsty. Brat mojego ojca kochał tak bardzo moją matkę, jak jej nienawidził, że wyszła za mojego ojca. Jego wściekłość wzrosła do tego stopnia, że kilka lat po moich narodzinach zamordował ją "karząc" ją za zły wybór kochanków. On mógł jej ofiarować jej więcej niż mój ojciec, tak przynajmniej twierdził sam mój wuj. Ale ona stwierdziła, że ona nie będzie z mężczyzną, który z uśmiechem morduje niewinnych ludzi i wierzyła, że uda jej się zmienić mojego ojca. Mój tata wściekł się i obiecał sobie, że nie dopuści, żeby mnie potraktował ktokolwiek jak moją matkę.
- Przykro mi...
- Ta, mnie też. Czasem się zastanawiałam, co by było jakby żyła. Jak bym ciebie jej przedstawiła. Pewnie by powiedziała, że wydajesz się być miłym chłopakiem... Ciekawa jestem jakby tata się wtedy zachowywał... Z pewnością mama zakazała mu niszczyć nasz związek z tekstem "Bo przecież my byliśmy tacy jak oni. Bez pamięci zakochani i zbuntowani"...
- Pewnie tak. Polubiłbym ją jako teściową, ale twojego taty nadal bym się bał.
- Taka rola ojców... Teraz to wszystko nie jest ważne. Mamy siebie, wyprowadzę się od ojca i zacznę żyć na nowo, z tobą obok siebie.
- Może zamiast wprowadzać się do El... Wprowadzisz się tu? Wiem, mieszkanie nie jest szczytem marzeń, ale pomyśl. Kluby piłkarskie proponują mi kontrakty, a jestem na 3 roku. Za 4 lata możemy się wyprowadzić stąd gdziekolwiek będziesz chciała i tam możemy żyć razem długo i szczęśliwie...
- Irlandia będzie w porządku. - uśmiechnęłam się.
- Myślałem, że rzucisz, że chcesz jechać do Ameryki, albo Europy...
- No chyba, że zamiast Irlandzkiego, który masz opanowany od dziecka wolisz się uczyć Holenderskiego.
- Irlandia jest okay. - pocałował mnie lekko.
- Pójdę po apteczkę. Ktoś musi ci coś zrobić z tymi ranami. - uśmiechnęłam się, głaszcząc go lekko dłonią po policzku.
- W porządku. Apteczka jest w łazience w górnej szafce, zaraz nad lekami. - powiedział. - Wracaj szybko.
- Jasne...
Wstałam i szybkim krokiem poszłam do łazienki. Z szafki wiszącej obok lustra wyciągnęłam małą czerwoną apteczkę i wróciłam do Horana. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi.
- Zostań tu. - z torebki wyciągnęłam broń.
- Zawsze miałaś broń przy sobie?! - spytał.
- W razie wypadku. Zaraz wracam. - powiedziałam i podeszłam do drzwi.
Otworzyłam i moim oczom ukazał się Louis z Eleanor.
- Boże przestraszyliście mnie. - powiedziałam łapiąc się za serce.
- Martwiliśmy się o was! - powiedział Louis. - Gdzie jest Niall?
- W pokoju. - mruknęłam wyrównując oddech, po czym chłopak poszedł do niego..
- Elissa jak się czujesz? - spytała brunetka.
- Już jest dobrze. Niall leżał tu nieprzytomny przez tydzień. Mój ojciec go nieźle załatwił. Bogu dzięki nie ma nic połamane ani pęknięte. Jest jak to on określił lekko poobijany. Niall zaproponował mi, żebym to do niego się wprowadziła. - powiedziałam cicho.
- To fantastycznie! A co ze mną? - spytała.
- Oj El... - pokręciłam z politowaniem głową. - Pojedziesz ze mną później do mnie, żeby się spakować? Weźmiesz ze sobą Lou i spakujecie wszystkie moje ubrania, kosmetyki i inne wartościowe rzeczy, a ja porozmawiam wtedy z moim ojcem...
- Jasne... - uśmiechnęła się pocieszająco.
***Popołudnie***
Pojechałam z Louisem i Eleanor do mojego domu. Niall został u siebie. Wściekła niczym osa poszłam do gabinetu ojca, a przyjaciół pokierowałam do mojego pokoju.
- Elissa! Coś się stało? - zdziwił się mój ojciec.
- Witam szanownych panów i ciebie drogi ojcze. Przepraszam za przerwanie panom posiedzenia, aczkolwiek muszę poważnie pomówić z moim tatą... - uśmiechnęłam się fałszywie do gości mojego ojca. - Tato.
- Naturalnie. Przepraszam panów na chwilę. Johnny poczęstuj gości naszym whisky. - tata skinął głową do Johnnyego i wyszedł ze mną przed gabinet. - Co się stało?
- Co się stało?! Chciałeś zamordować mojego chłopaka! - syknęłam cicho.
- Nie powinnaś być w tym czasie na uczelni? - spytał.
- Oh, nie odwracaj kota ogonem! Nialla nikt nie widział od tygodnia na treningach ani na zajęciach, więc tam pojechałam, a tam co?! Niall ledwo żyjący, ojcze. Nie wierzę, że mogłeś mi zrobić takie coś! Mówiłeś, że skoro on jest tak samo ważny dla mnie, jak mama była dla ciebie, to nie będziesz wchodził nam w drogę, aczkolwiek pomyliłam się co do ciebie... Przemyślałam sobie wszystko. Mówiłeś, skoro nie podobają mi się twoje zasady to mam się wynosić. Właśnie to robię. Przepraszam tato, ale nie chcę mieć nic wspólnego z osobą, która stara się zabić bliskie dla mnie osoby... - powiedziałam.
- Bliskie ci osoby? O kim ty dziewczyno mówisz? O Niallu? Może o Eleanor i Louisie? Oni są ci bliscy? A ja? Twój rodzony ojciec? Twoja matka nie była ci bliska? Ciotki, wujowie, kuzyni z krwi i kości też? - pytał z pogardą.
- Oczywiście, że wszyscy jesteście mi bliscy, ale to są moi przyjaciele, którzy są dla mnie rodziną! To co zrobił Joseph mamie to było straszne, ale nie możesz mnie traktować jak bachora, któremu nic nie wolno. Mam tego dość. Mam 19 lat, jestem pełnoletnia, więc oficjalnie mogę się od ciebie wyprowadzić. Tyle, że ja jeszcze zrywam kontakt. Nie chcę mieć nic wspólnego z  tobą, przepraszam, ale nie pozwolę sobie wchodzić na głowę i więzić się w klatce.
- W takim razie oficjalnie nie nazywasz się moją córką, a ja twym ojcem. Zostajesz wydziedziczona. Wynoś się z mojego domu.
- Świetnie! W końcu wyzwolenie! Nie martw się, nazwisko też zmienię! - wrzasnęłam i pozostawiając obcego mi już mężczyznę w szoku weszłam do pokoju. - Jak wam idzie?
- Kończymy. Wszystko okay? - spytała El.
- Jasne... Chcę stąd jak najszybciej wyjść. - powiedziałam pomagając im.
- Cholera jasna trzęsiesz się... - powiedział Louis pochodząc do mnie.
- Lou, nieważne. Chcę stąd wyjść i mieć to miejsce daleko za sobą. - powiedziałam.
- Będzie dobrze mała. - przytulił mnie.
- Wiem to, Louis... Dokończmy to pakowanie. - odparłam i szybko z przyjaciółmi zanieśliśmy do ich aut wszystkie kartony, walizki, torby, worki... Trochę tego tu jest...
Louis wziął do swojego samochodu większość rzeczy ze względu na większe auto i fakt, że ja jadę z Eleanor. Ruszyliśmy czym prędzej i znów pognaliśmy pod mieszkanie Nialla. Blondyn chciał nam pomóc, ale nie był wstanie. Wnieśliśmy wszystko, po czym Louis zaciągnął Horana do szpitala na kontrolę, a Eleanor pomogła mi się rozpakować.
- W końcu zaczynasz nowe życie, huh? - spytała, kiedy chowałyśmy moje ubrania do szafy.
- Tak... Jestem szczęśliwa, wiesz? Mam was, mam Nialla. Czego mi więcej potrzeba do szczęścia? - uśmiechnęłam się szeroko.
- Małych Horaniątek? - zachichotała.
- No weź, nie teraz. - zaśmiałam się.
- Niallowi na prawdę na tobie zależy... Taki facet to skarb. Skoro chce cię zabrać tam gdzie ty zechcesz... To coś znaczy...
- Tak... Już mu zaznaczyłam, że nigdzie się bez was nie ruszam. Ale Irlandia... Wyobrażasz to sobie? Domek gdzieś przy plaży, nie duży, nie mały, ale z ogromnym zielonym ogrodem pełny kwiatów, ganek, a na nim ja, ty, Niall i Louis, a w tym ogrodzie, albo na plaży nasze dzieci bawiące się... Czy to nie piękny widok?
- Wspaniały. Jak nic zaciągnę Louisa do Irlandii i będziemy sąsiadami!
- Powie ci, że już jest spakowany. Kocha cię, więc pojedzie. Taki facet to też skarb.
- Nie, akurat w przypadku mojego kochanego Lou to: Taki idiota to skarb. Kiedy chcecie wyjechać do Irlandii?
- Kiedy skończę studia. Wtedy będę miała wyższe wykształcenie, więc będzie mi łatwiej znaleźć pracę... Tak ustaliliśmy wstępnie z Niallem. Oczywiście on pojedzie już wcześniej, kiedy on skończy studia, tam znajdzie dom i pracę, ale będzie przyjeżdżał tu. On tylko załatwi tamtejsze formalności.
- To cudownie! Wszystko przemyślane... A nie boisz się swojego ojca?
- Poinformowałam go o tym, że się wyprowadzam, więc mnie wydziedziczył. Stwierdziłam, że uznał mnie za nieistniejącą dla niego osobę...
- Elissa, szczerze mówiąc, oby cię za taką osobę uznał... Nie, żeby coś, ale jak każdy mam zmartwienia.
- Ja też się martwię, El... Jak każdy...
___________________________________________
No to się wyjaśniło... trochę się rozpisałam, ale mam nadzieję, że to dobrze. Prawda? Czy może wolicie krótsze?  Tak czy siak, zbliżamy się do końca She's so dangerous. Zaczęłam pisać 1 rozdział z Zaynem, ale szczerze mówiąc pisanie tego trochę mi zajmie, gdyż ciągle mi coś nie pasuje, więc wszystko wymazuję i zaczynam od nowa.
tak na oko zostało nam do końca ok. 5? może trochę mniej rozdziałów bez epilogu, bo epilog będzie w ostatniej jakby części... soł...
do następnego. :)
May xx

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz