niedziela, 8 lutego 2015

Niall "She's so dangerous" cz. 2 - So it's you...

~*~
Nienawidzę wcześnie wstawać. Jednakże fakt, że muszę iść do pracy dobił mnie doszczętnie i musiałem wstać. Naciągnąłem na siebie spodnie i świeży t-shirt. Ogarnąłem się i wyszedłem do pracy. Szef kazał otworzyć o 10, a jest 10;27. Ups. Pieprzone korki. Wszedłem do środka. Szybko ogarnąłem to co miałem ogarnąć i stanąłem za ladą. Z każdą chwilą lokal zaczął się zapełniać. Kathy i Marcel, którymi byłem na zmianie pomagali mi w przyjmowaniu zamówień. Praca kelnera nie jest łatwa, więc jeśli na jakiegoś narzekacie w restauracji odszczekajcie wszystkie słowa, bo to naprawdę jest ciężko latać z pełnymi tacami między stolikami w lokalu zapełnionym ludźmi.
Około 17 ludzie zaczęli już się rozchodzić. W końcu mogłem usiąść. Pierwszy raz narzekałem na nadmiar ruchu fizycznego.
- Ej ludzie, obrazicie się jeśli dziś szybciej wyjdę? - spytał Marcel.
- Zależy jaki masz powód. Jeśli znów cię boli przyrodzenie, to ja wychodzę, a ty będziesz tu gnił. - odezwała się Kathy. Spojrzałem na nich ze zdziwieniem.
- Jestem tu nowy. Powinienem o czymś wiedzieć? - spytałem.
- Pewnego razu klientka zamówiła wegetariańskiego burgera, a Marcel dał jej zwykłego z kurczakiem mówiąc, że to smażalnia kurczaków, a nie wybieg dla krów, gdzie jadasz samą trawę. Po tym Marcel dostał niezłego kopa prosto w przyrodzenie. - wyjaśniła rudowłosa.
- No to nieźle. - zaśmiałem się.
- Tym razem nie boli mnie przyrodzenie. Ciotka podrzuca mi córkę i muszę się nią zająć. - mruknął. - Chociaż teraz wolałbym, aby to było krocze.
- Z dzieckiem masz problemy? - zaśmiałem się.
- To mały diabeł, nie dziecko. - jęknął.
- Rozumiem... To ile ma lat? - spytałem.
- 7. - odparł.
- O stary... 7-latki zawsze są najgorsze. Idź już. Jutro się odpłacisz. - zaśmiałem się, a ten rzucił fartuch na blat i chwytając swoją torbę wyszedł z lokalu żegnając się z nami.
- Więc zostaliśmy sami. - powiedziała Kathy.
- Dasz radę ze mną wytrzymać? - spytałem.
- Jak z tym imbecylem wytrzymałam, to z tobą też wytrzymam. Oho. Przyszedł pan Morgan z córką. Przyjmiesz ich? - wskazała ręką na ciemnowłosą dziewczynę, która śniła mi się przez całą noc i jej ojca.
- O rany. Trzymaj kciuki. - szepnąłem i wraz z notesem podszedłem do ich stolika. - Witamy w Nandos, w czym mogę służyć?
- Najpierw ty. - odezwał się mężczyzna do córki.
- Okay, więc ja poproszę małe frytki z burgerem numer 5. - przeglądała dogłębnie menu. - I dużą colę z lodem, ale Light bo dbam o linię.
- Oczywiście, ale sądzę, że pani dieta nie jest potrzebna. - na mój głos, dziewczyna podskoczyła, patrząc na mnie z szerokim uśmiechem.
- Więc to ty. Chłopak od gitary w muzycznym. - ucieszyła się.
- Tak. Teraz jestem chłopakiem od pysznego jedzenia. A pan na coś się zdecydował? - spojrzałem na jej ojca.
- Butelka wody i duże frytki. - odparł.
- Zaraz wracam z państwa zamówieniem. - skinąłem głową i podszedłem do Kathy.
- Nie podrywaj jedynej córki mafiozy, jeśli ci życie miłe. Nie wiesz co to pewna śmierć? - skarciła mnie.
- Córki mafiozy? Błagam cię! Czy ty siebie słyszysz Kath? Że niby ona? - zaśmiałem się cicho i podałem jej kartkę z zamówieniem.
- Tak. Wbij sobie w internet Richard Morgan, wtedy pogadamy. Ale lepiej dla twojego bezpieczeństwa, nie narażaj się ani jej, a szczególnie mu. Inaczej będzie z tobą źle. - ostrzegła mnie.
- Jasne. - mruknąłem obojętnie. Dla tej dziewczyny mógłbym nawet w ogień skoczyć.
Gdy otrzymałem ich zamówienie do ręki zaniosłem na tacy.
- Małe frytki, burger nr 5 i duża dietetyczna cola dla pani, oraz butelka wody i duże frytki dla pana. Przynieść panu szklankę? - spojrzałem na faceta.
- Nie dziękuję. - odparł.
- W takim razie życzę państwu smacznego. - odeszłem.
~*~
- Widzę jak na niego patrzysz Elisso. To nie chłopak dla ciebie. - powiedział tata, gdy wzrokiem odprowadzałam blondyna do lady. - W ogóle podjęłaś jakąś decyzję w kierunku studiów?
- Em, nowojorska uczelnia przysłała list z gratulacjami, ale wolałabym zostać tu. W Anglii też są dobre uczelnie. Czekam tylko na list z Oxfordu. Gdyby mnie tam przyjęli mogłabym nadal mieszkać w domu i byłabym na miejscu. Nie musiałabym wyjeżdżać. - odparłam i wzięłam jedną frytkę do ust.
- Znalazłem ci instruktora do gry na gitarze, tak jak prosiłaś. - zmienił temat.
- Nie prosiłam ci o to, tylko mówiłam, że sama chcę go znaleźć. Odwołaj tego swojego instruktora, bo ja go nie chcę. - oparłam się o krzesło.
- Jesteś czasem strasznie uparta jak twoja matka. - mruknął zły.
- To jedyne co mi po niej zostało. - dokończyłam swój posiłek i poszłam zapłacić.
Blondyn stał za kasą i rozmawiał z jakąś dziewczyną. Gdy mnie zobaczył omal nie upadł.
- Onieśmielam cię? - spytałam szczerze.
- A... Ja... E... Nie skądże. To ja powinienem ciebie onieśmielać, jako 100-procentowy mężczyzna. - odchrząknął.
- Chyba jako 100-procentowy błazen. - prychnęła dziewczyna na co się zaśmiałam.
- Nieważne. Smakowało? - spytał przeczesując swoje włosy do tyłu.
- E... Ym... Tak. Było przepyszne. Chciałam zapłacić. Bo po to tu przyszłam... No nie? - zmieszałam się.
- Jasne. 20 funtów. - zaśmiał się. Bosz... Ma boski śmiech.
- Powinnam więcej zapłacić... - zauważyłam.
- Na mój koszt. Niech stracę. - oparł się o blat.
- Jasne... Co do gitary... Nie chciałbyś pouczyć mnie? - spytałam.
- Okay. Daj mi swój telefon. - wyciągnął rękę. Podałam mu urządzenie.
Szybko coś wpisał i oddał mi moją własność. Wpisał mi swój numer.
- Niall, tak? Jestem Elissa. - podałam mu rękę.
- Piękne imię, dla pięknej dziewczyny. Zadzwoń i dogadamy się co do pierwszej lekcji. - mrugnął do mnie.
- Jasne. - zaśmiałam się i wróciłam do taty.
Na ramiona zarzuciłam lekki sweterek i wraz z ojcem opuściłam lokal. W co ja go pakuję... Oboje pożałujemy tego...


__________________________________________________
No to mamy następny. Jak to się potoczy? Szczerze mówiąc sama jestem ciekawa jak potoczą się relacje między Elissą a Niallem. Może być ciekawie. Powiem tyle. Elissa nie jest tą, za jaką Niall ją uważa, ale Kathy nie też racji w tym co mówi!
Dziękuję za miłe komentarze. <3
Kocham was!
May xx

1 komentarz: