wtorek, 24 marca 2015

Niall "She's so dangerous" cz. 13 - Perfect future is like a missing puzzle piece...

*2 lata później*
- Wracaj szybko. - powiedziałam do telefonu.
- Mieszkanie się rozpadło? - zaśmiał się.
- Jeszcze nie. Przez te 2 i pół tygodnia nieźle sobie radzę. - odparłam.
- Ah jeszcze mieszkanie się nie rozpadło, ale jak mogę wrócić, to do ruin, tak? - spytał.
- No aż tak źle nie będzie. Dzięki, że mi ufasz. - burknęłam.
- Miałem wrócić za 2 tygodnie, prawda? - rzucił nagle.
- Tak... 14 cholernie długich dni bez ciebie... - mruknęłam.
- Otwórz te pieprzone drzwi. Zakluczyłaś się, a ja kluczy nie mam. - powiedział.
- Idiota. - rozłączyłam się.
Pobiegłam do drzwi i je otworzyłam. Zobaczyłam blondyna trzymającego 2 ogromne torby treningowe. Rzuciłam mu się na szyję, przez co by złapać równowagę upuścił bagaż i objął mnie rękoma.
- Tak cholernie tęskniłam... - powiedziałam.
- Ja też, kochanie. - szepnął. - Już jestem Eli... Ej... Wszystko w porządku?
- Teraz już tak. Czemu tak wcześnie? - odsunęłam się od niego.
- Trener trafił do szpitala i mamy chwilowe wolne, dopóki nie polepszy mu się. - machnął ręką i znów mnie mocno przytulił.
Przerzucił mnie sobie przez ramię i wniósł do mieszkania. Położył mnie na kanapę i cmoknął w usta zawisając nade mną.
- Przywiozłem ci prezenty z Irlandii. - uśmiechnął się.
- Serio? - zrobiłam wielkie oczy.
- Ciekawa co to takiego? - spytał
- Jeszcze się pytasz?! - pisnęłam. - Co to takiego?
- Pójdę po torby. - rzucił i wstał.
Usiadłam jak człowiek i poprawiłam swoje rozczochrane włosy. Spojrzałam głową w kierunku idącego ku mnie Nialla. Obie torby położył na fotelu. Odpiął jedną z nich i podał mi ładnie zapakowaną paczuszkę.
- Mały leprechaun. Ojej, ja ciebie też Niall. - pocałowałam czule blondyna.
Leprechaun trzymał tabliczkę z napisem I <3 YOU.
- Otwórz drugą paczuszkę. - powiedział.
- Co? - zdziwiłam się i sięgnęłam na sam spód torby podarunkowej. - Naszyjnik... Jest cudowny.
- To prawdziwy diament. - wskazał na kamyczek na czterolistnej koniczynce i nad literką i.
Generalnie to naszyjnik z imieniem Niall i czterolistną koniczyną na końcu imienia. Wytarłam spływającą po policzku łzę i usiadłam chłopakowi na kolana.
- Dziękuję Niall. - szepnęłam chowając się w zagłębienie jego szyi. - Jeszcze rok.
- Kocham cię, słońce. - powiedział obejmując mnie w talii.
- Ja ciebie mocniej. Tak strasznie się cieszę że cię mam, Niall. - otarłam kolejne łzy.
- Wzruszyłaś się? - spytał głupio.
- A jak myślisz? - spojrzałam mu w oczy.
- Rozumiem, że prezenty ci się spodobały. - rzucił.
- Szczerze mówiąc... Nie ważne co mi przywieziesz ze swoich wycieczek. Nie mówię, że prezenty mi się nie podobają, bo są boskie i ich tobie nie zwrócę, ale najważniejsze jest to, że w ogóle wracasz.
- Elissa! - usłyszałam pisk El. - No chodźże Louis! Powiemy jej razem!
- Nam. - poprawiłam.
- Już rozumiem czemu się zakluczasz w domu. Nigdy nie wiadomo jakie wariaty ci przylezą. - mruknął wesoło Niall.
- Niall! Wróciłeś wcześniej! - krzyknęła brunetka.
- Stary, wow. Co się stało wielki piłkarzu? - zaśmiał się Tommo.
- Wykorzystałem chorującego trenera, by wrócić do swojej kobiety. - odparł.
Louis też miewał kontrakty zagraniczne w różnych klubach piłkarskim, ale jak to on stwierdził - On zawsze będzie wierny Doncaster Rovers. Niall jest wierny swojej ojczyźnie, ale Louis także planuje, by wyprowadzić się z Elką do Irlandii, jako wsparcie dla nas. Uparłam się, że bez nich, no cóż nigdzie się nie ruszam więc się zgodzili pojechać z nami.
- Także... Skoro jesteście oboje. 2 nowe wiadomości. Od której zacząć? - spytała wesoło Eleanor.
- Zacznij od tej złej. - jęknął Niall.
- Louis, wybieraj. - zachichotała.
- Zamilcz, El. Błagam. - mruknął posyłając swojej dziewczynie mordercze spojrzenie. - Tak więc, oświadczyłem się Eleanor na kolacji, to było wczoraj...
- Ty suczo, jak mogłaś mi nie powiedzieć! - rzuciłam udając złość.
- To nie wszystko. Słuchaj dalej. - odparła.
- A Eleanor, przyszła pani Tomlinson oświadczyła mi, że zostanę ojcem. - powiedział z dumnym uśmiechem Tommo.
- To świetnie! - pisnęłam wstając z Nialla.
- Ej, nie uciekaj mi! - mruknął niezadowolony Niall i znów mnie przyciągnął na swoje nogi. - I po za tym Hej! Kolejny piłkarz w rodzinie! Yeah!
- Też tak zareagowałem. - zaśmiał się Louis.
- Gratulacje kochani. - powiedziałam.
- I chcemy, abyście byli chrzestnymi i naszymi świadkami jednocześnie. Nikogo innego na wasze miejsce nie chcemy. - powiedziała Calder. - Zgadzacie się?
- Oczywiście! - pisnęłam.
Dopiero późnym wieczorem para opuściła nasze mieszkanie. Sprzątnęłam szklanki ze stolika i zaniosłam je do kuchni.
- Wiesz, na prawdę się cieszę radością Lou i El. - rzuciłam.
- Louis jest wniebowzięty, że będzie miał potomka. - poczułam ręce na swoich biodrach.
- El zawsze marzyła o córeczce. - powiedziałam.
- A Louis o synku... Oj napięcie jest tak gęste, że mogłoby ich pozabijać. - zaśmiał się. - Cieszę się, że wróciłem wcześniej.
- Ja także. Wiem, że dopiero wróciłeś do domu i w ogóle, ale... Pewien ktoś mnie odwiedził podczas twojej nieobecności... - mruknęłam smutno.
- Eli, coś się stało? Kto to był? - spytał odwracając mnie do siebie twarzą.
- Pan Morgan. - burknęłam.
- Lissa, co ci powiedział? Groził ci? Liss, powiedz mi. - chwycił mnie za ramiona.
- Nie groził mi, po prostu chciał się zorientować jak sprawia się idealny facet dla którego porzuciłam rodzinne gniazdo nic więcej... Po prostu uznałam, że nie będę cię martwić przez telefon. Przyszedł sam, bez broni, bez niczego. Ale nie chciałam przed tobą tego ukrywać, uznałam, że powinieneś wiedzieć... - spuściłam głowę. - Jesteś zły?
- Jestem szczęśliwy, że nic ci się nie stało. Głupia, mogłaś zadzwonić, a przyleciałbym pierwszym samolotem jaki by był... Umarłbym ze strachu, że coś ci się stało. - mocno mnie przytulił. - Cholernie nie chcę cię stracić, Elisso. Szału bym bez ciebie dostał. Tak strasznie cię kocham, skarbie...
- A ja kocham ciebie Niall. - i tak tkwiliśmy przez chwilę w uścisku. - Kocie muszę dokończyć zmywanie.
- Zmywanie jest ważniejsze ode mnie? - Spytał nadal nie puszczając mnie.
- W chwili obecnej tak. Same się nie pozmywaję. - Zaśmiałam się
- Walić te naczynia. Wróciłem do domu. - Odsunął mnie od blatu i sam się o niego oparł zagradzając mi drogę do zlewu.
- Niall, nie zachowuj się jak dziecko. - Powiedziałam.
- Boże jak ja za tobą tęskniłem. Za tymi twoimi kazaniami, uwagami, komentarzami, pouczaniem i całą tobą.- zaśmiał się przyciągając do siebie.
- Idiota z ciebie. - Zachichotałam w jego tors.
- Ale i tak mnie kochasz... - Pocałował mnie.
- Może tak, może nie. - Zmarszczyłam nos.
- Nie pogrywaj ze mną. - objął mnie w talii.
- I tak mnie kochasz... - Wytknęłam mu język.
- Oj Liss... Zwariowałbym bez ciebie. - mruknął.
- Nie da się ukryć. - uśmiechnęłam się.
- Co powiesz na kąpiel? - spytał.
- Z wielką chęcią. Idź przygotuj wszystko, a ja dokończę zmywanie. - cmoknęłam jego nos, a on odepchnął się od blatu.
- Zgoda. - mruknął.
Jeszcze trochę nam pozostało, by opuścić Anglię i w końcu zrobić krok w przód jakim będzie Irlandia. Owszem mój pieprzony ojciec może nas tam znaleźć, ale będzie zajęty swoimi biznesami. Ród Morganów i tak umierał. Ja tylko przyspieszyłam jego śmierć. Nie zabiłam ojca. Co to to nie. Mam jeszcze sumienie i wgl... Ja chcę żyć z mężczyzną mojego życia jakim jest Niall.
______________________________________________________________________
uhuhuhuuh. taki se. ;/ cóż... duża ilość nauki zabija. tyle powiem.
luv, may xx

3 komentarze:

  1. Spoczko,:) mam nadzieję że to nie był ostatni Nialler z tej serii :* xxx
    ~~~~Kropka

    OdpowiedzUsuń