Zagryzam dolną wargę wchodząc do apartamentu na ostatnim piętrze. Porzucam swoją walizkę na narożniku z czarnej skóry i przechodzę dalej do części kuchennej. Drobne lampki ledowe świecą tuż nad blatem, kiedy resztę pomieszczenia spowija ciemność. Rozluźniam krawat i wchodzę w długi korytarz prowadzący do sypialni. Pomieszczenie rozświetla żółte światło, a wokół panuję idealny porządek. Ściągam spinki z mankietów koszuli i odkładam je na komodę. Z łazienki dochodzi odgłos spływającej wody, a drzwi są lekko uchylone. Przysiadam na końcu łóżka i ściągam marynarkę, a za nią krawat. Dźwięki za drzwiami na przeciw cichną, a zaraz potem wychodzi za nich szczupła blondynka w jedwabnej koszuli nocnej.
- Jak w pracy ?
- Monotonnie.
Przecieram twarz dłońmi i zaczesuję włosy do tyłu.
- Jak miną ci dzień ?
Pytam jej kiedy staje między moim nogami.
- W porządku. Byłam na małych zakupach.
Dotyka mojego policzka i odchyla moją głowę.
- Kupiłam sukienkę na bankiet, nie mogę się go doczekać.
Przesuwam dłońmi po jej nagich udach i zatrzymuję się tuż pod jej pupą, gdzie karmazynowa koszula zaczyna zakrywać skórę. Pierścionek na jej serdecznym palcu pobłyskuje w moich oczach, na nowo budząc męczące myśli.
- Pójdę się wykąpać, wracam za trzy minuty.
Podnoszę się z łóżka i składam na jej ustach pocałunek.
- Kocham cię Zayn.
Uśmiecham się do Carmen i idę do łazienki. Gdy zamykam drzwi, widzę jak z gracją wślizguje się pod kołdrę. Jest idealna. Przyszła żona.
Wyzbywam się swoich ciuchów i wchodzę pod strumień gorącej wody. Łazienka w całości pokrywa się parą i ledwo widać drzwi na przeciwległym końcu. Opieram głowę o chłodne kafelki i wzdycham ciężko, pozwalając, by woda zabierała wszystkie moje myśl.
- Zayn ?
Okręcam głowę spoglądając na kobietę opierającą się o blat, ledwo ją widać przez matowe drzwi prysznica.
- Muszę ci coś powiedzieć tylko się nie złość..
Zakręcam wodę i ściągam ręcznik przewieszony na jednej ze ścianek. Przewiązuję go w pasie i wychodzę. Carmen jest wyraźnie zdenerwowana i unika mojego wzroku.
- Brad przyjeżdża za kilka dni do Misigen, obiecałam mojej mamie, że przyjadę. Pojutrze wieczorem mam samolot.
Mówi to na jednym tchu i spuszcza głowę. Wzdycham ciężko, rozważając wrócenie pod prysznic i rozładowanie pod nim swojego napięcia.
- Będzie trzymał się ode mnie z daleka, wie, że jesteśmy zaręczeni.
- Nienawidzę go.
- Wiem.
Przytula się do mojego ciała i całuje moje ramię.
- Kiedy wracasz ?
- Pod koniec przyszłego tygodnia.
- Zawiozę i odbiorę cię z lotniska.
Wzdycham i całuję jej policzek.
- Nie jesteś zły ?
- Jestem wkurwiony.
- Przepraszam.
- W porządku, przeżyję to.
Jej ręce zaciskają się mocniej w moim pasie.
- Kocham cię.
Wypuszczam powietrze nosem i opieram głowę na jej.
- Ja ciebie też.
Wiercę się na łóżku zmieniając pozycję. Mój mózg nie daje mi spokoju, pracując na pełnych obrotach. Nie daje mi spokoju odkąd opuściłam samochód Zayna trzy godziny temu. Myśli tłoczą się w mojej głowie, przyprawiając o ból. Niektóre mijają się z absurdem, a niektóre budzą ten cholerny strach. To jest koszmar, z którego nikt nie pozwala mi się obudzić. Zagryzam wargę i chore jest to, że wciąż czuję jego smak w ustach. Skutecznie uspokoił moje przerażone wnętrze jednym pocałunkiem. Siadam prosto na łóżku, zaciskając powieki. Dopadają mnie mdłości na myśli, że moje ciało zaczęło przyzwyczajać się do dotyku tego mężczyzny. Ciało to jedno, a serce, rozum i poszargana psychika to drugie. Jęczę głośno i zaczynam szlochać, opadając twarzą na poduszkę. To zbyt wiele, nie zniosę tego wszystkiego, nie kiedy uderza we mnie na raz. Nie chodzi tylko o Zayna, od kilku godzin czuję obecność ojca gdzieś w pobliżu. To niemożliwe, by tutaj był, niemożliwe. Na pewno zapił się na śmierć, nie ma go tutaj. Po moich policzkach zaczynają spływać łzy, kiedy dochodzą mnie odgłosy spadających przedmiotów za drzwi. Marcel.
-Zabierz mnie stąd Boże, proszę...
Zacinam się przez szloch. Pociągam nosem i wycieram łzy.
- Ja chyba nie dam rady z tym żyć.
***
Słońce wstaje, oznaczając się na błękitnym niebie. Wieczorem mam pracę. Na zegarku dochodzi 6 rano i dopiero teraz chaos w mojej głowie się uspokoił, a zmęczenie uderza ze zdwojoną siłą. To tak jakby opuściła cię adrenalina, a ty zaczynasz tracić siły. Moje powieki po prostu opadają, zamykając się. Ignoruję cały świat.
Wyrywam się ze snu i sięgam po telefon na szafce nocnej obok. Carmen spoczywa na mojej piersi, obejmując ramieniem w pasie i cicho pomrukuje. Odbieram szybko, nie chcąc jej obudzić.
- Zayn Malik, słucham ?
Krzywie się na swój ochrypły głos i przenoszę wzrok na budzik. W pół do pierwszej w nocy.
- Dzień dobry panie Malik, z tej strony John. Przepraszam, że pana budzę.
- Stało się coś ?
- Kazał mi pan siebie informować gdyby cokolwiek działo się z pańską pracownicą...
- Coś nie tak ?
Marszczę brwi i zsuwam z siebie delikatnie blondynkę, siadając prosto.
- Pani Mayer spisuje się bardzo dobrze, jednakże coś jest nie w porządku. To nic wielkiego, ale pomyślałem, ze chciałby pan wiedzieć. Pani..
- Chwileczkę.
Przerywam mu i wychodzę z łóżka.
- Co się dzieje ?
Cameron mamrocze na co całuję ją w skroń i powtarzam, że nic, wychodząc na korytarz.
___________________________________________________________________________________________--
- Monotonnie.
Przecieram twarz dłońmi i zaczesuję włosy do tyłu.
- Jak miną ci dzień ?
Pytam jej kiedy staje między moim nogami.
- W porządku. Byłam na małych zakupach.
Dotyka mojego policzka i odchyla moją głowę.
- Kupiłam sukienkę na bankiet, nie mogę się go doczekać.
Przesuwam dłońmi po jej nagich udach i zatrzymuję się tuż pod jej pupą, gdzie karmazynowa koszula zaczyna zakrywać skórę. Pierścionek na jej serdecznym palcu pobłyskuje w moich oczach, na nowo budząc męczące myśli.
- Pójdę się wykąpać, wracam za trzy minuty.
Podnoszę się z łóżka i składam na jej ustach pocałunek.
- Kocham cię Zayn.
Uśmiecham się do Carmen i idę do łazienki. Gdy zamykam drzwi, widzę jak z gracją wślizguje się pod kołdrę. Jest idealna. Przyszła żona.
Wyzbywam się swoich ciuchów i wchodzę pod strumień gorącej wody. Łazienka w całości pokrywa się parą i ledwo widać drzwi na przeciwległym końcu. Opieram głowę o chłodne kafelki i wzdycham ciężko, pozwalając, by woda zabierała wszystkie moje myśl.
- Zayn ?
Okręcam głowę spoglądając na kobietę opierającą się o blat, ledwo ją widać przez matowe drzwi prysznica.
- Muszę ci coś powiedzieć tylko się nie złość..
Zakręcam wodę i ściągam ręcznik przewieszony na jednej ze ścianek. Przewiązuję go w pasie i wychodzę. Carmen jest wyraźnie zdenerwowana i unika mojego wzroku.
- Brad przyjeżdża za kilka dni do Misigen, obiecałam mojej mamie, że przyjadę. Pojutrze wieczorem mam samolot.
Mówi to na jednym tchu i spuszcza głowę. Wzdycham ciężko, rozważając wrócenie pod prysznic i rozładowanie pod nim swojego napięcia.
- Będzie trzymał się ode mnie z daleka, wie, że jesteśmy zaręczeni.
- Nienawidzę go.
- Wiem.
Przytula się do mojego ciała i całuje moje ramię.
- Kiedy wracasz ?
- Pod koniec przyszłego tygodnia.
- Zawiozę i odbiorę cię z lotniska.
Wzdycham i całuję jej policzek.
- Nie jesteś zły ?
- Jestem wkurwiony.
- Przepraszam.
- W porządku, przeżyję to.
Jej ręce zaciskają się mocniej w moim pasie.
- Kocham cię.
Wypuszczam powietrze nosem i opieram głowę na jej.
- Ja ciebie też.
______________________________________________________________________________
_____________________
-Zabierz mnie stąd Boże, proszę...
Zacinam się przez szloch. Pociągam nosem i wycieram łzy.
- Ja chyba nie dam rady z tym żyć.
***
Słońce wstaje, oznaczając się na błękitnym niebie. Wieczorem mam pracę. Na zegarku dochodzi 6 rano i dopiero teraz chaos w mojej głowie się uspokoił, a zmęczenie uderza ze zdwojoną siłą. To tak jakby opuściła cię adrenalina, a ty zaczynasz tracić siły. Moje powieki po prostu opadają, zamykając się. Ignoruję cały świat.
______________________________________________________________________________
____________________
____________________
(Zayn)
- Zayn Malik, słucham ?
Krzywie się na swój ochrypły głos i przenoszę wzrok na budzik. W pół do pierwszej w nocy.
- Dzień dobry panie Malik, z tej strony John. Przepraszam, że pana budzę.
- Stało się coś ?
- Kazał mi pan siebie informować gdyby cokolwiek działo się z pańską pracownicą...
- Coś nie tak ?
Marszczę brwi i zsuwam z siebie delikatnie blondynkę, siadając prosto.
- Pani Mayer spisuje się bardzo dobrze, jednakże coś jest nie w porządku. To nic wielkiego, ale pomyślałem, ze chciałby pan wiedzieć. Pani..
- Chwileczkę.
Przerywam mu i wychodzę z łóżka.
- Co się dzieje ?
Cameron mamrocze na co całuję ją w skroń i powtarzam, że nic, wychodząc na korytarz.
___________________________________________________________________________________________--
Wstyd mi, bo jest beznadziejnie krótka,
ale to co szykuję w kolejnej.. myślę, że wam się spodoba.
Dziękuję wszystkim aktywnym osobą, rozdział pojawił się tak szybko dzięki wam,
dzięki motywacji jaką mi dajecie.
/Natalia