Kolejne 4 minuty, przeleciały szybko, a ja zanosiłam się z płaczu zdając sobie sprawę, że to koniec. Odebrali mi go. Krew w żyłach przybierała co raz chłodniejszą temperaturę, zwalniając swoje krążenie. Powinien być 7 minut temu, a zamiast tego wita mnie cisza. Ruszyłam przed siebie drżącym krokiem, z trudem wymijając drzewa. Wszystko było rozmazane. Traciłam siły, słabłam. Chciałam umrzeć. Tak chciałam umrzeć teraz i tu. Umrzeć razem z nim...
Czy to możliwe, bym w kilka godzin pokochała tak bardzo Louisa ?A gdzie podziała się ta nienawiść do jego osoby ? Uleciała w całości, zastąpiona najsilniejszym uczuciem. Miłością. Mój bieg przypominał już raczej trucht. Nie wiem gdzie byłam, gdzieś daleko. Lecz las nie miał końca, wciąż wyglądał tak samo.
- Pośpiesz się słońce.
Jego głos. Podniosłam wzrok napotykając, zakrwawioną, ale uśmiechniętą twarz Louisa. Żyje.
-Nie przybiegłeś. Czekałam. Myślałam, że ty....
- Nigdy. Przecież nikt inny nie może cię mieć.
Zatrzymałam się, mocno przytulając niebieskookiego.
- Musimy uciekać, są tuż za nami.
Kiwnęłam głową, ruszając za chłopakiem. Ucieczka. Przez ostatnią godzinę tylko to robimy, uciekamy. A gdzie policja ? Nasz splecione dłonie, trwały w mocnym uścisku. Strach przy nim tracił swoje siły.
- Umrzecie w tym lesie !!!
Odwróciłam głowę, żałując po chwili swoich czynów. Byli za nami kilka metrów. Poczułam mocne zderzenie z ciałem Louisa i stanęłam. Spojrzałam przed siebie widząc dość wysokie urwisko.
- Ufasz mi ?-zapytał.
- T.tak.
Oplótł mnie rękoma, przyciskając mocno do swojego torsu i skoczył w dół. Czas płynął nie wyobrażalnie wolno. Czułam jedynie ostre powietrze, raniące moją skórę, jak nóż i ramiona chłopaka. Oplatał mnie mocno, starając uchronić przed wszystkim. Zamknęłam oczy, zaciskając szczelnie powieki. Lodowata ciecz uderzyła o moje stopy, dając posmakować silnego bólu. Po kilki sekundach całe ciało zanurzyło się w wodzie. Czas płynął, a my opadaliśmy na dno, które było nie osiągalne. Zaczynało mi brakować powietrza i w przypływie paniki zaczęłam machać rękoma. Woda miała temperaturę minusową, mroziła moje kości. Nie panując nad ciałem otworzyłam usta, zachłystując się cieczą. Przestałam się ruszać, czując, jak powoli tracę kontakt ze światem. Moje ciało było bezwładne, było można zrobić z nim wszystko. Mocne szarpnięcie i czułam, jak się unoszę. Domyślam się, że jestem ciągnięta ku górze, ale droga nie ma końca.
- Heyley oddychaj !Otwórz oczy!
Głos Louisa obijał się o uszy. Chciałam, naprawdę chciałam podnieść powieki, ale były zbyt ciężkie.
- Wiem, że mnie słyszysz! No już !
Nie potrafię, jakiś ciężar przygniata moje płuca. Uderzenia w moje plecy, były lekkie jak muśnięcie piórka. Jednak po odgłosach wnioskowałam, że wkłada w to wszystkie swoje siły.
- Heyley oddychaj proszę !
Ostatnie uderzenie i czułam, jak ciężar zostaje zdjęty, a woda wylewa się z moich ust. Zaczęłam kaszleć, łapiąc płytkie oddechy. Moje ciało dostało drgawek, a ja nie potrafiłam nad tym zapanować.
- Wszystko będzie dobrze...- miał spokojny ton głosu.
Moja głowa opadła na jego ramię, a jego dłoń zaczęła głaskać moje włosy. Dopiero teraz uchyliłam powieki, mrugając kilkakrotnie, by nabrać ostrości. Jesteśmy.... po środku wielkiego jeziora. Dopłynięcie do brzegu wymaga zbyt wiele wysiłku, którego ja nie jestem wstanie włożyć.
- Jest mi zimno, nie czuję nóg.- oznajmiłam ochrypłym głosem.
- Będzie dobrze, tylko nie zamykaj oczu. Myśl o czymś, możesz nawet mówić albo śpiewać.
-Nie potrafię śpiewać.
- Potrafisz na pewno.
- Wiesz jak jest tam na górze ? W niebie ?
- Nie wiem, nie wybieram się tam w najbliższym czasie i ty też nie.
Nie wiem czemu, ale rozbawiło mnie to. Dziwne uczucie. Jakbym była na haju cały dzień.
- Trzymaj się mnie mocno, popłyniemy trochę.
Wykonałam jego polecenie, oplatając jego szyję ramionami. Klatką piersiową przywarłam do jego pleców i zaczęłam ruszać nogami. Chciałam mu pomóc. W oczach zamigotały niebiesko-czerwone światła.
- Policja..- wymamrotałam nie zrozumiale, a chłopak zaprzestał ruchom.
Zaczęli mówić coś przez megafon, ale jedyne co słyszałam to bełkot. Zamknęłam oczy z kompletnego zmęczenia i zacieśniłam uścisk wokół szyi chłopaka. Jedyne czego chciałam, to znaleźć się teraz w ciepłym łóżku i wymazać wszystko z pamięci. Chciałam żeby nas wyłowili i zawieźli w bezpieczne miejsce.
- Niech pani złapie się mnie.- otworzyłam oczy widząc policjanta przed sobą.
Niebieski szczelny mundur i deska przymocowana w jego pasie. Nie odpowiadałam dłuższą chwilę, nie mogłam wydusić z siebie głosu.
- Słyszy mnie pani ?- starał się być miły.
Nie ufam mu. Nie ufam teraz nikomu, za wyjątkiem Louisa. Przytuliłam głowę do szyi bruneta, ogrzewając ją swoim oddechem. Zamknęłam ponownie powieki, nie zważając na policjantów.
- Nie puszczę cię...- cichy szept uleciał z moich ust w kierunku Louisa.
- Proszę pani wszystko w porządku ?- słyszałam zmartwienie.
Jak ma być w porządku ? Widziałam na własne oczy, jak zabijają chłopaka. Widziałam na własne oczy, jak katują Louisa. Uciekałam kilka kilometrów przez las. Spadłam z urwiska i wylądowałam w lodowatej wodzie. Jestem w niej od ponad 10 minut nie czuję nóg. Jestem wycieńczona. Tak wszystko jest w porządku.
- Ona zostanie ze mną.- usłyszałam zbawienny głos chłopaka.
- Niech pan trzyma się deski, zabierzemy was do brzegu.
Dalej nie słyszałam nic, czułam tylko jak woda ociera moje ciało, stawiając niewielki opór. Stopy dotknęły ziemi, a ja w przypływie małej dawki siły zdołałam otworzyć oczy i się podnieść. Kilku funkcjonariuszy podbiegło do nas, zawijając w jakieś foli i odciągając mnie od ciała Louisa.
- Może pan pójść na chwilę z nami ?
- Tak.
Zostawia mnie ? Z nimi ? Spokojnie Hey to policja, nic ci nie zrobią.
- Jak się pani czuje ?- miła policjantka wyrosła przede mną.
Jej oczy porażały przyjaźnią.
- D..dobrze.
- Boli coś panią ?
- Noga.
- Mogę ją obejrzeć ?
- Tak.
Usiadłam na otwartym bagażniku radiowozu i dałam się "zbadać''.
- Czy.. czy złapaliście tych...
- Tak- przerwała mi. Nie wyjdą już z więzienia, mogę ci to obiecać.
Uśmiechnęłam się blado w odpowiedzi na jej pocieszający uśmiech.
- Masz skręconą kostkę. Opatrzę ci ją.
Kiwnęłam głową, widząc jak kobieta uważnie zawija bandaż wokół niej. Mocno zacisnęła go i założyła dodatkową opaskę usztywniającą.
- Zaraz wrócę. Zostań tu.
Odeszła gdzieś, zostawiając mnie samą. Siedziałam, gryząc się z własnymi myślami. Chciałam przestać myśleć.
- Złapali ich.
Przeniosłam wzrok na chłopaka siedzącego obok. Objął mnie ramieniem, przyciskając do swojego torsu.
- Dostaną do żywocie. Policjanci oddali mi to.- wyciągnął przede mną mój kij bejsbolowy. - Skąd ty go w ogóle wzięłaś ?
-Z mojego domu. Kiedyś broniłam się nim przed ojcem.
Wspomnienia przejęły myśli, a łzy zebrały się w oczach. Widziałam gniew w oczach Louisa. Nie wiedziałam o co mu chodzi, kiedy podniósł się gwałtownie i z całej siły kopnął w wystający pień. Przeraził mnie. On coś wie ? Zabijał wściekłością, czemu teraz Louis ? Kiedy byłeś normalny ?...
Wiem, że nie lubicie jak kończę w takich momentach... :C
Ale uważam, że byłoby nudno, gdybym kończyła cały czas
w szczęśliwych chwilach...
Nie chcę was zanudzić tym opowiadaniem, a naprawdę jest to dla mnie trudne i bardzo się staram.
Więc Louis żyje, uznałam, że nie mogę go zabić <3
Ale to jeszcze nie koniec...
Czarne chmury nadejdą niedługo :D/Natalia
Ps. Zapomniałabym... I LOVE ALL AND MASSIVE THANK YOU <3 <3 <3 <3