niedziela, 22 września 2013

Louis cz.17 "Siłą nie wygrasz, żadne twoje gesty mnie nie przekonają. Oczekuje tylko szczerości i czasu... Ty tego mi nie dajesz."

"Siłą nie wygrasz, żadne twoje gesty mnie nie przekonają. Oczekuje tylko szczerości i czasu... Ty tego mi nie dajesz."

Był szorstki, jego zachowanie takie było. Nie chciałam z nim przebywać. Bałam się go, ale jednocześnie darzyłam nienawiścią. Nie da się wymazać obrazu z tamtego dnia. Nie da.
- Dasz mi szanse i pozwolisz wszystko wyjaśnić ?.- to nie było pytanie? Z pewnością nie.
Nie odpowiedziałam, nawet na niego nie popatrzyłam.
- Milczysz. Nie będziesz się odzywała ? W tej chwili to nawet lepiej. Słuchaj...

Mocniej ścisnęłam pasek swojego bagażu. Wyminęłam chłopaka idąc na schody, nie myślałam gdzie idę, dokąd zmierzam. Chciałam po prostu być z dala od niego. Otworzyłam pierwsze drzwi, widząc pusty, nie wykorzystany pokój. Jedynie łóżko i małe biurko z krzesłem. Nic więcej. Żadnej szafy. Tylko okna dachowe, w jednym rzędzie, rozświetlające cały pokój, który i tak był wystarczająco jasny. Białe ściany, zgrywały się z jaśniutkimi, wysłużonymi panelami. Odpowiadało mi. Po za tym miałam wybór, zostać tu albo spotkać się z jego lodowatym spojrzeniem na korytarzu. Położyłam torbę na podłodze, podchodząc do łóżka. Ilustrowałam chwilę jego wygląd. Ciemne mahoniowe drewno, pasowało do posrebrzanych, ostrych kantów. Materac, wyglądał na miękki i wygodny. Idealnie wpasowany w zagłębienie na niego stworzone. Jedyne co mnie zdziwiło to to, że posiadał jedynie śnieżne prześcieradło, starannie założone i poduszkę w białej poszewce. A kołdra ? Wróciłam wzrokiem na biurko, ten sam ciemny mahoniowy odcień drewna. Nic zachwycającego. Wzdrygnęłam się słysząc, jak coś z hukiem opada na ziemię, roztłukując się. Zignorowałam hałas. Przysiadłam na krawędzi posłania i zamknęłam oczy. Wyciszenie.

     ***
 
Minęło sporo czasu, niebo stało się ciemne, jak smoła. W pokoju zapanował mrok. Nadal siedziałam na łóżku, tylko tym razem miałam podkulone nogi. W ciągu 5 godzin jakich tu jestem, nie wyszłam z pokoju. Nie czułam głodu mimo, że jest już 00:00, a ja nic nie jadłam od rana. Chciała położyć się spać, ale jak ? Najpierw muszę się przebrać. Podniosłam się ciężko, czując potworny ból mięśni. Podeszłam do drzwi, które nie posiadały zamka i podstawiłam pod klamkę krzesło, blokując ich otworzenie. Wyjęłam dresowe spodnie i białą bokserkę, wole spać w tym niż krótkich spodenkach. Nie zgrabnie rozebrałam się do bielizny i wciągnęłam na siebie nowy strój. Brudne rzeczy wepchnęłam razem z torbą pod łóżko i odblokowałam drzwi. Położyłam się i próbowała, usnąć, ale było strasznie zimno. Wyszukałam w zabranych rzeczach, jedynej, zapinanej bluzy i nakryłam się nią. Skuliłam się do niewyobrażalnie małych rozmiarów i czułam jak moje powieki ciążą. Walka z nimi od razu była porażką. Zasnęłam.

    ***
 
Brzęczenie telefonu, nakazywało mi otworzenie oczu. Nie chciała, tego. Zwaliłam go z łóżka, ale nie przestawał. Czy on musi być taki głośny ? Wyprostowałam się, sięgając aparat i próbując nabrać ostrości. Kto dzwonił ? Mama. No tak, przecież miałam zadzwonić. Szybko odebrałam, tłumacząc, że wyjechałam na tygodniowy odpoczynek z Pauline. Nie pytała o wiele, bo musiała iść do pracy. Zakończyłyśmy rozmowę, a ja przestudiowałam ekran telefonu. Godzina 11:30. 1 wiadomość. Zasięg słaby. Zaraz, wiadomość ? Weszłam szybko w wiadomości i otworzyłam ją.

''Louis:
Nie możesz mnie wiecznie unikać i milczeć. Nie jestem powietrzem. Jesteś dla mnie ważna''

Gówno nie ważna. Rzuciłam telefonem o ścianę, podkulając nogi pod samą brodę. Nie wiem ile tak siedziałam, ale na dworze ponownie zapadał zmrok. Wszystko do mnie wracało. Od początku, aż do tego momentu gdy ich zobaczyłam. Czarnowłosa i on. Oczy zaczęły mnie niemiłosiernie szczypać, a łzy za wszelką cenę chciały się wydostać. Walczyłam, mrugałam, oddychałam, ale nie dałam rady. Wygrały. Wylały się z moich oczu, mocząc policzki i przyprawiając o pieczenie.
 Jestem głupia ? Być może, ale raczej bezbronna wobec swoich uczuć. Cisza, która została przerwana. Pukanie do drzwi i Louis w ich progu.
-Hey.. przyniosłem ci jedzenie. Nie możesz nic nie jeść.
Każde jego słowo wędrowało przez moje ciało, pobudzając nowe uczucia. Jego głos je pobudzał. Był chłodny, jak zawsze, ale przywykłam do tego tonu. Oczy wbijałam w dachowe okno, niemal przewiercając szklaną powłokę na wylot. Wszędzie tylko nie na niego.
- Spójrz na mnie.
Nic.
- Heyley nie ignoruj mnie do cholery !
Krzyknął, był zły, ale ja pozostałam nie wzruszona. Nie miałam w zamiarze ignorować go. Ja po prostu, nie dałabym rady udźwignąć jego mrożących tęczówek. Kolejna dawka łez poleciała bezdźwięcznie z moich oczu. Stanął przede mną zasłaniając mi widok. Spojrzałam. Patrzyłam w jego oczy. Obojętność, grałam obojętną.
- Nie mogę patrzeć, jak płaczesz.
Więc wyjdź! Widzisz w tym jakiś problem, sam mnie do tego doprowadziłeś.
- Wyjdź.- usłyszałam swój drżący głos, odbijający się echem.
Nie ruszył się. Tylko wbijał się we mnie, przedzierając moje ciało swoimi oczami. Zatrzymałam oddech. Powstrzymałam się od ruchów. Wzrok skierowany na niego. Zbliżył się, chciał mnie dotknąć. Zadziałałam, cofnęłam się na łóżku. Zdenerwowało go to, chwycił w ułamku sekundy moje nadgarstki, zacieśniając mocno w swoich. Jednym szarpnięciem poderwał moje ciało z łóżka, zamykając w swoich ramionach. Wyrywałam się, kręciłam na każdą stronę, ale to tylko powodowało, że jeszcze bardziej mnie do siebie przyciskał.
- Przestań.- wysyczał.
Czemu on taki jest ? Czemu nie jest normalny ?
- To co wtedy widziałaś... masz racje. Całowaliśmy się. Ale nie chciałem tego. Jestem winny. Nie mam dobrego wytłumaczenia. Ona... to był przelotny romans. Wtedy jeszcze cię nie znałem. Spotkałem ją, a ona po prostu mnie pocałowała. Sam nie wiem czemu oddałem jej gest.
Krokodyle łzy co raz rzewniej wypływały z pod moich powiek. Czy on nie zdaje sobie sprawy, że jego słowa są jak ostrze ?
- Ja naprawdę nic do niej nie czuje i podczas pocałunku nic nie czułem. Do nikogo nie żywię takiego uczucia jak do ciebie. Czemu mi nie ufasz ?
- Zaufałam już zbyt wiele razy! I co ?!- wycedziłam przez zęby, nabierając siły i ponawiając próby wyszarpnięcia.
- Nie wypuszczę cię, nie szarp się. Heyley przestań !!!! Kocham cię....

 
I jak ? Myślicie, że Heyley mu wybaczy?
Specjalnie skończyłam w tym momencie ^^ chcę byście byli ciekawi następnej.
Zdradzę wam, że Louis straci nad sobą kontrolę.
To do następnego.
I Love all <3/Natalia

14 komentarzy:

  1. Lou straci nad sobą kontrole ? Czyli , że kij bejsbolowy pójdzie w ruch ? xD Rozdział świetny jak zwykle *.* Oby Heyley mu wybaczyła *o*

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie umiem się doczekać *.* <33 Heyley będzie starała się mu nie wybaczy ale to będzie silniejsze od niej :D
    Kiedy następny? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się jutro dodać, ale nie daje wam 100% obietnicy, ponieważ jutro szkoła i sami pewnie wiecie. Za to daje wam 100& obietnicy, że się postaram/Natalia

      Usuń
  3. O matko genialne mam nadzieję że Heyley mu wybaczy i że też go kocha :) czekam na nexta i dzięki za komentarz pod moimi kolejnymi częściami <3

    OdpowiedzUsuń
  4. agwnonfwoeifnunwfi nie moge się doczekać następnego! <333

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak napisałaś ze Lou starci kontrole to pomyślałam ze uderzy Hey.. rozdział boski, piękny, zajebisty ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie spokojnie nie uderzy jej (chyba) no wkażdym razie nie ręką i nie chcący. Ale jest jeszcze druga opcja co do uderzania.... Może ją trafić grom z jasnego nieba i może mu wybaczy/Natalia

      Usuń
  6. Wiesz rozdziały mogły być dłuższe - moja opinia a nie ,,hejt"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ok, spokojnie pomyśle co mogę z tym zrobić. Na pewno się postaram :D /Natalia

      Usuń
  7. Straci kontrolę nad sobą?? Czyżby szykuje się ostry,dziki seks?? Hahaha o czym ja myślę, choć taki rozdział BARDZO by mi się podobał:) kocham skarbie twoje opowiadania, błagam cię tylko niech będą dłuższe <3 /Sandra

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostry, dziki seks ?^^ haha Kocham cię zboczuszku <3/Natalia

      Usuń
  8. Dodasz dzisiaj rozdział a no i super boski rozdiał ,33

    OdpowiedzUsuń