środa, 11 września 2013

Louis cz.9 "Droga prowadząca do nikąd... Nie chcę umierać"

Piosenka włączcie

"Droga prowadząca do nikąd... Nie chcę umierać"

Biegłam ile sił, trzymając w ręce buty. Wąska uliczka, nie stanowiła dla mnie przeszkód, a zniszczone mury, mniej przerażały, jak wczoraj. Wybiegłam na ulicę, biegnąc boso przed siebie.... Powietrze było ostre, a policzki znacznie po czerwieniały, dając uczucie piekącego bólu. Długie włosy powiewały gdzieś za mną, wydostając się z całkowicie rozwalonego warkocza. Szybkie oddechy, które wykonywałam nawet w połowie nie były wstanie zaspokoić mojego zapotrzebowania powietrza. Przyśpieszyłam jeszcze bardziej, czując okropny ból w okolicy dolnych kończyn. Szybko pokonywałam główną drogę, prowadzącą do... nikąd. Skurcze nóg nasilały się, a mięśnie nie były wstanie wytrzymać, tak dużego wysiłku. Mimowolnie zaczęłam zwalniać, czując jak do oczu dostają się palące jak ogień łzy. Zatrzymałam się, pochylając swoje ciało do przodu. Otwarte dłonie oparłam na kolanach, wykonując głębokie oddechy. Łykałam powietrze, o mało co się nim nie krztusząc. Powieki mocno zaciśnięte, walczyły ze łzami. Zaczęłam powoli żałować, że uciekłam. Mówił przecież, że nie zrobi mi krzywdy. Ale jego oczy... biła z nich wściekłość, były pozbawione uczucia. Odepchnęłam się, prostując swoje ciało. Uniosłam powieki, ilustrując miejsce, w którym obecnie się znajduje. Kilka opuszczonych domów. Zawalone dachy i wybite okna. Las i panująca w nim, między drzewami ciemność. Zupełnie nie znana mi okolica. Nigdy nie byłam w tej część Londynu... to w ogóle jest Londyn? Droga prowadziła dalej, nie wiele myśląc postanowiłam ruszyć. Szłam szybkim tempem przed siebie. Adrenalina, zaczęła opadać, ulatniać się, a panika zastępować jej miejsce. Doszłam do rozgałęzienia drogi, wyglądały tak samo. Rozejrzałam się za jakimiś tabliczkami, ale nie zastałam ani jednej. Pogoda zaczęła się pogarszać, a ciemne chmury nachodziły co raz bardziej na siebie. Łzy powoli napływały do oczu, nie wiedziałam co mam robić. Na pewno nie poddać się. Serce zabiło mocniej, kiedy usłyszałam dźwięk telefonu. Przecież miałam go przy sobie. Pośpiesznie wysypałam wszystko z torebki, chwytając aparat. ''Pauline'' szybko odebrałam nie zastanawiając się, ani sekundy.

*Rozmowa telefoniczna*
- Hej gdzie ty jesteś?
- Nie wiem, pomóż mi proszę...
Połączenie zostało przerwane, a w słuchawce zrobiło się głucho. Odsunęłam telefon od ucha, próbując uruchomić wyświetlacz. ''Bateria rozładowana'' zaczęłam przeklinać pod nosem, widząc napis. Teraz na pewno mnie ktoś znajdzie. Zabrałam wszystkie rzeczy i postanowiłam wrócić tą drogą co przyszłam, przecież powinna poprowadzić mnie z powrotem do Louis.
Niestety... Idę bez przerwy, a droga, ani trochę nie przypomina tamtej. Moje ciało było już wykończone, a organizm odwodniony. Usiadłam pod jednym z drzew przy ulicy, nie będąc wstanie kroczyć dalej. Zgubiłam się. Ironią jest, że właśnie teraz pragnę tylko jednego, jego ramion.....

~ Oczami Louisa ~
Wybiegła tak szybko, chciałem ją zatrzymać, ale nie zdążyłem. Miałem ochotę za nią pobiec, gdyby nie fakt, iż w moim mieszkaniu nadal siedzi ten facet. Przepełniony furią, wróciłem do niego i chwytając za koszulkę, wyprowadziłem go z mieszkania. Zatrzasnąłem za nim drzwi, wracając do sypialni. Ubrałem się w ciuchy i zastanawiałem co teraz zrobić. Była przerażona, znowu ją przestraszyłem. Nie będzie chciała mnie widzieć, z pewnością się mnie boi. Widziałem jak jej broda drżała, kiedy próbowała otworzyć drzwi. Widok jej takiej rani, bardziej niż ostrze wbite w serce. Odczekałem godzinę, po czym postanowiłem do niej pojechać. Wsiadłem do samochodu i ruszając z piskiem opon, miałem na celu jej dom. Wysiadłem z pojazdu i przechodząc przez ulicę dotarłem do drzwi. Zapukałem czekając, aż jej sylwetka ukarze się mi. Drzwi jednak otworzyła mi jej mama.
- Dzień dobry pani Rose, jest Heyley?
- Nie, nie wróciła jeszcze, nie odbiera telefonu, ale pewnie niedługo przyjdzie. Wejdziesz na chwilę?
Kiwnąłem głową, wchodząc do środka. Jej mama to przemiła kobieta.
- Napijesz się czegoś?
Nie zdążyłem odpowiedzieć bo po domu rozległo się pukanie. Pani Rose poszła otworzyć, a ja w duchu modliłem się by była to Hey.
- Louis to jest Pauline przyjaciółka mojej córki.- dziewczyna podała mi rękę, a ja odwzajemniłem gest.- Moje pranie! Zaraz wrócę, zostawiam was na chwilę samych.
- Wiesz gdzie jest Heyley? - zapytałem od razu kiedy pani Rose wyszła.
- Nie, zadzwoniła, powiedziała tylko, żebym jej pomogła i się rozłączyła. Kim ty jesteś? - Pauline mówiła nie pewnie.
- To skomplikowane...muszę coś załatwić, przepraszam.
Wybiegłem na zewnątrz, wsiadając do samochodu. Nie mogę siedzieć tam, skoro dziewczynie może się coś stać. Nie wybaczyłbym tego sobie. Chcę ją chronić. Zupełnie nie miałem pojęcia, gdzie może być.

                ***
 
~ Oczami Heyley ~
Zaczęło się ściemniać, ja zupełnie straciłam orientacje. Zaczynam już wariować. Z moich oczu wypływają potoki łez, których nawet nie chcę powstrzymywać. Chcę zasnąć i obudzić się w domu. Nie chcę tu umrzeć...Światło jakiegoś samochodu zaczęło razić mnie po oczach, po czym zatrzymało się nie daleko. Drzwi kierowcy otworzyły się, a po chwili ktoś wybiegł z samochodu. Podniosłam się z miejsca, przechodząc bardziej pod drzewo.
 Cichy szloch wydobywała się z moich ust, kiedy próbowałam otrzeć łzy, by móc poprawić sobie ostrość.
- Czyś ty oszalała!? Mogło ci się coś stać. Nigdy tak uciekaj!
Louis przyciągnął mnie mocno do siebie, zamykając szczelnie w swoich ramionach. Nie wiedziałam czy mam już omamy czy nie, ale wtuliłam się w jego tors, zaczynając mocniej płakać...

Wiecie uwielbiam to zdjęcie Louisa.
Bardzo przepraszam was za wczoraj, powinnam dodać kolejną część, ale nie zdążyłam.
So sorry :c/ Natalia

5 komentarzy:

  1. Zawiodłaś mnie :( Mieć taki talent i sie nie dzielić? ojojoj. ALe imagin świetny i dodawaj dalej ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. po prostu cudo ;) a i jest 20 rozdział na moim blogu ;) http://onedirectioncalemojezycie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Zajebiste czekam na następny :***

    OdpowiedzUsuń