środa, 25 września 2013

Louis cz. 19 "Jesteś, niczym żywa tarcza chroniąca mnie. Nie pozwól by dotknęło nas zło"

"Jesteś, niczym żywa tarcza chroniąca mnie. Nie pozwól, by dotknęło nas zło"


Ciężkie oddechy były słyszalne.
- Dziękuję skarbie- wyszeptał.
- Za co ?
- Za zaufanie.
Wyszedł ze mnie przykrywając mnie kołdrą i wyszedł z pokoju. Jak się domyślam poszedł do łazienki. Czekałam na niego, ale nie wracał. Byłam, aż taka zła w łóżku ? Mijały kolejne minuty, a go nie było. Chciał mnie tylko zaliczyć....? Moje powieki zaczęły się zamykać. Byłam zmęczona, moje ciało było wyczerpane. Nie doczekałam się jego przyjścia. Zasmuciło mnie to, ale sen ukoił moje wszystkie myśli.

    ***
Chłód ogarnął moje ciało, zimne powietrze otarło swoim dotykiem odkryte plecy i ramiona. Wzdrygnęłam się, mocniej zagłębiając twarz w poduszce i naciągając bardziej na swoje ciało kołdrę. Z ust uleciało ciepłe powietrze, zastąpione po chwili świeżą dawką.
- Zabierasz mi kołdrę- słodki, chłopięcy mamrot rozniósł się po pomieszczeniu.
Moje ciało, zostało przygniecione przez jego ciężką rękę. Wypuściłam ciężko powietrze, przyzwyczajając się po chwili do ciężaru. Dla uszu słyszalny był każdy szmer, ale oczy nie chciały się otworzyć. Domagały się jeszcze snu. Ciało zostało przesunięte dalej. Czułam, jak ręka i noga zwisają mi z materaca, nie mając miejsca gdzie się umiejscowić.
- Zwalasz mnie, nie rozpychaj się tak- tym razem mój ochrypły, ale wesoły mamrot rozbrzmiał we wszystkich kontach, przecinając, jak ostrze ciszę.
- To kara za kołdrę. No już chodź.- wybełkotał niezrozumiale i podciągnął mnie bliżej siebie, na środek.
Dodatkowy ciężar został dołożony, kiedy jego noga opadła na moje nogi. Zajęczałam cicho, tłumiąc wszystko w poduszce. Jego kończyny ważą tonę.
- Masz ciężką nogę.
- Dorzucić drugą ?
- Nie.
Swoboda. Zostałam uwolniona, zabrał swoją nogę i rękę. Odetchnęłam z ulgą, zaplatając swoje ręce dookoła poduszki. Przyjemny stan. Materac ugiął się lekko, ale nawet to nie zmusiło mnie do otworzenia oczu. Ciepło na policzku. Jego usta spoczęły na moim policzku, dostarczając radość sercu. Uśmiech wtargnął na usta, zostając już na nich. Dłonią przejechał po moich włosach i po chwili słyszalny był tylko dźwięk zamykanych drzwi. Wspaniały poranek. Chcę takich więcej. Leżałam, tak jeszcze przez dłuższy czas. Moje myśli zaprzątnięte były... niczym. Brak zmartwień, brak problemów. Musisz wstać Heyley. Nie chętnie, ale otworzyłam oczy, siadając na łóżku. Ciuchy. Gdzie teraz one mogą być ? Przeleciałam wzrokiem cały pokój nie widząc nigdzie mojego wczorajszego ubioru. Wychyliłam się, zaglądając pod łóżko. Jest. Moją zdobyczą okazała się koszulka Louisa i dolna część mojej garderoby. Zawsze coś. Naciągnęłam na siebie swoje majtki i dresy, a do tego koszulkę. Podniosłam się szybko z łóżka, żałując po chwili swoich czynów. Zasyczałam, zginając się w pół, pod wpływem ból w TAMTYCH okolicach. Kilka głębokich oddechów złagodziło objawy. Poprawiłam kołdrę, odkrywając przez przypadek plamę krwi na prześcieradle. Krwawiłam po stosunku ? Zdarłam prześcieradło, znajdując w szafie jakieś czyste. Wow. Ten pokój posiada szafę. Zaścieliłam ładnie łóżko i z brudną poszewką powędrowałam do łazienki. Znalezienie jej zajęło mi chwilę. Wrzuciłam materiał pod prysznic i zalałam zimną wodą. Zeszłam ostrożnie po schodach na dół, odczuwając nie przyjemny dyskomfort. W kuchni stał uśmiechnięty Louis, kończący robić kanapki. Za raz za raz wróć. Louis jest uśmiechnięty. Jest wesoło i niewinny. Zupełnie inny. Boże on na serio ma zmienne nastroje.
- Widzę, że wstałaś. Siadaj musisz zjeść, od dwóch dni nie jadłaś.
To chyba dobrze, może zrzucę kilka kilogramów.
- Jak się czujesz ?- zapytał, stawiając na kuchennej wysepce kanapki.
- Dobrze. - pochylił się spoglądając mi w oczy, lekko je mrużąc.- trochę boli.- i się wygadałam.
- W nocy krwawiłaś, ale to nic poważnego, następnym razem będzie już normalnie.
Następnym razem ? Czyli chyba nie było, aż tak źle. Ale czekaj, skąd wie, że będzie następny raz ?
- Czemu wczoraj wyszedłeś i mnie zostawiłeś ?
- Poszedłem zrobić ci kanapki, bo nic nie jadłaś, ale kiedy wróciłem spałaś.
- Czekałam, ale nie dałam rady. Przepraszam.
- W porządku.
Boże my właśnie normalnie rozmawiamy. Nie boje się go. Jest normalny. Wspaniały.
- Jedz i nie waż się stąd odchodzić, do puki to nie zniknie.-zagroził, ale żartobliwym tonem.
Wspólnie pałaszowaliśmy talerz, a jego zawartość malała bardzo szybko.
- Słyszałeś ?
Wyprostowałam się, słysząc dziwne odgłosy. Strach pojawił się w oczach. Moją myślą było, żeby biec do pokoju po kij, ale coś mnie paraliżowało. Oddech stał się ciężki, a ciało zaczęło drżeć. Głośne uderzanie czegoś ciężkiego o ziemię. Przełknęłam głośno ślinę, czując jak robię się blada.
- Nie bój się, to na pewno jakaś zwierzyna.
No tak, przecież jesteśmy gdzieś w środku lasu. Spokojnie. Wykonywałam głębokie oddechy, uspakajając nerwy i serce. Wracałam do normalnego stanu. Ostatni kęs kanapki i koniec. Westchnęłam głośno czując, że mój żołądek jest pełny.
- Czemu mi się tak przyglądasz ?
- Jesteś piękna.
Zarumieniłam się, spuszczając wzrok na swoje ręce. Nie jestem przyzwyczajona do komplementów.
- Teraz.. słyszałeś ?
Ponownie wyprostowałam się na siedzeniu. Odgłosy, one na pewno nie pochodziły od zwierzęcia. W oczach zaczęły zbierać się łzy, a w myślach tworzyły się już scenariusze. Jeden gorszy od drugiego.
- Hej, spokojnie to nic takiego.
Chłopak wstał z miejsca podchodząc do mnie
- Chodź zobaczymy co to.
Wyciągnął w moim kierunku dłoń, a ja bez wahania ją chwyciłam. Poprowadził mnie do okna w salonie, ale tam nic nie było. Pustka. Następnym celem było okno w kuchni, tam też nic. Ostatnie za cel wzięliśmy okno w przedpokoju. Widok mnie przeraził. Od razu cofnęłam się pod ścianę, ciągnąc za sobą Louisa. Łza spłynęła po moim policzku. Widziałam, że to nie zwierzęta.
- Ej nie płacz, nic się nie stanie. Nie pozwolę cię skrzywdzić.
Brunet objął mnie, chowając w swoich ramionach. Dłonią głaskał po włosach, kiedy ja toczyłam walkę z łzami. Mocniej wtuliłam się w ciało Louisa, słysząc, jak pada strzał z pistoletu. Moje serce waliło jak oszalałe. Odsunęłam się od klatki bruneta, wykonując te same ruchy co on. Delikatnie wychyliłam głowę za zasłony widząc ja dwóch napastników jeden z bronią, biją leżącego na ziemi chłopaka. Pełno krwi dookoła niego, był u kresu życia. Brutalność.
- Hej !!!
Jeden z nich wydarł się, zauważając nas. Cofnęłam się szybko, podobnie jak Louis. Teraz zabiją nas... Chwilę później dało się słyszeć walenie do drzwi. A raczej próbę ich wyważenia. Stałam sparaliżowana i patrzyłam jak pojawiają się w nich lekkie zagniecenia. Dobrze, że są metalowe i pancerne, przynajmniej na takie wyglądają. Strach. Nigdy nie bałam się tak bardzo, nawet Louis go we mnie takiego nie budził. Czułam, jak małe kropelki potu zbierają się na mojej szyi. Czas jakby zwalniał, zatrzymywał się. Niemoc. Wzrok powędrował na chłopaka, próbował coś zrobić, ale nie wiedział co. Ukrywał przerażenie, ale wyczułam je w nim. Strzał z pistoletu. Krzyk wyrwał się z moich ust, kiedy pocisk uderzył w szybę, uszkadzając jej pierwszą warstwę. Kolejny strzał i kolejne jej uszkodzenie, tym razem poleciało trochę szkła.
- Chodź !!!
Louis złapał moją rękę ciągnąc mnie w stronę schodów. Puścił mnie przodem.
-Szybciej !!!
Pośpieszył mnie, kiedy padł kolejny strzał. Biegłam ile sił potykając się o stopnie.
- Czekaj !
Zatrzymałam się, wpadając do mojego pokoju. Pośpiesznie padłam na kolana próbując wyczuć dłonią przedmiot. Jest. Wyciągnęłam kij, mocno go ściskając w ręce i wybiegłam na korytarz do Louisa. Chłopak ciągnął mnie przez całą jego długość do ostatnich drzwi na końcu. Wpadliśmy do jakiegoś pokoju, a później przez drzwi do następnego.
- Szybko biegnij do łazienki !!!! Tam są metalowe drzwi!
Nie posłuchałam, czekałam na niego, nie chciałam go zostawiać. Patrzyłam jak walczy chwilę z zamknięciem drzwi na klucz, aż mu udało się. Oboje wbiegliśmy do łazienki, zakluczając kolejne drzwi. Moja walka została zakończona, łzy wygrały, wydostając się z moich oczu niczym rwąca rzeka. Zjechałam po ścianie na zimne kafelki, przyciskając do swojej piersi kij bejsbolowy, jak najlepszą Przytulankę...



 
I jest, starałam się jak najszybciej dziś dodać, byście nie musieli czekać :D
Jak widać w życiu Heyley nie może być spokojnie :DDDD
Chcecie abym coś jeszcze zmieniła ? /Natalia

10 komentarzy:

  1. 1 super zajebisty <33 /ania

    OdpowiedzUsuń
  2. Chcą żeby nagle Heyley zaszła w ciąży a lou sie wkurzy

    OdpowiedzUsuń
  3. Pojebało z tym żeby ona była w ciąży ? ;o + a tak to fajne .

    OdpowiedzUsuń
  4. Heyley w ciąży jakby była to by było dobrze :D

    OdpowiedzUsuń
  5. extra kocham <3 czekam na kolejny i dziękuje za komentarze na moim blogu <3

    OdpowiedzUsuń
  6. boskie ! dobrze ze w jej życiu nie jest spokojnie,bo opowiadanie jeszcze ciekawsze :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudo *u* Kocham twojego bloga ;* Jesteś niemożliwa <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To blog Sandry jestem tu tylko adminką, ale dziękuję <3 /Natalia

      Usuń