poniedziałek, 2 września 2013

Louis cz.4 "Ciągle powtarzasz "Do Zobaczenia", może dla odmiany powiesz "Dzień Dobry"

"Ciągle powtarzasz "Do Zobaczenia", może dla odmiany powiesz "Dzień Dobry"

Otworzyłam powiadomienie i zamarłam.

''Od Louis:
Słodko ci w tej koszulce. Dobranoc xx''

Skąd on wie.. Szybko podniosłam się z łóżka i podbiegłam do okna. Delikatnie wychyliłam się za zasłony, widząc czarny samochód po drugiej stronie ulicy. Teraz jeszcze wie gdzie mieszkam...

                   ***
 
Otworzyłam oczy zdając sobie sprawę, że kolejny dzień staje przede mną otworem. Niepewność. Niepokój. Strach przed tym co dzisiaj może mnie spotkać. Strach przed kolejnym spotkaniem go. Może powinnam zabezpieczyć się w jakąś broń? To głupie... co się ze mną dzieje. Czemu to wszystko spotyka mnie? Zeszłam mahoniowymi schodami w dół, nie zastając już w mieszkaniu mamy. Poszła pewnie do pracy. Właśnie tyle się z nią widzę. Brakuje mi jej bliskości, ale tak już ma być. Wspięłam się na same czubki palców, trudząc się ze zdjęciem kubka. Podskoczyłam kilka razy, kiedy mocno złapałam w palce ucho i ściągnęłam go. Wsadziłam torebeczkę z esencją i zalałam wrzątkiem.
Aromat zielonej herbaty uniósł się natychmiastowo docierając do nozdrzy. Przymknęłam oczy zaciągając się zapachem, po czym wycofałam się z pomieszczenia, dążąc z powrotem do swojej sypialni. Znoszone jeansy okryły moje nogi, a zwykła siwa, przyległa bluzka z rękawem 3/4 zastąpiła rozciągniętą koszulkę. Włosy związałam w niedbałego warkocza, przerzucając go na lewe ramię, pozwalając pojedynczym kosmykom, swobodnie opadać. Zbiegłam na dół zakładając kochane conversy. Nie obeszło się jednak bez problemów z zawiązaniem sznurówek. Moja niezdarność to cecha, której szczerze nienawidzę. Wróciłam do kuchni, biorąc łyka ostygłej już cieczy. Spojrzała przez okno dalej sącząc napój. Ostatni raz przyłożyłam zimny kubek do ust, upijając resztki herbaty. Zabrałam swoją torebkę i czarną bluzę, po czym wyszłam z domu. W drodze do pracy, nieudolnie starałam się naciągną na ramiona czarny materiał. Weszłam przez drzwi, od razu widząc uśmiechniętego Alexa. Młody szatyn z wielkimi osiągnięciami. Mimo, że był moim szefem, dogadywałam się z nim jak z normalnym kolegą. Nie unosił się dumą, czy egoizmem. Traktował wszystkich na równi i zapewne to było w nim wyjątkowe. Od razu zabrałam się za swoją pracę, stając przy pułkach i wykładając po kolei płyty, książki, jedzenie. Pięć kartonów, a poszłam z nimi jak burza. Mały ruch i spokój. Pojawiła się nadzieja, że ten dzień jednak będzie normalny, że nic się nie wydarzy. Czas do szesnastej zleciał szybko, a ja mogłam zakończyć pracę i udać się do domu. Zatracić się w swojej melancholii jaką są wieczory.

         ***
 
Przekręciłam klucz w drzwiach, ale były otwarte, czyli... mama wróciła z pracy. Chciałam się z nią zobaczyć, chociaż przez chwilę zamienić z nią parę słów.
- Hej ma...- głos zamarł widząc Louis na krześle w kuchni.
Co on do cholery robi w naszym domu? Rozejrzałam się nerwowo po kuchni widząc matkę odwróconą plecami.
- Spokojnie Hey...- Louis uśmiechną się do mnie, cicho szepcząc, jednak jego spojrzenie było chłodne.
Jego głos sprawił, że włoski na mojej skórze stanęły dęba. Nagły ból jaki poczułam w okolicy podstawy szyi, przypomniał mi o wszystkich zdarzeniach z nim związanych.
- Mamo?
- Tak, przywitaj się z gościem... Louis pomógł mi przynieść zakupy, może się poznacie... Heyley to miły chłopak.
Tak na pewno jest miły, a już na pewno grzeczny i dobry. To na pewno tylko sen, na pewno zaraz się obudzę.
- Ja już muszę lecieć, ale miło było panią poznać, pni Rose.
- Hey, nie stój jak ciołek i odprowadź go do drzwi.
Serce przyśpieszało z każdym krokiem chłopaka, który co raz bardziej się do mnie zbliżał. Wyszłam z kuchni pierwsza chcąc jak najszybciej uniknąć bliskiego kontaktu z nim. Jednak on przyciągnął mnie od razu jak tylko drzwi za nami się zamknęły. Byłam z nim Sama. Zacisną mocno moje nadgarstki w swojej dłoni, a drugą odgarnął kosmyki włosów z mojej szyi, odkrywając fioletową plamkę. Zacisnęłam oczy i wzdrygnęłam się. Czułam i słyszałam swój ciężki oddech. Delikatnie musnął odkryte miejsce, a następnie mój policzek. Jego dłoń zjechała niżej docierając do mojego uda. Dziękowałam w myślach, że mam spodnie. Delikatnie je ścisnął wędrując na jego wewnętrzną stronę. Szarpnęłam się, a chłopak zaprzestał ruchów pozostawiając jeszcze jeden pocałunek na mojej szyi.
- Lubie twój zapach- wyszeptał próbując złapać kontakt wzrokowy ze mną, jednak ja błądziłam nim po ścianach, by tylko na niego nie spojrzeć.
- Do zobaczenia niedługo Hey...- wyszedł zamykając za sobą drzwi.
Oparłam się o ścianę rozmasowując obolałe nadgarstki, oczy ponownie zaszły mi łzami, posunął się już tak daleko. O wiele z daleko...
/Natalia

6 komentarzy:

  1. Świetne. Niecierpliwie czekam na następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli mi się uda pojawi się jutro rano, ale nie obiecuje tego :*

      Usuń
  2. Wow. boski. czekam na nn. Lubie Lou w wersji Bad boy'a <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Fuck Yeah! Bad Boy Louis się rozkręca ;*
    Boże odbija mi, ale to niczego nie zmienia i nadal ubóstwiam twoje opowiadania <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteś Watiatką, ale kocham cię jeszcze mocniej <3

      Usuń