sobota, 7 września 2013

Louis cz.7 "Oczy czarne, są niebieskie. Czujesz ból... ?"

"Oczy czarne, są niebieskie. Czujesz ból... ?"

Obejrzał się za siebie i wrócił wzrokiem na mnie. Zbliżył się, łapiąc mnie za nadgarstek. Siła. Nadal ją posiadał. Była ogromna. Pociągnął mnie do jakiś drzwi i wyciągnął na korytarz. Wprowadził mnie jakimiś schodami na górę do ciemnego pokoju....

Drzwi za nami zatrzasnęły się z głośnym hukiem. Później słyszalny był już tylko mój ciężki oddech i zupełna cisza. Mała lampka jaka żarzyła się w rogu, była jedynym źródłem światła na tą chwilę. Ogarnęłam wzrokiem murowane ściany. Czerwono-szara cegła za nic tu nie pasowała. Nadawała ponury, mroczny i oziębły klimat. Mała kanapa stojąca nieopodal. Jej wygląd... wnioskowałam po nim, że dużo przeszła. Ale co zwróciło moją uwagę najbardziej? Mały stół odziany w zieloną tkaninę, a na nim kilka tali kart. Jedno krzesło. Świadczyło to zapewne o tym, że raczej nie jest to pomieszczenie dla gości Kasyna. Dźwięk przekręcanego klucza w zamku, wybudził mnie z zamyślenia, a strach ponownie przybrał swoją dotychczasową siłę. W całym pomieszczeniu panował półmrok, ale nie stanowiło to żadnych przeszkód dla moich oczu. Mogłam bez problemu dostrzec ostre zarysy twarzy Louisa. Stał tuż u mojego boku, albo raczej ja stałam u jego boku. Ścisnął moją dłoń, ciągnąc na kanapę. Jego oczy, wciąż były pogrążone w otchłani ciemnych barw.
- Usiądź- stanowczy i oschły, ale przez to wszystko przedzierała się w jego głosie także nutka bólu..
Bólu? On wie co to jest? Co to znaczy? Zna siłę tego uczucia? Usiadłam posłusznie na zużytej kanapie, obawiając się jego kolejnych ruchów. Czułam jak moje wargi w dalszym ciągu drżą. Łóżko ugięło się pod ciężarem, a miejsce obok zostało zajęte przez bruneta. Cisza. Ona budziła jeszcze większy strach, chyba wolałam jak mówił. Jego ramiona oplotły moje ciało, przyciągając do swojego i zamykając w szczelnym uścisku.
- Przepraszam...- wyszeptał, głaskając moje plecy.
Czułam, słyszałam bicie jego serca. Szybki, niespokojny rytm. Mi był on znany ze strachu... A jemu?
- Nie chciałem cię przestraszyć, boisz się mnie, a ja chcę byś przy mnie czuła się bezpiecznie.- teraz głaskał moje włosy.
Jego słowa, czułam, że są szczere. Budził we mnie przerażenie nadal, ale odważyłam się na ruch. Oplotłam jego ciało swoimi ramionami. Czemu to zrobiłam? Nie wiem. Coś mi to nakazywało, głos wewnątrz mnie, mi to nakazywał.
- Po...po co tu przyjechaliśmy? - nikt nie zna tego uczucia jakie znam ja. Nie macie pojęcia, jak okropny jest drżący ze strachu głos, wydobywając się z moich ust.
- Mój znajomy jest tego właścicielem, miałem u niego pieniądze do odebrania.
- Tylko? - chciałam się upewnić, że nie łączy go nic więcej z tym miejscem.
- Tylko. Nic więcej.
Mocniej mnie zacisnął w swoich ramionach, jakby chciał bardziej potwierdzić swoje słowa.
- Czemu tak drżysz, nie mam zamiaru cię skrzywdzić?
Nie odpowiedziałam. Każdy mówi, że nie skrzywdzi, ale rzeczywistość jest inna.
- Chodzi o tego faceta? Zrobił ci coś, zejdę tam i go zabije, jeżeli cię tknął.- jego głos ponownie przybrał wściekłą barwę.
- Nie.. nic mi n..nie zrobił.
Louis odsunął mnie od siebie, podnosząc mój podbródek do góry. Zmusił mnie do spojrzenia na niego. Oczy jego były jasne. W końcu mogłam dostrzec prawdziwy błękit jego tęczówek. Były łagodne. Nie paliły, nie przerażały, a uspokajały.
- Więc to chodzi o mnie? - retoryczne pytanie wyrwało się z jego ust.
Spuściłam głowę i sama z siebie przytuliłam jego ciało. Uspokoiłam się, nadal był dla mnie straszny, ale nieprzerażający.
- Wytłumaczysz m..mi o co chodzi w tej... grze z kartami?
-Tak, pewnie.
Brunet poderwał się z miejsca wstając i zajmując miejsce na krzesełku.
-Chodź.
Podeszłam bliżej niego, a on pociągnął mnie za biodra, usadzając na swoich kolanach. Jedną ręką oplótł mnie w pasie, a drugą położył na kolanach, nie chcąc bym mu się zsunęła. Nie byłam do tego przekonana, ale nie mówiłam nic. Podciągnął mnie wyżej i wyciągnął dłoń sięgając jedną talie. Podzielił ją na dwie części i rozsunął karty w swoich palcach, ukazując je mi. Zaczął swoje tłumaczenie, rzucając co jakiś czas kolejne karty na stół. Rejestrowałam uważnie każde jego słowo, podczas kiedy on komentował swoje ruchy w grze ze samym sobą.
- Zrozumiałaś wszystko?
Pokiwałam głową na tak.
- Możemy już wracać..? Ja..ja nie chcę tu być.
- Tak.
Podniósł się z krzesła, unosząc również moje ciało. Złapał mocno moją dłoń, chowając w swojej. Hmm.. nawet lubiłam kiedy to robił. Zgrzyt w zamku i drzwi ustąpiły. Zeszliśmy w dół stromymi schodami i wykonując kolejne kroki przeszliśmy ciemnymi korytarzami do wyjścia. Niebo powlekłe ciemnymi odcieniami, zdobił już księżyc, zastępujący słońce. Właśnie księżyc i słońce. Zastanawialiście się kiedyś nad nimi. Tworzą parę, parę zupełnych przeciwności. Wsiedliśmy do samochodu, moje drzwi ponownie zostały zamknięte. Jechaliśmy w ciszy, wracaliśmy do Londynu. Marzyłam, by znaleźć się już w swoim domu, w swoim łóżku. Jednak marzenia, zostały przerwane, pogrzebane w gruzach. A starach znowu zawitał. Cześć strach.
- C..co ty robisz?
Przepraszam, że jest krótki oraz, że jest tak późno.
Wynagrodzę wam to i jutro dodam następny../Natalia

5 komentarzy:

  1. Boję się co budzi jutro, ale ogólnie to jest cośZAJEBISCIE

    OdpowiedzUsuń
  2. O Boże w takim momencie? To jest ihfhhjsacvnkgsvpjbvdddrglpitrdgjgft nie da się opisać słowami. Cudowne uzależniłam się od twojego opowiadania xoxo / Sandra

    OdpowiedzUsuń
  3. super, super po prostu nie mogę się doczekać kolejnej części czekam z niecierpliwością ;)mam nadzieje że przestanie się bać Louisa ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Fantastyczny ♥ czekam na następny rozdział;)

    OdpowiedzUsuń