Znużyłam swoje ciało w miękkiej pościeli, czując bezpieczeństwo. Jednak moje myśli nie mogły pozbyć się zdarzeń z dzisiaj...
***
Słońce nieudolnie próbowało się przedostać przez zasłony. Cichy świergot ptaków był słyszalny, mimo zamkniętych okien. Zsunęłam z siebie miękką kołdrę, zeskakując z łóżka. Odgarnęłam długie włosy za ramiona, idąc do szafy, pełnej szuflad. Zwinnym ruchem wyciągnęłam jasne jensy i luźny t-shirt, który gładko przeciągnęłam przez głowę. Następne kroki poniosły mnie do łazienki. Ręką wyszukałam szczoteczkę do zębów, wyciskając na nią pastę. Wyplułam resztki wody z buzi i zabrałam się za rozczesanie włosów. Kończąc swoją poranną toaletę, stąpałam cicho po schodach, kierując się do kuchni. Zapach smażonych naleśników, niósł się po całym domu.
- Hej mamuś...
- Hej córcia, siadaj.
Widok szczęśliwej kobiety przyprawiał mnie o szerszy uśmiech. Słodkawy posmak pieścił moje podniebienie. Właśnie takie poranki uwielbiam. Biorąc kolejny kęs uważnie przyglądałam się ruchą matki. Pośpiesznie krzątała się po kuchni, wrzucając do swojej torebki jakieś rzeczy.
- Dzisiaj biorę drugą zmianę, wrócę w nocy.
- ok.
Moja mama pracuję jako ochroniarz w pobliskim markecie, ale oprócz tego dorabia w miejskiej bibliotece. Nie ma jej często w domu, w sumie widzimy się w ciągu dnia może z 2 h. Brakuje mi jej bliskości, ale nikt nie powiedział, że życie jest beztroskie i łatwe...
Zjadłam swój posiłek i pozmywałam naczynia, po czym sama zaczęłam pakować niezbędne rzeczy do torebki.
***
- Cześć Heyley.
- Hej.
Przywitałam się z koleżanką z pracy, a następnie pobiegłam na zaplecze, ubrać firmową kamizelkę. Wzięłam pierwszy karton w dłonie i zaczęłam wypakowywać towar. Płyty znalazły się już w alfabetycznej kolejności na półkach, następne były książki. Z nimi, także szybko się uporałam. Ostatnia książka miała zająć miejsce na półce, kiedy charakterystyczny dzwonek zadzwonił, alarmując o otworzeniu drzwi. Odwróciłam wzrok i przysięgam, że na chwilę przestałam oddychać. Do sklepu wszedł chłopak z wczorajszej nocy. Szybko odstawiłam książkę i zabierając karton, nie zauważona przedarłam się na zaplecze. Zamknęłam za sobą drzwi idąc w głąb regałów. Nie wiem co mną kierowało, może najzwyczajniej w świecie strach przed tym co może mi zrobić... Niezliczone historie o nim opowiedziane przez przyjaciółkę, zaczęły krążyć w mojej głowie. Jeden wielki mętlik. Bałagan. Szybko szłam coraz głębiej, nie zauważając, kiedy moje nogi potknęły się o karton z jedzeniem. Batoniki rozsypały się dookoła, a ja drżącymi rękom starałam się je pozbierać. Odsunęłam pudełko na bok i przysiadłam na zgrzewce z napojami. Sklep był mały, wyposażony głównie w książki i płyty, od niedawna sprzedajemy tutaj napoje, słodycze itp. Przedarcie się do drzwi wyjściowych graniczy z cudem.
- Heyley? - głos Pauline dotarł do moich uszu.
- Tutaj jestem.- szepnęłam, bojąc się powiedzieć coś głośniej.
- Jakiś chłopak, cię szuka, czeka przy kasach.
- Jak jest ubrany?
- Czarne rurki, chyba biała koszulka i czarna kurtka...
- Powiedz mu, że mnie nie ma, proszę kryj mnie..
- Dobrze...
Dziewczyna wyszła, a ja nerwowo szukałam ratunku. Oczy zetknęły się z drzwiami od zaplecza.
- Jesteś pewna, wydawało mi się, że ją widziałem.- głos nie znajomego chłopaka, był co raz wyraźniejszy i bardziej słyszalny. Szybko podbiegłam do metalowych drzwi i je otworzyłam. Wydostałam się na zewnątrz, po czym zaczęłam iść w kierunku głównej ulicy. Serce dalej nie mogło się uspokoić. Już miałam wyłonić się zza rogu, kiedy natknęłam się na sylwetkę tego chłopak po drugiej stronie ulicy. O nie... Instynktownie cofnęłam się, wstrzymując oddech. Nogi wykonywały kroki w tył, aż natknęłam się na zimną, ceglaną ścianę. Serce niebezpiecznie kołatało.
- Chowasz się przed kimś? - obróciłam głowę w bok, widząc chłopaka idącego w moim kierunku.
- Nie zbliżaj się..- wydałam ostrzeżenie, jednak on nie zaprzestał ruchów.
Czułam jego palące spojrzenie, przeszywające każdy centymetr mojego ciała. Chciałam uciec, jednak on domyślił się co planowałam i chwytając mnie za nadgarstki przyciągnął do siebie. Jego spojrzenie zawisło na mojej twarzy.
- Jak masz na imię? - jego szorstki głos przyprawił mnie o dreszcze.
Nie zamierzałam odpowiedzieć. Czułam jak co raz mocniej przyciska moje ciało do swojego, uwalniając moje nadgarstki. Był wysoki, górował nade mną wzrostem. Jego niebieski oczy, kryły w sobie głębie, której na tą chwilę nie chciałam odkrywać.
- Jak masz na imię piękna? - powtórzył, troszkę łagodniejszym głosem.
- He..Heyley.
Uśmieszek zagościł na jego ustach, kiedy zbliżył się do mojego ucha.
- Jestem Louis- wyszeptał.
Jego dłonie zjechały niżej na moje pośladki, a ja odsuwając się podniosłam dłoń i w przypływie adrenaliny zamachnęłam się. On jednak uchylił się od mojego ciosu i ponownie chwycił mój nadgarstek.
- Nawet nie próbuj- powiedział ostrym tonem, co zmroziło krew w moich żyłach.
Nie lubi jak ktoś mu się sprzeciwia ?
Oddech stawał się coraz cięższy, a moje oczy nadal szukały jakiegoś ratunku.
- Podobasz mi się wiesz? Jesteś taka.... niewinna i słodka, a może tylko taką udajesz ? Hmmm...?
Zacisnęłam powieki, kiedy podniósł mój podbródek.
- Muszę już iść...ale spotkamy się jeszcze, obiecuję...- wyszeptał, rozluźniając uścisk.
Odsunął się ode mnie i odszedł nie odwracając się. Zsunęłam się po ścianie, próbując się uspokoić. Moje ciał drżało, co wyglądało jakbym dostała ataku padaczki. Łzy cisnęły się do oczu, a jego ostatnie słowa huczały w głowie....