czwartek, 15 sierpnia 2013

Zayn cz.20 "Miłość jest nieunikniona"

Z wielkim misiem w ręku, z wielkim uśmiechem i radością i najwspanialszym chłopakiem na świecie tuż przy boku, wracałam do jego i chłopaków domu. Otwierając drzwi mieszkania, weszliśmy do środka, gdzie zastał mnie nadal szokujący widok. W salonie dalej siedziała Holly, a co gorsza w koszulce Zayna i bardzo krótkich spodenkach. Temperatura ciała podniosła się do maximum. Złość we mnie eksplodowała...
W ogóle co ona tu robi? Miała zostać tylko na noc, a już wieczór, nowego dnia. Wściekłość ponownie wzbudziła się w moich oczach, a ja czułam jak robi mi się gorąco. Z zewnątrz starałam się być opanowana i spokojna, jednak najchętniej rzuciłabym się teraz na nią i ciągnąc za włosy wywaliła ją za drzwi. O tak ! Ten plan jest idealny.
- Zayn pożyczyłam twoją koszulkę, pamiętasz to była moja ulubiona i nadal jest...- serce wybijało przyśpieszony rytm, a prawa ręka kilka razy drgnęła gotowa do ataku. Zaraz będziecie świadkami jak zabijam tą wywłokę.
- Możesz ją sobie wziąć, nie chcę jej...- Zayn odpowiedział i pociągnął mnie za sobą na górę.
Lekka satysfakcja z jego ruchu, przerodziła się małym błyskiem w oku. Zamykając dokładnie drzwi do jego pokoju, puściłam jego dłoń usadzając się na parapecie. Tępy wzrok wbijałam w księżyc, zastępujący powoli słońce na niebie. Zawsze potrafiłam odnaleźć w tym lek na zszarpane nerwy... Wszystkie negatywne emocje ulotniły się z mojego ciała, pozostawiając je nie naruszone.
- Kocham cię...- szept chłopaka, rozbrzmiał w pobliżu mojego ucha.
Odwracając głowę, oczy napotkały jego postać. Brązowe tęczówki, skrywały w sobie głębie, nadal do końca nie odkrytą. Lekki zarost i idealne zarysy twarzy... Nie kontrolowanie zaczęłam zbliżać swoją twarz. Jego ciepłe usta zetknęły się z moimi pasując do siebie, jak dwa puzzle, które razem tworzą całość. Dopełnialiśmy się nawzajem. Ujął moje ciało w swoje ramiona i układając je na łóżku, sam zajął miejsce obok. Kładąc się na stercie poduszek i delikatnej, jedwabistej pościeli, przygotował dla mnie miejsce w zagłębieniu pod swoją pachą. Wyda się to dziwne, ale kocham tak leżeć, czując jego ciepło i bezpieczeństwo bijące od niego. Wtulając się w jego ramię, chłopak delikatnie zataczałam kółka na zewnętrznej stronie mojej dłoni, bawiąc się palcami.
 Jeszcze czuje smak jego ust na moich. Czuję jego delikatną fakturę, miękkość, pełny kształt. Uwielbiam takie długie i delikatne pocałunki z jego strony, w których pokazuje jak bardzo mu zależy. Zaciągnęłam się jego zapachem perfum, pomieszanych z zapachem tytoniu. Kochałam to, był dla mnie jak najdroższe, najpiękniesze perfumy.
- Ej zakochańcy, chodźcie... Niall zrobił grilla, sam z siebie dzieli się jedzeniem..- powiedział Liam, uchylając drzwi pokoju.
- To święto- zarechotał malut, podnosząc się z łóżka- już idziemy.
Pociągnął mnie za ręce pomagając wstać i udaliśmy się w ślady Payna. Schodząc po schodach na dół, do nozdrzy dotarł zapach grillowanej kiełbasy i piwa, którym była zapewne polewana. Idealne połączenie, sprawiało iż miałam ochotę zasmakować danej pyszności. Zajmując miejsce obok Harrego, przypatrywałam się Blondynkowi, który z jedzeniem obchodził się jak z diamentami. Był delikatny i staranny, jakby był to największy skarb na świecie.
- Proszę, pierwszy kawałek jest dla ciebie piękna- Chłopak o irlandzkim akcencie, na moim talerzu ułożył dokładnie wypieczoną kiełbasę i karkówkę.
- Dziękuję, ale ja chyba tego wszystkiego nie zmieszczę.- jego oczy zaświeciły, a uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej, w miarę możliwości.
- Wtedy ci pomogę... - obdarowałam go przyjaznym uśmiechem i chwyciłam za sztućce.
Spojrzałam na Zayna siedzącego obok i zjadłam pierwszy kawałek. Wzrok wszystkich skierowany był na mnie. Dokładnie go przeżułam połykając.
- Pycha...- powiedziałam, kiedy usta wypełniał niebiański posmak.
- Ochh.. czyli Niall nie chcę nas otruć, ani nic..- wszyscy się zaśmiali, także zabierając się za jedzenie.

Głośnie śmiechy roznosiły się echem po całym podwórku. Dobre humory dopisywały nam cały czas, a Louis z Niallem, dbali byśmy nie przestawali się śmiać. Nikt nie był w stanie zepsuć tej atmosfery, nawet Holly siedząc na przeciwko... Mulat umilając mi bardziej wieczór w ich towarzystwie, co jakiś czas składał krótkie pocałunki na moich ustach, przyprawiając mnie tym samym o rumieńce...

Skończywszy naszą mini imprezę, każdy poszedł do swojego pokoju. Wykąpana i ubrana w ciuchy Zayna, rzuciłam się na łóżko, wtulając w poduszkę. Chwilę później poczułam ciężar na sobie i otwierając oczy, ujrzałam Zayna. Od razu zachłannie wpił się w moje usta, namiętnie całując. Odwzajemniłam pocałunek, pogłębiając go. Chłopak co raz mocniej napierał na moje wargi, a jego dłonie dostały się pod moją koszulkę. Nie minęła chwila, a już leżała gdzieś w kącie, podobnie jak jego. Podniecenie i nasza zawziętość z każdą chwilą rosła w sile. Ruchy były delikatne, acz pewne. Jego palce łagodziły skórę mojego brzucha, a pocałunki składane na całym ciele, dawały dawkę rozkoszy. Wplatając dłonie w jego kruczo-czarne włosy, bawiłam się nimi, kiedy on robił malinkę w okolicach mojej szyi. Iskierki zawitały w jego oczach, kiedy zapięcie koronkowego stanika ustąpiło. Delikatnie całował moje piersi, zaznaczając językiem swoje terytorium. Bad Boy jakiego wszyscy znamy, w tej chwili stał się delikatnym aniołem, porywającym mnie za sobą do krainy nieba. Moje ciało co jakiś czas wyginało się w łuk czując ogromną dawkę przyjemności. Ręką zjechałam do jego bokserek, delikatnie ją wsuwając. Poruszałam nią powoli i niepewnie, czując jak jego przyjaciel twardnieje, stając na baczność. Pozbywając się reszty naszej bielizny, chłopak kolanem rozsunął moje uda, powoli wchodząc. Jego ruchy były spokojne, a jego przyjaciel z każdym pchnięciem wchodził głębiej. Ciche jęki znikały gdzieś w pokoju, zagłuszane naszym sapaniem. Szybsze tempo sprawiło, że mój anioł stał się teraz dziki i nieobliczalny. Wypełniał mnie całą. Mocne pchnięcia, przyprawiały mnie o głośniejsze jęki, które tłumiłam w jego ustach. Skrzypnięcie łóżka, przyprawiło mnie o śmiech, który z ledwością powstrzymywałam. Mulat jedną ręką zjechał ponownie do moich piersi, ściskając jedną. Czując jak staje na krawędzi szczytu, przyśpieszył jeszcze bardziej, a moje ciało wypełnił ciepły płyn, mieszający się po chwili z moim. Łapiąc powietrze opadł na moje ciało, przykrywając nas kołdrą. Pocałowałam czubek jego głowy i po wyszeptaniu sobie ''kocham cię'', udaliśmy się w objęcia Morfeusza.

Obudziły mnie mdłości, szybko narzuciłam na siebie ciuchy i biegnąc do łazienki, zdążyłam uklęknąć i zwymiotowałam. Spędzając tak 10 min, czułam mocny ból żołądka. Wycięczona ciągłym wymiotowaniem, resztkami sił podniosłam się z ziemi i opukałam buzie. Wracając do łóżka, okryłam się kołdrą i myślałam co mogło być tego przyczyną. Zatrucie? Nie raczej nie... Ciąża? To chyba nie możliwe od naszego stosunku minęły dopiero 4 godziny to za wcześnie. Czując mocny ból, zwinęłam się w kłębek i zacisnęłam powieki. Wszystko dookoła szumiało, a obraz zamazywał się. Przewracałam się non stop chcąc znaleźć pozycję, w której zastanę ulgę. Po kilku minutach wszystko ustąpiło, wróciło do normy, a ja zasnęłam...

- Kochanie wstawaj- przetarłam wierzchem dłoni oczy i głośno ziewnęłam. Powieki uniosły się, a nad sobą zobaczyłam Zayna.
- Hmmm...?- zamruczałam.
- Śniadanie gotowe, nie chciałem cię budzić i czekałem, ale minęła już godzina, a ty nadal w śnie niedźwiedzim..- zachichotał, ukazując swoje idealnie białe uzębienie.
- Przepraszam, już wstaję..
Podniosłam się z łóżka i sięgając bieliznę oraz koszulkę leżącą tuż obok, ubrałam się. Przeszłam kilka kroków, ubierając wczorajsze ciuchy. Włosy zaplotłam w szybkiego warkocza i szybko popędziłam umyć zęby. Po około 7 minutach, stałam przy Zaynie gotowa. Skierowaliśmy się schodami w dół prosto do kuchni, by już po chwili zajadać się posiłkiem. Wzięłam kilka gryzów i czułam jak mnie mdli. Zmuszając się do kolejnych kęsów, zjadłam jedną kanapkę i czułam, że więcej nie dam rady.
- Dobrze się czujesz?
- Tak, czemu pytasz ?
- Jesteś jakaś blada..
- To pewnie zmęczenie, nic mi nie jest- zakończyłam stanowczo, wsadzając po sobie naczynia do zmywarki.- gdzie wszyscy? - zapytałam orientując się, że jesteśmy sami.
- Holly pojechała do siebie, Liam i Louis gdzieś wyszli, a Niall i Harry są u siebie w pokojach- lekki uśmiech zawitał na jego ustach.- Kocham cię wiesz? - przybliżył się do mnie, obejmując mnie w biodrach.
Jego ciepły oddech odczuwalny był na moich policzkach, czekoladowe oczy rozjaśniały iskierki radości. Pełne wargi zaczęły się zbliżać, łącząc się w całości z moimi. Lekko przygryzł moją dolną wargę, dostarczając tym przyjemne uczucie tam na dole. Moje ręce powędrowały na jego klatkę, a ciało bardziej do niego przyparło, rozdzielając usta.
- Odwieziesz mnie do domu? - zapytałam wtulona w jego koszulkę.
- Pewnie skarbie.
Zabierając swoje rzeczy, wyszliśmy z domu i wsiadając do samochodu odjechaliśmy.

Wychodząc z samochodu, obdarzyłam chłopaka namiętnym pocałunkiem i ruszyłam w kierunku drewnianego prostokąta. Szarpiąc za klamkę, drzwi ustąpiły, a oczy od razu dostrzegły rozwalone buty Nicka. Wędrując do góry po schodach, do uszu docierały odgłosy stąpania bosych stóp po panelach. Uchyliłam drzwi jego pokoju, meldując, że wróciłam. Robiąc kolejne kroki dotarłam do swojego królestwa i wchodząc do środka, poczułam silny ból głowy. Ktoś walnął mnie cegłą ? Chwilowa migrena, rozsadzała mi czaszkę. Duszność odczuwalna w tamtej chwili sprawiała mi kłopoty. Świat się za kręcił, a ja czułam jak powoli mdleję. Oparłam się o drzwi i zaciskając powieki, łapałam powietrze... Odzyskując władzę w ciele, pokierowałam się do łóżka i układając się, przymknęłam oczy. Tracąc kontakt z światem, zasnęłam, a może straciłam przytomność ?

Podnosząc się ledwo świadoma, chwyciłam telefon leżący nieopodal mnie. 6 nieodebranych połączeń i dwie wiadomości. Otworzyłam jedną i przeczytałam półgłosem jej treść.

"Co się dzieje, czemu nie odbierasz?
 Martwię się ~ Zayn xx''

Kolejna była podobnej treści, połączenia także były od niego. Szybko wpisałam w klawiaturze ciąg dobrze znanych mi cyfr i nacisnęłam zieloną słuchawkę.

*Rozmowa telefoniczna*
- Megi, co się stało, czemu nie odbierałaś? -głos chłopak natychmiast rozbrzmiał w słuchawce.
- Przepraszam, po prostu spałam i nie słyszałam, telefon był wyciszony.
- Bałem się o ciebie...- wyszeptał, ale słyszalnie dla mnie.
- Coś ważnego się stało, że dzwoniłeś?
- Tak- serce zabiło mocniej, a ciało wyprostowało się niczym struna.
- Co?
- Stęskniłem się za twoim głosem..- uśmiech wkradł się na twarz, a ciało wróciło do poprzedniej pozycji.
- Teraz słyszysz, ale idź już spać mój książę w białych conversach- zaśmiałam się na wspomnienie.
- Dobranoc moja księżniczko- cmoknęłam do słuchawki zakańczając rozmowę.
*Koniec rozmowy*

Biorąc szybki prysznic schłodziłam rozgrzane niewiadomo z jakiego powodu ciało. Ubrałam się w piżamę i wracając do łóżka ponownie zasnęłam czując dalszy brak sił.

Przez kolejne kilka dni z moim ciałem działy się dziwne rzeczy. Częste, choć chwilowe to bardzo silne migreny, zasłabnięcia i kompletny brak energi. Moja twarz pobladła, a ciało lekko wychudziło się. Choć różnicą były zaledwie 4 kg, dla mnie były one dostrzegalne. Widziałam zmiany, które zachodziły z nie wiadomych przyczyn. Jedynym moim zapomnieniem o dokuczających dolegliwościach, był Zayn. Jego widok odciągał mnie od wszystkiego. Pozwalał mi zatracać się w chwili bez zmartwień, problemów, bólu...

Otworzyłam drzwi pokoju, po raz kolejny czując duszność. Oddychanie przysparzało problemy, a klatka piersiowa z trudnością unosiła się w górę, po to by natychmiastowo ze zmęczenia opaść. Obraz zamazywał się, a wszystko widoczne było przez mgłę. Ból głowy powrócił, poraz kolejny ją rozsadzając. Pocierałam palcami o skronie, jakby to miało uwolnić mnie od cierpienia. Nogi ugięły się, a moje ciało w jednej chwili opadło bezwładnie na podłogę. Policzek spotkał zimną posadzkę. Wszystko dookoła zastąpiła ciemność, miażdżąca mnie...

Obudziłam się na podłodze, nie wiedząc dlaczego... Przez głowę mijały tylko pojedyncze obrazy. Zdołałam przypomnieć sobie jedynie, że wróciłam z pracy po 15:00 i było mi duszno, później pustka, niczym biała kartka czekająca na zapełnienie. Podniosłam się z ziemi i widząc na zegarku godzinę 20:30 położyłam się na łóżku. Oddalałam się myślami daleko od tego świata, zupełnie nie wiedząc gdzie mknąc. Nie myślałam o niczym, czy tak można? Następnego dnia umówiłam się na wizytę w szpitalu. Chciałam wiedzieć co mi dolega, co wyniszcza mnie każdego dnia. Bałam się, ale kiedy dotarło do mnie, ze leżałam ponad 5 godzin nieprzytomna na ziemi, coś mną wstrząsnęło.

Pchnęłam szkalnę drzwi, wracając do dobrze znanego mi miejsca. Białe ściany, długi korytarz i tak doskonale znany mi zapach szpitala. Minęłam kilka sal, aż dotarłam do tej właściwej. Zapukałam w drzwi i nacisnęłam klamkę. Weszłam do środka, zastając osiwiałego faceta.
- Oo witaj Megi- dobrze znany mi ton głosu rozbrzmiał w głowie, przywołując kilka wspomnień.
- Dzień Dobry- odparłam z grzecznością, zajmując miejsce.
Wyjaśniłam z czym przychodzę i po wykonaniu kilkunastu badań, opuściłam gabinet kierując się na spotkanie z Zaynem. Jak codzień spędzaliśmy wspólne popołudnie, ciesząc się swoją bliskością. Czy widział zmiany w moim organizmie i ciele? Widział, pytał nie raz, ale za każdym razem hardo zaprzeczałam.
- Hej mała - jego promienny uśmiech, rozweselił mnie. Dusza zaczęła skakać ze szczęścia.
- Hej - nasze usta złączyły się stęsknione swojej miękkości i smaku.
Splatając dłonie,
 ruszyliśmy przed siebie, mając cały wieczór dla siebie...

Promienie słońca obudziły mnie, a powieki uniosły się do góry. Zwlekając się z łóżka ruszyłam do łazienki, niosąc pod pachą, przygotowane dnia wczorajszego ciuchy. Na ciele zagościły bordowe rurki i biała koszulka z nadrukami. Kremowy sweterek okrył ramiona, a włosy zostały związane w wysokiego koka. Zeszłam na dół i zrobiłam sobie śniadanie. Zjadając wszystko, zarzuciłam na ramię torebkę i wyszłam z domu, kierując się do szpitala. Dziś miałam odebrać wyniki badań, strach widoczny był w moich oczach. Bałam się, odpowiedzi na pytanie ''Co ze mną jest?". Weszłam do środka i od razu powędrowałam do gabinetu lekarza. Przekroczyłam próg drzwi i usiadłam na krześle, czekając na jego słowa, które mogły zmienić wszystko.
- Niestety, ale nie mam dobrych wiadomości...- zaczął, a serce chciało wyskoczyć i pobiec w nieznanym kierunku- jesteś chora na białaczkę.
- Słucham? - nie wierzyłam, to na pewno jakiś żart.
- Przykro mi.
- Można coś z tym zrobić? - gula narosła mi w gardle.
Pomylili wyniki jestem pewna.
- To ostra białaczka szpikowa, zawansowane stadium...
- Czy to oznacza, że..- przerwałam mu, ale nie potrafiłam dokończyć swojego zdania.
- Że.. leczenie nie ma już sensu...
UWAGA! WAŻNE!
Przepraszam was, że te części nie są dopracowane,
a akcje mało rozwinięte.
Jutro wyjeżdżam na dwa tygodnie i raczej nie będę miała dostępu do internetu.
Oczywiście jeśli złapie wi-fi to na pewno coś wstawie.
Chciałam zakończyć to opowiadanie przed wyjazdem,
by nie robić zbyt długiej przerwy.
Nie wiem czy mi się uda.
Naprawdę bardzo was przepraszam./Natalia

4 komentarze:

  1. Piękne
    Ona umrze, tak?
    :-/ :'(

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow. Jest niesamowita , ale pod koniec chciało mi sie płakać. |Czekam na nn<3 :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Proszę niech nie umiera!!!

    OdpowiedzUsuń