*** Oczami Zayna ***
Odgłos dzwoniącego telefonu, zmusił mnie do podniesienia się z łóżka. Szukałem wszędzie, aż natrafiłem na dzwoniący aparat.
- Halo? - odparłem zaspany, nie kontaktując ze światem.
- Zayn gdzie jesteście? - usłyszałem po drugiej stronie przerażony głos Liama.
- W hotelu- nie wiedziałem o co chodzi.
- Włącz telewizje albo radio cokolwiek.. Szybko! - rozkazał mi szatyn.
Szukałem zdenerwowany pilota, wciąż przyciskając telefon do ucha.
- Zayn... Uciekajcie!!! - połączenie zostało przerwane....
Uruchomiłem pośpiesznie telewizor i szukałem po kanałach, aż trafiłem na prognozę pogody. Serce stanęło, a ciało zamarło w bezruchu. Telefon wypadł mi z ręki, upadając na drewniane panele, powodując głośny hałas. Podszedłem pośpieszne do okna, odsłaniając żaluzję. To co zobaczyłem i usłyszałem, zmroziło mi krew w żyłach. Niebo stało się niemal czarne. W oddali majaczyły jasne smugi błyskawic w towarzystwie jeszcze cichych grzmotów. Silny wiatr, który nagle się zerwał, rozwiewał wszystko co napotkał na swojej drodze... Pędem podbiegłem do łóżka, budząc Megi. Szybko, ale delikatnie potrząsałem jej ciałem. Panika przybierała co raz bardziej na sile.
- Co..co się stało? - wyjąkała, podnosząc się do pozycji siedzącej.
Oczy wciąż miała zamknięte, a oddech senny.
Mocno ją przytuliłem, głaszcząc po głowie. Nie wiem co mną kierowało, nie kontrolowałem swoich ruchów, nie byłem w stanie. Kurczowo trzymałem jej drobne ciało w swoich ramionach, a moje oczy powoli wypełniały łzy... spowodowane strachem ?
- Musimy uciekać - powiedziałem jeszcze mocniej zacieśniając uścisk.
- Czemu? Zayn co się dzieje? - odsunęła się ode mnie, podnosząc powieki i spoglądając w oczy.
- Jesteśmy na środku drogi...- wyszeptałem, jakbym bał się powiedzieć to na głos. Słowa więzły w gardle, a wypowiedzenie ich wymagało dużego wysiłku.
- Nie.. Zayn jesteśmy w hotelu.
- N..nie.. jesteśmy na środku drogi, którą za parę minut przemierzy tornado.
- Co? - krzyknęła, szybko podbiegając do okna.
Jej ciało zareagowało tak samo, jak moje. Stała w osłupieniu.
- Zayn szybko... Ubieraj się, nie mamy czasu !!!!! - krzyknęła, odzyskując świadomość.
Pośpiesznie zgarnęła swoje ciuchy i pobiegła do łazienki. Ja nadal siedziałem jak słup, wpatrując się w tworzący się za oknem wir powietrza.
- MALIK RUSZ SIĘ!!!! - ubrana wybiegła z łazienki, rzucając we mnie ciuchami.
Szybko naciągnąłem na siebie czarne jensy i ubrałem buty. Z pewnością pobiłem swój rekord, białą koszulkę lekko rozdarłem, próbując naciągnąć ją na swój tors.
Stałem jak osioł na środku pokoju, przypatrując się jak Megi pakuje nam butelki wody i jakieś jedzenie. Chciałem się rozpłakać, ale brak łez.. czy to możliwe? Poddałem się już, poddałem się bez walki. Bo jak niby wygrać z żywiołem? Nie można...
- Zayn otwórz, ktoś puka do drzwi- dziewczyna szarpnęła moim ciałem, pchając do przodu.
Pociągnąłem klamkę, widząc przed sobą jakiegoś kamerdynera. Jego ciało drżało.
- Proszę zabrać jakiś koc i dokument i udać się do schronu! - wykrzyczał biegnąc dalej do kolejnych drzwi.
Mocno złapałem Megi za rękę, ciągnąc szybko za sobą. Niemal biegłem sprintem, trzymając mocno blondynkę. Korytarze wypełniał szmer, krzyki i płacze przerażonych osób, a przed wszystkim dzieci. Przedzierałem się przez tłumy ludzi, którzy czekali na windę.
- Zayn schody!! - powiedziała Meg biegnąca za mną.
Szybko pokierowałem się na schody, wiedząc, iż kolejka szybko nie zmalej, a ryzyko, że się zepsuje wynosi 70%. Zbiegaliśmy kolejno po schodach, mijając kolejne piętra. Praktycznie lecieliśmy w powietrzu chcąc jak najszybciej dobiec na dół. Nogi wykonywały automatyczne ruchy co jakiś czas potykając się o siebie. Po około 10 min 27 pięter było za nami. Wybiegliśmy na zewnątrz, wiatr się zmagał. Wszystko latało dookoła, a grzmoty i błyski wyprzedzały się nawzajem. Fruwające gazety, reklamy i wielkie szyldy lub banery z nazwami sklepów, leżące przewrócone na samochody, które pod wpływem siły uderzenia zostały zmiażdżone. Linie telefoniczne były nie czynne i po przerywane, a lampy i sygnalizację świetlne zepsute. Pełno krzyków i panika ludzi, którzy biegali po ulicach, uciekając gdzie się da....
*** Oczami Megi ***
Prawdziwy żywioł rozpętał się na zewnątrz, w jednej chwili miasto aniołów i raj dla turystów, zamienił się w klęskę. Bałam się, ledwo myślałam, robiłam wszystko jak dyktowało mi serce i kobieca intuicja.
- Zayn tam!!!
Wskazałam przed siebie, widząc grupę ludzi i kilku umięśnionych facetów w mundurach, wpuszczających do schronu.
- Szybko!!!- powiedział ciągnąc mnie w tamtym kierunku.
Pędem przemierzaliśmy ulicę, biegnąc środkiem drogi, nie zważając na samochody, których i tak bardzo mało jeździło. Chcieliśmy jak najszybciej pokonać dużą odległość. Tak uciekaliśmy przed tornadem! Dotarliśmy do jakiegoś schronu umiejscowionego głęboko pod ziemią, ludzie czekali w kolejce na szalejącym wietrze. Staliśmy na samym końcu, mężczyźni starali się jak mogli, by jak najszybciej wpuścić wszystkich.
Zayn mocniej przyciągnął mnie do siebie, bojąc się, że ktoś mógłby nas rozdzielić.
Wielka pajęczyna błyskawic rozświetlając wszystko dookoła.
przecięła ciemne niebo
Po niej nastąpił głośny grzmot, który przyprawił mnie o jeszcze większą dawkę strachu.
- Przepraszamy, ale miejsca zostało się tylko na jedną osobę, tylko jedno z was może wejść...- powiedział umięśniony facet do nas.
Nie wahałam się, wiedziałam kto z nas ma wejść.
Wspięłam się na czubki palców mocno całując usta Zayna.
Wsadziłam w nasz ''być może'' ostatni pocałunek wszystkie siły i uczucia.
- Kocham cię Zayn, pamiętaj- szepnęłam przytulając się do niego.
- Pośpieszcie się- ponaglił nas ochroniarz.
- Mój chłopak wchodzi- odsunęłam się od Zayna.
- Co nie, nie pozwolę- krzyknął Malik.
- Nie puszczajcie go, zabierzcie go do środka- skierowałam się do mięśniaków, a jeden z nich przytrzymał go.
- MEGI NIEEEE!!! - jego krzyki rozdzierały moje serce.
- Kocham cię Zayn już na zawsze- z oczu zaczęły lecieć strumieniami łzy.
Nie mogłam patrzeć na mulata, który pada na kolana, próbując się wyrwać. Odeszłam od niego, nie mogłam na to patrzeć. Jego krzyki cichły, ale wciąż były słyszalne dla moich uszu. Dlaczego tak wybrałam? To proste chciałam, żeby żył. Jest młody i zdrowy, przednim całe życie. A ja? Ja umieram... co za różnica, czy zginę teraz czy później? Żadna, moje życie kończy się. Obróciłam się spoglądając na Zayna, płakał nadal krzyczał moje imię. Wyszeptałam do niego bezgłośnie ''Kocham cię Boyu'' i odwracając się pobiegłam. Gdzie? Przed siebie, chciałam znaleźć schronienie. Przebiegłam dwie ulice widząc w oddali wielką trąbę powietrzną. Zauważając niewielki mur na przeciwko podbiegłam do niego. Weszłam w mały rów znajdujący się tuż pod nim i usiadłam. Widziałam to w filmach. Podkuliłam nogi pod samą brodę, opierając się o niego plecami.
Śmierć nie jest niczym strasznym, to tylko okres przejściowy.
Straszny jest tylko strach przed nieznanym.....
dawaj następny :) mam nadzieje ze beda szczęśliwi jeszcze razem :)
OdpowiedzUsuńto jest piękne, dziękuje
OdpowiedzUsuńJuz czytalam taki Koniec w innym opow. Umra w nastepnej czesci
OdpowiedzUsuńNaprawdę ? Być może. Z ręką na sercu mówie, że nie ściągnęłam tego z innego opowiadania, ale jest to prawdopodobne,że czytałaś :) /Natalia
UsuńOMG. To jest niesamowite. wzruszyłam się. Czekam na nn<3 :*
OdpowiedzUsuń