Zmęczona podparłam się ręką o blat, chcąc odpocząć jednak nie było mi to dane. Do lokalu weszła piątka chłopaków, a ja miałam ich obsłużyć. Szykując karty, odwróciłam się w celu, namierzenia grupki chłopców, ale zamiast tego zastał mnie inny widok... Cała piątka została, oblężona przez tłum piszczących dziewczyn, o co tu chodzi, kim oni są? Czemu te dziewczyny piszczą?
- Meg możesz już iść, ja się nimi zajmę- z uśmiechem spojrzałam na dziewczynę.
- Dziękuję, jesteś wielka- przytuliłam ją w geście podziękowania i oddałam jej karty.
Cały czas zastanawiając się kim oni byli, zdjęłam kelnerski fartuszek i zabrałam swoje rzeczy wychodząc z lokalu.
Idąc ulicami, przemierzałam szarą rzeczywistość. Ludzie co jakiś czas trącali mnie ramieniem, traktując jak śmiecia, a mijające samochody oślepiały swoimi światłami. Szare niebo i dość silny wiatr, co rusz targał moje włosy. Szłam przed siebie, nie zwracając uwagi na nic. Trzy skrzyżowania, cztery ulice, cztery przejścia na pasach i wreszcie dotarłam do upragnionego miejsca. Tu zapominam o swoim życiu i problemach, wszystko przestaje mieć znaczenie. Mijałam dziesiątki chorych ludzi, spacerujących szpitalnym korytarzem. To staruszka, to dziadek, kobieta w ciąży, przyjaciele odwiedzający bliskich... Widząc cierpienie, jakim los obdarzył tych ludzi zapominałam o swoim. Dochodząc do celu, przekroczyłam próg dziecięcego oddziału, a oczom ukazały się chore dzieci. Każde inne i każde chore na co innego. Było mi szkoda ich wszystkich, powinni cieszyć się życiem, bawić z rówieśnikami, a nie spędzać całe dzieciństwo w szpitalu. Ale właśnie takie jest życie, nikt z nas nie zdaje sobie sprawy ile każdego dnia umiera dzieci na świecie ile osób cierpi... Podążałam wolnym krokiem, szukając odpowiedniej sali. Na myśl, że zaraz zobaczę małą, radowałam się. Kataleja ( pisze się "Cataleya") ma 5 lat, jest śliczną dziewczynką, niestety jej rodzice zginęli w wypadku kilka miesięcy temu. Zabrali ją do domu dziecka, ale niedawno wykryto u niej raka płuc. Jest on złośliwy i nie wiadomo czy da się go wyleczyć. Dla niej każdy dzień życia jest na wagę złota, ale mimo wszystko walczy. Stanąwszy przed odpowiednią salą, pociągnęłam cicho za klamkę i uchyliłam drzwi, wchodząc do środka. Zatrzymałam się, kiedy moje oczy zobaczyły chłopaka o kruczo-czarnych włosach. Dziewczynka zauważając mnie, uśmiechnęła się szeroko, a jej oczy rozbłysły iskierkami.
- Meg, przyszłaś- jej głos był taki szczęśliwy.
- Obiecałam.
Chłopak odwrócił się, patrząc wprost na mnie. Mimo, że stałam kawałek od niego, dostrzegłam jego piękne brązowe oczy, które teraz przeszywały mnie na wylot. Delikatnie uśmiechnął się ukazując szereg białych zębów, a moje serce przyśpieszyło. Odwzajemniłam uśmiech czując dziwne uczucie w brzuchu, tak jakby ciepło zalewało mnie od środka.
- Ja... może nie będę... wam przeszkadzać i przyjdę później- chciałam się wycofać, jednak zostałam zatrzymana.
- Nie zostań- poprosiła mała- to jest Zayn, Zayn to jest Meg, najlepsza dziewczyna na ziemi.
Uśmiechnęłam się i podchodząc do łóżka, podałam Zaynowi rękę. Ucałowałam czółko małej i usiadłam obok.
- Ja już muszę iść, dobranoc Katli ( zdrobnienie Kataleja), przyjdę jutro- pogłaskał po włosach małą i spojrzał na mnie- Cześć- rzucił i wyszedł.
- Podoba ci się? - słowa małej, wybiły mnie z zamyślenia.
- Ale kto?
- Zayn, jest ładny, tak jak ty...
- Co ty nie powiesz? - zaczęłam ją łaskotać, a mała głośno się śmiała.
- Megi...
- Tak?
- Nie zapomnisz o mnie nigdy?
- Oczywiście, że nie słonko, co ci przyszło na myśl?
- Kocham cię, będziesz moją siostrą? - zapytała.
- Pewnie skarbie- pocałowałam ją w czoło.
Poprawiłam jej poduszki i ułożyłam do snu, przykrywając kołdrą.
- Przeczytasz mi bajkę?
- Tak.
Położyłam się obok niej i zaczęłam czytać, jednak przed oczami miałam twarz chłopaka, jego melodyjny głos i ten uśmiech, nie dawał mi spokoju. Kim on jest, że jedno spotkanie, a ja nie mogę zapomnieć? Widząc, że Katli już śpi, przytulona do misia, pogłaskałam ją po główce i całują w policzek wyszłam z sali. Szłam korytarzem, zatrzymując się przy gabinecie lekarza. Zamieniłam z nim parę słów, dowiadując się, że jutro dziewczynka będzie miała badania.
Zmierzając do wyjścia, wyszłam ze szpitala, mijając trójkę chłopaków, jeden z nich, wyglądał jak Zayn. Nie, to nie możliwe...wydaje mi się na pewno. Dość szybkim krokiem przemierzałam ulicę, wracając do domu. Co jakiś czas odwracałam się do tyłu, bo zdawało mi się, że ktoś za mną idzie. Ulicę były pozbawione życia, totalne pustki, tylko ja i on albo ona. Przyśpieszyłam jeszcze bardziej kroku, prawie zaczynając biec. Skręcałam w różne ulice, ale owa postać nie odpuszczała. Strach i przerażenie ogarniał mnie całą, nie wiedziałam co robić, do domu miałam jeszcze kawałek. Pośpiesznie wyjęłam z kieszeni telefon, próbując go odblokować.
- Pieprzony kod.
Zaklęłam pod nosem, nie mogąc trafić w literki. Panika narastała w sile, a ciało z każdą chwilą bardziej drżało. Czując kolkę w okolicy brzucha, nie miałam siły brnąć dalej. Byłam bez szans. Obięłam inną strategię i gwałtownie zahamowałam, szybko odwracając się. Jednak nikogo nie było, cisza i ciemność. Chciałam się z powrotem odwrócić, kiedy ktoś złapał mnie od tyłu...
świetny <3
OdpowiedzUsuńDalej jest super
OdpowiedzUsuńO matko szybko next
OdpowiedzUsuń:))
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarze :)
OdpowiedzUsuńBoski, Czekam na nn <3 :*
OdpowiedzUsuń