piątek, 19 lipca 2013

Zayn cz.5 "Miłość jest nieunikniona"

Znalazłam się w niewłaściwym miejscu, o nie właściwym czasie. Widok Zayna i Dziewczyny, którą całował, to..tego... nie da się określić słowami. Czułam jak obolałe serce promieniuje łzami w moje oczy. Nie wiedząc co zrobić, patrzyłam się na chłopaka, raniącego moje serce co raz bardziej, dla którego czuję, że już nie ma ratunku. Mulat przerywając pocałunek, splótł ich dłonie i ruszyli w moim kierunku....
Stałam jak mur, brak jakichkolwiek ruchów i wewnętrzna walka, którą toczyłam ja sama z sobą. Walczyłam by nie pęknąć, by nie uronić ani jednej łzy, by nie dać się złamać i pokazać swoje słabości. Chłopak będąc kilka metrów przede mną, puścił jej rękę, a ta poszła w stronę wyjścia. Wykonując kolejne kroki przybliżał się do mnie, a na jego twarzy panował zupełny spokój. Stając przede mną jego usta się uchyliły, chcąc coś powiedzieć.
- To co wydarzyło się wczoraj, zapomnij, to nic nie znaczyło mała- powiedział z uśmiechem. - cześć- rzucając na odchodne, zniknął za wyjściowymi drzwiami.
Jak już mówiłam stałam jak mur, ale każdy mur kiedyś pęka, krusząc się na miliony, a nawet miliardy kawałków. Moje serce, moja dusza, moje ciało... ja pękłam. Z oczu poleciały gorzkie łzy, więzione już od dłuższego czasu. Niebo runęło mi pod nogi, uszkadzając przy tym cały mój świat. Wchodząc do szpitalnej łazienki, podeszłam do lustra i wycierając łzy,
przyglądałam się swojemu odbiciu. Zamknęłam się w jednej z kabin i siadając na opuszczonej desce klozetowej, płakałam.

"Ludzie są bezbronni wobec losu, są ofiarami czasu. I własnych uczuć..."

Opanowując słone stróżki, wyszłam z kabiny i podchodząc do zlewu, odkręciłam wodę, przemywając nią swoją twarz. Z czerwonymi i szklanymi oczami oraz czerwonymi policzkami, wyszłam z łazienki. Zaglądając do pokoju Katli, posiedziałam z nią trochę, przeczytałam jakąś bajkę i uśpiwszy małą, wróciłam do domu. Mijając wszystkie pomieszczenia, weszłam do kuchni, wyjmując tabletki nasenne. Chwytając w rękę butelkę z napojem, pokierowałam się do swojego pokoju. Obraz stawał się nie wyraźny, za sprawą łez, które coraz liczniej gromadziły się w oczach. Zamknęłam drzwi na klucz i zaczęłam zdejmować ubrania. Najpierw spodnie, później skarpetki, bluzę i bokserkę. W zamian na ciało wsunęłam rozciągniętą, za dużą, szarą koszulkę. Włosy związałam w koka i siadając na łóżku, wysypałam białe proszki na rękę i popijając wodą, połknęłam kilka z nich. Układając się wygodnie w miękkiej satynowej pościeli, obraz zanikał, a ciało odpływało w stan spoczynku.

Głośne pukanie do drzwi, a wręcz walenie, przerwało mój błogi stan, w którym nie czuję bólu, a serce mniej krwawi.
- Już otwieram- powiedziałam bez uczucia, wstając z łóżka.
- Boże dziewczyno, ty żyjesz?
- A nie widzisz, coś się stało? - oschły ton w moim głosie był wyczuwalny.
- Wczoraj o 18:00 jak wróciłem z pracy pukałem do ciebie, ale nie otwierałaś, pomyślałem, że śpisz. Dzisiaj mam wolne i jest już 16:00, a ty nawet nie zeszłaś, wystraszyłem się- tłumaczył, ale jego słowa tylko obijały się o moje uszy.
- Żyję, przepraszam, ale muszę się ubrać i jechać do szpitala- chciałam zamknąć drzwi, ale je przytrzymał.
- Porozmawiaj ze mną, widzę, że coś się stało?
- Nic się nie stało.
- Meg...
- Dobrze porozmawiam jak wrócę, a teraz mnie zostaw, proszę- zamknęłam szybko drzwi, czując jak moje oczy się szklą.
Ubrałam się w czarne leginsy i kremową luźną koszulkę. Włosy rozpuściłam i zrobiłam delikatny makijaż, chcąc zakryć  popuchnięte oczy. Sięgając pierwszy lepszy sweterek z szafy, zbiegłam na dół.
- Zjedz chociaż śniadanie- w drzwiach stanął Nick.
- Nie chcę, nie jestem głodna.
- Chociaż wypij coś- czując, że zaraz wybuchnę złością, zjadłam kanapkę dla świętego spokoju. Zakładając buty, wybiegłam z domu, pędząc do szpitala. Szarpiąc mocno za rączkę drzwi, weszłam do szpitala, szybkim krokiem wchodząc na oddział. Weszłam do sali Katli, widząc w niej dwóch lekarzy.
- Czy coś się stało? - głos lekko zadrżał.
- Katalej jest słaba, jest coraz gorzej, musimy zabrać ją na sale operacyjną- jeden z nich odpowiedział mi.
- To jest konieczne?
- Tak, możesz ją zabrać na badania i towarzyszyć jej przy nich? Katli jest do ciebie bardzo przywiązana...
- Tak oczywiście.
Lekarze wyszli, a ja podchodząc do dziewczynki, przywitałam się z nią.
- Pójdziemy na badania, dobrze?
- Tak.
Wzięłam delikatnie kruchą i chudą dziewczynkę na ręce, podałam jej misia i wyszłam na korytarz. Zmierzałam w kierunku sali do badań, kiedy na drodze stanął nam Zayn. Oczy ponownie zaczęły robić się szklane, ale panowałam nad emocjami. Podszedł do nas, dotykając Katlin.....

 
Chcecie dalej ?
Wydaje mi się, że wam się nie podoba.
Wiem, że opowiadanie nie jest najlepsze./ Natalia

11 komentarzy:

  1. Ja chce dalej kocham to!!

    OdpowiedzUsuń
  2. pisz dalej, jest to boskie <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Natalia? Ty chora jesteś czy co? To opowiadanie jest genialne. Ty się jeszcze pytasz czy chcemy dalej. W moim przypadku to jest chyba oczywiste ze chce nie wiem jak inni. A tak w ogóle to co ci przyszło do głowy że nam się nie podoba to opowiadanie, Co?
    Czekam na nn <3 :*

    OdpowiedzUsuń
  4. zajebiste <333

    OdpowiedzUsuń
  5. Boże pisz dalej <3 Kocham to opowiadanie czekam na next /Daria

    OdpowiedzUsuń
  6. pisz dalej <3 niech to opowiadanie będzie jak najdłuższe <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Boże to jest piękne! Dawaj szybko następną część! Najlepiej jeszcze dziś bo nie wytrzymam *-*

    OdpowiedzUsuń
  8. Dalej, dalej, dalej! Ja czytam każdą kolejną część, więc dodawaj szybko następną.

    OdpowiedzUsuń
  9. Dalej!! *_* To jest niesamowite! Czekam na kolejną część! :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Fajne.Pisz dalej.

    OdpowiedzUsuń