niedziela, 21 lipca 2013

Zayn cz.6 "Miłość jest nieunikniona"

Wzięłam delikatnie kruchą i chudą dziewczynkę na ręce, podałam jej misia i wyszłam na korytarz. Zmierzałam w kierunku sali do badań, kiedy na drodze stanął nam Zayn. Oczy ponownie zaczęły robić się szklane, ale panowałam nad emocjami. Podszedł do nas, dotykając Katlin...
- Jak się czujesz mała? - jego słowa skierowane do dziewczynki, pobudziły we mnie nową dawkę emocji.
- Przepraszam, ale musimy iść- powiedziałam oschle.
On spojrzał na mnie, a ja czułam jak nie daję rady, jak kolejny raz emocje, kumulujące się we mnie, wzięły górę. Wyminęłam go i szybko mrugając powiekami, szłam korytarzem. Weszłyśmy do odpowiedniej sali i usadzając się na krześle z dziewczynką na kolanach, czekałyśmy. Lekarze pobrali małej krew, następnie zrobili tomografie całego ciała i kilka innych badań. Po około 50 minutach opuściliśmy pomieszczenie i wróciliśmy do sali szpitalnej dziewczynki. Chcąc zrobić coś dla małej, poprosiłam lekarzy, aby pozwolili mi wyjść z nią, gdzieś na 3 godziny. Mała, odkąd tu trafiła, ani razu nie była na dworze, chciałam jej wszystko pokazać, uszczęśliwić, bo co jeśli nie przeżyje operacji, co jeśli się nie uda? To mogą być jej ostatnie chwile życia....

Nie bądź pewny, że masz czas bo pewność niepewna....

Ubrawszy małą w różowe spodenki, kolorową bluzeczkę z kotkiem i biały sweterek zapinany na guziczki, uczesałam jej ciemne włosy w pięknego warkoczyka. Otuliłam jej ciałko ciepłą kurtką, a na nogi wsunęłam białe buciki. Biorąc Kataleje na ręce, żeby się nie męczyła wyszłam ze szpitala. Schodząc po schodach, minęłam Zayna z czwórką jakiś chłopaków. Udałam, że go nie znam i po prostu minęłam. Zranił mnie, a rany bolą jeszcze bardziej, kiedy każdego dnia roztwierane są na nowo.

Idąc przez park, myślałam gdzie zabrać najpierw dziewczynkę.
- Gdzie idziemy? - zapytała uśmiechnięta.
- Nie wiem, może pójdziemy najpierw do Zoo?- zaproponowałam z nadzieją.
- Taaak, zobaczymy kotki i małpki- jej oczy rozbłysły blaskiem, jakiego od dwóch dni brakowało w jej oczach.
Skręcając w jedną z uliczek, minęłam wielką bramę, nad którą wisiał szyld z wielkim napisem ''ZOO''. Kupiłam dwa bilety i ruszyliśmy na podróż po różnych zwierzętach. Na pierwszy rzut poszły Tygrysy, później Lwy i Gepardy. Szczerze mówiąc bałam się ich. Następnie były Żyrafy i Zebry.
- Jak się to zwierzątko nazywa? - zapytała.
- Które?
- To takie duże i grube - zrobiła śmieszną minkę.
- haha Hipopotam skarbie.
- Hiptopontam?
- Może być Hipcio- powiedziałam widząc trud dziewczynki z wymówieniem wyrazu.
- Hipcio- powtórzyła zadowolona.
Przeszłyśmy do działu z małpami, mijałyśmy Goryle, Oran-Gutany, aż doszliśmy do Kapucynek.
- Chcesz ją nakarmić? - spytałam Katlin, widząc jak pracownik rozdaje banany dziecią, by nakarmiły zwierzę.
- Taak- jej uśmiech poszerzył się.
Podeszłyśmy po banana, a następnie do kratek, przez którą wystawiła rączkę małpka. Delikatnie wzięła z rąk Kataleji banana, a my w tym czasie, zdążyliśmy ją szybko pogłaskać. Następnie naszym celę stały się akwaria z rybami. Podziwiałyśmy żółwie, płaszczki, delfiny, kraby, raki, nemo i ryby jakich nazwy nie znam. Kolejne były pingwiny i foki, tu chyba miałyśmy najlepszą zabawę. Głośno śmiałyśmy się oglądając przedstawienie z foką.
- To gdzie teraz idziemy ?- zapytałam, kiedy opuściliśmy Zoo.
- Na lody, proszę, proszę.
- Ok idziemy na lody, a później na plac zabaw, dobrze?
- Tak.

Kupiwszy już lody.
Usiadłyśmy na ławeczce i zjadliwszy mrożący mózg deser, poszliśmy na huśtawki....
Widząc, że czas się kończy, z Katlin na rękach wróciłam do szpitala. On nadal tam był, oni wszyscy tam byli. Wchodząc z dzieckiem do sali, rozebrałam ją z kurtki i butów. Biorąc jej piżamkę, poszłam ją wykąpać i z czystym i pachnącym szkrabem na rękach wróciłam do pomieszczenia. Ułożywszy małą do snu, czekałam, aż zaśnie. Widząc już równomierny i senny oddech Katlin, spojrzałam za siebie. Stali tam tylko, że tym razem do piątki chłopaków dołączyła owa dziewczyna. Po raz kolejny nie wytrzymałam i odwracając wzrok po mojej twarzy spłynął potok łez. Byłam za słaba na to wszystko, nie dawałam sobie rady, złamał mnie. Zakochałam się na poważnie, jednak zamiast czuć się kochaną, przyszło mi cierpieć.... Czuję jak się zapadam, jak staję się pusta. Jak powoli umieram, nie mam już sił, a w mojej głowie ciągle nieustannie odbija się jego nieskazitelny głos.

Można oczy zamknąć na rzeczywistość, ale nie na wspomnienia....

Drżącą ręką wyciągnęłam z kieszeni telefon, a wierzchem drugiej przetarłam oczy. Wybrałam numer do Nicka i czekałam, aż odbierze.
*Rozmowa Telefoniczna *
- Halo?
- Nick przyjedziesz po mnie- wychlipałam pomiędzy łzami.
- Tak, gdzie jesteś?
- W szpitalu u Kataleji, zabierz mnie stąd proszę.
- Zaraz przyjadę, czekaj.
* Koniec rozmowy*

Chłopak rozłączył się, a ja patrząc na dziewczynkę, opanowywałam łzy i czekałam na Nicka. Po 10 minutach drzwi otworzyły się, a ja usłyszałam głos przyjaciela. Odwracając się w jego stronę, wstałam z miejsca i całując małą w czoło, wyszłam z chłopakiem przed drzwi. Czułam na sobie wzrok całej szóstki, a w szczególności Mulata, jednak nie reagowałam. Dziękowałam w tej chwili bogu za Nicka, przyjaciela w którym mam oparcie.
- Stój....
 
WOW... bardzo wam dziękuje za tyle komentarzy pod ostatnią częścią.
Nie spodziewałam się, aż tylu.
Ale to bardzo miłe uczucie.
Dziękuje Jeszcze Raz <3/ Natalia

7 komentarzy:

  1. świetny *o* czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudny rozdział czekam na nn :**

    OdpowiedzUsuń
  3. cud, miód, malina ;d

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow. Niesamowity,czekam na nexta<3 :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Czekam na następną część. Ten imagin ma w sobie coś cudownego. Jest taki inny od reszty. Podoba mi się :)

    OdpowiedzUsuń
  6. SuPeR!!! Już nie moge sie doczekać następnej części. Błagam, dodawaj szybko następną!

    OdpowiedzUsuń