środa, 17 lipca 2013

Zayn cz.4 "Miłość jest nieunikniona"

Jego głos rozniósł się po holu, budząc przyjemne dreszcze na moim ciele. Odwróciłam się, a chłopak szybkim krokiem, znalazł się przy mnie. Czułam jego oddech, na swoich policzkach, zatapiałam się w jego oczach. Niebezpiecznie zaczął zbliżać swoją twarz, a nas dzieliły minimetry...
Czas zwolnił, wydłużając chwilę. Jego wargi delikatnie i nie pewnie dotknęły moich.
Słodki całus złożony na moich ustach, po chwili przerodził się w namiętny pocałunek. Dziwne uczucie w brzuchu, przybierało zdwojoną siłę. Chociaż go nie znałam i wiedziałam, że nie powinnam, dałam się ponieść. Nie wiem, czym objawia się miłość, ale chyba się zakochałam, a może to tylko zauroczenie? Chłopak oderwał się ode mnie i spoglądając głęboko w oczy uśmiechnął się, znikając z mojego pola widzenia. Oszołomiona tym zdarzeniem, wyszłam ze szpitala i wracając do domu, powoli docierało do mnie zajście z przed paru minut.

Wchodząc do domu cały czas, czułam smak jego ust. Wyjęłam jogurt z lodówki i z plastikową butelką w ręku udałam się do pokoju. Rzuciłam się na łóżko i odrywając się od świata, rozmarzyłam się o chłopaku. Czyżby los się do mnie uśmiechnął?
- Meg, chodź na kolację.
Do pokoju wszedł, niebieskooki szatyn z szerokim uśmiechem. Wyrywając się z zamyślenia spojrzałam na chłopaka i wstając poszłam za nim na dół.
- Co jemy? - zapytałam, siedząc już przy stole.
- Jajecznicę, proszę.
- Ummm jak ładnie pachnie.
Od razu chwytając widelec, zaczęłam zajadać się pysznym posiłkiem. Szybko uwinąwszy się z jajecznicą, najedzona, zasiadłam na kanapie, a po chwili dołączył do mnie Nick.
- To co robimy? - zapytałam.
- Oglądamy coś?
- A co proponujesz?
- Nie wiem... komedie?
- Może być.
Wspólnie, okryci ciepłym kocem, zaczęliśmy oglądać film, a wieczór był tylko nasz...

Głośny stukot kropli deszczu, odbijających się o parapet, wyrwał mnie ze snu. Odkrywając kołdrę, ciało przeszył dreszcz zimna. Gęsia skórka dała o sobie znać, ukazując się na nagich przed ramieniach. Wykonując kilka kroków, drżące z zimna ciało znalazło się przy oknie.

Silny wiatr i mocna ulewa, opanowały całe miasto. Zgarniając przyszykowane wczorajszego dnia ciuchy, udałam się do łazienki. Czarne rurki, kremowa koszulka i ciepła, rozpinana, ciemno wiśniowa bluza okryły zmarznięte ciało. Włosy zaplecione w niedbałego warkocza, swobodnie opadały na lewe ramię, a pojedyncze kosmyki włosów, nie łapiące się, otulały twarz. Schodząc schodami w dół, przyszykowałam śniadanie i zjadając swoją porcję, wyszłam do pracy. Wchodząc do pustego jeszcze lokalu, udałam się do szefa.
- Dzień Dobry szefie.
- Dzień Dobry, coś się stało?
- Czy ja bym mogła wyjść dzisiaj wcześniej z pracy?
- Tak, nie ma sprawy, coś jeszcze?
- Nie, dziękuję bardzo.
Z ulgą założyłam fartuszek i przyjęłam zamówienia, pierwszych klientów. Tak mijało kolejne 5 godzin w pracy. Dostarczając już ostatnie zamówienie tego dnia wyszłam wcześnie, udając się do szpitala. Szarpnąwszy za szklane drzwi weszłam do środka i przemierzając znany mi korytarz doszłam na oddział. Myśl, że dzisiejszego dnia zobaczę Zayna, choć trochę rozświetlała ten ponury dzień i moje szare życie. Wchodząc do sali malutkiej, zastałam tylko ją. Podeszłam do jej łóżeczka, głaskając po policzku, śpiącą dziewczynkę. Delikatnie otworzyła oczy, spoglądając na mnie. Było z nią źle, zawsze się uśmiechała, a teraz... nawet nie była w stanie wymusić delikatnego grymasu. Jej blada twarz i oczy błyszczące od napływających z niewiadomego powodu łez.
- Skarbie co się dzieje?
- Ja.. ja nie przeżyję, umieram- ciche słowa z ust Katli wstrząsnęły mną, ona jest taka mała.
- Nie kochanie, nie prawda, będzie dobrze... zobaczysz.
- Jestem zmęczona.
- Śpij.
Głaskałam ją czekając, aż zaśnie, po czym wyszłam z jej sali, udając się do gabinetu lekarza. Jednak jedyne czego się dowiedziałam, to tylko to, że stan Kataleji znacznie się pogorszył, a chemia nie działa na raka. Idąc korytarzem, oczy napotkały obraz raniący moje serce i duszę. Znalazłam się w niewłaściwym miejscu, o nie właściwym czasie. Widok Zayna i Dziewczyny, którą całował, to.. tego... nie da się określić słowami. Czułam jak obolałe serce promieniuje łzami w moje oczy. Nie wiedząc co zrobić, patrzyłam się na chłopaka, raniącego moje serce co raz bardziej, dla którego czuję, że już nie ma ratunku. Chłopak przerywając pocałunek, splótł ich dłonie i ruszyli w moim kierunku....
/Natalia

4 komentarze:

  1. Wow. Genialne, ale pomieszałaś. Nie znaczy ze to żle wrecz przeciwnie świetnie. Jestem Ciekawa co sie wydarzy dalej. Kiedy dodasz nexta<3 :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jutro... chyba, że zdąże to dzisiaj :D/ Natalia

      Usuń
  2. Jeeejuuuu... Cudowny. Już nie moge sie doczekać co będzie dalej... Szybko dodaj nexta. ;*

    OdpowiedzUsuń