wtorek, 23 lipca 2013

Zayn cz.7 "Miłość jest nieunikniona"


Chłopak rozłączył się, a ja patrząc na dziewczynkę, opanowywałam łzy i czekałam na Nicka. Po 10 minutach drzwi otworzyły się, a ja usłyszałam głos Nicka. Odwracając się w jego stronę, wstałam z miejsca i całując małą w czoło, wyszłam z chłopakiem przez drzwi. Czułam na sobie wzrok całej szóstki, a w szczególności Mulata, jednak nie reagowałam. Dziękowałam w tej chwili bogu za Nicka, przyjaciela w którym mam oparcie.
- Stój...- spojrzałam na twarz Nicka, który z troską przyglądał się mi.- obiecaj, że powiesz mi o co chodzi...
- Obiecuje, a teraz zabierze mnie do domu, proszę.
- Chodź.
Chłopak objął mnie ramieniem i poprowadził do samochodu. Jechaliśmy w ciszy, żadne się nie odzywało.
 Nienawidzę takich momentów, kiedy nikt nie wie co powiedzieć, jednak teraz tylko tego potrzebowałam, potrzebowałam ciszy. Widząc już ostatni zakręt, stanęliśmy na podjeździe. Wychodząc z pojazdu, w ciało uderzyła fala chłodu. Zimny wiatr i lekka mżawka zatrzymywały się na mojej twarzy. Pogoda chwilowo się zmieniła na gorszą. Mijając próg domu, zdjęłam buty, a ciało otulił ciepły koc. Siadając na kanapie, bez namysłu wpatrywałam się w czarny prostokąt. Nigdy nie potrafiłam opowiadać o swoich problemach, jestem skryta, nie bardzo ufam ludziom. A właśnie za chwilę miałam opowiedzieć o tym co w ostatnich dniach przyniósł mi los. Życie.
- Proszę- podnosząc zaszklony wzrok, oczy napotkały chłopaka z kubkiem gorącej herbaty, wyciągniętym w moją stronę.
- Dziękuję.
- To powiedz mi co się stało? - Nicko usiadł obok.
- Bo....no...- słowa uwięzły w gardle.
Suchość. Głos zamarł, ucichł.
- Hej, spójrz na mnie.... jesteśmy przyjaciółmi na zawsze pamiętasz? Mówimy sobie wszystko bez strach, nasza obietnica...
- Chodzi o chłopaka...
Opowiedziałam mu wszystko, od początku. Otworzyłam się przed nim, słowa same zaczęły płynąć z mych ust. Czułam lekką ulgę, ale bólu w moim sercu, nie da się zagłuszyć.
- Ja go kocham, to boli...
Płakałam wtulona w ramię chłopaka na wszystkie wspomnienia, które wydzierały jeszcze większe rany w moim pokaleczonym sercu.
- Ciiii...
Nicko próbował mnie uspokoić, lecz jego słowa jeszcze bardziej pogorszyły mój stan. Pogoda za oknem, była odzwierciedleniem mnie. Mocna ulewa, była niczym łzy płynące z moich oczu, a silny wiatr i bałagan jaki za sobą niósł, była jak moje myśli. Porozrzucane, wirujące w mojej głowie.
- Coś wymyślę, zobaczysz... będzie dobrze- jego słowa dały mi małą nutkę nadziei.- Idź się połóż, odpocznij, później do ciebie zajrzę.
Idąc do swojego pokoju, zahaczyłam łazienkę, wzięłam gorący prysznic, który miał jeszcze bardziej rozgrzać i rozluźnić moje ciało. Kropelki odbijały się, jedna po drugiej, spadając na kaflową podłogę. Para, zamazywała obraz, zagłuszając łzy.
Ubrawszy już czyste ciuchy do spania, poszłam do pokoju i układając się na łóżku, myślałam....

Dźwięk dzwoniącego telefonu, wyrwał mnie ze snu.
- Słucham?
- Dzień Dobry Megi, tu ordynator szpitala...
- Dzień Dobry, stało się coś z Katlin? - przerwałam mu.
- Stan małej w nocy diametralnie się zmienił, musimy ją natychmiast operować, jeżeli możesz to przyjedź jak najszybciej, Kataleja, chce cię zobaczyć jeszcze przed zabiegiem.
- Zaraz będę, czekajcie.
Rozłączyłam się i szybkim ruchem zerwałam się z łóżka. Wbiegłam do łazienki, ubierając stare, wychodzone już dresy. Jakąś luźną bluzkę, włosy związałam w wysokiego koka i zakładając buty, wybiegłam z domu, zamykając uprzednio drzwi. Szybkim sprintem biegłam do szpitala. Szarpiąc drzwi, wpadłam do środka, a następnie biegiem, mijając Zayna, chłopaków, jakieś dziewczyny z nimi i kilka innych ludzi wbiegłam na salę dziewczynki. Szybkim krokiem znalazłam się przy niej mocno ściskając w swoich ramionach.
- Ja nie przeżyję- wychlipała przez płacz, była mała, ale rozumiała więcej niż nie jeden z nas.
- Nie mów tak, będzie dobrze, wyzdrowiejesz, zabiorę cię stąd do domu, będziesz mieszkała ze mną, nie oddam cię nikomu, obiecuję- ja też nie hamowałam łez. Bezbronność.
- Kocham cię, ale aniołki chcą mnie już zabrać, będzie tam w niebie mama na mnie czekała?
- Tak skarbie, na pewno będzie czekała...wiesz czemu rodzice dali ci na imię Kataleja?
- Bo to oznacza ''kwiat''? - ciągle była wtulona we mnie, a ja w nią.
- Tak, wyjątkowy kwiat, taki jak ty... jesteś wyjątkowa.
- Nie zapomnisz o mnie?
- Nigdy, zawsze będziesz moją małą siostrą- jeszcze mocniej zacisnęłam ją w uścisku.
-Musimy już jechać- rzekł lekarz.
- Kocham cię- rzekłam odrywając się od małej.
- Ja ciebie też kocham.
Małą wywieźli z sali, a ja wyszłam za nimi. Wszyscy jeszcze ją ściskali, a ja stałam kawałek dalej od nich, nie radząc sobie ze łzami.
- Kocham cię Megi...
Krzyknęłam mała, a coś we mnie pękło, zdołałam tylko wyszeptać, że ja ją też, ale usłyszała. Wiedziałam, że to koniec. Zabrali ją, a wzrok wszystkich zatrzymywał się na mnie....

/Natalia

6 komentarzy:

  1. Wow. Niesamowity, troszkę się wzruszyłam. Czekam na nexta<3 :*

    OdpowiedzUsuń
  2. normalnie się wzruszyłam i czekam na następny ;d

    OdpowiedzUsuń
  3. piękny *o* czekam na kolejną część <3

    OdpowiedzUsuń
  4. cudowny. już nie moge sie doczekać kolejnej części

    OdpowiedzUsuń