wtorek, 28 maja 2013

Harry

Ma pani raka. Jedno zdanie, które obróciło moje życie do góry nogami. Nie pamiętam dokładnie co wtedy czułam. Wydaje mi się, że na początku to do mnie nie dotarło potem stopniowo przyswajałam tą informacje.Może pytałam samą siebie: Dlaczego ja? Przecież jestem taka młoda. Trudno mi było określić czy się bałam. Nie, nie byłam zła, chociaż fakty były straszne. Na początku nie mogłam się z tym pogodzić, przecież miałam plany. Chciałam mieć dom, szczęśliwą rodzinę może psa, takie ludzkie marzenia. To prysnęło wraz z diagnozą, którą usłyszałam od lekarza.    Długo się zastanawiałam jak powiedzieć rodzinie i bliskim mi osobom. Nie chciałam litości. Za każdym razem kiedy wydawało mi się, że jest właściwa okazja tchórzyłam. Pamiętam dobrze datę kiedy się wreszcie na to zdecydowałam 26 października. Była deszczowa pogoda, ale czego można było się spodziewać jesienią po wiecznie ponurym Londynie. Eleanor  urządziła kolację z okazji powrotu chłopaków z 2 tygodniowej trasy. Atmosfera była miła i taka rodzinna. Za każdym razem kiedy któryś z chłopaków rzucił jakiś śmieszny komentarz wszyscy wybuchali nie pohamowanym śmiechem.
- Mam raka.- rzuciłam udając obojętną w przerwie pomiędzy żartami. Wszyscy spojrzeli na mnie a Perrie, która miała w rękach miskę z sałatką  upuściła ją. Odgłos tłuczonego szkła przerwał grobową cisze.
- (T.I) z takich rzeczy się nie żartuje, to poważna sprawa- upomniała mnie Eleanor
- Ja nie żartuje- powiedziałam starając ukryć drżenie głosu. Przeleciałam wzrokiem po każdej twarzy, w ich oczach były ukryte wszystko co teraz czuli. Pierwsza płaczem wybuchnęła Danielle. Odsunęłam krzesło, ponieważ wiedziałam, że jeszcze chwila i ja będę płakać a tego nie chciałam, musiałam pokazać, że jestem silna dla nich. Marszem przebyłam  centymetry od wyjścia na taras. Idealną cisze zakłócał  szloch dziewczyn oraz moje równe uderzanie trampkami w panele. Oparłam się o balustradę na tarasie.
- Od kiedy wiesz?- usłyszałam łamiący się głos Harrego
- Od tygodnia- powiedziałam i do moich uszu dotarł charakterystyczny dźwięk westchnienia bezradności. Odwróciłam się i zobaczyłam, że po twarzy mojego ukochanego spływają łzy. Automatycznie podniosłam ręce i otarłam je.
- Proszę nie płacz- na tylko to zdanie mogłam się zdobyć
     Potem wszystko potoczyło się bardzo błyskawicznie poinformowanie rodziny i znajomych. Wszyscy traktowali mnie inaczej. To nie tak, że tego nie chciałam, ale to nie pozwalało mi ani na chwile zapomnieć o mojej chorobie. Czasem w nocy zastanawiałam się jak umrę. Czy będę cierpieć, czy zdążę się pożegnać, czy to stanie się szybko nawet tego nie poczuję? Najbardziej bolało mnie to, że przeze mnie cierpią moi bliscy. Nie raz słyszałam w nocy cichutki płacz mamy albo którejś z dziewczyn. Chłopcy się starali tego nie pokazywać a nawet rozluźniali  atmosferę swoimi komentarzami i śmiesznymi żartami. Wtedy tylko ja się śmiałam a pozostali gromili wzrokiem dowcipnisia. Nikt nie pozwolił mi się poddać. Znajdywali coraz to nowych lekarzy, którzy mieli mi pomóc. Niestety od wszystkich słyszeliśmy to samo, że jest za późno. Rak ma za duże postępy i są przeżuty na cały organizm. W takich chwilach widziałam zmartwienie i bezradność na twarzach ludzi, którzy przekazywali tą wiadomość. Nie chciałam rozmawiać o mojej chorobie, każdy to akceptował przynajmniej tak mi się wydawało. Miałam ogromne wsparcie od wszystkich z mojego otoczenia, każdy się starał i na swój sposób, pomagał mi samą swoją obecnością. Wtedy uświadomiłam sobie jak bardzo kocham ich wszystkich i jak trudno mi będzie się rozstać. Harry, który nie był świadomy tego jak mu jestem wdzięczna spędzał ze mną każdą wolną chwilę. Nie raz słyszałam kiedy mówi do mnie jak udawałam, że śpię. Uparł się, że nie będzie spał do póki nie zasnę. Ja nie  chciałam mu robić kłopotu, ponieważ wiedziałam, że jest zmęczony. Ciągłe wywiady, koncerty, spotkania z fanami, ta cała sytuacja widziałam, że to go wykańczało. W takich sytuacjach odczuwałam silne uczucie i wiedziałam, że nie zmieni się ono nawet po śmierci.
  Pamiętam jak obudziłam się w białej sali. Nie byłam pewna czy już umarłam czy jeszcze żyje. Potem przyszli lekarze pytali o coś, badali różne miejsca a ja byłam jak zaklęta. Otrząsnęłam się dopiero kilka godzin później.
 Codziennie odwiedzał mnie ktoś z rodziny a chłopcy wraz z dziewczynami siedzieli u mnie po kilka godzin dziennie. Czasem pytałam czy im się to nie nudzi wtedy wszyscy patrzyli na mnie i gorliwie zaprzeczali. Ich towarzystwo bardzo mi pomagało. Pamiętam jak w pewien czwartek Harry przyszedł z dużym bukietem róż a pielęgniarka nie chciała go wpuścić mówiąc, że na ten odział nie można wnosić takiej ilości kwiatów. Rozczarowana mina mojego chłopaka utkwiła mi w pamięci. Siedział ze mną dopóki ktoś go nie wyrzucił rozmawialiśmy o czym się da on opowiadał o fankach, koncertach i najzwyklejszych rzeczach takie jak np. co jadł na śniadanie.
-Harry- powiedziałam zachrypniętym głosem przy któryś z jego spotkań
- Tak kochanie- spytał głosem przesiąkniętym troską taką iż poczułam dziwne uczucie goryczy
- Boje się - wypaliłam chyba pierwszy raz w historii moje choroby. Nic nie powiedział przytulił mnie najmocniej jak potrafił. - Boje się co się ze mną stanie. To głupie ale boje się chyba bólu.- powiedziałam a po twarzy spłynęło mi kilka łez
- Nie bój się.Jestem przy tobie.- wyszeptał mi wprost do ucha
- Obiecaj mi, że mnie nie zostawisz- powiedziałam najbardziej egoistyczną rzecz ale nie wyobrażałam sobie tego, że jego nie będzie przy mnie
- Obiecuje- odpowiedział i pocałował mnie tak czule i z taką delikatnością, że na chwile odpłynęłam. Nie czułam bólu, który upornie męczył mnie od paru dni, zapomniałam o wszystkim, przestało mnie obchodzić, że jestem chora, liczył się ten pocałunek tylko on i ja.
      Po kilku dniach czułam się okropnie. Nie mogłam się ruszyć ponieważ to sprawiało mi ogromny ból, który opanowywał całe moje ciało.
- Ile zostało mi czasu?- spytałam pewnego dnia, kiedy lekarz przyszedł na poranną wizytację
- Trudno to określić- powiedział
- Proszę być ze mną szczerym- poprosiłam
- Przykro mi, najwyżej dwa tygodnie- bezradnie rozłożył ręce
- Mogę mieć do pana prośbę- spytałam
- Oczywiście- odpowiedział
- Chciałabym dostać kilka czystych kartek i długopis
- Załatwione- uśmiechnęłam się lekko nie zdziwiłabym się jakby tego nie zauważył
  Po kilku dniach napisałam listy "pożegnalne" do wszystkich. Co zawierały? Różne rzeczy od pocieszenia o różnorakie prośby.
-Proszę pani chciałabym panią o coś prosić-powiedziałam do pielęgniarki, która podawała mi nową kroplówkę
- Tak dziecko?- spytała
- Czy... yy.... jak ja umrę- powiedziałam zacinając się- mogłaby pani przekazać to mojej rodzinie?- wyjąkałam podając jej plik kopert z imionami moich bliskich
- Oczywiście- oznajmiła wzruszona  
  Nie pamiętam kiedy to się stało czy cierpiałam, czy po prostu zasnęłam. Zgasłam jak iskierka wydobywająca się z żarzącego się ogniska..




                                                                                                                                                               
Przepraszam, że znów Harry ale jakoś tak wyszło. To jest mój pierwszy w życiu imagin, który wysłałam na konkurs jak adminkę tego bloga mam nadziej, że Wam się spodoba.

2 komentarze: